Skocz do zawartości
Nerwica.com

Życie przecieka przez palce...


VOYU

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, mam na imię Wojtek, przeczytałem już to forum od deski do deski, co jest nie lada wyczynem, zwłaszcza że z samym czytaniem też mam problemy ehh... kompletnie nie wiem od czego zacząć a widzę że nie ja jeden mam podobny problem, stąd obawa że nie uzyskam pomocy skoro jest nas aż tylu:( Chcialbym zaznaczyc ze moje problemy trwaja juz 5 lat (ja niedlugo koncze 24) a same ich korzenie biora sie pewnie z zamierzchlej przeszlosci jeszcze

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samo powitanie tutaj daje chyba wszystkim niezłego, pozytywnego kopa, co zdążyłem już zauważyć w trakcie "studiowania" wszelakich wątków heh :) Samo forum śledziłem naprawdę przynajmniej od końca 2008 roku, czytałem posty setek osób w wolnych chwilach, mądre, bardziej mądre, zrozumiałe i mniej zrozumiałe i chyba to też powodowało lęk... coż za ironia: lęk przed tym że sam nie będę mógł tak precyzyjnie przedstawić swoich uczuć, chociażby z niedoboru słownictwa (przynajmniej odczuwania jego niedoboru), a już całkiem kuriozalne jest to że przecież to forum jest dla mnie podobnych, więc nie wiem czego się obawiałem. Zdarzało się że miałem w planach "rejestrację" ale moje odwlekanie przeciągało się z godzin na lata jak widać no i też mieszało się z odczuwaniem bezsensu co do tego posunięcia, tłumaczone odczuciem że nikt i nic mi nie pomoże. Z samego czytania zostało mi tyle, że mam świadomość tego iż to zrobiłem ("zjadłem" forum :pirate: ) ale ani nic nie pamiętam ani nie wyciągnąłem wniosków, zapewne rozmyślając nad własnym nieszczęściem, no ale do rzeczy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stąd obawa że nie uzyskam pomocy skoro jest nas aż tylu:(
No bo przecież to jest forum dla takich ludzi. Na tom polega pomoc, że mogą się wzajemnie wspierać i dzielić doświadczeniami, zachęcać do terapii, bo jednak forum jej nie zastąpi.

Rzeczywiście jest nas dużo.

przeczytałem już to forum od deski do deski
Ale masz zapał. Może depresja chce nam odebrać wielkiego naukowca?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samo powitanie tutaj daje chyba wszystkim niezłego, pozytywnego kopa, co zdążyłem już zauważyć w trakcie "studiowania" wszelakich wątków heh :)

Witaj na forum!

Samo forum śledziłem naprawdę przynajmniej od końca 2008 roku, czytałem posty setek osób w wolnych chwilach, mądre, bardziej mądre, zrozumiałe i mniej zrozumiałe i chyba to też powodowało lęk... coż za ironia: lęk przed tym że sam nie będę mógł tak precyzyjnie przedstawić swoich uczuć, chociażby z niedoboru słownictwa (przynajmniej odczuwania jego niedoboru), a już całkiem kuriozalne jest to że przecież to forum jest dla mnie podobnych, więc nie wiem czego się obawiałem.

Widocznie dojrzałeś do decyzji w tym momencie.

Może lęk i nieakceptacja swoich trudności wpłynęła na odwlekanie w czasie decyzji co do rejestracji.

Zdarzało się że miałem w planach "rejestrację" ale moje odwlekanie przeciągało się z godzin na lata jak widać no i też mieszało się z odczuwaniem bezsensu co do tego posunięcia, tłumaczone odczuciem że nikt i nic mi nie pomoże.

Nie można z góry zakładać, że jesteś spisany na straty.

Z samego czytania zostało mi tyle, że mam świadomość tego iż to zrobiłem ("zjadłem" forum :pirate: ) ale ani nic nie pamiętam ani nie wyciągnąłem wniosków, zapewne rozmyślając nad własnym nieszczęściem, no ale do rzeczy...

To forum o charakterze informacyjnym, a po diagnozę idzie się do specjalisty.

Tu wymieniamy się spostrzeżeniami, czasem doradzamy sobie wzajemnie. Być może bezpośrednia wymiana zdań sprawi, że dojrzejesz do decyzji, żeby jednak skorzystać z fachowej pomocy tj. psychiatry/psychoterapeuty.

A od samego rozmyślania o tym, jak bardzo jesteś nieszczęśliwy nic nie przyjdzie. Co najwyżej możesz pogłębić swoją frustrację.

Jeszcze raz witaj :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pierwsza trauma jaką pamiętam to krzyki przedszkolanki i przymuszanie do rysowania, pisania, malowania i innego bazgrolenia prawą ręką (do połowy lat 90-tych leworęczność uważano za upośledzenie). Podobno z „przeskoku” z jednej półkuli mózgu na drugą, bierze się jąkanie, o czym później. Moi rodzice zawsze byli stosunkowo nerwowi (ojciec jest bardziej, dużo duuuużo bardziej), do tego tata pił (przestał w sierpniu zeszłego roku). Mam dwie siostry (bliźniaczkę i 6 lat starszą) i odkąd pamięta zawsze rodzice bronili ich, nawet jeśli mojej winy nie było. Nasza rodzina w ogóle wyglądała i wygląda poniekąd nadal, jak grupa osób, którą łączy jedynie wspólny adres zamieszkania… Tata albo wracał późno z pracy, albo jeździł za swoimi sprawami i przyjemnościami, brakowało mi męskiego wzorca do naśladowania. Problemy zaczęły się w 3 klasie szkoły podstawowej. Przeprowadziliśmy się wtedy na drugi koniec miasta do własnego domu i wylądowałem w nowej szkole, gdzie poziom był niezmiernie niski a w klasach dominowały dzieci z rodzin patologicznych. Jak to w życiu bywa, kozła ofiarnego najłatwiej zrobić sobie z nowego. Kompletnie nie udawało mi się „wgryźć” w to towarzystwo, robiłem coraz większe psoty żeby im zaimponować, lecz nie przynosiło to skutku. Niejednokrotnie nawet rozmawiali „przeze mnie”, zupełnie jakbym był przezroczysty… Zacząłem się bardzo jąkać, co było przedmiotem drwin. Na WF-ie zawsze byłem wybierany do drużyny jako ostatni, a w czasie gry nikt nie podawał mi piłki, tak zacząłem stopniowo przestawać ćwiczyć, aż wreszcie nie zrobiłem tego już nigdy i tak zostało do końca edukacji szkolnej, tj. do matury… Potrzebę rywalizacji zaspokajałem (i do tej pory tak jest) grami komputerowymi i różnymi stawianymi przed sobą wyzwaniami, głównie w konstruowaniu czegoś, lecz i to zarzuciłem, bo samotność okazała się silniejsza. Jakoś pod koniec szkoły podstawowej moja starsza siostra zachorowała na schizofrenię (próbowała studiować na dwóch uczelniach i to ją chyba przerosło), znalazła się więc pod parasolem ochronnym rodziców a ja pozostałem bez szans na obronę. Najgorsze było to, że gdy próbowałem się zwierzać mamie, słyszałem żebym okazał litość i nie dorabiał Jej zmartwień. Gimnazjum przebrnęło w zasadzie w niezmienionym składzie klasowym z podstawówki. Zostałem już dawno zaakceptowany, ale trzymałem z tymi nieśmiałymi, stąd nie kształtowałem od podstaw kontaktów międzyrówieśniczych (zwłaszcza z dziewczynami rzecz jasna). Od dziecka miałem nietuzinkową fantazję i zmysł artystyczny (modelarstwo, rysunki itp.), ale zawsze słyszałem od rodziców że zajmuję się pierdołami. Gdy nie chciałem robić czegoś co próbowała narzucić mi mama, to słyszałem że jestem tchórzem i się boję. Zaczęło w końcu faktycznie tak być. Nie chodziło o żadne obowiązki, tylko próbę zmiany zainteresowań, na te które by jej odpowiadały. W wyniku takiego splotu wydarzeń wylądowałem w liceum ogólnokształcącym, chociaż chciałem w technikum… Moje najgorsze 3 lata życia, o których nie chcę pamiętać. Przez pierwsze półrocze nie znałem nikogo, zacząłem palić papierosy i częstować nimi chłopaków ze starszych klas na przerwach, tak aby mieć jakichś znajomych. Na wszelkich wycieczkach zawsze wszystko zwiedzałem sam, odczuwałem ból, że nie ma przy mnie nikogo, z kim mógłbym podziwiać piękno, np. architektury jakiegoś miasta. Maturę jakoś tam zdałem, ucząc się zawsze na ostatnią chwilę, poświęcając setki godzin na zamartwianie się faktem że ona się zbliża, przy akompaniamencie krzyków rodziców, będących w teorii próbą zmobilizowania mnie do nauki. Po maturze zacząłem pracę na budowie, na czas „długich wakacji” i poznałem w międzyczasie moją pierwszą miłość. Problemy zaczęły się około połowy listopada 2007 na studiach w Toruniu (około 430 km od domu). Byłem całkowicie skołowany. Całe życie mnie kontrolowano a nagle wypuszczono „na wolność”… Ogółem, mówiąc potocznie nie ogarniałem tego wszystkiego, zbyt dużo rzeczy chciałem robić a nauka nie wchodziła mi kompletnie, gdyż zbyt wiele fascynacji było wkoło, wszystkim… tak poszedłem do psychiatry, przepisał mi leki (nazwy nie pamiętam). Było mi po nich fatalnie, szczególnie jak zdarzyło mi się nie wziąć, albo jak brałem po odstępie czasu, zresztą w trakcie brania też… pocenie, napady lęku, płaczu, paniki, taki bezwład. Myśli samobójcze owszem były, ale tylko na myślach się zawsze kończyło, nie potrafiłbym i nie w tym rzecz że się bałem, tylko po prostu myślałem o rodzinie itd. Podobnie gdy zacząłem brać te leki, to zaczęły się problemy w związku. Ciągle byłem okłamywany o najmniejsze głupoty, później także zdradzony. Widać było dla niej za rzadko że aż z Torunia przyjeżdżałem „tylko” co 10 dni (częste wyjazdy do domu stały się jedną z przyczyn oblania roku). Złożyło się następnie tak, że mój współlokator był wielkim degustatorem marihuany, więc jaranie zaczynało wchodzić w grę, trwało to ostatnie 4 miesiące pobytu i pod koniec dochodziło do jarania dzień w dzień i to dużych ilości (będąc jeszcze na lekach ;/). Pod koniec kwietnia stwierdziłem że trzeba stamtąd uciekać i tak też zrobiłem – zostawiłem szkołę i przestałem palić to ścierwo a leki odstawiłem sam miesiąc po powrocie, bo czułem się po nich okropnie… Jeszcze długo było źle, ale świat z koszmaru zamienił się po prostu w smutną rzeczywistość to już bez porównania lepsze. Lekarz w ogóle ze mną nie rozmawiał, pytał tylko czy jest lepiej, jeżeli było to zostawiał dawkę leku a jak mówiłem że gorzej to zwiększał i kazał wrócić za dwa tygodnie… W końcu brałem tak końską dawkę że to był szok, więc rzuciłem to leczenie i jeszcze bardziej mnie to załamało, st wierdziłem że już nikt i nic nie jest mi w stanie pomóc i może być tyko gorzej. Potrzebowałem wszak tylko rozmowy, ale na psychoterapię nie było pieniędzy, ani czasu… Prawie nigdy nie miałem go dla siebie, bo rodzice to pracoholicy, uważają że jak chociaż przez chwilę usiądę to jestem do niczego i wiecznie wynajdują mi nowe zajęcia, nie pozwalając mi stać się mężczyzną, odbierając możliwość decydowania za siebie… Moje kolejne związki aż do listopada 2010 roku, kończyły się przez ponuractwo i użalanie się nad sobą. Podobno jestem przystojny, inteligentny i wszystko inne super mam, choć w to nie wierzę, ale zawsze potrafiłem zainteresować osobę na której mi zależało , dopiero gdy znajomość była już tak rozwinięta że wystarczyło ją pielęgnować, wdzierało się we mnie zwątpienie że nie podołam, że rozczaruję, że zawiodę, a tym samym panika, co wychodziło na wierzch i zniechęcało do mojej osoby. Sam siebie zapewniałem że będzie źle, że i tak mnie zostawi… Nie chciałem pisać ani mówić złych rzeczy, wiedziałem że to się źle skończy, ale coś mnie popychało że MUSIAŁEM TO ZROBIĆ. Od listopada 2010 do kwietnia roku bierzącego byłem z dziewczyną, która ma borderline i to był koszmar, ale już po „problemie” , więc ominę ten epizod. Od miesiąca jestem w szczęśliwym związku, lecz zaczynają się ujawniać cechy, które wymieniłem wcześniej. Wątpię w siebie i Ona to odczuwa… Generalnie zostałem wychowany w przeświadczeniu, że nie mogę popełnić błędu. Jak podałem ojcu klucz o rozmiar za duży, to już słyszałem że musi to zrobić sam, bo ja się do niczego nie nadaję it… Cholerny perfekcjonizm. Opiszę teraz co czuję aż po dziś dzień:

 

-- 19 wrz 2012, 23:14 --

 

*Monika*,

 

-- 21 wrz 2012, 09:54 --

 

slow motion, Hej ;*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

VOYU, Raczej tu bym polecił psychoterapię, zwłaszcza że leki jak dotąd jakoś ci nie leżą (czasami tylko początki brania bywają ciężkie, a czasami po prostu ktoś źle na nie reaguje). Wydaje się że przeszłość ciągle w tobie żyje i pracuje, a chyba masz "nerwicorodne" doświadczenia. Pracujesz teraz? Nie wiem dlaczego ci psychiatrzy tak często przypisują tylko leki i dowidzenia. Może zapytaj następnym razem o psychoterapię. Prywatnie trochę kosztuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od kwietnia 2010 jem Setaloft, maksymalną dawkę czyli 200 mg albo 150 mg. Lęki mijają ale szału nie ma, samopoczucia to nie poprawi. Nie pracuję, z braku wiary w siebie raczej :P Tzn dorywczo się zdarza i lubię to robić, ale tylko dorywczo niestety bo nie zawsze jest

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×