Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przerwa w terapii


nieprzenikniona

Rekomendowane odpowiedzi

Za 3 tygodnie czeka mnie miesięczna wakacyjna przerwa w terapii. No i albo jestem przypadkiem beznadziejnym albo ktoś miał podobnie i może coś doradzić ale nie wyobrażam sobie (emocjonalnie) przeżycia tej przerwy (tak wiem, że to nielogiczne, ale w tej kwestii moje poczucie emocjonalne jest kompletnie nielogiczne i nie umiem do siebie przemówić). Dostałam propozycję „terapeuty zastępczego”, tzn. właściwie to rzucone hasło podczas sesji i kompletnie nie wiem jak miałoby to wyglądać (będę to omawiać of kors) ale może przypadkiem ktoś z Was miał  coś takiego i wie już z czym to się je i czy ma w ogóle sens. 
Dodam, że podczas tej przerwy i tak zostaję w mailowym kontakcie z moją terapeutką, ale w tamtym roku to słabo podziałało więc szukam już każdej dodatkowej alternatywy, zwłaszcza, że znowu jestem na etapie zmiany leków i moja stabilność jest mocno niestabilna (mam bpd,stany depresyjne i ms, obecnie to pewnie powinnam znaleźć się w szpitalu, ale wiem, że to tylko przechowalnia więc próbuję ambulatoryjnie- mam zapewniony min. ciągły kontakt z psychiatrą). 

Edytowane przez nieprzenikniona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, johnn napisał(a):

Cześć @nieprzenikniona,

 

może to potraktować jak wyzwanie, sprawdzian lub nowe spojrzenie.

 

Bywało, że miesiąc musiałem czekać na kolejne spotkanie.

 

Życzę miłego dnia:⁠-⁠)

John

No jakby to było takie proste to pewnie bym mogła. Tak, wiem, że z racjonalnego punktu widzenia to tylko przerwa i że dość szybko minie ale z emocjonalnego to dla mnie kompletny koniec wszystkiego, coś czego realnie nie można przeżyć…już wystarczająco jestem na siebie wk….a, że tak to odbieram i że nie umiem sobie wbić do łba czegoś co by na te emocje podziałało ale jest jak jest. Do tego emocjonalnie jestem w kompletnej rozsypce (tutaj raczej wina zmian w lekach etc.) jeszcze chwila i będę naprzemian śmiać się i wyć bez powodu (rozchwianie kompletne) albo pierd….ę sobie w głowę bo nie wytrzymam (o ile nowe leki nie zbiorą mnie szybko do kupy). Także dodatkowe „wyzwania” nie wchodzą teraz w grę, muszę się ratować w każdy możliwy sposób i najlepiej aby udało się ominąć szpital.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak mojej t. nie było przez ponad 2 mce z powodu choroby to proponowała mi też terapeutę zastępczego. To polega na tym, że jak już nie wyrabiasz to kontaktujesz się z nim i przerabiacie to co się dzieje teraz, co powoduje, że nie wyrabiasz. Nie omawiacie całej historii etc. To jest traktowane jako taka pomoc doraźna czy interwencja kryzysowa.

Na przerwy urlopowe miesięczne nigdy mi nie proponowała takiego rozwiązania, nawet jak miałam duży kryzys bo wie, że ja mam lekarkę, która zadziała jak się do niej zgłoszę i prędzej mnie wpakuje do szpitala, nawet bez mojej zgody, niż pozwoli, żebym sobie coś zrobiła (raz już usłyszałam tekst, że w takim stanie ona mnie nie może wypuścić z gabinetu i powinna wezwać pogotowie - nie zrobiła tego ;) ).

 

Co do opinii szpital czy nie szpital - nie ufałabym w 100% osądowi, bo u mnie i lekarz i terapeutka byli przekonani, że na pewnym etapie oddział terapeutyczny będzie dla mnie najlepszy - g*wno prawda. Po wszystkim wyszło, że rację miała ordynatorka z jednego z oddziałów terapeutycznych, mówiąc, że owszem, ja potrzebuje intensywnej psychoterapii, ale nie w szpitalu, bo to mi bardziej zaszkodzi niż pomoże i mnie zdyskwalifikowała. Trafiłam wtedy na inny oddział terapeutyczny, ale szybko przenieśli mnie na oddz. psychiatryczny z powodu wysokiego ryzyka samobójstwa, z którego po 4 dniach mnie wypuścili (niespodzianka ;) ), stwierdzając, że szybciej dojdę do siebie w domu. 

Po wszystkim ter. stwierdziła, że to rzeczywiście był nietrafiony pomysł, bo ona już teraz wychodzi z założenia że u mnie najlepszą terapią okazało się życie i w zmianach które zaszły od tego czasu największy udział miały wydarzenia/sytuacje, które się wydarzyły, ona pomogła mi to tylko ogarnąć pod względem emocjonalnym i przekonań.

Zresztą ona nadal uważa, że to co się dzieje w moim życiu nawet teraz, to z czym się spotykam robi większą robotę niż jej terapie przez ponad 6 lat ;)  jakby jakaś siła wyższa na siłę chciała mi pokazać, że może być inaczej.

 

 

Edytowane przez acherontia styx

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, nieprzenikniona napisał(a):

No jakby to było takie proste to pewnie bym mogła. Tak, wiem, że z racjonalnego punktu widzenia to tylko przerwa i że dość szybko minie ale z emocjonalnego to dla mnie kompletny koniec wszystkiego, coś czego realnie nie można przeżyć…

Powiedzmy, że dwa tygodnie to dla Ciebie okres możliwy do zniesienia. Przymuj, że tyle musisz czekać na kolejną wizytę. Gdy minie ten okres powtórz to małe oszustwo:⁠-⁠)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, johnn napisał(a):

Powiedzmy, że dwa tygodnie to dla Ciebie okres możliwy do zniesienia. Przymuj, że tyle musisz czekać na kolejną wizytę. Gdy minie ten okres powtórz to małe oszustwo:⁠-⁠)

Moje najdłuższe przerwy w terapii trwają 2 dni, także miesiąc to dużo tych dwudniowych oszustw ;)

 

coraz bardziej myślę o tym terapeucie wspierającym (bo dostęp do mojej lekarki w tym czasie będę mieć chociażby telefoniczny), w sumie nie wiem czy coś w tym rozwiązaniu może wyjść na minus, raczej jak coś to tylko na plus ;) (nie licząc kasy ale to najmniejszy problem)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@acherontia styx u mnie z wielu względów szpital odpada, ale głównie z tego, że doskonale wiem, że w moim przypadku był mocno niepomocny a leki mogę ustalać i modyfikować praktycznie z dnia na dzień (bo mam kontakt telefoniczny z lekarką), także możliwość trafienia do przechowalni traktuję jako ostateczną ostateczność. Nie chcę wyłączać się z życia, pracy, rodziny bo co jak co ale to mnie jakoś trzyma w kupie ;) nawet na głupie zwolnienie nie chcę iść bo wiem, ze jak usiądę w domu to po kilku godzinach trafię do „lasu ze sznurem”, w pracy chociaż minimalnie cokolwiek jest w stanie rozproszyć moją uwagę i skierować myślenie na inne tory, zwłaszcza że teraz sezon urlopowy i jest w co ręce wkładać…mam silne poczucie obowiązku, które jeszcze jakoś motywuje mnie do wstania z łóżka, chodzenia i oddychania ale po pierwsze nie wiem na jak długo mi go starczy, po drugie tak nie da się za długo pociągnąć. No i jednak szpital to przerwa w terapii ani ja ani moja terapeutka tego nie chce, zwłaszcza teraz przed przerwą urlopową, chociaż obie zdajemy sobie sprawę, że byłoby to najbezpieczniejsze rozwiązanie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, nieprzenikniona napisał(a):

Moje najdłuższe przerwy w terapii trwają 2 dni, także miesiąc to dużo tych dwudniowych oszustw ;)

Oj tam, oj tam 🙂 Kto by to liczył:) Mam umiem liczyć tylko do 5 więc ten tego:) hehe (żart)

 

A może spróbuj zastąpić rozmowy w tych samych godzinach z psychologiem rozmową z koleżanka lub mamą ewentualnie poduszką z kartką do niej przyczepioną z narysowaną twarzą terapeutki:)  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, johnn napisał(a):

Oj tam, oj tam 🙂 Kto by to liczył:) Mam umiem liczyć tylko do 5 więc ten tego:) hehe (żart)

 

A może spróbuj zastąpić rozmowy w tych samych godzinach z psychologiem rozmową z koleżanka lub mamą ewentualnie poduszką z kartką do niej przyczepioną z narysowaną twarzą terapeutki:)  


Tu nie chodzi o to, że czuję się samotna (mam męża, dzieci, pracę) i nie mam z kim rozmawiać bo mam wiele osób z którymi rozmawiam i czuję się dobrze w ich towarzystwie ;)  ale o coś zupełnie innego,

uruchamia się we mnie taki lęk separacyjny jak w małym dziecku od którego odchodzi matka i ono nie wie, że to tylko na chwilę i że wróci…to się dzieje na poziomie emocjonalnym i ni w kij ni w oko nie da się temu nic wytłumaczyć (to jakby próbować tłumaczyć niemowlakowi, że mama wróci za chwilę). Ja mam tą strefę zatrzymaną właśnie gdzieś na takim niemowlęcym poziomie i ona nie dojrzeje z dnia na dzień tylko dlatego, że wiem jak to nielogiczne i nieracjonalne dla mojego wieku. Moja terapeutka to rozumie, ja już to rozumiem (co nie znaczy, że wiem jak to zmienić) dlatego szukamy dla mnie alternatywnych źródeł „opieki” na ten czas a nikt z rodziny hmmm tej roli nie spełni bo to inne rodzaje relacji i inne warunki. (z rodzicami za to nie czuję nawet najmniejszej więzi, więc oni kompletnie odpadają). 
 

Co do terapeuty na zastępstwo to po prostu zastanawiam się jak to ma wyglądać w rzeczywistości, czy mogę umówić się jakoś odgórnie wcześniej i systematycznie czy jednak mam/ muszę czekać na kryzys i czy jeśli będę mieć ten kryzys to jak długo mam czekać na ewentualną pomoc…bo wtedy to każda godzina może być istotna…wiem, że to nie będzie kontynuacja terapii tylko zupełnie coś innego, raczej doraźna pomoc w stosunku do tego co „tu i teraz” ale właśnie czegoś takiego potrzebuję… minus, że to będzie ktoś obcy, ktoś z kim nie mam żadnej relacji, w zależności od tego na kogo trafię to albo może okazać się pomocne albo też wcale…jednak może jako alternatywę w razie „w” lepiej mieć coś takiego do dyspozycji niż nie…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

44 minuty temu, nieprzenikniona napisał(a):

ale o coś zupełnie innego,

uruchamia się we mnie taki lęk separacyjny jak w małym dziecku od którego odchodzi matka i ono nie wie, że to tylko na chwilę i że wróci…to się dzieje na poziomie emocjonalnym

To może zastosuj metody jakie się wtedy stosuje?

45 minut temu, nieprzenikniona napisał(a):

to się dzieje na poziomie emocjonalnym i ni w kij ni w oko nie da się temu nic wytłumaczyć (to jakby próbować tłumaczyć niemowlakowi, że mama wróci za chwilę). Ja mam tą strefę zatrzymaną właśnie gdzieś na takim niemowlęcym poziomie i ona nie dojrzeje z dnia na dzień tylko dlatego, że wiem jak to nielogiczne i nieracjonalne dla mojego wieku.

A mi rozmowa z psychologiem nie pomaga. Według wielu więź ze specjalistą jest ważna ale ja nie umiem tego dostrzec. Na twoim miejscu nie miałbym twoich trudności.   

50 minut temu, nieprzenikniona napisał(a):

Co do terapeuty na zastępstwo to po prostu zastanawiam się jak to ma wyglądać w rzeczywistości, czy mogę umówić się jakoś odgórnie wcześniej i systematycznie czy jednak mam/ muszę czekać na kryzys i czy jeśli będę mieć ten kryzys to jak długo mam czekać na ewentualną pomoc…bo wtedy to każda godzina może być istotna…wiem, że to nie będzie kontynuacja terapii tylko zupełnie coś innego, raczej doraźna pomoc w stosunku do tego co „tu i teraz” ale właśnie czegoś takiego potrzebuję… minus, że to będzie ktoś obcy, ktoś z kim nie mam żadnej relacji, w zależności od tego na kogo trafię to albo może okazać się pomocne albo też wcale…jednak może jako alternatywę w razie „w” lepiej mieć coś takiego do dyspozycji niż nie…

Może warto ustalić te warunki wcześniej. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

26 minut temu, johnn napisał(a):

To może zastosuj metody jakie się wtedy stosuje? 

Nie wiem, z tego się wyrasta albo trzeba to przepracować jakoś na terapii ale sama nie wiem jak póki co ;)

28 minut temu, johnn napisał(a):

A mi rozmowa z psychologiem nie pomaga. Według wielu więź ze specjalistą jest ważna ale ja nie umiem tego dostrzec. Na twoim miejscu nie miałbym twoich trudności.   

Ja mam bardzo silną (choć trudną) więź z terapeutką i często jest to bardzo pomocne ale czasem tak jak teraz w obliczu przerwy bywa zgubne.

30 minut temu, johnn napisał(a):

Może warto ustalić te warunki wcześniej. 

Zapewne tak zrobię ale myślałam, że może ktoś już miał coś takiego,wie jak wyglądało i jest w stanie coś podpowiedzieć ewentualnie ;) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, nieprzenikniona napisał(a):

Ja mam bardzo silną (choć trudną) więź z terapeutką i często jest to bardzo pomocne ale czasem tak jak teraz w obliczu przerwy bywa zgubne.

Pocieszę Cię, że miarę postępów w terapii ta więź naturalnie słabnie. Ja swego czasu też mocno przeżywałam każdą przerwę, ale teraz...Urlop? Nie będzie pani miesiąc? Ok. - i tyle. 

Mi też bardzo pomogła niespodziewana, długa, ponad 2 miesięczna przerwa z powodu choroby t. Nie było wyjścia, nie ma terapii i koniec. Albo czekam, albo idę do kogoś innego. Musiałam sobie poradzić sama, nie ważne co się działo.

Swoją drogą, nie chciałabym już wracać do takiego uzależnienia od terapii :hide: wiem, że ono jest konieczne, zwłaszcza w psychodynamicznej, ale jak tak sobie teraz myślę to jest też straszne :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, acherontia styx napisał(a):

Pocieszę Cię, że miarę postępów w terapii ta więź naturalnie słabnie. Ja swego czasu też mocno przeżywałam każdą przerwę, ale teraz...Urlop? Nie będzie pani miesiąc? Ok. - i tyle. 

Mi też bardzo pomogła niespodziewana, długa, ponad 2 miesięczna przerwa z powodu choroby t. Nie było wyjścia, nie ma terapii i koniec. Albo czekam, albo idę do kogoś innego. Musiałam sobie poradzić sama, nie ważne co się działo.

Swoją drogą, nie chciałabym już wracać do takiego uzależnienia od terapii :hide: wiem, że ono jest konieczne, zwłaszcza w psychodynamicznej, ale jak tak sobie teraz myślę to jest też straszne :hide:

No to jest wręcz upodlające uzależnienie bo na logikę się w żaden sposób nie klei. Mam wielką nadzieję, że kiedyś minie bo póki co każda przerwa/ odwołanie sesji to mój wewnętrzny dramat…żałosne a z drugiej strony przecież właśnie porządane (tzn w terapii). 

Edytowane przez nieprzenikniona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, nieprzenikniona napisał(a):

No to jest wręcz upodlające uzależnienie bo na logikę się w żaden sposób nie klei. Mam wielką nadzieję, że kiedyś minie bo póki co każda przerwa/ odwołanie sesji to mój wewnętrzny dramat…żałosne a z drugiej strony przecież właśnie porządane (tzn w terapii). 

Grunt to rozmawiać o tym przywiązaniu i o uczuciach jakie powodują przerwy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, nieprzenikniona napisał(a):

No to jest wręcz upodlające uzależnienie bo na logikę się w żaden sposób nie klei. Mam wielką nadzieję, że kiedyś minie bo póki co każda przerwa/ odwołanie sesji to mój wewnętrzny dramat…żałosne a z drugiej strony przecież właśnie porządane (tzn w terapii). 

Rozumiem Cię, bo też mam takie odczucia. Zresztą kiedyś wątek o tym założyłam jak bardzo byłam rozczarowana jak po długiej przerwie terapeutka jeszcze odwołała spotkanie. Poprzednia terapeutka mnie porzuciła nagle a byłam w permanentnym stanie chęci odejścia także się sobie nie dziwie, że tak reaguje. Przy każdej odwołanej sesji czuje duże rozczarowanie ale staram się nie robić terapeutce wyrzutów chociaż duże mnie to kosztuje;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, 123she napisał(a):

Rozumiem Cię, bo też mam takie odczucia. Zresztą kiedyś wątek o tym założyłam jak bardzo byłam rozczarowana jak po długiej przerwie terapeutka jeszcze odwołała spotkanie. Poprzednia terapeutka mnie porzuciła nagle a byłam w permanentnym stanie chęci odejścia także się sobie nie dziwie, że tak reaguje. Przy każdej odwołanej sesji czuje duże rozczarowanie ale staram się nie robić terapeutce wyrzutów chociaż duże mnie to kosztuje;)

My rozmawiamy o tym jak każda dosłownie minuta zmiany w sesjach jest dla mnie istotna, co dokładnie czuję i jak to na mnie wpływa, tylko pomimo tych wielu rozmów ja NADAL przeżywam to tak samo i czuję ten sam ból, jakby moja emocjonalna część mózgu w ogóle się nie uczyła i nie czerpała z obecnych dobrych doświadczeń. 
Co do samych odwołań sesji etc to u mnie jest to marginalna ilość (w ciągu tego roku moja t. Odwołała tylko 1 sesję), a najdłuższa przerwa 1 tygodnia wypadała w ferie, kiedy sama wyjeżdżałam) więc pod tym względem akurat i tak czuję się dość bezpiecznie. Teraz ten miesiąc wydaje się za to być jakimś nadchodzącym koszmarem ale pewnie to też wina mojego rozchwiania na lekach. Dzisiaj np. Cały dzień siedzę i wyję bez powodu…

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, nieprzenikniona napisał(a):

My rozmawiamy o tym jak każda dosłownie minuta zmiany w sesjach jest dla mnie istotna, co dokładnie czuję i jak to na mnie wpływa, tylko pomimo tych wielu rozmów ja NADAL przeżywam to tak samo i czuję ten sam ból, jakby moja emocjonalna część mózgu w ogóle się nie uczyła i nie czerpała z obecnych dobrych doświadczeń. 
Co do samych odwołań sesji etc to u mnie jest to marginalna ilość (w ciągu tego roku moja t. Odwołała tylko 1 sesję), a najdłuższa przerwa 1 tygodnia wypadała w ferie, kiedy sama wyjeżdżałam) więc pod tym względem akurat i tak czuję się dość bezpiecznie. Teraz ten miesiąc wydaje się za to być jakimś nadchodzącym koszmarem ale pewnie to też wina mojego rozchwiania na lekach. Dzisiaj np. Cały dzień siedzę i wyję bez powodu…

 

No to ja dosłownie dzisiaj miałam odwołaną sesją, którą miałam mieć jutro:) Bardzo trudne to wywołało we mnie uczucia ale staram się z tym walczyć. Nie wiem jaka jest lepsza droga ja o tym nie mówię, bo jakby zakładam, że dla terapeutki to jest oczywiste, że dla mnie to jest jest łatwe. Raz tylko zdarzyło mi się jej wypomnieć jak właśnie po długiej przerwie odwołała sesje. Pamiętam,  że pisałaś, że wróciłaś na terapie po długim czasie jak sobie wtedy radziłaś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, 123she napisał(a):

No to ja dosłownie dzisiaj miałam odwołaną sesją, którą miałam mieć jutro:) Bardzo trudne to wywołało we mnie uczucia ale staram się z tym walczyć. Nie wiem jaka jest lepsza droga ja o tym nie mówię, bo jakby zakładam, że dla terapeutki to jest oczywiste, że dla mnie to jest jest łatwe. Raz tylko zdarzyło mi się jej wypomnieć jak właśnie po długiej przerwie odwołała sesje. Pamiętam,  że pisałaś, że wróciłaś na terapie po długim czasie jak sobie wtedy radziłaś?

My ostatnio omawiałyśmy to, że raz przez pomyłkę skróciła mi sesję o minutę, także dla mnie normalne, że to omawiam a bieżący urlop zaczęłyśmy omawiać z miesiąc temu i do końca pewnie tak będzie, zwłaszcza, że poniekąd to z tego powodu te zmiany w lekach i cały cyrk z moim obecnym stanem. 

Co do tamtej przerwy to ja wtedy odeszłam z terapii z dnia na dzień ale wtedy tej więzi nie było tak silnej, wkurzyła mnie brakiem terminów i jakiejś takiej woli ustalenia terminu, więc łatwo było mi odejść. Wróciłam po 8 latach, w czasie których w sumie nie potrzebowałam terapii, leki pomagały, dopiero w pewnym momencie zrozumiałam, że przez głupotę prawie zrujnowałabym sobie i mojej rodzinie życie i że same leki nie wystarczą.

Co do odwołanej sesji to porusz ten temat koniecznie, zwłaszcza że ma na Ciebie wpływ…ja już mówię o każdym odczuciu - nawet tym najbardziej irracjonalnych na pierwszy rzut oka, może dzięki temu nie czuję się lepiej ale przynajmniej nie ma między nami tylu nieporozumień co wcześniej (zanim odważyłam się przyznawać do tego co tak na prawdę czuję)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@nieprzenikniona no widzisz to co to jest 1 miesiąc przy 8 latach 🙂 Wiem, że to nie to samo, bo inaczej jak człowiek wszystko "porozgrzebuje" na terapii i ma z tym zostać sam ale to jest jakieś światełko w tunelu. Ja też mam taki lek przed tym, że miałabym zostać sama a już tak bywało w przeszłości a nawet pojawiło mi się zwątpienie, że moja terapeutka mi nie wierzy w to co mówię tak jak się już też to zdarzało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@123she jasne, że miesiąc to nie jest wieczność i wiem, że szybko minie ale moje emocje nie wiedzą, jestem przerażona i zrozpaczona, dzisiaj przewyłam całą sesję i wcale nie czuję się lepiej, nadal chce mi się wyć…jestem tak rozchwiana obecnie, że się kompletnie nie ogarniam na sesjach staramy się mnie składać a co dopiero jak zostanę na miesiąc bez opieki…tzn w sumie będę mieć opiekę, właśnie ogarniamy już poważnie temat terapeuty zastępczego (nie wiem czemu ale mam przeczucie, że to będzie mężczyzna), technicznie jednak może być to nieco trudne ale raczej termin będę mieć ustalony z góry a nie tylko w kryzysie…zobaczymy co z tego wyjdzie, póki co czuję nad sobą wielki tykająca zegar, który każe mi się na cito pozbierać, żeby nie zostać w czasie tej przerwy w takim stanie jak obecnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobrze Cię rozumiem, Nieprzenikniona. Przez pierwsze lata mojej terapii, tej właściwej, umierałam dosłownie, gdy moja terapeutka szła na urlop. Z tego co Cię czytam, to mamy podobne doświadczenia (domyślam się z Twoich wpisów traumy wskutek wykorzystywania seksualnego). Zaczęłam jako 16-latka, z wstępnym rozpoznaniem borderline i epizod depresyjny o umiarkowanym nasileniu. Mam na koncie 11 hospitalizacji psychiatrycznych, liczne próby samobójcze, masakryczne samookaleczenia. Moja terapeutka jest ze mną odkąd miałam 19 lat (mam 35 teraz), jest psychiatrą i psychoterapeutą, superwizorem, konsultantem wojewódzkim, ordynatorem oddziału psychiatrycznego. Pierwsze jej urlopy były dla mnie piekłem, sypałam się na amen, zupełnie nie umiałam sobie poradzić z lękiem separacyjnym, z uczuciem porzucenia, przez te kilka tygodni niszczyłam siebie maksymalnie, żeby zobaczyła jak bardzo mnie swoim urlopem "skrzywdziła", oczywiście nie na poziomie świadomym, ale to robiłam. 

Nie wierzyłam, że wyzdrowienie jest możliwe, że może być stabilnie, że mogę nie pragnąć śmierci, nie unicestwiać się wciąż. Jestem w głębokiej, długoterminowej psychoterapii rekonstrukcyjnej, spotykamy się nadal, miałyśmy od początku bardzo silną więź, ale najpierw z mojej strony było to patologiczne przywiązanie, nie umiałam bez niej żyć, jak to często w traumie relacyjnej i borderline. Teraz to dobra, zdrowa, bliska, budującą relacja. Nie mam już borderline w diagnozie. PTSD wyleczone. Zostały zaburzenia depresyjne nawracające, ale pod kontrolą, leki mam ustawione i funkcjonuję całkiem dobrze. Spotykamy się podtrzymująco, rzadziej. Nie walczymy już o moje życie, tylko pracujemy nad jakością. Gdy idzie na urlop, to tęsknię za nią, brakuje mi tych spotkań, ale nie jestem już pełna lęku i rozpaczy, tylko czekam na kolejne spotkanie, umiem już czekać i radzić sobie sama. Bardzo rozumiem, że Cię ten czas urlopu przeraża, rzadko się tu uzewnętrzniam, ale pomyślałam, że może dodam Ci trochę nadziei i otuchy, że może być inaczej, że możesz to wytrzymać, że jesteś na dobrej drodze. Pozwól sobie pomóc, skorzystaj z tej zastępczej psychoterapii, z możliwości kontaktu mailowego. Ten urlop minie. Wszystko mija w końcu. To jak teraz jest ciężko, też minie. Wytrzymaj. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

43 minuty temu, polanka_ napisał(a):

Bardzo dobrze Cię rozumiem, Nieprzenikniona. Przez pierwsze lata mojej terapii, tej właściwej, umierałam dosłownie, gdy moja terapeutka szła na urlop. Z tego co Cię czytam, to mamy podobne doświadczenia (domyślam się z Twoich wpisów traumy wskutek wykorzystywania seksualnego). Zaczęłam jako 16-latka, z wstępnym rozpoznaniem borderline i epizod depresyjny o umiarkowanym nasileniu. Mam na koncie 11 hospitalizacji psychiatrycznych, liczne próby samobójcze, masakryczne samookaleczenia. Moja terapeutka jest ze mną odkąd miałam 19 lat (mam 35 teraz), jest psychiatrą i psychoterapeutą, superwizorem, konsultantem wojewódzkim, ordynatorem oddziału psychiatrycznego. Pierwsze jej urlopy były dla mnie piekłem, sypałam się na amen, zupełnie nie umiałam sobie poradzić z lękiem separacyjnym, z uczuciem porzucenia, przez te kilka tygodni niszczyłam siebie maksymalnie, żeby zobaczyła jak bardzo mnie swoim urlopem "skrzywdziła", oczywiście nie na poziomie świadomym, ale to robiłam. 

Nie wierzyłam, że wyzdrowienie jest możliwe, że może być stabilnie, że mogę nie pragnąć śmierci, nie unicestwiać się wciąż. Jestem w głębokiej, długoterminowej psychoterapii rekonstrukcyjnej, spotykamy się nadal, miałyśmy od początku bardzo silną więź, ale najpierw z mojej strony było to patologiczne przywiązanie, nie umiałam bez niej żyć, jak to często w traumie relacyjnej i borderline. Teraz to dobra, zdrowa, bliska, budującą relacja. Nie mam już borderline w diagnozie. PTSD wyleczone. Zostały zaburzenia depresyjne nawracające, ale pod kontrolą, leki mam ustawione i funkcjonuję całkiem dobrze. Spotykamy się podtrzymująco, rzadziej. Nie walczymy już o moje życie, tylko pracujemy nad jakością. Gdy idzie na urlop, to tęsknię za nią, brakuje mi tych spotkań, ale nie jestem już pełna lęku i rozpaczy, tylko czekam na kolejne spotkanie, umiem już czekać i radzić sobie sama. Bardzo rozumiem, że Cię ten czas urlopu przeraża, rzadko się tu uzewnętrzniam, ale pomyślałam, że może dodam Ci trochę nadziei i otuchy, że może być inaczej, że możesz to wytrzymać, że jesteś na dobrej drodze. Pozwól sobie pomóc, skorzystaj z tej zastępczej psychoterapii, z możliwości kontaktu mailowego. Ten urlop minie. Wszystko mija w końcu. To jak teraz jest ciężko, też minie. Wytrzymaj. 

Dziękuje Ci, że się tym podzieliłaś. Jest mi bardzo przykro, że też masz tak straszne doświadczenia za sobą:( ale dla mnie to jest naprawdę budujące, że napisałaś, że coś Ci pomogło. Ja jestem na etapie, że gdzieś straciłam wiarę, że coś mi pomoże i kiedykolwiek będę jeszcze chciała żyć czy przestanę się budzić w nocy z krzykiem. Fakt, że naprawdę dużo miałam determinacji ale straciłam gdzieś nadzieję po 6 latach terapii przy 3-ciej terapeutce... i chyba bardzo potrzebowałam usłyszeć od kogoś, że może być lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@polanka_ dziękuję za ten wpis, to budujące, że można przez to wszystko przejść i żyć, tak na prawdę żyć…trochę zazdroszczę, ale może też to wszystko przede mną…muszę w to wierzyć i wytrwać!

Edytowane przez nieprzenikniona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×