Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Nie do końca, bo mam wrażenie że ucieka coraz częściej przede mną. Nie wiem jak to jest z wami facetami, być może zabawki wam się nudzą, być może potrzebujecie oddechu

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 8:57 am ]

Nie do końca, bo mam wrażenie że ucieka coraz częściej przede mną. Nie wiem jak to jest z wami facetami, być może zabawki wam się nudzą, być może potrzebujecie oddechu. A.... gdybym miała z kim pogadać to by mnie tutaj nie było

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To prawda, nie zrozumie. Jednak jedyną osobą zdolną rozwiązać ten problem jesteś Ty sama... niestety problem z nami polega na tym że jesteśmy niezdolni do rozwiazania swych problemów a zarazem jesteśmy jedynymi którzy to mogą zrobić.

 

Za wiele Ci nie pomogę sam nie potrafię sobie pomóc.. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja staram się jakoś trzymać. Kilka miesięcy terapii, kilka miesięcy brania leków - nikomu nie życzę takiego horroru. Dlatego walczę, bo nie chcę tego powtarzać, ale jak widać każda najdrobniejsza rzecz wyprowadza mnie z równowagi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

By zapomnieć o przeszłości i takich pierdołach przydatna jest psychoterapia. A i miłość nie jest najważniejszą rzeczą. Od dziecka nam się to wmawia a my w to wierzymy. Nie zgadzam się z tym o czym tu mówicie. Korzystałam z pomocy psychologa. Ale wszystko mam poukładane. Żadnych traumatycznych przeżyć, złych nawyków. Wszystko, a przynajmniej większa część siedzi w hormonach. Niezależnie od sytuacji, ja czuję się tak samo. Nawet nie mam większych problemów ze sobą. Jedyną przeszkodą jest zniechęcenie, ból, brak życia wewnętrznego. Totalne zniszczenie duszy. Wiem, że nie naprawiła by tego żadna miłość, żaden sukces, żadne osiągnięcia ani korzystne sytuacje. Jedynie leki są moją podporą, bez nich bym padła. Ale może to być również kwestia tego, że depresja się zaczęła bez żadnej przyczyny. Prawdopodobnie jak mówi lekarz endogenna. Inaczej wszystko wygląda, gdy przeżyło się jakieś okropne zdarzenie bądź straciło kogoś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam powracającą depresję od 3 lat. Miałam chwile przerwy, jakieś pół roku wszystko było w normie. Teraz jestem bardzo nerwowa, drażni mnie wszystko. Ciągle jestem poddenerwowana, zmęczona, nie mogę sobie znaleść miejsca.

Przeprowadziłam się ponad półtora roku temu do Poznania.

Nie mam przyjaciół.

Mam nieciekawą sytuację rodzinną. Jestem w związku z kimś kto ma 5-letniego rozpieszczonego do granic mozliwości syna. Dodatkowo Matka mojego faceta mnie nienawidzi i robi wszystko żeby się mnie pozbyć z rodziny. Przed świętami chciała mnie wyrzucić z naszego domu pod nieobecność mojego faceta. Nie będę pisac co mówiła do mnie i jak się czułam taka atakowana. Ta kobieta mowi i robi wszystko żeby mi utruć życie i żebyśmy się rozstali z jej synem.Oczywiscie wyparła sie wszystkiego i zrzucila wine na mnie. Jestem wariatką w oczach całej rodzinki.

Moj przyszły mąż miał zonę, która umarła, mieszkaliśmy w bliżniaku obok matki tej jego 1 żony. Teraz sie przeprowadziliśmy, ale ona coraz bardzie nas nienawidzi niszczy nas psychicznie.

Chce mojemu facetowi odebrac dziecko ktore ma z 1malzenstwa. ona zrobi wszystko zeby go zabrac, po trupach do celu.

 

Ja juz nie mam siły. Sąd nam nie wierzy, jestesmy zaszczuci i ciągle atakowani. Wytocze tesciowej sprawe w sądzie, ale nie wiem czy to cos da, martwi mnie moj stan psychiczny, nie moge spac, skupić sie na niczym, jestem wyczerpana psychicznie. Mam mysli samobójcze, nie widze sensu zycia.

Najgorsze jest to ze nie mam zadnego oparcia w nikim, najchetniej bym uciekla i schowala sie gdzies jak najdalej stąd.

Ile mozna wytrzymać.. ciągle ataki i zarzuty... kłamstwa i oszczerstwa.

 

Podali mojego faceta do sądu. Obie babcie chcą mu zabrać dziecko. ograniczyc kontakty i prawa rodzicielskie.

To bylo do przewidzenia, dawno sie tego spodziewaliśmy.

To jakiś koszmar. Dlaczego sąd nie widzi ze one kłamią i manipuluja.

A dziecko po wizytach u babci placze ze go ciągle wypytuje o wszystko.

 

W sądzie obie zenznają przeciwko mnie. jestem w oczach sądu psychicznie chora, wykanczam dziecko i rodziny.

 

Ja mam ciągłe lęki, jestem nerwowa, straciłam chęć do życia, spadła mi samoocena. Nie chce mi se życ.

Nie mam ochoty na nic, zawaliłam sesję na uczelni, jak dziekan nie zgodzi sie zeby mi ją przedłużyc, to strace studia.

 

I wciąż zadaję sobie pytanie co zrobiłam takiego że cała rodzina mojego faceta aż tak bardzo mnie nienawidzi. i mnie obwinia o wszystko.

wyglada na to ze chca nam zabrac małego.

 

niech mi ktos pomoze blagam!!!!!!!!!!!

 

 

umówiłam sie właśnie do Lek.med. Michała Michałowskiego na jutro na 11.30

:( ja juz nie wiem co ja mam robic.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli chce się bawić w jakieś terapie. Ja nie chcę już spotykać na swojej drodze ludzi (lekarzy), którzy udają, że interesuje ich to co czuję. Każdy z moich lekarzy to była jakaś porażka. Walczę, dżejem, walczę, i będę walczyć dopóki starczy sił, ale wiem, że nigdy nie będę tak bardzo szczęśliwa jak chciałabym być.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisałam już o tym w innym temacie, ale widze,że tutaj jest jęczarnia, więc najłatwiej się wyżalić, więcej osób tu zagląda, może ktoś ma podobne problemy a radzi sobie, więc postanowiłam,że przekopiuje to co napisałam pare dni temu

 

Właśnie doszłam do wniosku,że chyba już zawsze będę mieć depresje, to tkwi tak głęboko we mnie, że chyba nigdy cholerstwo nie wyjdzie..zrozumiałam jednak dlaczego tak się dzieję!!! Ja się nie użalam nad sobą , ja poprostu siebie potępiam!!! Tak właśnie dobrze czytacie, oczy Was nie mylą potępiam siebie..Nie dlatego,że zrobiłam coś złego czy kogoś skrzywdziłam, bo do tej pory tak myslałam i próbowałam zrozumieć kogo skrzywdziłam, na początku przychodziły mi do głowy różne rzeczy,że moją ex przyjaciółkę, bo ona tak twierdziła.. Teraz wiem,że tak naprawdę nikomu nic złego nie zrobiłam, a moje myśli,że tak było wzięły się stąd,że byłam odrzucana i dlatego myślałam,że kogoś skrzywdziłam.. w dzieciństwie byłam odrzucona przez ojca, bo pił i tak jakby go nie było, nie był dla nie wzorem, oparciem, którgo potrzebuje dziecko..Mama przez to,że ojciec pił zamiast przelać na nas swoją miłość, przelała na nas tzn. na mnie i na brata złość na ojca i odrzuciła nas, zaczęła wybywać coraz częściej z domu, uciekała w marketing, z którego ia tak nigdy nic nie wychodziło, chociaż jej koleżanki dorabiały się kupe kasy, jej nie wychodziło, bo ojciec ciągle gadał,że się nie nadaje,że z tego pieniędzy się nie da zarobić,że trzeba sobie na pieniądze ciężko zapracować..ciągłe kłotnie , awantury itd..przez obopólne odrzucenie rodziców czułam się gorsza od rówieśników, nie miałam przyjaciół, tylko koleżanki i zawsze było tak,że było nas 3, dwie przyjaciółki i ja tam gdzieś z boku..byłam potwornie nieśmiała i dlatego rówiesnicy mnie nie lubili, często w podstawówce byłam wyśmiewana przez kolegów z klasy, przez to,że mało mówiłam, byłam gdzieś z boku dokuczano mi, gdzieś tak któryś z kolegów z klasy mnie kopnął albo opluł..moją samoocenę podnosił mi trochę o rok starszy kuzyn, tylko mieszkał daleko i rzadko się widywaliśmy, ale był dla mnie przyjacielem, razem dużo szalonych chwil przeżyliśmy..teraz mi go strasznie brakuje, jego rodzice się rozwiedli i on zaczął mieć problemy, uciekać z domu, pić w wieku 14 lat, potem doszły narkotyki.. a jak się w ciągnął w jakieś kleje to już było po nim, w ogóle nie mogłam do niego dotrzeć..teraz nie widziałam go już ze 3 lata, jego mama nawet nie wie co się z nim dzieje, bo nie mieszka w domu, co jakiś czas dostaje jakieś wiadomości od ludzi,że gdzies tam go widzieli czyli żyje nie zaćpał się jeszcze..A więc straciłam kolejną osobę..pod koniec 8 klasy podstawówki zaczęłam się kumplować z moją ex przyjaciółką.. ona pokazała mi życie, wierzyła we mnie i ciągle mnie gdzieś pchała,żebym się pozbyła swojej nieśmiałaości, stała się dla mnie najważniejszą osobą, dzięki niej zaczęłam normalnie żyć, nikt już mi nie ubliżał, koledzy z klasy byli dla mnie mili..z Edytą byłyśmy jak papużyki nierozłączki, ciągle razem , w szkole, po szkole, albo ja u niej albo ona u mnie..była dla mnie wszystkim.. podbudowała moją samoocenę, dalej byłam troszeczkę nieśmiała, ale już nie tak..zaczęły się pierwsze spotkania z chłopakami..moją pierwszą miłością był przyjaciel mojego kuzyna w/w miałam wtedy chyba 14 lat, ale to była tylko wakacyjana miłość..potem z Edytą ciągle gdzieś jeździłyśmy na stopa, poznawałyśmy mnóstwo ludzi, jednak dla siebie byłyśmy najważniejsze, chłopacy wiadomo się zmieniali.. w wieku 16 lat byłam z chłopakiem chyba z 5 tygodni, który mnie cholernie skrzywdził, po 5 tygodniach gdy nie chciałam się z nim przespać próbował mnie zgwałcić, jednak wyrwałam mu się i uciekłam z jego domu..teraz siedzi z tego co wiem za narkotyki i dobrze mu tak sk**wielowi..potem już nie chciałam mieć faceta, bo miałam uraz, ale jednak rok później zakochałam się i byłam z chłopakiem niecały rok, Edyta była z jego kolegą i jest do tej pory tj. 7 lat, z tym chłopakiem się rozstaliśmy dlatego,że gdy zakochanie pękło nie miałam już z nim o czym rozmawiać, był poprostu nudny..rozstanie było z mojej winy, jednak później zatęskniłam za nim i jakieś 3 miesiące po był woodstok na który pojechałam z ekipą z jego miasta i był tam też on, tam odwalił mi niezły numer, łaził za mną tak,że aż w koncu wyszło tak,że byliśmy ze sobą 2 dni, po czym przyjechała jego dziewczyna, o której oczywiście wcześniej nic nie wiedziłam, niezły numer mi wyciął, zresztą jej też i gdyby mnie nie wkurzała powiedziałabym jej jakiego wiernego ma chłopaka..poczułam się jak idjotka przy znajomych, jednak nawet jego znajomi staneli po mojej stronie, co nie znaczy,że mnie to nie bolało co zrobił.. długi teks więc pewno go nie przeczytaćie, ale przynajmniej się wygadam

 

 

Cały czas jednak miałam chociaż przyjaciółkę, której się mogłam zwierzyć, ze wszystkich boleści.. następną miłością był obecny do tej pory Damian, a nie jeszcze był po drodze Piotrek pedagog, który po 2 miesiącach stwierdził,że on nie dorósł do tego,żeby się z kimś wiązać na stałe(miał 24 lata, ja 1, ale chyba do tej pory nie dorósł, bo jest sam i nie miał już po mnie rzadnej dziewczyny..oczywiście też mnie poważnie zranił, bo byłam w nim zakochana po uszy, jednak takich numerów jak poprzedni mi nie wyciął, choć też rostanie bolało..buu..Potem poznałam Damiana, w którym przez pół roku w ogóle nie byłam zakochana, chyba ze strachu przed zranieniem, ale dobrze mi z nim było.. Następną stratą była Edyta, wszystko sie zaczęło pieprzyć, bo ja poszłam na studia, ona nie, bo jej nie było stać.. na studiach poznałam świetne osoby , z którymi mieszkałam, a z Edytą ciągle były kłótnie, ciągłe wypominanie,że przyjeżdżam co 2 tygodnie i na weekend jak mnie nie ma to Damian u mnie jest, a nie ona, ale to przecież chyba normalne, zwłaśzcza,że zakochałam się w nim po wspomnianym pół roku po uszy.. I tak straciłam najważniejszą przez kupe lat dla mnie osobę, ona odrzuciła mnie w końcu, na spotkaniach z nią miałam wrażenie,że ona w ogóle nie chce,żebym przychodziła, nie było tak jak dawniej, przestałyśmy mieć ze sobą o czym rozmawiać, bo ona ciągle gadała,że jest jej smutno,że ona tu ma tylko chłopaka a ja szaleje w najlepsze, ciągle sobie imprezuje, mam mnóstwo nowych znajomych, albo nie mówiła nic, obrażając się..w końcu nie wiedziałam, czy mam jej opowiadać o czymś co się fajnego wydarzyło, skoro ona miała pretensje i tak się znaomość posypała, próbowłam ją ratować, ze względu na to co razem przeżyłyśmy, ale Edyta jakby za szybko dorosła, zrobiła się tak strasznie poważna i ciągle odrzucała mnie, czułam,że w ogóle jej nie zależy,żeby to naprawiać, a więc kolejne, nie wiem już które przeżyłam odrzucenie.. po roku studiów wpadłam w głęboką depresję, zaczęłam siebie potępiać, wydawało mi się,że może swoje koleżanki ze studiów też krzywdze tak jak Edytę, bo wszystko mi się zaczęło układać, im nie koniecznie..miałam prawie same 5 na studiach, miałam chłopaka..one problemy na uczelni, problemy z chłopakami

 

 

i zaczęło się, zaczęłam myśleć,że to moja wina,że one mają nie raz doły też przeze mnie, bo mi się uklada, a im nie..przez depresje zaczęłam mieć problemy na uczelni, większy stres związany z każdym egzaminem, doszło do tego,że zaczęłam mieć bezsenność, zaczęłam się użalać nad sobą, żeby pokazać,że wcale nie mam tak dobrze,zeby mi dziewczyny nie zazdrościły, ciągle miałam doła, do egzaminów musiałam się uczyć 3 razy więcej, bo w ogóle nic mi do głowy nie wchodziło, z Damianem zaczęłam się ciągle kłócić, zaczynałam podcinać sobie żyły, nienawidziłam siebie

 

Miałam podcięte żyły w 4 miejscach, po półtora roku studiów wzięłam urlop zdrowtny, bo dalej nie byłam w stanie się uczyć.. chciałam umrzeć, chciałam,żeby mi się coś stało..ostatni raz podcinając sobie żyły napisałam list pożegnalny, cały był zalany krwią, bo pisałam go gdy krew się sączyła z żył, potem nażarłam się tabletek uspokajających i wyszłam z domu, chciałam,żeby ktoś znalazł ten list i zauważył,że jest ze mną źle i pomógł mi, bałam się zabić, bałam się śmierci, życia po śmierci, piekła..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale wiem, że nigdy nie będę tak bardzo szczęśliwa jak chciałabym być.

wydaje mi się że to bardzo złe podejście. Mam nadzieję że tylko w chwilach zwątpienia tak myślisz. Pomyśl pozytywnie - skoro walczysz to w końcu wygrasz i będziesz taka szczęśliwa jak chcesz być. Miej nadzieję na cały sukces - a nie na jakąś cząstkę - chociaż dobre i to (na początek ;) )

A z tymi lekarzami to doskonale Cię rozumiem. Jak sobie pomyślę że znów mnie to czeka - to tłumaczenie każdemu z osobna co i jak i o co mi chodzi. A oni są tacy obojętni. ehh Ale jak trzeba to trzeba. Trzymaj się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pink nie wolno Ci tak myślec wiem ze latwo nie jest tez jakoś tak mam że z gory zakłądam porazke ale ja chyba zawsze miałam sporo pesymizmu w sobie zupełnie nie wiem dlaczego. Staram się wierzyć i myślec ze jednak będe bo zasluguje na to staram się choć naprawde te cięzkie ołowiane chmury jeszcze wracają jak zaczynam za duzo myślec o tym co będzie dalej o ukladaniu wszystkiego od nowa :? ale wierze ze i to się kiedyś skonczy bo jak mowią nic nie trwa wiecznie i jeszcze kiedyś ktoś mi powiedział tak trochę z humorem ze nic w przyrodzie nie ginie :smile:

musze jak Ty strarac się codziennie myślec ze bedzie wszystko oki ze i mnie to szczęscie odnajdzie Tez nie przestawaj wierzyć ze bedzie w twoim zyciu dobrze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak wiem,że to nie w takim kontekście..ciężko zaakceptować swoją przeszłość, swoją chorobę,żeby się chociaż wiedziało,że to niedługo się skończy..ja jeszcze obsesyjnie analizuje to co myślą o mnie inni i to jest najbardziej uciążliwe, bo nic innego nie mysle, tylko,że myślą o mnie źle

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 1:01 pm ]

i tylko sobie tłumacze,że tak naprawde nigdy nie dowiem się co tak naprawde ludzie o mnie myślą i że nie ma sensu myśleć,że źle myślą, po co się nad tym zastanawiać?

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 1:06 pm ]

i jak ja mam zapomnieć, patrze właśnie w okno i widze moją ex przyjaciólkę, która mnie tak strasznie skrzywdziła, jak bawi się ze swoim małym synkiem na placu zabaw

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam wszystkim za te pokrzepiające słowa, za to, że jesteście, za to, że rozumiecie. Mojej rodzinie wydaje się, że depresja to choroba jak grypa. Kilka tabletek i przejdzie, a później wszystko powinno wrócić wg nich do normy. Może by i wróciło gdyby nie ta otchłań w duszy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

.ja jeszcze obsesyjnie analizuje to co myślą o mnie inni i to jest najbardziej uciążliwe, bo nic innego nie mysle, tylko,że myślą o mnie źle

no - mam to samo. Nie wiem skąd się wzięło ale ciężko się pozbyć takiego myślenia. Nawet raz się pozbłam na jakiś czas ale krótko. Ja to przez to prawie nie wychodzę z domu, bo boję się spotkać moich "znajomych", bo z tego co wiem, to oni wszyscy wiedzą o mnie więcej niż ja sama. jakim cudem to nie wiem. Dlatego miło by było zapomnieć o przeszłości, bo wtedy bym ich też nie pamiętała i miałabym gdzieś co sobie o mnie myślą.

po co się nad tym zastanawiać?

no własnie ja też nie wiem. :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to bym nie stukała teraz w klawiaturę, a zamiast tego już dawno sama zakopała się pod ziemię.

no ja nawet byłam na tym etapie. Z tej obawy nawet nie stukałam w klawiaturę. Takie "halo". no - tylko nie zakopałam się pod ziemię. chociaż gdyby nie to że się ocknęłam, że sama siebie oszukuję to może i do tego by doszło. :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zrob tak:

1. napisz podanie do dziekana o przedluzenie sesji/dodatkowe terminy i umiesc jako uzasadnienie problemow na studiach to co nam opisalas

 

dziekan tez czlowiek i ten argument go na 100% przekona

 

2. idz na policje, do dzielnicowego i zasiegnij porady co mozesz zrobic i cz mozesz zalozyc tzw niebieska karte odnoszaca sie do przemocy w rodzinie albo jakis inny dokument, niebieska karte bedzie mogl zalozyc raczej twoj chlopak

 

dostaniesz zatem darmowa pomoc prawnicza bo musisz wiedziec ze wyzwiska i oszczerstwa to jest tzw. przemoc psychologiczna ktora jest karalna

 

3. jesli prawnik uzna ze mozna, to wytoczysz proces tym kobietom o znecanie sie psychiczne, mozna wziac darmowego adwokata z urzedu i jak to sie wszystko robi doradzi ci juz dzielnicowy/ prawnicy z organizacji przedziwdzialajacych przemocy w rodzinie

 

 

ale najwazniejsze zebys zadbala teraz o swoje zdrowie psychiczne, najlepeij wyjedz na tygodniowy urlop, jak najwiecej sie ruszaj, odyzwiaj sie regularnie, lekko i prawidlowo, pij witaminy

 

nie zajmuj sie wszystkim na raz tylko najpierw dokladnie rozplanuj kolejnosc waznosci spraw od najpilniejszych i je systematycznie rozwiazesz:P

 

uda ci sie:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znowu ponarzekam trochę (jak powiedział tow. Wysocki zanim popełnił samobójstwo: "Towarzysze! Nie strzelajcie!"). Chyba jestem pokręcony. Chcą mnie wysłać na urlop, a ja nie chce. Przeraża mnie dwutygodniowa perspektywa przebywania wyłącznie z samym sobą. Już teraz dwa dni wolnego, które mi przysługują to jakiś dramat. I tak nigdzie nie wyjadę, bo nie mam na tyle motywacji, robić też nie bardzo jest co, bo jedyne, na czym mogę się skoncentrować to praca. Co robić? Jak się wykręcić od przykrego obowiązku urlopowego? (pytanie retoryczne, bo i tak nikt mi na na nie odpowie). W sumie w porównaniu z prawdziwymi problemami niektórych z Was to jest nic, pisanie tu o takich rzeczach dla niektórych może być wręcz kpiną. Ja jednak mam z tym problem, jeden z licznych, nie do rozwiązania, niepoważny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ten świat jest beznadziejny :( przepraszam że znów zanudzam ale nie mam w nikim wsparcia, na nikogo nie mogę liczyć :( najpierw mój chłopak mnie tak potraktował a teraz rodzice mają wielkie wąty o wszystko i mówią jaka to ja beznadziejna jestem...ja już tak nie potrafię mam wszystkiego dosyć :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×