Skocz do zawartości
Nerwica.com

LostStar

Użytkownik
  • Postów

    192
  • Dołączył

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia LostStar

  1. Zauważyłam, że wśród osób owdowiałych jest miażdząca przewaga kobiet, co uważam za ogromną niesprawiedliwość, gdyż uważam że długość życia mężczyzn i kobiet oraz współczynnik śmiertelności powinny być równe. Przeraża mnie to i paraliżuje. Wolę do końca życia żyć w pojedynkę niż przeżyć wielką miłość i potem cierpieć z powodu straty małżonka. Na domiar złego, niektóre kobiety owdowiały podwójnie, co odbiera mi nawet pociechę, że mogę później spotkać kolejnego wybranka. Jestem wściekła, smutna i rozżalona z tego powodu. W mojej rodzinie także jest ogrom wdów. Odczuwam agresję i niechęć wobec tych starych i owdowiałych kobiet. Jestem zła, że jestem kobietą i na mnie spadło to nieszczęście. Gdybym tylko mogła mieć gwarancję, że umrę wcześniej niż wybranek. Ale nie mam. Nie mamy wpływu w swoim życiu na NIC. Na NIC.
  2. Kiedy patrzę na ludzi w wieku 26, 27, 28 lat i to, że są po ślubie i noszą obrączkę, zastanawiam się: jak oni to zrobili? Czasem zastawiam się, jak działa psychika ludzi-kobiet i mężczyzn-którzy nie mają problemów z tworzeniem związków, małżeństw, relacji. Czuję się tak, jakbym od momentu urodzenia była "naznaczona" w tej dziedzinie w tym sensie, że niejako z góry mnie skazano na wieczne cierpienie i niepowodzenia w tej dziedzinie. Moja znajoma ze studiów, moja rówieśniczka, dwa lata temu wzięła ślub z narzeczonym. Obydwaj mieli po 24 lata, znali się od osiemnastego roku życia. Jakoś nie wierzę w te miłości po czterdziestce czy po pięćdziesiątce. Kto się nie wyrobi do trzydziestki, ten jest w tej dziedzinie SKOŃCZONY. Szczególnie kobiety. Mają przekichane. Dłużej żyją, ale szybciej i znacznie gorzej się starzeją. Na jednym blogu mężczyzna napisał:"to lubię w byciu facetem: poczucie sprawczości i długi termin przydatności". Zgadzam się z tym. Czterdziestoletni mężczyzna jest w szczycie swoich możliwości, i pięćdziesięciolatek może być atrakcyjny, a kobieta najlepsze lata ma już za sobą. W wieku 26 lat powinnam już mieć za sobą 3-4 poważne relacje oraz ogromną ilość przygód. Nie mam prawie nic.
  3. Jednak wróciłam. Przyjął mnie z powrotem. Twierdzi, że możemy być ze sobą jeszcze kilka lat. Mnie został tylko rok do licencjatu, planuję ukończyć, iść do pracy, zarobić trochę pieniędzy, a magisterium zrobić za kilka lat, po 30. albo 40. Nadal marzę o swoim Wybranku. Zachodzę w głowę, jak też ludzie się poznają. I gdzie. Skoro mnie na studiach się nie udało, to strach mnie bierze, jak ja kogoś spotkam, gdy będę po 12 godzin na dzień spędzać w pracy, od poniedziałku do soboty. Jak to jest, że miliony ludzi na całym świecie, na niemal wszystkich kontynentach poznają swoich Wybranków, osoby homoseksualne też jakoś potrafią się odnaleźć, tylko ja nie potrafię. Fenomenem są dla mnie osoby owdowiałe, które ponownie wzięły ślub. Dla mnie to niesamowite-jak to możliwe, że osoby z takim przeżyciem były w stanie kogoś znaleźć i że ktoś je chciał?? Codziennie mam tego swojego Wybranka w głowie, wyobrażam sobie, że jesteśmy razem, ale nie zbliżam się ani o milimetr do realizacji swojego marzenia. Lata studenckie są dla mnie towarzysko jałowe (i błagam, nie piszcie "takie to czasy", bo mnie szlag trafi-nic to nie pomoże, jakoś się ludziom udaje w tych rzekomo parszywych czasach się odnaleźć). Kiedy pójdę do pracy, to będzie mogiła....Załamana jestem. Chce mi się płakać i wyć z bezsilności. I jeszcze nie chcę mieć dzieci.....A większość mężczyzn chce...
  4. Jeszcze go "śmieciem" nazwałam za to, że jest w związku. Dwa razy. Teraz ryczę jak bóbr. Tak mi smutno. Czuję się jakbym straciła przyjaciela. Byliśmy ze sobą dwa lata Chcę, aby zapamiętał te okruchy dobra, jakie ode mnie dostał.
  5. Potwierdzam. Nie działa. Wczoraj przerwałam. Chodziłam dwa lata, bo miałam nadzieję (nurt psychodynamiczny), poprzedni czterej też zawiedli, chodziłam pół roku (Gestalt, psychodynamiczna, dwa razy poznawczo-behawioralna). NIC to nie pomaga. Wręcz przeciwnie, z czasem człowiek czuje się coraz gorzej. To świetny sposób na wyciąganie pieniędzy od ludzi.
  6. Czyli jeżeli ukończę studia, to będzie: "Ukończenie studiów w dzisiejszych czasach to bułka z masłem, ŻADNE osiągnięcie". A jeżeli nie ukończę, to będzie:"Jak można być takim tłukiem i nie ukończyć studiów, dzisiaj nawet analfabeta może studiować". Dziękuję. Studia, to jedyne, co mi pozostało, dzięki takim wypowiedziom "aż chce się żyć".
  7. Jestem pięć lat do tył, pięć lat w plecy. NIC nie potrafię ukończyć. Dwa lata studiowałam historię na UŚ. Za pierwszym razem uciekałam z zajęć, bałam się ich. Za drugim razem niemal zaliczyłam pierwszy semestr, ale zawaliłam z powodu jednego przedmiotu, bo się poddałam. Potem przez rok dwa kierunki w szkole policealnej, też nie zaliczyłam. Potem politologia na Uniwersytecie, miałam wtedy epizod dysocjacji psychotycznej, doszło do straszliwego wypadku. Przez te cztery lata, od 2013 do 2017, byłam osiem razy na Oddziale Psychiatrycznym.Dopiero od 2017 roku studiuję niszowy kierunek na UJ. Właściwie zaraz po maturze powinnam była się na niego dostać, ale celowo zawaliłam pewne przedmioty, bo bałam się, że sobie z tym kierunkiem nie poradzę. Jak widać, nie bez postaw. I wreszcie stał się cud. Zaliczyłam pierwszy rok, tylko jedna poprawka. Myślałam, że najgorsze za mną, że zła passa bezpowrotnie minęła. Błąd, błąd. Nie radziłam sobie na II roku, to wtedy był nawał nauki. Okłamano mnie. Krewni mi zawsze mówili:"Pierwszy rok najgorszy, potem już z górki". Kłamcy. To II rok był najgorszy. Teraz jestem na drugim, uzupełniam przedmioty, zostały mi jeszcze trzy do zaliczenia. Studiuję z poczucia obowiązku, żeby udowodnić rodzicom, że coś sama potrafię osiągnąć. Jeszcze rok mordęgi do licencjatu, potem studia magisterskie. Kiedy ukończę studia magisterskie, będę mieć 29 lat. Wstyd i porażka. Myślałam, że będę najlepszym studentem na roku, a jest wielu takich, którzy są ode mnie znacznie lepsi, a to nie jest medycyna czy fizyka kwantowa. Nie jest to arcytrudny kierunek. Żeby dostać 3, muszę się nieźle namęczyć, muszę stawać na głowie, 4 i 5 też mam, ale sporadycznie, dostałam ostatnio 4,5 z proseminarium ale w ogóle się z tego nie cieszę. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Poszłam na tą psychoterapię, ponieważ dwa lata temu jeszcze wierzyłam, że może być lepiej. Teraz już nie wierzę. Do końca życia będę nieudacznikiem.
  8. Widać jestem szczególnym, beznadziejnym przypadkiem, skoro żaden (to był czwarty, ale pierwszy, który dłużej niż pół roku wytrzymał, aż dwa lata) mi nie daje rady. Chcę, żeby to odczuł jako porażkę. Dwa lata i zero efektów. Niech cierpi.
  9. Jeszcze dodam, że dzisiaj zerwałam psychoterapię. I dobrze. Ci psychoterapeci są nic niewarci, naciągacze, którzy tylko wyciągają od ludzi pieniądze. Powiedziałam mu:"Chcę, żeby każdego dnia, wstając i kładąc się spać, myślał pan, że poniósł porażkę."
  10. Ale ja w dzieciństwie sobie wyobrażałam, że będę całe życie starą panną, w gimnazjum i LO też. Dopiero na studiach coś mi się w głowie pomieszało. Ale związki i małżeństwa to zło. Ludzie w parach to żałosne kreatury. Potrzebowałam dwóch lat psychoterapii, aby znaleźć się w punkcie wyjścia. Będę samotnym wilkiem, niczym Sherlock Holmes czy Bruce Wayne.
  11. Ale życie w pojedynkę to bardzo dobry wybór. Jestem za celibatem księży. Lepsze całkowite oddanie kapłaństwu niż życie z jakąś brudną kobietą. Życie mężczyzn z kobietami jest odrażające. Szczerze mówiąc, mniej odrazy budzą we mnie związki homoseksualne, zwłaszcza mężczyzn. Pewnie dlatego, że nie mogą się rozmnażać, więc są "czyści". Żyjąc w pojedynkę, nigdy nie zostanę wdową, nigdy nie zaznam wypalenia, rutyny i kryzysu w związku. Żyć, nie umierać. A co do seksu-jak to mówią klerycy w seminarium:"nie musisz kupować krowy, żeby napić się mleka". Mogę zapłacić męskiej prostytutce za seks. Albo umówić się z jakimś gościem na przygodę na jedną noc. Co niby złego w atrakcyjnym fizycznie wyglądzie i pragnieniu idealnej miłości? Od czasów Sumerów ludzkość do tego dąży. Jestem narcyzem bo chcę, żeby było dobrze? Żeby dobro zwyciężyło?
  12. Piotrek87, o co Ci chodzi? Wielu ludzi żyje w pojedynkę z wyboru i jest szczęśliwa. Żałuję, że straciłam dwa lata na pogoń za czymś, co jest mrzonką, powinnam była podjąć taką decyzję już dawno. Chciałam kiedyś tak żyć, tylko w wieku 19-20 lat widok zakochanych zaczął sprawiać mi ból. To dlatego. Było to zignorować. Ci ludzie i tak się rozwiodą, co i tak im oszczędzi udręk, bo w związku/ małżeństwie kryzysy i awantury są nieuniknione. Jeżeli nie może być dobrze, nie chcę w to wchodzić. Żyć z jakimś starzejącym się dziadem, albo z człowiekiem, który umrze w młodym wieku. Jak patrzę na pary to myślę-jacy oni głupi. Są ze sobą razem chyba tylko dlatego, żeby zaoszczędzić na prostytucji.
  13. Może dożywotnie życie w pojedynkę naprawdę nie byłoby takie złe? Są ludzie, mężczyźni i kobiety, którzy tak żyją i im dobrze.
×