Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samookaleczenia.


Samara

Rekomendowane odpowiedzi

sorry ze sie glupio pytam po co wy sie tniecie? jak juz jechac to na calego tzn. petelka i heja zawisnac a nie zeby sie szpecic. z wieszaniem sie jest tak: albo sie udusisz albo cie uratuja. a z cieciem jest tak ze jak sie potniesz to potem to widac, bol jak cholera i nic z tego nie wynika. jedynie to widac i potem ludzie krzywo sie na ciebie patrza. ale widze ze ci ktorzy sie tna cos jakby albo nie meili swiadomosci czy cos. powiedzcie mi po co wy sie tniecie? czlowiek w depresji pragnie tylko smierci to rozumiem, ale zeby sie ciac? cholera to trzeba chyba brac jakies dragi zeby miec taka faze zeby sie ciac jak gosciu haratal sobie twarz w filmie z hannibalem lecterem. co wy znajomi lectera?

 

Swoimi wypowiedziami działasz jak płachta na byka.

Troszeczkę przystopuj.

Jak chcesz się włączyć do rozmowy to najpierw trochę poczytaj, zorientuj się w temacie. I dopiero pisz.

Bo na teraz to bzduty kompletne wypisujesz, irytujesz. To samo tyczy się dawkowania leków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja dziś byłam na kąpielisku, pływałam w bandażu na ręce i w spodenkach, na pytanie chłopców 'po co?' odpowiedziałam że rok temu zalałam się gorącą herbatą i mam okropne blizny na ręce i udzie których nie mam ochoty pokazywać. i mam wymówkę na resztę lata :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Swoimi wypowiedziami działasz jak płachta na byka.

Troszeczkę przystopuj.

Jak chcesz się włączyć do rozmowy to najpierw trochę poczytaj, zorientuj się w temacie. I dopiero pisz.

 

Moniko, ja sądzę, że to jest ten typ, który wie, ale z jakiegoś powodu trolluje, taki hater, wiesz, znajduje jakiś sposób na wyładowanie swojej złości i pogardy, chce specjalnie (a może jednak lekko podświadomie?) dobić ludzi, wkurzyć. I my jego możemy równie dobrze zapytać, po co on tak robi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, Masz rację.

A może chce na siebie również zwrócić uwagę?

 

Każdy ma swoje sposoby... najczęściej pośrednie, bo tak jest najbezpieczniej.

Właśnie czytam e-book "Toksyczni rodzice", tam są dobre przykłady manipulowania uwagą dla siebie.

 

Co do samookaleczeń... jak miałam kilka przebłysków zdrowia to nie mogło do mnie dotrzeć, jak można (i jak ja mogłam) się ciąć. Poczułam wtedy bardzo wyraźnie, jak silne to zaburzenie (rzeczywistości), jak nieadekwatna reakcja i zaskoczyło mnie to, że można tak sobie robić. Do momentu nawrotu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, tak - tnę się przez siebie. Jestem za słaba.

 

Oj, nie o to mi chodziło.

Przez siebie w sensie, że powody są w Tobie, we mnie, a nie w czyimś zachowaniu.

Takie powody, że jak się czuje złość na kogoś albo bezsilność to "wybiera się" odreagowanie je na sobie.

Z lęku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, podkusiłaś mnie i ściągnęłam sobie tę książkę ;) Nie lubię czytać książek w ten sposób, ale jakoś szybko poszło i obeszło się bez piekących oczu. Szczerze przyznam, że zawsze sceptycznie podchodziłam do cud poradników psychologicznych, ale ta książka miała jakąś przyjemniejszą formę, może ze względu na te opisy przypadków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, podkusiłaś mnie i ściągnęłam sobie tę książkę ;) Nie lubię czytać książek w ten sposób, ale jakoś szybko poszło i obeszło się bez piekących oczu. Szczerze przyznam, że zawsze sceptycznie podchodziłam do cud poradników psychologicznych, ale ta książka miała jakąś przyjemniejszą formę, może ze względu na te opisy przypadków.

 

No ja nie lubię takich cud poradników, które Ci obiecują, że jak przerobisz całą książkę to pożegnasz depresję, lęki i tym podobne bla bla. Czyli rzeczy typu "Pokonać lęki i fobie" - aż mi się coś przekręca, jak to widzę.

 

"Toksyczni rodzice" są ok ze względu właśnie na przykłady, pomagają pewne mechanizmy wyhaczać u ludzi, którzy nami manipulują (i u siebie). Inna sprawa, że z praktyką gorzej. Ostatnio dochodzę do przygnębiających wniosków, że najlepsze, co może mnie czekać w kontaktach z moją rodziną to umieć reagować na to, gdy mnie krzywdzą, bronić siebie (bo często mi tekstów i argumentów brakuje, albo czuję się zaskoczona). Na ciepło, bliskość, empatię, jakiś taki fajny kontakt nie mam co liczyć. Żyć mi się nie chce dzisiaj bardzo :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, to chyba ja Ci poleciłam ;)

 

Książki są dobre, aby obrać jakiś kierunek, trop, ale prawda jest taka, że trzeba się brać praktycznie za swoje własne konkretne problemy i emocje, które trzeba szukać nie w poradniku, a w sobie. Nie da się poczuć dobrze teoretycznie...

 

Mnie to "praktycznie" w ogóle nie wychodzi i popadam dziś w bezsens, no mam załamkę, światełko zgasło. Rodzina jest jaka jest, tonę w żalu, złości, samotności, zimnie, bólu, a nikogo poza nimi nie mam. Jak tu zdrowieć. Co, do obcych mam iść i szukać przyjaciół, partnera i to bez zdolności do wchodzenia w związki, z poczuciem prawie nieistnienia?

 

To mi się jawi jak droga bez wyjścia. Samo chodzenie na sesje nie poprawi mojej sytuacji życiowej. Próbowałam wrócić na studia i znowu nie wyszło, postępujący dół. Ja się do tego życia nie nadaję :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że mi też ta praktyka nie wychodzi. Chciałabym przestać się o wszystko wykłócać, bezskutecznie zwracać uwagę na moje uczucia, które wywołują ich niektóre zachowania, pokazywać swoją indywidualność. Zresztą przypomniałam sobie, że słyszałam od nich, że to 'rodzina jest ważna, zawsze zostaje, gdy inni odejdą' i być może wyrastałam w tym poczuciu, że inni po jakimś czasie zawsze odejdą? Później przez stratę to się jeszcze bardziej spotęgowało. A oni chcąc czy nie chcąc zawsze będą spokrewnieni. To jest strasznie trudne.. Bo kto chce zostać sam jak palec, ale kto chce się męczyć? Ciężko mi znaleźć jakieś dobre rozwiązanie :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, ale ja to czytałam zanim znalazłaś się na forum :smile:

 

-- 06 cze 2011, 19:46 --

 

Mnie to "praktycznie" w ogóle nie wychodzi i popadam dziś w bezsens, no mam załamkę, światełko zgasło. Rodzina jest jaka jest, tonę w żalu, złości, samotności, zimnie, bólu, a nikogo poza nimi nie mam. Jak tu zdrowieć. Co, do obcych mam iść i szukać przyjaciół, partnera i to bez zdolności do wchodzenia w związki, z poczuciem prawie nieistnienia?

 

To mi się jawi jak droga bez wyjścia. Samo chodzenie na sesje nie poprawi mojej sytuacji życiowej. Próbowałam wrócić na studia i znowu nie wyszło, postępujący dół. Ja się do tego życia nie nadaję

 

podobnie odczuwam.... wiele wiem, ale w teorii, a praktyka sobie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałabym przestać się o wszystko wykłócać, bezskutecznie zwracać uwagę na moje uczucia, które wywołują ich niektóre zachowania, pokazywać swoją indywidualność.

 

Jakbym słyszała swoje myśli...

Tak, jakby szczytem mojego "szczęścia" mogła być tylko wieczna obrona przed ich toksycznymi wstawkami. Co to za życie :cry: A gdzie ciepło, bliskość, coś fajnego?

 

Zresztą przypomniałam sobie, że słyszałam od nich, że to 'rodzina jest ważna, zawsze zostaje, gdy inni odejdą' i być może wyrastałam w tym poczuciu, że inni po jakimś czasie zawsze odejdą? (...) A oni chcąc czy nie chcąc zawsze będą spokrewnieni. To jest strasznie trudne.. (...) Bo kto chce zostać sam jak palec, ale kto chce się męczyć?

 

Mam to samo w głowie. Są, jacy są, ale zawsze będą. Przyjaźnie się rozplątują, znajomi zawodzą, ludzie dbają o swój interes, mąż może sobie znaleźć kochankę albo ja mogę się odkochać w nim, itd. Więzy krwi to co innego. Można na siebie psioczyć, ale jakbym na chleb nie miała w życiu to rodzina podratuje. Inni niekoniecznie.

 

Ciężko mi znaleźć jakieś dobre rozwiązanie :?

 

Witam w klubie.

Mam doła jak stąd na Madagaskar, albo i dalej.

Ale może razem na jakiś złoty środek wpadniemy?

Bo ten marazm mnie przytłacza... chcę zmiany.

 

P.s. Wiesz co, właśnie mi się lekki uśmieszek na twarzy pojawił. Może by tak, kurde, pobyć wyrachowaną? Zawsze taka dobra dziewczyna ze mnie, to nie działa. Może tak pół na pół? Postawić na kontakty z fajnymi z ludźmi, stąd czerpać radość, ciepło, satysfakcję, zajmie to trochę miejsca po bólu związanym z rodziną (na pewno nie do końca, ale zawsze), a o rodzince myśleć swoje w ich obecności, uważać za debili, jakimi są, ograniczyć kontakty do minimum przyzwoitości, z bardzo silnymi emocjami do nich wyhasać się na terapii i bez skrupułów być z premedytacją dość fałszywą przy nich (nie chodzi o podliz - po prostu zachowuję się ok wobec nich, a myślę w środku "o boże, jaki kretyn"), aby w razie czego na ten chleb dali, jak w życiu się nie powiedzie. Zachowania niedefensywne, o jakich pisała Susan Forward. Nie wiem, czy jest inny pomysł na ten BÓL. Bo rodzina się nie zmieni. Przygnębiające to, ale może jakieś wyjście?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, czy jest inny pomysł na ten BÓL. Bo rodzina się nie zmieni. Przygnębiające to, ale może jakieś wyjście?

Nie zmieni i wciąż to sobie powtarzam..

Wczoraj wieczorem siedząc na balkonie, zastanawiałam się na ile moje decyzje, to co do tej pory robiłam było moje, ile w tym było mnie.. Trudno mi to jednoznacznie określić.

Ja bym chciała doprowadzić do takiego stanu w którym będę wiedziała, że to jest to, że żyję własnym życiem. Bez tej złości, bólu i a ich po prostu tolerować jak każdego. I masz rację, gdzieś trzeba znaleźć to ciepło, satysfakcję bo człowiekowi ciężko bez tego żyć. Przechodziłam przez etap 'nie potrzebuję nikogo, sama się uporam', zdałam sobie sprawę, że nie tędy droga, jednak trudności w zbudowaniu czegoś trwałego są. Wiesz, ja wciąż próbuję postawić, walczyć o inne relacje, i właśnie to u mnie walka, a nie tylko czerpanie przyjemności, wartości. Może za którymś razem się uda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zbudowaniu czegoś trwałego są. Wiesz, ja wciąż próbuję postawić, walczyć o inne relacje, i właśnie to u mnie walka, a nie tylko czerpanie przyjemności, wartości. Może za którymś razem się uda.

 

Życzę Ci tego... :smile:

 

U mnie problem polega na tym, że ja w żadnych, nawet pozarodzinnych relacjach nie potrafię czerpać satysfakcji. Raz, że mam takie trudności ze sobą, że ledwo czuję, że jestem, a co dopiero jakaś emocjonalne nić z innymi, czuję, że na rozum się raczej porozumiewam, jak cyborg :cry: Inna rzecz, że ja ostatnio mam takie refleksje i odczucia, że mnie relacje z ludźmi nie satysfakcjonują, bo ja w ludziach szukam matki. Nie swojej, ale że przenoszę na nich oczekiwania jak kilkulatek do mamusi. Każdy człowiek "ma" być wobec mnie empatyczny, ciepły, w magiczny sposób wyczuwać moje potrzeby, itd. To nie jest na rozum, to jest emocjonalne... te potrzeby.

 

A z drugiej strony gdy ludzie przejawiają takie cechy i zachowania jak moja matka (np. krytyka, pouczanie, ocenianie, bagatelizowanie, ignorowanie), choćby w minimalnym stopniu, to się we mnie tak burzy, że uciekam - w mega depresję, w inne miejsce, w pozorną znieczulicę, w bezsens życia, na pustynię samotności. Bo te rany są we mnie tak żywe, że wystarczy maciupeńkie ukłucie (nawet niecelowe) i wyję (w środku), jakby mnie obdzierali ze skóry. Stąd to moje "przewrażliwienie" (matka uważa, że z genów...). A jak boli, to mam ochotę mordować - wyżyć się na "innych obiektach" niż moja matka (przeniesienie i te sprawy). Po prostu kielich goryczy się we mnie przelewa. Dochodzi do takich absurdów, że nawet jak sobie idę ulicą to CZUJĘ SIĘ ignorowana przez obcych ludzi, zimnych ludzi, którzy tak naprawdę po prostu sobie idą ulicą, tak samo jak ja. No ale co, chce mi się wyć z samotności, tak się przez nich odrzucona czuję, mimo, że wiem, że to irracjonalne. We wszystkich widzę "matkę" złą, a pragnę tej "dobrej" (i nie znajduję). Mimowolnie. I jak mnie to wkurza. To jest jakieś fatum.

 

W sumie moja nowa terapeutka wydaje się być ok, "dobra". Empatyczna (acz konkretna), nie oceniająca, nie krytykująca. Co budzi moją podejrzliwość. Co jest, przecież zawsze dostawałam po głowie! To nienormalne, nierealne, nieprawdziwe. Im dłużej jest dobrze, tym większe napięcie, jak cisza przed burzą, chorobliwie oczekuję tego ciosu, który da mi to poczucie, że wchodzę w znany teren. Beznadziejny, bolesny, ale znany - spodziewany. I podejrzliwość co do wiarygodności - ona mnie oszukuje, udaje, jest taka, bo powinna taka być. Tylko, cholera, czuję, że autentyczna jest. I widzę to, w oczach. Ciągnie mnie to jednak, mimo strachu

 

P.s. Kochani moderatorzy! :smile: Zdaję sobie w pełni sprawę z offtopu całą parą, ale cóż ja mogę napisać, skoro się dziś nie okaleczałam, a wątek poszedł w istotną dla mnie stronę? Można moją wypowiedź potraktować jako wypiskę zamiast tego destrukcyjnego czynu, ot co!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no i znów się włączę, jako ten trzeci niepotrzebny głos. kurcze, w sumie to wcale mogłabym nie pisać, bo Ty naranja wyrażasz podobne do moich emocje i nawet podobnie je uzasadniasz, po raz kolejny mnie to zadziwia.

też tak mam z ludźmi że jak ktoś jest miły, ot tak, to mnie bierze podejrzliwość. bo o co cho, przecież to ja zawsze MAM być tą miłą i dobrą a potem dostać po tyłku. obowiązkowo. bo lubię to, lubię cierpieć, karać siebie nawet bez powodu.

 

nawet nie wiem o co mi chodzi w tym momencie. z jakiej okazji mam od zeszłego tygodnia zjazd. znów sobie intelektualizuję umieranie, pogrążam w rozmyślaniach o tym jaki rodzaj śmierci i czemu się jej boję itd...a nawet nie wiem po co mialabym teraz chcieć umierać. myśli to tylko myśli. kaleczących też trochę mam. na ramieniu mam takie miejsce, w które niedawno mnie podrapał kot. i teraz sobie bezkarnie jeżdżę po tym miejscu dodając lekkie zadrapania. nasiliło mi się, nie wiem po co, dla kogo chcę coś "udowadniać"...o co chodzi? przecież to jest zupełnie bez sensu i nic mi nie daje...nie wiem, nie rozumiem siebie.

przespaćprzeczekać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, tak - tnę się przez siebie. Jestem za słaba.

 

Oj, nie o to mi chodziło.

Przez siebie w sensie, że powody są w Tobie, we mnie, a nie w czyimś zachowaniu.

Takie powody, że jak się czuje złość na kogoś albo bezsilność to "wybiera się" odreagowanie je na sobie.

Z lęku.

 

Wiem wiem, rozumiem Cię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kurcze, w sumie to wcale mogłabym nie pisać, bo Ty naranja wyrażasz podobne do moich emocje i nawet podobnie je uzasadniasz, po raz kolejny mnie to zadziwia.

 

A myślałam, że tylko ja tak mam... Pisz śmiało, może w Twoich opisach ja też się odnajdę, to będzie mniej samotnie. Tylko szkoda, że to podobieństwa w cierpieniu.

 

nasiliło mi się, nie wiem po co, dla kogo chcę coś "udowadniać"...o co chodzi? przecież to jest zupełnie bez sensu i nic mi nie daje...

 

Daje. Odwrócić uwagę, rozładować napięcie. Coś trudnego przeżywasz. Jeśli to jest za trudne to człowiek właśnie się kaleczy, albo głoduje i podlicza kalorie, albo się objada, ucieka w sen, w naukę, pije, ma natręctwa, modli się gorliwie, masturbuje, wpada w wir pracy do upadłego, i tym podobne... wszystko, aby nie przeżywać. Mnie wczoraj dopadły tak bolesne emocje, że przy babci traciłam kontakt z rzeczywistością (odrywałam się od tych emocji - taka obrona) i zaczęłam się mocno drapać po nogach, aby:

- poczuć cokolwiek

- przenieść uwagę z bólu psychicznego na fizyczny (tak jest łatwiej)

Temat: mamusia i tatuś, poruszony na ostatniej sesji... Za duży temat, jak dla mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja tak mam od sesji o złości na mamę. i od tematu seksu też.

złe to wszystko co teraz w głowie.

wczoraj się przepracowałam, 12 godzin a dzisiaj jeszcze nie wyszłam do pracy, prowokuję chyba złość innych ludzi. budzę się z pustką i beznadzieją w głowie. i ciąglym znakiem zapytania o to ile jeszcze wytrzymam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×