Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

ech, dla mnie to dzień jak co dzień.... :(

 

Joasia jakoś nie widzę sensu w psychoterapii 2x w tygodniu po godzinie. Zresztą trzech psychiatrów powiedziało, że tylko kompleksowa terapia, dzialanie ze wszystkich stron może w moim wypadku pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ech, dla mnie to dzień jak co dzień.... :(

 

Joasia jakoś nie widzę sensu w psychoterapii 2x w tygodniu po godzinie. Zresztą trzech psychiatrów powiedziało, że tylko kompleksowa terapia, dzialanie ze wszystkich stron może w moim wypadku pomóc.

 

Rozumiem... Ja mam problemy z niestabilnością emocjonalną i chodzę na terapię 2 x w tygodniu po godzinie, muszę powiedzieć, że pomaga, wcześniej chodziłam raz w tygodniu i to było zdecydowanie za mało, wtedy właśnie chciałam kilka razy rezygnować, teraz jest dużo lepiej. Ale wiadomo - każdy przypadek jest inny...

Może w takim razie spróbuj powierzyć swojego pieska komuś zaufanemu, tylko na pewien czas, a sama podejmij terapię na oddziale... Chcesz tak cierpieć do końca życia..?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moj pies zostałby w domu z tatą, krzywda by mu się nie działa, ale wiesz, ja po prostu nie mogę znieść tego, że będzie za mną tęsknił. WIzja, że dni mijają, on czeka i czeka, a ja nie wracam... na samą myśl robi mi się gorąco. Chodzi tylko o niego, mam na tym punkcie świra :( to dlatego, że nie mam wokół siebie żadnej zaufanej osoby, dawno temu znajomi się wykruszyli, o przyjaciołach nie ma mowy, a on jest zawsze, tylko on. Dziecinne... że tylko spojrzenie na niego, pogłaskanie, przytulenie daje mi jakąkolwiek ulgę.

Z drugiej strony staram się sobie wmawiać, ze to tylko 2 miesiące, przepustki na weekendy a może zmienic się moje życie.

Nie wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moj pies zostałby w domu z tatą, krzywda by mu się nie działa, ale wiesz, ja po prostu nie mogę znieść tego, że będzie za mną tęsknił. WIzja, że dni mijają, on czeka i czeka, a ja nie wracam... na samą myśl robi mi się gorąco. Chodzi tylko o niego, mam na tym punkcie świra :( to dlatego, że nie mam wokół siebie żadnej zaufanej osoby, dawno temu znajomi się wykruszyli, o przyjaciołach nie ma mowy, a on jest zawsze, tylko on. Dziecinne... że tylko spojrzenie na niego, pogłaskanie, przytulenie daje mi jakąkolwiek ulgę.

Z drugiej strony staram się sobie wmawiać, ze to tylko 2 miesiące, przepustki na weekendy a może zmienic się moje życie.

Nie wiem.

 

Bynajmniej nie uważam, że to dziecinne, że jesteś tak przywiązana do swojego psa. Często zwierzęta zdają się rozumieć nas lepiej niż ludzie, nie ranią, i tak jak napisałaś o swoim piesku - przytulenie go, pogłaskanie daje ulgę, cieplej się robi na sercu, gdy się pragnie bliskości i ciepła...

Jednak naprawdę weź poważnie pod uwagę tą 2miesięczną terapię, tym bardziej, że będziesz mogła w każdy weekend być w domu. To dla Ciebie duża szansa, możesz bardzo wiele zyskać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za wysłuchanie,

oczywiście nastawiam się raczej na pobyt w szpitalu. W środę idę do psychologa, z polecenia, pierwsza wizyta- jeśli okaże się fajna, może bym przeznaczyła te spotkania właśnie na oswojenie się z rozłąką z psem, skoro w Klinice Nerwic mam się zając wszystkim innym ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja już po. Było ok, chociaż po jednym razie to niewiele można powiedzieć. Ale mam ochotę iść do niej jeszcze raz, więc to już dużo. No i ma psa :D tylko strasznie drogo, 150 zł, dwa razy w tygodniu raczej nie dam rady... cena i słaby dojazd z mojej dzielnicy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja już po. Było ok, chociaż po jednym razie to niewiele można powiedzieć. Ale mam ochotę iść do niej jeszcze raz, więc to już dużo. No i ma psa :D tylko strasznie drogo, 150 zł, dwa razy w tygodniu raczej nie dam rady... cena i słaby dojazd z mojej dzielnicy...

 

Oooo, to świetnie, że tam poszłaś, i że wrażenia ogólnie pozytywne! :mrgreen: Po pierwszym spotkaniu faktycznie trudno więcej powiedzieć, ale to, że chcesz iść do niej kolejny raz znaczy, że chyba złapałyście dobry kontakt, a to bardzo ważne :smile: 150 zł - no drogo... :shock: , kolejne wizyty też tyle? :shock: Może tylko pierwsza tyle kosztowała, dopytywałaś się? Zazwyczaj kolejne wizyty są już tańsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rimbaud, dokładnie tak jak Paranoja napisała, możesz jej powiedzieć, że trudno Ci będzie poradzić sobie finansowo, kurcze, aż mi się nie chce wierzyć, że każda następna wizyta będzie kosztować 150 zł. :shock: Ja chodzę do świetnej psychoterapeutki w Wawie, która za pierwszą wizytę bierze 120 zł, a za każdą następną 100 zł, z tym, że dla osób przewlekle chorych i studentów dodatkowo istnieje oprócz tego możliwość zniżki, więc udaje mi się jeszcze mniej płacić. :mrgreen: Inaczej bym nie dała rady, i tak oszczędzam, nie chcę rezygnować z tej terapii, bo bardzo mi pomaga. :(

Moim zdaniem powinnaś się śmiało dopytać czy może istnieje szansa na jakiś upust, bo bardzo zależy Ci na terapii, ale koszty Cię przerastają...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a terapi ana NFZ wchodzi w gre ???przy tych zaburzeniach?np w poradni przyszpitalnej lub poradni zdrowia psychicznego?oczekiwanie jest długie mase chętnych ale uwazacie zę jest gorsza od prywatnej no bo jak sie pląci to terapeuta bardziej sie stara jak to z lekarzami??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magic, oczywiście, ja chodziłam przez dwa lata do szpitala ze skierowania, nie wiem ile się czeka, to chyba zależy od miasta, chociaż ostatnio czytałam że do psychiatry skierowania nawet nie trzeba. Teraz przeszłam do Ośrodka Interwencji Kryzysowej - też za darmo.

 

Lekarz, to lekarz, nie sądzę, by ten któremu płacisz był w jakimś stopniu lepszy. Wydaje mi się, że oni to raczej zbywają pacjenta, bo przecież w kolejce czeka następny, więc nastepne pieniądze, a jak idziesz z NFZ to dla nich nie ma znaczenia czy poświęcą Ci 30 minut czy godzinę, a przecież kompetencje mają te same.

 

Ja powtarzam ciągle, nie po to płacę składki zdrowotne, by płacić lekarzowi za leczenie, więc czekam ale to czekanie wcale nie jest aż tak długie. Mam koleżankę, która chodzi wszędzie prywatnie do tych samych lekarzy co ja z NFZ. I jakoś ona wcale zdrowsza nie jest dzieki temu, w szpitalu jak leżałyśmy nie była szczególniej traktowana.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magic, ja też nie uważam, żeby lekarz przyjmujący prywatnie był specjalnie lepszy czy inaczej traktował pacjentów niż ten na NFZ. Ja chodzę na psychoterapię prywatnie, gdyż zależało mi na konkretnej psychoterapeutce, a ona ma swój prywatny gabinet.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

może taki dzień? życie ogólnie czasem wydaje sie bardziej do dupy niż jest w rzeczywistości.

 

mi na szczęście przeszło myślenie o zabiciu się, choć nadal tkwię w masie niepozałatwianych spraw i zawalonych obowiązków. marzy się ucieczka od odpowiedzialności za siebie...ale już nie w śmierć. zastanawiam sie czy nowe leki przypadkiem nie zaczęły działać(?), czy może to ja zaliczyłam naturalne chwilowe wahnięcie w górę, tak czy inaczej, choć nadal nigdzie nie wychodzę, przynajmniej wcześniej zwlekam się z łóżka..i nawet jem śniadania. oczywiście - grupy mi brakuje, ludzi mi brakuje, opieki psychologicznej, prób zrozumienia po co i dlaczego tak działam i co mi właściwie jest także...ale na razie nie dobijam samej siebie na tyle by walić głową w mur...och, oby poprawiało się dalej. oby to nie było tylko na moment.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja dziś byłam na psychoterapii, terapeutka słusznie powiedziała, że stoję na granicy zdowia i choroby... Nie można powiedzieć, że jestem psychicznie chora, ale całkiem zdrowa też nie. Nie mam psychozy, ale stany prepsychotyczne czasem mi się zdarzają w stanach silnego stresu. Klasycznej depresji nie mam, a jednak stany depresyjne okresowo można u mnie zaobserwować. Anoreksja niby wyleczona, a jednak daleko mi w tej sferze do normalności jeśli chodzi o myślenie i traktowanie jedzenia. Nerwicy typowej także nie mam, a jednak w pewnym sensie trochę tak. Jak to border...

I powinnam się zastanowić jak się poruszyć bardziej w kierunku zdrowia niż choroby. Bo niby robię kroki do przodu, ale jednocześnie podstawiam sobie nogę. :evil: Chcę i nie chcę być zdrowa. To dla mnie skomplikowane... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chcę i nie chcę być zdrowa.

właśnie, bo gdy jestem zdrowa nie będę na tyle wyjątkowa, na tyle inna, an tyle godna uwagi kogoś, będę zwykłym szarym człowiekiem, który niczym nie różni się wśród tłumu, którego nikt nie zauważa, nikogo nie obchodzę.

 

Dziś uświadomiłam sobie, że jestem uzależniona... od ludzi, ja potrzebuję ludzi by żyć. Ostatnio bardziej zainteresował się mną kolega taki... znajomość wyłącznie internetowa, on w związku, ale wczoraj pierwszy raz rozmawialiśmy na skypie, a własciwie to oglądaliśmy się na skypie i pisaliśmy. Ewidentnie chciał mnie sprowokować do flirtu. I mimo, że wiem, że ma dziewczyne, mimo, że pewnie ściemnia tylko po to by osiągnąć cel jakiś, mimo, że wiem, że realnie to nie ma szans w ogógole to jednak zamiast mu powiedzieć, że zachowuje się nie w porzadku, choćby w stosunku do swojej dziewczyny flirtując ze mną i prawiąc mi komplementy to jednak w to brnę. Brzydzę się sobą i jednocześnie chcę tego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właśnie, bo gdy jestem zdrowa nie będę na tyle wyjątkowa, na tyle inna, an tyle godna uwagi kogoś, będę zwykłym szarym człowiekiem, który niczym nie różni się wśród tłumu, którego nikt nie zauważa, nikogo nie obchodzę.

 

Z ust mi to wyjęłaś... :roll:

 

Dziś uświadomiłam sobie, że jestem uzależniona... od ludzi, ja potrzebuję ludzi by żyć. Ostatnio bardziej zainteresował się mną kolega taki... znajomość wyłącznie internetowa, on w związku, ale wczoraj pierwszy raz rozmawialiśmy na skypie, a własciwie to oglądaliśmy się na skypie i pisaliśmy. Ewidentnie chciał mnie sprowokować do flirtu. I mimo, że wiem, że ma dziewczyne, mimo, że pewnie ściemnia tylko po to by osiągnąć cel jakiś, mimo, że wiem, że realnie to nie ma szans w ogógole to jednak zamiast mu powiedzieć, że zachowuje się nie w porzadku, choćby w stosunku do swojej dziewczyny flirtując ze mną i prawiąc mi komplementy to jednak w to brnę. Brzydzę się sobą i jednocześnie chcę tego.

 

:shock: Kurde, jakbym czytala o sobie. :shock: Tzn. ja też się właśnie angażowałam w takie rożne znajomości internetowe, wprawdzie nie z mężczyznami będącymi w związku, ale z facetami uwikłanymi w różne dziwne, trudne problemy... I nigdy się to dobrze nie kończylło. :roll: I miałam to samo uczucie - z jednej strony nie chciałam i się sobą brzydziłam, a z drugiej strony mnie do tego ciagnelo. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, u mnie to wynika z bardzo niskiego poczucia wlasnej wartości, szukam dowartowściowania właśnie w takichh dziwnych układach, wiadomo, jeśli jakis mężczyzna się mną interesuje, tzn że jednak coś znaczę, jako kobieta, jako osoba, jako człowiek, że ktoś na mnie zwrócił uwagę i pragnę tą uwagę zatrzymać jak najdlużej, czasem na siłę manipulując emocjami (np jedną osobę szantażowalam emocjonalnie tnąc sie). Moje znajomości często kończą sie, bo ja zbyt szybko się angażowałam, z jednej strony balam się, bo co on niby ode mnie chce, jak ja mu sie mogę podobać, pewnie chce mnie tylko wykorzystać, ale jednocześnie to, że do mnie pisał czy pisze (tak jak teraz ten chłopak) powoduje, że chociaż na chwilę czuję się jakaś inna, wyjątkowa, fajna, lubiana. I potem cierpie i pluję sobie w twarz, bo wiedziałam, że tak będzie a jednak nie potrafilam panować nad soba, nad swoimi słowami, czynami, gestami, zachowaniem...

Uczucie odrzucenia u mnie jest tak silne, że cieszyłam się jak dziecko, że ide do szpitala, bo ktoś tam będzie sie mną opiekował, bo ktoś rano przyjdzie spyta jak się czuję, czy mnie coś boli, nie jestem tam taka samotna i odrzucona. Zawsze cieszyły mnie wszelkiego rodzaju choroby, okaleczenia, czy cokolwiek,, co pozwoliło jakos na siebie zwrócić uwagę.

 

[Dodane po edycji:]

 

a i dodam, że nie chodzi tu o bycie w centrum uwagi, nigdy nie lubiałam byc "dusza towarzystwa", chodzi o zwykłe poczucie bycia potrzebnym

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to jest chyba powszechne zjawisko u osób z niską samooceną. Ja niestety jestem mistrzem w obstawianiu się wymówkami, powodami i usprawiedliwieniami. To mi wczoraj uświadomiła psycholog ( druga wizyta) jednocześnie taaak przytłaczając psychicznie, że koniec. Parę dni było lepiej, poszłam tam z nadzieją, w ogóle miałam ochotę kontynuować opowieść mojego strasznego życia, jaka jestem biedna, niekochana, samotna ;) a ta mnie wzięła pod włos i strasznie wymęczyła. Wnioskiem obustronnym z wizyty jest : jestem ciężarem dla rodziny, i w ogóle ludzi z którymi mam styczność od święta, wcale nie jestem biedna tylko leniwa, podoba mi się życie w zawieszeniu, nic nie muszę, robie z siebie ofiarę bo tak mi wygodnie, znajduję sto powodów by ' nie robic' bo to łatwiejsze niż jeden sposób by robić. Zgadzam się, ale to dla mnie idealne wytłumaczenie- jestem skończona i już ;) nie widzę sensu robienia czegokolwiek, a jak mnie wywalą z domu to się zabijam i już. Wiem, jakie to egoistyczne i straszne, ale co mam zrobić, skoro TAK MAM? psycholog powiedział, że ma wielu innych pacjentów którzy chcą sobie pomóc i jeśli chcę, mogę wyjść. Z jednej strony to powyższe to racja, a z drugiej to sie stało za szybko, przecież ja na każdą ingerencję w moją hermetycznie zamkniętą norę reaguję ucieczką i schowaniem się jeszcze bardziej, więc... oczywiście zrezygnowałam. Na pierwszej wizycie rozmowa była ustawiona raczej pode mnie, że ja jestem biedna ;) a teraz prosto z mostu, zanim cokolwiek powiedziałam, ze to moje otoczenie jest mną przywalone i wszyscy mają dość.

sorry za wywód.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×