Skocz do zawartości
Nerwica.com

gdzie

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez gdzie

  1. gdzie

    Depresja objawy

    Chciałbym mieć takie problemy jak ty, a może jednak nie.. Z tego co zrozumiałem wiedziesz spokojną, momentami nudną egzystencję. Jednak zarabiasz wystarczająco dużo, co pozwala Ci żyć na poziomie odrobinę wyższym od Twoich znajomych-czego Ci zazdroszczą (??). Wg mnie praca to nigdy nic przyjemnego, chyba, że idzie się pewną drogą od początku, np. od dziecka marząc by zostać żołnierzem,w końcu nim zostajesz itp. Może znajdź sobie jakieś ciekawe hobby, strzelanie, pływanie, bieganie. Choćby wiatrówka PCP. Poświęć trochę więcej czasu swojemu serwisowi, zrób parę stron za darmo, ale za to na wysokim poziomie np. do jakiegoś zakładu znajomego-co byś mógł stworzyć portfolio. To takie moje przemyślenia, co bym zrobił na Twoim miejscu z tego co napisałeś. Chodź udzielanie rady w moim przypadku nie jest najlepsze, bo sam nie wiem co mam zrobić..
  2. Nie o to mi chodziło, chodź poniekąd masz rację. Co wybrać, archi czy inform, będę męczył, wszystkich i wszędzie.
  3. Nie chcę po prostu przeżyć Życia tak jak inni, codziennie do pracy na 8:00, powrót o 16:00. Drobne porządki, sprzątanie, telewizor. W weekend wyjście. Nie chcę tak. Nie chcę jak będę zdychać myśleć o tym, że przeżyłem je tak jak inni, że nic się nie stało.. Ja mam śmieszne marzenia, a jednak spełnić ich nie mogę, ze wg na czasy i kraj w którym żyję, a także, ze wg na samego siebie.
  4. cze-t14076.html Ktoś mi odpowie. Nie tylko na te studia. Nie chcę przeżyć swojego życia jak wszyscy inni.. Smutno mi.
  5. gdzie

    Cześć?

    Ale ja nie chce tak wiele. Mam gdzieś to jaki jestem, bo tego nie zmienię. Tgeo, że nie lubię ludzi i nie lubię siebie. Chciałbym rzeczy, tak prostych, a niezależnych ode mnie. Jak miła atmosfera na studiach. Może zmienić kierunek mimo wszystko i iść z Kumplem-sam nie wiem..
  6. gdzie

    Cześć?

    Witam. Co mogę o sobie napisać. Mieszkam w Polsce, mam 19 lat i idę na studia, na które nie chcę. Mam nerwicę natręctw i być może depresję. A może taki już jestem. Od wczesnego dzieciństwa, a raczej wieku młodzieńczego mam myśli traktujące o egzystencjalizmie. Zastanawiam się kim jestem i dokąd zmierzam. Kiedyś życie wydawało mi się ciekawe. Były marzenia i to nawet banalnie realne. Jednak teraz to wszystko nie jest już takie proste. Naprawdę nie widzę żadnej przyszłości, to straszne-nigdy nie miałem takich problemów. Powoli zaczyna mnie to osaczać. Nie potrafię wyobrazić sobie co będzie, nie logicznie-bo tego nikt nie wiem, ale zawodowo.. Czuje się tak jakby nie było dla mnie miejsca. Psioczyłem na liceum, a teraz wiele dałbym, żeby cofnąć czas i znowu iść na 8:00, spóźnić się, spotkać z Kumplami-ich mi chyba będzie najbardziej brak, a w szczególności jednego. Może zabrzmi to gejowsko, ale nie jestem homoseksualistą. Po prostu poznałem kogoś niezwykle inteligentnego i innego, chyba przyjaciela. Normalny człowiek tego nie zrozumie, ale ja osoba aspołeczna i naprawdę samotna, potrafi docenić przyjaźń. Teraz to się skończy. Kumple poszli do innych szkół. Może mógłbym iść z nimi, ale nie mam raczej predyspozycji do wybranych, tych konkretnych zawodów, do tego ze swojego podania chyba też nie-ale przecież trzeba iść na studia, wszyscy idą. Ponoć najlepszy okres w życiu. A ja się go boję. Nie śpię w nocy i myślę. Czy ten Bóg na pewno istnieje? Chodzę do kościoła, modle się i nie wstydzę się tego, ale po prostu nie wiem czy ktoś tam jest. Czasem myślę jak to jest, umrzeć, zobaczyć Śmierć, wiem, że każdy się boi, moja kochana Babcia, bała się-widziałem to. Mimo, że przeżyła swoje życie godnie i w wierze-w jej oczach, gdy leżała na szpitalnym łóżku dostrzegłem strach i zwątpienie. Nigdy nie zapomnę tych oczu-w końcu są zwierciadłem duszy.. Zaczyna do mnie dochodzić, że ludzie umierają i odchodzą na zawsze, w ciele nie ma już Życia. Że ze Śmiercią zawsze jest się samemu. I co będzie w tych ostatnich sekundach, czy będę mógł pomyśleć "Przeżyłem je tak jak chciałem!". Spróbujcie sobie to wyobrazić. Dziwne uczucie, ściska w żołądku, uczucie podobne do tego w karuzeli-nie można zebrać myśli, brzmi strasznie. Kiedyś o mało się nie utopiłem. I nie miałem takich refleksji. W głowie powtarzałem sobie tylko "Kurwa w taki miejscu, co za żenada". Sorry za niespójność tego posta, ale jest on jak mój umysł-nieuporządkowany, niedokończony, przerażony, szczęśliwy i smutny w jednym. Wiem, że po czytającym ten wpis (o ile ktoś skończy) spłynie to wszystko jak po kaczce. Pomyśli sobie tylko "Kolejny człowiek z wyimaginowanymi problemami, próbujący sklecić jakąś robiącą wrażenie wypowiedź-żałosne"-bo sam tak czuje czytając posty obcych mi i nieznanych istot, nie obchodzi mnie nikt inny. Jestem samolubnym zasrańcem i czasem naprawdę mi z tym źle. Nie wiem czemu jestem taki, a nie inny. Czasem popłynie łza w związku z współczuciem dla innych ludzi, a innym razem mnie to nie obchodzi-z przewagą na to drugie narcystyczne gówno. Naprawdę mam już dość. Czuje zmęczenie. Lubię usiąść na skraju sadu we wsi w domu mojej zmarłej Babci, zaciągnąć się powietrzem niesionym przez silny zimny wiatr. Wtedy to czuję, że żyje. A potem wracam, a razem ze mną moje problemy. Samotność-słowo tak silnie nacechowane negatywnymi emocjami, paradoksalnie zawiera w sobie pierwiastek szczęścia, dobra, jakby ciemny tunel ze światełkiem, bardzo małym (nie jest to pociąg). Tylko co tam jest. Piosenki, które mnie opisują to chyba: The Kinks "To The Bone" "i'm not like everybody else" Moby "when it's cold i'd like to die" Może nie jestem taki, może talko mi się tak wydaje, tzn. podobny do Tonego Soprano, w sensie jego problemów dotyczących życia, może po prostu nieudolnie naśladuje fikcyjną postać, którą w gruncie rzeczy, po części, trochę chciałbym być, może mi się tylko tak wydaje.. Może czas dorosnąć i wreszcie się zdefiniować. Niektórzy cieszą się na papierkową dojrzałość, ja nie. Wciąż czuje się jak nastolatek i nie chcę tego zmienić. Być może to normalny objaw-nie wiem, nie rozmawiałem o tym z nikim. Pozostaje pytanie dlaczego piszę tego kmiota. Po prostu mam ochotę to z siebie wyrzucić. Nie mam już siły tego trzymać. To jest właśnie magia i brzemię Internetu, każdy może napisać co chce, kiedy chce i jak chce, dokładając własną cegiełkę do hali pełnej bezsensu i filozoficznego gówna, po którego przeczytaniu ludzie rzucają pracę, wieszają się i maja wszystko gdzieś, włącznie z samym sobą. Już niedługo wsadzony zostanę do obcego środowiska, otoczony przez obcych mi i obojętnych ludzi, już widzę siebie siedzącego gdzieś z boku, myślącym po raz nty na temat teg gówna które nas otacza. Z niepohamowaną chęcią wyjścia i nie wracania do obskurnej pracowni.. Chciałbym za jakaś średnią wypłatą (co by starczyła na elektronikę i zabawę) wyjechać, zamieszkać w jakimś odludnym miejscu, mieć własny karabin, własne małe Życie, bez tego jazgotu w okół, tak jak siedząc na trawce przy skraju sadu.. Niestety to nie możliwe i to są właśnie te proste marzenia, które trzymają mnie przy Życiu. A nerwica natręctw? To chyba osobny temat, zresztą nie wart opisania, bo dużo ludzi już to zrobiło i zna ten ból. Kolejny pain in the ass, następny cierń w dłoni, z którym trzeba się pogodzić, a z którym się walczy niczym Don Kiszot z wiatrakami. Komputer zniszczył mi Życie, już nie boje się teg głosic, a mimo dalej siedzę i gniję, dlaczego, bo od 5 lat powtarzam sobie, że już za późno. Jestem żałosny.. I w gruncie rzeczy oczekuje pocieszenia, bo przecież po co niby pisał bym to gówno..
×