Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć, tak jak w temacie: jak sobie radzić z myślami samobójczymi?

Szczególnie, kiedy nie ma powodu, by umierać?

 

Moje życie na dzień dzisiejszy jest całkiem niezłe - mam nawet plany na przyszłość, mam chłopaka, przyjaciół... nawet problemy psychiczne nie dokuczają mi tak bardzo.

Jest w porządku. Naprawdę, wszystko jest okey.

 

To czemu nadal się tak czuję? Czemu... chciałabym się zabić, choć jestem najszczęśliwszą osobą pod słońcem? I mówię to serio - racjonalnie, tak, jestem szczęśliwa, bo znalazłam coś, co szukałam bardzo długo. Ale sercem? Sercem nie czuję tego...

 

Nie chcę wciąż widzieć w swojej głowie mojej śmierci... Mój umysł nie chce umierać, a moje serce... pragnie tego. Czuję chęć samobójstwa, choć wiem, że tego nie chcę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaburzenie zaburzeniem, ale czasem wynika to z przenikliwego spojrzenia na świat i życie. Nie każdy musi zadowalać się ochłapami które dostaje od niego. I ja w pełni rozumiem ludzi którzy są zdrowi, ale i tak uważają świat za okropne i niesprawiedliwe miejsce. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że zaczynają już pukać do świadomości, że jeszcze nie są wyraźne, mają swoje "powody". Dziś są w formie "jak by wyglądał świat gdyby się udało/nie udało". Wiem, że to dopiero początek, że będą kroczyć coraz śmielej do przodu przez obojętność, zniechęcenie, zaniechanie, tajfun zmian i porządków, by wszystko było gotowe... Mogę wiedzieć, że mam po co tu być, mam wiele do zrobienia, ale co z tego. Nie jestem panią świata, nie jestem niezastąpiona. Zawsze znajdzie się ktoś, kto da radę zrobić to co ja... Więc po co?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 10.07.2019 o 21:10, Blendzior napisał:

@Neurotica_Lostica Tak już jest w depresji, zdarzają się myśli samobójcze. Sam nie miałem powodu, żeby się zabijać i tego tak naprawdę nie chciałem, ale mimo to pojawiały się takie myśli. Jak Ci się teraz funkcjonuje?

 

W sumie to ten, może to trochę głupio zabrzmi, ale zaczęłam je po prostu ignorować i udawać, że ich nie ma... :v

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ogólnie temat nie dla mnie bo umarłam już, ale ok, ok ciało fizyczne jest dla niepoznaki (samo zemrze jak się zorientuje że mnie już we mnie nie ma) lubię temat śmierci, śmierć jest spoko - chyba że umrze mi pies : o to takie okropne bo one nie wiedzą że umrą, są takie beztroskie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się czy nie powrócić do tematu z T. Niby teraz jest spokojniej, nie są intensywne, powiedziałabym, że taka norma. Nie wiem czy rozmowa, kolejna analiza z T coś wniesie nowego. Wiem, co jest pstryczkiem, które je uruchamia, ale na razie nie mogę/nie potrafię/nie chce się od niego odciąć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 2.12.2009 o 09:10, Gość napisał:

Cześć natti

Jak wiele nas łączy......

(oczywiście nie jest to próba podrywu ,hehehehehe )

Dobrze , że mamy to forum i mamy siebie i wiemy , że nie jesteśmy sami na swoich bezludnych wyspach cierpienia. Każdy z nas ma swoją wyspę , to fakt , ale jak widać możemy przesyłać sobie słowa otuchy i zrozumienia. Piszę , że są to wyspy bezludne, bo choć wokół nas są ludzie bliscy i dalecy -nigdy nie pojmą tego co nam choroba robi-odbiera chęć posiadania tego co najcenniejsze -ŻYCIA !!

Czytam uważnie Twojego posta i muszę powiedzieć , że nasuwa mi się pewna myśl-czy Ty czasem nie cierpisz podobnie jak ja na Chorobę Afektywną Dwubiegunową ( CHAD )

 

http://www.csk.lodz.pl/depresja/Choroba_afektywna_dwubiegunowa.htm

 

Ona ma wiele odmian, m.in taką typ mieszany przypominający objawami ciężką depresją)że prawie cały czas przeważa depresja (ponoć cięższa i lekooporniejsza od "zwykłej " ) Ciężka mania nie występuje, tylko lekka hipomania i to bardzo rzadko. Z tego powodu jest często mylona z depresja i bardzo źle leczona gdyż antydepresanty tylko pogarszają sprawę !! ZNAM TO Z AUTOPSJI !!!

Podczas gdy w depresji masz stały niedobór jakiegoś neuroprzekaźnika (serotonina, noradrenalina ) tak w CHAD masz totalnie rozchwiane te poziomy i podawanie leku zwiększającego poziom jednego z nich pogarsza tylko sprawę !!! ja dlatego pod wpływem SSRI (podnoszące poziom serotioniny ) czułem sie jak po narkotyku LSD dosłownie , miałem omamy i byłem gotów na samobója. Widocznie akurat miałem nadmiar serotoniny i podawanie jeszcze typowego antydepresanta podnoszącego jej poziom o mało nie doprowadziło mnie do tragedii.

Ja pół roku temu po okresie prawie 2 letniej masakry i chęci zakończenia tego gówna też wstałem pewnego ranka całkowicie zdrowy!!! CUD Matko Boska ! Od rana zacząłem niezwykłą mi (a zwykłą przed chorobą ) krzątanię, snucie planów, zapisałem sobie aż na kartce (zrobiło się z tego A4 )sprawy które mam załatwić. Pożyczyłem kasę , kupiłem drugie auto (przecież jestem już zdrowy-zarobię szybko kasę i oddam ), zapisałem się na studia itd.....i nagle po 3 tygodniach czar prysnął-rano wstałem i ta sama ciężka depresja-to była najstraszniejsza chwila w mojej chorobie-myślałem że wtedy na serio ze sobą skończę...okazało się że stan pozornego zdrowia to była właśnie hipomania-cechująca obraz CHAD

Nasunęło mi się niedyskretne pytanie-czy w Twojej rodzinie ktoś chorował na coś dziwnego , niezrozumiałego dla innych, dziwnie się zachowywał, był nadpobudliwy ??

Moja ciocia podcięła skutecznie żyły, a jej brat czyli mój ojciec chlał przez kilka ładnych lat właściwie bez powodu (teraz wiem jaki to byl powód) i potem jak miał 40 lat się powiesił (ja miałem 18 ) Nikt nie przypuszczał wtedy że to efekt choroby.(jakieś pieprzenie o słabych charakterach itp )To potwierdza diagnozę mojej CHAD-jest to choroba niestety dziedziczna....ojciec chlal , bo nie wiedział co sie z nim dzieje ,a ja teraz widzę po sobie że wóda baaaardzo łagodzi objawy choroby...( ale ja pije normalnie-raz tydzień,może żadziej ) Statystycznie bardzo duży odsetek ludzi chorych na ta odmianę CHAD co ja odbiera sobie życie (potwierdza to mój Ojciec i Ciotka )

Jestem teraz zupełnie inaczej leczony

Przede wszystkim LIT oraz znaleziony tu na forum dzięki miko84 i Anna R. fluanxol

Czuje znaaaczna ulgę i poprawę (mimo że nie zażywam typowych antydepresantów depresja ciężka i lęki zostały przesunięte na dalszy stan.....

Tak-choroba napadła mnie w ciągu jednej nocy-to był szok !!!! i koniec znanego mi dotychczas świata ( nie pracuję normalnie jak wszyscy-robie raczej "interesy" z "chłopakami" )

Byłem typem pewnego siebie zarobionego faceta a tu taki krach ( koledzy myśleli , że jestem w więzieniu-jak sie dowiedzieli że w psychiatryku to w szoku byli )

Teraz dzięki ponad dwuletniej walce pomału wracam do życia sprzed choroby...

jak sobie radzę?? Przede wszystkim NIENAWIDZE choroby , i samego siebie w stanie jakim byłem do niedawna i wala mnie porady psychoterapeutów o jakichś tam akceptacjach i innych bzdurach dobrych do amerykańskich oper mydlanych...WALKA, NIENAWIŚĆ !!

I pogodzenie się z faktem , że jak nie dam rady dłużej to zawsze jest wyjście wygrać z chorobą-unicestwić ją wraz ze sobą samym.Oswoiłem się z tą myślą i to mi dawało (daje-bo nie wiem czy ta poprawa jaką mam teraz jest stała-oby-bo kolejnego ciężkiego nawrotu mogę nie wytrzymać) siły przetrwać każdy dzień

I każdego ranka w ciężkim stanie myślałem tylko jak przetrwać do wieczora i co zrobic żeby się ratować.Jak sama nie pomożesz sobie i nie będziesz walczyć o siebie to nikt tego nie zrobi za CIebie-uważają że przesadzamy i histeryzujemy i powinniśmy raczej "wziąść się w garść ",hehehehehe

Jak masz jakieś pytania-pisz śmiało towarzyszko cierpienia

Jeśli tylko będę mógł -pomogę wiedzą i doświadczeniem

Robert

Mówisz lekarzowi, że były " dziwne" przypadki w rodzinie, ale on to olewa. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Lilith napisał:

Myślę, że byłoby dobrze do tego wrócić. Teraz, kiedy są w mniejszym natężeniu można je rozłożyć na czynniki pierwsze za pomocą rozmowy. Może to przyniesie jakiś pozytywny skutek długofalowy.

Wątpię by coś nowego udało się wyciągnąć z tego. A nie chce by T wzięła to za jakiś szantaż z mojej strony lub sprawdzenie po raz kolejny jej kompetencji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Lilith napisał:

A powiedz mi....co Cię interesuje perspektywa terapeutki i to, w jaki sposób zostanie to przez Nią odebrane? Nie zrozum mnie źle, ale terapeuta jest tam dla Ciebie, a nie odwrotnie. Jeśli coś jest nie tak, to po prostu mówisz i nie boisz się konsekwencji. Terapeuta się po prostu do tego odniesie, powie, co myśli i tyle. A Ty nie będziesz musiała się z tym wszystkim gnieść sama.

Mam taką dziwną przypadłość, że martwię się, staram się opiekować ludzmi, którzy stają mi się bliscy. Miałyśmy już trochę rozmów o tym. Ostatnio włącza mi się blokada, by "nie martwić" T tym tematem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.08.2019 o 20:06, el33 napisał:

Zastanawiam się czy nie powrócić do tematu z T. Niby teraz jest spokojniej, nie są intensywne, powiedziałabym, że taka norma. Nie wiem czy rozmowa, kolejna analiza z T coś wniesie nowego. Wiem, co jest pstryczkiem, które je uruchamia, ale na razie nie mogę/nie potrafię/nie chce się od niego odciąć.

 

Wydaje mi się, że mimo wszystko warto po raz kolejny wrócić do tematu, może wspólnie z T. wyciągnąć nowe wnioski i spojrzeć na sprawę z innej perspektywy. Porozmawiać o tym pstryczku, którego wciąż się trzymasz. Tak jak już wspomniała Lilith - T. jest tam dla Ciebie i celem terapii nie jest nie zamartwianie T. swoimi problemami, bo w takim wypadku po co w ogóle chodzić na terapię? Chęć opiekowania się bliskimi jest też ważna i najzupełniej normalna, ale też nie powinna polegać na duszeniu wszystkiego w sobie z myślą "nie chcę nikogo tym obarczać". Wsparcie i troska w małżeństwie/związku/przyjaźni/innej bliskiej relacji powinny działać w obie strony i myślę, że ukrywanie swoich problemów przed bliskimi nie służy ani Twojemu zdrowiu, ani relacji z drugą osobą.

 

Przyspieszyłam wizytę u psychiatry o 1,5 miesiąca, bo zaczynam się bać samej siebie. Myśli codziennie pchają mnie uporczywie w jednym kierunku, jak nigdy dotąd, mam nawet plan... Dziś w pracy zażartowałam, co by było gdyby i rozmowa o tym, komu oddam "majatek", zwierzęta itd. była kojąca, nie budziła  niepokoju tylko ulgę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, karanfil napisał:

Wydaje mi się, że mimo wszystko warto po raz kolejny wrócić do tematu, może wspólnie z T. wyciągnąć nowe wnioski i spojrzeć na sprawę z innej perspektywy. Porozmawiać o tym pstryczku, którego wciąż się trzymasz. Tak jak już wspomniała Lilith - T. jest tam dla Ciebie i celem terapii nie jest nie zamartwianie T. swoimi problemami, bo w takim wypadku po co w ogóle chodzić na terapię? Chęć opiekowania się bliskimi jest też ważna i najzupełniej normalna, ale też nie powinna polegać na duszeniu wszystkiego w sobie z myślą "nie chcę nikogo tym obarczać". Wsparcie i troska w małżeństwie/związku/przyjaźni/innej bliskiej relacji powinny działać w obie strony i myślę, że ukrywanie swoich problemów przed bliskimi nie służy ani Twojemu zdrowiu, ani relacji z drugą osobą.

Ostatnio jak wchodzę do gabinetu i tak mam masakryczną pustkę w głowie. Pewnie tak jak piszecie lepiej teraz pogadać o tym niż jak znów staną się bardzo intensywne. Wtedy ciężko mi przyjąć inny punkt widzenia i wiele rzeczy odbieram jak atak na siebie.

 

Godzinę temu, karanfil napisał:

Przyspieszyłam wizytę u psychiatry o 1,5 miesiąca, bo zaczynam się bać samej siebie. Myśli codziennie pchają mnie uporczywie w jednym kierunku, jak nigdy dotąd, mam nawet plan... Dziś w pracy zażartowałam, co by było gdyby i rozmowa o tym, komu oddam "majatek", zwierzęta itd. była kojąca, nie budziła  niepokoju tylko ulgę...

Dobrze, że zdajesz sobie sprawę jak niebezpieczne są takie myśli, uwagi rzucane w powietrze. Trzymam kciuki by wizyta u lekarza pomogła 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Heledore napisał:

@el33 czuję się lepiej niż jeszcze niedawno. Wracam ze swojego rowu mariańskiego do żywych, ale zaliczam po drodze ostatnio mieszaninę wszystkich emocji. Bardzo mnie to męczy. A głowa ciągnie w znajomą sobie stronę.

Tia... znajoma strona 😕 Wiem, że są kuszące i obiecują wiele, ale nie warto ich słuchać. Trzymam kciuki byś jak najszybciej wyszła na powierzchnie i te myśli zelżały.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 19.08.2019 o 16:01, el33 napisał:

Ostatnio jak wchodzę do gabinetu i tak mam masakryczną pustkę w głowie. Pewnie tak jak piszecie lepiej teraz pogadać o tym niż jak znów staną się bardzo intensywne.

 

Może zacznij po prostu z grubej rury od tego tematu? To czasami najlepszy sposób, żeby zacząć o czymś rozmawiać.

 

W dniu 19.08.2019 o 16:01, el33 napisał:

Dobrze, że zdajesz sobie sprawę jak niebezpieczne są takie myśli, uwagi rzucane w powietrze. Trzymam kciuki by wizyta u lekarza pomogła 🙂

 

Już dziś przegadałam temat z T., chyba tym razem zrozumiał, że jest poważniej niż do tej pory.

 

W dniu 19.08.2019 o 17:19, Heledore napisał:

Są cały czas i są natrętne. Są dni, kiedy są tak bardzo kojące i kuszące, jak nigdy wcześniej...

 

Same here.
Wizja zostawienia wszystkiego jest lżejsza niż kiedykolwiek.
Dostaję wypłatę i myślę, że wystarczy przynajmniej na trumnę i stypę. Wynoszę swoje rzeczy przed malowaniem pokoju z myślą, że graty po sobie już mam spakowane, a pokój sobie chociaż odświeżą po swojemu. Przykłady mogę mnożyć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Heledore napisał:

Dzięki. Może i nie warto ich słuchać, ale są cholernie głośne.

Ja dziś swoje zagłuszam muzyką "I WILL FOLLOW HIM - Sister Act" piosenka z filmu Zakonnica w przebraniu.

 

Godzinę temu, karanfil napisał:

Może zacznij po prostu z grubej rury od tego tematu? To czasami najlepszy sposób, żeby zacząć o czymś rozmawiać.

Już dziś przegadałam temat z T., chyba tym razem zrozumiał, że jest poważniej niż do tej pory.

Też dziś o tym rozmawiałam choć nie był to temat od którego zaczęłam. Wiem co mnie wciąż trzyma na tym świecie (moja córka). A same myśli są i sprawiają, że odsuwam się od ludzi by ich nie zranić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, Lilith napisał:

Skąd ja to znam. Jak to było: uczył Marcin Marcinka a sam głupi jak świnka. Najłatwiej jest doradzić komuś coś, co wydaje się rozsądne, ale samemu już gorzej z zastosowaniem. Na swojej terapii miałam podobnie. Terapeutka określiła to " byciem dobrą pacjentką". 

U mnie T widzi w tym strach przed byciem zaopiekowaną. Nie wierzę, że ktoś może się mną zająć więc by nie wzbudzać poczucia winy, nie narażać na przykrość drugiej strony to wolę nie mówić nic. Wczoraj T powiedziała, że mnie nie zostawi, że wie i widzi jak próbuję się odsunąć od wszystkich, również od niej, by tak było mi łatwiej skończyć ze sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Lilith napisał:

Dobrze, że wyłapała. Niektórzy psychoterapeuci tego nie potrafią i "olewają" odsunięcie się pacjenta. Nie wiem czy nie wiedzą, czy nie chcą wiedzieć, że ucinanie bliskości to wstęp do samobójczych planów. To jeden z sygnałów, że dana osoba potrzebuje pomocy, bo po głowie krążą myśli samobójcze...

Trochę już mnie zna i stety czy niestety już wyłapuje ileś rzeczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×