Skocz do zawartości
Nerwica.com

LostStar

Użytkownik
  • Postów

    192
  • Dołączył

Treść opublikowana przez LostStar

  1. Zauważyłam, że wśród osób owdowiałych jest miażdząca przewaga kobiet, co uważam za ogromną niesprawiedliwość, gdyż uważam że długość życia mężczyzn i kobiet oraz współczynnik śmiertelności powinny być równe. Przeraża mnie to i paraliżuje. Wolę do końca życia żyć w pojedynkę niż przeżyć wielką miłość i potem cierpieć z powodu straty małżonka. Na domiar złego, niektóre kobiety owdowiały podwójnie, co odbiera mi nawet pociechę, że mogę później spotkać kolejnego wybranka. Jestem wściekła, smutna i rozżalona z tego powodu. W mojej rodzinie także jest ogrom wdów. Odczuwam agresję i niechęć wobec tych starych i owdowiałych kobiet. Jestem zła, że jestem kobietą i na mnie spadło to nieszczęście. Gdybym tylko mogła mieć gwarancję, że umrę wcześniej niż wybranek. Ale nie mam. Nie mamy wpływu w swoim życiu na NIC. Na NIC.
  2. Kiedy patrzę na ludzi w wieku 26, 27, 28 lat i to, że są po ślubie i noszą obrączkę, zastanawiam się: jak oni to zrobili? Czasem zastawiam się, jak działa psychika ludzi-kobiet i mężczyzn-którzy nie mają problemów z tworzeniem związków, małżeństw, relacji. Czuję się tak, jakbym od momentu urodzenia była "naznaczona" w tej dziedzinie w tym sensie, że niejako z góry mnie skazano na wieczne cierpienie i niepowodzenia w tej dziedzinie. Moja znajoma ze studiów, moja rówieśniczka, dwa lata temu wzięła ślub z narzeczonym. Obydwaj mieli po 24 lata, znali się od osiemnastego roku życia. Jakoś nie wierzę w te miłości po czterdziestce czy po pięćdziesiątce. Kto się nie wyrobi do trzydziestki, ten jest w tej dziedzinie SKOŃCZONY. Szczególnie kobiety. Mają przekichane. Dłużej żyją, ale szybciej i znacznie gorzej się starzeją. Na jednym blogu mężczyzna napisał:"to lubię w byciu facetem: poczucie sprawczości i długi termin przydatności". Zgadzam się z tym. Czterdziestoletni mężczyzna jest w szczycie swoich możliwości, i pięćdziesięciolatek może być atrakcyjny, a kobieta najlepsze lata ma już za sobą. W wieku 26 lat powinnam już mieć za sobą 3-4 poważne relacje oraz ogromną ilość przygód. Nie mam prawie nic.
  3. Jednak wróciłam. Przyjął mnie z powrotem. Twierdzi, że możemy być ze sobą jeszcze kilka lat. Mnie został tylko rok do licencjatu, planuję ukończyć, iść do pracy, zarobić trochę pieniędzy, a magisterium zrobić za kilka lat, po 30. albo 40. Nadal marzę o swoim Wybranku. Zachodzę w głowę, jak też ludzie się poznają. I gdzie. Skoro mnie na studiach się nie udało, to strach mnie bierze, jak ja kogoś spotkam, gdy będę po 12 godzin na dzień spędzać w pracy, od poniedziałku do soboty. Jak to jest, że miliony ludzi na całym świecie, na niemal wszystkich kontynentach poznają swoich Wybranków, osoby homoseksualne też jakoś potrafią się odnaleźć, tylko ja nie potrafię. Fenomenem są dla mnie osoby owdowiałe, które ponownie wzięły ślub. Dla mnie to niesamowite-jak to możliwe, że osoby z takim przeżyciem były w stanie kogoś znaleźć i że ktoś je chciał?? Codziennie mam tego swojego Wybranka w głowie, wyobrażam sobie, że jesteśmy razem, ale nie zbliżam się ani o milimetr do realizacji swojego marzenia. Lata studenckie są dla mnie towarzysko jałowe (i błagam, nie piszcie "takie to czasy", bo mnie szlag trafi-nic to nie pomoże, jakoś się ludziom udaje w tych rzekomo parszywych czasach się odnaleźć). Kiedy pójdę do pracy, to będzie mogiła....Załamana jestem. Chce mi się płakać i wyć z bezsilności. I jeszcze nie chcę mieć dzieci.....A większość mężczyzn chce...
  4. Jeszcze go "śmieciem" nazwałam za to, że jest w związku. Dwa razy. Teraz ryczę jak bóbr. Tak mi smutno. Czuję się jakbym straciła przyjaciela. Byliśmy ze sobą dwa lata Chcę, aby zapamiętał te okruchy dobra, jakie ode mnie dostał.
  5. Potwierdzam. Nie działa. Wczoraj przerwałam. Chodziłam dwa lata, bo miałam nadzieję (nurt psychodynamiczny), poprzedni czterej też zawiedli, chodziłam pół roku (Gestalt, psychodynamiczna, dwa razy poznawczo-behawioralna). NIC to nie pomaga. Wręcz przeciwnie, z czasem człowiek czuje się coraz gorzej. To świetny sposób na wyciąganie pieniędzy od ludzi.
  6. Czyli jeżeli ukończę studia, to będzie: "Ukończenie studiów w dzisiejszych czasach to bułka z masłem, ŻADNE osiągnięcie". A jeżeli nie ukończę, to będzie:"Jak można być takim tłukiem i nie ukończyć studiów, dzisiaj nawet analfabeta może studiować". Dziękuję. Studia, to jedyne, co mi pozostało, dzięki takim wypowiedziom "aż chce się żyć".
  7. Jestem pięć lat do tył, pięć lat w plecy. NIC nie potrafię ukończyć. Dwa lata studiowałam historię na UŚ. Za pierwszym razem uciekałam z zajęć, bałam się ich. Za drugim razem niemal zaliczyłam pierwszy semestr, ale zawaliłam z powodu jednego przedmiotu, bo się poddałam. Potem przez rok dwa kierunki w szkole policealnej, też nie zaliczyłam. Potem politologia na Uniwersytecie, miałam wtedy epizod dysocjacji psychotycznej, doszło do straszliwego wypadku. Przez te cztery lata, od 2013 do 2017, byłam osiem razy na Oddziale Psychiatrycznym.Dopiero od 2017 roku studiuję niszowy kierunek na UJ. Właściwie zaraz po maturze powinnam była się na niego dostać, ale celowo zawaliłam pewne przedmioty, bo bałam się, że sobie z tym kierunkiem nie poradzę. Jak widać, nie bez postaw. I wreszcie stał się cud. Zaliczyłam pierwszy rok, tylko jedna poprawka. Myślałam, że najgorsze za mną, że zła passa bezpowrotnie minęła. Błąd, błąd. Nie radziłam sobie na II roku, to wtedy był nawał nauki. Okłamano mnie. Krewni mi zawsze mówili:"Pierwszy rok najgorszy, potem już z górki". Kłamcy. To II rok był najgorszy. Teraz jestem na drugim, uzupełniam przedmioty, zostały mi jeszcze trzy do zaliczenia. Studiuję z poczucia obowiązku, żeby udowodnić rodzicom, że coś sama potrafię osiągnąć. Jeszcze rok mordęgi do licencjatu, potem studia magisterskie. Kiedy ukończę studia magisterskie, będę mieć 29 lat. Wstyd i porażka. Myślałam, że będę najlepszym studentem na roku, a jest wielu takich, którzy są ode mnie znacznie lepsi, a to nie jest medycyna czy fizyka kwantowa. Nie jest to arcytrudny kierunek. Żeby dostać 3, muszę się nieźle namęczyć, muszę stawać na głowie, 4 i 5 też mam, ale sporadycznie, dostałam ostatnio 4,5 z proseminarium ale w ogóle się z tego nie cieszę. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Poszłam na tą psychoterapię, ponieważ dwa lata temu jeszcze wierzyłam, że może być lepiej. Teraz już nie wierzę. Do końca życia będę nieudacznikiem.
  8. Widać jestem szczególnym, beznadziejnym przypadkiem, skoro żaden (to był czwarty, ale pierwszy, który dłużej niż pół roku wytrzymał, aż dwa lata) mi nie daje rady. Chcę, żeby to odczuł jako porażkę. Dwa lata i zero efektów. Niech cierpi.
  9. Jeszcze dodam, że dzisiaj zerwałam psychoterapię. I dobrze. Ci psychoterapeci są nic niewarci, naciągacze, którzy tylko wyciągają od ludzi pieniądze. Powiedziałam mu:"Chcę, żeby każdego dnia, wstając i kładąc się spać, myślał pan, że poniósł porażkę."
  10. Ale ja w dzieciństwie sobie wyobrażałam, że będę całe życie starą panną, w gimnazjum i LO też. Dopiero na studiach coś mi się w głowie pomieszało. Ale związki i małżeństwa to zło. Ludzie w parach to żałosne kreatury. Potrzebowałam dwóch lat psychoterapii, aby znaleźć się w punkcie wyjścia. Będę samotnym wilkiem, niczym Sherlock Holmes czy Bruce Wayne.
  11. Ale życie w pojedynkę to bardzo dobry wybór. Jestem za celibatem księży. Lepsze całkowite oddanie kapłaństwu niż życie z jakąś brudną kobietą. Życie mężczyzn z kobietami jest odrażające. Szczerze mówiąc, mniej odrazy budzą we mnie związki homoseksualne, zwłaszcza mężczyzn. Pewnie dlatego, że nie mogą się rozmnażać, więc są "czyści". Żyjąc w pojedynkę, nigdy nie zostanę wdową, nigdy nie zaznam wypalenia, rutyny i kryzysu w związku. Żyć, nie umierać. A co do seksu-jak to mówią klerycy w seminarium:"nie musisz kupować krowy, żeby napić się mleka". Mogę zapłacić męskiej prostytutce za seks. Albo umówić się z jakimś gościem na przygodę na jedną noc. Co niby złego w atrakcyjnym fizycznie wyglądzie i pragnieniu idealnej miłości? Od czasów Sumerów ludzkość do tego dąży. Jestem narcyzem bo chcę, żeby było dobrze? Żeby dobro zwyciężyło?
  12. Piotrek87, o co Ci chodzi? Wielu ludzi żyje w pojedynkę z wyboru i jest szczęśliwa. Żałuję, że straciłam dwa lata na pogoń za czymś, co jest mrzonką, powinnam była podjąć taką decyzję już dawno. Chciałam kiedyś tak żyć, tylko w wieku 19-20 lat widok zakochanych zaczął sprawiać mi ból. To dlatego. Było to zignorować. Ci ludzie i tak się rozwiodą, co i tak im oszczędzi udręk, bo w związku/ małżeństwie kryzysy i awantury są nieuniknione. Jeżeli nie może być dobrze, nie chcę w to wchodzić. Żyć z jakimś starzejącym się dziadem, albo z człowiekiem, który umrze w młodym wieku. Jak patrzę na pary to myślę-jacy oni głupi. Są ze sobą razem chyba tylko dlatego, żeby zaoszczędzić na prostytucji.
  13. Może dożywotnie życie w pojedynkę naprawdę nie byłoby takie złe? Są ludzie, mężczyźni i kobiety, którzy tak żyją i im dobrze.
  14. Nie rozumiem. Są dwa wyjścia z tej sytuacji-albo znaleźć partnera i stworzyć związek, albo żyć w pojedynkę. Ja wybieram życie w pojedynkę. To racjonalne rozwiązanie. Ma same zalety. Żyć, nie umierać. Bez jakiegoś tetryka, bez konfliktów, rutyny...Że też nie wpadłam na to wcześniej. Ale ja byłam głupia-że zachciało mi się związku. Ale ponieważ każda para przechodzi kryzysy, to NIE, NIE i jeszcze raz NIE. Skoro nie może być dobrze, niech nie będzie niczego
  15. Moja decyzja jest idealna. Nie ma nic lepszego niż bycie starą panną/singielką. Zanim zaczęła się moja związkowa obsesja, z życzliwością patrzyłam na samotne osoby. Wolałam starych kawalerów niż tych brudnych, otumanionych, zaprzedanych brudnym kobietom żonkosiów. Powinnam była podjąć taką decyzję już dwa lata temu. Zamiast tego miałam nadzieję na rozwiązanie swojego problemu. Nadzieja-matka głupich. NIE. W życiu nie ma szczęśliwych zakończeń. Za tydzień zrywam psychoterapię (mam sesję online). Chcę, żeby mój przykład był dla niego jedną wielką porażką. Zażyczę mu, aby jego dziewczyna umarła na jego rękach i żeby nic nie mógł z tym zrobić. Tego mu z całego serca życzę. "Dziś widzimy się po raz ostatni"-tak zacznę. Powtórzę jeszcze raz: Podjęłam decyzję. Te psychoterapie-nieważne, czy prywatnie, czy na NFZ-to szarlataneria, NIC to nie pomaga. Dwa lata chodziłam, straciłam multum pieniędzy. Ale dość już tego. Licz na siebie-wtedy się nie przeliczysz. To jest jedyne słuszne wyjście. To jest jedyna słuszna recepta na życie. W życiu liczy się tylko wykształcenie i pieniądze. Dobrze, że mam oszczędności. Ludzie bez oszczędności są teraz ugotowani. Doszłam do takiego wniosku, do którego powinnam była już dawno dojść. Teraz już wiem. Jestem swojej decyzji pewna na 100%. I jest to słuszna decyzja i całkowicie racjonalna. Będę sama do końca życia, czyli mówiąc po staroświecku, zostanę starą panną, a po nowoczesnemu-singielką. Powinnam była od początku na to się zdecydować, a nie wierzyć w jakieś mrzonki że dzięki psychoterapii znajdę sobie Wybranka, z którym będziemy dzielić życie i połączy nas miłość. Jeżeli zachce mi się seksu, wystarczy film pornograficzny albo męska prostytutka. Za pieniądze przez dwie godziny zrobi dla nas wszystko. Dzięki takiemu rozwiązaniu: 1. Nie zostanę wdową-coś, czego się najbardziej na świecie obawiam. Nie zagrozi mi. Nie będzie nagrobka, w której żona będzie żyć 93 lata, a mąż 54. Albo, co gorsza, podwójną wdową. To jest dopiero horror. Na moim akcie zgonu będzie adnotacja:"panna". 2. Nie będzie sprzeczek, konfliktów, cichych dni. Byłam niegdyś przekonana, że miłość chroni parę przed kłótniami, że jeżeli para się kocha, to NIGDY się nie kłóci, tylko są perfekcyjnie zgodni. Nieprawda. KAŻDA para, każde małżeństwo przechodzi kryzys, nie ma takiej pary, która by się nie kłóciła. Skoro nie może być idealnie, niech nie będzie NICZEGO. 3. Starzenie się męża/partnera. "Miłość wszystko zwycięża"-bzdura. Nieprawda. Miłość nikogo nie uchroniła przed śmiercią, starzeniem i chorobami. Nie chcę patrzeć na to, jak mój Wybranek traci siły, siwieje (albo co gorsza łysieje), tyje, ma zmarszczki, staje się coraz bardziej zgryźliwy. NIGDY!!! "Ja widzę tu po prostu inny problem. LostStar jest po prostu wymagająca i facet ma być zabawką i pieskiem na smyczy. Tylko czy taki to jeszcze facet? Ma być wiecznie młody i przystojny, zdrowy, zakochany, cierpliwy, bezkonfliktowy. Ok to teraz czy autorka też będzie młodą, zdrowa i spełni wszystkie oczekiwania partnera? No tak partner nie jest od oczekiwań. Ma być sługą od spełniania życzeń. Brutalne ale po prostu z takimi cechami kobieta nie ma szans na związek z facetem a co najwyżej z desperatem lub masochistą. Przepraszam ale nie masz równo pod sufitem. " Piotrek87, a kto tego nie chce? Nie bądźmy poprawni politycznie, zwrócisz uwagę raczej na atrakcyjną fizycznie kobietę niż na nieatrakcyjną. Co w tym dziwnego??? Precz ze związkami!!! Oszustwo, które zatruło mi ostatnie siedem lat życia!!!
  16. Podjęłam decyzję. Te psychoterapie-nieważne, czy prywatnie, czy na NFZ-to szarlataneria, NIC to nie pomaga. Dwa lata chodziłam, straciłam multum pieniędzy. Ale dość już tego. Licz na siebie-wtedy się nie przeliczysz. To jest jedyne słuszne wyjście. To jest jedyna słuszna recepta na życie. W życiu liczy się tylko wykształcenie i pieniądze. Dobrze, że mam oszczędności. Ludzie bez oszczędności są teraz ugotowani. Doszłam do takiego wniosku, do którego powinnam była już dawno dojść. Teraz już wiem. Jestem swojej decyzji pewna na 100%. I jest to słuszna decyzja i całkowicie racjonalna. Będę sama do końca życia, czyli mówiąc po staroświecku, zostanę starą panną, a po nowoczesnemu-singielką. Powinnam była od początku na to się zdecydować, a nie wierzyć w jakieś mrzonki że dzięki psychoterapii znajdę sobie Wybranka, z którym będziemy dzielić życie i połączy nas miłość. Jeżeli zachce mi się seksu, wystarczy film pornograficzny albo męska prostytutka. Za pieniądze przez dwie godziny zrobi dla nas wszystko. Dzięki takiemu rozwiązaniu: 1. Nie zostanę wdową-coś, czego się najbardziej na świecie obawiam. Nie zagrozi mi. Nie będzie nagrobka, w której żona będzie żyć 93 lata, a mąż 54. Albo, co gorsza, podwójną wdową. To jest dopiero horror. Na moim akcie zgonu będzie adnotacja:"panna". 2. Nie będzie sprzeczek, konfliktów, cichych dni. Byłam niegdyś przekonana, że miłość chroni parę przed kłótniami, że jeżeli para się kocha, to NIGDY się nie kłóci, tylko są perfekcyjnie zgodni. Nieprawda. KAŻDA para, każde małżeństwo przechodzi kryzys, nie ma takiej pary, która by się nie kłóciła. Skoro nie może być idealnie, niech nie będzie NICZEGO. 3. Starzenie się męża/partnera. "Miłość wszystko zwycięża"-bzdura. Nieprawda. Miłość nikogo nie uchroniła przed śmiercią, starzeniem i chorobami. Nie chcę patrzeć na to, jak mój Wybranek traci siły, siwieje (albo co gorsza łysieje), tyje, ma zmarszczki, staje się coraz bardziej zgryźliwy. NIGDY!!! Co do religii, sam Jezus NIGDY się nie ożenił, nigdy nie zakochał w kobiecie, nigdy nie uprawiał seksu. I chociaż nie pałam miłością do Kościoła katolickiego, to w pełni popieram celibat księży i rozumiem wyższość życia w pojedynkę nad małżeństwem. Sam Bóg to pochwala: Mt.19.12 "Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!"-wypowiedź Jezusa, brutalna, okrutna, ale PRAWDZIWA MK 12, 18-27 Potem przyszli do Niego saduceusze, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: «Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: Jeśli umrze czyjś brat i pozostawi żonę, a nie zostawi dziecka, niech jego brat weźmie ją za żonę i wzbudzi potomstwo swemu bratu. Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umierając nie zostawił potomstwa. Drugi ją wziął i też umarł bez potomstwa, tak samo trzeci. I siedmiu ich nie zostawiło potomstwa. W końcu po wszystkich umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc, gdy powstaną, którego z nich będzie żoną? Bo siedmiu miało ją za żonę». Jezus im rzekł: «Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie. Co zaś dotyczy umarłych, że zmartwychwstaną, czyż nie czytaliście w księdze Mojżesza, tam gdzie mowa "O krzaku" jak Bóg powiedział do niego: Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba. Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych. Jesteście w wielkim błędzie».-czyt. małżeństwo nie jest ważne, skoro Niebo to rzeczywistość idealna, a tam nie będzie małżeństw, to znaczy, że jest to tylko tymczasowa instytucja służąca do przedłużenia gatunku Kor 7, 1-40 Co do spraw, o których pisaliście, to dobrze jest człowiekowi nie łączyć się z kobietą. Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża. Mąż niech oddaje powinność żonie, podobnie też żona mężowi. 4 Żona nie rozporządza własnym ciałem, lecz jej mąż; podobnie też i mąż nie rozporządza własnym ciałem, ale żona. 5 Nie unikajcie jedno drugiego, chyba że na pewien czas, za obopólną zgodą, by oddać się modlitwie; potem znów wróćcie do siebie, aby - wskutek niewstrzemięźliwości waszej - nie kusił was szatan. 6 To, co mówię, pochodzi z wyrozumiałości, a nie z nakazu. 7 Pragnąłbym, aby wszyscy byli jak i ja, lecz każdy otrzymuje własny dar od Boga: jeden taki, a drugi taki. Tym zaś, którzy nie wstąpili w związki małżeńskie, oraz tym, którzy już owdowieli, mówię: dobrze będzie, jeśli pozostaną jak i ja. Lecz jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie! Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie, niż płonąć. Tym zaś, którzy trwają w związkach małżeńskich, nakazuję nie ja, lecz Pan: Żona niech nie odchodzi od swego męża! Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotną albo niech się pojedna ze swym mężem. Mąż również niech nie oddala żony. Pozostałym zaś mówię ja, nie Pan: Jeśli któryś z braci ma żonę niewierzącą i ta chce razem z nim mieszkać, niech jej nie oddala! Podobnie jeśli jakaś żona ma niewierzącego męża i ten chce razem z nią mieszkać, niech się z nim nie rozstaje! Uświęca się bowiem mąż niewierzący dzięki swej żonie, podobnie jak świętość osiągnie niewierząca żona przez "brata"3. W przeciwnym wypadku dzieci wasze byłyby nieczyste, teraz zaś są święte Lecz jeśliby strona niewierząca chciała odejść, niech odejdzie! Nie jest skrępowany ani "brat", ani "siostra" w tym wypadku. Albowiem do życia w pokoju powołał nas Bóg. A skądże zresztą możesz wiedzieć, żono, że zbawisz twego męża? Albo czy jesteś pewien, mężu, że zbawisz twoją żonę? Zresztą niech każdy postępuje tak, jak mu Pan wyznaczył, zgodnie z tym, do czego Bóg go powołał. Ja tak właśnie nauczam we wszystkich Kościołach. Jeśli ktoś został powołany jako obrzezany, niech nie pozbywa się znaku obrzezania; jeśli zaś ktoś został powołany jako nieobrzezany, niech się nie poddaje obrzezaniu! Niczym jest zarówno obrzezanie, jak i nieobrzezanie, a ważne jest tylko zachowywanie przykazań Bożych. Każdy przeto niech pozostanie w takim stanie, w jakim został powołany. Zostałeś powołany jako niewolnik? Nie martw się! Owszem, nawet jeśli możesz stać się wolnym, raczej skorzystaj [z twego niewolnictwa] Albowiem ten, kto został powołany w Panu jako niewolnik, jest wyzwoleńcem Pana. Podobnie i ten, kto został powołany jako wolny, staje się niewolnikiem Chrystusa. Za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci. Nie bądźcie więc niewolnikami ludzi. Bracia, niech przeto każdy trwa u Boga w takim stanie, w jakim został powołany. Nie mam zaś nakazu Pańskiego co do dziewic, lecz daję radę jako ten, który - wskutek doznanego od Pana miłosierdzia - godzien jest, aby mu wierzono. 26 Uważam, iż przy obecnych utrapieniach dobrze jest tak zostać, dobrze to dla człowieka tak żyć. Jesteś związany z żoną? Nie usiłuj odłączać się od niej! Jesteś wolny? Nie szukaj żony! Ale jeżeli się ożenisz, nie grzeszysz. Podobnie i dziewica, jeśli wychodzi za mąż, nie grzeszy. Tacy jednak cierpieć będą udręki w ciele, a ja chciałbym ich wam oszczędzić. Mówię, bracia, czas jest krótki. Trzeba więc, aby ci, którzy mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci, a ci, którzy płaczą, tak jakby nie płakali, ci zaś, co się radują, tak jakby się nie radowali; ci, którzy nabywają, jak gdyby nie posiadali; ci, którzy używają tego świata, tak jakby z niego nie korzystali. Przemija bowiem postać tego świata. Chciałbym, żebyście byli wolni od utrapień. Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie. I doznaje rozterki. Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem, i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi. Mówię to dla waszego pożytku, nie zaś, by zastawiać na was pułapkę; po to, byście godnie i z upodobaniem trwali przy Panu. Jeżeli ktoś jednak uważa, że nieuczciwość popełnia wobec swej dziewicy, jako że przeszły już jej lata i jest przekonany, że tak powinien postąpić, niech czyni, co chce: nie grzeszy; niech się pobiorą! Lecz jeśli ktoś, bez jakiegokolwiek przymusu, w pełni panując nad swoją wolą, postanowił sobie mocno w sercu zachować nietkniętą swoją dziewicę, dobrze czyni. Tak więc dobrze czyni, kto poślubia swoją dziewicę, a jeszcze lepiej ten, kto jej nie poślubia. Żona związana jest tak długo, jak długo żyje jej mąż. Jeżeli mąż umrze, może poślubić kogo chce, byleby w Panu. Szczęśliwszą jednak będzie, jeżeli pozostanie tak, jak jest, zgodnie z moją radą. A wydaje mi się, że ja też mam Ducha Bożego. Niezrównany kawaler św. Paweł z Tarsu o małżeństwie. Czyli jasne-małżeństwo to źródło utrapień, a ono służy tylko po to, by ludzie w legalny sposób się p""""li. SUPER.
  17. Czuję ból, jakby mi ktoś wbijał sztylet w sercu, ból, bezsilność, wściekłość i frustrację, gdy widzę ludzi w wieku 24-29 lat z obrączką. Dlaczego im się udało, a mnie nie? Za sześć dni mam 26. urodziny. Niektórzy w moim wieku są już po ślubie. Ślub-dla mnie to mój Święty Graal, którego nigdy nie zdobędę.
  18. Taaak, jasne. Pustosłowie. Ta sprawa wydaje mi się być teraz....Beznadziejna. Po prostu beznadziejna. Zwyczajne, ludzkie pragnienia, których NIGDY nie uda mi się spełnić. A za kilkanaście dni 26. urodziny. W moim wieku niektórzy są po ślubie. Super. Ślub to ja sobie mogę chyba tylko w fanfiction opisać.
  19. Próbowałam setki razy na Sympatii i mnie odrzucano. Pisali, że "nie pasujemy do siebie." Kolega odrzucił mnie na studiach. Wyć mi się chce z bezsilności.
  20. Nad tym, co jest tematem tego posta. Ale nie rozumiem, co rozmowa z jakimś gościem, który mnie drażni z tego powodu, że jemu w tej dziedzinie idzie, a mnie nie, ma pomóc. Jedyne co się udało, to zniknęła moja genofobia i udało mi się przeżyć pierwszy raz. No i jeszcze wejść w związek. Ale się z tego powodu nie cieszę. I to się nie liczy. Gdybym znalazła mężczyznę w moim wieku, który by mi i fizycznie, i psychicznie, i intelektualnie odpowiadał. Gdybyśmy nigdy się nie kłócili, gdyby nam się idealnie układało. Gdyby terapeuta znalazłby mi Wybranka-tak, wtedy by to było skuteczne. Chodzę trzy lata na studia-jeden chłopak dał mi kosza. Portal randkowy-albo mnie olewają, albo zbywają, albo składają nieprzyzwoite propozycje. Twórcy portali randkowych powinni stanąć przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości w Hadze za to, że dają ludziom nadzieję i ich całkowicie zawodzą. To gorsze niż Lotto.
  21. Już dwa lata chodzę na psychoterapię, teraz mam online. Jestem zazdrosna. On, lat 34, ma żonę. Ja mam 26 i jestem totalnym kaleką, jeden nieudany związek. Śniło mi się jakiś tydzień temu, że mam 34 lata, a mój Wybranek (nie była to jakaś konkretna osoba, ani prywatna, ani publiczna) 33 i braliśmy ślub. Rozumiem, że mam nic nie robić? To ja już nic nie rozumiem. Jak coś robię, to nazywane jest desperacją, a jak nic nie robię, to zarzuca się mi, że nic nie robię, aby spełnić swoje marzenie. Zostanę starą, samotną, sfrustrowaną kobietą. Pewnie tak się moje życie zakończy. Jestem taka zazdrosna o tych, którym łatwo idzie w tej dziedzinie.
  22. Wdowy nie wychodzą powtórnie za mąż, zwłaszcza te po sześćdziesiątce. Z moich czterech prababć tylko jedna umarła przed mężem, reszta została starymi wdowami. Żadna ponownie nie wyszła za mąż. Dzisiaj byłam w aptece po leki endokrynologiczne. Lekarstwa wydawał mi aptekarz, ten, który mi się tak bardzo z wyglądu spodobał kilka miesięcy temu. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Miło było na niego popatrzeć. Lubię niskich mężczyzn, wolę ich od wysokich, a on jest niewiele wyższy ode mnie (mam 161 cm). Jest młody, albo przynajmniej młodo wygląda, może jest nawet w moim wieku. Kilka miesięcy temu dałam mu kartkę pocztową w aptece, z prośba o kontakt, z moim numerem telefonu, i z propozycją wyjścia na kawę. Nie dał znać. Bardzo zabolało. Chciałabym z nim być. Teraz mnie obsługiwał w aptece, pewnie mnie poznał. Ja oczywiście nie nawiązywałam do tego tematu, on też nie. Przez te kilka minut byłam szczęśliwa, mogąc się na niego popatrzeć, bo przystojny z niego chłopak, i marząc o tym, żebyśmy byli parą. Ale on mnie odrzucił. Mogę się tylko takimi okruchami karmić.
  23. Nie. Nie mogę się pocieszać nawet wyjątkowością mojego cierpienia. Chodzę na psychoterapię od dwóch lat i wciąż nie mam tego, czego chcę. Chcę umrzeć wcześniej od swojego Wybranka. Nie chcę żyć 93 lat, jak moja prababka, żywa skamielina, przeżyła swojego męża o 26 lat (on zmarł w wieku 70 lat). Oczywiście, nigdy już później, po jego śmierci w żadnym związku nie była. Szlag.
×