Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dystymia leczenie i przebieg Waszej choroby


januszw

Rekomendowane odpowiedzi

To chyba typowe dla dystymików. Wieczne błądzenie myślami gdzieś indziej poza tym co dzieje się tu i teraz. Rozpamiętywanie przeszłości i doszukiwanie się swoich błędów lub doznanych krzywd.

Nie bez powodu ci, którzy żyją dniem dzisiejszym są o wiele szczęśliwsi. Gdyby to tylko było takie proste...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na mnie żadne nie działają. A brałam już tego trochę...

może to znaczy, że wcale nie jestem chora i sobie wymyślam.

 

To pewnie masz zaburzoną osobowość, albo jesteś lekooporna.

 

zaburzen osobowosci nie mam, nikt nie stwierdził.

 

ponoć sulpiryd jest dobry w dystymi i zaburzeniach osobowości...

 

sulpiryd tez bralam, ale zero reakcji

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ponoć sulpiryd jest dobry w dystymi i zaburzeniach osobowości...
sulpiryd tez bralam, ale zero reakcji

 

Ostatnio psychiatra też rozważał sulpiryd,. ale skutki uboczne to wzmożony apetyt. Nie mogę narzekać na brak apetytu.

Ostatecznie od przeszło tygodnia biorę sertranorm . Na razie za krótko by mówićo o skuteczności. Źle reagowałam na Fluoksetynę, miałam biegunki, a nastrój nie ulegał poprawie.

Natomiast zauważyłam, że ostatnio modna jest w niektórych środowiskach Velaflaxyna SR 75. Zapytałam specjalistę o lek. Odradził w moim przypadku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak jest u was z libido?

Jestem kobietą i jest podobnie było przez większość 40-letniego życia. Nie mam dużych potrzeb, nie mam partnera. Dla mnie obniżone libido nie stanowi problemu. Byłoby gorzej gdybym była w stałym związku.

 

Kurde, w szpitalu gadali mi o dystymii, a w rozpoznaniu mi tego nie napisali

Dystymia, IMHO, funkcjonuje jako termin przewlekłej depresji raczej od niedawna. Wydaje mi się, że takowe rozpoznanie trudno ustalić u osoby młodej. Jakiś czas musi trwać stan dystymiczny (lata), zanim można zaklasyfikować zaburzenia w sferze psychicznej w kierunku dystymii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich...

Ostatnio po raz pierwszy w życiu byłam u psychiatry, która wstępnie zdiagnozowała u mnie dystymię. Na wizytę zbierałam się od przeszło pół roku - w tym czasie mniej więcej dotarło do mnie, że sama nie dam sobie rady z udźwignięciem problemów.

Diagnoza "ucieszyła" mnie, paradoksalnie... Po prawie 4 latach dostałam odpowiedź na pytanie, co się ze mną dzieje...

 

Ostatnie kilka lat spędziłam głównie w towarzystwie pustki, przygnębienia, frustracji, samotności. Szczególnie samotność okazała się wyjątkowo destrukcyjną siłą, która nieraz budziła we mnie pragnienie, by zniknąć i przestać czuć ból społecznego niedopasowania. Niemal od zawsze czułam się wyobcowana wśród ludzi, a z biegiem czasu stan ten tylko się pogłębiał. Obserwowałam, jak ludzie wokół mnie tworzą nowe przyjaźnie, związki, jak się spotykają, organizują różne rzeczy, czasami kłócą, by z czasem pogodzić się i znów zostać przyjaciółmi. Ja stałam z boku, czując się z tym fatalnie, jak intruz, ktoś niechciany, niezauważany... By jakoś przetrwać liceum, wykształciłam w sobie (albo raczej sam wykształcił się we mnie) mechanizm negatywnego postrzegania ludzi. Widziałam w nich wrogów, mówiłam sobie, że nie muszę się do nich zbliżać, aby czuć się dobrze. W rzeczywistości miałam w sobie mnóstwo zawiści i zazdrości - chciałam być takim człowiekiem, jak osoby, których nie lubiłam.

Poza tym nazbierało się jeszcze wiele innych "ciekawych" objawów. Przewrażliwienie na krytykę, płaczliwość, samoocena równa zeru, poczucie zmarnowanego potencjału, uciekanie w świat fantazji, by jakoś znieść rzeczywistość; lęk przed kontaktem z ludźmi, nadużywanie alkoholu, ciągły niepokój, jakbym była od środka najeżona tysiącami igiełek... Ten niepokój właśnie stał się powodem mojej wizyty u psychiatry.

 

Czytając trochę artykułów i książek rozpoznałam w sobie osobowość unikającą (która zresztą lubi chodzić w parze z dystymią.)

 

Po przeczytaniu tego wątku zrobiło mi się trochę cieplej na sercu. Dobrze, że są w internecie takie miejsca jak to. :tel2:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich...

Ostatnio po raz pierwszy w życiu byłam u psychiatry, która wstępnie zdiagnozowała u mnie dystymię. Na wizytę zbierałam się od przeszło pół roku - w tym czasie mniej więcej dotarło do mnie, że sama nie dam sobie rady z udźwignięciem problemów.

Diagnoza "ucieszyła" mnie, paradoksalnie... Po prawie 4 latach dostałam odpowiedź na pytanie, co się ze mną dzieje.

 

Po przeczytaniu tego wątku zrobiło mi się trochę cieplej na sercu. Dobrze, że są w internecie takie miejsca jak to. :tel2:

Fajnie, że tutaj trafiłaś. Zgadzam się z Tobą. Nic tak nie dodaje otuchy jak świadomość, że inni borykają się z podobnymi problemami. Też długo zbierałam się z wizytą do psychiatry...chyba całe życie. ;) Skorzystanie z pomocy specjalisty to dla mnie ostateczność. Ale warto było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wg statystyk 60% udaje się wyleczyć ale to tylko sucha statystyka...

 

a czy ktoś faktycznie z tego forum czy działu udało się wyleczyć to by musiał ktoś

z początku tego tematu co sie wypowiadał się odezwać ale pewnie juz nie siedzie na forum

tylko żyje lub nie... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi się wydaje, że w wyleczeniu istotną role odgrywają inni ludzie.

Większość osób z dystymią jest samotna, a to bardzo utrudnia wyjście z tej choroby.

Leki połączone z pomocą znajomych wiele by dały, ale takim ponurakom niestety trudno jest nawiązać dobre relacje z innymi ludźmi i nie mają prawie żadnych znajomych :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zamierzam wyjść z dystymii. Nadzieja umiera ostatnia. Wierzę, że w człowieku drzemie olbrzymi potencjał. Trzeba go tylko obudzić. Inni zyczliwi ludzie mogą w tej ewolucji pomóc. Potrzebna też jest wewnętrzną chęć zmiany, praca nad sobą, niemały wysiłek.

A póki co, trudno mi zebrać się na psychoterapię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dystymia należy do zaburzeń przewlekłych, dlatego m.in. trudno z niej wyjść. Podobnie jak z innymi chorobami przewlekłymi, leczy się człowiek do końca życia. Niemniej próbować warto. Jestem zdecydowana imac się różnych terapii, w końcu może cos pomoże rozprawić się z dystymia.

Farmakoterapia pomaga na jakiś czas, ale dzialanie leków słabnie i trzeba szukać innych środków. Ktoś kiedyś nazwał leczenie dystymia braniem narkotyków pod kontrolą lekarza. Trochę jest w tym racji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wszystkim. Niedawno psychiatra zdiagnozował u mnie dystymię. Dostałam leki (codziennie seronil, doraźnie xanax, ze względu na towarzyszące mi bardzo często uczucie niepokoju) Zastanawiam się jednak, czy pomimo brania leków powinnam też zgłosić się na psychoterapię? Wiem, ze każdy "przypadek" należy rozpatrywać indywidualnie, ale... nurtuje mnie pytanie, czy może ktoś z obecnych tu osób pozbył się objawów dystymii tylko dzięki lekom?

Kiedyś chodziłam już do psychologa. Po takich rozmowach czułam się zazwyczaj lepiej, nieco zmotywowana do działania, jednak na dłuższą metę nie pomogło mi to w niczym. (No może poza tym, że dzięki psychologowi z większym dystansem spojrzałam na swoje życie).

Z góry dziękuję za odpowiedź.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do dystymii, której też doświadczam, to napisałem niedawno o niej tekst:

 

Każdy przeżywa dystymię, jaki i inne choroby, na swój sposób, ale takie stwierdzenie ma taką samą wartość jak to, że “każdy człowiek jest inny”. W rzeczywistości dziewięćdziesiąt parę procent ludzi to ten sam człowiek, kalka, schemat, robot, i tak samo, większość dystymików będzie pisało w takich miejscach jak to tak samo i o tym samym. To i ja napiszę o swojej dystymii, ale może właśnie trochę inaczej.

 

Dystymia to doświadczenie, które zabiera człowieka na dno egzystencji, podobnie jak Blake’a (Cobaina) w filmie “Last Days”. Na dnie tej studni nic nie ma, siedzisz tam sam i marzysz może o tym, by powrócić na powierzchnię, do ludzi i do twoich zabawek, żeby znów się cieszyć, skakać pajacyki i wylewać wiadra łez na widok zachodu Słońca. Patrzysz na swoich kolegów i koleżanki, a oni wydają się tak kochać życie, wydaje się, że żyją pełnią życia, uśmiech nie znika z ich twarzy nigdy. Czyżbyś był nieprzystosowany?

To dno egzystencji to odcięcie się od tego wszystkiego, do czego się było przywiązanym i co się lubiło. Wszystko nagle traci wartość. bo co ma wartość, gdy nie odczuwa się życia? Samo życie zostaje podważone.

Zaczynasz widzieć z innej perspektywy. Czym było to, co sprawiało ci przyjemność? Co było w tym takiego wspaniałego i dobrego, że zadowalało cię na czas twego życia?

Ktoś nacisnął mały przycisk w twojej głowie, i bodźce już nie działają tak, jak kiedyś, tak, jak u innych ludzi. Względność przyjemności i radości? Co ci dotąd dawało radość? Ile w tym było autentyzmu, a ile ściemniania sobie i innym, że to taaakie prawdziwe i warte przeżywania? Na ile to było karmienie się nawzajem powierzchownością i małymi podnietami, a na ile bycie sobą bez masek “fajności” i “wesołości”? Zastanawiasz się, dlaczego już nie cieszy cię najebanie się za sklepem z twoimi kolegami? Może myślisz, że coś z tobą musi być nie tak, skoro nie sprawia ci to frajdy. Może to jakaś wada genetyczna, że jakoś nie czujesz tych alkoholowych uciech pełnych życia i głębokiej więzi przyjaźni stukających się kieliszków?

 

Iluzje opadają, świadomość się poszerza, a bezsens zaczyna się coraz bardziej uwydatniać. To jak reset odbioru rzeczywistości. W OD-cięciu się od przywiązania do tego wszystkiego wokół ciebie na nowo próbujesz nadać jakoś sens, bo poczucie sensu to zawór bezpieczeństwa, który chroni życie, pozwala przetrwać. W dystymii żadnego sensu NIE DA się znaleźć, nawet Jezusek w postaci opłatka traci swoje właściwości, a śpiewane w kościele anielskie hymny wcale nie zmieniają nastroju wiernego. Totalny reset, a jak się komu uda, do dociera do samego rdzenia wszystkich pytań, czyli “KIM JESTEM?”. Nie, czy jest co po śmierci, albo po co żyć. Pierwszym ze wszystkim pytań jest, kim jestem. Jeśli nie wiesz tego, to po co szukasz odpowiedzi na inne pytania?

W tym bezsensie nagle okazuje się, że odczuwanie rzeczywistości jest czymś względnym, potencjalnie różnym dla każdego osobnika. NAGLE – książki nie mają wartości, spacery wydają się być jedynie nudą, a rozmowy z rówieśnikami tracą wszelki optymizm. Wakacje tu czy zagranicą – czujesz się tak samo. Czy to tylko niedobór serotoniny w twojej główce, czy coś więcej jest na rzeczy? Może to tylko twoja wina, jesteś niepełnosprawny biologicznie, masz braki genetyczne?

 

Jest jeszcze inna opcja. Zanegowanie słuszności tego, co dokoła. Ich radość nie jest prawdziwa, ich szczęście jest udawane, ich sposób życia nie jest autentyczny. To oni żyją iluzjami, to oni są bezsensowni.

 

Samoświadomość jest narzędziem poznania i ZROZUMIENIA, po które sięga człowiek, który już nic nie ma, i którego już nic nie cieszy, bo już nic niczemu nie służy, a jutro będzie takie samo, jak dziś i wczoraj, i ostatnie parę lat. Wprowadzanie coraz więcej świadomości w każdą chwilę obserwacji siebie i innych ludzi ujawnia ściemę, powierzchowność żywotów, kruszy iluzje rzekomego szczęścia dokoła, które, okazuje się, chwieje się nierzadko, a podparte jest jedynie uzależnieniem od partnerka/ partnerki i emocjonalnego hałasu wokół.

 

Dystymia to dystans do rzeczywistości i do emocji. Kto poddany emocjom, ten od nich zależny i tak jego życie płynie, jak one mu będą grały. Dystymik już nie jest zależny od żadnych doznań, bo nawet masturbacja jest już tylko lekkim łaskotaniem skóry i niczym więcej; przestają go pasjonować rozmowy o nowym modelu audicy przy rodzinnym stole, ani nie śmieszy go oklepany żart o rzekomym odchudzaniu się przez ciotkę Krysię.

 

Komu dane zrozumieć, ten obserwuje, analizuje i myśli, choć ciężko mu to w tym stanie przychodzi. Wnioski z tych rozumowań są takie, że już sam nie wie, czy on już kompletnie zwariował, czy to tym ludziom wszystkim się we łbach poprzewracało.

 

“Gdybyśmy nie potrafili sięgnąć dna naszego bólu, to kim bylibyśmy, jak nie Maszynami, zakodowanymi na wizję świata zbudowanego z aniołków, mistrzów, ofiar miłości pierwszej i ostatniej, wyznawców bliskości za pieniądze i konsumentów toreb szczęścia z recyklingowego plastiku? ”

 

“Świadomość teatru życia jest podstawą do jego zmian i Uwolnienia się z presji “jedynej prawdy”.

Teatr Maszyn LOS MACHINOS prowokuje do przemyśleń ludzi, w których tli się jeszcze iskierka przeczucia, że jest “coś więcej” PONAD maszynowymi afektami.

 

Reszta ludzkości płynie myślowym kanałem ściekowym, wprost w objęcia gównianej przyszłości.”

 

Cytaty z Los Machinos.

To takie ładne, że aż musiałem zacytować w całości. Nic dodać, nic ująć. Tylko jak skutecznie leczyć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się jednak, czy pomimo brania leków powinnam też zgłosić się na psychoterapię? Wiem, ze każdy "przypadek" należy rozpatrywać indywidualnie, ale... nurtuje mnie pytanie, czy może ktoś z obecnych tu osób pozbył się objawów dystymii tylko dzięki lekom?

 

No to może kilka słów o swoim przypadku. Nie tak pięknie i filozoficznie jak ujął temat Kori.

Myślę, że dystymików cechuje nadwrażliwość. Czy z nadwrażliwości da się wyleczyć? Chyba niekoniecznie, ale można opanować jej negatywne działanie m.in. przez pracę nad sobą. Właściwy dla nas psychoterapeuta może nam w tym pomóc. Tylko jak znaleźć tego odpowiedniego dla nas? Metodą prób i błędów? Wg mnie warto próbować i nie zrażać się niepowodzeniami.

Czy farmakoterapią da się wyleczyć objawy dystymii? Owszem -zaleczyć, uzyskać poprawę na jakiś czas, poczuć psychiczną ulgę, ale całkowicie wydobyć się z dystymii...wątpię.

Moje poważne problemy natury psychicznej zaczęły się mniej więcej w okresie licealnym. "Doły",brak chęci do życia, myśli samobójcze, wyalienowanie, wycofanie z życia klasy. Jakoś przetrwałam ten czarny okres mojej młodości. Później też nie było łatwo. Kłopoty rodzinne, choroba matki, wpadanie w otchłań alkoholu mojego ojca. Czułam, że sobie sama nie poradzę. Udałam się do specjalisty z dziedziny psychiatrii. Pierwsze leki p/depresyjne - powodowały senność. Zmiana leczenia, wizyty u psychologa. Wiem, że wtedy dobrze zadziałał na mnie Rudotel. Duzo pracowałam nad pozytywnym nastawieniem i nadmiernym nie przejmowaniem się kąśliwymi uwagami. Nauczyłam odganiać niedobre myśli. Poza tym zaangażowałam w sprawy religijne- to też mi na jakiś czas pomogło. Rozpoczęłam pracę, która dała mi dużo satysfakcji (bo nie pieniędzy), grupa mnie zaakceptowała- czułam się dowartościowana. Choć oczywiście idealnie nie było i ciągle walczyłam z "ciemnymi chmurami". Nie posiłkowałam się farmakoterapią.

 

Powtórnie do psychiatry trafiłam kilka lat temu, kiedy powróciły myśli samobójcze i poczucie bezsensu dalszej egzystencji. Poza tym prawie od młodości zmagałam się z napadami suchego kaszlui infekcjami dróg oddechowych. Kojarzyłam to bardziej z alergią. Udałam się do pulmunologa, który stwierdził po przeprowadzeniu serii badań, nadwrażliwość oskrzeli na bodźce zewnętrzne. Kaszel ustąpił po leku zgrupy SSRI. Początkowo lekarz potraktował mój przypadek jako nasiloną nerwicę, teraz nazywaną zaburzeniami lękowymi. Poczułam bardzo dużą poprawę jakości życia. Odstawiliśmy leki i po około pół roku nawrót fatalnego samopoczucia. Wnikliwsza diagnostyka- rozpoznanie dystymia. Kolejne farmaceutyki. Nie udało mi się uzyskać entuzjazmu, jaki zapanował po pierwszej terapii, ale w miarę dobrze funkcjonuję w społeczeństwie. Daleko mi do stanu samozadowolenia. Cały czas myślę nad psychoterapią. To jakby moja ostatnia deska ratunku w walce o zdrowie psychiczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×