Skocz do zawartości
Nerwica.com

III

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

Osiągnięcia III

  1. III

    Życie poza systemem

    Tak jak wspomniałem, przeprowadzka, ale ze znaczną pulą oszczędności, wtedy uważam, że ma to sens, ewentualnie + jakiś rodzaj zdalnej pracy. Co do warzyw to jakiś czas temu przeczytałem o czymś takim jak walipini, permakultury i generalnie, bo czekać będzie mnie jeszcze sporo edukacji w tym zakresie, jak zabiorę się za realizacje za x lat - na nie przemysłowe potrzeby, można bez, bądź z minimalną ilością oprysków mieć przydomowy ogródek, i co ciekawe dość wydajny. Jest trochę informacji na forach rolników, o samowystarczalności, etc. i nie jest to tak nieralne do zrobienia.
  2. III

    Życie poza systemem

    Apropos minimalizmu, chodzi o to że życie poza miastem, jest bardzo tanie jesli odpowiednio to zaplanować. Nie ma czynszów, bo to własna ziemia poza jakąś roczną opłatą rzędu kilku stów, woda ze studni, można mieć kilka kur, wspomniany przydomowy ogródek, założyć fotowoltanikę, jeśli chodzi o ogrzewanie to pomijając fakt, ze zimy są coraz lżejsze, w moim przypadku jest jeszcze sad, więc można palić w kominku drewnem przez wiele lat + ściana kaflowa. Dochodzą oczywiście pewne obowiązki, ale wydaje mi się to o niebo lepsze niż motanie się na etacie, co niestety od lat odtwarzam w różnych miejscach, niepewność, wizja ciągłego dokształcania się, aby nadgonić za zmieniającym się z roku na rok rynkiem, automatyzacją i ogólnym szaleństwem cywilizacyjnym. Po prostu każdy ma najpewniej inne okoliczności życiowe, zawodowe, plany na dalsze życie/doświadczenia etc. i patrzy - co jest oczywiste inną optyką na taką ideę. Dodam jeszcze, bo wydaje mi się to sensowne w konfiguracji takiego przeniesienia się na stałe za miasto, aby mieć przynajmniej kilkaset tysięcy złotych w oszczędnościach, aby ze spokojem ducha uniezależnić sie od systemu i olać ten nowoczesny kierat. Dziękuję za odpowiedzi.
  3. Nie wchodząc w detale, jako rdzenny mieszczuch planuję na pewnym dalszym etapie życia coś w rodzaju samowystarczalności, (przydomowy ogródek, woda ze studni, etc.) i przeniesieniu się do domu za miastem, aby żyć tam stosunkowo skromnie, choć pewnie z bardzo dużą pulą oszczędności, dla świętego spokoju, aby nie musieć gonić/stresować się na etacie. Sam, o ile nie poznam kogoś, komu taki sposób na życie mógłby też odpowiadać, ale tzw. samotność mi nie straszna. Poproszę o opinię na temat, czy też tęsknicie za czymś takim, czy wręcz przeciwnie, czy ktoś również ma/miał tego rodzaju plany, czy je realizuje, etc.
  4. Stosunkowo niedawno zostały u mnie (23) zdiagnozowane zaburzenia/osobowość schizotypowa, czeka mnie na pewno jeszcze nieco badań, ponieważ dopiero rozpocząłem diagnozowanie/ew leczenie zatem diagnoza może się nieco uściślić, ale jednak najprawdopodobniej będzie to oscylować w tym kierunku. U mnie wygląda to nieco inaczej ponieważ rodzina była patologiczna, natomiast otoczenie/środkowisko nie zawsze i nie w pełni korzystne, czytałem nieco historie życiowe innych i poprzez pokorę nie chcę pisać, że mój etap formowania był ekstremalny, ale był w zdecydowanie niekorzystny, zwaszcza w odniesieniu do własnej wrażliwości bądź przewrażliwienia, które poprzez dorastanie było kamuflowane pod maskami/schematami umozliwajacymi interakcje - taki był najprawdopodobniej zalążek tego u mnie. Zestaw dla pewnosci np. z wiki opis zaburzen schizoidalnych z zab. schizotypowymi, ja przed opinią psychiatry sam poprawnie określiłem swoje zaburzenie więc uważam, że intuicja może być precyzyjna. Btw. Cholernie topornie idzie mi pisanie postów (tj. powoli ze wzgledu na przesadne skupianie się na konstruowaniu zdań, poprawianiu stylistyki et cetera) więc bez zbytniej egzaltacji/zagłebiania się w opis skupię się na porównaniu: Odmiennie, mam natręctwa myślowe tj. ciągła introspekcja odrywa mnie od rzeczywistości W pewnym sensie tak, dodam jeszcze, że uważam własną intonację za zaburzoną, czyli moja mowa niekiedy wydaje mi się nienaturalna, źle zmodułowana, baardzo chcialbym porozumiewać się telepatycznie :) potrafię się cieszyć z jakiś bzdetów ale jest to w pewnym sensie zubożone oraz przeplatane apatią. Choc ostatnio mój stan się trochę poprawia i potrafię to z siebie wykrzesać. Na zewnątrz staram się mieć żelazną maskę, ale w odosobnieniu jestem skory do wzruszeń, często przy jakiejś muzyce/filmie - jednak nie nadużywam tego Ja np. nie mam jakiś odniesień do starych czasów, bo w pewnym sensie zawsze czułem się oderwany od surrealizmu cywilizacyjnego, jednak chciałbym mieć większą kontrolę na sobą. Dodam jeszcze, że jesli masz takie nastawienie, pomimo obecnych problemów to masz duże szanse na rozwinięcie skrzydeł, ponieważ dostrzegasz - patrząc w przeszłość pewnien pozytywny stan który juz Ci towarzyszył. Te zaburzenia zdecydowania były przyczyną. Więc jeśli masz poprawnie zdiagnozowane zab schizotypowe w których depersonalizacja/derealizacja niejako jest częscią składową (potwierdzam chocby z autopsji) to ciężko jest mi odpowiedzieć bo specjalista nie jestem, ale - z jednej definicji wyczytałem że zab. schizotypowe nie prowadzą w gorszym scenariuszu do schizofrenii (choc wiki określa te zaburzenia jako "zaburzenia typu schizofrenii") natomiast osobiście po przejściu gorszego czasu (cięcie się, intensywne mysli samobójcze) uważam, że może być to pomost do schizofrenii. Z całą pewnością pogłebiajace się zab shizotypowe czy oddzielając - depersonalizacja/derealizacja moga prowadzic do pogłebienia się czyli do poczucia coraz większego wyobcowania się od świata. Reasumując i przywołując ponownie cytat Jak wrócą to z całą pewnością pracuj nad sobą, ale obecnie też to musisz robić - z pomocą innych oraz tam gdzie jesteś w stanie - samodzielnie, pozdrawiam :) Ps. Dla mnie w poprawie mojego stanu najistotniejszą rolę odgrywa szeroko pojęty rozwój duchowy (nie ma to związku z katolicyzmem, raczej metafizyka via Azja)
  5. Czy ktoś zna w krakowie możliwość podjęcia formy psychoterapii połączonej z rozwojem duchowym?
  6. Polecam w chwilach kumulowania w sobie "tego i owego" w jakiś sposób wymordować się fizycznie, np. biec aż do kresu swojego tchu i wtedy postarać się powk.urwiać - dość ciężkie zadanie, no i spokój na jakiś czas. To nic odkrywczego, ale jak co to przypominam. Ostatnie dwa dni były dość ostre, dosłownie :) Zacząłem się ciąć, niezbyt głęboko ale relatywnie obficie, wywaliłem przez okno (7 pietro) doniczkę, kubek + kilka innych bzdetów, poobijałem meble oraz miałem dość nasilone myśli samobójcze (jednak niemożliwe do zrealizowania bo wiążące się wyłącznie z hipotermią, a zimia właśnie się skończyła) i ogólnie natchnienie, w którym z chęcia podpaliłbym cały świat wraz ze sobą, na tym forum to chyba nic nowego :> Jednak właśnie jak doradzałem koledze wyżej (chyba ten sam rocznik) wróciłem umordowany bieganiem i to zdecydowanie pomogło. Teraz to wew. spokój oraz chęć zajęcia się jakimś rozwojem duchowym/medytacją, ew. podjęciem psychoterapii. Jak wew. ferment wróci to znów zamierzam fizycznie się wyszaleć, oraz ogólnie rozpoczać jakieś ćwiczenia siłowe, nieużywana hantla leży prawie rok, tuz obok :> Nie dokładnie czym są stany psychotycznie, niemniej powyższe wynurzenia w jakims stopniu prawdopodobie kwalifikowały by się, mam zdiagnozowaną os./zab. shizotypowe, a w uświadomieniu funkcjonuje dopiero 3-4 miesiące. Pozdrawiam.
  7. Mam pytanie, jakie są ostrzejsze stadia zaburzeń shizotypowych tj. jakie inne formy może przybrać to zaburzenie?
×