Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja objawy


richi

Rekomendowane odpowiedzi

A dziękuje :)

Dzisiaj przechodziłam obok gabinetu i pisało że to jest prywatny psychiatra.Czy do niego mogę iść z kasy chorych? Skoro przyjmuje prywatnie to mam spooore wątpliwości.

Gdy wracam do domu padam na łóżko ,a myślałam by najpierw iść do innego osoby a nie od razu do psychiatry..

Głupie są też myśli mojej podświadomości - po co tam iść ,nic ci nie jest ..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba jest i pracuje tam lekko znerwicowana babka ;) .Mialam tam robione badania o predyspozycje zawodowe..

Tak mi się wydaje że temu służył tamten budynek..

Przyglądam się i widze że tam gdzie byłam na grupie terapeutycznej jest tez profilaktyka indywidualna..

Myślałam żeby jutro iść samej ale gdzie indziej,znajoma tam była i mówiła że jest ok.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To się nazywa życiowy pech =='

Bylam pod psychiatrą to nie miała czynne bo moglam się spytać/zapisać.

Byłam gdzieś indziej gdzie chodziłam i nie było nikogo ,okazało się ze zajecia są o wiele później .Do tego też nie wiem jak wygladają bo pisze zajęcia indywidualne i rodzinne. To znaczy że rodziny i samotnicy razem siedzą? Hmm

 

---- EDIT ----

 

Nie mogę :( 4 miejsce i znowu nikogo nie było..

Poszlam w kolejne miejsce i nie było nikogo ;( ja już nie moge..

Moze nic mi nie jest a te 2 lata były jakaś komedią ? Nie chce tak myśleć bo organizm stosuje wymówkę bym chociaż się nie skonsultowała z kimś kto się na tym zna..

Załamka..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piszę tego posta z nadzieją, że ktoś mi w końcu pomoże.

Mam prawie 30 lat. Żonę, w której zakochałem się od pierwszego wejrzenia, z którą dzielę swoje pasje. Wymarzone dziecko.

Od około 2-3 lat przeżywam jednak kryzys tożsamości. Nie wiem kim chcę być, co mam robić (i jak), żeby poczuć upragnioną satysfakcję. Czuję, że robię mnóstwo rzeczy na raz, a żadnej od początku do końca z pełnym zaangażowaniem. Jestem zagubiony w swoich marzeniach i ich realizacji.

Pracuję w dużej, znanej firmie medialnej. Mojej pracy zazdrości mi większość znajomych. Ja jednak najchętniej bym ją zmienił. W ogóle odszedł, albo chociaż dział, w którym bym mógł się zrealizować. Czuję, że robię nudne rzeczy, niekreatywne. Mam wrażenie, że moi koledzy z pracy śmieją się z "wielkości" moich zadań.

Po pracy próbuję robić coś na swoje konto. Prowadzę swój serwis internetowy, którym docelowo chciałbym zajmować się tylko i wyłącznie. Jednak bardzo niskie wpływy z reklam nie pozwalają mi zająć się tylko tym projektem. Nie miałbym z czego żyć. Boję się zaryzykować, rzucić wszystko i zająć się tylko tym, choć czuję, że mogłoby się udać. Podobne serwisy, które są aktualizowane regularnie przynoszą wymierne dochody.

Od czasu do czasu projektuję też strony internetowe na zamówienie, ale nie idzie mi to w ogóle, bo nie umiem zdobyć klienta i wzbudzić w nim zaufanie.

Mam wrażenie, że przez moją niską samoocenę, młody wygląd ludzie traktują mnie niepoważnie. Staram się cały czas zmienić coś w swoim życiu zawodowym, ale nic z tego nie wychodzi.

Często czytam o moich równieśnikach lub osobach w podobnym przynajmniej wieku i sukcesie, który osiągneli. Dołuje mnie to strasznie. Też chciałbym zarabiać godnie na tym, co kocham najbardziej i mieć lepszy status społeczny.

Chcę w końcu poczuć się spełniony. Chcę poczuć satysfakcję, ale ciągle kręcę się w kółko nie wiedząc w którym kierunku pójść.

Ostatnio w nocy budzą mnie koszmary. Żona opowiada, że krzyczę, macham rękami, kopię nogami. Tak mnie te myśli męczą.

 

Poradźcie co mam zrobić. Jak zabrać się do zmian w swoim życiu?

 

Bardzo dziękuję z góry za waszą uwagę i poświęcony czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałbym mieć takie problemy jak ty, a może jednak nie..

 

Z tego co zrozumiałem wiedziesz spokojną, momentami nudną egzystencję. Jednak zarabiasz wystarczająco dużo, co pozwala Ci żyć na poziomie odrobinę wyższym od Twoich znajomych-czego Ci zazdroszczą (??).

 

Wg mnie praca to nigdy nic przyjemnego, chyba, że idzie się pewną drogą od początku, np. od dziecka marząc by zostać żołnierzem,w końcu nim zostajesz itp.

 

Może znajdź sobie jakieś ciekawe hobby, strzelanie, pływanie, bieganie. Choćby wiatrówka PCP. Poświęć trochę więcej czasu swojemu serwisowi, zrób parę stron za darmo, ale za to na wysokim poziomie np. do jakiegoś zakładu znajomego-co byś mógł stworzyć portfolio.

 

To takie moje przemyślenia, co bym zrobił na Twoim miejscu z tego co napisałeś. Chodź udzielanie rady w moim przypadku nie jest najlepsze, bo sam nie wiem co mam zrobić..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michau jestem w podobnym wieku oraz sytłacji "minus zona" tez przez cos takiego przechodziłem nie cieszy Cie nic co zwiazane z tym ze masz dobra prace i nawet dobre zarobki tego nierekompensuja mam to samo złosci mnie wszystko co z nia zwiazane tym bardziej ze pracuje w domu i mam ja przed oczami caly dzien tez kiedys chciałem robic w zyciu co innego robiłem to 4 lata lecz cenna była wysoka tego, nieobecnosc spowodowała ze "przyszła zona" nie stala sie zona ,córka ma innego tate itp wiec moze warto przemyslec i przemeczyc jeszcze troche czasu i zmienic to wszystko kiedy Twój biznes sie rozwinie na tyle ,ze bedziesz mogł z tego sie utrzymac "wiem ze dobrze sie mówi ale sam bym najchetniej zmienił swoja prace " lecz z czgos trzeba zyc

 

zycze powodzenia i trafnego wyboru

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I to jest właśnie problem większości młodych i ambitnych ludzi.

Chcą łapać 10 srok za ogon, a w gruncie rzeczy nie złapią żadnej i zmarnują 10 lat w ściganiu jednej.

Rozumiem Cię, bo ja mam także liczne zainteresowania i nie do końca zawsze wiem, które najlepiej byłoby rozwijać i któremu poświęcać czas - bo co z tego jak nie wyjdzie ?

Ale z drugiej strony na pewno można jakoś to pogodzić, a na satysfakcję - no cóż, nie ma innego lekarstwa jak praca którą się lubi. Wiadomo - praca to zawsze praca i nawet kiedy jest pasją, czasem męczy - przecież nie zawsze mamy ochotę coś robić, nawet jeśli ogólnie to lubimy.

Jednak pamiętaj, że masz Rodzinę i nie możesz, a w zasadzie nie powinieneś tylko myśleć o sobie, musisz działać rozsądnie i odpowiedzialnie.

Przede wszystkim zastanów się co chcesz konkretnie w życiu robić, postaw sobie jakiś jeden cel, który pociągnie za sobą inne marzenia i ich realizację. Nie licz na to, że coś spadnie z nieba, bo tak nigdy nie jest - a poza tym, miałbyś wówczas z tego satysfakcję, że coś dostałeś za darmo ? Na pewno nie.

Postaraj się zrobić wszystko aby pasję połączyć z finansami, pamiętając jednocześnie o Rodzinie. Rozmawiałeś z Żoną o swoich myślach ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obecnie jestem drugoklasistą jednego z elbląskich ogólniaków. Z dniem 1 września zaczęło się ze mną coś nieciekawego. Smutek, napięcie nerwowe, płacz, beznadzieja życia, brak uśmiechu, rozdygotane ręce i nogi, "telepka", walenie "serducha" (też zresztą schorowanego), problemy z koncentracją... Zacząłem wkręcać sobie MNÓSTWO rzeczy (m.in. miejscami paniczny strach przed schizofrenią, bezsennością - "już nigdy nie zasnę i umrę"). Moi rodzice też maja problemy z nerwami (szczególnie tata jest znerwicowany) i dlatego razem wałkowaliśmy temat. Poza tym akurat chodzę do liceum, gdzie naprawdę młodzież jest bardzo ułożona i dojrzała - jeszcze teraz mnie moi znajomi co niektórzy pytają: "Jak tam dziś - dobrze?" Ten tydzień był niesamowity. Nie wiem, co się ze mną stało. W niedzielę było już naprawdę całkiem dobrze, od poniedziałku powoli zaczęło wracać do mnie życie. Miałem to pierwszy raz w swoim życiu.

 

Rodzice sądzą, że te kłopoty, to:

a) wynik nagłej zmiany trybu życia (po dwumiesięcznej przerwie nagle zacząłem wstawać o szóstej, siódmej rano - w wakacje to była 9, 9.30 ;) ) - i rzeczywiście trochę muszę się zgodzić (szczególnie w kwestii snu)

b) wkręcanie sobie różnych rzeczy i tu też muszę się z tym zgodzić (szczególnie po rozmowach na temat "jakich to problemów z nerwami ludzie nie mają" i po pomocy mamie na działce robiło się lepiej)

 

Sam zacząłem sądzić, że to tylko chwilowe, że jest mi lepiej z każdym dniem, że o tym zapominam, że jest tak, jak było jeszcze chociażby 31 sierpnia.

 

Teraz jest już niemal całkiem ok. Moje pytanie brzmi - jeśli trwało to tylko jeden tydzień (i akurat zbiegło sie z początkiem szkoły) to czy to mogło mieć związek z tym właśnie (dokładnej przyczyny jakoś nie mogłem sam ustalić) i czy - co ważniejsze- ten tydzień spokoju i powrotu do "normalności" jest tylko tak naprawdę przejściowy (tego się obawiam). Czy to, co miałem, to była jakaś naprawdę ciężka nerwica czy tylko tymczasowe, epizodyczne załamanie nerwowe? Teraz znowu się śmieje, jest w sumie ok, czasem tylko nachodzą mnie takie myśli i obawiam się troszkę, że to dopiero początek, że ten tydzień to tylko oddech, po którym znowu nadejście płacz... (dodam, że jestem hipochondrykiem i wkręcam sobie łatwo bardzo wiele rzeczy - schizofrenie, paranoje, śmiertelne bezsenności rodzinne, choroby afektywne itp.); Proszę o odpowiedź.

 

Proszę o odpowiedź.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witaj, Nie bardzo rozumiem dlaczego , tak dogłębnie analizujesz to cosię wydarzyło.Miałeś chandre , myślę , że spowodowaną jakimś wewnętrznym konfliktem , lub lękiem...Bylo minęlo .Po co do tego wracać??? Teraz jest ok i nich tak zostanie.Trzymaj się cieplutko .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Owszem, charakter Twojego postu sugeruje ,że masz tendencję do zbytniego przejmowania się.Ptzupuszczam, że jeśli stało się to raz to nie jest to nic powaznego.I prawdopodobnie związane jest z póściem do szkoły i dostosowaniem się do nowego trybu życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W życiu tak jest czasem, że mamy to czego chcemy i jakoś nie potrafimy się tym cieszyć. I dla każdego to co innego znaczy.Być może kwestia leży nie w tym, co robisz lub czego nie robisz, ale w Twoim podejściu.Możliwe,że kiedyś uznałeś ,że osiągnięcie sukcesu zawodowego da ci wymarzone szczęście.Miałam podobne doświadczenie lecz na innej płaszczyźnie. Myślałam, że bycie z kimś kogo kocham i kto kocha mnie sprawi, że będę szczęśliwa.

Niestety to, czy potrafimy cieszyć się życiem zależy wyłacznie od nas samych.Nie ma tu znaczenia, czy mamy dużo ,czy mało w tym życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej,

Właściwie to nie wiem czy dobrze trafiłam. Po prostu dziś już brakło mi sił by zatrzymać wszystko w sobie i choć wiem, że nie mam powodów do złości - wybucham.

Wszystko wydaje się być takie oczywiste: skąd się wzięła ta złość i dlaczego nie umie tego uspokoić, ale to zaczyna być chore.

Nienawidzę swojej matki. Wiem, nie powinno się tak mówić. Ale ona po prostu doprowadza mnie do szłu. Nie mam 12 lat by zwalić wszystko na dojrzewanie, a i ona nie jest tak naprawdę taka zła by powiedzieć, że to jej wina. Ja po prostu już jej nie toleruję. Irytuje mnie każde wypowiedziane zdanie, a każde pytanie odbieram jako atak. Kiedyś - lata wstecz- przepraszałam ją za to, że nie możemy się porozumieć. Nie czułam się winna, ale wiedziałam, że "tak trzeba", że czasem trzeba ustąpić.Teraz już nie mam na to sił, ani ochoty. Czasem mam wrażenie, że ona specjalnie mnie prowokuje, a później obraża się i mówi, że nie chcę z nią rozmawiać.Innym razem, powtarza kilka razy to samo zdanie, opowiada tą samą historię, naskakuje na innych jakby tylko ona była wspaniała, idealna, jakby tylko jej należało słuchać i słyszeć. I znowu ten sam tekst, gdy zwróci się jej uwagę: "nic już nie będę mówić".

A ja mam powoli dość. Czasem zamykam to w sobie. Czasem coś odburknę. Dziś - puściły mi nerwy, sama na nią naskoczyłam o jakąś pierdołę i wyszłam. Tylko teraz łzy mam w oczach i nie mogę się poskładać. Bo.. boję się, że ja też kiedys taka będę? że nie będę umiała nad sobą zapanować? że .. nie wiem. Mój mąż, uśmiecha się i mówi, że mnie utemperuje, ale ja wiem, już to przetestowałam, że czasem nie da się mnie zatrzymać w pół słowa.

 

Piszę, bo nie wiem od czego zacząć...

A TY wiesz?

 

Pozdrawiam. Nata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj, a możesz podać jakiś przykład, sytuację w której Twoja Mama Cię zdenerwowała ? Rozumiem, że to teraz każda pierdoła Cię irytuje, ale jak było wcześniej ?

Moim zdaniem powinnaś trochę odpocząć od niej, a ona od Ciebie. Pamiętaj, że to będzie zawsze Twoja matka, chociaż wiadomo - ona także powinna i Ciebie szanować.

A czy Ona zawsze taka była ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

odpoczywamy od siebie, w sensie: nie mieszkamy razem (od 10 lat - ja mam 29), nie widujemy się codziennie, nawet nie dzwonimy.

 

a obecnie wyprowadza mnie z równowagi niemal wszystko (bardzo trudno mi podać przykład). dziś poszło o cytuję: "powinnam się na ciebie obrazić. jak nie masz ochoty ze mną rozmawiać, to powiedz!" - a wypowiedź mojej mamy dotyczyła poprzedniego dnia, gdy zadzwoniła do mnie gdy byli u mnie znajomi i zaczęła dopytywać się jaką podeszwę buta ma mój mąż, bo ktoś był u nas w ogródku działkowym. brzmi śmiesznie, prawda? prawdę powiedziawszy jak otrząsnęłam się z zagadkowości tego pytania, to grzecznie sprawdziłam i opowiedziałam wygląd podeszwy buta, a później stwierdziłam, że nie mogę teraz rozmawiać bo mam gości. tyle. błachostka, nieprawdaż?

innym razem wyprowadza mnie z równowagi jej krytyka innych osób, np.: raz na (nie wiem? może..) miesiąc towarzysko dzwoni do rodziców siostra mojego taty, i wiadomo musi się wypytać co słychać. po takiej rozmowie, moja mama przez kilka godzin wyraża oburzenie, że ciocia za każdym razem pyta, czy ona jeszcze pracuje? rozumie, stwierdzenie faktu, rozumie, że może jej nieodpowiadać, że ktoś ją pyta o pracę (bo obecnie przebywa na zasiłku), ale kurcze mówienie w kółko o tym samym i obrzucanie kogoś błotem, doprowadza mnie do szału (tym bardziej, że znajomi zazwyczaj dzwonią czysto towarzysko, a nie ponabijać się). moje nerwy w tym wypadku, chyba też mają związek z tatą, którego mi szkoda, że musi słuchać takich pierduł o własnej siostrze.

 

a kiedyś? "kiedyś" staram się nie pamiętać. jak byłam dzieckiem to zawsze budziły mnie weekendowe kłótnie (tylko wtedy byli wszyscy w domu). jak zaczęłam chodzić do szkoły to zawsze musiałam być tą najlepszą "bierz przykład z lepszych, a nie gorszych". jak dorastałam i zaczęłam się oglądać za chłopakami, to wszystko było ważniejsze niż moje sprawy. właściwie, to chyba gdy jej powiedziałam, że podoba mi się taki jeden, to wkurzyła się na mnie i powiedziała, że mam teraz nauke, a nie kolegów. chyba nigdy z nią normalnie nie rozmawiałam. o antykoncepcji rozmawiał ze mną mój ojciec. nie pamiętam, żeby mnie wtedy wkurzała, po prostu - tworzyła taką barierę, która powodowała, że coraz bardziej się od niej odsuwałam. i jeszcze coś mi się nasuwa.. zazdrość - ona zawsze była zazdrosna o mojego tatę, o to, że razem graliśmy w piłkę albo jechałam z nim na przednim siedzeniu w samochodzie albo razem remontowaliśmy łazienkę (dostaliśmy niezły wycisk jak czyściliśmy w nocy (ok.23) fugę w kafelkach, żeby na rano było gotowe). nigdy tego nie powiedziała - to było wiadać. nawet jak przestaliśmy razem mieszkać, kiedy ojciec przyjeżdał pomóc mi coś naprawić, po 15 min od wejścia był telefon, gdzie się tak długo podziewa.

 

teraz się zastanawiam, czy ona nie czuła się odsunięta, ale mam świadomość tego, że my zawsze chcięliśmy aby "wygłupiała" się z nami. każde dziecko potrzebuje mamy.

tylko, że ja już przestałam być dzieckiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki, dzięki za to, co tu piszecie. W ogóle dzięki za forum, bo generalnie to wasze historie pozwoliły mi się podnieść... Tylko właśnie - tak, jak wielu z Was, ja też miałem przez ten tydzień tzw. derealizację, a teraz jeszcze boję się nieraz czy nie popadnę w schizofrenię, która przecież w tym wieku (17-18 lat) ujawnia się.

 

Najdziwniejsze - objawy fizyczne tej całej chandry, jak ktoś tu już powiedział, minęły (fale gorąca, telepka, spięcie w brzuchu, kołatanie serca) - minęły po tym pierwszym tygodniu, ale czasem nadal myślę, że zapadnę na schizofrenię. Hm... To chyba troszkę niepoważne myśli, ale trudne do "odkręcenia" - szczególnie, że nie wiadomo dokładnie, czy ona jest dziedziczna, czy nie... Ale chyba, dopóki o tym myślę wszystkim - że zachoruję i analizuję swoje zachowanie, to raczej nie są to objawy schizofrenii (czytałem gdzieś - na wikipedii bodajże - o schizofreni nerwicowej, kiedy b. trudno jest odróżnić te dwie sprawy i gdzie derealizacja jest tym rozróżnikiem...)?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

obawiam się że M_arta dobrze mówi, co nie znaczy że ja nie mam takiego problemu, właśnie taki mam, Moja siostra mi keidyś powiedziała taką samą rzecz ( a zna mnie bardzo dobrze :) ) że łączę sukces i szczęście z powodzeniem w pracy ... jednak to jest bardziej umiejętność cieszenia się wogóle szczęściem. Spróbuj może przypomnieć sobie czy kiedyś

w młodości nie byłeś podobny a jeśli to co Cię cieszyło ? Czy miałeś jakieś podobne problemy ?

 

pozdrawiam i życzę mimo obecnego złego samopoczucia większego dystansu ...

Zresztą nie każdy musi być ciągle szczęśliwy , warto więc na to szczęście pracować

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiesz co nie naczytuj sie za duzo tego forium;) mysle ze masz tendencję do wyolbrzymiania pewnych spraw i zbytniego przejmowania się;)i jak wyczytyujesz wszystko o schizofrenii tez tym nic nie zdziałasz;) mysle ze sobie wkreciłes ze czujesz to kołatanie serca ze napewno coś masz ze widzisz ze rodzice maja to ze ty napewno odziedziczysz ale NIE wiele spraw jeszcze nie jest w genetyce do konca wyjasnionych i nawet jak masz znerwicowanych rodziców to nic nie oznacza;) zajmnij sie soba pozycz sobie fajna gre komputerowa idz pograj w piłke:):D naprawde zapomnisz to tylko wkrecanie sobie i nie czekaj absolutnie teraz ze znów obiawy sie pojawią nie pojawia sie poprostu nie zadreczaj się tym:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, nie zadręczam się. Tylko po prostu denerwuje mnie to, że jeszcze podświadomie - mimo tego fizycznego już spokoju - dręczą mnie (jak widzę - nie tylko mnie) myśli o tej schizofrenii. Analizuje teraz siebie. Boje sie tej pseudo nerwicowej schizofrenii i tak mi czasem przez to nierealnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich. Może Wy mi coś mądrego poradzicie. Nie wiem czy to depresja czy nerwica, czy tylko totalny dół psychiczny. Pomimo swojego wieku (mam 32 lata) przeszłam już chyba dosyć dużo w swoim życiu. W wieku 27 lat w skutek choroby ( 2 miesiące) straciłam męża. Do dnia dzisiejszego musze walczyć i włóczyć po sądach z moją byłą teściową. Pomimo upływu czasu dalej się obwiniam o tą śmierć. Wiem, powiecie mi że niepotrzebnie, że nie miałam żadnego wpływu na chorobę i jej skutki. Każdy mi tak mówi, ale ja nie potrafię się z tym pogodzić.

Do tego wszystkiego w poniedziałek szef oznajmił mi że mogę sobie zacząć szukać nowej pracy. Nie podał żadnej konkretnej przyczyny. Stwierdził, że w firmie trzeba odmłodzić i odświeżyć atmosferę. Jestem na zwolnieniu lekarskim. Nie wiem co mam robić. Zwolnienie jest tylko przedłużeniem zatrudnienia. Nic mi się nie chce, wszystko mnie drażni, nie wiem co mam robić. Chce mi się płakać, a raczej wyć z płaczu. Coraz częściej coś ściska mnie za gardło i nie pozwala wydobyć słowa, a łzy same cisną się do oczów.

Co ja mam dalej robić , jak dalej żyć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zle mam tak od około 2-3tygodni poproostu straszne wahania nastrojów rozstrojona nerwowo całkowicie dziś zle wczoraj było swietnie mogłam góry przenosic smiałam sie z kazdej głupoty dzis znów zle płaczliwie skupić sie nie moge dodam ze miałam pewne wydarzenie które mogło wpłynąć na depresję i dodam ze od 2-3tygodni nie mam ochoty wogole jeść jak coś strasznie sie zmuszam i mi się wymiotowac chce ale pomalutku jakos wsuwam coś dzis jedynie kubus i sucharki i tak mam takie wahania nastrojów czy to moze byc depresja?? strasznie sie boje ze tak i co wtedy?? jak się ją leczy?? dodam ze do psychologa jestem umowiona niedługo czy moze miec to takze zwiazek z pogodą?? wkoncu tak było ładnie słonko a teraz taka smutna ta pogoda a słyszalam ze na depresje wpywa bardzo pogoda i najczesciej zapada sie w depresję własnie jesienią nigdy takiego czegos nie miałam takie przeskoki nastrojów tez pewna sytuacja na to wpłyneła ale nie az taka zeby mi sie odechciało jesc na zawsze bo wiem ze sama sobie tym szkodze ale nic nie poradze czy to moze byc depresja czy tylko takie wahania nastrojów jesienne??

 

---- EDIT ----

 

to moje samopoczucie ze wczoraj dziś sie czuje no tak średnio chociaz jeść się nadal nie chce bierze mnie na mdłości jak pomysle o jedzeniu miał ktos tak??aha lęki tez sa ze sobie z czyms tam z moim problemem nie poradze ale jak zaczynam mówic sobie "skup sie pomyśl logicznie i trzezwo" to pomaga i znów przez chwile jes dobrze ze jak taka "błahostka" moge się przejmowac ale za jakis czas znów wraca i jestem juz na wizyte umowiona ale musze poczekac trochę ale czy to depresja czy jakiś uraz wiekszy i bedzie ok??czy tak sie zaczyna depresja??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×