Skocz do zawartości
Nerwica.com

CHAD Choroba Afektywna Dwubiegunowa


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

W któtce zarzuce lek który mi podarował Robert ;) ..jestem w desperacji bo leki jakie do tej pory brałem poprostu sie nie sprawdziły.. obserwuje u siebie pewne cechy ADHD... nadpobudliwosc ruchowa i seksualna,męczenie sie podczas nic nierobienia ,ciągła potrzeba bycia w ruchu..leki noradrenergiczne maja to zaburzenie tonizować.. poza tym lipny nastrój i to ciągłe pobudzenie... gine jak rekin gdy jestem w bezruchu/bezczynnosci...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Robert daj spokój z tym zejściem,na to jest zawsze czas.Trzeba spróbować najpierw wszystkiego co się da.I mówie tu nie tylko o legalnych środkach ale o wszystkich dostępnych wspomagaczach.

 

U mnie mógł nastąpić szok po nagłym przestawieniu się (z dnia na dzień) z mianseryny na mirta+wprowadzeniem lamotryginy.Dzisiaj jest o niebo lepiej.

 

Podobnie jak Ty mam najpierw zażywać dawkę 25 dobowo a później zwiększyć do 50.

Jak jutro będzie ok to pojutrze zwiększam i pie***le.

 

Testowałem już wiele specyfików i bywało nie raz patrząc np na ostre narzędzia lub będąc na wysokości myślałem żeby to już kończyć.Ale nie ma takiej opcji - nie dopóki wszystkiego nie spróbuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

fluwo..hehe brałem ..usypiał mnie lepiej niz zolpidem..niestety 24h/dobe..

 

 

a mi sennosc minela po 3 dniach i teraz zauwazylem ze normalizuje mi sie rytm dobowy..w tym sensie ,ze wczesniej wieczorami czy w nocy mialem wrazenie ze jest ciagle poranek:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie użalam sie nad sobą, ani nie szukam u Was pocieszenia moi Bracia i Siostry, z tym samobójem

Stwierdzam fakt.

Jak napisalem wcześniej ( bodajże na stronie 29 ) nie interesuje mnie juz półżycie....

Nie moge patrzec , jak wszyscy wokól rozwijają się, awansują w pracy, mają coraz większy status materialny, rozwijaja sie intelektualnie , zmieniaja pracę na lepszą, zdobywaja nowe doświadczenia zawodowe, robia kariery są poustawiani itd....

A ja , nie z własnej winy ,stoczyłem się na samo dno....i tkwię w nim.

Ja mam taki charakter ,że wszystko jest albo białe albo czarne. nienawidzę szarego.

mądry-debil, bogaty-biedny, zdrowy-chory, odważny-cykor, z zasadami-szmata, ogier-impotent itd

Więc albo będę zdrowy (no dobra-zaleczony) i taki jak pierwsza osoba w powyższych porównaniach (tak jak kiedyś ) albo zlewam to wszystko

W szpitalu byłem 2 razy. Nieporozumienie. dostawałem te same, lub podobne leki do tych , ktore do owego szpitala mnie wpędzily.

Szpital nie wchodzi w rachubę. Nie ufam juz prawie wszystkim lekarzom i bankowo podważał bym ich sposoby leczenia.

Nikt mnie już po dobroci nigdzie nie zamknie.

dzis w aptece zamówilem lamotryginę

Bedzie pod ręką-rozpoczne ją brać niedługo.

Ale dopiero chyba jak wrócę z wakacji.

Juz 3 lata z rzędu na wakacjach wylem i zdychałem z powodu objawów chorobowych.

tym razem , mam zamiar skonsumowac wakacje w troche w lepszym stanie (takim jak teraz-doraźne działanie sterydow Litu oraz benzo )

Po powrocie odstawiam koksy i zacznie sie masakra-czas na lamotrygine i lit.

Albo zacznie iść ku lepszemu albo .....wiadomo

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co ci lekarze mówili?Jakie są diagnozy opinie ich na temat twojej choroby.Zostać zwyciężonym i nie ulec to zwycięstwo,zwyciężać i spocząć na laurach to porażka.Może warto pogodzić się z sytuacją.Albo wybrać się do czubków.Pamiętaj jeżeli bedziesz chcial popelnic samobojstwo to lepiej idz sie upij zawsze lepiej bedzie.Lykaj tabletki nadal i sie nie martw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Choroba na dzień dzisiejszy nieuleczalna. Lecz to mnie nie martwi. Lekarz na szczęście potraktowal mnie poważnie i nie pieprzył glupot "będzie dobrze " itd

Nie martwi mnie to. Jest szereg nieuleczalnych chorób, które można opanować w takim stopniu , że normalnie sie z nimi żyje. (np cukrzyca )

Uprzedzil mnie , że może minąc rok prawidłowego leczenia , zanim odczuje poprawe.

Przyjąłem do wiadomości

Nie zniosę juz jednak pogorszenia. Nie i koniec

Nie powróce juz do stanu leżącej parenaście miesięcy roślinki , nie poznającej bliskich i gubiącej sie 500 metrów od wlasnego domu....koniec z takim zeszmaceniem

Na razie jestem w najlepszej formie odkad zachorowałem, co daje mi poważne podstawy do optymizmu.Podszyte jednak strachem ,że to sie skończy i skończy sie automatycznie moje życie.

Licze sie z braniem lekow do końca życia. Pewnie zniszczą mi wątrobe i skrócą to zycie o kilka ładnych lat. Ale , gdy będą działały jak nalezy to nic to...Wystarczy mi ,jak bedę w takim stanie jak teraz. Daleko mi do zdrowia, ale rownie daleko do stanu sprzed kilku miechów.

pożyjemy-zobaczymy (czy pozyjemy dalej czy tez nie :D:D )

Pozdrawiam

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rober666, czytam to, co piszesz i doskonale rozumiem takie czarno białe postrzeganie świata.

Ja też tak mam, i to chyba sprawia, że życie staje się ciężkie i ciężko się znosi ten stan, w którym nie jest idealnie.

Albo jestem w stu procentach sobą, albo.. niech mnie szlag trafi...

W życiu nie sądziłam, że coś takiego mnie spotka. Zawsze byłam dzielną dziewczynką. Gdy miałam 15 lat mój Tata umarł nagle, dosłownie na moich oczach (zawał). Do tej pory pamiętam to uczucie odrealnienia, niedowierzania... Czy się poddałam? Nie, skądże. Uwierzyłam, że muszę dać radę, mimo wszystko, i właśnie dlatego. Bałam się o moją mamę, że ona też umrze, i wierzyłam, że muszę być silna, dla niej, dla siebie. Szybko dojrzałam, w liceum miałam piątki i szóstki, skonczyłam studia, znalazłam dobrą pracę, wyjechałam do Wawy... bo znalazłam jeszcze lepszą pracę, wyszłam za mąż. Wszystko toczyło się tak, jak powinno. Kariera, znajomi, podróże. Tak mi się wydawało. Byłam królową życia. Zajęłam się wolontariatem, miałam tyle siły i chęci pomocy, że chciałam się nią dzielić z całym światem, buntowałam sie przeciwko niesprawiedliwości. Doba była dla mnie za krótka... Niemniej jednak nad głową zaczęły krążyć czarne chmury. Pojawiły się problemy, okazało się, że nie możemy mieć dziecka. Kolejne znajome zostawały mamami. Nie cieszyłam się, popadałam w smutek, gorycz.

Stres, frustracja. Bardzo dużo stresu. W koncu udało się zajść w upragnioną ciążę. Przez kilka tygodni fruwałam nad ziemią z radości. Niestety, poroniłam.. No cóż, wydawało mi się, że i tym razem podniosę się, jak po śmierci Taty, ale tak się nie stało.

 

Do tej pory nie wierzę, jak takie cholerstwo mogło mnie dopaść. Żeby nie spać cztery noce pod rząd, krzyczeć z bólu, jeździć na ostry dyżur pogotowia i wracać z kwitkiem... A po kilku miesiącach tej udręki snuć się po domu, we łzach, z garścią tabletek, strasząc męża, znajomych, obmyślając sposoby zejścia z tego padołu: zastanawiając się, czy lepiej skoczyć z dachu (już nawet upatrzyłam sobie odpowiednio wysoki wieżowiec), czy może wejść do wanny z suszarką. Chciałam umrzeć tak jak mój Tata, w sumie szybko i znienacka...modliłam się o to. A przecież tak kochałam życie... jakie to żałosne.

 

Też mam ten problem, że nie wierzę lekarzom, nie wierzę, że leki faktycznie pomagają, a nie szkodzą, jestem chodzącą nieufnością, ale z pochyloną pokornie głową łykam kolejny specyfik, żeby jakoś funkcjonować i przesypiać noce chemicznym snem. Minął rok odkąd straciłam ciążę i wpadłam w ten stan. Raczej nie mogę myśleć o macierzynstwie, a czas ucieka, słynny zegar biologiczny tyka co raz głośniej. Moje małżenstwo sie sypie - zdrowy chorego nie zrozumie i vice versa. Błędne koło. A nie znoszę farmakoterapii, chemii, uważam, że chemia to samo zuo :twisted: jest to gwałt na mojej wegetariansko-prozdrowotnej naturze.

No cóż, tak mam, więc ciężko mi łykać leki, a lekarzom ciężko mnie leczyć.

Gdy bolała mnie głowa nie brałam paracetamolu, gdy się przeziębiłam nie łykałam coldrexu, tylko herbatę z miodem i cytryną. A teraz mam w szufladzie pól apteki, w tym całą armię nieskutecznych leków na żołądek. Kombinuję non stop... i pewnie przekombinowałam. Cały czas szukam pomocy poza farmakoterapią, wierzę w olej lniany, kwasy omega, spirulinę, hipnozę, jogę...

Jakoś funkcjonuję, ale cały czas jestem przeszyta lękiem przed tym stanem... Nie wiem, jak długo to coś będzie we mnie trwać.

czasem chcę to wszystko rzucić w diabły. Może przestanę łykać zamulający mnie Mirzaten, a moje serce tak sobie przestanie bić... Może po prostu przyjdzie Mr Johny Black, wypijemy razem lampkę czerwonego wina i pofruniemy w inny wymiar :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zachmurami, bardzo Ci współczuję straty Dziecka.To jest straszna rzecz i doskonale rozumiem,że po czyms takim bardzo ciężko się podnieść.

Samo jednakże to,że zaszlas w ciążę znaczy,że jednak możęsz miec dziecko,prawda?Przebadaj się pod kontem zespolu antyfosfolipidowego,ktory jest przyczyna 25 % poronien nawykowych.

To wciąż bardzo zaniedbany temat w Polsce,ginekolodzy w ogole nie zalecają badan na to,a moja przyjaciolka stracila przez to 6 ciąż..3maj się mocno,jestem calym sercem z Tobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rober

 

Raczej nikt tu NIE mysli, ze piszac o samobojstwie uzalasz sie nad soba czy cos w tym stylu.. Nic podobnego.

 

Traktuje(my - o ile moge sie wypowiadac za innych) to jak najbardziej powaznie - jednak krok ten ma jedna zasadnicza wade - jest absolutnie NIEodwracalny. Konczy wszystko.

 

A tak naprawde przeciez po tylu latach cierpienia , dopiero teraz rozpoczynasz prawdziwe leczenie tej ciezkiej przypadlosci !

 

Co wiecej zapewne wiesz, ze lekow przeciwpadaczkowych/przeciwCHAD-owych jest i bedzie coraz wiecej i beda coraz skuteczniejsze.

 

Zatem pomysl, ze byc moze nie od razu, nie za miesiac czy dwa, ale za 3-6 czy nawet wiecej , jednak w koncy odzyskasz swoje jedyne i bezcenne zycie.

 

Wierze gleboko, ze masz przed soba jeszcze wiele lat zycia w niezlej formie przy odpowiednim leczeniu bedac mezczyzna w sile wieku.

 

Ostatecznoscia sa EW.

Przy okazji pytales sie doktora o to ? Bo czytalem w kilku podrecznikach, ze bardzo czesto po kuracji EW leczenie farmakologiczne przynosi znacznie wieksze korzysci - nawet jak same EW nie zdzialaja cudow.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rober

 

Traktuje(my - o ile moge sie wypowiadac za innych) to jak najbardziej powaznie - jednak krok ten ma jedna zasadnicza wade - jest absolutnie NIEodwracalny. Konczy wszystko.

 

 

Mowisz dokladnie to samo co moj facet :105: (na temat samobojstwa)

 

I muszę się z Tobą (po kilku probach samobojczych,licznych grozbach,myslach,dzialaniach)-absolutnie zgodzić.

Robert

 

na to zawsze będzie pora.

Ale jak już to zrobisz nie bedzie odwrotu,nigdy sie nie dowiesz..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Robert nie łam się ale najgorsze jest to że ta choroba jest nieuleczalna.Lepiej mieć zwykła depresje lub schizofrenie bo to jest uleczalne zresztą każda choroba to indywidualna sprawa z psychiatrą .To jak rak jedna choroba jest zaawansowana itp.Ja bym na twoim miejscu poszedł do szpitala ze względu na te myśli samobojcze żeby cię pilnowali i leczyli i to na dłuższy okres.Może jakies elektrowstrząsy by ci pomogły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zenonek, terapia bardzo frustrująca,w nurcie tym co zawsze,zamierzam ją porzucic.Wczoraj mialam tak ciężką sesję,że niespecjalnie chce mi się już tak męczyć.Może to nie ten czas?Może za kilka lat,jak juz będę dojrzalsza,stabilniejsza?A teraz..potrzebuje zebrac sie do kupy,spiąć..a terapia rozstraja mnie coraz bardziej.Wiesz jakie zdanie ma na ten temat moj psychiatra-że to dobrze,że tak ma byc,że nie powinno byc slodko i cukierkowo,tylko wlasnie bolesnie i frustrująco.A ja sie zastanawiam ile bolu moge jeszcze przelknąć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zenonek, a masz Ty pojęcie choc drobne jak wygląda terapia nieuku :P ?Niestety nie polega ona na dawaniu prostych i rzeczowych rad,tylko na babraniu sie w emocjach,pracy na relacji i -w moim przypadku-opanowywania ogromnej checi ucieczki.

Trwa godzinę,prowadzi kobieta.

A Ty chodzisz/chodziles na t?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadow Chodzilem i dalej chodze , bo uwazam, ze to fajny samorozwoj.

 

Co do "dawania rad" - bardziej chodzilo mi o to, czy terapueta sie udziela cos, czy tylko siedzi jak slup wpatrzony w obraz ?

 

Dobry terapueta powinien miec sposoby na wzmocnienie myslenia lub naprowadzac na pewne rzeczy czy tam w niektorych przypadkach prostowac myslenie.

 

Nu, nu jaki tam nieuku , przeiez skonczyl żem ja 7 klas podstawowki :nono::pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zenonek, nie ma milczenia,rozmawiamy,terapeutka sprytnie "naciska" tam gdzie czuję ból.Nie jestem wielka fanką psychaoanalizy,chyba,że w wykonaniu mojego psychiatry. :105::angel: .

A Ty masz babeczkę czy faceta?I w jakims konkretnym nurcie,czy łąćzona?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere,

 

CHodze do babki. Nurt to psychoanaliza ( o ile tak to sie nazywa, nie interesowalem sie rodzajami psychoterapii). Swoja droga wiesz sporo o psychoterapiach ? Czym sie roznia i czy rzeczywiscie ma to az takie znaczenie ? Tzn. ze np dany rodzaj jest dla kogos beznadziejny, a inny podziala dobrze ? :<img src=:'>

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

- Zenonek, Sporo-to może przesada,ale orientacyjnie-mam rozeznanie.

Np w przypadku borderline-mimo kilku nowych,eksperymentalnych terapii-prym wiedzie wlasnie psychoanaliza i jej ulepszone,unowoczesnione modyfikacje.

Terapie dla DDA,DDD to czesto terapie nastawione na rozwój osobisty,ktory z wiadomych przyczyn zostal zahamowany w dziecinstwie i mlodosci.

Terapia uzależnien to jeszcze inna dziedzina,często nawiązuje do psychodynamicznej+ bywa często oparta na 12 krokach-i moim zdaniem tutaj najlepszymi terapeutami są byli narkomani,alkoholicy,osoby,ktore WIEDZĄ na czym rzecz polega.

Terapia poznawczo-behawioralna-to konkretna terapia znakomita przy nerwicy natrectw i depresjach o podlożu srodowiskowym,ktora ma na celu modyfikacje niepożądanych zachowan-jest to chyba najbardziej "naukowa",udokumentowana forma terapii,jej skutecznosc jest porownywana do dzialania leków

.Na niej raczej nie grzebie sie w przeszlosci,nie zastanawia czy mamusia nie za krotko trzymala przy cycku etc.

Są jeszcze terapie systemow,Gestalt(rozwoj osobisty),ustawienia helingerowskie(odgrywanie rol,sytuacji w wspomnieniach z dziecinstwa),terapia humanistyczna,ktora z zalożenia jest bardzo piękna,ale w praktyce..hm.

Coś konkretnego Cię interesuje?

aa i psychodynamiczne terapie-czyli te,ktore stawiaja konkretne cele,terapie zadaniowe,zazwyczaj krotkoterminowe,stosowane z powodzeniem w pojedynczych wypadkach losowych(np.rozwod,strata pracy,ukochanej osoby.)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, psychodynamiczna terapia jest oparta na psychoanalizie,ale jakby "lepsza",bardziej dopracowana i często skoncentrowana na problemie.Moniko co dokladnie masz na mysli pytając o przerwy w terapii?Z tego co sie orientuję,to w większosci szkol terapeutycznych są tygodniowe odstępy pomiędzy sesjami..może poza wyjątkiem prawdziwej surowej psychoanalizy,ktora może trwac 15 lat i spotkania są codziennie po 45 min..

Masz potrzebę częstszej terapii?Czy chodzi Ci ogolnie o przerwy-dlaczego terapia jest raz w tygodniu,a nie np raz na dwa dni?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×