Skocz do zawartości
Nerwica.com

LostStar

Użytkownik
  • Postów

    192
  • Dołączył

Treść opublikowana przez LostStar

  1. Niech ktoś mnie pocieszy......Ta sytuacja sprawia mi ogromne cierpienie....Nic mi nie sprawia cierpienia tego rodzaju. Mam 26 lat, od 20. roku życia pragnę związku z mężczyzną, bliskości...Byłam tylko w JEDNYM związku, w wieku 25 lat, trwał niecałe 2 miesiące, boję się, że już NIGDY nie znajdę takiego mężczyzny, jakiego pragnę. Chcę z nim dzielić życie, mieszkać, wziąć ślub w USC, nie chcę mieć dzieci, może adoptować psa. Ale boję się, że nawet jeżeli go znajdę i wszystko będzie dobrze, to umrze wcześniej i zostanę wdową. Wdów jest cztery razy więcej niż wdowców. To okrutne, obrzydliwe. Powinno być po równo. Bóg jest okrutny.
  2. Mój daleki kuzyn, lat 29, żeni się w sierpniu z narzeczoną, lat 24. Dziewczyna dwa lata ode mnie młodsza. Wszystkim się udaje, tylko nie mnie. Nawet Bóg mnie nie zrozumie, bo Jego Syn był całe życie kawalerem, nigdy się nie zakochał i nie zaliczył. Chyba po to, aby dokuczać tak nieszczęśliwym ludziom jak ja.
  3. Co to znaczy "nie szukaj na siłę"? Przecież jeżeli chcemy spełnić jakieś marzenie, to staramy się ze wszystkich sił. Jeżeli "nie na siłę", to jak? Nic nie robić!?
  4. I gdzie ja mam teraz znaleźć swojego Wybranka? Podsuniecie mi jakieś pomysły? Ja nie mam teraz żadnych.
  5. Nigdy tego chłopaka nie zdradziłam. Więcej, on powiedział mi, że mogę sypiać z innymi, pomimo że on nie chciał ze mną uprawiać seksu. To ohydne.
  6. Znowu wszystko wróciło....Nienawidzę zaobrączkowanych, zakochanych par i nowożeńców. Niech cierpią za to, że im się udało, a mnie nie. Powinnam była się domyślić, że to rypnie. Będę sama do końca życia, pomimo że tego nie chcę...
  7. Bez przesady, są mężczyźni aseksualni. Ja to wszystko rozumiem, tylko mógł miszczerze powiedzieć, a zamiast tego te okrutne wypowiedzi...Znam żonatego 29-latka...Dlaczego innym ludziom idzie, a mnie nie...
  8. Niestety, znowu poniosłam porażkę. Mój pierwszy i jedyny związek w życiu trwał zaledwie dwa miesiące. Zerwałam z własnej inicjatywy. Chłopak unikał jak ognia tematu seksu. Nie uprawialiśmy go. Tylko w tym temacie był dla mnie surowy. Jego wypowiedzi w tym temacie doprowadziły mnie do płaczu. Mówił: "To nie jest najważniejsze" "To twój problem. Nie jestem ci nic winien." "Ile razy można drążyć ten temat" Mój pierwszy raz był z kimś innym w czerwcu 2019. Wciągnął mnie ten "sport". Nie podobało mi się jego podejście. Nie dałam rady. Męczyłam się. Boję się teraz, że już nikogo innego nie znajdę. Albo znajdę wytrawnego kochanka, który będzie pusty w środku, ale poetę, który nigdy ze mną nie pójdzie do łóżka... Uważam, że ten chłopak był w tym temacie dla mnie okrutny. Czy ze mną jest coś nie tak, że cierpiałam z tego powodu?? Czy ja jestem "zboczona"??
  9. A teraz napiszę o czymś, co może niektórych z Was zaszokować, niektórych podbudować. Jestem od tego miesiąca w związku!! Pierwszy w życiu związek. Jestem przeszczęśliwa. Nawet jeżeli to nie przetrwa próby czasu, to będę mieć pewne doświadczenie. Jestem dobrej myśli. Załapałam się jeszcze w wieku 25 lat. Mój problem się rozwiązał. Dziękuję wszystkim uczestnikom wątku, zwłaszcza tym, którzy udzielili mi wsparcia słownego. Pozdrawiam Was serdecznie i życzę szczęścia tym, którzy mają podobny problem, który opisałam rok temu.
  10. Minął prawie rok od założenia wątku. I co? I NICO. Nadal nigdy nie byłam w związku, a chciałabym. W tym tygodniu próbowałam nawiązać relacje z dwoma chłopakami. Jeden mnie całkowicie zignorował, drugi odrzucił. Ciężko człowiekowi samemu.
  11. To samo sobie pomyślałam, że związek prowadzi do nieszczęścia prędzej czy później. Tak zrozumiałam z postu kolegi. Wystraszyłam się. I samemu źle, i z partnerem źle. Koszmar!!
  12. Za pół roku ukończę 26 lat. Zestarzałam się, zanim skorzystałam z młodości. Jestem za stara, by nawet zaczynać, by próbować. Super. A dla kobiet 30 to koniec wszystkiego. Natomiast mężczyźni nabierają wtedy atrakcyjności. Kobiety szybciej się starzeją. Stara jestem. I lepiej nie będzie.
  13. A ja już chyba zaczynam się z tym godzić, że nigdy nie będę w związku. Taki już mój los. Tylko że wszystko mi zabrano, bo nie mogę się pocieszać nawet wyjątkowością mojego cierpienia. Gdyby życie w pojedynkę było rzadkością, to miałabym przynajmniej satysfakcję, że jestwm w wyjątkowej sytuacji, ale że życie w pojedynkę jest dzisiaj powszechne, nie mogę mieć nawet tego. Szlag.
  14. Przecież w latach 80. były kobiety, które po 30. wychodziły za mąż, a dzisiaj są 20-latki, które biorą ślub (śladowa ilość, ale są). Jak to wytłumaczyć? Moja matka w 1993.
  15. Nie podejrzewałam nawet, że znalezienie partnera życiowego to tak niewdzięczne i niemal niemożliwe do wykonania zadanie. Ból psychiczny z tym związany jest "rozkoszny." Dzięki ci, losie, że mnie tak okrutnie doświadczasz. Moja matka miała 23 lata, jak wzięła ślub. Ja mam 25 i zero doświadczeń związkowych. Zabraniała mi w gimnazjum i LO spotykania się z chłopakami. Hipokrytka.
  16. Za pół roku kończę 26 lat. Zero doświadczeń związkowych. Żaden chłopak mnie nie chce. Nie mam szczęścia w miłości. Super...
  17. Wciąż nie wiem, co to seks z miłości. Wciąż nie wiem, co to związek. Wciąż nie trafiłam na swojego wybranka, na tego jedynego. Jestem zazdrosna o zakochane pary w wieku 16-86 lat, które mijam na mieście, które widuję w kinie. Zazdroszczę im, gdy się obejmują, całują, trzymają za ręce...Wciąż cierpię. Umieram z tęsknoty. Czuję się tak, jakbym miała pokaleczone serce. Brzmi to może zbyt górnolotnie, ale inaczej nie umiem tego opisać.Jestem smutna i sfrustrowana, pełna wściekłości. Nie spodziewałam się, że znalezienie partnera, kandydata do związku jest takie trudne, niemal niemożliwe, takie mission impossible. Czuje się jak sparaliżowana, jakbym nie miała ŻADNEGO pola manewru. Żadnego. Nie mam nawet z czego wybierać. Zero. Zero.Musiałby to być 1. Wolny mężczyzna 2. Zainteresowany miłosną relacją ze mną.Albo spotykam zajętych, albo mają mnie gdzieś. Przeżyłam jedno odrzucenie, chłopak dokładnie w moim wieku dał mi kosza. Bolało. Na studiach prawie same baby, jakby los celowo tak mi układał życie, żeby uniemożliwić mi spełnienie swoich marzeń. Jak już są jacyś chłopcy, to (nie bądźmy poprawni politycznie!!), są strasznymi brzydalami, albo mi nie pasują z charakteru, albo nie wiem, jak zagadać. Nie wiem, jak TO się robi, że relacja kolega-koleżanka, wchodzi na poziom chłopak-dziewczyna, potem narzeczony-narzeczona, potem mąż-żona. Powiedzcie: jak???!! Do diabła, JAK??!! Czuję się bezradna, nie mam żadnej siły sprawczej. Żadnej. Na siłowni przeżywam koszmar, ćwiczę przed lustrem, widzę młodych mężczyzn, którzy ogromnie mi się z wyglądu podobają, chcę do nich zagadać, ale 1. Wstydzę się 2. Boję się, że jak zaczną ich zaczepiać, to potem doniosą na recepcji, że grasuje jakaś nimfomanka, która zaczepia mężczyzn 3. Boję się odrzucenia, powiedzenia, że przeszkadzam w ćwiczeniach. A podobno pary się często poznają na siłowni....O co w tym wszystkim chodzi, do diabła???? I jeszcze podobno po 30. znalezienie kogoś graniczy z cudem, zwłaszcza w przypadku kobiet, a po 40. to już jest większe prawdodobieństwo, że kobieta zginie w zamachu terrorystycznym niż że znajdzie męża/partnera. Błagam o słowo pocieszenia, bo wariuję!!
  18. Czyli dla mnie nie ma już żadnej nadziei?? Jestem przegrana, tak?? Nie mam prawa do miłości???
  19. To moje cierpienie jest nie do zniesienia. To piekło. Nigdy się nie kończy. Cierpię tak nieprzerwanie od 6 lat. Spróbujcie sobie wyobrazić moje cierpienie. Spróbujcie. Rozrywające w środku pragnienie, które nigdy nie zostanie zaspokojone. Przez te całe 6 lat nie zbliżyłam się o milimetr do realizacji swojego marzenia. Dzisiaj znowu spotkało mnie ogromne cierpienie. Jak wiecie, na studiach dziennych ludzie są w różnym wieku, u mnie są nawet ludzie po 30. Ja mam lat 25, II rok. Dzisiaj byłam na piwie ze znajomymi z poprzedniego roku (powtarzam II, inne towarzystwo). Przyszedł chłopak z I roku, o sześć lat młodszy ode mnie. Bardzo mi się spodobał-wygląd, ubiór, sposób wypowiadania się. Chyba poczułam zauroczenie. Przypominał mi pewbego młodego pianistę, którego lubię słuchać. Powiedziałam mu to. Rozmowa się kleiła. Moja wyobraźnia ruszyła i zaczęłam sobie wyobrażać nas razem, jako parę. W trakcie rozmowy z kimś innym z paczki powiedział, że ma dziewczynę. Łup. Znowu runęło. Nawet, jak jakiś chłopak mi się spodoba, to jeszcze musi być wolny. Znowu moje marzenie umarło...On ma 19 lat, dopiero ukończył liceum. Mam ogromny żal do moich rodziców. Matka zniszczyła moją pierwszą miłość w gimnazjum. Przecież chodzenie z chłopakami można pogodzić z nauką!!! Gdybym w GM i LO miała doświadczenie, to nawet gdyby te związki nie przetrwały próby czasu, byłoby mi łatwiej. Miałabym co wspominać. Nie miałam prawa się zakochać. Miałam się "tylko uczyć". Matka wpoiła mi przekonanie, że chłopcy to tylko r*chacze bez mózgu, a chodzenie=ciąża. Wierzyłam w to. Teraz, po latach, czuję się oszukana i okradziona.
  20. Jak, do diabła, pary to robią, że im się udało?? Dla mnie najbardziej szokującym było uświadomienie sobie, że już znalezienie partnera jest mission impossible. I to nie nawet tego wymarzonegp, ale JAKIEGOKOLWIEK. Nie mam nawet z czego wybierać. Wybór mam zerowych. Potencjalnych kandydatów na partnera mam w otoczeniu: ZERO. Tym bardziej, z tego powodu, nienawidzę tych, którym się udało.
  21. Odczuwam niedosyt....Mam poczucie, że nie mogę mieć tego, czego chcę, że nie mam mocy sprawczej nad pewnym aspektem swego życia. Bardzo ważnym aspektem swego życia. Wszak miłość, małżeństwo, seks z miłości-są bardzo ważne w życiu większości dorosłych osób. Seks, przygody na jedną noc-to mam już opanowane. Podoba mi się. Uprawiam seks dwa razy w tygodniu. Mam partnera, ale łączy nas tylko łóżko. Wiem, mam świadomość, że nie możemy być razem. Wróciłam na II rok studiów (byłam na półrocznej dziekance), zapisałam się na zajęcia fakultatywne, na które uczęszcza 22 osób, poszłam na zajęcia i...Wpadłam we wściekłość. Tylko trzech chłopaków....Mam wrażenie, jakby los celowo układał mi się tak, żeby zabrać mi WSZYSTKIE okazje, aby poznać młodego mężczyznę, z którym mogłabym dzielić w przyszłości życie. Jak mam to zrobić, jak nawet nie mam z czego wybierać???!!! Wyć mi się chce z bezsilności. Nie chcę do 60-tki żyć przygodami na jedną noc. Mój daleki 28-letni kuzyn w przyszłym roku bierze ślub....Ludzie w przedziale wiekowym 25-29 biorą śluby teraz na potęgę. To TEN wiek. Boję się, że po 30. już NIKOGO nie poznam. A po 40. to już będzie mission impossible. Tylko dlaczego też słyszę od czasu do czasu o małżeństwach po 50., których w dzisiejszych czasach jest podobno znacznie więcej niż kiedyś? Nie chciałabym brać ślubu przed ukończeniem studiów magisterskich (ukończę je w wieku 29 lat). Ślub chciałabym wziąć w wieku 30-40 lat. Nie za wcześnie, nie za późno. Co mam zrobić, jeżeli w wieku 25 lat mam ZEROWE doświadczenie związkowe. Nigdy nie stworzyłam więzi emocjonalnej z mężczyzną. Cieszę się, że zdobyłam seksualne doświadczenie, ale to nie wszystko. Wiem, co to seksualna przygoda. Nie wiem, co to seks z miłości. Seksuolog powiedział mi, że seks z miłości jest NAJLEPSZY. I uważam, że ma rację. W przygodach na jedną noc według mnie nie ma nic złego, jeżeli przestrzega się pewnych zasad. Jednak seks z miłości to Święty Graal, którego nigdy nie zdobędę. Chcę poznać swojego Wybranka, potem Narzeczonego, a potem Męża. Pragnę się zakochać, dzielić życie z drugim człowiekiem, jednocześnie zachowując pewną przestrzeń dla siebie, swoją niszę. Dlaczego nie mam prawa do tak ludzkiej rzeczy????? Płakać mi się chce.
  22. Zerwałam dzisiaj przez SMS psychoterapię. Nie mogę już patrzeć na mojego psychoterapeutę. W ogóle, nie zamierzam do nikogo już chodzić. Psychoterapia jest NIC niewarta. Oni zarabiają ciężkie pieniądze, a to NIC nie zmienia. Na pewno nie na lepsze. A mój problem "związkowy"? No cóż, los pewnych ludzi wyposażył w te umiejętności. Mnie nie. W sumie wolę do końca życia żyć w pojedynkę niż przeżywać ten koszmar życia w związku-kłótnie, konflikty, ciche dni, sprzeczki, zdrady, problemy seksualne. Nie. To nie dla mnie. Jak czytam o tym, co ludzie w związkach, małżeństwach potrafią sobie robić, to dziwię się, że ludzie dobrowolnie wchodzą w ten szlam.
  23. Moja krewna mówiła mi cały czas (typ sangwinika, cały czas gdzieś wychodzi, otoczona wianuszkiem koleżanek, lat 77): " X, co tak cały czas siedzisz w domu? Wyjdź do ludzi!!!". Taka rada mnie, introwertyka i domatora z zaburzeniami depresyjnymi, dobijała jeszcze bardziej. We wtorek byłam na siłowni na zajęciach z boksu-trzynaście uczestników, trzy kobiety i dziesięciu mężczyzn w wieku 20-40, jeden miał chyba 50. Dzisiaj byłam w klubie dla graczy komputerowych i nerdów oraz w tawernie, gdzie (teoretycznie....) przychodzą studenci z mojego kierunku. Efekt???? G%%%% wno prawda!!!! Okłamano mnie!!! Już lepiej, żebym tam nie wychodziła, bo bym przynajmniej wiedziała, że nic z tego nie będzie, bo siedzę w domu. A tak, znowu się zawiodłam....To cierpienie rozrywa moją duszę...Czuję się tak, jakbym miała cierń w sercu i inni tylko solą to posypywali, a rana cały czas boli i krwawi. 1. Zajęcia z boksu. Jak mam z kim i o czym rozmawiać, jak mamy trening, który przypomina lekcję wf w szkole???!! Wszyscy stoją przed lustrem i powtarzają polecenia instruktora. To nie jest wieczorek inyegracyjny. Nie znam imienia ANI JEDNEGO uczestnika zajęć. Jak ktokolwiek miałby zostać moim chłopakiem???!!! Nawet nie wiem, czy ktoś jest wolny. Boli. Płakałam po zajęciach. 2. Klub dla graczy i tawerna. Idealne miejsce dla mnie, zgodne z moimi zainteresowaniami, bardzo podoba mi się wystrój i....znowu ten sam ból.....jestem kompletnie niezauważana, nieważna, sama jak palec. Przychodzą grupki znajomych w wieku 20-30 lat, siadają przy stolikach lub komputerach i grają w gry komputerowe lub planszówki czy karty. Oni znają się JUŻ WCZEŚNIEJ. Siedziałam jak ten kołek i piłam napój, obserwując ludzi dookoła i wyjąć w duchu z rozpaczy. Nawet chciałam podejść do różnych grupek i zaproponować wspólną grę w Monopoly. Ale się bałam i wstydziłam. Wyszłabym na głupka. Poza tym, nawet gdyby mi się udało, to jak niby tę znajomość utrzymać. Boże, jak ja nienawidzę ludzi, którzy mają już swoich partnerów. Im się udało, mnie to NIGDY nie spotka. Cierpię. I co, mędrkowie? Wyszłam do ludzi i co to zmieniło? Nico. "Jeżeli może się nie udać, nie uda się na pewno." "Nie uda się nawet wtedy, gdy nie może się nie udać."
  24. A ja chcę mieć chłopaka.Chcę, aby później stał się moim Narzeczonym, a potem Mężem. Chciałabym się z tym wyrobić do 30., max 35. roku życia.
  25. Powiedziałam psychoterapeucie, że życzę mu wdowieństwa. Nie żałuję. Nienawidzę ludzi, którzy żyją w związkach/małżeństwach bardziej niż czegokolwiek na świecie. Ja nigdy tego nie będę mieć. Będę bluzgać tym, którzy mają potrzebne do tego umiejętności społeczne i do tego doszli.
×