Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

Krwiopij, przykro mi bardzo Słoneczko... :( (przytula)

 

Paranoja, dobrze, że wracasz na terapię, dobry lekarz to podstawa. :great:

 

A moja terapia powoli ma się ku końcowi, właściwie to nawet teraz nie czuję, że na nią chodzę, ostatnio na początku sesji (półtora tygodnia temu) terapeutka powiedziała, żebyśmy wróciły do końca poprzedniej, bo wyszłam z niej wściekła, a ja nie dość, że nie pamiętałam dlaczego to w ogóle nie kojarzyłam najpierw, że wyszłam w furii, byłam zdziwiona o co jej chodzi. :shock: Dopiero potem sobie zaczęłam przypominać. W ogóle nie jest dobrze, bo zamiast analizować, co w czasie tego roku zyskałam, zaczęłam przeliczać, ile straciłam na to kasy, a nie jest to wcale taka mała suma. I jestem w punkcie wyjścia. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krwiopij, mamy osobowości ale generalnie inne od reszty świata. Ale czy zawsze to co inne musi być gorsze, złe? Oczywiście, jest ciężej. Jesteśmy troche inaczej ukształtowani, inaczej postrzegamy otoczenie i siebie.

Nie wiem, co Ci Haniu więcej powiedzieć. Wątpię, żeby w naszym wieku dało się zmienić osobowość - czym skorupka za młodu nasiąknie...

Okres nasiąkania mamy już za sobą, niestety. :?

 

miałam w nocy omamy słuchowe, aż się przestraszyłam. trwały, dopóki nie usnęłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haniu, jak Ty to trafnie ujęłaś... :( Niestety, bo chciałabym, żebyś się myliła. Taaa... wszystko zależy od nas, jasne, „kocham” te gadki terapeutyczne. :pirate: Nie wierzę. Już nie. Ba, w ogóle przestałam wierzyć w skuteczność terapii w przypadku borderline. A zaczęłam bardziej w to, że wraz z wiekiem może to trochę „zelżeje”, objawy staną się mniej dokuczliwe, tak jak to jest w większości przypadków. To chyba naprawdę nie jest uleczalne terapią.

Nie,ja nie potrafię zapanować nad przerastającą mnie tęsknotą czy innymi uczuciami. Nie potrafię nad tym pracować, nad swoją osobowością, przepracowywać traum, złych wspomnień. To mnie zabija. Żeby jakoś żyć staram się jak mogę zajmować czymś innym – choćby nauką, zwykłymi przyziemnymi sprawami, obowiązkami, żeby nie czuć, nie myśleć i nie zwariować. Żeby uczucia mnie nie zabiły odseparowuję się od nich często całkowicie. Z dwojga złego wolę już nic nie czuć, bo gdy czuję to mnie to dosłownie wgniata w ziemię i ciągnie na dno. :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To Bardzo przykre co piszecie, musicie się mylić.

Jest jeszcze jakieś wyjście, choć ja też go nie widzę ale pewnie jest, nie możemy zapanować nad uczuciami ale chyba terapeuci i psychiatrzy by nas nie okłamali ?

 

[Dodane po edycji:]

 

To Bardzo przykre co piszecie, musicie się mylić.

Jest jeszcze jakieś wyjście, choć ja też go nie widzę ale pewnie jest, nie możemy zapanować nad uczuciami ale chyba terapeuci i psychiatrzy by nas nie okłamali ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak się zastanawiam..po co ja w ogole to ciagne?

nie ma perspektyw na to,by bylo dobrze,nie ma nawet przeblysków.

jest tylko pustka,zniechcecnie,znudzenie i rozpacz.

samobojstwo,samobojstwo,krzyczy rozum.

 

Cóż. Powinnam napisać, że trzeba walczyć, ale mogę się podpisać pod tym, co napisałaś.

 

Ja tak samo. :evil:

 

Pustka, znudzenie wszystkim, wszystkimi i obezwładniający smutek, a do tego myśli samobójcze co kilka dni. Strasznie mi to wszystko ciąży...

 

Mimo to w pracy nikt nie podejrzewa, że mogę mieć jakieś problemy. Potrafię się dobrze zakamuflować jeśli zachodzi taka potrzeba, chociaż strasznie mnie to wycieńcza. Wśród moich współpracowników dało się mimo wszystko wyczuć lekką konsternację, kiedy powiedziałem im, że nie mam kobiety i póki co chyba nie chcę mieć, bo nie jestem na to gotowy. Był nawet moment w którym chyba pomyśleli sobie, że mogę być gejem. Whatever... Ogólnie czuję, że znowu jest gorzej. Cały entuzjazm z którym się tutaj zjawiłem, szybko ze mnie uleciał. Mam wrażenie, że znowu jest jak dawniej. Brak mi sił, mam ochotę walić głową i pięściami w ścianę. Nie wiem jak długo jeszcze ze sobą wytrzymam... No k*rwa dlaczego mnie to spotkało? Czy ten koszmar musi trwać? Zaczynam coraz poważniej zastanawiać się nad tym, czy już nie czas tego wszystkiego zakończyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, Też tak masz?

 

Monia, moje reakcje są przedziwne. W obliczu nieszczęścia własnego nieraz ogrom emocji, które mogą się pojawić mnie przerasta i wtedy totalnie się blokuje.

Natomiast wielokrotnie do łez doprowadza mnie oglądanie informacji o pobitych dzieciach, zaniedbanych starszych ludziach czy torturowanych zwierzątkach. W pracy też mi się zdarzyło, jak usłyszałam w radiu, że zmarł Michael Jackson. Wszyscy byli przejęci, podekscytowani, a ja ryczałam. Tak samo było jak przeczytałam o śmierci Heatha Ledgera. Zaczęłam w pracy przy kompie ryczeć. Inni ludzie tak nie reagują.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hania, przypomniało mi się teraz, że wcześniej o swojej indywidualnej pisałaś.

Szkoda, że tak wyszło.

 

Może w takim razie rzeczywiście opcja szpitala byłaby dobra na tę chwilę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego ten czas tak wolno płynie, dlaczego nie mogę się do niczego zebrać, Aśka weź się w garść... :evil: Oglądam drugi raz film "Spun", dziwny, bardzo dziwny, nawet nie wiem czy mi się podobał czy nie, dlatego oglądam jeszcze raz :P , dokładnie takie wrażenia miałam po obejrzeniu "Mechanicznej pomarańczy".

Czuję się samotna, chciałabym, żeby mnie ktoś przytulił. :(

We wtorek mam sesję i zastanawiam się czy iść. Moja relacja z terapeutką jest już chyba wypalona, to co było jest nie do odbudowania. Bez sensu. Tak sobie myślę, że gdybym o niej na dobre zapomniała to może potrafiłabym się znowu wkręcić w normalne życie, jak kiedyś. :? Tak w ogóle to za miesiąc czeka mnie spora zmiana - żegnaj domku rodzinny, witaj Warszawo... :P

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

-asia-, Krwiopij, dziewczyny.........proszę Was......kontynuujcie terapię! :(

Nie mozecie sie poddawać.

Nie chcę czytaćtakich wypowiedzi. Czuję się wtedy przygnębiona, odbieracie mi nadzieję. :( Macie gorszy czas teraz, jesień idzie............

Korba, Ty też chcesz zrezygnować z terapii?

Musi być lepiej dziewczynki!

Jest ch.jowo, ale będzie normalnie. Musi upłynac więcej czasu. Gdyby terapia nie pomagała .....to po co by w ogóle istaniała?

:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniś, ja się czuję... oszukana. :(:roll: Wierzyłam w tą terapię, mimo iż w czasie jej trwania częściej było mi o wiele gorzej niż przed jej rozpoczęciem, przywiązałam się ponad wszystko do terapeutki, i nagle... wszystko prysło, pstryk i Asia znowu musi radzić sobie całkiem sama. Zdziwiona, rozczarowana, pozostawiona sama sobie. Przetrwałam wiele odczuć odrzucenia, ignorowania mnie, zmiany zasad... Chociaż tego nie zapomniałam, kontynuowałam terapię. Nawet ten cholerny jej urlop przetrwałam chociaż on wszystko całkiem już zmienił. Ale moja terapeutka nadal nie ma dla mnie czasu. I nie wiem jak długo to potrwa. Nie mam z nią żadnego kontaktu, nawet gdy jestem w bardzo kiepskiej formie. Ja już nie mam cierpliwości i siły na tą terapię, jestem przez nią gorszym emocjonalnym wrakiem niż byłam. Szukałam stabilizacji a jeszcze bardziej się przez to rozstroiłam. Pora zwinąć swoje zabawki i wrócić do swojej piaskownicy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haniu, przytulam się... :D

Ja w pierwszych miesiącach biegałam na terapię jak na skrzydłach, a moja terapeutka wydawała mi się wybawieniem, była jak kochana mamusia, przy niej czułam się bezpiecznie, jej wyjawiłam najbardziej wstydliwe i przerażające sekrety, otworzyłam się przed nią jak przed nikim innym w swoim życiu, jej bliskość nie napawała mnie wstrętem jak w przypadku innych osób, nie bałam się nigdzie iść, bo wyobrażałam sobie, że ona idzie ze mną, wydawało mi się, że mam tylko (ale i aż) ją, a teraz... czuję się zdradzona i znów jestem całkiem sama.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika, nie, na razie nie rezygnuję z terapii.

Chociaż tak jak Hania, żadnej terapii nie ukończyłam. W przeciwieństwie do Was nigdy do żadnego terapeuty się nie przywiązałam. Zawsze trzymałam bardzo duży dystans. Wręcz nie umiałam się zbliżyć. Terapia nie miała nigdy silnego wpływu na mnie.

Zobaczę jak będzie teraz, choć Małgosię bardzo lubię i mam z nią świetny kontakt, nie wiem, czy terapia mnie uzdrowi. Na pewno te rozmowy dużo wnoszą, są mądre, intensywne, czasem emocjonalne, czasem zabawne. Uczę się czegoś o sobie. Ale nie wierzę, że to mnie całkowicie odmieni.

Myślicie, że z tego nie wyjdziecie? Macie jeszcze na to czas... Ja mam go znacznie mniej. Mam 34 lata i mam do końca życia latać po lekarzach i psychologach? Ja to dopiero jestem zrezygnowana... Czuję, że kompletnie nic dobrego mnie już w życiu nie czeka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krwiopij, nie, nie chciałam by zabrzmiało to tak, jakbym mówiła, że całe życie przed Tobą, bo wiem, że to takie głupie jak "weź się w garść"... chodzi mi o to, że upływ czasu ostatnio bardzo źle na mnie działa, mam kryzys tożsamości dużo gorszy niż w wieku 20 lat. czuję się stara, brzydka i do śmietnika. jeszcze niedawno mówiłam, że nie będę chodzić na terapię, bo już mi się to nie opłaca.

moja siostra ma męża, 4 dzieci, firmę, piękny dom i żyje zwykłym życiem, w którym się totalnie spełnia. tak samo się do niej porównuję. jestem przy niej jak niewypał, wybryk natury.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krwiopij, przypomniały mi się dwa najbardziej cyniczne zwroty jakie można powiedzieć osobom w takiej sytuacji jak my. Pierwsze to właśnie "całe życie przed tobą" ,a drugie "ciesz się ,że żyjesz". Normalnie nie wiem czy śmiać się czy płakać jak od kogoś takie coś słyszę. Ja bym komuś to powiedział tylko wtedy gdybym chciał komuś na maxa dokopać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drażni mnie to , że w imię jakiejś idealizacji i sztywnych zasad moralnych , nie można poprosić o eutanazję. Dostać zastrzyk usypiający tak jak to robi się zwierzętom i w spokoju odejść. Dobrze wiadomo , że z tym typem zaburzeń co większość z nas ma za wiele nie da się zrobić , a poziom cierpienia przekracza już wszelkie granice. Gdyby na ból psychiczny można było umrzeć , to od ośmiu lat już bym nie żył.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krwiopij, Hania, to nie brzmi śmiesznie. Ja miewałam kryzysy tak samo jak Ty, chodzi mi o to, że teraz jest jeszcze gorzej! Uczucie pustki się zmieniło, przekształciłam się w chodzącą pustkę. W zombie.

A co do dorastania, to nie wiem, też nie miałam normalnego dzieciństwa, a teraz czuję się staro, będąc jednocześnie kimś całkowicie niedojrzałym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak sobie myślę,czy ktoś kto nigdy nie byl dzieckiem w ogole może dorosnąć?

Nigdy tak naprawdę nie bylam młoda.

 

Dokładnie, tak jest i w moim przypadku. :pirate:

 

Słuchajcie, co zrobić, żebyśmy jakoś zmienili nastawienie, żebyśmy się jakoś podźwignęli i potrafili dostrzec promyki radości, a nie tylko dołowali? :( Ja zauważyłam, że mam tendencję do pławienia się w swoim nieszczęściu, chociaż chcę być szczęśliwa, chcę wyzdrowieć to jednocześnie często chciałabym się pogrążyć, a uświadamianie sobie w jakim jestem beznadziejnym położeniu i dokopywanie sobie w ten sposób sprawia mi swojego rodzaju...hmm... przyjemność..? :oops: Wy też macie czasem takie uczucia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×