Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

spoko wejdzie Ci to w krew , wiem ,ze latwo sie mowi ale musimy byc pewniejsze siebie ,powiedz mu to ,ze jak sie wkurzy to sie boisz , wnioskuje ,ze pewnie w domu tata byl agresywny i stad masz teraz lęki przed agresja , nie jestes toksyczna , masz tylko male problemy ze soba jak kazdy na tym forum

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cookiemonster, z poprzedniego związku nic nie wyszlo przez twoją chorobe czy były inne powody ? :) długo byliscie ze soba ? ?:)

a Jak radzisz sobie teraz w nowym związku ? nie masz juz takich cholernych mysli i natrectw ? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

i przez moja chorobe i chyba przez to ,ze tak naprawde do siebie nie pasowalismy , bylismy ze soba dwa lata , teraz tez czasem mam natrectwa ale nie skupiam sie na nich , staram sie akceptowac mojego partnera takim jaki jest i tego samego oczekuje od niego , ale duzo pracy przede mna i czasem ogarnia mnie lęk , ze to nie wypli ale to jest tak ,ze albo pozwalam tym watpliwoscia zyc albo szukam tego jaka jest prawdziwa odpowiedz , zauwazyam ,ze unikam zycia , stad te lęki im bardziej pokonujemy nasze slabosci tym bardziej silni sie stajemy i wszystko wydaje sie nam milsze :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

glownie takie ,ze obrazam Boga w swoich myslach :) widocznie juz wtedy bylam na niego o cos zla , teraz nawet wiem za co , tata byl surowy , sprawil ,ze juz jako male dziecko balam sie zycia , wpol mi nieufnosc do ludzi , czesto obrywalam za byle co , no i takie sa dzis efekty , pamietam ,ze czesto sie go pytalam czy mnie kocha , chcialam to slyszec non stop , a jak cos zrobilam nie tak to mowil ,ze mnie nie kocha ehh i teraz boje sie sprzeciwic zrobic cos nie tak po czyjes mysli bo boje sie odtracenia ,a na Boga jestem zla ,ze dal mi takie a nie inne zycie :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mains, dużo by pisać :), ale fakt brak czasu - mnóstwo zajęć, planów, pracy, treningów, ale postaram się znaleźć w weekend trochę czasu i na pewno dam znać co u mnie tak trochę szerzej - generalnie - jest dobrze:) zawsze było.

Cieszy mnie bardzo szeroki wkład w dyskusję cookiemonster, widać, że nie tylko doświadczenie, ale i świadomość tego co za Nią bardzo dużo wnosi do dyskusji o tym problemie;).

Miłość jest bardzo uniwersalna. Kwestia dostosowania się do Niej i pokochać można każdego. Kiedy miłość zaczyna stawiać wymagania, to - tu zacytuję klasykę - "wiedz, że coś się dzieje" - nasz problem przywiązania to nie tylko problem przywiązania do osoby, ale przede wszystkim do etykiet, które poprzypinaliśmy konkretnym osobom, wartościom, emocjom. Stąd biorą się załamania, żale, smutki, wątpliwości. Ale jak to ktoś kiedyś powiedział "tylko głupiec nie ma wątpliwości". Wszystkim steruje nasze ego, które wyrastało na cudzych poglądach, telewizyjnej papce, dziadostwie w internecie. Weź potem człowieku z tym walcz - stąd właśnie ważna jest świadomość, która tak wyraźnie przebija się przez wypowiedzi cookiemonster. Świadomość tego, że biedą jest nie stan portfela ale podejście do życia i wszelkie nasze wyobrażenia :) dajmy światu, ludziom, rzeczom, emocjom być takimi jakie są. Bo jeśli chcemy je zmieniać to nie dziwmy się, że potem nie będą nas satysfakcjonować. Pokrótce - uwolnijmy się od naszego przywiązania do opinii, od standardów, od etykiet, od oceniania, a wszystko będzie piękne, proste i przyjęte :D. Ideały są wspaniałe, ale nie te przerysowane, lecz te prawdziwe i pamiętajmy - za ideały się nie zabija, można za to za nie śmiało umierać - to zasadnicza różnica, która powinna wskazać, że życie jest życiem kiedy żyjemy dla kogoś, a nie dla siebie - i nie patrzmy na to, że ktoś powinien żyć dla nas - to my powinniśmy żyć dla kogoś :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie nie jest za fajnie, mam coraz większe ataki lęków i mysli moimo ze wczesniej jakos dawałam rade to ogarniac, wczoraj potrafiłam powiedziec mojemu lubemu że czuje że to prędzej czy póżniej sie rozpadnie przezemnie, już tylko sobie wyobrażam jak musiał sie czuc.. :(

Ale nie umiem tego ukrywac, wole sie wygadac mu co czuje bo jest mi lżej tylko ze on na tym cierpi mimo ze tego apsolutnie nie pokazuje ani nie mowi nic złego.

Boje o to co będzie, czy dam rade, czuje że jest mi coraz cięzej gdy mam lęki, czuje sie samotna mimo że mam mojego K. chce miłosci, chcę ja dac ale nie potrafie, gdy chce sie przytulic cos mi mowi "NIE!" i czuje takie coś ze odpycha mnie od niego jakby conajmniej było nas dwie.. to jest takie dziwne chce a nie moge bo cos mnie trzyma.. ehh :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam jestem nową osobą na forum . Moje lęki, bezsenność ,obcesyjne myśi zaczęły się w trakcie trwania związku małżeńskiego .Poślubiłam dobrego faceta , czułego , ale bez matury , z biednej rodziny , z małego miasteczka , ojciec był alkoholikiem , bez ambicji by się rozwijać , z nerwicą lękową , z zupełnym brakiem wiary w siebie . No cóż bardzo go pokochałam , byłam sama na świecie , ojciec mój największy przyjaciel odszedł , z matką zimną i apodyktyczną kobietą nigdy się nie rozumiałyśmy . Byłam dzieckiem niechcianym , które zepsuło jej całe życie , poślubiła człowieka , którego nienawidziła i całą niechęć i nienawiść przelała na mnie . Całe życie walczyłam o jej miłość ,akceptację . dosłownie , jak piesek proszący pana o dobre słowo . No i tu był początek moich problemów życiowych . W kontaktach z ludźmi bałam się wyrazić swojej opinii , jak mi coś nie odpowiadało to milczałam , faceci ,których poznawałam to był zawsze ten sam typ - biedni , którym trzeba pomóc , wykorzystywali mnie ,finansowo i odchodzili .Były mój mąż był tego samego typu , zapewniał , że chce się uczyć , a naprawdę nic nie chciał ze sobą zrobić praktycznie o niskim poziomie intelektualnym, do tego nerwica lękowa , nic go nie cieszyło , ani ja , ani dyplom, ani dziecko , ciągle tylko głupie wymówki dlaczego nie ma pracy przez 8 lat , że ciągle nic mu się nie udaje - to byli inni winni , ciągle ja wszystko załatwiałam , utrzymywałam dom , jego, jego studia , i głupia go pocieszałam ,bo taki biedny . Wykorzystywał mnie jak cytrynę , a ja czekałam ,prosiłam i dalej w tym brnęłam. Panicznie bałam się zostać sama z małym , bardzo chorującym dzieckiem , z którym on był w domu.Niespodziewanie nadeszła chwila , kiedy nie chciałam wracać do domu , bo czułam , że jestem automatem do zarabiania pieniędzy . Odmawiał mi latami kontaktów fizycznych , jak przychodziłam się przytulić odwracał sięl plecami i tak się ciężko rozchorowałam na WZW typu C,nerwicę lękową z której do tej pory nie mogę wyjść. Nie śpię, jestem nieludzko zmęczona, bóle mięśni nóg i rąk , stały niepokój. Męża musiałam wyrzucić z domu , zostałam sama .chora , bez pracy , z dzieckiem .Głupia i naiwna. Próbuję z tego wyjść , ale to trudne , wahania nastroju, płacz , w nocy nie śpię , trzęsę się ze strachu, psychoterapia i leki niewiele zmieniają. Jeśli ktoś przeszedł też podobne dramaty i chce z tego wyjść , będę wdzięczna za kontakt i popisanie emalii, zawsze raźniej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż za cisza :) co słychać u was ?:))

 

-- 24 maja 2013, 11:48 --

 

Cóż za cisza :) co słychać u was ?:))

 

Hej. długo się nie udzielałem na forum:) eh, jak to w nerwicy bywa różnie - raz lepiej, raz gorzej. chodzę na terapię, przerabiamy aktualnie okres dzieciństwa, kilka wniosków już została sformułowanych...Męczy mnie bardzo to wewnętrzne ciśnienie, spięcie, ucisk w gardle, uderzenia gorąca, zdenerwowanie w sytuacjach, które zdenerwowania wywoływać nie powinny. Sam już niekiedy nie wiem co jest nerwica, co jest mną, co jest prawdą a co sobie wmawiam...Walczę każdego dnia, od rana do wieczora, staram się eliminować negatywne emocje, uczucia, uśmiechać się przez zaciśnięte zęby...Dręczą mnie wyrzuty sumienie, że nie potrafię dać mojej M. tego, na co zasługuje...Bardzo chcę iść do przodu, założyć rodzinę, mam potrzebę stabilizacji, ale coś mnie blokuje...Coś mnie powstrzymuje...wiem, że z jednej strony jest to na pewno lęk, że wykonam krok do przodu, to potem cofnę się o dwa...Że negatywne emocje, uczucia, myśli, wrócą ze zdwojona siła i już ani ja, ani moja M. tego nie wytrzymamy...Boję się deklaracji, obietnic, słów, chociaż bardzo chce je składać, i mówić...Boję się, ze wpadnę w panikę i moje słowa za kilka dni przestaną się liczyć, bo zepsuję wszystko....A z drugiej strony złe dla mnie jest taki tkwienie bez żadnego ruchu...Chcę iść dalej, cieszyć się życiem, założyć rodzinę, mieć dzieci i uśmiechać się...A mam wewnętrzną blokadę, której ciągle nie potrafię sobie racjonalnie wytłumaczyć:(:(:(:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ratunku znów nawrót i nasilenie tego wszystkiego bo już wątpię w to że to choroba!:( ktoś mi powiedział że nie warto iść za tym by być z kimś tylko dla tego że się przyzwyczaiło do tej osoby i że względu na staż jaki za sobą niesie, że nie warto się mimo to meczyc a ja już sama nie wiem czego chce :( lęk jest tak wielki przed wszystkim że mnie paraliżuje od góry do dołu . Może poprostu nadzwyczajnie boję się samotności mimo że wiem, że bym sobie poradziła, do tego ta pustka jestem taka oschla, zwykłe przytulenie czy buZiak ciężko mi z siebie wydusic, bo w podświadomosci mam że to facet nie dla mnie, zr to nie to czego szukam, a przecież kiedyś było ok, patrzylam na niego i byłam pewną że chce iść z nim przez życie a teraz ? Irytuje mnie najmniejsza drobnostka w jego zachowaniu.. Każdy ruch który analizuje. To jest okropne uczucie gdy on się do mnie przytula a ja nie chce, tak jakby nie mogę bo w głowie mi mówi żebym nie robiła teraz na siłę ehh to jest straszne !!!! ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

KOCHANI PRZECZYTAJCIE TO KONIECZNIE!!!! podaje link

 

http://sympatia.onet.pl/tips/experts/lek-przed-bliskoscia,5351984,experts-article-detail.html

 

-- 03 cze 2013, 15:28 --

 

ja mam co jakiś czas " kocham- nie kocham" ...kiedy myslę " oj.. a jak ja Go nie kocham?" to wtedy czuje mega lęk....moja terapuetka mówi...oczywiście lęk przed bliskością....poza tym..to własnie ten lęk świadczy o tym jak bardzo nam zależy na tej drugiej osobie..tylko sie boimy zblizyć do niej. Czytajcie artykuł:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest źle, jest kijowo i beznadziejnie :/

Boję się.

Boję się być blisko. Rozczarowuję się. Napinam się, że muszę się czuć w odpowiedni sposób, a się tak nie czuję :(

Jakieś to wszystko sztuczne. Uciekam. Już było lepiej, ale przecież nie może być dobrze...

Boję się wyznań. Jaki to wszystko ma sens?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest źle, jest kijowo i beznadziejnie :/

Boję się.

Boję się być blisko. Rozczarowuję się. Napinam się, że muszę się czuć w odpowiedni sposób, a się tak nie czuję :(

Jakieś to wszystko sztuczne. Uciekam. Już było lepiej, ale przecież nie może być dobrze...

Boję się wyznań. Jaki to wszystko ma sens?

 

 

Sens ma, dopóki chcesz, żeby miało...Walczysz, więc to jest ten sens...Skoro nie byłoby o co walczyć, to po co walka? Ty ją podejmujesz, bo chcesz. I chociaż Twoja nerwica każe Ci tą walkę poddać, bo jest żołnierzem samolubnym, egocentrycznym i zachłannym, to dalej walczysz. Boisz się, napinasz, rozmyślasz, bo to jest ta jej zasrana pożywka...Tym ją karmisz, ale ona jest w Tobie, a nie Ty w niej. To Ty jesteś głównym organizmem, a ona pasożytem, który zabiera radość, chęć życia, szczęście, nadzieję...Im będziesz bliżej jej pokonania, tym bardziej będzie atakować, tak, jak miotający się wąż, który ostatkiem sił zadaje najbardziej bolesne i najbardziej jadowite ukąszenie...Pamiętaj, że czujesz, robisz i zachowujesz się tak, jak Ty chcesz. Wszystko inne, co wg. ciebie jest nie takie, jakie pasuje do Ciebie, to ta podła suka, która karmi się naszą krzywdą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tytuł tematu brzmi co by było gdybym przestał kochać(kogokolwiek).a teraz odpowiedz z innej beczki.gdyby jeden drogiego kochał i się przyjaznił zakłady psychiatryczne i wogóle psychiatria przestała by istnieć bo była by zbędna.nie było by "czubków,wariatów".niestety z powinowactwem do miłosci i przyjazni trzeba sie poprostu urodzić.tu działa loteria na zasadzie głównej wygranej w totka.kupony kupują wszyscy,każdy płaci te 9zł na chybił-trafił,wygrywa tylko garstka wybrańców.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest źle, jest kijowo i beznadziejnie :/

Boję się.

Boję się być blisko. Rozczarowuję się. Napinam się, że muszę się czuć w odpowiedni sposób, a się tak nie czuję :(

Jakieś to wszystko sztuczne. Uciekam. Już było lepiej, ale przecież nie może być dobrze...

Boję się wyznań. Jaki to wszystko ma sens?

\

 

ech..mam podobnie..Mój Mąż jest nafajniejszą istotą jaka stanęła na mojej drodze..a ja 'funduję' mu takie coś... Chodzę na terapię już drugi rok...od 9 miesięcy jestem w dołku..podobno tama pękła..dotarły do mnie rzeczy o mnie samej i o rzeczywistości..i nagle mój świat legł w gruzach...w życiu nie sądziłam, że będzie tak ciężko. " a jak ja Go nie kocham?"...i lęk paraliżujący..patrzę na niego i serce mi się kraja, że mam tyle wątpliwości. Najchętniej bym uciekła...ale wiem, że to bez sensu...bo gdzie ucieknę? Hahaha..przed tym nie ma ucieczki..zdaje się, że jedynie konfrontacja z 'tym' gwarantuję wygraną...tylko to wymaga cierpliwości....a wiadomo...ktoś kto ma nasilenie, które trwa rok czy dłużej..to ma wszystkiego dość..najchętniej przestałby istnieć. I przy każdej natrętnej myśli powtarzam sobie, że to tylko nerwica...że pracowałam na swoje zaburzenie 30 lat..i, że powrót do zdrowia nie nastąpi w przeciągu kilku miesięcy....ale zaraz pojawia sie durna myśl ' a jak to nie jest tak jak lekarze, psycholodzy mówią?'.....Ostro pracuję nad sobą...kiedyś nie bylabym w stanie powiedziec partnerowi, ze cos mnie zezloscilo..nigdy nie stawiałam zadnych wymagan...teraz czasem udaje mi sie to..fakt..kosztuje to mnie tyle nerwow, ze glowa mała..( wymioty ze zdenerwowania, telepanie się, płacz)...ech..boję się, że utknę w tym stanie na dobre...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest źle, jest kijowo i beznadziejnie :/

Boję się.

Boję się być blisko. Rozczarowuję się. Napinam się, że muszę się czuć w odpowiedni sposób, a się tak nie czuję :(

Jakieś to wszystko sztuczne. Uciekam. Już było lepiej, ale przecież nie może być dobrze...

Boję się wyznań. Jaki to wszystko ma sens?

\

 

ech..mam podobnie..Mój Mąż jest nafajniejszą istotą jaka stanęła na mojej drodze..a ja 'funduję' mu takie coś... Chodzę na terapię już drugi rok...od 9 miesięcy jestem w dołku..podobno tama pękła..dotarły do mnie rzeczy o mnie samej i o rzeczywistości..i nagle mój świat legł w gruzach...w życiu nie sądziłam, że będzie tak ciężko. " a jak ja Go nie kocham?"...i lęk paraliżujący..patrzę na niego i serce mi się kraja, że mam tyle wątpliwości. Najchętniej bym uciekła...ale wiem, że to bez sensu...bo gdzie ucieknę? Hahaha..przed tym nie ma ucieczki..zdaje się, że jedynie konfrontacja z 'tym' gwarantuję wygraną...tylko to wymaga cierpliwości....a wiadomo...ktoś kto ma nasilenie, które trwa rok czy dłużej..to ma wszystkiego dość..najchętniej przestałby istnieć. I przy każdej natrętnej myśli powtarzam sobie, że to tylko nerwica...że pracowałam na swoje zaburzenie 30 lat..i, że powrót do zdrowia nie nastąpi w przeciągu kilku miesięcy....ale zaraz pojawia sie durna myśl ' a jak to nie jest tak jak lekarze, psycholodzy mówią?'.....Ostro pracuję nad sobą...kiedyś nie bylabym w stanie powiedziec partnerowi, ze cos mnie zezloscilo..nigdy nie stawiałam zadnych wymagan...teraz czasem udaje mi sie to..fakt..kosztuje to mnie tyle nerwow, ze glowa mała..( wymioty ze zdenerwowania, telepanie się, płacz)...ech..boję się, że utknę w tym stanie na dobre...

 

 

eh, no u mnie też gorzej...Dwa tygodnie temu miałem mega pozytywne dwa dni, aż do poniedziałkowego popołudnia...Kiedy wszystko zaczęło być bardziej kolorowe nagle zjazd po równi pochyłej...Lęk przed bliskością, czarne wizje przyszłości, senność, ucisk, uderzenia gorąca, chęć wymiotowania i ucieczki od całego świata...ale własnie, ucieczki dokąd? Do żadnego konkretnego miejsca, do żadnej konkretnej sytuacji...Chęć bycia samemu, jednak tak na prawdę będąc samemu jest mi jeszcze gorzej...Ciągłe zadawanie sobie pytań, analizowanie...Doszedłem do poziomu, że zaczynam się dziurawić, czy być może nasz związek nie narodził się pod wpływem nerwicy, że tak na prawdę poprzez moje idealizowanie i wiarę, że wszystko się ułoży, oczekiwałem, że moja M. stanie się ideałem i zmieni się pod moje widzi mi się. Denerwuje się z byle powodu, odreagowuję na mojej M., ciągle wymyślam, narzekam, marudzę...Nic mi nie pasuje, nic mi się nie chce, ciągle tylko boli mnie głowa i chce mi się spać...Nie wiem, gdzie jest moje prawdziwe "Ja'...Lęk przed spotkaniem, lęk przed odebraniem telefonu, przed powiedzeniem czegoś, przed wyrażaniem swojego niezadowolenia, dezaprobaty, sprzeciwu...Poczucie winy, że jak ja mogę moja M....skazywać na coś takiego...Czasami mam ochotę, żeby znalazła kogoś, na kogo zasługuje, kto będzie Ja traktować tak, jak na to zasługuje...Pojawia się myśl, że jak znajdzie się ktoś taki, to wtedy będzie jej lepiej i będę mógł odejść...ale Ja nie chcę odchodzić... Chodzę na terapię pół roku...Niby więcej rzeczy rozumiem, więcej jestem w stanie sobie wytłumaczyć, ale nawet wtedy pojawiają się myśli, że i tak jest już za późno, że czas, kiedy jeszcze można było wszystko naprawić nieodwracalnie minął....Straszne...Nie zrozumie tego nikt, kto nie doświadczył....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Daredevil9 ale dlaczego ty chcesz zeby twoja M. byla idealem? Ty sie uwazasz za ideala? nie ma idealow , taka jest prawda :) ja poprzez moje wczesniejsze fantazjowanie ,ze jestem kims waznym , ze wszyscy mnie lubia , zrodzilam dziwne poczucie rzeczywistosci :/ chcialam aby kazdy byl taki jak sobie wymyslilam i odbilo sie to tez na moim wczesniejszym zwiazku , zwiazek to zwykle zycie , wazne ,ze sie rozumiecie , macie o czym rozmawiac , czujecie pociag fizyczny ( chociaz on z czasem mija , mozna jednak starac sie go odbudowywac) i ciagly lek przed blikoscia , ktory paralizuje , znam to ale ten lęk trzeba pokonac , trzeba zaryzykowac ,ze zostaniemy odrzuceni , paradoksalnie przez nasza neurotyczna osobowosc sami do tego doprowadzamy ,ze bliscy nas opuszczaja , czyli powodoujemy ,ze nasze najczarniejsze sceneraiusze sie sprawdzaja , a przeciez tego nie chcemy!!!!!!!!! pozwolmy byc ludzmi takimi jacy sa :) a wiecej wtedy otrzymamy :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×