Skocz do zawartości
Nerwica.com

Straciłem sens życia, czy istnieje szansa na zmianę?


Tomaszmc28

Rekomendowane odpowiedzi

Samotność jest OK :). Przez całe lata miałem takie rozkminy przeplatane depresją. Ja uważam (wręcz nie mam wątpliwości), że większość zaburzeń, depresji, nerwic i całego psychicznego gówna jest efektem chorego systemu i cywilizacji w której żyjemy. Zarabiałem nieźle, miałem dużo tzw. "znajomych" i różnych rzeczy, które podobno dają szczęście ale szczęśliwy nie byłem. Doszedłem do wniosku, że człowiek jest naprawdę wolny i szczęśliwy wtedy, kiedy niczego nie chce. Brak pragnień, oczekiwań to jest prawdziwe szczęście. Proste życie na uboczu jak najdalej od syfu i społeczeństwa jest najlepsze. Śniadanie, herbatka, prosta praca (najlepiej fizyczna), minimalizm. Im mniej człowiek posiada tym mniej stresu i zmartwień. Jest udowodnione naukowo, że goniąc za przyjemnościami zmysłowymi receptory mózgowe słabną i za każdym kolejnym razem źródło przyjemności musi być większe - stąd się bierze mega dużo problemów, depresja, uzależnienia itd..to jest jak gonienie ogona. Poza tym ciekawostka - weźmy jakąkolwiek lekturę religijną jakiejkolwiek tradycji, są tam promowane cechy takie jak skromność, pokora, szczerość, prostolinijność, uprzejmość itd. Coś w tym chyba jest? Tak patrze na moich rówieśników, wykształconych yntelygentów i co widzę? Arogancja, obłuda, wywyższanie się, patrzenie z góry na innych, hajs, lans, kariera itd. Dużo lepiej się czuję wśród pociesznych "prostaczków", niż w tym całym pseudonowoczesnym syfie. Fajnie mieć partnerkę/partnera ale nie powinno się wg mnie uzależniać od innej osoby swojego szczęścia, bo jak jej zabraknie to co? Jak nie masz nic to nie jesteś uwiązany w żadne sidła i więzy :D Wolność, jak niczego od życia nie chcesz to niczego się nie boisz i nie masz żadnych zmartwień :) Pozdro

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No bez kitu, czego ci ludzie chcą? Patrzę na moją babcię i dziadka ich dzień wygląda tak: wstają o 6, dziadek idzie do piwnicy po węgiel i do sklepu, pali w piecu, babcia do kościoła, wracają, babcia robi obiad, dziadek coś majsterkuje, potem teleexpres, kolacja i idą spać o 21. I tak od 50 lat są razem dzień za dniem, nie mają żadnej depresji, są prości i zadowoleni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

.:) jakbym czytal o swoich dziadkach. Wlasnie jak bylem mlodszy to tez tak spedzalem czas na wsi. Potem zaczelem brac antydepresanty, chcialem ukonczyc jedna szkole, druge, gonilem za praca az w koncu sie posypalem. Dochodze do wniosku ze jednak takie spokojne zycie od ktorego nic sie nie wymaga bedzie dla mnie najlepsze. A Ty kaczanow jak teraz zyjesz?:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lubudubu, Nie możemy przez całe życie unikać trudnych sytuacji, które mogą być dla nas życiowymi wyzwaniami. Człowiek nie nabiera wtedy żadnych doświadczeń, nie przezwycięża trudności. Unika konfrontacji z sytuacjami trudnymi, aż w końcu wycofuje się, alienuje.

Nie wydaje mi się, żeby takie zachowanie było pożądane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

*Monika*, według mnie alienacja od zepsutych ludzi wcale nie jest czymś złym. Wiele razy zadawałem sobie pytanie "czy to ja jestem poje..ny, czy oni wszyscy?". Podstawą jest określenie czego człowiek potrzebuje do szczęścia? Jeżeli ktoś ma ambicje, by zostać prezesem korporacji to napewno po drodze napotka pełno trudności i doświadczeń, będzie sobie codziennie wypruwał flaki i pracował po 14 godzin itd. żeby osiągnąć cel. Tylko po co?. Człowiek który ma życie w dupie, nie cierpi z powodu straty czegoś i cieszy się zwykłą codziennością, tak jak np. indianie w amazonii . Cieszy się z tego co ma, jeśli ma niewiele to nie jest przywiązany do niczego, żyje na relaksie i umiera bez żalu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kaczanov, Oczywiście, jestem w stanie się z Tobą zgodzić.

Nie miałam na myśli wyścigu szczurów, rozumiesz?

Natomiast odcięcie się od toksycznych ludzi-jak najbardziej.

Od Indian moglibyśmy się wiele nauczyć, jednak nie tu, żyjąc w świecie gnającej na przód cywilizacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Może zacznę od tego, że mam 15 lat i już w tym wieku, także straciłem sens życia. Czytając to, co piszesz i co piszą inni, widzę w tym siebie samego i czuję radość, że nie jestem jedyną osobą, która walczy z tego rodzaju problemami. Teraz sądzę, że i ja chyba mam depresję. Milion myśli w głowie, przejmuję się wszystkim, nawet drobnostkami. Przez długi czas, myślałem o tym, żeby iść do psychiatry. Jednak miesiąc temu zacząłem stawiać sam sobie warunki. Na przykład : postaram się mniej przejmować tym co myślą inni, tym czy ich obrażam (to było trudne, ponieważ tak samo jak Ty jestem z tych "grzecznych" i nader miłych osób).

Tutaj dodam, że kiedy rozmawiam z dziewczynami sam na sam, to dopóki nie zacznę "myśleć"( to znaczy słucham tego, co mówi dziewczyna i odpowiadam, raz żartobliwie, raz poważniej, zależy od tego o co chodzi) wszystko jest dobrze i rozmowa się klei. Lecz kiedy znajdzie się chwila, w której nic nie mówimy, dosłownie kilka sekund, wtedy włączają mi się myśli... i myślę (co mogę jeszcze powiedzieć?, czy nie powiedziałem czegoś złego?, czy nie myśli o mnie źle?) o wszystkim. Później już jest koniec rozmowy, a kiedy wrócę do domu, rozmyślam o wszystkich swoich błędach, o tym co mogłem zrobić lepiej itd., następnie się pogrążam i jestem zły sam na siebie. Zakładam, że to właśnie negatywne objawy depresji. Ktoś może się zastanawiać, dlaczego dodałem słowo "negatywne". Chodzi mi o to, że przez depresję dużo myślę i się pogrążam. Ale skoro myślę więcej niż inni i nawet o tych nieważnych rzeczach, wiem częściej kiedy mogłem zranić drugą osobę itp.

Większość doradza Ci, żebyś spróbował leczenia. Z tego co widzę, nie za bardzo chcesz... Ja spróbowałem rozwiązać to w inny sposób. Po troszeczku, stawiam małe kroki do przodu i jakoś idzie. Powoli w szkole trafiam do centrum zainteresowania, na razie do jego granicy. Po 1, uczę się nie myśleć o rzeczach, o których nie muszę myśleć. Np. kiedy rozmawiam o czymś wesołym, do głowy przychodzą mi myśli, np. o moich problemach, że jest dużo nauki itp. Staram się jak najszybciej usunąć te myśli z głowy i wrócić do rozmowy. Nieraz mi się udaje, nieraz nie, więc jednak są już postępy :) . Kiedy rozmawiałem z kolegami i widziałem "kantem oka", że patrzyła się na mnie jakaś dziewczyna, kiedyś od razu zaczynałem o tym myśleć i robiłem się troszeczkę poważniejszy, zamyślony, coś w tym stylu. Teraz staram się skupić na rozmowie i na niczym innym.

Nie wiem czy to pomoże, czy jednak nie, ale warto spróbować. Wiadomo, jesteś ode mnie niemal dwa razy starszy, więc Ty masz inne problemy, lecz to nie znaczy, że na Twoje problemy nie ma rozwiązania :).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×