Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE) cz.II


Naemo

Rekomendowane odpowiedzi

shira123, nie, nie mam rodzeństwa. Poza rodzicami, nie znam reszty rodziny w ogóle. Miałam ciocię, która również zmarła, 12 lat temu.

 

Rola mojego ojca kończy się na wysyłaniu alimentów, natomiast matka nie daje na mnie grosza, a jeszcze jest wrogo do mnie nastawiona, więc wolę jej unikać.

 

Więc jestem zdana sama na siebie. Teraz czuję taką prawdziwą dorosłość. Przedtem mieszkałam z babcią, ona decydowała o wielu sprawach, głównie kwestiach finansowych, wiadomo utrzymywała mnie. Teraz muszę uczyć się żyć w miarę oszczędnie, ale jednocześnie na jakimś standardzie. Nie mam już kogo się spytać np. jak zdecydowałam się, że pojadę z kimś za granicę na kilka dni. To nie pytam się już jak dawniej - babciu, co o tym sądzisz, to będzie tyle kosztowało, czy nie za dużo, jest okej?

 

Sama podejmuję decyzję, biorę za nie odpowiedzialność. Podejmuję też decyzję, które wpływają nawet na to jak się odżywiam czy dbam o siebie.

Sama definiuję granice swojej niezależności, na co się zgadzam a na co nie.

Sama załatwiam wszystkie sprawy i nie mam już kogo się spytać, gdy czegoś nie wiem, albo mam wątpliwości.

 

Mimo że dorosła jestem już od 6 lat z hakiem, to teraz jest to już inny wymiar dorosłości.

Owszem już te parę lat temu mogłam decydować o sobie, czy o swojej przyszłości, albo o tym z kim się spotykam, dokąd idę. Ale teraz jest to jeszcze głębszy etap dorosłości, samodzielności, siły w samej sobie.

 

I ma to swoje zalety. Uczy życia. I brania odpowiedzialności za siebie.

 

fajnie, ze sobie radzisz :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

shira123, dziękuję :) dziwna trochę ta Twoja lekarka, że nie chce Ci dać hydroksyzyny jak tego potrzebujesz, tym bardziej, że ten lek nie uzależnia, ja go bez problemu dostaje, nawet od rodzinnego. Ale z tą pregabaliną, to tu ona może mieć rację, że tak zareagowała i myślę, że powinnaś próbować stosować się do jej zaleceń. A jak nie chcesz... to przynajmniej ukrywać się z tym... wiem, że to nie jest super rada, ale mam parę lat doswiadczenia z psychiatrami i oni nie lubią jak się tak ot odstawia leki, bez ich zalecenia, albo samemu zmienia dawki, czy leki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heledore, również dziękuję. Jakoś sobie radzę, poza tym, że magisterka idzie kiepsko, a wszystko szło naprawdę nieźle wcześniej, ale dużo spraw na głowie, problemy ze skupieniem się i weną. I boję się, że nie zdążę napisać do końca maja :(

 

przykro mi, że źle się czujesz :( ale mam nadzieję, że to tylko taki gorszy dzień.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak tam u was, dziewczynki?

 

ja spokojna,ale ogarnela mnie pustka,malo co mnie cieszy.

siostra zakochana, kolezanki tez, tylko nie ja....smutno

do tego wczoraj dostalam mandat w pociagu 170 zl...bylam wsciekla na siebie,zaczelam sie

troche szczypac ale szybko mi przeszlo, jakos to bedzie.

 

aktualna moja fobia jest strach przed rakiem bo mam jakies dziwne silne bole...zreszta

ta fobie mam od llat...

 

aktualnie koresponduje z kilkoma facetami z netu.

 

poza tym mialam egzamin i niezle mi poszlo :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pytała z czym przychodzę, dlaczego przychodzę, czym się zajmuję, o relacje z rodziną, o to co chciałabym zmienić, czy widzę jakieś nieprawidłowości w swoim zachowaniu, o historię leczenia... itd. Trochę zamierzchłych spraw. Powiedziała też, że nie naprawi mojej przeszłości ani nie zmieni tego, co mnie spotyka. Z tym, że ja zdaję sobie z tego sprawę. Pytała też jak sobie wyobrażam terapię, co chcę przez nią osiągnąć, kazała opisać siebie. Z tym, że nie wiem czego tak naprawdę chcę. I nie wiem jak będzie wyglądała terapia. Wiem tylko, że to praca nad sobą. I że wcale może nie być łatwo. I... nie umiałam wcale opisać siebie. Nic nie przyszło mi do głowy. I to dlatego jestem nastawiona sceptycznie... Przez samą mnie.

 

powodzenia! mysle ze czeka cie dluga i trudna terapia ale przeciez chcesz zmienic swoje zycie,prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heledore, również życzę Ci powodzenia na terapii! Tym bardziej, że to chyba Twoja pierwsza? Trochę Ci zajmie opowiadanie o sobie i o historii życia. Czy terapia pomaga to ja nie wiem. Mi chyba średnio, bo dalej jestem jaka jestem, dalej mam te same lęki czy chwiejność emocjonalną, ale pomaga spojrzeć na pewne rzeczy z perspektywy czy coś uświadomić sobie. Mi tam mój psychiatra zawsze mówi, że przy problemach z osobowością, to głównie terapia wskazana.

 

Ja sama wczoraj powiedziałam, że faktycznie nawet moje lęki to problem bardziej osobowości, bo biorę leki, różne próbowałam i one zmniejszają objawy, ale nie sprawią, że przestanę się całkiem bać, czy że wyeliminuję chwiejność. Więc mam to mocno wgryzione w osobowość. Ale też opowiadając o sobie czy o tym jaka byłam kiedyś, widzę że dużo się jednak zmieniło na plus na przestrzeni lat. To jakoś tam pociesza mnie, ale dużo jeszcze mam do pozbycia się i nie wiem czy jestem w stanie tego się pozbyć i tez nie jestem w stanie powiedzieć jaka będę za parę lat, jakoś nie umiem sobie wyobrazić siebie całkiem zdrowej, niezaburzonej.

 

 

shira123, też mam fobie przed rakiem i ogólnie przed innymi poważnymi, nieuleczalnymi chorobami... Fajnie, że piszesz z facetami, wiesz, na każdego przyjdzie czas i trzeba też samej się postarać właśnie kogoś poszukać ;) ja gdyby nie internet, to bym nigdy nikogo nie miała.

 

 

Ostatnio trochę pustkę czuję, trochę zniechęcenie do wielu rzeczy. Wiele tego, co mnie cieszy jest takie płaskie. Mniej mi się chce, wiele rzeczy nudzi. Wczoraj przed snem płakałam, bo myślałam sobie jakie to życie jest pozbawione sensu, skoro i tak każdy musi umrzeć... Po co się starać, wysiłkować, skoro i tak jesteśmy ze śmiercią na równi wszyscy :?

Zazdroszczę ludziom, którzy nie mają takich rozkmin, po prostu sobie żyją do przodu, nie zastanawiają się nad sensem tego wszystkiego, pracują, bawią się, cieszą i nie myślą, że co będzie na starość, że to wszystko przyjdzie im zostawić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lukrowana tez mam podobnie...

 

pytanie egzystencjalne-o sens zycia...

 

z jednej strony jestem wierzaca, z drugiej..dlaczego niby Bog pozwala na cierpienie tylu ludzi

 

ostatnio uczylam sie o borderline na studia i chyba powoli wychodze z tego

 

nie mam juz chwiejnego obrazu siebie,nie boje sie odrzucenia, tylko ta pustka czesto jeszcze we mnie siedzi-jakby paraliz

emocjonalny

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dokladnie.

ucze sie wlsnie o tym

 

to jest mix- i geny, i srodowisko-rodzice i nasza wlasna wrazliwosc,sposob odbierania rzeczywistosci

 

kolega z borderem prosi mnie o ''pomoc psychologiczna''

 

mam spotkac sie z facetem ktory tez potrzebuje pomocy.

 

hmmm,ja uwielbiam pomagac . ale kurcze jestem dopiero na 2 roku psychologii...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że to nie jest taka prosta i jednoznaczna odpowiedź. Są różne przypadki bordera. Są osoby, które nawet z powodzeniem potrafią sobie radzić po czasie bez leków a będąc na samej terapii. Ale są też bardziej złożone przypadki, gdzie wchodzą w grę inne zaburzenia prócz borderline. Np.u mnie wiele lat była nawracająca depresja a do teraz jest silna nerwica z somatyzacją, gdzie bez leków typu ssri czy snri objawy fizyczne nerwicy szybko uniemożliwiają mi normalne funkcjonowanie.

A jeśli ktoś np.ma "tylko" problemy z typowymi objawami borderowymi, to poprzez długą pracę nad sobą może jakoś trzymać się w ryzach. Choć pewne tendencje mogą wracać w trudnych chwilach.

 

Ja za czasów licealnych gdy mialam największą depresję i myśli i próby s.to cięłam się często, żeby odreagować złość i trudne sytuacje. Po latach udało mi się z tego wyjść, ale w ciągu ostatnich kilku lat zdarzyło mi się parę razy samookaleczyć. Ale też zmieniałam sposoby autodestrukcji na inne, powiedzmy mniej "zaburzone".

I choć od ostatniej próby s.minęło już parę lat to w ciężkich chwilach miewam myśli - najchętniej bym się zabiła, jakieś fantazje o tym czy np wbiegnę na ulicę bo a nuż mnie coś przejedzie.

 

Same artykuły o borderze jakieś super optymistyczne nie są jeśli chodzi o długość leczenia.

Ale pracując nad sobą i lecząc się można wiele zdziałać.

Czy tyle, żeby być całkiem zdrowym i móc żyć bez leków? To zależy od osoby, przeszłości, wsparcia u innych i też genów.

 

Się rozpisałam. Ale miałam zły dzień, taki typowo chwiejny-borderowy. I ogólnie ostatnio trochę lęki. Więc u mnie mimo brania leków też bywają chwile że nie wiem co ma sens i jak dalej żyć.

 

 

Shira, wiesz musisz być moim zdaniem ostrożna jeszcze w takim pomaganiu innym. Co innego wesprzeć kogoś w trudnych chwilach, pokazać jakie są formy pomocy a co innego próbować jakoś terapeutyzować czy coś. Jednak psychologowie kształcą się parę lat, po studiach szkolenia czy szkoły terapeutyczne. I tam też pewnie uczą się wielu technik. I też tego, żeby zachować empatię, ale nie brać tego aż tak dosłownie do siebie z czego ktoś się zwierza, żeby też nie miało na nas złego wpływu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tak naprawdę nie mam kogo liczyć i nie liczę się dla nikogo... Rodziców nie obchodzę, reszty rodziny nie mam już.

Zmarła jedyna osoba, której zależało na mnie.

Mam tylko związek, który nie jest idealny, i który dziś jest, a jutro może go nie być, bo wiecie jak to jest ze związkami. Kłótnia, zdrada czy coś i już nie ma człowieka. Mam kilka koleżanek, ale każda zajęta swoim życiem i facetami, co jest wiadome.

 

I nie mam tak naprawdę nikogo. To dopiero jest jechana pustka, jak wracam do pustego domu i wiem, że nikt nie zadzwoni, nie zainteresuje się jak się czuję. Na fejsie też sam z siebie rzadko kto napisze. I nie znaczę tak naprawdę dla nikogo nic. Mogłabym umrzeć i tyle. Tak naprawdę nie mam dla kogo żyć. Dla samej siebie? Pfff, tej osoby, która od prawie 9 lat się leczy i końca nie widać? Która ciągle ma jakieś lęki? Dziwię się sobie po latach, że kiedyś dużo łatwiej było mi podejmować jakieś próby s. czy być bliskiej tego, a teraz już mnie śmierć przeraża. Niby chcę żyć, ale mogę to życie zmarnować, przeżyć źle, samotna i ciągle narzekająca na swój los. Więc dziwi mnie czasami po co ja w ogóle mam odwagę żyć. Dla kogo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lukrowana,

 

bardzo smutne jest to co piszesz...

 

a nie myslalas przygarnac psa czy kota ze schroniska? zwierzaki sa kochane i bardzo wdzieczne, mialabys do kogo wracac...

 

mozesz tez zaangazowac sie w wolontariat, np.odwiedzac starsze osoby, ja w ten sposob zaprzyjaznilam sie z pewna staruszka, ktora stala sie jak moja przyszywana babcia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

o zwierzaku jakimś przez chwilę myślałam, ale tylko chwilę, bo jak ja nigdy nie miałam żadnego, to mogłoby mi być ciężko na początku ogarnąć jak trzeba dbać o zwierzę, poza tym każde zwierze jest kosztowne no i np. często wyjeżdżam do domu chłopaka na weekend i nie wiem czy oni by mi tak o pozwalali kota czy psa przywozić, albo jakbym wyjechała gdzieś na wakacje, to niekoniecznie bym mogła.

Wiem, że zwierzęta są kochane, ale też są jakimś utrudnieniem, jak np idę na uczelnie czy szłabym do pracy na 8 godzin to tak miałby sam być?

 

o wolontariacie ze starszymi osobami też myślałam... póki co nie mam wiele czasu ze względu na magisterkę, ale pomyślę potem o tym

ciężko u mnie jest z jakimikolwiek zmianami, ciężko mi się odważyć na coś nowego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

o zwierzaku jakimś przez chwilę myślałam, ale tylko chwilę, bo jak ja nigdy nie miałam żadnego, to mogłoby mi być ciężko na początku ogarnąć jak trzeba dbać o zwierzę, poza tym każde zwierze jest kosztowne no i np. często wyjeżdżam do domu chłopaka na weekend i nie wiem czy oni by mi tak o pozwalali kota czy psa przywozić, albo jakbym wyjechała gdzieś na wakacje, to niekoniecznie bym mogła.

Wiem, że zwierzęta są kochane, ale też są jakimś utrudnieniem, jak np idę na uczelnie czy szłabym do pracy na 8 godzin to tak miałby sam być?

 

o wolontariacie ze starszymi osobami też myślałam... póki co nie mam wiele czasu ze względu na magisterkę, ale pomyślę potem o tym

ciężko u mnie jest z jakimikolwiek zmianami, ciężko mi się odważyć na coś nowego.

 

wiem lukrowana, ja tez tak mam...ale sie przelamuje.

 

teraz czeka mnie kilka stresow pod rzad

-jutro spotkanie z facetem, pojutrze wyklad przed grupa ludzi, w srode lekarz,boje sie wynikow

 

a moja kochana 15 letnia kotka odchodzi...maeczy sie...musze jechac na uspienie...

 

juz dzis nie moglam spac..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heledore, mnie gdyby nie leki, to już dawno by tu nie było... Jak nie odstawiam antydepresantów, tylko biorę je cały czas, to nie wraca mi depresja, jedynie właśnie utrzymują się te borderowe wahania nastroju.

 

A moja magisterka o dziwo w porządku ;) Teraz jak mam wolne, to dużo piszę, więcej niż planowałam. Dzięki temu na pewno skończę do końca maja :) A u Ciebie coś lepiej idzie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×