Skocz do zawartości
Nerwica.com

Psychoterapia nie działa


KrzysztofT

Rekomendowane odpowiedzi

3 minuty temu, Bigmen napisał:

 To czemu nerwica atakuje najsłabszy narząd w człowieku? A? Czemu objawy ustępują po lekach w sytuacji gdy przeżycia te same są dalej obecne? Bo objawy zależą od neuroprzekaznictwa i funkcjonalnych połączeń pomiędzy ośrodkami mózgu. 

Ja to rozumiem tak, ze terapia lekami to jakby leczenie objawowe, zaleczanie przykrych dolegliwości. Podczas gdy przyczyna dalej nietknięta.

To tak jakbys bol zęba "leczyl" lekami przeciwbólowymi (tez bol ustąpi, przynajmniej na jakiś czas) zamiast dotrzeć do przyczyny - prochnica -  i w następstwie zęba usunąc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obywatel :), pisząc o przyczycie, miałam na myśli nie samą diagnozę, czy calosc zaburzen, tylko raczej dynamikę jakichś stanow, np. wspomnianych wyzej bóli glowy; jeśli zalozysz, ze bol glowy może byc jakims tam mechanizmem obronnym przed podjęciem decyzji, to możesz dzialac bardziej swiadomie. Jeśli wiesz tylko, ze "boli Cie glowa" i chcesz jedynie pozbyć sie tego objawu, nigdy nie dotrzesz do lękow, które sa niejako "pod spodem".

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Potwierdzam. Nie działa. Wczoraj przerwałam. Chodziłam dwa lata, bo miałam nadzieję (nurt psychodynamiczny), poprzedni czterej też zawiedli, chodziłam pół roku (Gestalt, psychodynamiczna, dwa razy poznawczo-behawioralna). NIC to nie pomaga. Wręcz przeciwnie, z czasem człowiek czuje się coraz gorzej. To świetny sposób na wyciąganie pieniędzy od ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, LostStar napisał:

poprzedni czterej też zawiedli

Może twoje oczekiwania byył zbyt wygórowane.  Powiedziałaś o tym specjalistom?

1 godzinę temu, LostStar napisał:

NIC to nie pomaga. Wręcz przeciwnie, z czasem człowiek czuje się coraz gorzej.

Co to oznacza? Jaka jest tego przyczyna?

 

Miłego dnia @LostStar

johnn

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, LostStar napisał:

Potwierdzam. Nie działa. Wczoraj przerwałam. Chodziłam dwa lata, bo miałam nadzieję (nurt psychodynamiczny), poprzedni czterej też zawiedli, chodziłam pół roku (Gestalt, psychodynamiczna, dwa razy poznawczo-behawioralna). NIC to nie pomaga. Wręcz przeciwnie, z czasem człowiek czuje się coraz gorzej. To świetny sposób na wyciąganie pieniędzy od ludzi.

 

Nie wiem co dokładnie Tobie dolega, ale np terapia zaburzeń osobowości może trwać wiele lat. Myślę, że Ty dobrze wiesz, że nadal potrzebujesz terapii, mimo że teraz w złości to wypierasz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Lilith napisał:

A co u Ciebie? Jak się czujesz johnn?

Nie wiem jak się czuje.  Nigdy nie wiem co odpowiedzieć specjaliście gdy pada to pytanie:( Zwykle odpowiadam "Średnio" aby zakończyć moje próby odpowiedzi na to pytanie.

 

W grudniu 2019 roku zakończyłem terapię skoncentrowaną na rozwiązaniach. Zakończyła się niepowodzeniem. Pani psychologa zaproponowała kolejne spotkania po półrocznej przerwie. Postanowiłem nie czekać. Rozpocząłem spotkania z nowym psychologiem (nurt egzystencjalny). Pracuje podobnie jak jego poprzednicy. Jego pomoc jest nieskuteczna. Każde spotkanie jest podobne do poprzedniego (wyjątkiem były początkowe spotkania). Psycholog omawia wybrane zachowania i podkreśla znaczenie uczuć. Zwykle się zgadzam z psychologiem ale dla mnie uczucia nie są tak istotne jak w podanych przykładach.  

Cierpię z powodu mojej trudnej sytuacji życiowej. Smutek, gorycz, rozczarowanie, samotność  i niepewność towarzyszą mi każdego dnia.  

 

W najbliższym czasie zamierzam podać się procesowi diagnozy zespołu Aspergera i autyzmu.

 

Dziękuje że o mnie pamiętasz:)

Miłego dnia:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do uczestnictwa w psychoterapii przekonały mnie treści zaczerpnięte z Internetu, z blogów osób, które z powodzeniem zakończyły proces terapii. Niemała w tym także zasługa forumowiczów dzielących się w tym oto serwisie własnymi doświadczeniami,  zwłaszcza w wątku poświęconym skuteczności terapii: "Psychoterapia dziala!Czekam na każdego posta z wasza opinia". Ponieważ wypowiedzi takich osób mają dla mnie ogromne znaczenie, większe niż samych psychologów zdecydowałem się na podjęcie leczenia, w nadziei, że i mnie pomoże. Brałem w niej udział przez rok. Czy zatem faktycznie terapia jest taka skuteczna? Oto kilka wniosków:
1. Rzekomo terapia jest leczeniem rozmową. Jednakże, jak twierdzą psycholodzy - jest to zupełnie inna rozmowa, niż ta prowadzona z kolegą/ koleżanką przy kawie. Otóż nieprawda. Rozmowa z terapeutą nie różni się niczym od rozmowy ze znajomym. W znaczeniu terapeutycznym żadnego sensownego waloru w moim przypadku nie wniosła, do żadnych konkretnych wniosków nie doprowadziła. Że już o samych konstruktywnych rozwiązaniach nie wspomnę. Ot, zwykła pogawędka o moim życiu, zdarzeniach, relacjach środowiskowych i poglądach na świat i ludzi. Ponieważ jestem DDD, a więc metody wychowawcze rodziców pozostawiały wiele do życzenia udało się jedynie odkryć niewyrażoną w dzieciństwie złość. Psychologia określa takie zachowanie mianem mechanizmu obronnego. W ślad za tym spodziewałem się przepracowania problemu, czyli wyrzucenia z siebie tej emocji, rzekomo skumulowanej i ukrytej w podświadomej części psychiki. Okazało się jednak, że tak naprawdę nie mam czego wyrzucać. Dlaczego? A dlatego, że równie dobrze unikanie przejawów złości może być wrodzoną cechą charakteru. Nie czuję tych emocji w sobie. A bez wewnętrznego odczuwania trudno o ich ekspresję. Ten wątek jest oczywiście kontrowersyjny i wymaga głębszej analizy, a jako, że nie jest celem nadrzędnym mojej wypowiedzi nie chcę go bardziej rozwijać. Gdyby jednak przyjąć, że owa niewyrażona złość faktycznie tkwiła w podświadomości, a tym samym leżała u podstaw mojego problemu to... No właśnie- co wówczas? Samo odkrycie tego faktu do uzdrowienia jeszcze nie prowadzi. Trzeba dotrzeć do sedna, rozłożyć na czynniki pierwsze, po czym wyciągnąć  odpowiednie wnioski i w jakiś sposób przepracować. W jaki? Oczekiwałem w tym zakresie podpowiedzi, sugestywnego naprowadzenia ze strony terapeuty. To jednak nie nastąpiło.
2. Pieniądze. Wiele osób twierdzi, że uczestnictwo w terapii to była w ich życiu najlepsza forma inwestycji. U mnie przeciwnie - skończyło się totalną klapą finansową. Kilka tysięcy złotych po prostu zostało wyrzucone w błoto.
3. Powszechnie wiadomo, że terapia jest skuteczna i pomaga każdemu. Owszem, tu się zgodzę. Terapia pomaga każdemu... o ile jest to terapeuta. Głównie w pozyskiwaniu korzyści materialnych. Przy braku jakiejkolwiek odpowiedzialności za osiągnięcie celów terapeutycznych, za stan zdrowia psychicznego pacjenta, za rzetelną współpracę, istotnie w tym wymiarze skuteczność jest stuprocentowa.
4. Podobno za wypowiadanymi słowami kryje się wielka moc lecząca. Odbyłem kilkadziesiąt godzin sesyjnych monologu. Skutku żadnego.
5. Terapia jest ponoć podróżą w głąb siebie, źródłem samopoznania. U mnie nie udało się odkryć niczego, co by mogło mieć wpływ na ustąpienie objawów.
Twierdzę zatem, że być może terapia posiada pewien określony stopień skutecznego usuwania przyczyn problemów, przez co przyczynia się do zdrowienia pacjenta, jednak ponad wszelką wątpliwość nie jest tym, za co powszechnie uchodzi. Terapeuci, zwłaszcza ci oferujący swoje usługi na stronach internetowych tworzą utopię; starają się wywrzeć nieodparte wrażenie, że oto terapia jest swojego rodzaju panaceum na wszelkiego rodzaju dolegliwości. Co więcej, że jest w stanie pomóc każdemu, kto z tej pomocy zechce skorzystać. Owo epatowanie rzekomą skutecznością nosi jednakże znamiona gry marketingowej, a nie naukowego dyskursu. Wiadomo, z czegoś trzeba żyć.
Tak właśnie czyni spora część psychologów. Oto przykład: "Psychoterapia leczy, skuteczność w 75 do 80% przypadków, udowodnione w trakcie badań naukowych."
A ja pytam co badania naukowe udowodniły wobec 25-20% pozostałych przypadków? Czy w ogóle ktokolwiek próbuje odpowiedzieć na pytanie dlaczego terapia nie jest skuteczna w 100%? Oczywiście przy założeniu, że podstawowe kryteria współpracy między terapeutą a pacjentem pozostaną zachowane.
Na którejś ze stron w sieci przeczytałem takie oto stwierdzenie: ”... jak podaje B.Wampold, przeciętny pacjent po psychoterapii jest zdrowszy, niż 79% pacjentów, którzy jej jeszcze nie mieli." Tu nasunęło mi się takie skojarzenie - gdyby tę logikę rozumowania przełożyć na inne zdarzenie chyba można byłoby powiedzieć, że osoba która porusza się samochodem dotrze do celu podróży szybciej, niż człowiek tkwiący w miejscu. Oczywistym jest chyba, że jeśli ktoś próbuje się leczyć to mimo wszystko ma, przynajmniej potencjalnie, większe szanse na powrót do zdrowia, niż osoba, która w tym kierunku nie podejmuje żadnych starań. Czy to, co ów zacny Wampold w trakcie swych badań ujawnił to ma być empiryczny dowód naukowy? Nie pojmuję dlaczego dotąd żaden naukowiec nie podjął się zbadania ilości osób, które osiągnęły założony cel terapeutyczny w odniesieniu do ogólnej liczby osób uczestniczących w terapii? A może ktoś jednak się podjął? Może zwyczajnie wyniki nie nadawały się do powszechnego propagowania? Zamiast tego doczekaliśmy się nie tylko logiki opartej o zasadę porównania jabłek do gruszek, ale też jakże śmiałych stwierdzeń w rodzaju: "Obecnie, żaden naukowiec badający psychoterapię nie pyta, czy psychoterapia jest skuteczna, bo jest to oczywiste.". Doprawdy? Jestem przykładem tego, że to twierdzenie jest absolutnie nieprawdziwe. Osobiście uważam, że dopóki taki właśnie hurraoptymizm będzie panował w środowisku, dopóty o rzeczywistej skuteczności terapii - również względem "trudnych" pacjentów, takich jak m.in. ja - można będzie tylko pomarzyć.
Psychoterapia ponad wszelką wątpliwość nie jest cudownym lekiem uzdrowieńczym, który działa zawsze i na każdego. I pomimo wzorcowej relacji pomiędzy terapeutą a pacjentem, zaangażowania obu stron, stosowania właściwej techniki pracy, dążenia do zmiany i wiary w osiągnięcie celu terapia zwyczajnie może się nie udać. I o tym trzeba mówić głośno i wprost.

Edytowane przez Wędrowca

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 25.08.2011 o 01:30, *Monika* napisał:

wuj dobra rada,

KONFLIKT WEWNĄTRZPSYCHICZNY

Oznacza walkę pomiędzy różnymi siłami lub strukturami wewnątrz psychiki.

U podstaw nerwicy leżą przede wszystkim konflikty nieświadome.

 

Konflikt neurotyczny

W wyniku nie rozwiązania konfliktów wewnątrzpsychicznych następuje zablokowanie rozładowania na zewnątrz energii dostarczanej aparatowi psychicznemu poprzez bodźce zewnętrzne lub wewnętrzne. Efektem tej blokady jest utrzymujące się napięcie i trudności w panowaniu nad pobudzeniem.

 

Trzy stanowiska wobec konfliktu

1/ Konflikt jest obecny od urodzenia, a cała psychopatologia jest oparta na nim właśnie (np. M.Klein)

2/ Konflikt powinien być ograniczony do intersystemowego-wszelka inna patologia wychodzi poza obszar psychoanalizy

3/Konflikt relacji z obiektem

(za Gościniak i Raginia)

 

Od kiedy dziecko może doświadczać konfliktu wewnętrznego?

Różne stanowiska:

1/ Od urodzenia (M.Klein)

2/ Od osiągnięcia 3-go poziomu organizacji psychiki (możliwości negacji i afirmacji (Spitz)

3/ Od około 18-go miesiąca życia (Robbins)

4/ Od 3-go roku życia – czyli wytworzenia trzyczęściowej struktury psychicznej i pojawienia się wyparcia jako głównego mechanizmu obronnego (np.. Kilingmo)

 

SKUTKI NIE ROZWIĄZANYCH WEWNETRZNYCH KONFLIKTÓW

Lęki

1/ Lęk przed zakłóceniem równowagi wewnętrznej

2/ Lęk przed odsłonięciem się

3/ Lęk przed upokorzeniem, ośmieszeniem, lekceważeniem

4/ Lęk przed zmianą czegokolwiek w sobie

Zubożenie osobowości

Wynika ze straty własnej energii w wyniku nierozwiązanych konfliktów

Jest skutkiem:

1/ Niezdecydowania

2/ Nieefektywności działania

3/ Ogólnej inercji

Nierozwiązane konflikty prowadzą też do kolizji w sferze wartości (moralnej) – chodzi m.in. o zanik szczerości i wzrost egocentryzmu.

Neurotyk przybiera nieświadomie pewne pozy i przypisuje sobie przymioty, których nie posiada:

1/ Udawana miłość

2/ Udawana dobroć

3/ Udawana wiedza

4/ Udawana uczciwość

5/ Udawane cierpienie

Neurotyczny brak nadziei.

Skłonności sadystyczne.

TERAPIA

Konflikty wewnętrzne można rozwiązać tylko poprzez zmianę tych aspektów osobowości, które doprowadziły do ich powstania.

Ponieważ nerwica to struktura obronna nadbudowana wokół konfliktu podstawowego to głównym zadaniem terapii jest analiza całej nerwicowej struktury charakteru.

Analizę można podzielić na dwa etapy:

1/ Szczegółowa analiza wszystkich podświadomych prób rozwiązania konfliktu przez pacjenta, łącznie z analizą ich oddziaływania na osobowość.

2/ Praca nad samym konfliktem – należy pacjentowi uświadomić znaczenie jego konfliktów, ich ogólny wpływ na osobowość i ukazać powiązanie pomiędzy nimi a symptomami nerwicy.

Zasady terapii

 

1/ Nie szkodzić

2/ Terapia powinna prowadzić do rzeczywistych efektów

3/ Najpierw pacjent ma zobaczyć swoje „ułudy”, a dopiero potem konfrontacja z poważnymi konfliktami

4/ Z wyidealizowanym obrazem należy pracować stopniowo i ostrożnie

5/ Nie należy (na ogół) skupiać się na skłonnościach sadystycznych w początkowym okresie terapii

6/ Jeżeli pacjent przejawia oznaki braku nadziei, to najpierw należy się tym zająć

7/ Każda postawa neurotyczna i konflikt powinny być rozpatrywane w stosunku do całej osobowości pacjenta

8/ Pacjenta należy powstrzymać przed nadmierną ucieczką w przeszłość

9/ Gdy w analizie uwidoczni się konflikt p-t musi stać mojesię świadom jego wpływu na swoje życie.

Coraz bardziej się przekonuje, że moje konflikty wewnętrzne są naprawdę stare i sięgają do wczesnego dzieciństwa. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 23.02.2020 o 21:15, blond07 napisał:

Działa i jest poparta dowodami naukowymi.

Co to znaczy działa?

W dniu 23.02.2020 o 22:14, exodus! napisał:

oczywiście, że terapia działa, pomogła bardzo wielu ludziom...!

a panu to już podziękujemy!

To nie wyklucza braku skuteczności w jednostkowych przypadkach. Podobnie jak szczepionki.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, exodus! napisał:

ależ oczywiście, że nie, tak jak ze wszystkim, na jednego zadziała dobrze, na innego wcale

I to jest zdroworozsądkowe podejście do tematu. Śledząc wypowiedzi terapeutów i naukowców można odnieść wrażenie, że oto terapia rozwiązuje (niemal) wszystkie życiowe problemy. W tej konwencji była prowadzona też moja terapia. Tymczasem ani jednego kluczowego w całym procesie punktu nie udało się osiągnąć. Problem z jakim się zgłosiłem miał być "rozwiązywalny", a w rezultacie ani drgnął. 

Wielokrotnie spotykałem się z twierdzeniem, że istotnym czynnikiem leczącym, niejako warunkującym powodzenie terapii jest praca nad sobą. Jednakże, aby do tej pracy w ogóle dojść mogło musi zaistnieć jakiś punkt zaczepienia. Cokolwiek- trauma, wspomnienia, nieprawdziwe postrzeganie rzeczywistości, lęk, itd. Jeśli zaś żaden z owych czynników nie wystąpi to zamiast rozmowy mającej walor leczniczy jest gadka-szmatka. I do owej "pracy nad sobą" po prostu nie dojdzie.

Szkoda tylko, że do tych prawdziwych wniosków dochodzą forumowicze. Przedstawiciele kręgów naukowych, od których wszyscy powinniśmy oczekiwać pełnego obrazu psychoterapii, ze wszystkimi jej zaletami i wadami idą w zaparte głosząc wszem i wobec jedynie słuszną teorię o wysokiej jej skuteczności. I tym samym zwyczajnie się kompromitują. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, exodus! napisał:

ależ oczywiście, że nie, tak jak ze wszystkim, na jednego zadziała dobrze, na innego wcale, 

To jest sprzeczność. Jednocześnie potwierdzasz i zaprzeczasz moim słowom.

7 godzin temu, exodus! napisał:

przy terapii ważna jest praca nad sobą, a nie przykry obowiązek aby odwalić, "...bo przecież mi się nie da pomóc"

Zgadzam się.

7 godzin temu, exodus! napisał:

Rezultat końcowy może przynosić różny skutek, ale jesteśmy bardziej świadomi swoich problemów, "po" niż "przed".

Rozmowy z mamą  również wiele mi dały.

28 minut temu, exodus! napisał:

Co do efektów terapii, to ogromny wpływ ma na to TYLKO albo AŻ, terapeuta, jego doświadczenie i profesjonalizm "sztukmistrz" na którego zapewne trafiłeś, nie był w stanie pomóc, gdyż jego umiejętność/wiedza była zbyt mała.

Zgadzam się z Tobą. Niestety trudno ocenić przyczynę niepowodzenia terapii. W rozmowie ze mną psycholog potwierdził brak oczekiwanych wyników terapii. Nie ustaliliśmy przyczyn takiego stanu rzeczy. Odpowiednia informacja nie znalazła się również w dokumentacji. Kolejny psycholog nie chciał omawiać przebiegu poprzedniej terapii. Moja mama i pracownik socjalny twierdzą, że nie współpracuje z psychologiem. Jak to ocenić skoro brak dokumentów dokumentujących moje działania oraz wyniki i przyczyny terapii? 

Każdy może zarzucić pacjentowi niechęć w leczeniu.

 

Obecnie podany jestem procesowi diagnozy na zespół Aspergera. Prawdopodobnie zostałem błędnie zdiagnozowany przez poprzednich specjalistów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, exodus! napisał:

no i tu się z Tobą nie zgodzę, bo wyliczasz punktowo, przyznając się co akurat Ciebie męczy, a to tak nie działa, bo inaczej zalecenia co do zastosowania terapii nie miałyby sensu... widzę, że Ty reprezentujesz ten typ człowieka, który uważa terapię za stratę czasu, sądząc po twoich wcześniejszych wpisach, Tobie terapia nie pomaga i krzyczysz wszem i wobec, jak jest Ci z tym źle siejąc naokoło defetyzm i podważając zasadność terapii, sam jestem przykładem, że terapia działa i będę się tego trzymał, bo wiem, że jest to dość skuteczna metoda. Co do efektów terapii, to ogromny wpływ ma na to TYLKO albo AŻ, terapeuta, jego doświadczenie i profesjonalizm "sztukmistrz" na którego zapewne trafiłeś, nie był w stanie pomóc, gdyż jego umiejętność/wiedza była zbyt mała.

1. Niniejszy wątek jest poświęcony przypadkom, w których terapia nie działa, więc zakładam, że tu właśnie można się dzielić swoimi spostrzeżeniami.

2. Fakt, że Tobie terapia pomogła niczego nie zmienia w moim położeniu. Jeżeli Ty i szacowne grono naukowców uważa, że terapia jest skuteczna to niech ktoś odpowie dlaczego nie pomaga wszystkim. Pod warunkiem, że pacjenci są gotowi do zmiany, mają określony cel i do niego dążą.

3. Nie sieję defetyzmu, oceniam rzeczowo, zgodnie z moim punktem widzenia. 

4. Mój "sztukmistrz" jest nie tylko terapeutą, ale i wykładowcą akademickim. Na pewno brak mu wiedzy? Nawiasem mówiąc, skorzystałem też z pomocy innej terapeutki, u której cała terapia zamknęła się w jednej sesji stwierdzeniem, że nie wie jak mi pomóc. 

5. Jeśli odrzucasz moje twierdzenie dot. przyczyny zmiany, to co w zamian? Innymi słowy - jaki może być przyczynek do osiągnięcia celu? Bo chyba zgodzisz się, że jakaś zmiana musi nastąpić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Działa? A zadziała na pacjenta który chce zwyczajnie odejść? Co taki terapeuta ma do zaoferowania gdy ból duszy jest zbyt silny i skłania do zakończenia? Jest w tej sytuacji tylko jedno zadanie dla terapeuty - napędzać agregat prądotworczy gdy zabraknie prądu by wykonać elektrowstrząsy. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Chorujacy napisał:

Działa? A zadziała na pacjenta który chce zwyczajnie odejść? Co taki terapeuta ma do zaoferowania gdy ból duszy jest zbyt silny i skłania do zakończenia? Jest w tej sytuacji tylko jedno zadanie dla terapeuty - napędzać agregat prądotworczy gdy zabraknie prądu by wykonać elektrowstrząsy. 

co ma do zaoferowania-przede wszystkim nadzieje. zapewne jest wiele powodow tak silnego bolu duszy. oczywiscie nie stanie sie to od razu,ale terapia pomoze Ci odzyskac nadzieje na satysfakcjonujace zycie i radzenie sobie z problemami. warto sprobowac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Włączam się do dyskusji odnośnie skuteczności psycherapii czy tez może braku skuteczności.

 

W moim czterdziestokilkuletnim życiu terapia zajęła spory kawałek czasu - może łącznie 15 lat. Cele były różne - walka z zaburzeniami odżywiania, leczenie lęków napadowych, lęku uogólnionego, fobii, depresji. Pomimo regularnego uczęszczania na sesje terapeutyczne, mimo eksperymentów z różnymi nurtami i terapeutami, nigdy mój zaburzony umysł nie został uleczony Żadna z terapii nie przyniosła nawet nikłej poprawy.

Pewnego dnia, po długich latach sesji u psychologa zrobiłam podsumowanie, z którego płynął tragiczny wniosek: moje życie stało się jedną wielką terapią, moje zainteresowania zostały spłycone bo jedynym moim celem i jedyną pasją stała się.... terapia. Postanowiłam rzucić to wszystko w cholerę i zacząć wreszcie żyć. Z lękami, zaburzeniami, tak jak potrafię, ale po prostu żyć. Poczułam powiew wolności i wielką ulgę.

 

Oczywiście nie znaczyło to że moje problemy zniknęły. Ale dopóki względnie nie przeszkadzały w realizowaniu siebie, to godziłam się na swoje lęki i dołki - skoro już taka moja uroda. Kłopot pojawił się w ostatnich latach kiedy poświęciłam się totalnie pasji sportowej. Związałam się z grupą pływacką dla dorosłych, znalazłam sobie profesjonalnego trenera, psychologa sportu, świetnego fizjoterapeutę no i zaczęła się wspaniała przygoda ze sportem wyczynowym. I tu okazało się, że moja zaburzona osobowość jest mi w stanie zepsuć wszystko to co wazne by osiągać wyniki i uczestniczyć w zawodach. Mam bardzo dobrą kondcję, jestem niczym parowóz (w grupie nikt mi wydolnościowo nie daje rady), tyle że w czasie pływania "dystansu" dostaję napadów panicznego lęku. O zawodach nawet nie marzę, bo tam po dwóch czy trzech długościach był zawsze napad paniki, wyjście z wody i "dyskwa".

 

Postanowiłam nareszcie coś z tym zrobić. Zgłosiłam się na kolejną w moim życiu terapię. Powiedziałam, że moim celem jest spełnienie moich marzeń pływackich a na drodze stoi napadowy lęk. Poprosiłam by praca szła w tym kierunku by lęk okiełznać, tak bym mogła swobodnie trenować i startować w zawodach.

 

Pani Psycholog wypytała mnie o poprzednie terapie, oceniła osobowość i na końcu naszej rozmowy ostrzegła, że terapia może nie pomóc. A już na pewno nie mogę w terapii ustalać swojego celu, bo może się okazać, że to co chcę osiągnąć nigdy nie przyjdzie natomiast poprawa pojawi się w sferach życia, na których specjalnie mi nie zależy. Poza tym wyjaśniła, że skoro ponad 40 lat kształtowałam swoją postawę wobec świata to teraz trzeba będzie pracować przez wiele lat by cokolwiek drobnymi krokami zmienić (czyli spodziewać się należy że jak będę już chodzić pod kryką, to głowę nareszcie będę miała czystą i nic nie przeszkodzi mi w uprawianiu wyczynowego pływania;) ) Co gorsza, po latach może się okazać (tak mnie terapeutka ostrzegała), że jednak terapia nic nie dała a ja swojego upragnionego celu nigdy nie osiągną.

 

Jestem osobą która potrafi bardzo intensywnie pracować, ale w swojej pracy muszę widzieć sens. Wizja psychoterapii - ta jaką mam po latach nieudanych prób, i ta którą nakreśliła mi terapeutka   - nie motywuje w żaden sposób.

 

Czy jesteście mi dać jakiekolwiek wsparcie bym nie składała broni?

 

Póki co chodzę do trenera mentalnego - behawioryzm trochę pomaga, choć nie załatwia problemu. Idę też za 6 tygodni do psychiatry sportowego by dostać leki redukujące lęk ale nie obniżające kondycji. 

 

Wszelkie dobre słowo, wszelka rada - będzie mile widziana

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przecież operować też można a znieczuleniem będzie ciepły dotyk dłoni terapeuty. Ciekawe czy cięcie skalpelem będzie boleć. Proponuję na początek dowiedzieć się na co taka terapia może pomóc a dopiero później oceniać czy działa. W schizofrenii nie działa i nie wyleczy, w depresji nie działa i nie wyleczy w lęku nie działa i nie wyleczy. Teraz można wziąć tzw pseudo depresję np po stracie bliskiej osoby i wtedy może czasem pomoc. Tylko wówczas nie nazywajmy zaburzeń adaptacyjnych depresja. Nie każdy smutek i źle samopoczucie jest depresją. I nie każdy lęk da się terapia leczyć. Czasem w depresji pozornie terapia pomoże a to dlatego że część depresji ustępuje samoistnie. Tak samoistnie i tak samo samoistnie przychodzi nawrót. Łatwo przypisać sukces terapeucie, nie? Czasem osoby po terapii stwarzają pozory (i w nich tkwią) jakoby reakcje na trudne sytuacje zależały od  sposobu przyjęcia ich przez dana osobę. Tak zwane narzędzia. To tylko pozory. Wystarczy taką osobę przenieść w inny wymiar i te narzędzia są niewystarczające. Weźmy taka pewną siebie delikwentkę i umieśćmy np w obozowej rzeczywistości Auschwitz. Łyk zupy, kromka chleba i parowana brukiew. Wszy, choroby i odmrożenia oraz jedno wyjście - kominem. Pewność zniknie, terapia nic nie pomoże i jedyne co pewne to narobienie w gacie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja skłaniam się ku temu, że nie działa - przynajmniej na mnie nie działa. 

Ostrzeżenie terapeutki, że leczenie będzie trwało wiele lat a nie wiadomo czy przyniesie efekty a już tym bardziej nie wiadomo czy przyniesie efekty w tych sferach nad którymi chcę pracować - to ostrzeżenie zabrzmiało jak zgrabna wymówka. Jeśli za kolejnych 40 lat zgłoszę zażalenie że nie zadziałało, to zawsze może mi powiedzieć, że mnie uprzedzała. A długo tej "skargi" nie wniosę, bo ostrzegała, że trzeba terapię testować przez wiele lat. Do ukichanej śmierci

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze jedna refleksja - wydaje mi się, że niektóre zaburzenia psychiczne wynikają z błędów neuroprzekaźnictwa  a nie z powodu jakichś złych nawyków i mechanizmów zachowań. 

Moje długie lata psychoterapii nie zmieniły niczego - tylko kasa poszła w błoto. Czuję się jakbym kupiła wieloletnią polisolokatę, która nie gwarantuje zwrotu włożonych środków. Moja polisolokata splajtowała.

 

Inaczej było kiedy zaczęłam zażywać paroksetynę. Ten lek sprawił ze mój mózg zaczął funkcjonować w zupełnie inny sposób niż dotychczas - tzn lęki zupełnie znikły. Nawet mnie dziwiło to, że sytuacje które wywoływały napady paniki na paroksetynie stały się neutralne. Musiała zmienić się chemia mózgu, uzupełniły się braki jakichś substancji i tyle.

Ostatecznie musiałam odstawić paroksetynę bo powodowała nieakceptowane przeze mnie działania uboczne. Ale mam podejrzenia, że droga "chemiczna" jest u mnie właściwa. Trzeba tylko poszukać leku albo połączenia leków, które wpłyną na odpowiednie obszary w mózgu tak by lęków nie było ale też nie było tamtych niechcianych efektów. Mam jakby namacalny dowód że leki mnie odpowiednio ustawiły a cała terapia to była taka nic nie zmieniajaca rozmowa - pic na wodę.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To można powiedzieć więcej! Część osób po farmakoterapii pozbywa się problemu. Bez żadnej terapii. U niektórych problem wraca i muszą zażywac leki. Osobiście byłbym za tym aby osoby stosujące psychoterapię były pozbawiane prawa do farmakoterapii. W końcu są przekonane do skuteczności... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale mylicie pojęcia, farmakoterapia jest na objawy/ skutki a psychoterapia na przyczyny o ile są inne niż faktycznie wynikające z "błędnej" pracy mózgu.

Dlatego nawet jeśli w momencie brania leków dany objaw ustępuje (np. Lęki, bezsenność, smutek, brak chęci do czegokolwiek etc.) to po zaprzestaniu brania leków dużo szybciej powróci...

Wiem po sobie bo najpierw brałam leki kilka lat i faktycznie np. stany lękowe zredukowały się do zera, po zaprzestaniu brania leków po jakimś okresie wróciły ale to właśnie dzięki terapii wiedziałam mniej więcej jak sobie z nimi radzić aby nie zdominowały mi życia...oczywiście nie wierzę, że terapia zmieni wszystko a tym bardziej, że zrobi to bez naszego wkładu, czasami właściwie bardzo ciężko jest dać coś od siebie, bo zauważać pewne rzeczy owszem jest łatwiej ale spróbować przejść koło nich inną niż dotychczas drogą zdecydowanie trudniej. Terapia to nie jest łatwy, szybki i przyjemny proces, ale w pewnych obszarach może być skuteczny, kwestia tylko ile my sami damy sobie od siebie bo żaden terapeuta nie zrobi tego za nas...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, marta_anna napisał:

Co powiesz na to ze ok 1/4 mojego życia to siedzenie w terapiach. Bezskutecznych.Mimo moich dobrych chęci :( Mogę mieć dość, Nawet pani terapeutka pozbawiła mnie złudzeń

Ja też siedze w terapiach dużo, część w ogóle była pomyłką i stratą czasu, szczerze to nawet moja terapia sprzed ok 10 lat z moją obecną terapeutką głównie skupiała się nie na tym na czym powinna...teraz wróciłam na terapię do tej samej terapeutki i często sama po sobie widzę swój opór/ uniki...w sensie, że jak nie chcę wchodzić na trudne dla mnie tematy to poruszam pierwszy lepszy temat zastępczy, który też stanowi jakiś problem ale jego skala jest zdecydowanie mniejsza...z drugiej strony sporo czasu poświęcam na analizę tego co usłyszałam później w domu i często zdarza się, że jednak faktycznie coś co ona zauważyła mogę uznać jako prawdę o mnie (nawet jeśli podczas samej sesji wydaje mi się to niedorzeczne) i pomyśleć co i czy z tym dalej zrobić...

Np. To do czego doszłam to min kwestia że stany lękowe pojawiają się u mnie kiedy życie jest zbyt stabilne, oraz kiedy staram się czuć jak najmniej (tzn

 to robię nieświadomie)...wtedy właśnie narasta lęk jakby miał wypełnić ten brak uczuć chociażby strachem etc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, marta_anna napisał:

Co powiesz na to ze ok 1/4 mojego życia to siedzenie w terapiach. Bezskutecznych.Mimo moich dobrych chęci :( Mogę mieć dość, Nawet pani terapeutka pozbawiła mnie złudzeń

 

To słabe, i nie dziwie sie zniechecenia. Ja gdybym teraz nie chodził na nfz to też już dawno bym odpadł z terapii 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×