Skocz do zawartości
Nerwica.com

Derealizacja. Depersonalizacja.


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Gringo, moim zdaniem nie ma człowieka, który byłby całkowicie wolny od lęku a dążenie do zupełnego pozbycia się lęku to jak walka z wiatrakami. Każdy się boi, czegoś, kogoś, kiedyś, gdzieś. Człowieka zdrowego od chorego odróżnia jednak sposób obchodzenia się ze swoim lękiem, znaczenie, jakie mu on przypisuje oraz oswojenie się z nim tak, że nie przysłania mu on całego świata, nie dezorganizuje jego działań i jest w stanie normalnie funkcjonować, żyć. Nie da się uwolnić całkowicie od lęku. I to dobrze, bo lęk jest też potrzebny, tylko, że w zdrowych proporcjach, lęk nie może nas przez cały czas paraliżować i towarzyszyć nam nieustannie. Lęk jest w pewnym sensie jak ból - ból mimo iż nieprzyjemny jest konieczny, czasem nawet ratuje życie. Jeśli nie jest naszym stałym towarzyszem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Robert - czytałem troche Twoich postów w temacie o CHAD.Koszmarna sytuacja chociaż moja też nie wygląda kolorowo.Zaczął się już 6-ty rok jak się leczę i na razie bezskutecznie.Lekarze tylko kiwają głowami i twierdzą że to jest niemożliwe.Szczerze?Patrząc na to forum raczej większość jest ludzi z podobnymi dolegliwościami do moich którym nie potrafią pomóc.Jedyną rzeczą dzieki ktorej tak długo sie trzymam jest benzo.Najpierw byl alprazolam doraźnie przez 4 lata.Później ciąg ok 6 miesięcy po czym przerzuciłem się na clona.Po 6 miechach postanowilem odstawić co się też udało.Tylko co dalej jak nie ma żadnej alternatywy a objawy chorobowe jak były tak są?Każdy z tych "specjalistów" rozkłada ręce i przestrzega tylko przed braniem benzo abym broń Boze sie nie uzależnił (boją sie brać odpowiedzialnosc of kors).Wróciłem do benzo po 2 miesiącach trzeźwości.W czasie tych 2 miechów każdy dzień był koszmarem.Brak chęci do czegokolwiek,brak zainteresowania i tak nierealnym już światem oraz ciągłe myśli autodestrukcyjne (wszystkie te objawy i myśli miałem zanim zacząłem brac benzo więc to nie efekt uzależnienia).Dodac do tego agresje względem innych,totalne odizolowanie się,problemy ze snem,trzęsawke,huśtawki nastroju (chociaż 90% czasu to nastrój fatalny) i jest super na maksa.Nie wiem jakim cudem jeszcze z pracy mnie nie zwolnili.

Odkąd zacząłem znowu brać mam troche mniejsze jazdy.Zacząłem ćwiczyć,jeździć na rowerze i ogólnie coś robie.

Mam w sumie 3 wyjścia: a) odstawić benzo,wegetować aż oszaleje i w rezultacie pierdolnąć sobie w łeb

b) brać benzo dopóki będzie dzialac i dopiero po tym jak przestanie to oszaleć i wykonać plan z pkt a)

c) próbować jeszcze EW a jeżeli też nie pomoże to zrealzować punkt a) lub b)

 

Na razie sprawa wygląda nieciekawie.Ostatnich 5 lat praktycznie nie pamiętam.Czas u mnie zatrzymał się na roku 2004,reszty nie pamiętam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Joaśka

Gringo, moim zdaniem nie ma człowieka, który byłby całkowicie wolny od lęku a dążenie do zupełnego pozbycia się lęku to jak walka z wiatrakami. Każdy się boi, czegoś, kogoś, kiedyś, gdzieś. Człowieka zdrowego od chorego odróżnia jednak sposób obchodzenia się ze swoim lękiem, znaczenie, jakie mu on przypisuje oraz oswojenie się z nim tak, że nie przysłania mu on całego świata, nie dezorganizuje jego działań i jest w stanie normalnie funkcjonować, żyć. Nie da się uwolnić całkowicie od lęku. I to dobrze, bo lęk jest też potrzebny, tylko, że w zdrowych proporcjach, lęk nie może nas przez cały czas paraliżować i towarzyszyć nam nieustannie. Lęk jest w pewnym sensie jak ból - ból mimo iż nieprzyjemny jest konieczny, czasem nawet ratuje życie. Jeśli nie jest naszym stałym towarzyszem.

 

Moje podejście jest radykalne, jestem pewny, że lęk, każdy lęk jest nienaturalny i można się go pozbyć całkowicie i żyć bez lęku. W buddyźmie rozróżnia się dwa rodzaje cierpienia, pierwsze to ból fizyczny, który jest naturalny i nic z nim nie można zrobić, a druga grupa to dukkha, czyli całe cierpienie psychiczne, jakie człowiek może doświadczyć, to drugie jest wyleczalne, kiedy człowiek przestaje cierpieć, buddyści nazywają to przebudzeniem, albo oświeceniem. Możesz teraz pomyśleć, że to jakieś fantazje, dziwne wierzenia ze wschodu, które nie mają żadnego odniesienia do naszego życia. Ja dosyć dobrze wgłębiłem się w filozofie wschodu i uważam, że to bardzo interesująca sprawa...... i w dodatku działa.......

Dwa lata temu miałem doświadczenie, które (prawdopodobnie) uratowało mi życie - kiedy to piszę, to mam wrażenie, że to brzmi śmiesznie, ale gdy przypominam sobie w jakim byłem wtedy stanie, to zaczynam wierzyć, że nie przesadzam i raczej nie dożyłbym dzisiejszego dnia, gdyby nie to (zabiłbym się z powodu poczucia upokorzenia i cierpienia) (teraz po napisaniu tego wszystkiego znów wydaje mi się, że przesadzam, że się użalam, że nie było tak źle.... a jednak wciąż wstyd mi przyznać się do słabości, niemniej jednak nie skasuje tego, choć mnie kusi). Byłem już praktycznie w stanie klinicznym, myślę, że gdybym wtedy poszedł do psychiatry, to od razu chciałby mnie wsadzić na oddział (cholera, aż tak źle ze mną było), ja jednak mam w sobie takie coś, co sprawia, że nigdy się nie poddaje (ciągle iść, rozkaz, którym mam we krwi ;-) ) a w tamtym czasie wogóle nie dopuszczałem do siebie myśli o czymś takim - czułem, że popełnienie samobójstwa to byłoby największe upokorzenie i okazanie słabości, a na tym punkcie miałem(mam?) hopsa - niech myślą o mnie co chcą, nie okażę słabości, wszystko, tylko nie to. Moje zachowanie nie odzwierciedla tego kim jestem od bardzo dawna, gram wciąż kogoś innego, tak żeby tylko poradzić sobie z bólem, ale to jest nieistotne. Pomału zaczynam akceptować, że nie jestem tym kim chciałbym być i może kiedyś skończę z udawaniem, póki co tylko jedna osoba trochę wie, jak źle mi było i jak jest teraz, ale bardzo mnie rozczarowała jej postawa, rodzina nie wie i bardzo by się zdziwiła...... i prawdopodobnie nie uwierzyła, że to o mnie :roll:

Wracając do tematu, 2 lata temu o tej porze, na początku maja, już od kilku miesięcy próbowałem wszelkimi możliwymi sposobami złagodzić swoje lęki, a przez cały czas byłem na skraju ataku paniki, towarzyszyły mi wciąż duszności i różnego rodzaju bóle fizyczne, czułem się tak okropnie, że nie potrafie tego opisać, wyglądałem źle, nie chciałem patrzeć w lustro (dziwne, że nikt z rodziny nawet się nie spytał, czy mi źle, czy coś jest nie tak - tylko czasami ludzie na mój widok reagowali przerażeniem, co dawało mi do zrozumienia, że jednak jak ktoś chce to widzi, że coś jest nie tak, dzisiaj wychodzę, z założenia, że skoro ludzie i tak widzą tylko to co chcą widzieć, to po co się im narzucać). Czułem się, jakbym cały czas był w suchej saunie, rozpalony od środka, musiałem bez przerwy pić wodę, to mi zostało do dziś, ale już nie w aż takim stopniu. Co jeszcze? Lęk, dd, korowód myśli towarzyszyły cały czas - wciąż się tego wstydziłem, ale wtedy pierwszy raz poczułem, że osiągnąłem swoje dno, przestałem walczyć, już nie obchodziło mnie aż tak co ludzie mogą o mnie pomyśleć, bo co gorszego mogło się stać, postanowiłem, że skupię się wyłącznie na tym, żeby z tego wyjść, od stycznia do maja eksperymentowałem z jakimiś tam próbami relaksowania tego stanu, a wyglądało to, jak chodzenie po linie na wysokości, musiałem się bardzo starać, żeby jakaś drobna emocja nie wywołała we mnie ataku paniki i żebym nie spadł w dół, to było straszne, wiedziałem, że to daje ledwie widoczne skutki, ale próbowałem. Jednocześnie studiowałem, jeździłem codziennie na uczelnie, ale prawdę mówiąc, to z tamtego okresu pamiętam strzępy, już nie wierzyłem, że będzie dobrze, myślałem, że poczekam, kilka miesięcy i dostane jakiegoś wylewu, czy coś, ale póki co trzeba było żyć i próbować. Na początku maja było wolne, od roku, czytałem na temat medytacji (to bardziej złożone, ale nie chcę tego teraz tłumaczyć), tego dnia położyłem się i przez kilka godzin eksperymentowałem z medytacją, w pewnym momencie przez około 2-3 sekundy znalazłem się w takim stanie, który sprawił, że 50% mojej nerwicy się rozpuściło, dosłownie, poczułem lekki, ale intensywny chłód w ciele i to jak blokady energetyczne, stres, lęki się rozwiewają. To mi uratowało skórę, po 3 sekundach ten stan mnie opuścił, ale nie było już lęku, cała panika zeszła, większa część fizycznego bólu mnie opuściła, myślałem, że jestem zdrowy, jednak po paru dniach kiedy już się przyzwyczaiłem wiedziałem, że to dopiero połowa, ale i tak wtedy czułem, że jestem uratowany.

Co działo się później?

Przez ostatnie pół roku mojej zabójczej nerwicy nie cieszyło mnie już nic, muzyka nie dawała żadnej radości, jedzenie nie miało smaku, zmysły działały, jakby nie działały, widziałem tylko czerń, zawężone pole widzenia i toważyszyło mi wielkie poczucie upokorzenia. Po tym doświadczeniu medytacyjnym - choć wcześniej nie wierzyłem, że to jeszcze możliwe - znikło poczucie upokorzenia i wielki wstyd, nie w całości, ale ulga była niesamowita.

Dzień, dwa po tym zacząłem grać w grę komputerową, która w dzieciństwie sprawiała mi bardzo dużo radości (cRPG), chciałem wybadać, czy rzeczywiście znowu coś będzie mnie cieszyło, grałem tak około tygodnia, było dosyć fajnie, wróciły uczucia i emocje inne niż lęk. Wtedy myślałem, że wiem jak wywołać ten medytacyjny stan w każdej chwili, więc czułem się bezpieczny i odkładałem to na później, potem przyszła sesja, miesiąc z głowy, a kiedy znowu spróbowałem z medytacją, to już nie potrafiłem ;-)......... i do dziś próbuje, ale mi nie wychodzi. Nigdy już nie czułem się tak źle jak przed majem 08', co nie znaczy, że jest dobrze, w tamtym stanie nie dało się żyć!, zabijał mnie, teraz mogę przeżyć, ale to jeszcze nie to, więc moje doświadczenie mówi mi, że można żyć bez lęku, że jest możliwe wykonanie "resetu" i zaczęcie od nowa.

Nie chiałem tu o tym pisać, dopóki nie uda mi się wyjść z nerwicy całkowicie, ale już trudno.

 

Dodam jeszcze, że uważam, że ta "medytacja" to jedyna szansa na wyleczenie się z nerwic, lęków, objawów fizycznych, tylko po tym odczułem, że to naprawdę zdrowienie, a nie kolejna warstwa tłumienia czy tymczasowa ulga, ale to radykalne i nie dla wszystkich, więc tyle z mojej strony. Niczego nie proponuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Robert - czytałem troche Twoich postów w temacie o CHAD.Koszmarna sytuacja chociaż moja też nie wygląda kolorowo.Zaczął się już 6-ty rok jak się leczę i na razie bezskutecznie.Lekarze tylko kiwają głowami i twierdzą że to jest niemożliwe.Szczerze?Patrząc na to forum raczej większość jest ludzi z podobnymi dolegliwościami do moich którym nie potrafią pomóc.Jedyną rzeczą dzieki ktorej tak długo sie trzymam jest benzo.Najpierw byl alprazolam doraźnie przez 4 lata.Później ciąg ok 6 miesięcy po czym przerzuciłem się na clona.Po 6 miechach postanowilem odstawić co się też udało.Tylko co dalej jak nie ma żadnej alternatywy a objawy chorobowe jak były tak są?Każdy z tych "specjalistów" rozkłada ręce i przestrzega tylko przed braniem benzo abym broń Boze sie nie uzależnił (boją sie brać odpowiedzialnosc of kors).Wróciłem do benzo po 2 miesiącach trzeźwości.W czasie tych 2 miechów każdy dzień był koszmarem.Brak chęci do czegokolwiek,brak zainteresowania i tak nierealnym już światem oraz ciągłe myśli autodestrukcyjne (wszystkie te objawy i myśli miałem zanim zacząłem brac benzo więc to nie efekt uzależnienia).Dodac do tego agresje względem innych,totalne odizolowanie się,problemy ze snem,trzęsawke,huśtawki nastroju (chociaż 90% czasu to nastrój fatalny) i jest super na maksa.Nie wiem jakim cudem jeszcze z pracy mnie nie zwolnili.

Odkąd zacząłem znowu brać mam troche mniejsze jazdy.Zacząłem ćwiczyć,jeździć na rowerze i ogólnie coś robie.

Mam w sumie 3 wyjścia: a) odstawić benzo,wegetować aż oszaleje i w rezultacie /cenzura/ąć sobie w łeb

b) brać benzo dopóki będzie dzialac i dopiero po tym jak przestanie to oszaleć i wykonać plan z pkt a)

c) próbować jeszcze EW a jeżeli też nie pomoże to zrealzować punkt a) lub b)

 

Na razie sprawa wygląda nieciekawie.Ostatnich 5 lat praktycznie nie pamiętam.Czas u mnie zatrzymał się na roku 2004,reszty nie pamiętam.

 

...Nic dodać , nic ująć.

jakbym czytał o sobie...

zwłaszcza te 3 punkty dotyczące przyszłości w tej nierównej walce-pięknie to ująłeś

Podziwiam Cię , że jestes w stanie pracowac

Może gdybym miał inna pracę niz kierowca jak zachorowalem to też bym dał radę....może

teraz nie mam na razie sił aby rozpocząc nowa pracę....co innego praca niejako "z rozpędu" , a co innego nowa praca, gdzie jesteś nowy, wszyscy Cie obserwuja i czekają na potknięcia...

jeszcze wcześniej, zanim zachorowalem i pracowałem jako kierowca,robiłem "interesy"

teraz w stanie choroby nie ma mowy o "interesach"-bardzo stresujący i lękotwórczy sposób na zarabianie. jak byłem zdrowy to te emocje mnie kręciły pięknie-teraz by mnie zabiły

Ciekawe jak długo damy jeszcze radę....choć u mnie znacznie lepiej jest

Tylko czy na długo??

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja czuje się tak, jakby już nie zył. Nawet nie mam siły pisać tego posta co prawda. Chciałem napisać do RafQ.

Ja tak męczę się od 2 lat. Każda myśl powoduje u mnie lęk, analizuje siebie bez przerwy -> To męczy, aż mnie do spania ścina.

Nic dla mnie nie jest zrozumiałe, to że idę, widzę jestem i czuję. Źle mi z tym, napędzam błędne koło lęku i budzi się panika. Właśnie niedawno wracałem od ojca z pracy i miałem tak silne lęki, że tragedia. Myślałem, że albo się do niego cofnę, albo pójde do przodu, albo zwariuje tam na miejscu, ale którego bym nie wybrał wariantu to i tak czułbym się źle. Strasznie mnie to martwi, ale mimo wszystko będę z tym walczył i żaden z wariantów z samobójstwem nie ma szans, odpadają. I Tobie polecam to samo, nie pocieszać się ucieczką w samobójstwo bo to nie ma sensu, jeszcze się depresji człowiek nabawi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli już wspomniałeś o depresji.Według lekarzy moja derealizacja jest spowodowana głęboką depresją.Ja po sobie widzę że to się w 100% zgadza gdyż nastrój mój jest ciągle obniżony.Od czasu do czasu (średnio raz,może 2 razy w miesiącu) coś zatrybi w mojej głowie i d/d znika a jednocześnie poprawia się nastrój.Okres dobrego samopoczucia jednak szybko znika i trwa góra 1 dzień.

Derealizacja może być także spowodowana lękiem bądź występuje często jako jeden z objawów w schizofrenii.

Jeżeli chodzi o pracę to mogę tylko potwierdzić to co Robert napisał - jest bardzo ciężko pracować w tym stanie a już na pewno jako kierowca (ja sobie tego nie wyobrażam).Ja często gubiłem się na mieście jadąc rowerem w okolicy którą dobrze znam,a co by było dopiero jakbym pojechał gdzieś dalej w trasę :shock: .Ja mam o tyle dobrze że pracuję w małej firmie i chociaż zarabiam marnie to dobrze się tam czuje (bez stresu i presji).Wcześniej jednak szukałem pracy w stanie kompletnej dr i zanim trafilem na tą firmę miałem "przyjemność" obejść kilka innych w okolicy odrzucając kolejne oferty (często wracałem po ataku lęku do domu,trzęsąc się ze strachu itp).Nie wspomne że w/w firmy nastawiały się na pełen wyzysk a ich warunki zatrudnienia byly nie do przyjęcia.Jest także masa innych zawodów oprócz wspomnianego kierowcy w których osoby z d/d miałyby niezły problem.Mowie tu np o kasjerze w sklepie spożywczym,magazynier czy księgowy,ochrona w dużych supermarketach czy nawet niby proste zajęcie - układanie towarów na półkach w sklepie samoobsługowym.Jak sobie pomyślę o tych zajęciach to już kręci mi sie w głowie :roll: .

Będąc na benzo jest o wiele lepiej.Wszystko by bylo dobrze gdyby nie ten szybki wzrost tolerancji na leki z tej grupy - to jest chyba najgorsze.Muszę więc ograniczać się na ile to możliwe.Zauważyłem jedną dziwną rzecz będąc w stanie dr.Koncentracja i skupienie uwagi na danej czynności jest porównywalne do tego co mialem przed chorobą.Różnica polega na tym że nie czuje teraz bezpośredniego kontaktu z otoczeniem i jestem oddzielony od rzeczywistości jakby szklaną ścianą.Widze co się dzieje dookoła ale brak jakiegoś połączenia między mną a tym co mnie otacza.Czuję się uwięziony w tej jak ja to określam "szklanej kuli",w innym wymiarze,rzeczeczywistości równoległej.Nie dziwię się że zdrowym tak ciężko zrozumieć ten stan jeżeli nigdy się w nim nie było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

GRINGO, o tej medytacji chciałabym trochę i nie tylko.. Otóż zgadzam się i popieram. Też walczę z nerwicą lękową i też mam objawy, których się wstydzę. Najbardziej mnie wkurzają momenty, w których mam wrażenie, że się skompromituję... w sensie..czasami w obecności drugiej osoby mam dziwne myśli..że zrobię jej krzywdę np, czy dziecko jakieś skrzywdzę wrr :evil: wtedy wystarczy skierować uwagę na coś innego, wiem, że to trudne, ale możliwe. Ale to nie o tym. Jestem zwolenniczką NLP. Samemu nie jest łatwo eksperymentować, ale dla chcącego nic trudnego. Jeżeli ktoś się orientuje, to mnie pomogła dysocjacja. Zauważyłam, że nerwicowcy [po sobie wnoszę] mają skłonność do asocjowania się z sytuacjami negatywnymi. Raz przeżyty atak paniki, tak utrwala się w umyśle, że wystarczy, że dana osoba o nim pomyśli i już atak gotowy..ostatnio jednak postanowiłam przećwiczyć właśnie asocjacje i dysocjację..Pomogło! wierzcie albo nie. Ludzki umysł jest naprawdę jak komputer! Jesteśmy w stanie się przeprogramować.

Dlaczego dzieci nie miewają nerwic? no, może miewają, ale..dążę do tego, że dzieci w, za przeproszeniem, dupie mają poczucie depersonalizacji np. Ono chwilę się czuje źle, a za minutę gania za motylem! U dzieci, prawie 100% fobii zanika zupełnie. Jednego roku boją się pająków, innego ciemnych ulic. Te fobie zanikają, bo dzieci nie przywiązują do tego wagi. W przeciwieństwie do dorosłych, którzy non stop myślą, myślą i przywołują. Chodzi o to, al\by skierować swoje myśli w stronę pozytywnych odczuć, emocji, spojrzeć na niektóre sprawy z perspektywy widza, a nie aktora. Poglądy są różne. Ja NLP poznałam i chcę aby towarzyszyły mi te sztuczki do końca życia. Prochy-to nie rozwiązanie. Sama trułam się benzodiazepinami jakiś czas. Potem hydroksyzynka, fluracośtam też się przewinęło..a chodzi w sumie o odpowiednie nastawienie. Przestrojenie zachowań. A medytacja - myślę, że poniekąd ma coś wspólnego z NLP. Chodzi o odcięcie się. Zresztą, nie będę ściemniać. Kto będzie chciał, spróbuje;]

 

[Dodane po edycji:]

 

AAaa i jeszcze jedno. Mówi Wam coś termin "prawo przyciągania"? Zastanówcie się, bo faktycznie coś w tym jest;] pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Asocjacja i dysocjacja to jedne z wielu technik NLP [NeuroLingwistyczne Programowanie]. Proszę o tym poczytać w sieci a najlepiej to zainwestować w dobra książkę. Zawsze lepiej wydać 50zł na książkę, której treść jest naprawdę przydatna niż 100000zł na psychoterapie i psychotropy...

W razie pytań lub chęci podzielenia się pozytywnymi rezultatami - proszę o wiadomości prywatne. Szybciej odpiszę;]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czym różni się d/d nerwicowa od PSYCHOTYCZNEJ? Patrzyłem się w lustro i widziałem jakąś obcą osobę i miała cechy diabła!

 

 

Osobno opisuje się depersonalizację specyficzną dla schizofreników (psychotyczną). Jest to zespół niezmiernie charakterystycznych doznań, z poczuciem zmiany swojej osobowości, integralności, utratą władztwa nad własnymi procesami psychicznymi i motywacjami, zmianą sposobu kontaktowania się z innymi osobami. Znaczna część tych doznań ma charakter urojeń lub wiąże się omamami, zwłaszcza tzw. omamami psychicznymi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich. Jestem tu nowa.Od dawna przeglądam mnóstwo stron tego typu żeby się dowiedzieć co mi dolega. Mój post będzie długi o czym was lojalnie uprzedzam.Może zacznę od tego, że od zawsze miałam tendencję do hipochondrii, jak tylko wyczułam jakieś zgrubienie to biegłam do lekarza z przekonaniem że to rak i już umieram. i tak ciągle. Najbardziej bałam się ziarnicy złośliwej,bo zauważyłam swoje węzły chłonne pod uszami i zaczęłam je cały czas macać, miałam podwyższoną temperaturę i straszne bóle głowy. Oczywiście byłam chyba u 20 lekarzy.I nikt nie wiedziała co mi jest. A Onkolog od razu powiedział że nie widzi tu żadnych powiekszonych węzłow i kazał mi się wyluzować i nie szukać chorób na siłę. Ból głowy utrzymywał mi się przez 3 m-ce ale w końcu minął. Potem oczywiście znów gdzieś w podświadomości miałam głos, że może trzeba jeszcze sie dokładniej zbadać, i tak cały czas myślałam że mam ziarnicę tylko nikt jej nie umie wykryć. (naczytałam sie o takich ciężkich przypadkach, ze miałam strasznego doła) Zaczęło mnie swędzieć ciało,odczuwałam kłucie w policzkach po wypiciu piwka albo wina no i znów utwierdziło mnie to w przekonaniu, ze jestem chora. Znów badania krwi i wizyta u onkologa (prywatnie), badania rtg klatki piersiowej. No i on mi mówi, ze nie mam żadnej ziarnicy. Tak było w kwietniu, a parę dni później po południu zaczęłam czuć senność, ogarnęło mnie dziwne uczucie jakbym nie mogła skupić wzroku bo obraz był taki dziwny niby normalny ale coś było nie tak. I niestety tak jest już od miesiąca tylko codziennie mam takie bóle i uciski głowy, poza tym czuję się dziwnie właśnie trochę jakbym przez coś jeszcze patrzyła. Wszystko jest rzeczywiste ale ja jakbym nie odbierała tego normalnie. Przeszłam CT głowy, MR z kontrastem, glukoza, cholesterol, tarczyca, okulista i jest ok. Wkręcałam już sobie guzy mózgu, tętniaki, SM i Bóg wie co jeszcze. I jestem juz bezsilna codziennie kładę sie spać z nadzieją że będzie normalnie, wstaję i znowu jest tak samo. Nie mam już sił, jestem przygnębiona i zdołowana. Nie wiem czy to dziwne uczucie to derealizacja, czuję się trochę tak jakbym była lekko pijana ale to też nie do końca jest właściwe słowo. Na początku myślałam że to jakieś zawroty głowy, ale to też nie to. Jakby coś mi w mojej głowie sprawiało takie odbieranie swiata. Prosze Was pomóżcie bo zwariuję, co mie jest?Jakoś nie chce mi się wierzyć,że to tylko nerwica.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety zaden z nas nie moze powiedziec co ci jest , mozemy jedynie dopatrywac sie roznych rzeczy patrzac na twoje objawy :)

 

To o czym mówisz , to ze widzisz zza czegos , nie do ciebie nie dociera , To Matrix - Fachowo mowi sie na to derealizacja ..

Z tego co wyczytalem na forum co 3 forumowicz na to cierpi , wiem jak to cholernie boli , znam ten strach i ból ..

Ale uwierz mi , nie masz zadnej choroby która moze prowadzic do smierci czy innych rzeczy .

Mysl o tym co ci jest , ciagnie za sobą drugą [ szukanie chorob , objawów ] I nastepną [ Smierc ] , To błedne koło , znerwicowanie którym tylko pogarszasz sprawe moja kochana ... A wiec spokojnie ! Nie umrzesz nam tu !

 

A teraz pytanie , Czy bylas u psychiatry / psychologa ?

Jesli tak , to co stwierdził ?

Czy pamietasz jakies traumatyczne przezycia z dziecinstwa ? Z ostatniego okresu ? Cos zlego sie wydarzlo ?

Czekam na odpowiedz i zycze sily w walce z tym cholerstwem ! :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie nie byłam u psychiatry ani psychologa. Do tej pory jakoś żyłam z tą nerwicą, ale chyba jednak przyszedł czas na spotkanie z jakimś specjalistą. W dzieciństwie nie miałam żadnych traum, co prawda ostatnie dwa lata były dla mnie trudne bo miałam wypadek samochodowy (ale naprawdę nie załamało mnie to w żaden sposób) no i problemy z drugą połówką, cały czas dręczyłam się i zamartwiałam na zapas, ale ten stan bólów i dziwnego widzenia otoczenia to najgorsze co do tej pory miałam.Tak jak pisałam zaczęło się po tym jak codziennie wchodziłam na neta i czytałam o ziarnicy złośliwej, wstyd się przyznać ale u wszystkich ludzi szukałam węzłów czy też mają tak jak ja, nawet jak jechałam do pracy. Wiedziałam że to schiz ale to było silniejsze ode mnie. No i się zaczęło najpierw stopniowo czułam taką senność i tą nierealność,bóle głowy a potem ten stan stał się permanentny.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy u Ciebie jest tylko ta hipochondria czy też masz objawy w postaci fizycznej jak u mnie? Jak sobie radzisz z tym wszystkim, chodzisz do specjalisty?Ja to czasami myślę, że jestem mądrzejsza od tych lekarzy, zdarza sie ze sama im sugeruję jakie badania by mi jeszcze pomogły. Koszmar, lekarz raz się mnie zapytał czy studiuję medycynę tyle wiem o niektórych chorobach. Jestem "specjalistką" od "Ziarnicy "guzów mózgu" SM, kiedyś jak mnie bolał łokieć to sobie wkręciłam że mam raka kości. Generalnie ciężko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam! Lenka dam Ci radę: Nie czytaj już więcej o żadnych chorobach. Jeżeli byłaś u wielu lekarzy i nic nie wykryli, to oznacza, że twoje objawy są skutkiem nerwicy. A to "dziwne widzenie" to derealizacja. Z tego co piszesz, wynika, że nie jest z tobą aż tak źle. Derealizację musisz przeczekać. Taka jest moja rada. Powoli wszystko zacznie wracać do normy. Miałem takie mocne dd, że czasami zastanawiałem się czy to wszystko mi się nie śni. Myślałem, że zaraz obudzę się w szpitalu i okaże się, że całe dotychczasowe życie to sen. Takie myśli wywoływały u mnie okropny lęk, a lęk z kolei wywoływał dd. To się nazywa błędne koło nerwicy. Przeszedłem już chyba wszystkie możliwe objawy: bóle kręgosłupa, zawroty głowy, derealizacja, depersonalizacja, stany depresyjne, błyski przed oczami, napady lęku, myśli egzystencjalne, natręctwa, gonitwa myśli, bezsenność, poczucie pustki emocjonalnej, uczucie pustki w głowie itd. itp. Nic nie jest mi obce. Wszystko zaczęło się 14 miesięcy temu i na dzień dzisiejszy jestem zdrowy w 99%! Raz na kilka tygodni zdarza mi się kilka cięższych dni, ale po prostu trzeba je przeczekać. Nie wiem czy istnieje na to jakiś cudowny środek. Ludzie dają różne rady: leki, sport, dobre odżywianie. Moim zdaniem najlepszym lekarstwem jest za wszelką cenę akceptacja derealizacji i przeczekanie jej. A teraz, gdy patrzę na to wszystko z perspektywy czasu, to czasem dochodzę do wniosku, że to chyba jakiś dar. Pozwala on zrozumieć, jak piękny i niesamowity jest świat. Trzymajcie się, bo na prawdę warto cierpieć by potem odczuć taką wielką ulgę. I musicie uwierzyć, że to tylko nerwica, a nie żadna schizofrenia, czy nowotwór. Pamiętam, że pół roku temu miałem taki ciężki dzień, że byłem pewien na 100%, że to schizofrenia. Wsiadłem w samochód i pojechałem do psychiatry, który stwierdził, że to typowe objawy lękowe. To o wszystko wina genów. Mój brat też przechodził przez to wszystko. Ale TO WSZYSTKO JEST PRZEJSCIOWE!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok, tylko ja tak mam cały czas, poczucie że ściska mi coś mózg i przez to ten świat odbieram inaczej. Ja się budzę z tym i zasypiam,czasami myślę, ze od tego zwariuję to jest okropne. Czuję się tak jakbym miała małe oczy i przez to tak widzę dziwnie, albo jakbym lekko była pijana. Nie mam żadnych ataków, to po prostu trwa i trwa i nie chce przejsć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem jak trudno jest posłuchać kogoś i przestać się tym wszystkim zadręczać (sama nie mogę przestać) :x ale musisz z tym żyć, nie masz innej możliwości. Spróbuj pomocy psychiatry. Pytałaś czy mam objawy fizyczne. Pewnie, że mam - takie dziwne widzenie, ostatnio np. mrowiał mi język, jakiś rok temu miałam ... dobra już nie będę wymieniać litanii, żebyś sama u siebie nie zauważyła takich objawów :D Trzymaj się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, długo mnie tu nie było. Derealizacja nie znika. Moja terapia w miejscu. Leków nie biorę bo działają na mnie tak źle jak to tylko możliwe. Mam ciągłe mdłości... szkoda słów.

Robert pisze o alkoholu...ja odkryłam ostatnio inny sposób na ulżenie sobie w derealizacji --post. im dłużej nie jem (co jest cholernie trudne) tym lepiej się czuje.

Jedzenie jakoś tak zagłusza i wycisza, więc trudno mi trzymać się od niego z daleka, ale jak juz mi się udaje jest całkiem całkiem.

Oczywiście bez szału. Nie twierdzę, że derealizacja całkowicie znika, ale te chwile kiedy jest normalnie robią się coraz dłuższe.

Ma ktoś tak samo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja miałam trochę spokoju od derealizacji, kiedy zmieniłam mój jadłospis na mniej kaloryczny, ale głodówek nie stosowałam nigdy. Natomiast derelizacja nasiliła się, kiedy wróciłam do jedzenia tzn. śmieci, czyli tego, co mam pod ręką i jest łatwe do przygotowania. Czasem dość dziwnie się czuję, jeśli zjem za dużo czegoś słodkiego, tak jakbym miała przyspieszone bicie serce, trochę nawet podduszanie się, zwłaszcza przy gwałtownej zmianie pozycji, no i od razu matrix się pogłębia oczywiście.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja Cie przebijam bo mam 5 :P.

Akceptacja tego stanu jest bardzo trudna ale walka z tym i wpadanie w błędne koło myśli jest dużo gorsze.Co do sportu,dobrego odżywiania się,ogólnie zdrowego trybu życia to jest to jak najbardziej wskazane.Niestety pomimo że próbowałem tego wszystkiego dalej tkwie w błędnym kole d/d.Dodam jeszcze że zmuszam się do ćwiczeń,do wszelkiego rodzaju wysiłku fizycznego chociaż nieraz nie mam na to najmniejszej ochoty.Ale coś trzeba robić bo najgorszą rzeczą jest nic nierobienie,rozmyślanie i zamartwianie się tym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jeśli dobrze sobie przypominam to pierwszy atak miałam jakieś 8 lat temu, ale potem długo spokój, tylko czasemi pojedyncze epizody... ale oczywiście nie miałam wtedy pojęcia, że tak może się objawiać nerwica, więc nie będę się tutaj licytować ile czasu ten mój stan trwa ;) ... Czy Wy też tak mieliście? To znaczy, czy pamiętacie jakiś charakterystyczny moment, od którego to się zaczęło, kiedy pierwszy raz poczuliście takie oderwanie od wszystkiego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×