Skocz do zawartości
Nerwica.com

Psychoterapia nie działa


KrzysztofT

Rekomendowane odpowiedzi

wuj dobra rada, bezpiecznie kogoś nazywać jasnowidzem lub wróżką, będąc anonimowym i kryjąc się za nickiem. Każdy z forumowiczów ma SUBIEKTYWNY stosunek do tego, co pisze reszta. Owszem, nie można na podstawie subiektywnego przeświadczenia terapeutów czy pacjentów wnioskować o skuteczności leczenia. To też ich SUBIEKTYWNY pogląd, który nie może być dowodem na rzecz tezy, że psychoterapia jest rzeczywiście skuteczna. Dlaczego terapie trwają tak długo? Tak jak pisano wcześniej - zależy to m.in., od osobistego zaangażowania pacjenta w proces terapeutyczny, ale też od rodzaju terapii, metod pracy (terapeuci nie tylko dają możliwość "wygadania się" czy "nazwania emocji"; jest też klaryfikacja, psychodrama, dialog sokratejski, desensytyzacja, modelowanie, praca z ciałem, hipnoza, genogram i wiele innych metod), rodzaju zaburzenia pacjenta, jego cech osobowości czy doświadczenia terapeuty itp.

 

Jeśli chodzi o wątpliwości co do skuteczności psychoterapii, mają je również sami psychologowie i psychoterapeuci, np. Eysenck bardzo wyraźnie krytykował psychoterapię w nurcie psychodynamicznym. Czy poprawa stanu pacjenta to skutek pomocy terapeutycznej, czy raczej oznaka remisji choroby? Żeby mieć pewność, owszem, trzeba przeprowadzić badania i zweryfikować tezy na drodze statystycznej. I są takie badania. Porównuje się wyniki badań grupy eksperymentalnej - poddanej terapii - z wynikami grupy kontrolnej - złożonej z podobnych osób (pod względem płci, wieku, cech osobowości i rodzaju zaburzenia), ale nie leczonych psychoterapią. Wyniki badań są jednak niejednoznaczne. Jedne wskazują, że między grupami nie ma widocznych różnic, co stanowi argument na rzecz nieskuteczności terapii albo skuteczności nie większej niż placebo. Są jednak badania, które wskazują, że istnieją różnice między grupą eksperymentalną i kontrolną.

 

Do rozwoju badań nad efektywnością psychoterapii przyczyniła się między innymi krytyka psychoanalizy przez Eysencka. Od tego czasu coraz bardziej dba się o metodologiczną poprawność psychoterapii. W badaniach nad efektami terapii stosuje się albo grupy kontrolne (gr. 1 - psychoterapia, gr. 2 - farmakoterapia, gr. 3 - brak leczenia albo mniej lub bardziej rozbudowane schematy badawcze, np. uwzględniające połączenie farmakoterapii i psychoterapii) lub procedurę powtarzanych pomiarów po dłuższym czasie od zakończenia leczenia, by sprawdzić czy efekty się utrzymują. Ciągle też doskonalą się narzędzia do rzetelnej i precyzyjnej oceny efektów terapii. Poza tym, wobec konkretnego przypadku dana metoda może okazać się skuteczna, inne bezużyteczne, ale podczas porównywania dużych grup pacjentów wybranych losowo wyniki ulegają uśrednieniu i okazuje się często, że całkowicie różne metody leczenia mają podobną skuteczność - i farmakoterapia, i psychoterapia. Zatem konflikt na linii co lepsze: farmakoterapia czy psychoterapia, wydaje się pozbawiony sensu.

 

Mimo sceptycyzmu samego Eysencka co do psychoterapii wglądowej, stwierdził on po wykonaniu szeregu badań i analiz statystycznych, że gdyby nawet samoistne remisje występowały faktycznie w 2/3 przypadków pacjentów z nerwicą w ciągu dwóch lat, to i tak psychoterapia byłaby godna polecenia, bo umożliwia uzyskanie wyższych odsetków poprawy w krótszym czasie. Liou i Her badali skuteczność różnych metod leczenia grupy 62 hospitalizowanych pacjentów z silnymi zaburzeniami depresyjnymi. Pacjenci uczestniczyli w ośmiu sesjach grupowej psychoterapii: behawioralnej, poznawczej albo wspierającej. W tym samym czasie 16 pacjentów z badanej grupy zostało przydzielonych do grupy kontrolnej, która nie brała udziału w psychoterapii, natomiast otrzymywała trójcykliczne antydepresanty (aminotryptylinę, imipraminę lub doksepinę). Po czterech tygodniach trzy grupy objęte leczeniem psychologicznym przejawiały znaczącą poprawę w porównaniu do grupy kontrolnej. W sumie 58% próby objętej psychoterapią osiągnęło remisje na zakończenie leczenia, zaś dalsze 28% znaczącą poprawę. Reszta nadal spełniała kryteria silnych zaburzeń depresyjnych. Nie stwierdzono żadnych znaczących różnic między poszczególnymi podejściami terapeutycznymi, jeśli chodzi o uzyskane rezultaty. Autorzy stwierdzają, że w przypadku stacjonarnego leczenia pacjentów depresyjnych efekty psychoterapii wypadają korzystniej w porównaniu do grupy kontrolnej, wskazując na efektywność stacjonarnej psychoterapii depresji.

 

Inne badania polegały na porównaniu efektywności leczenia bulimii metodami terapii behawioralno-poznawczej i psychodynamicznie zorientowanej terapii wspierającej. Poszukiwano przy tym odpowiedzi na pytania, czy dwuetapowa interwencja farmakologiczna (w której stosowano antydepresanty - najpierw desipraminę, a gdy okazywała się nieskuteczna albo słabo tolerowana - fluoksetynę) może zwiększać korzyści odnoszone z udziału w psychoterapii, a także, czy kombinacja leczenia farmakologicznego i psychologicznego jest lepsza niż sama farmakoterapia. Grupa 120 kobiet z diagnozą bulimii została podzielona losowo na otrzymujące leki i otrzymujące placebo. Część z nich uczestniczyła w terapii behawioralno-poznawczej, cześć zaś w psychoterapii wspierającej. Okazało się, ze terapia behawioralno-poznawcza jest lepsza niż terapia wspierająca w redukcji behawioralnych objawów bulimii (objadania się i wymiotowania). Pacjentki przyjmujące leki w kombinacji z oddziaływaniem psychologicznym wykazywały większą poprawę w zakresie objadania się i depresji niż pacjentki otrzymujące placebo wraz z psychologicznym oddziaływaniem. W dodatku okazało się, ze poznawczo-behawioralna terapia wraz z lekami jest lepsza niż same leki, czego nie można było powiedzieć o psychoterapii wspierającej. Zdaniem autorów, terapia behawioralno-poznawcza jest psychologicznym leczeniem z wyboru w przypadkach bulimii. Korzyści z psychoterapii może zwiększać stosowanie dwuetapowej interwencji farmakologicznej z użyciem fluoksetyny.

 

Nie jest tak, że nie prowadzi się badań nad skutecznością psychoterapii. Istnieje wiele doniesień na ten temat w czasopismach psychiatrycznych i psychologicznych, czy chociażby w Internecie. Terapeuci też "badają" efekty swojej pracy, chcą wiedzieć, czy to co robią ma sens. Sami poddają się psychoterapii, podlegają superwizji. Czechosłowackie badania nad skutecznością psychoterapii zdają się wskazywać, ze terapeuci bywają nawet bardziej sceptyczni w ocenie efektów swojej pracy niż ich pacjenci. W badaniach Matouska stwierdzono u 128 pacjentów leczonych w Lobči w 1974 roku poprawę bezpośrednią po leczeniu według oceny pacjentów u 84%, zaś według oceny terapeutów u 64%. Wśród 141 pacjentów z Horni Palata procent poprawy był nieco niższy: 64% według oceny pacjentów i 43% według oceny terapeutów. Kratochvil cytuje także polskie badania: Kuliszkiewicza w Klinice Nerwic IPN, Lapinskich i Osuchowskiej w Ośrodku Leczenia Nerwic w Rasztowie oraz własne w Oddziale Psychoterapeutycznym dla Nerwic w Komorowie, które przemawiają za efektywnością psychoterapii prowadzonej w tych ośrodkach. Odsetki poprawy oscylowały w nich wokół 90%.

 

Zainteresowanych skutecznością różnych podejść terapeutycznych odsyłam do literatury i na strony internetowe, np. Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Integratywnej albo stronę psychoterapia.net.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Zainteresowanych skutecznością różnych podejść terapeutycznych odsyłam do literatury i na strony internetowe, np. Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Integratywnej albo stronę psychoterapia.net.

 

Pozdrawiam

 

Przejrzałem pobieżnie i jestem troche rozczarowany. Brakuje kilku badań które pewien neurotyk przeprowadził we własnej wyobrażni. Kazus kolesia ze złamanym sercem obalający teorie konfliktów wewnątrz psychicznych. Do tego obalenie istnienia nieświadomości, potem obalenie istnienia psychologii. Zajmujemy się udowadnianiem, że terapia nie może działać i tyle.

 

Tak na poważnie, to czy te badania są wiarygodne? Jeśli jakaś placówka przeprowadzi badania to wiadomo, że to jest część biznesu. Fajnie by było gdyby te badania były rzetelne i wiarygodne. Przeczytałem na stronie ABC zdrowie, na temat wymogów jakie powinien spełniać terapeuta, terapia itd... aż sie wzruszyłem. To było po prostu piekne. Potem było napisane z czym pacjent u terapeuty się spotyka. To było jeszcze piękniejsze.

1.

"Muszą być zapewnione odpowiednie warunki, sprzyjające rozmowie psychoterapeutycznej, np. odpowiednia temperatura w pomieszczeniu, estetyka wnętrza, wygodne siedzenie, właściwa aranżacja przestrzeni, umożliwiająca zachowanie odpowiedniego dystansu między pacjentem a psychoterapeutą"

Muszą być zapewnione. Nie dość, że muszą, to jeszcze nawet takie wydawałoby sie drobiazgi jak temperatura, estetyka. Dla mnie to jest manipulacja. Byłem w kilku "gabinetach" i wiem że wcale nie muszą. Nie muszą i wszyscy to wiedzą. Jest jak jest i już. Co znaczy że muszą? A jak nie bedą to co? Kto to skontroluje i wyciągnie konsekwencje? A jak muszą to czy mógłby ekspert podać jakie są te wymagania? Bo piszę że są i że muszą być spełnione, ale nie pisze jak one wyglądają. Bo podejrzewam, że są uznaniowe, a w najlepszym wypadku ogólnikowe i bardzo nieostre.

2

"Dominuje atmosfera bezpieczeństwa, wsparcia, dyskrecji, zaufania (a przynajmniej tak być powinno). U pacjenta rodzi się stopniowo przekonanie, że psychoterapeuta jest jego sprzymierzeńcem, chce mu pomóc uporać się z problemami i że nie zdradzi powierzonych mu tajemnic z życia prywatnego. To wszystko decyduje o szczególnej więzi, jaka powstaje między pacjentem a psychoterapeutą. Po stronie terapeuty leży odpowiedzialność za to, by relacja nie przybrała patologicznego wymiaru, tzn. nie przekształciła się w relację intymną lub wrogą, np. romans, współzawodnictwo itp. Terapeuta powinien dbać o odpowiedni dystans i granice między pacjentem oraz o to, by ich kontakty miały jedynie charakter podobny do relacji klient-usługodawca, chory-lekarz."

Dominuje atmosfera...rodzi się przekonanie... szczególna więż...odpowiedzialność. To wszystko jest pisane jakby w formie obietnicy. Tak jakby to wszystko, ten wspaniały świat i ta wspaniała atmosfera już na nas czekały. One tam są i są na wyciągnięcie ręki, a my musimy tylko z tego skorzystać. Przecież już nawet czytając to, człowiek się odpręża. Nie dość że jest to bajkowe miejsce jeśli chodzi o atmosfere emocjonalną, to jeszcze zostaniemy tam wyleczeni. To tak jakby napisać "olej wesołe miasteczko, idz do terapeuty".

 

Nie bede cytował innych stron i innych czasem jeszcze piękniejszych wizji. Moim zdaniem dobrze jest jeśli ktoś idąc na terapie spodziewa sie czegoś pozytywnego. Jesli jego lęki i obawy się rozwiewają. Szkoda tylko, że strasznie ciężko jest sprostać takim wyobrażeniom i tym teoretycznym pięknym wizją. Emocje nie podlegają kontroli umysłu, więc ciekaw jestem skąd to przeświadczenie że terapeuta który jest człowiekiem jest w stanie o to wszystko zadbać?

 

Ja byłem razem w 5 gabinetach psychoterapeutycznych/psychologicznych. Pierwszy to był gabinet starszej pani w jej mieszkaniu w bloku, jak się potem okazało psychologa który nie wiele był w stanie zaoferować. 1 wizyta. Potem był NFZ i tez 1 wizyta 20 minut. Po 3 tyg pani znikneła z NFZ.

Potem byłem u psychologa klinicznego, który mnie spławił pocieszając " nie ma pan schizofrenii". Mówił też " nie nadaje sie pan do terapii bo jest pan zbytnio zainteresowany swoim światem wewnętrznym" co jak sie zdaje jest kłopotem, no ale najwyrażniej nie w kompetencji tego pana. Jeżdziłem po kilkadziesiąt KM, żeby sie dowiedzieć że akurat nie ma go w domu, bo musi być w sądzie. Albo że wpisał mnie na złą godzinę. Robiłem testy, czasem po 40 minut z 1 h "bo czasem tak jest że nic nie wychodzi, ale w koncu coś wyjdzie". Jak się potem okazało nic chyba nie wyszło i uznał że jednak nie mam schizofrenii dostałem info że "może os schizotymiczna, ale niema pewności". Spławiał mnie koleś pare tyg, a jak już uznałem że może mnie nie spławia i traktuje troche poważniej to potraktowałem to jako okazje do zemsty i sam go olałem. Chyba nie świadczy to o tym, że mam zdrowo nasrane pod tym względem, tylko o tym że ten koleś swoim zachowaniem i postępowaniem doprowadził do tego że nasza relacja była daleka od tego co jest w reklamach terapii.

Potem byłem 4 lata na terapii psychodynamicznej. Też w odrapanym bloku. Pani była moją obecnością bardziej zdenerwowana niż ja jej(co wydawało mi sie nie mozliwe). Miałem wrazenie, że strasznie chce mnie uleczyć... ale nie byłem przekonany czemu jej tak zależy. Tak jakby potrzebowała tego żeby coś sobie udowodnić. Ja zaczynałem odlatywać w swój własny świat, wyjasniać jego działanie, działanie człowieka itd.. to miała minę jakby robiła w gacie. Chciałem rezygnować kilka razy, ale ona zawsze mnie przekonywała żebym niekonczył. Zależało jej na tym. W koncu sie uparłem i wywaliłem jej kawa na ławe. Wywalanie trwało kilka sesji. Zakonczyło się tym, że ona powiedziała że "tak ma pan racje, że okaząłam się zbyt mało inteligentna, zbyt niedoświadczona żeby poradzić sobie z pana destrukcyjnym mechanizmem, ale w takim razie pozostało ogłosić porazkę". Czyli tak jakbyśmy tak oboje byli w pierwszej kolejności po to, żeby ona nie poniosłaporazki. Jestem przekonany, że ona nie zdawała sobie sprawy z własnym motywacji. Ona w relacji ze mną pogrążyła się w jakiś swoich ambicjach itd... Choć wspominam na plus, do tego co by nie mówić jest wiele pozytywów tej terapii, choc wydaje mi sie że gdybym tyle czasu spędził na rozmowie z kiimkolwiek to może byłoby tyle samo, amoże więcej

Teraz jestem u kolejnego pana klinicznego. Na starcie powiedział, że jest staroświcki i podał kilka regół. Mówił jak paw, że bedzie boało, że on terapii nie przedłuża. Tak jakby juz było prawie jasne że wszystko pójdzie w dobrym kierunku.Oczywiście stwierdził na podstawie testów, że jestem wyjątkowo inteligentny. Stwierdza to jakby to był jakiś problem i ciągle ni z gruchy ni z pietruchy z tym wyskakuje, jakby o niczym innym nie myślał. Kończy "posiedzenia" stwierdzeniami "no to do czegoś dowiosłowaliśmy" jest postep. Teraz po kolejnych 3 on mówi, że napotkał na scianę której on nie jest w stanie przebić. Ze nie ma w zasadzie mozliwości powiedziec co mi jest. Ze raz jestem normalny, racjonalny a innym razem pogrążam się we własnym świecie i to go niepokoi. Mówi o dość wyrażnym mysleniu paranoidalnym, choc w moim przypadku nie oznacza to raczej choroby. Niepokoi go więc daje mi świstek do psychiatry, gdzie pisze diagnozę: zespół Piórkowskiego,borearline,MB. Mówi mi że już tak na marginesie, żebym po wizycie przyszedł bo on jest bardzo ciekaw co stwierdzi psychiatra. Juz tak czysto zawodowo jest bardzo ciekaw. No kurwa jego mać!!To jest jebana kpina i jutro do niego idę. Nie jestem pewien czy mu nie pierdolne bo: wpieprza teksty że gdzies dowiosłowaliśmy a potem wali że idz już gdzie indziej. To jest konieć?! To była ta pomoc terapeutyczna? Wychodzi na to, że terapii sie koles nie podejmuje. Byłem u psychiatry i proponuje obserwacje psychiatryczną. Nie przepisuje mi leków, chory nie jestem. Tyle było przygód z terapią. Na samym poczatku obiecałem sobie że dam sobie czas. Wiedziałem, że te gówna które wypisujecie to bajki i że nie bedzie rózowo. Obiecałem sobie, że wybieram drogich dobrych fachowców i co by sie nie działa daje sobie czas tyle ile trzeba, bo nie ma nic ważniejszego. Straciłem kilka lat na łudzenie się nie wiadomo czym i straciłem kupe kasy.

 

W żadnym z tych miejsc nie doświadczyłem tego o czym jest napisane w reklamach/informacjach na temat terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedy nie przekonują argumenty na temat efektów w różnych podejściach terapeutycznych, sceptycy psychoterapii żądają potwierdzenia w badaniach. Kiedy przytoczy się badania, podważa się ich wiarygodność. Tak można w nieskończoność. A druga strona ma tylko dwa argumenty:

 

1) chodziłem na terapię (czasami za długo) i nie zadziałała albo rozczarowałem się efektami;

2) wywaliłem za dużo kasy i psychoterapeuci to cwane bestie, które żerują na ludzkiej krzywdzie.

 

Nie kwestionuję, że wiele ofert psychoterapeutów jest "ubarwiona" i że stosują oni różne chwyty marketingowe, by zachęcić do siebie klientów. Rynek psychoterapeutyczny kieruje się takimi samymi zasadami, jak inne rynki. Trzeba walczyć o klientów, niestety czasami reklamami, które rozdmuchują zalety, ignorując mankamenty. Ale która reklama zawiera argumenty zniechęcające do nabycia "produktu"?

 

Nie jest tak, że ten sam psychoterapeuta, który świadczy usługi, prowadzi badania nad efektywnością swojej psychoterapii. Ośrodki terapeutyczne raczej zlecają badania nad rezultatami terapii innym ośrodkom, by uniknąć subiektywizmu i błędu potwierdzania, który polega na skłonności do zwracania uwagi na zdarzenia i dowody, które potwierdzają osobiste przekonania, przy jednoczesnym ignorowaniu dowodów, które przeczą danej tezie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zuj zuj bo może masz za dużo czasu na przemyślenia zamiast zając sie robotą . Masz zajęcie jakie masz i na niczym innym a zwłaszcza w innej płaszczyżnie może nie potrafisz rozumować. I nie jest to ironia z mojej strony. A co do wywodu eksperta to mogę skomentować jasno . JAKIKOLWIEK NURT TERAPI NIE POWSTAŁ przed człowiekiem to wytwór ostatnich lat, takim samym terapeutą kiedyś byli dobrzy kapłani , zaufani i rozważni koledzy , czy członkowie rodziny , a ostatnio podobną skutecznościa mogą pochwalic sie barmani. To że forumowicze mają subiektywny stosunek do wypowiedzi innych to bzdura , przynajmniej część potrafi odstawić emocje na bok i ocenić obiektywnie . Psychika jest tworem i biologicznym i duchowym dlatego niełatwo ją leczyć . A skuteczność terapi można porównać do złamanej nogi ; można iść do chirurga i założyć gips -analogia psychiatry , a można iść do anestezjologa który wprowadzi nas w narkoze i mając szczęście upadniemy tak że kości szczęśliwie same się nastawią , a nieporuszając kończyną zrośnie sie tak samo jak w gipsie- to tak jak u terapeuty. Z dziurą w zębie trzeba do dentysty a terapeuta tego nie wyleczy może tak nas jednak potraktować że zmniejszy się nasz lęk przed dentystą . Jednak nie zastąpi to wizyty u dentysty i wiercenia. Co do badań z użyciem leków zawsze można tak dobrać leki aby zbyt skuteczne nie były zwłaszcza w stosunku do psychoterapi. Czemu nie zastosowano badań z użyciem amitryptyliny łączonej z litem lub elektrowstrząsów , wówczas okazało by się szybko co pomaga bardziej . Wreszcie ostatnia sprawa czy szanowny ekspert nie widzi że sama liczba różnych nurtów terapi wskazuje na ich kruchość ? Prawda jest jedna , a teori powstania nerwic wiele. Jak ufać terapeutom gdy oni sami spierają sie kto z nich ma rację. Ja myślę że każda terapia w jakimkolwiek nurcie prowadzona coś może dać . Co ? tylko własny obraz siebie i problemów widziany przez kogoś z boku a jesli jest obiektywny a my ufamy to mamy prawdę o sobie . Tylko czy to leczy ? Nie sądzę. Dzielić włos na czworo można ,ale celu w tym nie ma , odstępujemy od problemów rzeczywistych i zaczynamy przenośić je w sferę intelektu . A to niewiele daje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi postawili diagnozę schizofrenia.Lekarze szprycowali mnie coraz większą ilością leków,żeby po kilku miesiącach stwierdzić,że0 już lepiej nie będzie i położyli na mnie przysłowiową kreskę.Wierząc w terapie uparcie chodziłam i chodzę.Dziś po 9 latach terapii,lekarze baranieją co mi jest bo patrzą na pierwszą diagnozę a na mnie teraz kiedy.Leki mnie nie wyleczyły,na samym początku zawiodły, tylko moje emocje,przeżycia sprawiały,że mój stan był łudząco podobny do schizofrenii.

Z terapii korzystam nadal.Wierzę,że będę kiedyś zdrowa.Nawet gdybym miała pracować kolejne 9 czy nawet 20 lat to dla mnie warto patrząc na to jaka byłam wcześniej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsdze warto próbowąc bo wtedy się wie a jak sie próbuje to człowiek sob ie bzawsze zada pytanie co by było gdyby a tak wie, że siię zrobiło dużo, próbowało , nie ma sie do siebie pretensji, ze strach był silniejszy.Sama się często boję rezygnuję ze strachy prze czyms uciekam a innym razem przełamuje i róznie to bywa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Można probować tyle ze nie powinno to być rolą chorego. Lekarz powinien rozpoznać i leczyć jeśli jednostka chorobowa jest uleczalna . Schizofrenia to nie choroba trwająca ciagle , wystepują epizody i nawroty czasem jest to jeden epizod psychotyczny w życiu . Nie rozumie zarzutów eksperta co do bezpieczeństwa i rzekomego chowania się za nickiem . Po co jest to chyba każdy wie. Ja nie wykorzystuję tego faktu w celu atakowania kogokolwiek . Jednak nie wyobrażam sobie jak można stwierdzać jakie kto ma intencje pisząc na dany temat i określając to w jakis sposób. To są przypuszczenia tylko i warto to zaznaczać. Chyba że ekspertowi nie zależy na wyjaśnieniu czegokolwiek a tylko na promowaniu psychoterapi. Wracając do tematu ; próbować warto ale mądrze i nie na oślep. Dodam tylko jeszcze że jeśli specjalista nie wie jak leczyć to mamy prawo domagać sie zwołania konsylium lekarskiego . Fakt że wiąże się to z trudnościami dla lekarza nie powinien nas interesować. MAMY PRAWO BYĆ SKUTECZNIE LECZENI.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wuj dobra rada, nie da się odstawić emocji na bok. Bezustannie nam towarzyszą, czy tego chcemy czy nie. Chyba że ktoś wyłączy sobie na chwilę system limbiczny. Jeżeli wierzysz, że można oddzielić emocje od ratio, to gratuluję silnej wiary. Masz rację, że równie dobrze "osobistym terapeutą" człowieka może być mąż, żona, przyjaciółka, matka, pastor itd. Czasami jednak ludzie wolą rozmawiać o swoich problemach z zupełnie obcą dla siebie osobą albo nie mają nikogo bliskiego, komu mogliby się zwierzyć i idą do terapeuty. Są doniesienia na temat skuteczności poszczególnych metod leczenia poszczególnych chorób (farmakoterapia - tutaj: trójpierścieniowce, SSRI, SNRI czy MAOI oraz inne leki psychotropowe, różne nurty psychoterapii, elektrowstrząsy itd.). Nie mam jednak dostępu do wszystkich publikacji ani czasu, by szukać w czytelni w przeglądach psychiatrycznych dowodów, potwierdzających, że psychoterapia pomaga.

 

Liczba nurtów psychoterapii nie wynika z ich nieskuteczności, ale a faktu, że każdy nurt ma inne podstawy, nieco inaczej patrzy na człowieka. Psychoanaliza i lokowanie problemów w konfliktach wewnętrznych umożliwiła niejako wyklarowanie się opozycyjnego podejścia behawiorystycznego. Behawioryści mówią "nie" psychoanalizie, twierdząc, że wnętrze to "czarna skrzynka", że lepiej skoncentrować się na zachowaniu, tym, co widoczne i zmieniać patologiczne nawyki. Każdy nurt dokłada coś innego, z czego można korzystać w pracy z ludźmi i wcale nie świadczy to o ich słabości. Jak ufać terapeutom, gdy oni sami się spierają, kto ma rację? Tylko ten, kto nie zadaje pytań i nie ma wątpliwości potwierdza swoją ignorancję. Psychologowie wciąż polemizują ze sobą nie dla potrzeby "dokopania sobie" i postawienia na swoim, ale dlatego, by się rozwijać, by poszukiwać lepszych rozwiązań, lepszych metod pracy. Jak nie behawioryzm, jak nie kognitywizm, to może fuzja? I tak powstało podejście behawioralno-poznawcze. Poza tym, wielu psychoterapeutów nie osadza się tylko i wyłącznie w jednym nurcie, chcąc udowodnić prymat jednego podejścia nad drugim, ale raczej są psychoterapeutami eklektycznymi, łączącymi poglądy i formy pracy z różnych nurtów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wuj dobra rada,schizofrenia jest chorą z którą się człowiek rodzi i trwa przez całe życia,a to o czym mówisz to są epizody psychotyczne a to nie tylko wchodzi w skład całego obrazu schizofrenii.

Nie mam,nie miałam schizofrenii i to nie ja uznałam ,że jej nie mam ,wręcz przeciwnie bo u mnie wciąż lęk pozostał, tylko lekarze uznali,że ktoś wcześniej popełnił błąd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Emocje jesli biorą góre nad realistyczną oceną rzeczywistości , swiadczą o zaburzeniu . Emocji może i nie da się wyłączyć ale można opanować ich wpływ na podejmowane decyzje. Inaczej mówiąc ,,oceniać problem na chłodno'' Podany przykład gdy uznamy że przyczyna nerwicy jest jedna a terapi wiele ,wskazuje [a wiadomo że każda terapia upatruje przyczyn w czymś innym] , na to że tylko jedna może być skuteczna , gdyż trafia w żródło problemu lub na to że żadna nie trafia w żródło bo przyczyny leżą gdzie indziej. Nie jest konieczne publikowanie wyników badań . Tu logika wystarczy. Nie da się oddzielić psychiki od mózgu , a mózg to skupisko neuronów nic więcej . Możemy co prawda za pomocą terapi analitycznej wygasić własne mechanizmy i wykrztałcić nowe , tylko czy dalej bedziemy sobą ? czy wytworem sugesti terapeuty?

 

-- 14 wrz 2011, 21:04 --

 

Jeśli terapeuta upatruje przyczyny moich problemów w tłumionej agresji ,to co może zrobić ? Wydaje się że do czasu jej posiadania nic. Muszę ją rozładować , co jednak gdy worek bokserski nie jest osobą do której czuję tę agresję ? Zasugeruje użycie wyobrażni ? Niestety to nie działa. Nie mam zamiaru zmieniać otoczenia gdyż wina nie leży po mojej stronie. Więc co pozostaje ? Zmienić siebie na ofiarę losu i poddać się traktowaniu jak pierdołę pozwolić wchodzic sobie na głowę i zaakceptować to ? Bo nie wszyscy dają sie drogą perswazji przekonać do zmiany zachowania. Założmy że jest to nasz przełożony i wszyscy siedzą cicho a ja jeden nie pozwalam sobie by panoszył się niczym knur w chlewie i dlatego spotyka mnie takie traktowanie. Zgłosić mobbing ? Smieszne . A być z taką osobą na codzień powoduje napięcie i stres. To z kolei może powodować zmiany w mózgu , i terapeuta przywróci liczbę i jakość połączeń synaptycznych? Wydaje się że nie . To tylko przykład z jakim pewnie wiele osób się boryka .

 

-- 14 wrz 2011, 21:14 --

 

Laima fakt chodzilo mi o epizody psychotyczne , choć schizofrenia gdybyś urodziła się z nią , nie wiedziała bys jak wygląda normalność a jesli wiesz to znaczy że choroba przyszła w pózniejszym wieku niż wczesne dzieciństwo . Co nie oznacza że masz schizofrenię. Mylna diagnoza oznacza brak kompetencji lekarza / lekarzy . A lęk nie jest objawem schizofreni . Przynajmniej nie sam bez innych objawów.

 

-- 14 wrz 2011, 21:21 --

 

Psychoterapia może pomóc np osobie w żałobie pogodzić się ze stratą , jednak smutek w żałobie nie jest chorobą . Gdy smutek , lęk występuje pozornie bez przyczyny wówczas można podejrzewać chorobę ale ani ja ani nikt że znanych osób nie widział osoby której terapia pomogła w w/w przypadku a na pewno nikt nie potrafi wyjaśnić dlaczego pomaga zakładając hipotetycznie że działa . Ja zadawałem takie pytanie specjalistom dlaczego czujemy w nerwicy lęk a nie zmienia nam sie kolor oczu . Nikt nie potrafił odpowiedzieć . To jak mają leczyć ? Jak nie znają podstawowych mechanizmów dlaczego dany objaw powstaje? :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wuj dobra rada, wcześniej pisałeś o odstawieniu emocji na bok. Nie twierdzę przecież, że trzeba być bardziej emocjonalnym niż racjonalnym i żeby emocje brały górę nad rozumem. Trochę nadinterpretujesz moje słowa. Zresztą to nie jest istotne. Chodzi o polemikę, czy psychoterapia działa, czy nie działa.

 

Jeśli chodzi o mnogość teorii, wynikają one właśnie w polietiologii zaburzeń psychicznych. Można przyjąć, że np. schizofrenia to skutek nieprawidłowości w produkcji dopaminy albo skutek dziedziczenia choroby po przodkach, albo jeszcze rezultat zażywania narkotyków czy ciężkich przeżyć. Każdy z tych czynników może przyczyniać się do rozwoju schizofrenii, każda ta teoria ma rację bytu i znajduje potwierdzenie w fachowej literaturze. Czasem czynniki łączą się ze sobą (przeżycia+geny). Nie da się zatem zlokalizować wówczas jednej przyczyny i zastosować jednej strategii, która skutecznie rozprawi się ze źródłem problemów. Poza tym, każdy z czynników daje się w końcu sprowadzić do zaburzeń w funkcjonowaniu mózgu (neuronów, synaps, neuroprzekaźników, komórek glejowych itp.), bo przecież ciężkie przeżycia czy narkotyki mogą destabilizować pracę mózgu, przyczyniając się w rezultacie do rozwoju schizofrenii. Koniec końców, każdy czynnik daje się sprowadzić w rezultacie do "wadliwego mózgu", który przecież zawiaduje całym organizmem. Wówczas łatwo przekonać, że psychoterapia nie może pomóc, jak ktoś ma "zły mózg". I wówczas w walce farmakoterapia-psychoterapia zawsze wygrają leki. Tak chce model biomedyczny. Na szczęście nie wszyscy cierpią na zaburzenia psychiczne z powodu "wadliwego mózgu" i dlatego istnieją inne podejścia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dchodzimy do ważnej kwesti iż nie wiadomo dokładnie i nie ma niezbitych dowodów potwierdzających jednoznacznie przyczyn zaburzeń psychicznych , to powoduje mnogość teorii, ale tylko teorii . Nie ma kilku prawd jesli uznamy za przyczynę nerwicy konflikty wewnątrzpsychiczne to terapia poznawcza nie ma prawa rozwiązać tych konfliktów a nawet nabycie pewnych umiejetności w jej trakcie jesli spowoduje ustąpienie objawów to nie oznacza że uleczyła przyczynę . Można wówczas stwierdzić że działa bo pomogła ale nie rozwiązała przyczyny . Przerwała tylko np 25 ogniwo w łańcuchu a nie odczepiła człowieka od tego łańcucha .A tylko wówczas można mówic że człowiek jest wolny od nerwicy . Ja bardzo prosto moge podać przepis na skuteczną terapie; zmienic oczekiwania pacjenta z konsumpcyjnych na zupełny brak oczekiwań a nastepnie niech pacjent trenuje do skutku zupełne lekceważenie wszystkiego tj nie przywiązuje sie do czegokolwiek /kogokolwiek wówczas uniknie poczucia straty , wobec siebie ma spojrzenie obojętne nie przejmując sie etykietkami przyklejanymi przez społeczeństwo , przetnie wówczas wszelkie sznurki jakimi można nim sterować i wpływać na niego stanie się zupełnie wolny żadna strata nie bedzie go boleć bo do niczego nie jest przywiązany , nikt mu niczego nie odbierze bo niczego nie ma , zupełnie wolny człowiek nie ma miejsca na konflikty , nie ma oczekiwan i dążeń . Taki stan jaki opisuje de mello . A JAK SIE NIE UDA TO ZAWSZE MOŻNA POWIEDZIEC ŻE PACJENT SIE NIE STARAŁ I MU ZA MAŁO ZALEŻAŁO . Czy taka terapia ma sens , nie sądzę żeby ktokolwiek ją wytrzymał zwłaszcza cierpiąc , ale to zdaniem terapeutów najlepszy bodziec do zmian. Choć przyznać należy że sama teoria ma sens i jest skuteczna.

 

-- 14 wrz 2011, 21:54 --

 

Pisałem o tym i nie tylko ja że ,, wadliwy mózg '' jest przyczyna , praprzyczyną ,a inne czynniki wynikają z tego własnie że żle działa . Terapia może zadziałac na jakiś składowy czynnik ale nie na praprzyczynę . Tego jednak żaden pacjent od terapeuty nie usłyszy.

 

-- 14 wrz 2011, 22:02 --

 

Były prowadzone badania w paskudnym celu co prawda i okazało sie że ani geny ani budowa mózgu ani żadne czynniki psychologiczne nie odegrały roli w powstaniu stanu psychotycznego . A jak tego dokonano ? Umieszczano ludzi w cieczy o gęstości ludzkiego ciała , o identycznej temperaturze , w pomieszczeniu absolutnie odizolowanym od dzwięków , w zupełnej ciemności . Skutek był taki że już po kilku godz ludzie byli w stanie psychotycznym . Tu jedyną przyczyną był całkowity zanik bodzców dla mózgu i mózg nie miał do czego się odnieść , zaczął tworzyć własną rzeczywistość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Założmy że jest to nasz przełożony i wszyscy siedzą cicho a ja jeden nie pozwalam sobie by panoszył się niczym knur w chlewie i dlatego spotyka mnie takie traktowanie. Zgłosić mobbing ? Smieszne . A być z taką osobą na codzień powoduje napięcie i stres. To z kolei może powodować zmiany w mózgu , i terapeuta przywróci liczbę i jakość połączeń synaptycznych? Wydaje się że nie . To tylko przykład z jakim pewnie wiele osób się boryka ."

 

Czyli twoim zdaniem to jest dowód na to, że to zle diałający mózg jest przyczyną kłopotów nerwowych? Praprzyczyną jest zle działający mózg, jesli jego działanie jest zdeterminowane twoim zachowaniem i interakcją z otoczeniem? Rozumiem, że jeśli sie porównamy do kogoś innego to on może być odporniejszy na stres. Jednak nie sądzę że można mówić o wadliwym mózgu juz na starcie. Ludzie są różni. Jedni dostosowują swoje zachowanie do sytuacji, inni tego nie robią, a jeszcze inni nie potrafią. Jednak taka teoria to nadużycie. Można to ciągnąć w nieskonczoność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie będę wchodziła w zawiłości pra-pra-przyczyn, pra-przyczyn i zwykłych przyczyn zaburzeń, bo to dopiero jest dzielenie włosa na czworo. Chciałabym jednak przedstawić stanowisko Philipa Zimbardo, jednego z najbardziej zasłużonych i znanych psychologów. On również zadał sobie pytanie, na jakiej podstawie można stwierdzić, że terapia rzeczywiście działa. W swojej książkach pisze on tak:

 

"Wiele dowodów naukowych mówi nam o tym, że ludziom, którzy przeszli terapię, podoba się to. Zostało to pokazane na przykład w ankiecie przeprowadzonej wśród tysięcy prenumeratorów pisma Consumer Reports (1995). Respondenci wskazywali, jak bardzo terapia im pomogła, jak zadowoleni byli z leczenia ich problemu przez terapeutę, jak bardzo w następstwie terapii zmienił się ich "ogólny stan emocjonalny", oraz jaki rodzaj terapii przeszli. Dla około 3000 spośród 7000 respondentów, którzy odpowiedzieli na ankietę, terapia oznaczała po prostu rozmowę z przyjacielem, członkiem rodziny lub duchownym. Kolejne 2900 osób spotykało się ze specjalistą w zakresie zdrowia psychicznego; reszta odwiedzała lekarza rodzinnego lub przyłączała się do grup wsparcia. Wśród rezultatów badania były następujące:

 

a) terapia działa - to znaczy była spostrzegana jako coś, co pomogło klientom zmniejszyć lub wyeliminować ich problemy psychiczne;

b) terapia długoterminowa jest lepsza niż krótkoterminowa;

c) wszystkie formy terapii są mniej więcej jednakowo skuteczne w wywoływaniu poprawy w zakresie problemów klientów (Jacobson, Chriestensen, 1996).

 

Nie możemy jednak wyrażać uznania dla terapii jedynie dlatego, że ludzie mówią, iż im się podoba lub że im pomogła (Hollon, 1996). Dowody uznania nie tworzą dobrej nauki - dlatego psycholodzy wymagają teraz, by terapia była oceniania na podstawie badań, w których jest grupa porównawcza lub grupa kontrolna. (...) Problem skuteczności terapii wyłonił się w roku 1952, kiedy brytyjski psycholog Hans Eysenck oświadczył, że stan mniej więcej dwóch trzecich wszystkich osób, u których rozwijają się niepsychotyczne zaburzenia psychiczne, polepszy się w ciągu 2 lat niezależnie od tego, czy skorzystają z terapii, czy też nie. Dowody Eysencka pochodziły z przeglądu kilku badań nad rezultatami różnych rodzajów terapii wglądowej, porównujących pacjentów otrzymujących terapię z tymi, którzy byli na listach oczekujących na swoją kolej w leczeniu. Tym, na co zwrócił uwagę, był fakt, że wyzdrowiało tyle samo osób z list oczekujących, ile tych, które skorzystały z terapii. Gdyby zakładać prawdziwość tych wniosków, oznaczałoby to, że psychoterapia jest w zasadzie bezwartościowa - nie lepsza od barku jakiegokolwiek leczenia! Wyzwanie rzucone przez Eysencka miało niezwykle pożyteczny skutek - zmobilizowało terapeutów do przeprowadzenia badań nad skutecznością ich rzemiosła.

 

Obszerniejsze przeglądy rosnącej liczby dowodów dotyczących terapii zaczęto publikować w roku 1970 (Meltzoff, Kornreich), 1975 (Luborsky i in.) oraz w 1977 (Smith, Glass). Ogólnie rzecz biorąc, ta literatura - obejmująca około 375 badań - poparła dwa główne wnioski. Po pierwsze, terapia jest, koniec końców, bardziej skuteczna niż brak terapii - ku powszechnej uldze! Po drugie, Eysenck przecenił stopień poprawy w grupach kontrolnych nieotrzymujących terapii. Stopniowo zatem pojawił się naukowy konsensus dotyczący wartości psychoterapii (Meredith, 1986; VandenBos, 1986). W odniesieniu do szerokiego spektrum zaburzeń efekt psychoterapii w rzeczywistości okazał się porównywalny z efektem wielu uznanych oddziaływań medycznych lub lepszy od niego (Wampold, 2007). Co więcej, badania zaczęły pokazywać, że psychoterapia jest nie tylko skuteczna w uprzemysłowionych państwach Zachodu, ale również w wielu innych kręgach kulturowych na całym świecie. Część autorów ostrzega jednak, że terapeuci muszą być wrażliwi na różnice kulturowe i odpowiednio dostosowywać używane przez siebie techniki.

 

Jednakże nowe badania przyniosły nowe pytania. Czy niektóre terapie są lepsze od innych? Czy wiadomo, które terapie najlepiej nadają się do leczenia specyficznych zaburzeń? Badanie Smitha i Glassa (1977) sugerowało, że odpowiedzi na te pytania powinny brzmieć tak i tak. Smith i Glass stwierdzili, że terapie behawioralne wydawały się mieć przewagę nad terapiami wglądowymi w zakresie leczenia wielu zaburzeń lekowych. W nowszych badaniach stwierdzono, że terapie wglądowe mogą być nie mniej skuteczne w leczeniu innych problemów, takich jak konflikty małżeńskie i depresja. ostatnio pojawiła się wyraźna tendencja do dopasowywania specyficznych terapii do specyficznych problemów. ważne jest jednak, by zdawać sobie sprawę z tego, że owe techniki terapeutyczne nie zawsze "leczą" zaburzenia psychiczne. Na przykład stosowanie terapii psychologicznych w przypadku schizofrenii, upośledzenia umysłowego czy autyzmu, można uznać za skuteczne nawet wtedy, gdy osoby cierpiące na te dolegliwości nauczą się tylko trochę bardziej adaptacyjnych zachowań (Hogarty i in., 1997)".

 

W psychoterapii zatem nie tylko chodzi o leczenie, co też o poprawę funkcjonowania jednostki, chociażby trochę, co jest lepsze niż otumanianie pacjenta lekami.

 

*

Jacobson N.S., Chriestensen A., (1996). Studying the effectiveness of psychotherapy: How well can clinical trials do the job? American Psychologist, 51, 1031-1039.

Hollon S.D., (1996). The efficacy and effectiveness of psychotherapy relative to medications. American Psychologist, 51, 1025-1030.

Meltzoff J., Kornreich M., (1970). Research in psychotherapy. New York: Altherton.

Smith L.M., Glass G.V., (1977). Meta-analysis of psychotherapy outcome studies. American Psychologist, 32, 752-760.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W psychoterapii zatem nie tylko chodzi o leczenie, co też o poprawę funkcjonowania jednostki, chociażby trochę, co jest lepsze niż otumanianie pacjenta lekami.

Lepsze to na pewno . Pytanie tylko dla kogo ? Na pewno dla terapeuty, bo dla pacjenta to raczej nie. Dziwnym trafem terapeuci jakoś nie poczuwają się do odpowiedzialności gdy mimo terapi jest dalej żle albo jeszcze gorzej gdyż przez terapie odroczony jest moment rozpoczęcia leczenia , jakoś nie wspominają że kase wypadało by oddać , zadośćuczynić za przedłużone cierpienie i zawiedzione nadzieje. Wybiórczo widzą odpowiedzialność.

 

-- 15 wrz 2011, 22:10 --

 

Zuj zuj można mieć od urodzenia skłonność do choroby a pod wpływem oddziaływań otoczenia dochodzi do zachorowania . Stres uszkadza mózg i zaczyna się choroba . Czynnik uwalniający chorobę może i jest psychologiczny ale nie czynnik trzeba leczyć tylko mózg a na uszkodzone komórki przez stres terapia jest musztardą po obiedzie . Jak pisałem terapia w części mogła by zapobiegać ale nie leczyć . Terapie porównać można do przestrogi , nauki , jak radzić sobie by nie doszło do nieszczęścia , jednak gdy już doszło to przestrogi i nauka są spóżnione.

 

-- 15 wrz 2011, 22:15 --

 

Ekspert zaczyna wybiórczo traktować pytania w dyskusji . Na wygodne odpowiada a niewygodne przemilcza. Można i tak.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ekspert zaczyna wybiórczo traktować pytania w dyskusji . Na wygodne odpowiada a niewygodne przemilcza. Można i tak.

 

Dla Ciebie słońce... niewygodnym jest stwierdzenie, że terapia działa.

Niepodważalne argumenty kwestionujesz. A robisz to dlatego, że się zawiodłeś.

Strasznie jestem zmęczona czytając Wujciu Twoje posty. Napisz proszę czasem coś optymistycznego.

Jeśli w życiu jesteś takim obsesyjnym pesymistą, to z pewnością jest Tobie bardzo ciężko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Grałem trochę w kosza. Pojechałem na letni obóz sportowy, na którym było zarzynanie. Ja odpadłem pierwszy. Najpierw zakwasy, potem ponadrywane mięsnie i ból był już taki, że sprint na 100 wyglądał jak u emeryta. Odpadłem pierwszy bo byłem najsłabszy jeśli chodzi o wydolność i wytrzymałość mięśniową. Nie jestem w stanie podać konkretów anatomiczno chemicznych. Jednak takowe są i z pewnością mógłbym podnieść swoje parametry stosując coś tam(to oczywiste). Jednak nie byłem chory. Byłem najsłabszy, ostatni, inni pod względem wydolności i wytrzymałaści mieli o kilkadziesiąt % większe możliwośći niż ja. Czy jest uprawnione żebym zwalał wszystko na chorobe mieśni?! Bo są słabsze? Bo mogą mniej, niż mięsnie innych. OCZYWISCIE ŻE NIE!!! Pomimo tego że nie byłem już w stanie biegać, to grałem sobie po treningu w ping ponga bo lubiłem. Nie potrafiłem sobie odmówić. Co jeśli ktoś taki jak ja bedzie biegał 3 razy więcej niż inni? Jesli sobie wymyśle że mam biegać 3 razy więcej bo tyle od siebie wymagam, bo powinienem być taki zajebisty że nie powinno mi to sprawiać problemu? Oczywiscie bedzie jescze gorzej, aż w koncu miesnie zupelnie mi siądą. Ale to nie bedzie wina mięsni, choc oczywiscie można i tak na to spojrzeć. Trzeba dodać, że na taki stan składa się wiele czynników.

1. Inni przed obozem trenowali dużo więcej niż ja.

2. Ja trening czysto wydolnościowy/siłowy traktuje jak meczarnie i im więcej uda sie oszukac tym lepiej. Czyli siadam jak nie jestem w stanie oszukiwaći musze dawać 100%

3. Moja anatomia na którą składają sie prawdopodobnie moje choroby, dieta itd...

 

To samo tyczy się "wadliwych mózgów" jeśli chodzi o nerwicę. Więc rzeczywiście mózgi pewnych jednostek na pewno są mniej odporne na stres. Na pewno wszystkie różnią sie od siebie pod względem szeregu cech. Jednak czy w 100% można mówić o chorobie? Na mózg składa się przecież to co przeżyliśmy, a nie tylko potencjał neuronów podczas porodu. Przeczytałem że przyjmuje się, że osoba z rozwiniętymi 3 funkcjami psychologicznymi(myślenie, uczucie, intuicja, percepcja) nie zachoruje na schizofrenie. Wszystkie one można zmierzyć za pomocą szeregu testów. Oczywiście ich ew. rozwój jest też determinowany cechami wrodzonymi, jednak mózg można kształtować i rozwijać. Czy można powiedzieć że mózg jest fundamentalnie "wadliwy" od poczatku? Gdzie jest granica dobrego mózgu? Jeden ma lekką nerwice, inny ledwo żyje. Czy są gdzieś badania mówiące że mózgi nerwicowców są wyraznie inne przed wpadnięciem z nerwice?

 

Jeśli ktoś jest skrajnie kłótliwy. Najmniejszego gówna nie odpuszcza, jest zgryzliwy, pesymistyczny, ambitny, ma wygórowane mniemanie o sobie, nie ma poczucia humoru itd... itp.. można cały dzien wymieniać. Jeśli ktoś taki bedzie miał nerwicę, to ze względu na mózg? Zły mózg? Jeśli kogoś denerwuje szef, do tego jako jedyna osoba nie pozwala mu sie panoszyć jak knur w chlewie to czy jego zachowanie nie ma znaczenia na jego samopoczucie i relacje z innymi. Jesli taka osoba napisze że zupełnie samej siebie zmieniać nie bedzie, bo to wina świata to czy zachowanie nie ma wpływi na samopoczucie? Inni potrafią zachować sie inaczej, potrafią zmienić prace, ułożyć sobie relecje z szefem inaczej bo np: wisi im że sie panoszy(to przecież szef) a zależy raczej na spokoju. Tutaj mózg to nie jest wszystko.

 

Do tego mózg-psychika to sprzężenie zwrotne. Jedno wpływa na drugie i drugie wpływa na pierwsze. Oczywistym jest , że nasze ja jest odzwierciedlone w naszym mózgu, ale też nasz mózg odzwierciedla nas, to co przezylismy, czego sie nauczylismy. Nie wiem czy ktokolwiek jest w stanie rostrzygnąć ten dylemat. Raczej zdroworozsądkowe podejcie nie dewalułuje znaczenia żadnej ze stron.

 

Nie jestem w stanie poznać człowieka przez internet, ale Wuje ty jesteś i tak wyjątkowy. Przypowminasz mi trochę takie internetowe osobowości. Czasem sobie zerkne na onecie info i komentarze.Dla mnie osobiście twoje posty są absolutnie wyjątkowe. Trudno w niektórych sprawach sie z tobą nie zgodzić. Jednak sposób w jaki czytasz posty innych, rzaczy jakie wypisujesz i najwyrazniej ani troche nie jest ci głupio. Zupełny brak zrozumienia innych. Nie chodzi tylko o adwersarzy, ale ktoś napisać że troche inaczej widzi sytuacje na jakiejś tam terapii. Pisałeś że mu współczujesz. Jak byłbyś zły że nie widzi tego tak samo jak ty. Zarzucasz innym to co moim zdaniem można zarzucić w pierwszym rzędzie tobie. Z taką postawą to twój mózg musiałby być jak He-Man Supermen razem wzięci. No ale oczywiście z tego co pamiętam, to ty zupełnie nie bierzesz odpowiedzialności za swoje cechy "bo czemu nie uznać że są one wynikiem zle działającego mózgu, czyli choroby?"(może cytat nie 100% wierny) .

 

Koleś wali info o konkretnych badaniach przez kilka postów. Ty odnosisz sie do jednego nic nie znaczącego ogólnego zdania i potem walisz zarzut. To jest śmieszne. Napisz Wujek co myślisz o tych przytoczonych badaniach

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podoba mi się myślenie zujzuj. Można różnić się w poglądach, ale starać się rozsądnie rozmawiać, polemizować, przytaczać argumenty za swoim stanowiskiem. Niestety, czasem trudno o kulturę dyskusji. A jeśli ktoś ma już inne poglądy, to zaczyna się go traktować jako przeciwnika, stojącego po drugiej stronie barykady.

 

Ekspert zaczyna wybiórczo traktować pytania w dyskusji . Na wygodne odpowiada, a niewygodne przemilcza. Można i tak.

 

To nie jest tak... Nie unikam konfrontacji. Przytaczam wyniki badań. Uzasadniam. Może coś umknęło mojej uwadze, ale na pewno z premedytacją nie unikam tego, co może być "niewygodne". Ale nie rozumiem, co wnoszą do dyskusji pytania typu: Dlaczego lęk jest objawem osiowym nerwicy, a nie np. zmiana koloru skóry? Zresztą ktoś wcześniej apelował, by nie zadawać bezzasadnych pytań i nie cytować każdego zdania wcześniejszego forumowicza, by wytknąć mu błąd w myśleniu czy niespójność myślenia. Nie zamierzam nikogo łapać za słówka, bo uważam, że to nie pomaga wymianie zdań. wuj dobra rada, nie odbieram ci prawa do innego stanowiska. Rozumiem, że jesteś rozczarowany brakiem efektów terapii, na które chodziłeś. Przykro mi. Szanuję twoje stanowisko, ale nie zgadzam się z nim. Znam wiele osób, którym psychoterapia pomogła. I wcale nie płacili za nią horrendalnych sum.

 

Przykro mi tylko, że ode mnie wymaga się potwierdzenia zasadności mojego zdania. Podaję konkretne badania, odsyłam do literatury, daje bibliografię, a ktoś zarzuca mi ignorancję, brak obiektywizmu. Pisałam już wcześniej - zdaję sobie sprawę, że jest dużo nieuczciwości i braku kompetencji i wstyd mi za moich kolegów po fachu (chociaż sama nie imam się psychoterapią, co raczej diagnozą). Wiem, że brak kontraktu, wykorzystywanie nieświadomości ludzi to nadużycia zawodowe i etyczne. Ale nie wszyscy psychoterapeuci są do bani, nastawieni jedynie na zyski. Nie zamierzam nikogo usprawiedliwiać, ale nie pozwolę wrzucać wszystkich terapeutów do jednego worka.

 

Może strona, która twierdzi, że psychoterapia nie działa, też potwierdzi swoje zdanie, konkretnymi badaniami? Bo na razie to jest słowo przeciw słowu. Sprzeczka dla zasady? Komu wytknąć brak wiedzy albo zarzucić śmieszność? Mnie to nie interesuje. Mam świadomość, ile wiem, a ile jeszcze muszę się uczyć i nie potrzebuję się dowartościowywać, "dokopując" niemiłym słowem innym.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też jestem zdania że psychoterapia nie działa, ja i moi znajomi są tego dowodem chociaż jest jakiś odsetek ludzi, którym pomogła.

Nie chce mi sie nawet opowiadać o moich terapiach, 4 grupowe, ponad 10 indywidualnych, rozne szkoly psychoterapii itp., smiechu warte,

w pewnym okresie na jednej z grupowych terapii zaczelismy sie nabijac z absurdu i beznadziei tej pomocy, omówilismy wszystko, psycholodzy

nie wiedzieli już sami czego się chwytać, dla mnie psychoterapia jest dużo mniej skuteczna niż farmakoterapia, jest nawet niewarta czasu,

a teraz są modne czasy do serwowania ludziom kału - pełno płatnych gabinetów - ludzie kończą psychologie i próbują na wszelaki sposób

na tym zarobić, jeśli psychoterapia by działała to nie byłoby stale rosnącego rynku psychotropów, psychiatrzy by mieli mniej zajęć, ludzie

chłoneliby poradniki psychologiczne, chodzili do kościoła... to wszystko mówi jedno, to jest po prostu nieskuteczne i wielu nie chce się

do tego przyznać bo na tym straci GRUBE miliony, oczywiście na 100 osób znajdzie się 5 osób którym terapia pomoże, ale terapia może też

szkodzić - np. moj przypadek - przez 12 lat tego analizowania, trenowania, behawioryzmu itp. nie osiągnąłem prawie nic poza sporą dozą

wiedzy na swój temat - psychoterapia najczesciej demaskuje ukryte w nas słabości, wszystko wyjaśnia i uklada w logikę....ale co z tego ?

problemów nie rozwiąże, przeszłości nie naprawi, teraźniejszości nie odmieni... Podsumowując, warto czasem poczytać trochę psychologii

w sensie psychopatologii, jakiś dobrych poradników (np. Karen Horney), ale NIGDY nie miejscie nadziei na to, że psychoterapia was uzdrowi,

niejeden sie na tym przejechal.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jest moim zamiarem obrażanie kogokolwiek , pomimo chęci i zaangażowania w moim przypadku psychoterapia była nieskuteczna . Staram się bardzo jasno i sćiśle wyjaśniać moje stanowisko , czasem przykłady pozornie ocierają się o absurd ale tylko pozornie , przykład kopernika niektórzy odnieśli do mnie jakbym to ja czuł sie kimś tak wyjątkowym . To nieprawda ale gdy inne przykłady nie wyjaśniają sprawy sięgam czasem po przykłady prostacko proste. Może w ten spsób wyjasnię ; jesli na 100 chorych nerwicowych poddanych psychoterapi u 30 nastąpi poprawa to dla mnie dowód nieskuteczności bo 70 dalej cierpi . Skuteczne dla mnie jest zgaszenie zapałki poprzez zanurzenie jej w wodzie . Gdy tylu chorych uzyska wyleczenie z nerwicy za pomocą psychoterapi co uda sie zgasić zapałek zanurzając je w wodzie ogłoszę że psychoterapia działa i że bardzo się mylłem. Gdy lek podczas badań nie przynosi poprawy u 50 proc chorych jest niedopuszczany do sprzedaży. Czemu takie same zasady nie obowiązują psychoterapi?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ale to bardzo ważną sprawą jest czemu lęk jest osiowym objawem nerwicy . Jeszcze istotniejszą kwestią jest czemu w nerwicy najbardziej dokucza narząd np serce , żołądek , ogólnie zawsze odzywa sie ten narząd który z jakiegoś powodu jest najsłabszy . Ekspert powinien to miec w jednym palcu i nie jest to żadna złośliwość z mojej strony. Dziwi mnie zdumienie innych nt mojej rzekomo obesyjnej walki z terapeutami . Gdy każdy z moich oponentów włoży dłoń do wrzątku i powie że się oparzył a inni powiedzą że nieprawda że nic nie poczuł, to co każdy z was powie ? Kur..... chyba wiem co poczułem. Ale mnie tego prawa wielu chce pozbawić , twierdząc że nie wiem o czym piszę . Wiem doskonale .

 

-- 17 wrz 2011, 22:01 --

 

Masz prawo tak uważać. Gdybyś cierpiała na brak zajęcia i zechciała poczytać o czym piszę to zapewne wiedziała byś że staram się nie przejmować niczym i nie zależy mi na czyimkolwiek uważaniu , tak samo mało mnie obchodzi kto co na mój temat powie. Zasadą pomagającą w życiu jest ; pogódż sie z tym czego nie możesz zmienić , oraz od siebie bym dodał ; co jest do zmienienia niech zmienią za ciebie inni , a ty tak ich pokieruj aby to zrobili nie będąc tego nawet świadomym. Wracając do tematu piszę po to aby ludzie chorzy wiedzieli z czym mogą się spotkać idąc na terapię i żeby wiedzieli że rolą terapeuty nie jest tylko liczenie kasy.

 

-- 17 wrz 2011, 22:26 --

 

Interesuje mnie jeszcze jedno , wiekszość osób pisze że terapia jest trudna gdyż trzeba mówić o sprawach trudnych , rozgrzebywać sytuacje bolesne . Dla mnie nie jest problemem mówić o najtrudniejszych sprawach bo to tylko mówienie . Przykład ; mam kogoś zabić , to jest bardzo trudne ,praktycznie niemożliwe ,ale gadać można i pół dnia o tym bo to tylko słowa. Nawet gdy zdarzyło się np w nieszczęśliwym wypadku że ktoś zginął przez nas, to zginął czasu nie wrócimy , stało się . Zle się stało fakt ale żyć trzeba dalej . I gdy jestem zdrowszy tak do tego podchodzę , [choć nikogo nie zabiłem ] ale gdy choroba się nasila wtedy odwrotnie najmniejsza wina urasta do rangi życiowego problemu. To nazywa się zaburzenie afektywne . I uważam że nerwica a zwłaszcza lęk uogólniony jest wczesnym zwiastunem depresji . Tu chyba i ekspert się zgodzi że 60 proc zaburzeń lękowych przechodzi w póżniejszym okresie w depresję.

 

-- 17 wrz 2011, 22:46 --

 

Przykro mi tylko, że ode mnie wymaga się potwierdzenia zasadności mojego zdania. Podaję konkretne badania, odsyłam do literatury, daje bibliografię, a ktoś zarzuca mi ignorancję, brak obiektywizmu

Żeby mieć własne zdanie trzeba nad czymś się zastanowić . Podanie wyników badań nie jest zdaniem eksperta jak myślę a tylko próbą przedstawienia danych mających za zadanie być znaczącą argumentacją . W moim przekonaniu ekspert jeśli jest fachowcem powinien to i owo wiedzieć . Np czemu lęk jest objawem w nerwicy. Unikać odp można tylko że jest to istotne . Wiedząc czemu tak jest można szukać rozwiązań . To nie jest pytanie bezzasadne . Na koniec dla wszystkich nie mogących zrozumieć dlaczego tak piszę ,otórz czasem aby coś dostrzec przez lustro weneckie trzeba stać po właściwej stronie .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wuj dobra rada, dobrze wiem czym jest terapia,a Ty chyba nie bardzo tylko przedstawiasz te naukowe "fakty" które podłapałeś,a nie wiesz ,że czasem trzeba coś przeżyć?Będziesz czytał jak wygląda kwiat,a nie będziesz wiedział jak pachnie to co też będziesz "taki "mądry.Trafiłeś na złego terapeutę i tyle.

 

-- 17 wrz 2011, 22:51 --

 

Widać po tym co piszesz,że jesteś zaburzony i potrzebujesz terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet gdy zdarzyło się np w nieszczęśliwym wypadku że ktoś zginął przez nas, to zginął czasu nie wrócimy , stało się . Zle się stało fakt ale żyć trzeba dalej . I gdy jestem zdrowszy tak do tego podchodzę

Pewnie, o tym się gada just like that nie? :lol:

 

Zasadą pomagającą w życiu jest ; pogódż sie z tym czego nie możesz zmienić , oraz od siebie bym dodał ; co jest do zmienienia niech zmienią za ciebie inni , a ty tak ich pokieruj aby to zrobili nie będąc tego nawet świadomym.

Podchodź tak do tego dalej będziesz zdrowszy ......... zapewniam cię :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:mrgreen::mrgreen::mrgreen: Niezłe podejście,a myślałem,że od mojego podejścia nie ma gorszego wdr :lol: .

A w ogóle to ten temat jest bez sensu.Takie żalenie się w sumie " A mi psychoterapia nie pomogła bo coś tam......",no kużwa - Wam nie pomogła,może się nie staraliście tak jak ja wcześniej,może nie robiliście nic w kierunku żeby było lepiej?...albo trafiliście na poronionych lekarzy.Ale no,nie macie prawa wmawiać innym,że terapie nie pomagają i są be..Terapia to też forma leczenia...lekami to sobie można pupe podetrzeć,albo co najwyżej zagłuszyć objawy na jakiś czas...ale i tak póżniej to wszystko znowu wraca.Lepiej wyleczyć się dokładnie,zabierając się za siebie z dobrym psychologiem,po to aby a)nerwice i te inne dziadostwa nie wracały,b)jeżeli by wróciły to już wiedzieć jak z tym cholerstwem postępować.Jestem za połączeniem psychoterapii z farmakoterapią trwającą przez jakiś czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×