Skocz do zawartości
Nerwica.com

LostStar

Użytkownik
  • Postów

    192
  • Dołączył

Treść opublikowana przez LostStar

  1. Ja bym chciała mieć tego narzeczonego, małżonka. Do dzieci mnie nie ciągnie. Myślałam kiedyś o adopcji dziecka, gdybym miała małżonka, ale przemyślałam sprawę i myślę, że nie. Nie chcę ani dzieci biologicznych, ani adoptowanych, ani pasierbów. Przecież dzisiaj przyzwala się na tyle rzeczy-chyba moja wizja bezdzietnego małżeństwa, które łączy inna więź niż wspólne dzieci nie jest zła? Bardzo chciałabym mieć chociaż tę iskierkę nadziei, że moje marzenie kiedyś się spełni.
  2. Szczerze mówiąc, irytuje mnie zagadnienie "zaburzeń osobowości". Psychiatra mi powiedział, że jest to jeszcze gorsze do zwalczenia niż tzw. choroby psychiczne. Samo określenie "zaburzenia osobowości" nie brzmi tak strasznie, bo za dawnych czasów chyba takich ludzi określano jako "furiatów" albo "ciekawe charaktery", nie? Termin "zaburzenia osobowości" powstał dopiero w latach 80.XX w!! Czy to nie szukanie na siłę problemu??? A poza tym, to ja sobie tych zaburzeń nie wybierałam. To się rozwijało niezależnie ode mnie przez ćwierć wieku. Geny+ socjalizacja. Jaki miałam wpływ na swoje życie w wieku 3 lat, a to przecież korzeniami sięga niestety wczesnego dzieciństwa!!! To straszne.
  3. Akurat od dobrych kilku lat leczę się psychiatrycznie. Najpierw zdiagnozowali u mnie chorobę afektywną dwubiegunową i zespół Aspergera, a potem zmienili diagnozę na zaburzenia osobowości bliżej nieokreślone. Ale w moim przypadku sama farmakologia nie wystarczy. Mam problem z akceptacją siebie? Co masz na myśli? A temat seksu i tak by wypłynął na powierzchnię. Doszłam do takiego etapu w życiu, że nie mogę udawać, że nie istnieje. Jeżeli nie teraz, to problemy z tą sferą pojawiłyby się u mnie po 30 lub 40. Bardzo chciałabym do tego tematu zwyczajnie, spokojnie podchodzić. Nie udawać, że go nie ma, aby był jednym z równoprawnych elementów mojego życia. Ani mniej, ani bardziej ważny od innych.
  4. I jeszcze ten liberalizm obyczajowy.....Właśnie frustruje mnie to, że dzisiaj jest tolerancja, a nawet akceptacja dla wielu zachowań seksualnych, które niegdyś były potępiane. Powoduje to, że czuję się jeszcze bardziej wyalienowana, bo nikomu się nie mieści w głowie że są jeszcze tacy ludzie, jak ja i moi rodzice. I boję się, że jeżeli nawet (co jest niemożliwe, ale jeżeli) się w końcu przełamię, to przyjdzie konserwatywna kontrrewolucja i będzie dopuszczalny tylko seks w celach prokreacji i zniknie on z mediów zupełnie... Jestem zrozpaczona. Czuję się tak, jakbym była skuta kajdanami podczas wystawnej kolacji i umierała z głodu, podczas gdy wszyscy się opychają wyszukanymi daniami. Jestem taka nieszczęśliwa. Dlaczego nie mogę stworzyć zwyczajnego związku z mężczyzną-równolatkiem? Dlaczego nie mogę zwyczajnie uprawiać seksu dla przyjemności i używać środków antykoncepcyjnych? Dlaczego akuat na mnie musiało paść??!!
  5. "wiejski filozof", a co sprawiło, że jesteś na takim etapie, na którym jesteś? Czy też pochodzisz z rodziny, w której były podobne zachowania, jak w mojej? Ja nie chcę mieć tzw."tradycyjnej" rodziny. Nie chcę dzieci. Chcę mieć współmałżonka, wziąć ten ślub w USC (bo nie zgadzam się z naukami Kościoła, a poza tym moi rodzice to świętoszki, chodzili ze mną do kościoła w każde niedziele i święta, mam uraz). Mieć wybranka, mężczyznę, ale boję się ciąży porodu, zapłodnienia. Kiedyś przyśnił mi się koszmar, że "mąż" (jakiś anonim) przykuł mnie kajdankami do łóżka i zapłodnił wbrew woli. Boję się. Przecież nie ma antykoncepcji, która daje 100% pewności. A Kościół katolicki zabrania antykoncepcji :) Nie rozumiem tego. Nie chcę brać też ślubu kościelnego, bo musiałabym chodzić na te durne nauki przedmałżeńskie, gdzie uczyliby o tym, że prezerwatywa niszczy więź między małżonkami. Przed bierzmowaniem,w wieku 15 lat, mieliśmy nauki proto-małżeńskie, do dzisiaj drżę ze strachu, jak sobie przypomnę treści, jakie tam były poruszane. I nie podoba mi się podejście KK do małżeństwa jako do instytucji, której głównym celem jest "zrodzenie i wychowanie potomstwa". W kościele prawosławnym tak nie jest, to miłość między małżonkami jest głównym celem, a potomstwo to sprawa wtórna. Niestety w KK prokreacja jest obowiązkiem.
  6. Wybaczcie szczerość, ale....Ciągnie mnie, żeby spróbować zakazanego owocu, oj ciągnie...Chciałabym bardzo przeżyć przygodę na jedną noc. Nie zrobię tego, bo mam skrupuły i się boję, ale mój pociąg fizyczny jest strasznie silny. Cierpię w samotności. Przed snem wymyślam sobie "erotyczne scenariusze", jak uprawiam z kimś seks. Odczuwam bardzo silne objawy podniecenia, jakby mnie fizyczny ogień palił od środka. Niemal ból. Czuję się taka samotna. Wiem, że z biologicznego punktu widzenia pociąg seksualny, seks służy do tego, żeby przedłużyć trwanie gatunku. Brutalna prawda jest taka, że jestem "samicą", która poczuła zew natury, aby kopulować z mężczyzną, zajść w ciążę i urodzić dziecko. Zdaję dobie z tego sprawę, że tak działa naga natura. Ale strasznie ciągnie mnie do tego, aby spróbować czystej rozkoszy. Aby wreszcie sprawdzić na sobie, co się odczuwa podczas penetracji, nawet przeżyć orgazm. Z czystej ciekawości. Mam wrażenie, że zaczynam autentycznie świrować z braku seksu. Czy to normalne? W przyszłym roku skończę 25 lat. Nie chodzi mi o żaden wyścig, ale szczerze, chcę już sama się przekonać i wiedzieć, co to znaczy bliskość fizyczna z mężczyzną. Tylko błagam, nie potępiajcie mnie!!! Dosyć się w domu nasłuchałam, jaki to seks jest zły i szkodliwy, zwłaszcza dla kobiet Straszliwie cierpię. Może i jestem chora i mam "nimfomanię", ale..Podobno to mężczyzni bardziej uwielbiają seks, a ja jednocześnie z przerażeniem, ale i fascynacją odkrywam, że myślę o nim cały czas i gdyby nie opory, to robiłabym TO codziennie. Boję się, że jestem chorą dewiantką. To okropne. Czy możecie mnie w jakikolwiek sposób pocieszyć??? Przecież chyba nawet "erotomania" nie pozbawia mnie człowieczeństwa, prawda?
  7. "nurt psychodynamiczny to tak często pozbawiony sensu wysiłek"-mógłbyś rozwinąć myśl? Ten człowiek ukończył 5-letnie studia na kierunku psychologia+szkolenie psychoterapeuty w nurcie psychodynamicznym. Komu ufać? Jak będziemy podważać WSZYSTKO, co twierdzi oficjalna psychologia, medycyna, farmacja, to chyba nie doprowadzi to do niczego dobrego. Wiele mam zastrzeżeń do postępowania lekarzy, ale mimo wszystko bardziej ufam człowiekowi, który ukończył Akademię Medyczną niż wszelkiej maści znachorom/naturopatom/uzdrowicielom czy "demaskatorom" okroju pana Jerzego Zięby. Wiem, że w dzisiejszych czasach jestem w mniejszości.
  8. refren, Twoje odpowiedzi dały mi jakiś promyk nadziei. Chodzę na psychoterapię (nurt psychodynamiczny). Psychoterapeuta powiedział mi, że dłuuuga droga przede mną (jakieś sześć lat!!!!!Przerażające!!). Że na podstawie mojego zachowania ma podejrzenia, iż rodzice nie kochali mnie od momentu pojawienia się na świecie, od niemowlęctwa (WTH???!! Jak to w ogóle można zweryfikować??!!), że nie potrafię najdrobniejszego zalążka uczucia do drugiej osoby na razie wykrzesać (nie powatarzam dokładnie jego słów!!). Tak mi jeszcze przyszło do głowy..."Amor omnia vincit/miłość wszystko zwycięża". Tak bardzo boję się śmierci, przemijania. Nawet nie utraty młodego wyglądu i sprawności i nieistnienia (chociaż też), ale raczej tego, że umrę, zanim zrealizuję swoje marzenia. Tego, że z każdym kolejnym dniem coraz więcej furtek się zamyka, a śmierć zacznie pożerać moich znajomych itd., a nawet moich idoli ekranowych!! Co niby miłość zwycięża??!! Kogo miłość uchroniła przed starzeniem, umieraniem, chorobami, wypadkami. I jeszcze boję się, że nawet jeżeli spotkam swojego wybranka, to on umrze wcześniej i będę rozpaczać po śmierci ukochanego....Tragedia. Jestem taka smutna...Przeżywam istne piekło, koszmar. A ten mój lęk przed seksem nazywa się genofobią. Oczywiście, nie jest to wrodzone, tylko nabyte. Nie chcę zostać 80, 90-letnią wdową, której zostało jedynie towarzystwo zidiociałych koleżanek z kółka różańcowego ( bo mężczyzn w wieku 80+ jest niewiele). A tak w ogóle, to uwielbiam mężczyzn. Bardzo mi się fizycznie podobają, wolę to, co męskie, niż żeńskie. Lubię też...hmmm "duszę" mężczyzny. Ale nie lubię typu "macho"-wolę takich trochę wrażliwych artystów-elegantów. Czy coś w tym złego? Mnie nie oburza widok płaczącego mężczyzny. Dla mnie mężczyzna to też człowiek. Ma prawo wzruszyć się, rozpłakać, mieć słabości, wątpliwości. W takich "macho" typu "Arnie" przeraża mnie jakaś zwierzęcość, brutalność, mają w sobie coś nieludzkiego. Od dzieciństwa nienawidziłam kobiet. Do dzisiaj ich nie znoszę, i młodszych, i starszych, psycholog powiedział, ze widzę w tych kobietach swoją matkę-która "ukradła" mi ojca. To prawda, ojciec mnie milion razy lepiej od matki traktował. Był wyrozumiały, współczujący."Błądzić jest rzeczą ludzką"-mówił. natomiast matka zawsze była zimna, surowa, apodyktyczna. Dziękuję Wam za cierpliwość i zrozumienie. Psycholog powiedział mi, że nie jestem aseksualna. Przez całą nastoletniość myślałam, że jestem, on twierdzi, że to była próba ucieczki od problemu. Sama nie wiem. Aseksualizm ma swój urok, jest bezpieczny. Czy mam jakikolwiek powód, aby "cieszyć" się ze swojego seksualizmu, ,że odczuwam pożądanie, mam sny erotyczne, wyobrażenia itd.???
  9. Tak, masturbuję się czasami. Ale nie sprawia mi to jakiejś przyjemności. Dziwię się, że ludzie się od tego potrafią uzależnić. Dla mnie to jest żałosna czynność. To tak, jakby żywić się codziennie kroplówką. "Żywność" bez smaku, bez koloru, bez konsystencji. Podczas masturbacji ogarnia mnie ogromna tęsknota za drugim człowiekiem. Brakuje żywego człowieka... Kiedyś myślałam, że znalezienie chłopaka/dziewczyny, drugiej połówki, chodzenie ze sobą, a finalnie zaręczyny i wzięcie ślubu to zwyczajne rzeczy, przychodzą ot tak, dotyczy to 95% dorosłych. Wszędzie widać pary, zakochanych itd. Myślałam, że to się "samo robi", że każdy, kto chce, nie ucieknie przed strzałą Amora. Nieprawda. Bzdura totalna. Teraz wydaje mi się to tak skomplikowane, że wręcz nie do przejścia. Niewykonalne. Chciałam zaproponować kilka dni temu chodzenie chłopakowi, w którym jestem zauroczona od pół roku, lecz sparaliżował mnie strach. Jestem do niczego. Odczuwam wściekłość i nienawiść do świata, zwłaszcza wobec zakochanych, małżonków, aktywnych seksualnych ludzi itd. Codziennie zadaję sobie pytanie:"Dlaczego los mnie tak skrzywdził????!!! Czemu akurat padło na mnie i NIC nie potrafię, i muszę przeżywać ten koszmar genofobii"....
  10. Wiem, co to orgazm, trochę czytałam książek, artykułów. Przeczytałam też Twój link. Nie ogarniam do końca, jak się to dokładnie odczuwa. Ale po tej lekturze wydaje mi się, że chyba miałam kilka razy w życiu orgazm, we śnie. Takie uczucie ciepła w pochwie, rozlewającego się na całe ciało, ogień, uśmiech na mojej twarzy. Podczas snów erotycznych, uprawiałam w nich seks z mężczyznami. Niektóre były tak realistyczne, że wydawało mi się, że to rzeczywistość. Rozumiecie, potraficie sobie wyobrazić moje cierpienie psychiczne? Odczuwam wściekłość i nienawiść, gdy patrzę na pary zakochanych w kinie, na mieście. To trzymanie się za ręce. Wnerwiam się, że wszystkim się udaje, tylko nie mnie. Pałam chęcią zemsty. Jestem wściekła.
  11. Dziewictwo to dla mnie męka. A jak jeszcze słyszę peany na jego cześć...To czuję się tak, jakby ktoś sypał sól na moje rany i...Cierpię psychicznie jeszcze bardziej!! Rozumiecie to??? Ciekawi mnie seks, chcę wiedzieć, jak to jest, a nie umiem się przełamać. Rozumiem ludzi, których seks nie interesuje, tzw. asów (ok. 1% społeczeństwa), którzy całe życie nie uprawiają seksu i jest OK. Ale to nie mój przypadek. Mówię, że myślę o seksie cały czas!! I mam bardzo często sny erotyczne. Czy mam orgazmy? A co się właściwie odczuwa podczas orgazmu? Jakie są tego objawy? Odczuwam podniecenie chyba podczas tych snów, takie ciepło w pochwie rozlewające się na całe ciało i wilgoć. Czuję też, jakby mnie palił ogień od środka (dosłownie!!). To chyba objawy pożądania, nie? Czasem mam tak, że jak jakiś student podoba mi się fizycznie, to wyobrażam sobie, że z nim uprawiam seks. Oczywiście, nikomu się do tego nie przyznaję. Czy to normalne? Kurczę, myślicie że z tego wyjdę że znajdę tą swoją bratnią duszę? Boję się, że nie znajdę, bo w ogóle mnie nie ciągnie do posiadania dzieci. Kiedyś myślałam, żeby adoptować dziecko, ale po głębszym namyśle-nie nadaję się do wychowania i utrzymania dzieci. Wiem, że jakby wszyscy tak myśleli, to ludzkość by wyginęła, ale....Chyba mam prawo do nie-posiadania dzieci? Boję się ciąży, rodzenia, karmienia, połogu...Aż się boję do tego przyznawać, bo boję się, że usłyszę odpowiedź: "Kiedyś ci przejdzie". Boję się, że spotkam wybranka, który będzie myślał tak samo, jak ja, weźmiemy ślub w USC, aż tu nagle, w wieku 40 lat włączy mu się "instynkt ojcowski", wykręci mi ręce i zapłodni mnie wbrew mojej woli.. Będzie chciał mieć biologicznych potomków, bo większość jego kolegów już będzie je miała....To jest jakiś koszmar!!! Nie chcę wierzyć, że mężczyźni to jakieś potwory!! Przecież to ludzie, mają uczucia, plany, marzenia ambicje, swoją wrażliwość itd. A moja matka całe życie mi mężczyzn obrzydzała. Ech, czas, kiedy poznam tego swojego wybranka, pójdę z nim na spacer, do kina, przeżyję swój pierwszy raz bez wpadki, weźmiemy skromny ślub w USC i nie będziemy mieli dzieci to będzie najszczęśliwszy dzień mojego życia. Ale życie to nie bajka, tylko realność....Znacie kogoś, kto przeżył swój pierwszy raz po 30?
  12. Pewnie wyda się to Wam chore, ale właśnie nie rozumiem, co to znaczy seks z miłości. Dla mnie jest albo seks, albo miłość. Może to i perwersyjne, ale n tym forum powiem szczerze-wiele lat sobie tłumaczyłam, że jeżeli bym kochała mężczyznę, to TYM BARDZIEJ tego szlamu bym nie robiła, bo nie chciałabym, aby ukochany się pobrudził moimi kleistymi wydzielinami. Wiem, że to dziwne, ale tak jest. Nie wyobrażam sobie nocy poślubnej itd...Chyba uciekłabym z sypialni. Czuję się taka samotna...Dzięki wam, rodzice. Między nim nie ma miłości. I mnie też nie kochają.
  13. Wiem, że niektórym ludziom seks nie jest w ogóle potrzebny. Ale to nie mój przypadek. Ten mój aseksualizm to była bzdura, przykrywka. Bo ja w rzeczywistości chcę seksu i go potrzebuję. Myślę o nam cały czas. Mam sny erotyczne. Odczuwam ciągłe podniecenie. "Pali" mnie żywym ogniem od środka. Często wyobrażam sobie scenariusze, gdy uprawiam seks z mężczyzną, który mi się fizycznie podoba. Jestem bardzo sfrustrowana. Wspólnie doszliśmy z psychoterapeutą do tego, że nie jestem aseksualną. I szczerze mówiąc, dziwnie to zabrzmi, ale na swój sposób się cieszę, że odczuwam pożądanie..Niedawno z jednym starszym ode mnie, doświadczonym seksualnie kolegą byłam już bardzo, bardzo blisko, żeby z nim pójść do łóżka. Wszystko było już gotowe-czas, miejsce, zabezpieczenie. On zastrzegł, że w każdej chwili mogę powiedzieć NIE. Wyobraziłam sobie cały scenariusz, miałam życzenia, ale....W ostatniej chwili wysłałam mu obraźliwe emaile i urażony zerwał ze mną kontakt. Zrobiłam to celowo. Chciałam tego seksu najbardziej na świcie, cieszyłam się, ale dokonałam autosabotażu. Teraz bardzo ciężko to przeżywam. Żałuję tego. Lecz strach zwyciężył. Nie ma metod antykoncepcji, które dają 100% pewności. Jak napisał George RR Martin:"Strach tnie głębiej niż miecze". Jestem taka nieszczęśliwa...
  14. Twoja wypowiedź jest okrutna. Przecież wiem, że w moim wieku wielu ludzi ma już pierwszy raz za sobą, chociaż pierwszy raz można też przeżyć po 30. Może Tobie to pomogło, ale ja jestem inną osobą. Przez tego typu wypowiedzi cierpię jeszcze bardziej. Czy to nie jest straszne, że tak zwyczajna rzecz, jak miłośc, związki, seks, małżeństwo, jakoś to 95% dorosłych przychodzi, a ja nie potrafię??? Teraz widzę, że w moim domu nie było miłości. Moi rodzice uważali czułość, przytulenie za głupotę, za rozpuszczanie ludzi. Łączy ich tylko poczucie obowiązku. To matka rządzi w domu. Mój ojciec to pantoflarz. Słucha jej we wszystkim. Nie ma żadnych hobby,kolegów. ego życie kręci się tylko wokół pracy i domu. "Dzięki" mojej matce zerwał wszystkie znajomości. Moi rodzice mówili, że nie mają żadnych znajomych, bo poświęcają się rodziine. Nienaiwdzę ich. Od 20. roku życia mieszkam sama. Przez całe życie żyłam w przekonaniu, że seks jest brudny i zły. Tak, chodzę na psychoterapię od lutego tego roku (nurt psychodynamiczny), ale kiedy niby będę wiedziała, że mój problem jest rozwiązany??!! Przecież psycholog za mnie życia nie przeżyje, nie znajdzie mi wybranka. I jeszcze dziewictwo mi strasznie przeszkadza, bo boję się, że nie podołam przy pierwszym razie..A z drugiej strony ciągnie mnie do seksu, do tego zakazanego owocu...I jeszcze boję się ciąży i porodu....Wolałabym umierać, niż rodzić....To jakiś koszmar!! Nie wiem, czy ktokolwiek może mnie zrozumieć...
  15. Witam. Jestem nowa na Forum. Za kilka miesięcy skończę 25 lat, więc swoje lata, niestety, już mam. Od 15. roku życia czas przesypuje mi się niczym piasek przez klepsydrę. Jestem na II roku studiów dziennych (późno, wiem). Mój problem jest bardzo skomplikowany. W późnej podstawówce, GM i LO był ze mnie pierwszy aromantyk i aseksualista. Patrzyłam z pogardą na pary zakochanych. Przez bardzo długi czas myślałam, że jestem osobą aseksualną, przeszukiwałam Internet, strony www na temat aseksualizmu, fora dla takich ludzi. Aż tu nagle, w wieku ok. 20 lat, dosłownie z dnia na dzień...Naszła mnie taka żałość, tak tęsknota... Tęsknota za bratnią duszą, drugą połówką, chciałam podzielić się z drugą osobą swoimi zainteresowaniami. Nie chodziło o sam akt seksualny, chociaż ta tematyka bardzo nie zainteresowała. Prześladują mnie sny erotyczne. CAŁY CZAS myślę o seksie (a podobno to dotyczy bardziej mężczyzn!!). Próbowałam przestać myśleć o seksie, ale nie potrafię. Cierpię. Lubię młodych mężczyzn. Chyba jestem hetero-romantyczna...Ale boję się penisów. Nie podobają mi się, Są brzydkie. Chyba umarłabym na widok członka w stanie erekcji. Nigdy nie byłam w związku. Teraz myślę sobie, że wybór między związkiem a samotnictwem to wybór między dżumą a cholerą. I tu, i tam się cierpi. Samotnikom brakuje bliskości, drugiej połówki. Lecz ludziom w związkach/małżeństwach brakuje swobody, wolności, niezależności. Seks jest dla mnie ohydny. Mam taki strach, takie opory, że nigdy go nie uprawiałam. Boję się penetracji. Seks z książek, filmów wygląda dla mnie dziwacznie. Wstydzę się nagości. Czasem chcę, aby seks nigdy nie istniał, bo sprawia same problemy. Codziennie zastanawiam się, dlaczego 95%dorosłych na całym świecie tworzy związki, bierze śluby, uprawia seks, 1% to nie interesuje, a ja.....Nie jestem ani po jednej, ani po drugiej stronie. Mam jakąś patologiczną nienawiść do tego, a z drugiej pragnę tego najbardziej na świecie. Brakuje mi dotyku. Czasem wyobrażam sobie, że uprawiam seks z jakąś filmową postacią, przystojniakiem i....Odczuwam wtedy podniecenie, wilgoć w narządach płciowych. Chyba oszaleję. Nie wiem, skąd to się wzięło. Moi rodzice nigdy się nie rozwiedli, w domu niczego (materialnie) nie brakowało, chodzili do pracy. Jedyne, co było nie tak, to seks stanowił temat zakazany. Chociaż nie tylko seks, ale i miłość. Nie miałam prawa się zakochać, bo "randki ogłupiają, dziewczynom chodzenie z chłopcami obniża oceny". To, co teraz przeżywam, to jakiś koszmar. Miał ktoś podobnie? Jakieś rady?
×