Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

Joaśka,

 

Przeczytałam wszystko co napisałaś od wczoraj. Wieczorem nie miałam dostepu do sieci, coś chyba ze serwerem się stało....niewazne.

Ja chce wierzycw to,że to celowe zachowanie Twojej terapeutki. I podeszłabym w ten sposób do tego. Jej też nie jest łatwo. Ty przeżyłaś też wczoraj dużo. Ale popatrz Joasiu...ile wniosków wyciągnęłaś.......powinnaś być z nich dumna.

Dla mnie ta sytuacja to jak scenka odegrana z życia, z Twojego życia. Wyszłaś z gabinetu bo Ci kazała....więc.......poddałaś się. Ale popatrz.....przemyślałaś i teraz wiesz,że źle zrobilaś pomimo tego,że ona kazała Ci wyjść. MIałaś wybór.....Myślę,że ten wybór już Cię czegoś nauczył. Raz,ze wiesz,że zawsze możesz się zastanowić, dwa,że masz swoje prawa, trzy,ze to są Twoje pieniądze, a przede wszystkim tego,że nie powinnaśprzepraszać jeśli akurat nie czujesz takiej potrzeby bo masz przeświadczenie,ze niczego nie zrobiłaś złego. I dobrze...bo pójdziesz w piątek......i będziesz chciała wyjaśnic całą zaistniałą sytuację. Czyli?Ja tu zauważam kwestięwalki o swoje, o wytłumaczenie czegoś czego nie rozumiesz. I bardzo dobrze. Chcesz pójść się dowiedzieć co zrobiłaś nie tak. Wydaje mi się,że Ty juz wiesz co to takiego. A z tym karaniem posrednim.....to chyba chodzilo jej o to,że nie takich środków masz uzywać,żeby siezniechęcic do wysyłania jej sms-ów.

Asiu.......ja mam pomysł. Powiedz jej,że jesteś skołowana,że potrzebujesz wyznaczenia, ponownego wyznaczenia granic. Ustalcie jakiś kontrakt miedzy sobą.

Ja nie miałam żadnego ustalonego kontraktu ze swoją. Prtzychodzę na 15:00 w poniedziałek, jak się spóźnię to przepraszam, ale ona kończy o 16:00 i wiem,że z mojej winy zawalilam np. te parę minut.Więc się nie kłócę, glupio mi jest z powodu,ze się już spóźniłam. Przewaznie dzwonilam do niej ,że siespóźnię bo szukam np. miejsca na parkingu. To mnie nauczyło jednego...nie spóźniania się na terapię......bo raz...płacę , dwa...szkoda mi naprawdę nawet 5-ciu minut terapii.

Raz pochwaliłam jej lakier do paznokci......nic nie powiedziala...więc juz nie chwalę nic. A ona jest ładna, szczuplutka podoba mi się jako kobieta, ładnie się ubiera. Ale zroumiałam,że ona nie chce sie spoufalac. I teraz nie wiem czy mam postawę wycofującą,ze skoro raz zrozumiałam,ze ona nie chce pochlebstw z mojej strony...to mam juz jej nigdy nie pochwalić za to,ze ładnie wyglada.......czy to poprostu normalne moje zachowanie..........kurcze nie wiem, moze doszukuję się jakiś zbędnych rzeczy teraz.

I raz do niej zadzwoniłam,żeby odwołać terapię ...bo byłam na zwolnieniu-przeziebiona, a drugi raz.....byłam w desperacji bo sobie wkreciłam borderline czy zaburzenia osobowości.....po rozmowie z kolegą. Nie wiem czy mam te zaburzenia, borderline mi wyperswadowała szybko z głowy...mniejsza o to....bo odbiegam od tematu. Tym drugim razem zadzwoniłam,zeby sie zapytac czy dobrym pomysłem byloby iśc do psychiatry,żeby wrócić do leków.....odwiodła mnie od tego zamiaru........nie biorę już nic ponad dwa miesiące....chociażnieraz jest ciężko, bardzo ciężko od napięcia, które mnie nie opuszcza.

Asiu ja odkryłam,że w mojej pracy, którą lubię..........popuszczałam trochę pracownikom. Czasami byłam tego swiadoma,ale sobi emyślałam....ach....ludzkim teżtrzeba być....ale nie jest to tak do konca.....bo ja przez różne tego typu sytuacje.....cierpiaam i cierpię przysłowiowe katusze. Dużo spraw mnei denerwuje bo jestem młodym pracodawcą...nie chcę się tu wdawac w szczególy. Wiem,ze na starsze pracownice patrzę z perspektywy uzaleznionej od matki córki. Jestem najmłodsza w pracy. I napewno wielokrotnie było tak,że głupio mi było zwracać na coś uwagę....pomimo,że mi się to nie podobało. Niby błachostki........ale ważne....bo mogą wywoływać u mnie napięcie. Były to różne sytuacje np. z urlopami, z zebraniami...zawsze szlam na rękę. Ale też dlatego,że mi sie nie chciało....przyznaję się przed sobą. c Czyli taki lekceważący stosunek przyjęłam. No, a jak pracownicy widzą zlęwkę dyrektora......to wyczuwają to. I potem mają większą śmiałość prosząc o coraz wiecej. Rozumiesz?

A teraz chce powoli...juz tak robię....chociaż wywoluje to potem u mnie też napięcia....bo to trzeba odkręcić...ale próbuję być stanowcza. Chodzi tu o to,żeby to wszystko odwrócić. NIe wiem czy dam radę. Pomału chcę sama decydowaćo różnych sprawach. Np. wcześniej mówiłam do pań, które sprzątają tak.....proszępodzielic sieswoimi obowiązkami, nie przychodzic do mnie z takimi sprawami, które są oczywiste. Ale tak jak wcześniej pisałam....dla nich mogłam byc nieczytelna. I sobie napewno myślały...skoro nam dyrektorka nei powiedziała, nie podzielila....to kazda zlewała. Teraz będzie tak: Pani zrobi to i to. A pani tamto. I to będa mialy w zakresie czynnosci. Mialy zakres czynnosci i obowiązków, ale nie sprawdzałam tego na tyle,zeby wiedziały,że mam nad tym kontrolę, A na dziendzisiajszy chcę miećAsiu nad tym kontrolę. Bo to jak w zyciu nie? Przedklada sie to na zycie tak? Widzisz pytam...bo chyba jeszcze błądzę.....

Druga sprawa.Zaczynają mnie denerwować telefony komórkowe uzywane przez pracoików w pracy. Mało tego......ja idę panie niektóre sie nie krępują......podczas pracy rozmawiają sobie. Zawsze im mowilam.....robota ma byc zrobiona, a mnie nie interesuje kiedy pani pije kawę. Ja nie piję kawy w pracy bo sobie lubię zapalić przy kawie, ale to nie znaczy,ze Pani tej kawy nie może pic wcale.

Teraz jak na to patrzę z perspektywy czasu .....po co to powiedziałam? I w ogóle to nie chcę być hause-gestapo, ale wiesz.....krępuje mnie jak wchodzę ....a pracownik wstaje. Też nie wiem co z tym zrobić.

W kontaktach z ludźmi jestem otwarta...ale teraz jak to piszę to odnoszę wrazenie,że....chyba nie na tyle szczera,żeby powiedziec czego tak naprawdę oczekuję....bo się wstydzę, albo właśnie bariera wieku to sprawia. Ale chyba muszę zrozumiec ,ze w relacjach pracownik-pracodawca......relacje muszą być takie , a nie inne,żeby u mnie nei powodowały napięć.......z powodu "jakos to będzie" i niedomówień.

Ech.....dużo by tu pisać ....o tym co mi się nie podoba. Dużo jest rzeczy, które mi się podobają. Też je widzę, mówię im o tym. Ale są tez rzeczy, które powodująu mnie złość i nerwowosć. Wcześniej mówilam sobie.....ech.....kiedy indziej im to powiem. I nie mówilam wprost.Albo wcale nie mówilam. Ale im powiem...W punktach sobie wypiszę....poruszę na zebraniu przy okazji robienia projektu organizacyjnego na nastepny rok.

Acha...i w ogóle np. zastanawiam się nad tym,że jedna pracownica od samego początku na mnie mówi" dyrektorko-sloneczko", a teraz sobie myślę czy mi to przeszkadza czy nie.......tego nie wiem............kurcze ciężkie to jest.

Wysokiego mniemania o sobie nigdy nie miałam, ale w centrum zainteresownia lubilam byc.Lubię jak się mnie chwli za coś, docenia. Chciałabym robic wszystko perfekcyjnie, ....czy to źle?

Pewnie dobrze, ale wszystko należy wypośrodkować. Bo jak okaże się,że cos jest nie tak.....to powinnam to przyjąć, nie emocjonowac się....próbować zmienic,zeby bylo okej. A ja ...jak sieokazuje,ze cos jest nie tak....to przezywam.......emocjonuje sie ,wkurzam i złoszcze.....takie konflikty wewnetrzne........z czego wynikają.............jeszcze nie dotarlam do odpowiedzi.

MOze Ty Joasiu widzisz u mnie jakąś ceche charakterystyczną? Jestem zagubiona w tym wszystkim.

 

A Ty sięnie martw Joasiu.......będzie dobrze. Terapeutka stosuje jakąś szokową matodę.Terapia boli.Ma boleć. Dużo się już nauczyłaś. Jest to męczące...bo obserujesz, starasz sie wyciągać wnioski, zobaczysz.....kiedyś to zaowocuje.Pamiętasz moją opowieść o placu budowy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi się wydaje, że moja terapeutka czasem traktuje mnie podświadomie jak dziecko, które momentami trzeba strofować, a ja natychmiast to wyczuwam i wchodzę w taką rolę... Może to też dlatego, że wyglądam dziecięco, nikt mi nie daje więcej niż 15-16 lat choć mam 25... I jestem jak taki przytulak... Wszyscy uznają mnie za miłą, ciepłą, bardzo spokojną osobę... :roll:

 

To tylko tłumaczenie - nie ufasz sobie, w swoje siły więc się dostosowujesz za wszelką cenę. Po to chodzisz na terapię, aby to zmienić. Mi się wydaje, że nie miałyśmy zbyt dużo sposobności wyrażania siebie w dzieciństwie - stąd to zagubienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, uczyłam sie asertywności,walki z poczuciem winy.Lecz nie o to chodzi.Nie czuję zapachów,nie czuję motywacji,radości,nic.Pustka.

 

Jeśli chodzi o to odczuwanie to zapewniam Cię, że poczujesz, i wtedy może to być natłok uczuć... U mnie przynajmniej tak było - najpierw przez kilka miesięcy kompletny brak uczuć, a potem coś nagle jakby runęło i... się zaczęło. Czuję za dużo na raz, za bardzo, często wolę już tą pustkę niż taki natłok przeróżnych emocji, uczuć, których nawet nie jestem z tego powodu rozróżnić. Musisz uzbroić się w cierpliwość. Zobaczysz, że poczujesz...

Wiesz, ten całkowity brak uczuć jest pozorny, masz emocje, tylko, że głęboko schowane, bo podświadomie boisz się je okazać, gdyż w przeszłości Twoi bliscy reagowali na nie bardzo negatywnie, spotykała Cię za to kara, ponosiłaś niesłusznie negatywne konsekwencje, więc nauczyłaś się udawać nawet przed samą sobą, że ich nie masz, skutecznie to sobie wmówiłaś, nie pokazujesz ich, bo podświadomie chcesz chronić siebie... Czasem jednak warto zaryzykować. Nie wszyscy są źli... I dojdziesz do tego...

 

[Dodane po edycji:]

 

To tylko tłumaczenie - nie ufasz sobie, w swoje siły więc się dostosowujesz za wszelką cenę. Po to chodzisz na terapię, aby to zmienić. Mi się wydaje, że nie miałyśmy zbyt dużo sposobności wyrażania siebie w dzieciństwie - stąd to zagubienie.

 

Masz rację Pstryk, dostosowuję się. :roll: Jestem taka jaką ktoś chce, żebym była. Dlatego mam milion twarzy, masek... Dla każdej znajomej mi osoby. I nie wiem, która jest prawdziwa. A w dzieciństwie nie miałam praktycznie żadnej możliwosci wyrażania siebie, każda próba była skutecznie tłumiona przez groźby, krzyki, szantaże, prośby, przekupstwo, każdy sposób był dobry.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, borderline na pewno nie masz.perfekcjonizm przy bpd jest jak zmarszczki u niemowlaka.przewlekła pustka?rozpaczliwy strach przed odrzuceniem?ból psychiczny tak silny,że doprowadzający to przymusu natychmiastowego "wyładowania' się na sobie?autoagresja?zmienne nastroje,powtarzające się myśli i groźby samobójcze? dokucza Ci,któreś zwyżej wymienionych? Wydaje mi się Moniko,że możesz spać spokojnie:)

Dziewczyny nie wkręcajcie sobie bpd skoro nikt Wam tego nie zdiagnozował,to bez sensu.Do pasji mnie doprowadza to,że wszyscy sie tego boją,albo panikują,że to mają.Ja to mam,muszę z tym żyć,jest to koszmar,2 razy przez to przerwałam studia,lądowałam w szpitalu po próbach.Więc jeśli umiecie żyć normalnie,w miare spokojnie,utrzymywać jakiekolwiek stałe relacje z otoczeniem i pustka nie jest czymś przeważajacymw waszych nastrojach,to nie jest to BORDERLINE.Uwierzcie mi,to strasznie dezorganizuje życie,to oczym piszecie to w większości wypadków jest szczyt marzeń dla mnie i moich koleżanek ze szpitala,którym postawiono taką diagnozę.Pozdrawiam.

 

[Dodane po edycji:]

 

Joaśka, jesteś bardzo mądra,wspierająca i dziękuje Ci za to.Też mam milion masek,jestem plastyczna,dla każdego inna,też potrafię się przykleić do każdej kobiety,która okaże mi nieco zainteresowania,bo nigdy nie byłam czyjąś kochaną córeczką.Mam 22 lata i potrzebuję mamy!Jestem tym czego chcą inni ode mnie,przybieram taki kształt jaki jest na daną chwilę porządany.Moja osobowość to brak osobowości.Jaką chcesz mnie na dziś wieczór?I czy taką będziesz chciała mnie rano?bo jeśli nie to ja się zmienię.Nigdy nie bylam,nie moglam być sobą.I nie będę.Gdybym była sobą byłabym sama.Nikt by mnie nie chciał,nie kochał takiej jaką jestem naprawdę.

A pustka jest nie do zniesienia.Wolę czuć,chcę czuć,cóz mogę zrobić by cokolwiek poczuć?jestem martwa w środku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere, zapewniam Cię, że bpd ma dużo wspólnego z perfekcjonizmem czasami... :roll: Wszystko albo nic...

Ciekawy post mefistofelesa:http://www.psychiatria.info.pl/forum/printview.php?t=2355&start=0&sid=5073736039b34ece0cae37b539407b70

Ja także jestem perfekcjonistką. Jeśli wiem, że nie mam szans na zrobienie czegoś idealnie to w ogóle nie robię. Daję siebie zawsze w 100%, jestem maxymalnie zaangażowana w to, co aktualnie robię, nic innego się nie liczy... Ja sobie niczego nie wkręcam, tylko zastanawia mnie jak można spełniać wszystkie oprócz jednego kryteria diagnostyczne... Nawet terapeutka opisując mi moje zachowania utwierdza mnie w tym przekonaniu, bo są identyczne... :roll:

 

Poczujesz, Kochana, na pewno - jednak niczego nie przyspieszysz, na wszystko przychodzi odpowiedni czas, uczęszczaj na terapię, a sama się zdziwisz co pewnego dnia poczujesz. Przeróżne emocje! Na swojej terapeutce będziesz przetrenowywać relacje z bliskimi Ci osobami. I to nie zawsze jest przyjemne, czego ja jestem najlepszym przykładem. Ale opłaca się, naprawdę! Ja przez długi czas wmawiałam sobie, że nie mam uczuć, przez długi czas też ich w ogóle nie dostrzegałam, a jednak terapeutka pokazywała mi, że one są, i okazywało się, że miała rację. Obecnie wciąż czuję pustkę, znudzenie wszystkim, ale tylko czasem, nie jak kiedyś - ciągle, emocje zmieniają mi się teraz jak w kalejdoskopie... Moja terapeutka,aby pomóc mi odkryć moje emocje kazała mi codziennie rysować swoje uczucia, jak się czuję, a potem co tydzień je omawiałyśmy. I to pomogło. Może też spróbuj..? Porozmawiaj o tym ze swoją terapeutką.

 

[Dodane po edycji:]

 

I tak jak powiedziała moja terapeutka (a tu też muszę się z nią zgodzić) każdy przypadek jest inny i trzeba go traktować indywidualnie, nie przedmiotowo, według numerków i cyferek... Czasem można mieć bpd, a czasem cechy osobowości borderline... Każdy borderlin też jest inny... Czy się ma bpd czy się nie ma lepiej się jednak skoncentrować na problemach, by poprawić jakość swojego życia... Tylko tak można wyzdrowieć i być szczęśliwym, żyć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy się ma bpd czy się nie ma lepiej się jednak skoncentrować na problemach, by poprawić jakość swojego życia... Tylko tak można wyzdrowieć i być szczęśliwym, żyć...

To prawda. Walka z objawami bez usuwania ich przyczyny czyli rozwiązywanie nurtujących czy palących problemów może być skazana na porażkę. Właściwie to tak jest, że leki, terapia nie pomogą jeśli sami nie spróbujemy czegoś pchnąć do przodu. :? Terapueta chyba też nie jest cudotwórcą. Może nam naświetlić pewne sprawy, pomóc, ukierunkować ale działać trzeba samemu. Bez tego terapia traci sens. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, to co pisałam nie odnosiło sie do Ciebie,bo uważam,że akurat Ty masz sporo takich cech.Natomiast diagnoza kilku(przynajmniej dwóch) psychiatrów jest wiążąca.Skoro lekarz nie zdiagnozowal-nie ma sensu sobie wkręcać.Bo są osoby,które to mają,spełniają wszystkie kryteria.Zresztą lekarz widzi nas inaczej niż my sami siebie.

Sorry Asia wyobraź sobie forum pod tytułem "mam raka".I na tym oto forum osoby,które mają raka razem z hipochondrykami,ktorzy"obawiają sie,że mają raka","niektóre objawy zgadzają się z rakiem" oraz "strasznie boję się raka" lub"bylam pewna,że to rak,lecz zadzwonilam do lekarza i-jaka ulga-okazało sie,że to nie rak".A teraz wyobraź sobie samopoczucie osób z rakiem kiedy czytają te posty.im sie "nie zdaje,że maja raka",ani "nie pomyliło,że mają raka"Oni mają raka i wszystko co z nim związane.Nerwica lękowa to nie bpd.Boli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere, ja wiem, że nie pisałaś tego do mnie, przeczytałam i pomyślałam, że napiszę co myślę, jakie moje spostrzeżenia... Masz rację, dobrze to nakreśliłaś za pomocą raka... Te granice uwierzenia w chorobę są bardzo płynne, i czasem wyrządzają wiele szkody, przysparzają niepotrzebnych zmartwień i kolejnych chorób - właśnie ze stresu... Tyle, że ciężko sobie czegoś nie wkręcać skoro zewsząd bombardowani jesteśmy różnymi artykułami, wiadomościami... Trzeba się postarać zachować zdrowy rozsądek. Przyznam, że mi jest czsem trudno, bo albo wierzę, że wszystko się ułoży, będzie dobrze, wyzdrowieję, albo mam ochotę się dobić, bo myślę, że nigdy mi się nie uda, a nie chcę się tak męczyć... Jutro wizyta u lekarza, zobaczymy co powie... Przygotowałam sobie pytania na pojutrze. ;)

 

Moniko, przeczytałam Twojego maila, nie ustosunkuję się teraz, bo przyznam, że sama nie wiem co mam napisać, a nie chcę, żeby to była sztuka dla sztuki, chciałabym Ci w jakiś sposób pomóc, muszę nad tym pomyśleć, napiszę rano... Dziękuję też za słowa wsparcia, jestem bardzo skołowana co do mojej terapeutki, pierwszy raz od ponad pół roku zaczęłam w nią wątpić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko,

myślę, że to zachowanie w stosunku do terapeutki było jak najbardziej normalne, nie świadczy o Twojej wycofującej postawie. Zaobserwowałaś i wyczułaś, że ona nie chce poufałości (i dobrze), przyjęłaś to i zachowałaś się jak najbardziej ok – już tak nie robisz. Dystans pomiędzy pacjentem i terapeutą jest konieczny, dla dobra terapii. Ja niestety takiego dystansu nie potrafię zachować, ale postaram się nad tym pracować.

 

Nie myśl o borderline i innych zaburzeniach osobowości, ja już powoli przestaję myśleć w tych kategoriach, gdyż to faktycznie nie pomaga. Skup się na Twoich problemach, bieżących i tych z przeszłości. Terapeutka powiedziała mi, że różne zaburzenia są bardzo płynne, i to się wszystko bardzo zmienia, także pod wpływem psychoterapii, nie ma sensu szufladkować się w jakimkolwiek zaburzeniu, zamykać w danej chorobie... Chociaż przypuszczam, że pewnie tak jak ja wolałabyś jednak mieć przypisaną cyferkę z numerkiem, żeby być pewną co Ci jest... Ja zawsze lubię wiedzieć na czym stoję, wolę znać nawet najgorszą, ale prawdę.... (tak notabene nienawidzę kłamstw).

 

Analizowałam to, co napisałaś jeśli chodzi o Twoje stosunki z pracownikami. Skoro na samym początku nie określiłaś jasnych zasad to powinnaś je już teraz powoli wprowadzać, wręcz łopatologicznie, im szybciej tym lepiej i z tego co piszesz zaczęłaś to robić. I bardzo dobrze. Teraz jest to trudniejsze niż byłoby to na początku, zarówno dla Ciebie jak i dla Twoich podwładnych, pracownicy na pewno są trochę zdziwieni, zaskoczeni i niekoniecznie zadowoleni z powodu zmiany reguł, ale musisz to przetrwać, przyzwyczają się. Ustalanie jasnych zasad jest konieczne w pracy. Jedna osoba w mojej rodzinie jest dyrektorką placówki, często słyszę, że jeśli da się ludziom palec to zjedzą całą rękę (podaje mi konkretne przykłady), i to prawda, nie można być za dobrym, trzeba być konsekwentnym i jasno wyrażać swoje prośby i żądania w stosunku do pracowników, gdyż raz, że ludzie nie są w stanie zrozumieć naszych wszystkich sygnałów i intencji, bo przecież nie czytają w naszych myślach a nie każdy ma duże zdolności empatii, a dwa najzwyczajniej w świecie będą wykorzystywać naszą uległość i dobroć. Nie mówię, że wszyscy ludzie wykorzystują innych i są nieuczciwi. Ale nie oszukujmy się – niektórzy tacy właśnie są. Dlatego kulturalnie, ale konsekwentnie wprowadzaj nowe zasady, nie wszystkie od razu, żeby nie było zbyt dużego szoku, ale kroczek po kroczku. Przyzwyczają się. I będą Ci jeszcze wdzięczni, bo organizacja pracy będzie lepsza, każdy będzie dokładnie wiedział co ma robić, jakie ma obowiązki, nie będzie niedomówień. Musisz mieć kontrolę nad tym, co robią Twoi pracownicy, bo taka właśnie jest m. in. rola pracodawcy. Pracownicy nie mogą mu wejść na głowę i robić co im się podoba. Powinni też mieć świadomość, że Ty tą kontrolę masz. Rozumiem, że skoro jesteś młodą osobą to jako szefowej nie jest Ci łatwo, zwłaszcza, że Twoi pracownicy są starsi od Ciebie... Ale zobaczysz, powoli wdrożysz się do wszystkiego.

To, że chciałabyś robić wszystko perfekcyjnie.., czy to źle... Jeśli nie czujesz, że to Ci przeszkadza, ogranicza Twoje działania, życie to nie... Ale jeśli czujesz, że Cię to męczy to znaczy, że nie wszystko jest OK... Ja jestem perfekcjonistką i bardzo mnie to męczy, chciałabym przystopować, zrobić coś tylko trochę, tak sobie... Ale nie – ja robię albo idealnie, albo jeśli to niemożliwe – w ogóle... Zawsze wyznawałam zasadę wszystko albo nic. Chcę to zmienić, ale póki co nie udaje mi się to...

 

Czy widzę w Tobie cechę charakterystyczną... Trudno powiedzieć coś o kimś wnioskując jedynie z wiadomości a nie znając danej osoby osobiście... Na pewno jesteś zdeterminowana, żeby sobie jakoś radzić, masz w sobie siłę do walki, chociaż czasami ponosisz porażki, ale wyciągasz z nich wnioski i idziesz dalej do przodu... Jesteś osobą wrażliwą i traktujesz różne sprawy bardzo emocjonalnie... Pragniesz uwagi i akceptacji ze strony innych. Jesteś otwartą osobą, chcesz działać, nie stoisz w miejscu... Jednocześnie trochę jednak obawiasz się, co powiedzą inni, jak zareagują na to co zrobisz, powiesz, bo nie chcesz zostać odtrącona... Przez uznanie i pochwały innych chcesz poczuć, że jesteś coś warta, potrzebna innym, szukasz potwierdzenia tego, bo... czasem sama nie do końca w to wierzysz..? Nie wiem czy tak jest jak napisałam, ale tyle wywnioskowałam z Twoich wiadomości... Moniko, dasz sobie radę...

Co do mojej terapeutki to mam mieszane uczucia, Ty wiesz, jak ona mnie potraktowała na koniec jak mi oddawała te rysunki? Pisałam o tym... To moim zdaniem, jak napisała Explore, był brak klasy. Chyba, że to była bardzo drastyczna forma terapii, sama nie wiem. Nie mogę się doczekać jutra. Ale przyznaję, że wiele mnie ta lekcja nauczyła. Tyle, że ja zawsze do czegoś dochodzę, ale niestety po czasie, gdy jest już po „kwiatkach”, mam spóźniony zapłon. Takie nieprzewidziane sytuacje mnie całkowicie zamraczają i wyprowadzają z równowagi. :/ Wiem, co powiedzieć, zrobić, ale dopiero potem, gdy często jest już za późno...

 

 

Explore,

no ja też tak pomyślałam, jak Ty... I dlatego tym bardziej postanowiłam pokazać kulturę i klasę, nie robić scen, być miłą. Myślałam, że terapeutka odpowie mi chociaż do widzenia, przez chwilę miałam wrażenie, że nie poda mi ręki, gdy wyciągnęłam swoją, ale zdobyła się chociaż na to. To wszystko sprawiło, że zaczęłam w nią wątpić, w jej dobre intencje... Ale... nadal jej chyba ufam, bo nadal ją traktuję jak mamę i w podświadomości cokolwiek by nie zrobiła, jakkolwiek by mnie nie potraktowała to ja i tak jej wybaczę... Wiem, że tak nie powinno być, że mój stosunek do niej powinien być czysto terapeutyczny, ale nic na to nie poradzę...

 

To Twój terapeuta ma z Tobą ciekawie, nie nudzi się na pewno. :) Widzisz – on traktuje Cię jednak mimo wszystko na równi, a mnie moja terapeutka jakbym była dzieckiem... A może, jak napisała Pstryk, to ja sama weszłam w taką rolę... Nie wiem. Ciężko mi się przebić, gdy mam inne zdanie niż ona... W każdym razie teraz postaram się to powoli zacząć zmieniać jeśli będziemy kontynuować terapię.

 

Piszesz, że masz wrażenie, że na Waszą sesję wkradła się nuda – mówiłaś o tym swojemu terapeucie? Ja też mam czasem takie wrażenie, że powiedziałam już wszystko, że wszystko zostało poruszone, tyle, że teraz przyjdzie czas na zmiany, na analizę tego, co zostało opowiedziane, rozgrzebane...

 

U mnie było podobnie jak u Ciebie – spotkania dwa razy w tygodniu spowodowały, że terapia stała się bardziej intensywna, a tydzień to było dla mnie też bardzo długo, za każdym razem musiałam się od nowa przyzwyczajać do terapeutki.

 

Czy Twoja asertywność wynika jedynie z dobrego samopoczucia... Nie powiedziałabym...Relacje z terapeutą odzwierciedlają nasze relacje z innymi ludźmi i nie zależy do jedynie od samopoczucia. Wiesz, czego chcesz, dość jasno wyrażasz swoje uczucia i podziwiam Cię za to. Ja niestety nigdy nie byłam asertywna, zawsze wiele rzeczy działo się moim kosztem, bo inni mnie wykorzystywali. Może w końcu to się zmieni.

 

Ja też trzymam za Ciebie kciuki i za Was wszystkich!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny wybaczcie jeśli kogoś urażę, mi się wydaje, że trochę za dużo koncentrujecie się na relacjach z terapeutami a nie na samej terapii a przede wszystkim - na sobie. Owszem, ogromnie ważne są stosunki pomiędzy bo bez tego nie da się pracować - jednak zapominacie, że to Wy jesteście tam pacjentami. Jeśli chodzi o różną interpretację problemów - o to przecież chodzi, abyś dostrzec inne punkty widzenia - natomiast sztywne trzymanie można porównać do zaprzeczania alkoholika, że jest uzależniony od alkoholu (sory za porównanie, mam DD i ciężko mi się często dobiera słowa). Dlatego terapia grupowa jest bardziej inwazyjna i zarazem skuteczniejsza od indywidualnej - na grupówce jest się bombardowanym spostrzeżeniami innych i szybciej nabiera się dystansu do własnych problemów. Wasze relacje z terapeutami nie powinny być zbyt bliskie - terapeuta jest dla Was nie na odwrót i nie powinien być Waszym przyjacielem. Tu też się kłania, to co Nas łączy w tym temacie - zaburzenia osobowości, niska samoocena i pęd do dostosowywania się, do walki o dobre relacje nawet kosztem siebie samego ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pstryk,

na pewno nikogo nie uraziły Twoje słowa, Twoje uwagi są krótkie, ale bardzo celne, rzeczowe... Ma sz całkowitą rację, przynajmniej jeśli o mnie chodzi. Za bardzo skupiłam się na relacji z terapeutą i zapomniałam, po co ja właściwie chodzę na terapię. Zagubiłam się w celach...

Pora by zacząć to wszystko naprawiać, prostować. Jutro zrobię pierwszy krok - na sesji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, przyglądam się Twoim postom i widzę,że jesteś bardzo grzeczna,dostosowana,z każdym się właściwie zgodzisz i każdemu powiesz dobre słowo.Czy to jesteś Ty naprawdę?Nie masz żadnego złośliwego i wybuchowego alter ego gdzieś w szufladzie?:)

Ja nie koncentruję się za bardzo na swojej relacji z terapeutką,natomiast tak ją lubię,że ciężkio mi ją zawieść.Mam trudności z tym by powiedzieć:jest fatalnie,nic się nie zmienia,nie poprawia,nie idę do przodu,za to mocno w tył.Wiem,że jest dobra,stara się i tyle.momentami zaś wydaje mi się,że widzę w jej oczach zawód,zmęczenie,rezygnacje.Moj psychiatra powiedział,ze to nie są jej oczy,tylko moje.To ja jestem zawiedziona,zmęczona i zrezygnowana.Ona jest szczęśliwa,ale ja tak jakby "nie mogę się z tym pogodzić",bo ja nie jestem.Trudne to wszystko,pełne różnych zależności i półcieni.

 

explore, nie wariujesz w domu?powiem Ci szczerze,nie pracuje z powodu nawrotu,ale czuje sie fatalnie.jak dzikus.chciałabym iść już do pracy,najlepiej zająć się jakimś dzieciaczkiem, to najbardziej kojące zajęcie dla mnie,ale to są początki nowego leku,lęki nasilone,wahania nastroju nasilone,myśli samobójcze nasilone.Nie umiem sobie organizować czasu,mama całe życie przed telewizorem z piwem,więc zupełnie nie orientuje się jak powinno wyglądać normalne życie.terapeutka nie jest zadowolona z tego,że biorę leki,bo jestem odrealniona,otępiona,rozproszona przez dolegliwości nie mające związku z prawdziwą Hanią.Explore jak masz na imię?:)chyba pora się przedstawic,jak sądzisz :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere, i znowu trochę się zgodzę, tym razem z Tobą. ;) Jestem dość ugodowa i w każdej wypowiedzi staram się dostrzec trochę prawdy, racji. Bo tak naprawdę w każdej wypowiedzi jest zawsze ziarnko prawdy. Zdrugiej strony, wiesz, ja nie wiem czasem już naprawdę jaka jestem, kim jestem, czego chcę, co myślę... Przez całe życie byłam taka jak ktoś chciał, żebym była. Więc trudno mi jest teraz jednoznacznie powiedzieć jaka ja właściwie jestem... Nie wiem. :roll: A Ty jaka jesteś? Jak byś siebie opisała?

Co do złośliwości... Potrafię taka być, oj niestety potrafię, nawet nie wiesz jak bardzo czasami. Złośliwa, ironiczna, sarkastyczna, wybuchowa, agresywna... W bardzo bardzo bliskich relacjach, które są zawsze destrukcyjne dla mnie i dla bliskiej mi osoby. :roll: Potrafię być okrutna, choć nie robię tego jakby do końca świadomie, im bardziej kogoś lubię/kocham tym jestem bardziej go męczę. :( Żeby w końcu odejść... Nie potrafię utrzymać bliskich relacji na długo. Muszę odejść.

 

Z ostatnią wypowiedzią Pstryk akurat zgadzam się w 200% jeśli chodzi o mnie, bo ja się zupełnie zagubiłam w swojej terapii. Od pewnego czasu chodzę tam bardziej dla samego spotkania z terapeutką niż dla siebie, bo bardzo ją też polubiłam, tak jak Ty swoją, za bardzo, i tęsknię za nią, martwi mnie to, zaczęłam się przejmować co będzie gdy zakończymy terapię, jak sobie z tą tęsknotą poradzę, więc jak już pisałam staram się sobie z tym radzić swoimi sposobami, przyznałam się do tego wszystkiego terapeutce, no i wiesz sama jak zostałam potraktowana. :( To wszystko uświadomiło mi fakt, dlaczego ja w ogóle rozpoczęłam terapię, bo chyba trochę o tym zapomniałam. :? Nie chodzę tam dla terapeutki i dla relacji z nią tylko dla siebie. Przynajmniej tak powinno być. A ja... chodziłam, bo potrzebowałam czyjegoś ciepła, uwagi, bliskości... :roll: Echhh, zobaczymy, jak będzie jutro. Postaram się być przyjaźnie nastawiona. I na pewno kulturalna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, pocieszę Cię tylko,że terapia zaczyna się wtedy gdy przestajemy chodzić na nią z uśmiechem,a wracać z niej na skrzydłach.

Co by oznaczało,że moja właśnie się całkiem niedawno zaczęła. :D

Asia tylko pamiętaj jutro masz być grzeczna,ale stanowcza.Wiem,że to trudne,ale postaraj się nie spoufalać zbyt szybko,nawet jeśli złość błyskawicznie Ci przejdzie.Co by nie było zostałaś potraktowana brzydko i niezasłużenie.I teraz prosisz o wyjaśnienie:dlaczego?.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, co do tego jaka jestem...różna myślę,jak ozdrowiałam po pierwszym podejściu do terapii i paroksetynie byłam zupełnie inna niż teraz.Słodka,dobra,życzliwa,dziecinna,na pewno.

A obecnie?Jestem zazdrośnicą,chcę by mnie zauważano,kochano,chwalono.Niestety nie ma za co.Jestem złośliwa,uszczypliwa,histeryczna,panikuję,wściekam się,chcę mieć wszystko natychmiast.Mam jednakże (i zawsze miałam) poczucie humoru,jestem dowcipna,również na własny temat i-jak sądzę inteligentna.Co nie zmienia faktu,że bywam najzwyczajniej głupia.

explore, ja także od tego roku idę na pedagogikę.W tym roku przerwałam ze względu na nawrót,2 lata temu przerwałam psychologię.Także wszystko kręci się w jednym temacie.Proszki absolutnie jeszcze nie działają,właściwie z dnia na dzień jest coraz gorzej,zaczynam wątpić w to czy kiedykolwiek będzie jeszcze dobrze,normalnie,zdrowo.Cieszę się,że u Ciebie leki się ładnie rozbujały i ustabilizowały Ci nastrój.Ja niestety nie wychodzę z domu,nie widzę sensu,obecnie nic za bardzo nie ma sensu.Zmuszam się do tego by wstać rano,trochę ogarnąć i zrobić jakiś makijaż "na wypadek" gdybym musiała jednak wyjść z domu.Co również u mnie jest objawem pogorszenia,bo jak czułam się ok,to njie zawracałam sobie głowy takimi pierdołami jak fryzura.A taerz siedze w domu,wkręcam sobie,ze jestem gruba i ludzie patrza sie na mnie z pogardą i politowaniem,Podobno nawet najgorszy stan depresyjny musi się kiedyś skończyć,chciałabym wiedzieć czy to prawda,niestety na własnym przykładzie stwierdzić tego nie mogę.Trzymaj sie-pozdrawiam

 

Hania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No Dziewczyny, trochę napisałyście, jak mnie nie było. :) Ja właśnie wróciłam z Wawy, byłam u mojej pani doktor... Powiedziała, że nie jest dobrze z tymi bakteriami... :( Dała leki, naturalne, i jestem po terapii oczyszczającej mrt, więc znowu mam plecy jak zebra – w paski, w krostach (toksyny wyrzucane na zewnątrz). Powierzyłam jej całkowicie moje ciało, bardzo mi już pomogła, ufam jej... W ogóle powiedziała, że gdy pozbędę się tych świństw z organizmu (a trochę to potrwa..) to poczuję się lepiej i psychicznie, bo one potrafią zrobić w organizmie rewolucję, włącznie z depresją, agresywnością i w ogóle zaburzeniami psychicznymi... Tak przy okazji ta pani jest też psychologiem i neuropsychologiem, dziś zagaiła jak tam moja terapia. Najpierw zapytała jaki jest główny cel mojej psychoterapii. A ja... nie wiedziałam co jej odpowiedzieć... Bo nie wiem jaki jest główny cel, cząstkowe tak, ale główny..? A Wy wiecie, jaki jest Wasz główny cel, taki nadrzędny? Potem opowiedziałam jej o sytuacji z terapeutką z wtorku i zapytałam co o tym sądzi, ale ona odpowiedziała, żebym pozwoliła jej nic nie mówić, że nie chce ingerować w metody mojej terapeutki i w ten cel terapeutyczny. Czyli jednak takie metody są stosowane w psychoterapii? Sama nie wiem, co o tym myśleć.

Jutro wizyta u reumatologa, zobaczymy... No i przede wszystkim jutro spotkanie z moją terapeutkąą!!!

Haniu, M. (bo faktycznie mi się nie podpisałaś ;) ) ja nie wiem jak jutro będzie, boję się, że znowu jak zwykle, bo... ja się nie umiem na nią długo gniewać. :( Ta złość już mi prawie przeszła, jakoś się ulotniła. I czuję się tak, jakby nic się nie stało. Ja tak właśnie mam – najpierw po prostu kipię, a potem nagle wszystko przechodzi, zapominam o całej sytuacji, nie pamiętam, i według mnie wszystko jest OK... :( I co gorsza, zaczęłam mieć znowu poczucie winy, że źle ją potraktowałam, mówiąc, że wyobrażam sobie, że jej nienawidzę i w ogóle... Tak, za bardzo ją lubię. Jak kochającą mamę i nie potrafię być na nią długo zła. :roll:

Haniu – ja do tej pory mam problemy z postrzeganiem swojego ciała, po dwóch anoreksjach, nawet teraz gdy walczę przecież o odporność, o zdrowie, siłę, o pozbycie się grzyba, tych bakterii (pasożytów już się pozbyłam :) ) to myślę o swojej wadze, i choć z jednej strony wiem, że na wyglądzie to akurat teraz powinno mi zależeć najmniej i poza tym, że jestem szczupła i drobna to czasem mi się wydaje, że nie i jestem na siebie zła, tak jakby brzydzę się sobą. :/ W ogóle w moim życiorysie obrzydzenie, wstręt przewijają się często, wynika to z moich doświadczeń.

M. – a Ty mówiłaś o tym braku energii i motywacji swojemu terapeucie? Co on na to? Widzi jakieś rozwiązanie? Jeśli chodzi o uzależnienia to ja się bardzo łatwo uzależniam psychicznie... A do niektórych ludzi przywiązuję się tak bardzo, że często sama odchodzę (chociaż bardzo wtedy cierpię), bojąc się, że oni to zrobią, nienawidzę rozstań, długo nie mogę dojść potem do siebie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nienawidzę rozstań, długo nie mogę dojść potem do siebie...

Myślę, że nie należysz do wyjątków. Ja również bardzo przywiązuję się do (dobrych) ludzi. Jeszcze wiesz są rozstania i rozstania. Jedne z partnerem/ką, inne z kimś z rodziny na dłużej lub na zawsze (śmierć), z kimś z pracy. I na pewno intensywność odczuwania tego rozstania jest różna.

Czyli jednak Joaśka zdecydowałaś się zostać przy tej nielubianej terapeutce?

Życzę zdrówka. Wszyscy życzymy. :papa:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lubomir, to prawda, są rozstania i rozstania... Tyle, że gdy się do kogoś przywiążę to nie ważne co jest powodem rozstania oraz na jak długo - moja dusza wtedy po prostu umiera, nie potrafię się skoncentrować na niczym innym poza tęsknotą, za każdym razem przeżywam koszmar... Czuję się odtrącona, wyrzucona do śmieci, odrzucona...

Jeszcze nie wiem, co dalej z moją terapią... Nie wiem co powie mi terapeutka. I co ja w końcu zdecyduję, jak się zachowam... Wiesz, pomimo ostatniego zdarzenia ja nadal ją lubię i nie umiem się już na nią gniewać, to chyba niedobrze... :( Chciałabym zostać u niej na terapii z kilku powodów:

1. Chodzę do niej już ponad pół roku, nasza terapia stała się intensywna, widać efekty (na początku byłam w stanie silnego załamania i w ogóle było ze mną źle)...

2. Nie wyobrażam sobie jeszcze raz zaczynać wszystkiego od początku z kimś innym, jeszcze raz wszystko wywlekać, opowiadać, znowu się cofać...

3. Moja terapeutka bardzo dużo o mnie już wie, zna mnie można powiedzieć jak nikt inny, więc (w co jednak nadal wierzę) najlepiej potrafi mi pomóc...

4. Bardzo się do niej przywiązałam i nie mam pojęcia, jak mam się "odwiązać".

 

Dzięki za ciepłe słowa, mam nadzieję, że kiedyś się wyleczę...

 

[Dodane po edycji:]

 

Przemyślałam sobie jeszcze raz cele, jakie chcę osiągnąć dzięki terapii, spisałam je dokładnie na kartce i dam je jutro terapeutce. Pytania do niej też mam spisane, tak na wszelki wypadek, chociaż mam je w głowie. ;) Kurcze, jestem strasznie spięta, denerwuję się jutrem... :roll: Mam wrażenie, jakbym na jakiś egzamin ważny szła... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisalem juz w tym portalu, kilka razy, moge chciaz raz napisac tutaj szczerze, bez udawania "uspolecznionego" ? Uspoleczniony nie jestem, czy ktos mi moze powiedziec co sie dzieje w mojej ... glowie juz tyle lat ?

Objawy - ... poczucie winy, ... wstręt do siebie, ... pustka w srodku i tym samym automatyczne proby unikniecia "przejrzenia" przez otoczenie. Cale ... zycie probuje sie usmiechac i robic dobra mine do zlej gry, no cale zycie odkad pamietam, "tak mamo", "tak tato, "siema, jak leci" "czesc" "dzien dobry",, ale .... co z tego

Nie moge w zaden sposob zblizyc sie do ludzi, mysle ze gdzies gleboko siedzi we mnie cos bardzo niewesolego, a ja podswiadomie staram sie robic wszystko zeby to zatuszować, tak mi sie zdaje, czasem az do przesady staram sie uzyskac czyjas akceptacje, przeslania mi to wszystko inne, jestem zaslepiony, wszystko po to zeby tylko nie przebywac samemu ze soba, żeby ktos mnie zaakceptowal wreszcie, zebym nie musial ukrywac tego diabelka co siedzi we mnie, zebym nie musial sie siebie wstydzic - chcialbym spotkac kogos takiego, ale nie spotkalem, jakim wielce ... ja musze byc typem skoro nie moge zniesc sam siebie, to ... jak ktos inny by mogl mnie zniesc ?

 

powiedzcie - gdzie jest tego zrodlo ? gdzie jest przyczyna, jak to sie stalo ..., od czego to sie zaczelo, psychiatra do ktorego chodze jest ponoc dobrym psychiatra, chodze prywatenie w zasadzie to nie bylem juz u niego ponad rok, ale chodzilem przez ponad 2 lata, ale ... on tylko leki i leki, leki to ja potrafie brać przez dwa dni a potem musze sie ... bo nie daje rady ze soba, wole sie nachlac i miec spokoj na kilka godzin niz znosic te meczarnie w samotnosci.

 

Najblizsza rodzina juz przestala traktowac mnie powaznie, jeszcze 4 lata temu mialem swiat u swoich stop, tak tak, bylem swierzo po szkole, mialem pieniadze i tym podobne, aha dziewczyn nie mialem nigdy, nie liczac przypadkowego ruchania jakichś naćpanych dziwek,

Próby stowrzenia związku z dziewczyną kończyły sie na tym, że ogarniało mną (zgadnijcie co) ... poczucie winy kiedy chcialem sie zblizyc do jakiejs dziewczyny, randki nigdy nie wchodzily w gre, a perspektywa spędzenia z dziewczyną kilku godzin na trzeźwo przyprawiała mnie o gęsią skórkę i ... prawie dostawalem palpitacji, bo trzeźwa i bystra dziewczyna to niebezpieczna dziewczyna, a taka to moze zajrzec w oczki i pomyslec "... ale zjeb!" a wtedy co? wtedy wraca mój ... potworek który siedzi we mnie odkad pamietam i mówi do mnie "ty ..., ty ... debilu! znowu wyszedles na kompletnego ..., znowu jestes ..." Tak jak Sylas mial swoj pejcz, ja mialem swojego potworka gdzies gleboko w glowie i mam go do dzis, ten potwor mnie wykancza. On robi wszystko zeby mi sie nie udalo, zebym nie mogl normalnie zyc, ogranicza mnie, nie mam nawet odwagi juz ... znalezc pracy, bo ten ... maly potworek sabotuje wszystkie moje ruchy i zachowania.

I żeby bylo jasne, ze jeszcze do konca nie ... - "potworek" to przenośnia.

 

 

Ta samotnosc mnie wykancza, ten ... ból, lęk, poczucie winy, ten wlasny samosabotaż, ten ... potwór ktory siedzi we mnie chce zebym za kazdym razem czuł się jak kupa gówna. Wczoraj w nocy poryczalem sie jak jakas baba, no ... chyba drugi raz w zyciu, ten ból byl tak silny ze nie moglem sie opanowac ... no wylem jak stado wilkow, i wiecie co na pol godziny mialem spokoj, pol godziny czulem taki spokoj jakiego nigdy w zyciu nie czulem.

 

Ale dzis znowu to samo, znowu ..., znowu....

 

Dziekuje za uwage, przepraszam za język, ale gdybym napisal to inaczej to tak naprawde nie opisalbym tego co czuje.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ta samotnosc mnie wykancza, ten /cenzura/ ból, lęk, poczucie winy, ten wlasny samosabotaż, ten jebany potwór ktory siedzi we mnie chce zebym za kazdym razem czuł się jak kupa gówna. Wczoraj w nocy poryczalem sie jak jakas baba, no /cenzura/ chyba drugi raz w zyciu, ten ból byl tak silny ze nie moglem sie opanowac /cenzura/ no wylem jak stado wilkow, i wiecie co na pol godziny mialem spokoj, pol godziny czulem taki spokoj jakiego nigdy w zyciu nie czulem.

 

Polecam w chwilach kumulowania w sobie "tego i owego" w jakiś sposób wymordować się fizycznie, np. biec aż do kresu swojego tchu i wtedy postarać się powk.urwiać - dość ciężkie zadanie, no i spokój na jakiś czas.

To nic odkrywczego, ale jak co to przypominam.

 

chyba stany psychotyczne są objawem tych zaburzeń, napisz coś więcej n/t - jak to u Ciebie wygląda :?:

 

Ostatnie dwa dni były dość ostre, dosłownie :) Zacząłem się ciąć, niezbyt głęboko ale relatywnie obficie, wywaliłem przez okno (7 pietro) doniczkę, kubek + kilka innych bzdetów, poobijałem meble oraz miałem dość nasilone myśli samobójcze (jednak niemożliwe do zrealizowania bo wiążące się wyłącznie z hipotermią, a zimia właśnie się skończyła) i ogólnie natchnienie, w którym z chęcia podpaliłbym cały świat wraz ze sobą, na tym forum to chyba nic nowego :> Jednak właśnie jak doradzałem koledze wyżej (chyba ten sam rocznik) wróciłem umordowany bieganiem i to zdecydowanie pomogło. Teraz to wew. spokój oraz chęć zajęcia się jakimś rozwojem duchowym/medytacją, ew. podjęciem psychoterapii.

Jak wew. ferment wróci to znów zamierzam fizycznie się wyszaleć, oraz ogólnie rozpoczać jakieś ćwiczenia siłowe, nieużywana hantla leży prawie rok, tuz obok :>

 

Nie dokładnie czym są stany psychotycznie, niemniej powyższe wynurzenia w jakims stopniu prawdopodobie kwalifikowały by się, mam zdiagnozowaną os./zab. shizotypowe, a w uświadomieniu funkcjonuje dopiero 3-4 miesiące.

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haniu, jak się czujesz? Przeczytałam wczoraj w topicu o Effectinie historię z nożykiem modelarskim. :shock::shock::shock: Co się dzieje, to naprawdę wpływ tego leku na Twoje zachowanie??? Bierzesz go dalej? Jeśli tak to NATYCHMIAST skonsultuj się z psychiatrą, który Ci go przepisał!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×