Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

to jest chyba powszechne zjawisko u osób z niską samooceną. Ja niestety jestem mistrzem w obstawianiu się wymówkami, powodami i usprawiedliwieniami. To mi wczoraj uświadomiła psycholog ( druga wizyta) jednocześnie taaak przytłaczając psychicznie, że koniec. Parę dni było lepiej, poszłam tam z nadzieją, w ogóle miałam ochotę kontynuować opowieść mojego strasznego życia, jaka jestem biedna, niekochana, samotna ;) a ta mnie wzięła pod włos i strasznie wymęczyła. Wnioskiem obustronnym z wizyty jest : jestem ciężarem dla rodziny, i w ogóle ludzi z którymi mam styczność od święta, wcale nie jestem biedna tylko leniwa, podoba mi się życie w zawieszeniu, nic nie muszę, robie z siebie ofiarę bo tak mi wygodnie, znajduję sto powodów by ' nie robic' bo to łatwiejsze niż jeden sposób by robić. Zgadzam się, ale to dla mnie idealne wytłumaczenie- jestem skończona i już ;) nie widzę sensu robienia czegokolwiek, a jak mnie wywalą z domu to się zabijam i już. Wiem, jakie to egoistyczne i straszne, ale co mam zrobić, skoro TAK MAM? psycholog powiedział, że ma wielu innych pacjentów którzy chcą sobie pomóc i jeśli chcę, mogę wyjść. Z jednej strony to powyższe to racja, a z drugiej to sie stało za szybko, przecież ja na każdą ingerencję w moją hermetycznie zamkniętą norę reaguję ucieczką i schowaniem się jeszcze bardziej, więc... oczywiście zrezygnowałam. Na pierwszej wizycie rozmowa była ustawiona raczej pode mnie, że ja jestem biedna ;) a teraz prosto z mostu, zanim cokolwiek powiedziałam, ze to moje otoczenie jest mną przywalone i wszyscy mają dość.

sorry za wywód.

 

No faktycznie, ta pani psycholog postanowiła chyba zastosować terapię szokową :shock::shock::shock: . Owszem, często taki kubeł zimnej wody na głowę pomaga otrząsnąć się z pewnych spraw choć nie jest to przyjemne, ale nie jestem pewna czy przy wzajemnym poznawaniu się i budowaniu relacji terapeutycznej nie za szybko na takie "kubły", w końcu osoby z zaburzeniem osobowości mają kłopoty z zaufaniem drugiej osobie, tak jak napisałaś zamykają się wtedy często jeszcze bardziej i no właśnie rezygnują z dalszej terapii, to typowe. :? Ja na pewno postąpiłabym tak jak Ty - zrezygnowałabym, choć ucieczka to nie jest dobry sposób... :( Albo może i nie - poszłabym do niej jeszcze raz, z ciekawości - jak tym razem będzie mnie traktować...

A może to była prowokacja, żeby zobaczyć jak reagujesz, czy kontrolujesz swoje emocje czy łatwo wpadasz w gniew, wybuchasz, może chciała poznać Twoje prawdziwe "ja"? To dopiero druga wizyta, więc ona Cię tak naprawdę w ogóle jeszcze nie zna... Może spróbuj jeszcze do niej pójść, zobaczysz jak będzie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 nad ranem a ja siedzę i się zastanawiam nad swoim życiem. Skończyłam videorozmowę (bardziej video niż rozmowę) z kolegą, który zawsze mi się podobał w jakiś tam sposób, miałam do niego słabość. Mimo, że znamy się jedynie wirtualnie mamy jakiś sporadyczny kontakt na gg, gdzie z reguły podsyła mi linki jakieś, albo na nk czasem luka w mój profil.

 

Jakoś 2,3 dni temu szok, nie wiem co jest grane, ale mnie podrywa. Ewidentnie robi to. Oczywiście szukam podstępu w tym i haczyka, no bo przecież musi być, dlaczego się mną akurat zainteresował po długim okresie znajomości. Z jednej strony podoba mi się ta znajomość, chcę w to wejść ale z drugiej, on ma kobietę, mieszka w Irlandii, no i cała masa innych "ale", że i tak nic z tego nie będzie. Wmawiam sobie, że go tylko pociągam, żeby czasem nie popłynąć i nie 'zakochać się". Nawet nie wiem jak to nazwać, już prędzej - uzależnić się od niego. Mam świadomość, że to tylko net, tylko pociąg, ale boję się, że i tak się zaangażuje i zawsze jak nie będzie pisał do mnie to będę miała wrażenie, że ma mnie w dupie albo coś.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwów 4 nad ranem, znów kończę rozmowę z kolegą, który znów mial na mnie ochotę.

Drogi Mój kolego, nie wiesz, że o Tobię piszę, ale naprawdę zawsze mi się podobałeś. Masz kobiete i moglabym mieć to gdzies i się zabawić na skypie, ale nie mogę, nie potrafię, boje się, wstydzę, mam wyrzucty sumienia. Z jednej strony chcę, mam na Ciebie ochote, chcialabym bys mnie pieścił i [...] ale z drugiej strony wiem, że to nie ma sensu. Nie zostawisz swojej kobiety, nie bedziesz ze mną, być może nawet nigdy sie nie spotkamy. Bardzo się bronie i walczę ze soba jak tylko mogę by nie popłynąć jak to jest za każdym razem, gdy ktoś na mnie wzróci uwagę. Racjonalnie jeszcze nad tym panuje, wmawiam sobie, że mnie nie kochasz, że ja Ciebie nie kocham, że nie ma szans nasza znajomość na nic więcej oprócz zwyklego kumpelstwa. A nawet jeśli się spotkamy, to chciałabym móc spojrzeć Ci w oczy i nie myśleć o Tobie w kategorii mężczyzny a tylko kolegi. Nie chcę miec przed oczyma wyobraźni Twojego penisa.

Proszę, błagam, toczę walkę ze sobą.

 

Chcę i nie chcę

Pragę i sie boję

 

Zabijcie mnie najlepiej.

 

[Dodane po edycji:]

 

dlaczego jak jakiś facet zwróci na mnie uwagę to mam wrażenie że mnie kocha?

dlaczego nie potrafię oddzielić przyjaźni/zwykłej znajomości od miłości?

dlaczego z jednej strony chcę a z drugiej się boję?

dlaczego jednego dnia kocham, a na drugi nienawidzę?

dlaczego chcę a jednocześnie uciekam?

 

[Dodane po edycji:]

 

Chciałeś znać prawdę o mnie. Najgorsze rzeczy o mnie, o których nigdy nikomu nie mówiłam i które nigdy nie wyszły na jaw. Jak je wytłumaczę? Jak wytłumaczę to kim jestem, jeśli sama nie jestem pewna? Jak mam zebrać w słowa najgorsze rzeczy o mnie, przed którymi wciąż uciekam?

Zdradzę Ci moje tajemnice, powiem Ci wszystko. Może to mi pomoże. Może mnie znienawidzisz za to, a może zrozumiesz. Nie wiem. Mam już jednak dość uciekania. A więc oto prawda. Sam tego chciałeś.

 

Nienawidzę Cię. To nie prawda, ale czasem myślę, że jednak tak. Nie odpowiem na Twoje telefony, nawet jeśli chcę z Tobą rozmawiać. Nie zadzwonię do Ciebie, nawet jeśli każda moja część tego chce. Będę na Ciebie zła, będę chciała Cię skrzywdzić, odepchnę Cię od siebie, ponieważ boję się dać Ci się zbliżyć. Potrzebuje Twojej uwagi, Twoich zapewnień, lecz powitam je chłodną obojętnością. Jestem zazdrosna o uwagę jaką poświęcasz innym, o Twoje pochlebstwa pod adresem innych. I jestem wściekła na Ciebie za najmniejsze ignorowanie mnie. Jednego dnia czuję się bardzo blisko Ciebie, kocham Cię, oddałabym za Ciebie życie, innego dnia czuję, że Cię nienawidzę i chcę Cię wyrzucić z mojego życia, na zawsze. Czasami będę szukać pretekstu aby od Ciebie uciec. Może nawet Cię sprowokuje, abyś mi go dał. A gdy pretekst już się znajdzie i skreślę Cię z mojego życia (a zrobię to nie zważając na nic; to ile lat byliśmy razem i jak bardzo mnie kochasz nie będzie mieć znaczenia) – będę później tego czasami bardzo żałować. Ale nie zmienię decyzji, nie wyciągnę do Ciebie ręki: moja duma nie pozwoli mi zawrócić. Pójdę dalej, przed siebie.

 

Mam coś w rodzaju amnezji, może zawsze miałam, nie pamiętam. Biorę każde wydarzenie, każdy dzień, każdą konwersację jako osobne wydarzenie, zawsze szukając znaków tego, iż chcesz mnie zranić. Kiedy czuję się lekceważona – wściekam się i zapominam o tym następnego dnia zanim powiesz mi jak bardzo Ci zależało, jak bardzo Cię to zabolało. Jest mi wtedy bardzo przykro. Ale szybko o tej sytuacji zapominam, historia się powtarza. Ranię... ranię i wykańczam, Ciebie, innych; wszystkich, którzy są blisko i na których mi zależy.

Jestem sprzeczna. Jest we mnie część, która jest szczęśliwa, pewna siebie, niezależna i rozważna. I druga część, która jest niepewna, zagubiona, w potrzebie. Nigdy nie wiem, którą częścią będę następnego dnia, ani nawet za godzinę. Za każdym razem, gdy myślę, że się kontroluję, gdy wiem iż zależy Ci i czuję się dobrze co do naszej znajomości, strach, zwątpienie i chęć ucieczki może wrócić. Może z czasem całkiem minie, ale wątpię. Raczej zabierze jeszcze jedną bliską relację, jeszcze jednego przyjaciela, jeszcze jeden dzień. A potem... znowu wróci. Zawsze wraca.

 

Nie lubię tego. Nie lubię tego, że bywam potrzebująca i lgnącą. Nieznoszę moich słabości, nikomu o nich zwykle nie mówię i sama staram się o nich nie myśleć. Wciąż od nich uciekam. Nie lubię też tego, że ranię ludzi i jestem niemiła i sarkastyczna. Nie chcę ranić. Chcę innym pomagać, mimo że często ich niszczę. Oni wyciągają do mnie przyjazną rękę, ja w niej widzę narzędzie ataku i bronię się. Atakiem. Chcę mieć emocje kiedy są one na miejscu, emocje adekwatne do danej sytuacji. Lecz nie mam. Częściej chcę nie mieć emocji, lecz potrafi mnie bardzo zasmucić tak błaha rzecz jak Twoje jedno krzywe spojrzenie na mnie, wywołać taką lawinę myśli, iż 30 sekund później z powodu wewnętrznego bólu będę myśleć jak się zabić, jak zakończyć to życie, bo nie mam już sił. Jak długo można tak żyć? Chcę być blisko Ciebie, mimo że odpycham Cię od siebie.

Chcę żyć, a mimo to...

 

lepiej bym nie umiała tego ubrać w słowa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Paranoja, to, co wyprawiamy (sama miałam niedawno romans z pracownikiem - żonatym i skończyło się to paskudnie nie tylko dla mnie...) to już desperacja, totalny brak szacunku do siebie samego... Gotowość poniżenia się do każdego stopnia, oby tylko przez chwilę poczuć się jakakolwiek... byle inna niż kreuje to Nasze wyobrażenie o sobie samym... z rąk do rąk całe życie... jak piękna lalka, która jednak szybko się nudzi - byle przez chwilę widzieć ten blask w oczach, gdy patrzy na mnie...coś, czego nigdy nie zobaczę w swoich własnych... Miotam się w skrajnościach - raz na granicy szczęścia, raz śmierci... wszystko zmienia się tak ogromnie szybko. Nie panuję nad tym zupełnie - tak, jakby ktoś pociągał sznureczkami, jakbym naprawdę nie istniała, była tylko jakąś szmacianą lalką, marionetką - na nic nie mam wpływu wszystko się toczy, dzieje a ja znalazłam się tylko w wirze tych wydarzeń... dlatego pakuję się w różne, dziwaczne i niezdrowe sytuacje, nie ważne jakie i nie ważne, co muszę ze sobą zrobić - byle ktoś na chwilę przystanął zanim pójdzie dalej, zanim po mnie przejdzie... przynajmniej przez chwilę przystanął... nie ważne, czy na mnie nawrzeszczy czy mnie przytuli... ważne, że zwróci uwagę. Czasem ktoś przystanie na dłużej... być może coś we mnie interesującego dostrzeże, być może zacznie mu zależeć, zacznie się starać mnie zabrać ze sobą dalej... nikomu się to nie udaje. Jakbym chciała tkwić w tym punkcie, jakby było mi tam wygodniej i oczekuję, że zostanie tam ze mną... ale to nie możliwe. Prędzej, czy później przyjdzie moment, że ta druga osoba ucieka nie przed mną a już przed sobą - przed splątaniem które wnoszę w jego życie tym 'chceniem i niechceniem', sam popada w skrajności nie mogąc wiedzieć, czego się spodziewać, na co liczyć... i się poddaje dlatego odchodzi pewnie w przekonaniu, że to jego wina lub że jest do niczego... :-| wyrządzam nieustanne krzywdy. Jak już ktoś się pojawi to moje zdziwienie nie pozwala w to uwierzyć... testuję go na różne sposoby, katuję, torturuję niepewnością i zmiennością nastawienia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bardzo się staram rozważać 10 razy czyjeś słowa... często zagryzam zęby i liczę od 10 w dół... byle nie popsuć relacji... niestety, częściej wybucham poczuciem winy (to chyba rodzaj szantażu) obrażając siebie co z kolei powoduje, że ta druga strona ma wyrzuty... lub odgryzam... taki błędny krąg... gdy za długo myślę lub przemilczę - i tak widać, że coś nie tak - od razu zmienia się mój ton głosu, odsuwam się... czasem nawet miłe słowo potrafi mnie wytrącić z równowagi... współczuję i podziwiam mojego faceta... Dzisiaj po raz x-ty zrywałam... czy ktoś ma jakieś praktyczne pomysły jak sobie radzić z tą huśtawka :?::?::?:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dlaczego jak jakiś facet zwróci na mnie uwagę to mam wrażenie że mnie kocha?

dlaczego nie potrafię oddzielić przyjaźni/zwykłej znajomości od miłości?

dlaczego z jednej strony chcę a z drugiej się boję?

dlaczego jednego dnia kocham, a na drugi nienawidzę?

dlaczego chcę a jednocześnie uciekam?

 

 

Ech mam tak samo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witka... chyba przeniose sie do tego dzialu na dluzej... dostalem wypis po 3 tygodni z szopienic , terapia przerwana.. proponowane dalsze leczenie na oddziale zaburzen osobowosci w krakowie.. tak zaczynaja w sierpniu..moze ktos zna jakis dobry osrodek ktory sie zajmuje takimi schorzeniami??musi byc calodobowy ze wzgledu na lęki musze byc narazie hospitalizowany...:( bylo nn , nl , dep. a teraz to... co nastepne...?? narazie sie dusze tak realnie ze az przerazajaco...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dlaczego jak jakiś facet zwróci na mnie uwagę to mam wrażenie że mnie kocha?

dlaczego nie potrafię oddzielić przyjaźni/zwykłej znajomości od miłości?

dlaczego z jednej strony chcę a z drugiej się boję?

dlaczego jednego dnia kocham, a na drugi nienawidzę?

dlaczego chcę a jednocześnie uciekam?

 

 

Ech mam tak samo...

Może dlatego, że po prostu nie macie nikogo bliskiego, a macie ogromną potrzebę posiadania takiej osoby, bycia kochanymi? I jak tylko ktoś się pojawi na horyzoncie, kto choćby w przybliżeniu spełnia tę potrzebę, to trudno wam traktować go właśnie inaczej, niż "tego jedynego". Możliwe, że gdy poznacie właśnie "tego jedynego", to traktowanie innych po przyjacielsku przyjdzie wam bezwiednie, niezauważalnie i bez żadnego wysiłku. Czego Wam życzę. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

boże u mnie tak źle.... chwila euforii i znów wszystko zawaliłam, jak przeczytałam powyższe posty o relacjach z ludźmi to płakałam pól dnia, wyłam, mam tak samo. zniszczyłam przez to swój 7letni 'związek' o którym tu nie pisałam. nie dość, że niszczyłam siebie to jeszcze tą drugą osobę, zniszczyłam jej życie, naprawdę zniszczyłam, też była chora, uniemożliwiałam jej leczenie, wszystko co dobre zadeptywałam w zalążku. każdą rękę wyciągniętą w swoją stronę traktuję jako atak, albo że ktoś niby chce mi pomóc bo tak wypada a tak naprawdę chce usłyszeć, że nie chcę tej pomocy. nie mam szkoły, pracy, nikogo, dosłownie nikogo w swoim otoczeniu, tylko pies. nienawisc we mnie przeszła wszelkie granice, tak strasznie nienawidze wszystkich i wszystkiego. ostatnio miałam urodziny, zadzwoniła tylko mama, która jak zwykle udawała najbiedniejszą i najbardziej skrzywdzoną ( zawsze jak do mnie dzwoni to albo spadła ze stołka, albo sie czyms zatruła i ma taki schorowany glos i od razu musi kończyć ) wykrzyczałam jej w płaczu, żeby o mnie zapomniała, że jestem skonczona to skwitowała bardzo troskliwie że 'chyba nie mam ochoty rozmawiać i zadzwoni później'. nie zadzwoniła tego dnia, za to nastepnego, na kacu, znów wielce chora. chryste. też sie zakochiwałam w każdej napotkanej osobie która sie choćby do mnie miło uśmiechnęła, byłam pewna że mnie kocha, wymyślałam sobie że mi wysyła znaki, że to przeznaczenie. mam też tak z kobietami. od razu myslę, że wszystkie są lesbijkami. wyciskam pryszcze do krwi, masakruje całe ciało, na zmianę z obżeraniem, nie wchodzę w ubrania z lata, wyglądam jak pulpet, nigdy tyle nie ważyłam, nigdy nie miałam takiego brzucha. i chce mi się non stop żreć, byle co. czuje sie jak smiec i nie widze w niczym sensu. jak mam sobie pomoc, skoro nie widze sensu. nawet jak sobie mysle ze nie mialabym ani jednego pryszcza ani blizny to co? po co mi to? i tak nie wyjde, bo mi sie nie chce, bo uwazam wszystkich za zera, ze nic nie rozumieja, ze należą do szarej masy. a jedną jedyną osobę która była moim całym życiem pomijając chorobę, zniszczyłam, zabiłam.

:cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

miki74 jestem jedynaczką,baaaardzo kochaną,nigdy nie brakowało mi miłości w domu,mam 22 lata i dotąd mi jej nie brakuje,mam dziecko,mam faceta,który mnie kocha,wspaniałych przyjaciół,więc raczej miłości mi nie brakuje.

 

Słuchajcie tak jak już Paranoja pisała ja też mam tak,że każdy facet który na mnie zwróci uwagę od razu myślę,że się we mnie zakochał...Niestety mam też skłonność do niewierności,tzn.nawet nie do zdrad ale lubi być podrywana,lubię podrywać,jak spotkam jakiegoś faceta który mi się podoba od razu jestem gotowa rzucić mojego bo może będzie z tym fajnie,czasami marzę żęby być sama i bawić się bawić,mieć facetów itd...Na szczęście tak nie robię,ale od mojego partnera oczekuję idealnej wierności,żadnych flirtów itd podczas gdy ja mogę w swoim mniemaniu robić co mi się podoba...Macie tak?Strasznie mnie to męczy...

Zrezygnowałam z terapii grupowe,nie chodzę do psychoterapeuty,dzisiaj idę do psychiatry,chociaż też mi sie nie chce...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słowianka, coś w tym jest, też lubię uwodzić i być podrywana, jednak znam granicę i nie zdradziłabym swojego faceta (jeślibym go miała). Ja po prostu muszę czuc, że się podobam facetom, że na nich jakoś dzialam.

 

Teraz w weekend byłam na takiej grupowej wycieczce w ramach kursu niemieckiego. Byl to moduł psychologiczny mający na celu zintegrowanie grupy i poznanie nowych sposobów bądź znajezienie dla siebie najlepszego sposobu na skuteczną naukę tego języka. Pracowalismy w grupach, w mniejszych zespołach, były to gry i zabawy mające na celu poznanie nas samych i innych, jednak ja poczułam się odrzucona. Maiałam wrażenie, że jako jedyna nie jestem akceptowana w grupie... do tego stopnia, że jak przyszedł wieczór dostalam ataku, było mi słabo, jednocześnie ciśnienie mi skoczyło i chciałam uciekać stamtąd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dlaczego jak jakiś facet zwróci na mnie uwagę to mam wrażenie że mnie kocha?

dlaczego nie potrafię oddzielić przyjaźni/zwykłej znajomości od miłości?

dlaczego z jednej strony chcę a z drugiej się boję?

dlaczego jednego dnia kocham, a na drugi nienawidzę?

dlaczego chcę a jednocześnie uciekam?

 

i ja tak mam i wcale nie jest mi z tym dobrze,własnie przy każdym facecie ktory zwroci na mnie uwage wydaje mi sie ze go kocham:( i przez to wychodziłam już dwa razy za mąz:((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dlaczego jak jakiś facet zwróci na mnie uwagę to mam wrażenie że mnie kocha?

dlaczego nie potrafię oddzielić przyjaźni/zwykłej znajomości od miłości?

dlaczego z jednej strony chcę a z drugiej się boję?

dlaczego jednego dnia kocham, a na drugi nienawidzę?

dlaczego chcę a jednocześnie uciekam?

 

i ja tak mam i wcale nie jest mi z tym dobrze,własnie przy każdym facecie ktory zwroci na mnie uwage wydaje mi sie ze go kocham:( i przez to wychodziłam już dwa razy za mąz:((

 

To także mój problem. :roll: A propos, dziś widziałam mojego pierwszego byłego. I oczywiście wszystko we mnie odżyło, posypałam się. :cry::evil: Zaś kilka dni temu dostałam maila od innego mojego ex, i też strasznie to przeżyłam. Za bardzo wszystko przeżywam. :roll:

Wy też macie problemy z ciągłym napięciem? I z wrażeniem, że uczucia, emocje są czasem tak silne i jest ich tak wiele na raz, że rozerwą Was na strzępy? :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

też wszystko bardzo przeżywam w ogóle czasami jak coś robię to wydaje mi się że to nie ja, jeśli jestem wśród innych ludzi cały czas wydaje mi się że w jakiś sposób mnie oceniają. często też mam tak że mogłabym góry przenosić a dosłownie za chwile dopada mnie jakaś depresja :bezradny:

 

 

 

 

 

 

 

"Ukrywam smutek, uśmiecham się. Niech wszyscy myślą że jest ok...."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

też wszystko bardzo przeżywam w ogóle czasami jak coś robię to wydaje mi się że to nie ja, jeśli jestem wśród innych ludzi cały czas wydaje mi się że w jakiś sposób mnie oceniają. często też mam tak że mogłabym góry przenosić a dosłownie za chwile dopada mnie jakaś depresja :bezradny:

 

Lepiej bym tego nie mogła ująć... Mam dokładnie tak samo. :roll: Ja w dodatku wszystko bardzo biorę do siebie, każdą niewinną nawet uwagę wyolbrzymiam i jak to powiedziała moja terapeutka wykorzystuję okazję, żeby sobie dowalić, jaka to jestem beznadziejna, itd. ... Tak dziś było też na terapii. :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Paranoja, rozumiem, ja też mam niską samoocenę i wydaje mi się, że jestem jakaś dziwna, inna niż wszyscy w tym negatywnym tego słowa znaczeniu, nie potrafię się odnaleźć w grupie, zaraz sobie ubzduram, że wszyscy na mnie dziwnie patrzą, odtrącają mnie... :roll:

A tak w ogóle to jak Ci idzie ten kurs niemieckiego? Magst du diese Sprache? Ich liebe Deutsch. :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, zapisałam sie bo jest to projekt unijny i koszt wynosił 10% więc 300 zł. Po drugie chciałam chociaż raz w tygodniu gdzieś iść bo ciągle gnije w domu, z razji mojej depresji. A 3 może wreszcie polubię ten niemiecki bo ich spreche ein bissen Deutch.

 

hehe, jest fajnie, ale faktycznie miałam wrażenie, że mimo swojej urody czułam sie gorsza od nich. Czułam się odtrącona, niektóre osoby palą więc się tworzą grupki, wychodzą razem na papierosa, niektórzy są z koleżankami więc też się razem trzymaja a ja taka sierota. Niby byłam z nimi ale obok nich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie no, to super sprawa z tym niemieckim! Świetny projekt!!!!! Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej wspaniałej okazji... Mnie by się przydał taki z angielskiego. ;) Oj wiem co czujesz z tym wychodzeniem z domu, trzeba wykorzystać każdą sposobność, bo jak się człowiek zasiedzi to jest kiepsko... Mnie bardzo motywują wyjazdy na psychoterapię, jeżdżę do Wawy 2 razy w tygodniu i tym sposobem mam już 2 całe dni z głowy, bo zawsze jeszcze gdzieś wtedy zajdę, coś załatwię... :P

Co do fajek - dobrze, że nie palisz, wiesz jak się potem trzeba męczyć, gdy chce się rzucić..? Ja paliłam przez kilka lat, ale w końcu udało mi się rzucić, nie palę od 10 miesięcy, i nie zamierzam znowu zaczynać, nawet dla towarzystwa. ;)

Może będą kolejne okazje do wyjazdów, może wtedy będzie trochę inaczej. Ja tak sobie zawsze powtarzam, i czasami tak naprawdę jest, są momenty, gdy nie czuję się odtrącona i odizolowana. Chociaż jest ich niewiele. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kufica mnie bierze... od paru dni ze skrajności w skrajność - nie ogarniam po prostu płynę. Dziewczyny, akceptacja siebie to podstawa - wtedy 'opętanie' spojrzeniem faceta mija... ja sobie z tym poradziłam terapią dla anorektyczek... nauczyłam się w miarę szanować swoje ciało i siebie i to mi wystarcza, aby móc stworzyć jakikolwiek związek, ale już to, jak wygląda i przebiega ten związek odbiega od wszelkich norm i granic... ja też miałam duuużo miłości jako dziecko (może za dużo... w końcu tatuś tak mnie kofał że aż przeleciał...). Potrzeba zauważenia i akceptacji była u mnie tak ogromna, że byłam w stanie być jakakolwiek byle mnie zauważono, właściwie mnie nie było - były tylko maski, role które odgrywałam aby móc być chociaż przez chwilę. Przyjmowałam już tle postaci, że się totalnie zagubiłam i mam czasem problemy z odróżnieniem siebie. W rezultacie, jako stara baba dopiero poznaję swoją osobę, swój charakter i potrzeby, co i jak chce w życiu i w ogóle uczę się chcieć czegoś, pozwolić sobie na cokolwiek i na obojętność i okrucieństwo innych... ech.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie myślałam, że jest tyle osób które mają podobne odczucia do moich....przeżywam dokładnie to samo. Jak sobie radzicie w pracy....??? Mnie każda uwaga, wytknięcie błędu, nawet niesłuszne doprowadza do szału, nakręcam się, staram się pracować coraz więcej i więcej....każda plotka, pogłoska o mnie potrafi wyprowadzić mnie z równowagi...nie potrafię "olać" tego co inni o mnie mówią, ciągle to analizuję, doszukuję się drugiego dna, nie potrafię przejśc nad tym do porządku dziennego - normalnie tragedia !!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×