Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie!

jestem tu nowa na tym forum, jednak mam takie same problemy jak opisujecie. Z tego co czytam jest tutaj kilka osob z Warszawy. Znacie tutaj jakies osrodki, psychoterapeutow, psychoanalitykow, ktorzy znaja nasz problem, a nie robia - tak jak wiekszosc " wielkie oczy " ja sie im opowiada o naszych problemach?? Szukam dla siebie na gwałt pomocy, gdyz w przeciwnym razie bede musiala rzucic bardzo dobra prace, marzenia , i wrocic do rodzicow do Rzeszowa;(((

Jestem juz miesiac na zwolnieniu lekarskim!!

 

Macie pewnie wiekszy oglad ana sparawe niz ja dajcie prosze znac!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi jakoś trudno uwierzyć, że to ma podłoże psychologiczne...jestem pesemistką w tej kwestii, wydaje mi się, że to schizofrenia prostra i nigdy już mi uczucia nie wrócą...mam dzisiaj bardzo pesymistyczny dzień. Czuję się okropnie. JAkby coś zżeralo mój mózg. Z niczym nie mogę sobie poradzić. Co do zwolniania, to w tym roku więcej mnie nie było niż byłam w pracy, teraz też jestem na zwolnieniu i pewnie zostanie mi renta...a skończyłam bardzo trudne studia i mam świetny zawód i teoretycznie powinnam kasę trzepać..a ja nie mam żadnych oszczędności, wszystko poszło na leczenie, głównie na psychologów i nie przyniosło to żadnych korzysći...jakby zsumować to co ja wydałam na leczenie, to byłby przynajmniej nowy samochód:(

A do rodziców musiałam wrócić już pół roku temu...nie dawalam sobie rady...chyba bym tylko leżała, nie wiem czy bym sobie obiad zrobiła... A Wy mieszkacie sami? Jak sobie dajecie radę?

Odnośnie psychologów ostatnio poszłam do psycholożki, u której byłam parę razy dawniej. Chciałam pogadać o tym, że żyję bez uczuć, bez zainteresowań, bez celu i dążeń, chciałam tylko wsparcia. Kobieta jest znanym w moim mieście psychologiem klinicznym. Wysłuchala mnie i powiedziała, że to niemożliwe, żeby nie mieć uczuć i że ona o żadnym takim przypadku nie słyszała. To oczywiście mnie podłamało jeszcze bardziej. No, ale mówię do niej jak to nie słyszała, przecież jest to powszechne w schizofrenii. A ona, że nie słyszała, że ma pacjentów ze schizofrenią i oni mają normalne życie, założyli rodziny,pracuję i mają uczucia... to ja na to, że ja się obawiam schizofrenii prostej...a ona na to, że ma pacjenta ze schizofrenią prostą, który już od dawna nie ma objawów wytwórczych i żyje normalnie...no wtedy to już bym się zirytowała, gdybym miala uczucia - przecież jak on miał objawy wytwórcze to nie jest to schizofrenia prosta, co najwyżej rezydualna...no i się ogólnie poczułam, że przyszłam do niej po wsparcie, a tymczasem musiałam ja ją uczyć...

Dodam jeszcze, że ja sobie robię nadzieję, że może wynajdą jakiś lek na objawy negatywne...przecież mamy dopiero 20-30 lat to jeszcze niejedno może się zdarzyć...tak sobie tłumaczę, żeby nie mieć myśli samobójczych i się nie pogrążac

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W moim dzieciństwie było dużo ambiwalencji i skrajnych emocji.Tak samo w wieku dojrzewania i później...dlugo obwiniałam moich rodziców o przyczynę mojego samopoczucia, ale potem się wyprowadziłam, stosunki z rodzicami były cudowne, a ze mną było coraz gorzej i straciłam uczucia...tak więc myślę obecnie, że we mnie splatały się dwa procesy - jeden: choroba psychiczna, drugi: problemy w domu i wynikle z tego ewentualne zaburzenia osobowości

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zawilinski, jaką masz diagnozę w koncu?dystymia tak?

chcialbym miec dystymie. oczywiscie moja diagnoza schizofrenia prosta. ale na logike jak mozna leczyc zanik uczuc, lekami ktore jak wiadomo splycaja emocje?

zgodze sie, ze samopoczucie czlowieka zalezy od mozgu i przebytych doswiadczen. ale jesli ktos z was ma rodzenstwo i chowal sie w tym samym domu i byl po rowno traktowany to nie trudno wywnioskowac, ze to cos nie tak jest z jednostka, a nie z otoczeniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie. Ja potwierdzam, że wg połowy lekarzy taka choroba nie istnieje. Jednak wg drugiej połowy istnieje. Ja byłam u prof. Wciórki w Warszawie, to specjalista od schizofrenii i współautor podrcznika dla studentów medycyny i on powiedział, że wg Niego "nie wyglądam" na schizofrenię, a schizofrenia prosta wg Niego nie istenieje. Jednakże w w/w podręczniku zawarł inforamcję, że szkola gdańska twierdzi przeciwnie... swoją drogą to nie każdy chory na schizofrenię na nią "wygląda". Ja mam kolegę chorego na schi, z przewagą objawów negatywnych jak zanik uczuć i on naprawdę "nie wygląda"... a na pewno ją ma od wieeelu lat, bo mial też objawy wytwórcze i wszyscy lekarze, z którymi mial do czynienia są zgodni...

Co do leków na schi czyli neuroleptyków, to z tego , co mówiał mój znajomy psychiatra, to te nowocześniejsze tzw. atypowe działają tak, że w jednych rejonach mózgu zmniejszają poziom dopaminy, ale w innych zwiększają, więc to chyba nie jest tak, jak twierdzi zawiliński...poza tym wielu chorych na schi naprawdę one aktywizują, więc niekoniecznie mają one tylko działanie uspokajające...

Mówiąc szczerze zastanawia mnie fakt, że na wszystkich stronach internetowych dotyczących schizofrenii prostej nie wymienia się leków jako środka zaradczego tylko rehabiliatcję...czyli to wskazywałoby, że na schi prostą neuroleptyki nie działają albo na tych stronach są stare dane, nie uwzględniające neuroleptyków atypowych...ale przecież nie są to aż tak nowe leki...pierwszy atypowy neuroleptyk tj. klozapina powstał bodajże na przełomie lat 70 i 80. Tak więc jeśli na tych stronach nie wymienia się neuroleptyków jako środka leczniczego, to może leki nie działają w tej chorobie...o ile ona istnieje..mozna się pochlastać od znaków zapytania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jakis kretyn Cie diagnozowal,wg conajmniej polowy lekarzy taka choroba nie istnieje.

Jak dla mnie,a wierz mi jestem baaardzo obyta z tematem to masz zwyklą dystymię.Jeżeli jestes mlodym czlowiekiem poniżej 23,to tymbardziej kretyn Cie diagnozowal.

U adolescentow to są zwykle zaburzenia osobowości,bo osobowosc jest plynna.

teraz mam 26 lat. majac 23 lata w jednym szpitalu mialem diagnoze zaburzenia osobowosci, ale z kolei lekarka nie zauwazyla, ze mialem dola, bylem zmeczony i nic mi sie nie chcialo. ale powiedziala tez, ze schizofrenii u mnie nie widzi pimimo tego co wykazuja testy. no mialem z lekarzami kilka rozmow wiec tak od sobie nie wystawila diagnozy. no, ale po skonczeniu leczenia w tym szpitalu poszedlem do innego szpitala i tam z kolei zauwazyli depresje, bo byla proba. plus w tym szpitalu byl taki, ze dali amitryptyline i dlatego zero mysli samobojczych. dystymia to raczej nie jest, bo jak mowie mialem mysli samobojcze, dola , zmeczenie, brak uczuc, zanik zainteresowan i teraz dola nie mam, tylko zmeczony jestem psychicznie, nic mi sie nie chce pomimo tego, ze probuje sie jakos motywowac. a glowny powod dla, ktorego nie jestem zmeczony fizycznie to wellbutrin xr 150mg z rana, bo wellbutrin xr jest na naped, zeby nie siedziec w lozku. jak bralem wellbutrin xr 300mg to mialem takie napiecie psychiczne i w ciele, ze nie moglem zasnac przez 3 godziny. dlatego jesli wam na naped nie pomagaja snri to wellbutrin xr jest dobrym rozwiazaniem, bo daje porzadnego kopa tak samo jak to robi amitryptylina w przypadku dola, mysli samobojczych. zanik zainteresowan, brak emocji to musi byc ciezka choroba i dlatego trzeba stosowac mocne leki. czemu lekarze diagnosci, patrza tylko na testy? innym testem jest tez zwykla rozmowa z pacjentem. ja nie wiem czy oni w ogole widza w nas ludzi czy tylko chorobe? bo widziec wszedzie patologie psychiczne to raczej nie jest konstruktywne podejscie do sprawy. a czemu by tego nie polaczyc tzn. psychiatrii i psychologii? przeciez swiadomosc i materia tworza jednosc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawiliński, skonsultuj się z jakims dobrym lekarzem, ja znam wspaniałą i mądrą panią doktor, byłam u niej na oddziale, ale ona jest z Warszawy...ale moim zdaniem warto poświęcic dzień czy dwa i pojechać nawet na drugi koniec Polski dla zdrowia...jak jesteś zainteresowany, to mogę CI dać namiary na pw tylko napisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Braku uczuć, piszesz: "jest tak pomimo dobrego nastroju nawet, więc nie uważam, że to z depresji..." To, co przeżywasz, to jakiś stan utrwalony i nie zmieni się z dnia na dzień, nawet pomimo lepszego nastroju. Właśnie na tym polegają m.in choroby psychiki, że stany "odklejają się" od codziennej zmienności i spontaniczności i coś się utrwala na dłużej, inaczej to byłby zwykły dołek i wystarczyłoby sobie czymś poprawić humor, a nie trzeba by się było leczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja już nie wiem...Refren, a Ty też miałaś zanik uczuć? Jak długo on trwał i czy był całkowity, że nic kompletnie nie przeżywałaś czy tylko wybiórcze uczucia Ci zanikły?

Zawiliński, a Ty miałeś jakies epizody objawów wytwórczych, nie mówię, że głosy,ale na przykład wydawało CI się, że ludzie CI się dziwnie przyglądają etc? ALbo masz formalne zaburzenia myślenia? Ja właściwie chyba poniekąd mam formalne zaburzenia myślenia, bo mam kłopoty z koncentracją i jestem rozkojarzona...ale czy to od razu schizofreniczne jest, to nie wiem...mniejszą efektywność myślenia chyba też mam. Ale to jest tylko w moich myślach, bo mówię raczej bardzo logicznie i sensownie...raczej ponad normę wręcz sensownie mówię i otoczenie też to zauważa, że bardzo logicznie mówię...

 

(formalne zaburzenia myślenia – „formalne” tzn. związane z samą strukturą procesu myślenia. Mogą być spostrzeżone i analizowane niezależnie od wypowiadanych przez osobę chorą treści. Należy tu zwłaszcza rozkojarzenie – szczególnego rodzaju niespójność wypowiedzi, ześlizgiwanie się wątków i podążanie za niespodziewanymi dla słuchacza skojarzeniami, a nawet większego stopnia dezintegracja myślenia, bałagan wątków i myśli, zahamowania. Charakterystyczne jest także odsuwanie się w rozważaniach i wypowiedziach od realnych aspektów świata (dereizm) oraz mniejsza efektywność myślenia. Zaburzenia formalne występują u większości chorych.)

 

Ponadto Zawiliński, jestem ciekawa co za testy CI wskazały na schiofrenię? MMPI? Rorschacha? Mi testy właśnie nie wskazują na schizofrenię tlyko na zaburzenia osobowości...

 

[Dodane po edycji:]

 

Właśnie przeglądam swoje stare pliki i zdjęcia z lat 2006-2007 i przypominam sobie ile ja mialam pasji...cały czas coś robiłam...nie siedzialam tępo jak teraz...aż żal pomyśleć, ale mi cała twórcza część mojej egzystncji zmarła...nie mam marzeń, zainteresowań, dążeń, celów...niestety nie mogę w tym kontekście nie myśleć znów o tej schizofrenii...przecież ludzie z zaburzeniami osobowości mają zainteresowania i cele...a szwankuje to u ludzi ze schizofrenią..tak mi się wydaje..ja nie robię literalnie nic...3 dni sie zbieram żby umyć podlogę. DO pracy nie chodzę, siedzę i gadam o niczym na gg. Nic innego mi się nie chce.Totalony upadek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego, co pamiętam, to czułam się taka "drewniana" czy "papierowa" w środku, jakieś miałam reakcje, ale były blade, muzyka, sztuka nie sprawiały mi przyjemności, nie czułam "smaku" życia, miłości, tzw "chemii", różnych subtelnych nastrojów, takim się czułam suchym mózgiem. To jakieś 7 miesięcy trwało, najpierw były zmiany leków i jakieś wahania, a później tak się utrwaliło. Choć czasem miałam lepszy nastrój, czasem gorszy. Jak doszłam do siebie i się ustabilizowałam, to nawet się uczyłam, choć mi się to wydawało takie "suche" i nietwórcze, ale z koncentracją też bardzo różnie bywało po drodze. Były takie momenty, że nie wiedziałam, co ludzie do mnie mówią i nie mogłam obejrzeć prostego, 20-minutowego serialu w TV.

Naprawdę z tego, co piszesz nie widać śladu schizofrenii, skoro nawet w testach nie wyszło, to się nie wkręcaj.

A psychologowie zauważyłam kiepsko sobie radzą z tym tematem, mają jakieś chyba proste, skrajne przypadki w podręcznikach i nie mają wyobrażenia, co się dzieje z człowiekiem od środka, to co mówią, to jakieś interpretacje, słowa. No bo czym są uczucia, a czym ich brak? I skąd mają wiedzieć? A interpretacje typu " uczucia nie mogą być zablokowane, albo się ja ma, albo nie" (jedna z wielu, jakie słyszałam) mają charakter raczej terapeutyczny niż coś wyjaśniają naukowo. Mniejsza o słowa.

Pewnego dnia przekonasz się, że wszystko wraca i pozbędziesz się obaw, choć teraz trudno w to Ci uwierzyć.

 

[Dodane po edycji:]

 

brak uczuć : "W ogóle w ciągu ostatniego czasu tak mi się NIC NIE CHCE, że nie chce mi się nawet myć, umycie naczyń to dla mnie osiagnięcie, umycie podłogi jest nie do wykonania..." Jak dla mnie, klasyczny opis depresji...I bardzo dobrze znany mi stan...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi zanikło wszystko...właściwie kompletnie nic nie przeżywam...to następowało powoli, stopniowo przez 2 lata...teraz jestem zupełnie zobojetniała, a jednak cierpię, bo człowiek nie może się dobrze czuć nie mogąc czuć miłości, radości i innych pozytywnych emocji...wraz z zanikiem emocji zanikły mi też dążenia i zaintersowania, a co za tym idzie także marzenia i cele...nie wiem czy to jest deprsja, nie wydaje mi się...nie mialam powodów do depresji gdy to się zaczęło dziać...ja przez kilka ostatnich lat czułam depresję - tak mi się wydawało, ale teraz patrzę nna to zupełnie inaczej...myślę, że to nie była depresja tylko początki procesu schizofrenicznego...tak się obawiam, bo moje poszczególne funkcje psychiczne się zdezorganizowały i działają jak chcą...nigdy nie chce mi się spać, w dzień częstro nie chce mi się jeść ( nadrabaiam w nocy i tyję:( ), mam anhedonię, upadek zaintersowań, nie jestem w stanie się uczyć (nie bylabym w stanie się skoncentrować i przysiąść, zaangażować się), wlaściwie nic mnie nie angażuje ( no może to forum ostatnio) no i nic nie przeżywam, nie czuję żadnych emocji..nie mam siły ani chęci nic robić...NIC, nie jestem w stanie prowadzić spontanicznej rozmowy z ludżmi, bo mam pustkę w głowie... w rodzinei to nie ma problemu, bo głównie moi domowonicy opowiadają, mi ostaje odpowiadanie, ale nie mogę się spotkać z żadnym znajomym, bo bym milczała...nic mi nie przychodzi do głowy, bo nic mnie nie intersuje...ludzie zazwyczaj opowiadają o swoich doświadczeniach, planach, marzeniach, a ja ani nic nie przeżywam, ani nie mam marzeń i celów, o tym co się na świecie dzieje też nie mogę rozmawiać, bo zupelnie przestało mnie to interesować...ogólnie to już zyję częściowo jak roslina...dziś myślalam, że z łożka nie wstanę i będę tak leżeć do wieczora... mam problem z funckjami wykonawczymi, co też jest charakterystyczne dla schizofrenii np. mogę leżeć i wyobrażać sobie, że dobrze byłoby coś zrobić, ale sie nie ruszę na centrymetr i nie zrobię tego.

No, ale wciąż mam nadzieję, że to zaburzenia osobowości...bardzo bym chciała

 

[Dodane po edycji:]

 

Refren, a napisz jak tego wyszłaś, jak to się stało, że uczucia wróciły, bo to jest najważniejsze... i dzięki za pocieszenie.

Co do tego, że po mnie nie widać schizofrenii, to się zgodzę. Ja bardzo logicznie chyba myślę. No ale w schizofrenii prostej nie ma żadnych urojeń itd. itp. Ponadto powiem Wam, że mam kolegę ze schizofrenią rezydualną czyliu przewleklą...choruje na nią naście lat już i glównym objawem jest brak uczuć i to, że Mu się nic nie chce, nie ma żadnych dążeń. Jakbyście z Nim pogadali, to facet tak logicznie myśli, że nikt by go nie podejrzewał o schizofrenię...a jednak...więc tę chorobę chyba nie zawsze widać...ale ja wciąż mam nadzieję, że to zab. osobowości i że mi terapia pomoże...choć na razie nie wiem w jaki sposób miałaby mi przywrócić uczucia i dążenia i zainteresowania...tego nie da się sobie wmówić... myślę też o Tobie Zawiliński i o Twojej diagnozie...jestem ciekawa jakbyś poszedł do jakiegoś renomowanego ośrodka na diagnozę ( ja byłam w IPINIE w Wawie) to co by CI stwierdzili...może jednak też masz zaburzenia osobowości...czy miałeś kiedyś jakieś objawy wytwórcze?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wciąż mam taką nadzieję, że sobie wkręcam...inaczej bym nie jechala na terapię...ale wątpliwości mam spore, zwłaszcza, że oni przy kwalifikacji też mieli wątpliwości czy mój przypadek nie jest na leki, właściwie cudem mnie przyjęli...cokolwiek mam to życie z tym jest koszmarem...jest jedną wielką męką od 2 lat, a od pól roku to jest równia pochyła, najpierw z miesiąca na miesiąc, a teraz już z tygodnia na tydzień jest coraz gorzej...już nie pracuję, nigdzie nie bywam, nie spotykam się ze znajomymi, wyjście z domu i pojechanie do miasta jest dla mnie czymś bardzo przykrym i trudnym...a całe życie ciężko pracowałam, żeby odnieść sukces, godnie żyć, pomóc rodzicom na starość, dobrze zarabiać i wysyłać ich na zagraniczne wczasy...a rzeczywistość jest taka, że wegetuję u Nich w domu i Oni mnie utrzymują i dokładają ciągle i zamartwiają się moim stanem...a mi się żyć nie chce...żyję, bo muszę...życie całkowicie bez emocji jest kosmarem...mam straszny żal do losu...sto razy bardziej chyba bym wolała mieć raka...bo przy raku albo się wyleczy albo szybko kipnie..a ja mam wizję, że przede mną kilkadziesiąt lat takiego męczenia się...zero wrażeń, zero radości w życiu, bo zero emocji...i tylko skupianie wszystkich sił, by dotrwać do wieczora...i prawie niczym się nie mogę zaintersować, bez sensu trwam przy kompie...dramat...a Wy jak żyjcie? I czy żyjecie samodzielnie czy z rodzicami?

Refren, napisz koniecznie co Ci pomogło na to "bezczucie"?

 

[Dodane po edycji:]

 

W sumie poniekąd dystymia też pasuje, ale w dystmii nie ma zaniku uczuć.

Pozostałe cechy:

zaburzenia łaknienia - czasami, ogólnie mało jem w dzień, za to pożeram w nocy, przez co tyję

zaburzenia snu- od 5 czy 6 lat nie zasnę bez tabletki

uczucie zmęczenia - odkąd mi zanikły uczucia to bardziej się czuję zmęczona psychicznie, przedtem ciągle narzekałam na zmęczenie fizyczne, ale kondycję mam straszną, bo odkąd mi zanikły uczucia nabralam niechęci do ruchu ( przedtem lubiłam)

deficyt uwagi -no na pewno. Ciągłe rozkojarzenie i brak koncentracji

trudności decyzyjne - nie wiem sama

niska samoocena - nie, poczucie wartości mam prawidłowe. Wiem, że jako człowiek mam wartość, choć wszystko się wali

poczucie beznadziejności - odkąd mi zanikły uczucia to moje życie uważam za całkowicie beznadziejne i nie chciałabym żyć długo

częściowa anhedonia - ja mam całkowitą

ogólny brak motywacji - totalnie

ograniczenie zainteresowań - totalnie

niechęć do kontaktów towarzyskich - totalnie

stałe uczucie bezsensu i marnowania czasu, nudy i wewnętrznej pustki - ciagle

czasem zmniejszona dbałość o higienę osobistą (w cięższych przypadkach) - tak, nie chce mi się myć, choć się zmuszam i myję się regularnie, ale nie chce mi się ładnie ubierać, ubieram się byle jak

 

Hmmmmm...no w zasadzie te cechy dystymii sa bardzo podobne do schizofrenii prostej, tylko w schizofrenii prostej wystę[uje brak uczuć i "dyskomfort obserwatora" - że nie można się w nic zangażować ( bo się nie ma uczuć) i się tylkoobserwuje rzeczywistość - i ja to mam.

Ponadto nie zgadza sie to, że w dystymii objawy nasilają się w godzinach popołudniowych, a u mnie jest odwrotnie - najgorzej rano.

 

[Dodane po edycji:]

 

Ponadto dystymię leczy się lakami, a u mnie leki dawały rezultat póki nie zanikły mi uczucia. Wówczas cala moja osobowość się zmieniła i leki przestały skutkować.

 

[Dodane po edycji:]

 

Słuchajcie, ze mną się dzieje coś koszmarnego...od dawna już mi się nic nie chce, ale mogłam się zmusić do robienia czegoś lub robiłam coś z rozsądku...ostatnio narasta takie coś, że tylko bym siedziała...tylko wtedy dobrze się czuję, mogę siedzieć przed kompem, lub jak jadę z kims samochodem i tylko sobie siedzę, to się w miarę dobrze czuję lubnawet mogę siedzieć i nie robić nic...tylko myśleć o tym co moglabym zrobić...jak muszę cokolwiek zrobić doświadczam takiej frsutsracji, że to jest nie do zniesienia...ale to naprawdę jest od psychiki, to nie jest zwykłe lenistwo jak myśli moja mama...to jest coś w rodzaju otępienia...siedzę i nic nie robię i tak moglabym wieki spędzić...nastrój mam nijaki...to nie jest depresja, miałam depresje ni nigdy się tak nie czułam jak teraz...przed chwilą się zmusilam do umycia 2 podłóg i gdybym mogła to bym płakała z niechęci do tego zajęcia...jakaś paronoja to jest...nic nie robię, nie pracuję i ciężko mi placem kiwnąć...wiecie co, mi się naprawdę nie chce żyć...dobrze, że dzięki amitryptylinie zniknęły mi myśli samobójcze, bo nie wiem co by było...ja nie wiem co mi jest...ja nie panuję w żaden sposób nad tym co się dziejeto jest chyba naprawdę otępienie...ja mogłabym siedzieć/leżeć i nic nie robić...choć wtedy też mi jest niedobrze...nie powiem żebym była jakaś super pracowita jeśli chodzi o prace domowe, ale przecież były zajęcia, które LUBIŁAM jak koszenie trawy, zamiatanie, odkurzanie...teraz jest to dla mnie nie do wykonania...moje życie to zgroza...przecież to jest jedno wielkie cierpienie...choć w zasadzie nie czuję już tak bardzo cierpienia, ale rozumowo nawet oceniając to jest koszmar...przecież takie rzeczy jak umycie podlogi to się w podskokach wykonywało pomiędzy przyjściem z pracy a robieniem czegoś tam...a ja nie pracuję, nic nie robię i nie mogę umyć podłogi? Na dodatek moja Mama nie rozumie co się ze mną dzieje, wszystko kwietuje "to się zmuszaj", ale okazuje się, że ja już nawet zmusić się nie mogę? Boże Jedyny...w ogóle jak powiedziałam mojej Mamie, że lekarka w szpitalu stwierdziła u mnie zanik woli, to Mama tylko zaczęła ze mne szydzić i zrobiła awanturę..że coś sobie wmawiam i w ogóle...z szanowanego inżyniera stałam się jak jakiś szczur, który tylko zatruwa innym życie...wydaje mi się, że z tygodnia na tydzień jest gorzej, a ja nie wiem co się ze mną dzieje, ani dokąd to zaprowadzi...gdybym mogła płakać, to bym wyła...teraz muszę jechac do dentystki czuję taki sam koszmarny dyskomfort, że muszę wyjść z domu...to jest jakiś koszmar...musiałam się spejcalnie nastawić, żeby pokonać drogę z domu do autobusu, gdzie znów będą mogła usiąść i pogrążyć się w tępym niemyśleniu...to jest jak jakieś upośledzenie...coraz mniej bodźców do mnie dociera, jestem zobojetniała na wszystko...i nie wiem co się ze mną dzieje...ale przysięgam Wam, że to nie jest zwykle lenistwo...to jest w ogóle jakieś niezależne ode mnie...gdybym coś czuła to bym się strasznie bała co się ze mną dzieje i doką to zaprowadzi...ale nie mogę się tym przejąć...rozmyslam o tym, ale nie czuję nic...widać, że czlowiek nie może żyć bez emocji, bez uczuć wyższych, bez kochania kogokolwiek i czegokolwiek...a moi rodzice tez w to nie dowierzają, że ja nic nie przeżywam...wmawiają mi, że to mi się wydaje, że to jest moje subiektywne odczucie...a ja jestem strasznie zagubiona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wrzuciłam w Google "schizofrenię prostą" i tam jest takie zdanie: "Kontakt z chorym pozwala zauważyć dziwaczne zachowania, brak harmonijności ruchów, mimiki," Czyli rodzina musiałaby zauważyć te "dziwaczne zachowania" i ruchów. To znaczy pewnie masz ociężałe ruchy, bo na nic nie masz siły i przytłoczony wyraz twarzy, ale to nie jest to samo.

Nie jestem psychologiem ani lekarzem (niestety, bo mogłabym Cię bardziej uspokoić), ale to, co piszesz, układa się w pewną całość. To znaczy najpierw bardzo dużo z siebie "wyciskałaś", duże wymagania względem siebie, przemęczenie pewnie i w pewnym momencie psychika nie dała rady, bo mamy różną wydolność układu nerwowego. Twój był może delikatny i się zajeździł, takie wypalenie i wyciek energii przez jakąś małą, niepozorną dziurkę, której nie zauważyłaś.

A teraz widać masę przyczyn do tkwienia w depresji: poczucie wypadku poza nawias życia, lęk o przyszłość i powrót do zdrowia, zawiedzenie wszystkich ambicji, myśli o schizofrenii prostej, brak wsparcia od lekarzy i przekonującej Cię współpracy... Daję słowo, że też by mi się nie chciało przy tym wszystkim wstawać z łóżka. Kiedyś też miałam myśli, że wolałabym umrzeć na raka niż żyć i mz bez depresji to raczej się nie zdarza. A zaburzenia osobowości to niestety problem, który ma zwykle indywidualny i nietypowy przebieg i trudno wpasować w jakiś schemat podręcznikowy. Ja miałam np. diagnozę "zaburzenia osobowości bliżej nieokreślone" (hi hi), podejrzenie border line i inne, ale ostatnio miałam się całkiem dobrze, skończyłam studia, pracuję, staram się cieszyć życiem, choć oczywiście bywają zjazdy, ale to pikuś, w porównaniu z tym, co było kiedyś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brak uczuć. Doskonale rozumiem o czym piszesz...Ja mieszkam z moim lubym. Nie sprzątam..i do tego już nawet nie próbuje się zmuszać. Mieszkam z moim lubym i od niego dostaję całkowite zrozumienie dla mojego stanu, choć on cały czas wierzy, że to tylko przejściowe...Ale mam pewność, że czymkolwiek by to nie było, mój luby zawsze będzie przy mnie. Ale brak uczuć zainteresowało mnie co innego z Twojej historii, mianowicie Twoje relacje z rodzicami ( jakoże zaburzenia osobowości to nasza jedyna szansa, to próbuje to jakoś rozpracować). Bo widzisz, u mnie w domu też nie układało się najlepiej, aczkolwiek przestałam czuć, właśnie parę lat po wyprowadzce, kiedy moje życie układało się coraz lepiej... Czyli chyba podobnie jak u Ciebie? Wspominałam, że od niedawna chodzę na terapię? I owy terapeuta stwierdził, że to wcale nic dziwnego, że akurat przestałam czuć właśnie wtedy, gdy moje relacje z rodzicami się poprawiły. Właściwie, ja wtedy już z nimi nie mieszkałam, zaczęłam się z nimi w miarę dogadywać, i już częściowo chyba zapominałam o nie za ciekawej przeszłości, przestałam uważać, że mam na tej płaszczyźnie jakieś problemy... a tu zaczęło się To. Mój psychoterapeuta, mówi, że przestałam mieć możliwość wyładowywania mojego gniewu i żalu na nich... co w pewnym sensie się zgadza, bo gdy byłam w domu, to kłótnie zdarzały się często, bardzo często...heh. Coś w stylu, że ja świadoma, owszem umiem zrozumieć, że oni są tylko ludźmi, że też mają własne problemy, i nie zawsze umieją sobie z nimi poradzić itd, ale podświadomość nie jest na tyle wyrozumiała, podświadomość cierpi(?) i chce to wyrażać? A gdy ja(świadoma) tego nie robię, bo mi się zachciało być wyrozumiałą ; ), to ona tego nie rozumie...?

Złośliwa cholera, nie? Ja jej blokuję możliwość wyładowania się, to ona mi blokuje możliwość czucia? hehe. Nie wiem ile w tym prawdy, a ile takich mętnych domysłów... Ale cóż... niech zakończę folklorystycznie: tonący brzytwy się chwyta ; )

Lepsze to niż ta schizofrenia prosta...

A jak wytrzymujecie tę derealizację? Bo ja już jestem nią tak zmęczona. Wszystko jest tak odległe, o lata świetlne ode mnie...

 

[Dodane po edycji:]

 

Że co.. rehabilitacja? Socjalizacja przez pracę? Brzmi tak makabrycznie, że chyba udam, że nie przeczytałam. Bo mi nie chodzi już o to, by być przydatną zsocjalizowaną itd, nie, nie, nie. Ja chcę tylko znów czuć. Być człowiekiem. Owszem miło by było, gdybym mogła dalej sobie studiować, pracować w moim zawodzie itd. Ale bez tego się obędę. Bylebym mogła się przejmować, smucić, czytać książki i je przeżywać, chodzić do teatru i argh.. no żyć. Poza nawiasem? Ok. Może być. Byle by być człowiekiem poza nawiasem, a nie tym czymś.

Refren czy ty w ogóle czytasz co my piszemy? Jaki lęk o przyszłość? Nie ma u nas czegoś takiego? Ja się nie przejmuję. Tylko w pewnym momencie zauważyłam, że mnie nie ma. Nie czuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja czuję lęk o przyszłość...ale tak rozumowo już tylko...jeszcze ze 3 tyg temu dostawałam histerii na myśl o przyszłości i schizofrenii prostej...na tej podstawie w szpitalu gdzie w lipcu przebywałam ( z powodu koszmarnej akatyzji) nie uwierzono mi w brak uczuć, bo bez przerwy chodziłam zrozpaczona i rozhisteryzowana, tak się balam przyszłości...ale to były jedyne emocje które czułam...choć nie jestem nawet pewna na ile ja je czułam....chyba więcej pokazywałam niż czułam...a potem zanikło i to...zdolność do histerii zanikła...ale jeszcze się przejmowałam, jeszcze czułam rozpacz...a teraz już nie czuję od 3 tyg... i nie wiem czy to zanikło samo z siebie czy to efekt amitryptyliny... ale to akurat dobrze...cierpienie i rozpacz z powodu myśli o schizofrenii prostej były nie do wytrzymania...ale teraz już tego nie czuję...w jakimś sensie nawet przyzwyczaiłam się do myśli o schizofrenii prostej...choć podcina mi to resztki skrzydeł...gdzieś w podświadomości musi być kolosalny lęk o przyszłość, tylko ja tego nie czuję...gdybym czuła wszystko co powinnam czuć w mojej sytuacji, to pewnie bym wyła bez końca...dla mnie najgorszy nie jest nawet brak uczuć dla innych, brak poczucia więzi, choć to też jest straszne...najgorszy jest dla mnie zanik takich zwykłych codziennych odczuć...to mi zanikło w ostatnim półroczu...zanim to się stalo nawet nie zdawalam sobie sprawy, że człowiek CAŁY CZAS coś czuje, tak jak caly czas coś myśli...że myjąc zęby o czyś myśli i czuje jakieś emocje...że idąc na przystanek coś czuje i myśli, że parząc kawę w pracy coś czuje i myśli...mi zostały tylko myśli...i ta właśnie pustka po tych zwykłych emocjach jest dla mnie najgorsza, przez nią każde działanie jest puste i bezsensowne...z tym najbardziej nie mogę się pogodzić i to mi uniemożliwia normalne funkcjonowanie...nie wiem jak spędzać czas...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Marek 77, a jakie są jeszcze prócz welburtinu czyli chyba tego buprioprionu leki dopuszczone w psychiatrii będące agonistami dopaminy? BO ja znam tylko welbutrin i jutro będę prosić moją lekarkę o zapisanie go...z tych leków, ktor kiedyś wypisał Zawiliński tylko welbutrin jest dopuszczony w psychiatrii

 

[Dodane po edycji:]

 

Krwiopij, może gdzieś mam te uczucia, mam taką nadzieję, ale ich nie przeżywam, nie czuję...

Wierzę Ci, że się przejmowałaś niepotrzebnie schizofrenią prostą, ale to wszak nie znaczy, że my tego nie mamy...choć mam nadzieję, że nie mamy...mnie by chyba przekonało tylko to, jakbym dotarła do jakichś super naukowych artykułów, w ktorych dowodzą, że jej nie ma i to najlepiej z zagranicy...bo tak mogę myśleć,że takie jest stanowisko tylko polskich psychiatrów (i to tylko połowy). Moja lekarka na przykład wierzy w istnienie schi prostej i ma pacjentów z tym schorzeniem... mi też zdiagnozowali "zaburzenia osobowości mieszane i inne", co jedna lekarka określiła, że tak niejednoznaczna diagnoza jest porażką psychiatrii i przerobiła mnie ;) na borderlina, choć jako żywo tam są akurat problemy z NADMIAREM ciągle zmieniających się uczuć...a w ostatnim szpitalu (tam, gdzie byłam z powodu akatyzji) przerobili mnie z powrotem na typ mieszany z elementami bordera...z tym się mogę zgodzić bo np. odczuwam pustkę i miałam myśli s, więc coś tam pasuje...ale nie mam ciągle zmieniająych się skrajnych, wyniszczających i ambiwalentnych uczuć jako to w borderlinie....ba! ja w ogóle nie mam uczuć...może gdybym miała uczucia, to może by takie były... gdy jeszcze miałam uczucia to świetnie pasowałam na os. chwiejną emocjonalnie typ impulsywny...i taką mialam diagnozę... aha, i z elementami anankastycznymi...te elementy czyli natręctwa w łagodnej formie zostały mi do dziś...ale schizofrenia też się często zaczyna od natręctw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 22lata i z roku na rok jestem coraz bardziej obojętny na otoczenie. Zaczęło się to 4-5 lat temu, interesował mnie np. sport, teraz zupełnie wszystko mi "wisi". Rzeczy, które cieszyły i miały dla mnie znaczenie także zeszły na margines. Uprzedzając pytania, nie rozpadł mi się żaden związek, co miałoby być przyczyną spadku nastroju. Ta choroba cały czas postępuje, dochodzi do tego, że po prostu nie chce mi się wychodzić z domu, bo rzeczy które kiedyś robiłem z ochotą są dla mnie tak samo obojętne jak siedzenie w pokoju... na brak znajomych nie narzekam, zawsze ktoś gdzieś próbuje mnie wyciągnąć, ale już zaczęły się pojawiać komentarze, że odcinam się nieco od ludzi. Tylko po co mam z nimi przebywać, skoro mam olew na to, czy gdzieś się z nimi wybiorę czy posiedzę sam w domu?

 

Ze standardowych objawów brakuje myśli samobójczych, ale to chyba dobrze. :D

 

Znajomy z podobnymi objawami dostał odpowiednik prozacu i przy długotrwałym stosowaniu odczuwa powoli poprawę i staje na nogi. Pytanie - co zrobić w moim wypadku? Nie jest on jeszcze tak skrajnie tragiczny, ale z miesiąca na miesiąc jest gorzej, a teraz zbliża się jesień, więc nie zapowiada się zbyt dobrze.

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ogolnie zauwazylem, ze pogoda ma na mnie duzy wplyw. jak bylem mlodszy to moglo padac a mi nic, a teraz pada, chmury, mniej slonca i od razu gorsze samopoczucie. jesli chodzi o wellbutrin to dziala glownie na naped, na motywacje moze z poczatku, a potem to zanika. wellbutrin jest dobry jesli jestescie zmeczeni fizycznie, rusza z miejsca. po prostu dziala na noradrenaline. wszystko zalezy od dawki. jak dawka bedzie za duza to mozecie byc nakreceni, wszystkich bedziecie opieprzac w okolo, zrobicie sie nerwowi, spieci dlatego wyprobujcie najpierw dawke 150mg (najmniejsza dawka). ale co z tego, ze nie siedze w lozku (bo biore 150mg wellbutrinu xr z rana) skoro nie widze, nie czuje sensu, motywacji, zeby cos zrobic oprocz siedzenia przy kompie. tak przy okazji biore requip 0,25mg 1-0-1. nudnosci i sennosc - na serio ciezko wytrzymac, ale powiedzialem , ze MUSZE to wytrzymac i zaczekac az cos ruszy. paradoks, bo chce zwiekszyc poziom dopaminy, zeby cokolwiek czuc, a tu requip powoduje sennosc i tak sobie spie 10-11 godzin na dzien oczywiscie w nocy, bo w dzien staram sie wytrzymac, choc na nic nie mam ochoty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, przecież to co opisujesz to jest bardziej dystymio-depresja.Cierpienie czujesz,na nic nie masz sily i ochoty...ja też tak mam,a alekarz miliardy razy wykluczyl schizo.wkrecasz sobie.

 

 

KURWA MAC....ja mam podobnie....dopiero po alko przechodzi...ja mam tak że się nie boje niczego - utraty pracy, bezpieczeństwa, kasy....niczego - gdzie jest koniec???????????????????????

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałam,żeby mi lekarka jutro zapisała welbutrin, ale tego co piszesz, to już nie wiem...ja zmęczona fizycznie nie jestem, tylko mi się nic nie chce PSYCHICZNIE...a mam tendencję do nieokreślonego niepokju i napięcia i dzięki BOgu jakoś amitryptylina to zmniejszyła...a teraz welbutrin by to znów zwiększył...hmmm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałam,żeby mi lekarka jutro zapisała welbutrin, ale tego co piszesz, to już nie wiem...ja zmęczona fizycznie nie jestem, tylko mi się nic nie chce PSYCHICZNIE...a mam tendencję do nieokreślonego niepokju i napięcia i dzięki BOgu jakoś amitryptylina to zmniejszyła...a teraz welbutrin by to znów zwiększył...hmmm

 

 

Ja mam tak ze jestem skrajnie zakochany:),,,,, ale nie mam siły....brałem nieregularnie Trittico.....mi moja doktórka nie chce przepisać nic na dopaminę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!11

 

h....wie dlaczego?????????/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miłość to nie choroba! Leczysz się na zakochanie? Jakaś paranoja...

 

Ja wiem, że nie mam borderlina, ale cechy mogę mieć...zanim zanikły mi uczucia miałam osobowość chwiejną emocjonalnie coś między typem impulsywnym a borderem. Znam te skrajne emocje, bo miałam tak w poprzednim związku...ciągle się kłocilismy i godziliśmy i wiem, ze to nie była tylko Jego wina ( sam nie wiedział czy chce byc ze mną czy nie, ciągle zmieniał zdanie) ale mojej osobowości też...w następnym związku uniknęłam kłotni, ale zanikły mi uczucia...może tak to moja podświadomość rożwiązała? Sama nie wiem..ale teraz brakuje mi tych emocji, niechby się zmieniały nawet co godzinę, ale żeby były..naprawdę, wiem co mówię...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

montechristo, nie dziwie sie,skoro jestes skrajnie zakochany,to na cholere Ci dopamina?

Przecież milosc to najczystsza dopamina na swiecie :D

 

 

Ja jestem tak silnie zakochany że szok!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

ale- nie zmienia to tego że choruje - i teraz nie wiem czy na to kures......two cholerne z Turcji, czy na brak alko czy nerwice lekową...

Trittico biorę znów powoli...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×