Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przegrana sprawa - nie wiem co zrobić


azkabanowy

Rekomendowane odpowiedzi

27 minut temu, Dryagan napisał:

 

 

Może muszę się do reszty zeszmacić żeby się pozbierać? 

Wiem, że jeśli Ona nie odejdzie to będę musiał przejść przez ten odwyk z narkotykiem na wyciągnięcie ręki.

 

Wiem, że to, cała ta sytuacja jest żałosna. 

Wiem, że ja jestem żałosny.

Tak jak napisałem. Nie mam już do siebie szacunku. Nie wiem czy kiedyś go odzyskam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cytat

Człowiek potrafi naprawdę dużo wyprzeć. Nie ma w Niej wyrachowania. Raczej wyparcie ze świadomości tego jak jest. 

A może raczej Ty chcesz w to wierzyć. 

Moim zdaniem konieczna jest rozmowa. Szczera rozmowa. Trzeba się zapytać jak ona sobie to wyobraża, nawet przyznać się do swoich uczuć i że mieszkanie z nią przeszkadza Ci w pójściu dalej. Skoro ma innego faceta i jego darzy uczuciem to niech się do niego wyprowadzi. Albo niech zdecyduje się na życie z Tobą. Normalne, małżeńskie lub partnerskie a nie takie nie wiadomo co. Wbrew pozorom już macie najważniejszy małżeński etap za sobą 😄 czyli przyzwyczajenie się do bycia razem. 

Tak więc zdobądź się na odwagę i porozmawiaj. Sytuacja jest już taka chora, że ten wrzód trzeba przeciąć. dwadzieścia lat poświęcenia z Twojej strony to zdecydowanie za dużo. Skoro sam nie potrafisz zakończyć tej sytuacji - przerzuć to na nią. Niech ona zadecyduje co dalej. Po prostu zacznij rozmowę i powiedz jak się czujesz, nie baw się w gierki o przyjaźni. Przyjaciel nie wykorzystuje, przyjaciel chce szczęścia drugiej osoby. A ona wykorzystuje Twoje uczucia (nie wierzę, że tego nie widzi), bo jej tak wygodnie

 

Cytat

będę musiał przejść przez ten odwyk z narkotykiem na wyciągnięcie ręki.

To się nie uda. Jak z alkoholizmem, nie można przejść odwyku mając go w zasięgu ręki. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Dryagan napisał:

A może raczej Ty chcesz w to wierzyć. 

Tak, tak i tak też myslę. Nie mozna wyprzec ze swiadomosci czegos tak waznego, co towarzyszy ci 24 na dobre przez 20 lat

2 godziny temu, azkabanowy napisał:

Nie można jednak dostać miłości w zamian za coś.

Właśnie miłość dostaje się w zamian za coś. Nie za ładną buźke, ładne kształty, mamone i tak dalej. Miłość dostaję się za zainteresowanie, zaangażowanie, poświęcenie, wytrwanie, obecność. A miłość "kocham jego, bo mi się podoba i bo tak" to żadna miłość tak naprawdę. Tylko takie sobie uczucie które jest kiedy jest dobrze. Miłość którą obdarzamy kogoś za nic jest piękna, dziewicza i czysta, dopada idealistów jak ty. Jednak nawet idealista musi przyznać, że kochanie za nic to miłość pusta. Musi, jeśli chce żyć prawdziwie a nie zawieszony między niebem a ziemią 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, azkabanowy napisał:

Ani jedno ani drugie pewnie. Przyjęłaby po prostu taką mam potrzebę i tyle.

 

Taka reakcja też byłaby informacją zwrotną, że jesteś dla niej neutralny. Z jednej strony masz radość z Twojego szczęścia, z drugiej obawę przed utratą kontroli nad Tobą. W środku jest właśnie neutralność. Pytanie, gdzie na tej linii będzie można zaznaczyć jej reakcję. Może być tak, że jej reakcja będzie blisko neutralności, ale w kierunku przyjaźni albo wręcz przeciwnie, w kierunku egoizmu.

 

4 godziny temu, azkabanowy napisał:

Wiem że znieczula tylko pozornie. Ale chociaż na tą chwilę, na te kilka godzin jestem znieczulony. 

No i pomaga zasnąć. W końcu ile można nie spać?

 

Lepsze są leki. Pod kontrolą lekarza i wbrew temu, co się wydaje, nie uzależniają. Na pewno nie tak jak alkohol. Kolejny argument za tym, żeby iść do specjalisty. Alkohol może spowodować, że przez kilka godzin będziesz znieczulony, ale później próg bólu Ci się zmniejszy. Kiedy ludzie piją alkohol, to poprawia im się samopoczucie, ale na drugi dzień jest kac.  

 

4 godziny temu, azkabanowy napisał:

Wydaje mi się, że nie cieszyłbym się takimi wakacjami. Bo byłaby to z założenia gra psychologiczna. Nie potrafię chyba tak manipulować ani kimś ani sobą. Chociaż wiem, że tak powinienem zrobić.

 

Tu nie chodzi o cieszenie się z wakacji, ale tak jak napisałem, odcięcie się od niej fizyczne. Wakacje od niej. Pewnie biłeś się z myślami, kiedy zakładałeś ten temat, ale sam widzisz, że dzięki niemu zyskałeś inne spojrzenie na temat. Przedstawiliśmy Ci argumenty, że obwiniasz się, chociaż to ona powinna dla Twojego dobra zerwać relację, skoro uważa się za Twoją przyjaciółkę. Kiedy jedna z osób w relacji przyjacielskiej zaczyna oczekiwać czegoś więcej, to nie mamy już do czynienia z przyjaźnią, ale z friendzone. 

 

3 godziny temu, azkabanowy napisał:

Przecież to nie Jej wina że mnie nie kocha. Nie można kogoś pokochać bo się chce. To tak nie działa. Nie mogę Jej winić że mnie nie kocha. To moja wina, że nie potrafię nie kochać Jej. Mimo wszystko...

 

Ale to jej wina, że skoro wie, że się w niej podkochiwałeś, to nie zerwała relacji. Nie tylko ja Ci na to zwróciłem uwagę, więc nie opieram się tylko na własnym doświadczeniu życiowym. 

 

3 godziny temu, azkabanowy napisał:

Powiedzcie, jak można być aż tak głupim? Przez tyle lat? Przegrałem życie i to świadomie, będąc w miarę inteligentną osobą, pieprzonym łudzącym się wciąż romantykiem i idealistą. Najlepsze lata. To nie jest tak, że nie mam życia. Wyjeżdżam w góry ze znajomymi, jeżdżę na rowerze, mam dobrych rodziców i siostrę (chociaż z nią kontakt się oddala z czasem), wspaniałą siostrzenicę i siostrzeńca.

 

Nie będzie to dla Ciebie wielkim pocieszeniem, ale znam dużo "głupsze" przykłady rzeczy, które robili "zakochani". Teraz jest moda na streaming. Niektórzy widzowie zadłużają się, żeby zapłacić za to, żeby np. streamerka wymieniła ich nick. Ja bardziej niż Twoją głupotą widzę wykorzystywanie przez nią Twojej słabości. Z premedytacją trzyma Cię we friendzone. Intencja nie ma znaczenia. Dla mnie to obrzydliwe. Sam byłem w podobnej sytuacji i nie wyobrażam sobie, żebym trzymał tamtą dziewczynę gdzieś na orbicie, bo zrobiłaby dla mnie wtedy wszystko. Ona też mi pisała, że sobie poradziła z emocjami i nie chce nic więcej tylko, żeby było "jak dawniej" i żebyśmy zostali przyjaciółmi. Nie wiem, czy sobie ułożyła życie, ale przynajmniej jej tego nie utrudniałem, bo nie dawałem ułudy, że może kiedyś odwzajemnię jej uczucie. Nie napisałem też, że straciłem trochę wizerunkowo, bo ona wmieszała w to wspólnych znajomych. Mówiła im, że mnie przeprosiła, a ja nie chcę odnowić znajomości. Ponadto przedstawiała mnie w negatywnym świetle uzasadniając, że pierwsza zerwała kontakt. Mimo to nie miałem do niej o to pretensji, bo to ona była słabszą stroną naszej relacji. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 18.08.2022 o 10:26, Dryagan napisał:

A może raczej Ty chcesz w to wierzyć. 

Moim zdaniem konieczna jest rozmowa. Szczera rozmowa. Trzeba się zapytać jak ona sobie to wyobraża, nawet przyznać się do swoich uczuć i że mieszkanie z nią przeszkadza Ci w pójściu dalej. Skoro ma innego faceta i jego darzy uczuciem to niech się do niego wyprowadzi.

 

No nie do końca ma. Darzy go uczuciem, ale spotykają się tylko raz w roku. Do niego się nie wyprowadzi, bo mieszka na drugim końcu kraju. Nie rzuci tutaj pracy i nie pojedzie w nieznane. Jedynie mogłaby to zrobić w przypadku gdyby tamten się przeprowadził do tej miejscowości gdzie i Ona i on mają rodzinę. Wtedy być może by zaryzykowała.

 

W dniu 18.08.2022 o 10:26, Dryagan napisał:

 

Albo niech zdecyduje się na życie z Tobą. Normalne, małżeńskie lub partnerskie a nie takie nie wiadomo co.

 

Wydaje mi się że takie coś mogłoby nastąpić tylko i jedynie, gdyby spróbowała z tamtym i nie wyszło. 

Nawet jak tamten miał dziewczynę, to nie przestała o nim myśleć. Cierpiała tak samo jak ja, ale wciąż nie zerwała kontaktu. Do tego stopnia, że w któreś wakacje jak przyjechał tam z dziewczyną to była w stanie się spotkać z nimi razem. Patrzyła jak są ze sobą i cierpiała. To by chyba nawet mnie już przerosło.

 

W dniu 18.08.2022 o 10:26, Dryagan napisał:

 

Wbrew pozorom już macie najważniejszy małżeński etap za sobą 😄 czyli przyzwyczajenie się do bycia razem. 

Tak więc zdobądź się na odwagę i porozmawiaj. Sytuacja jest już taka chora, że ten wrzód trzeba przeciąć. dwadzieścia lat poświęcenia z Twojej strony to zdecydowanie za dużo. Skoro sam nie potrafisz zakończyć tej sytuacji - przerzuć to na nią. Niech ona zadecyduje co dalej. Po prostu zacznij rozmowę i powiedz jak się czujesz, nie baw się w gierki o przyjaźni. Przyjaciel nie wykorzystuje, przyjaciel chce szczęścia drugiej osoby. A ona wykorzystuje Twoje uczucia (nie wierzę, że tego nie widzi), bo jej tak wygodnie

 

Problemem jest kwestia utrzymania się. Do tego siada Jej zdrowie i coraz więcej musi wydawać na lekarzy.

 

W dniu 18.08.2022 o 10:26, Dryagan napisał:

To się nie uda. Jak z alkoholizmem, nie można przejść odwyku mając go w zasięgu ręki. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 18.08.2022 o 12:23, Dalja napisał:

Tak, tak i tak też myslę. Nie mozna wyprzec ze swiadomosci czegos tak waznego, co towarzyszy ci 24 na dobre przez 20 lat

 

Ludzie nie takie rzeczy wypierają.

 

W dniu 18.08.2022 o 12:23, Dalja napisał:

Właśnie miłość dostaje się w zamian za coś. Nie za ładną buźke, ładne kształty, mamone i tak dalej. Miłość dostaję się za zainteresowanie, zaangażowanie, poświęcenie, wytrwanie, obecność. A miłość "kocham jego, bo mi się podoba i bo tak" to żadna miłość tak naprawdę. Tylko takie sobie uczucie które jest kiedy jest dobrze. Miłość którą obdarzamy kogoś za nic jest piękna, dziewicza i czysta, dopada idealistów jak ty. Jednak nawet idealista musi przyznać, że kochanie za nic to miłość pusta. Musi, jeśli chce żyć prawdziwie a nie zawieszony między niebem a ziemią 

 

Nie zgodzę się. Nie można kochać za coś. Niestety. Uczucie się pojawia albo nie. Chemia zadziała albo nie. W każdym razie uczucie romantyczne. 

Przyznanie tego i świadomość to jedno. A siły na zmianę sytuacji to drugie. Niestety. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 18.08.2022 o 13:14, move napisał:

 

Taka reakcja też byłaby informacją zwrotną, że jesteś dla niej neutralny. Z jednej strony masz radość z Twojego szczęścia, z drugiej obawę przed utratą kontroli nad Tobą. W środku jest właśnie neutralność. Pytanie, gdzie na tej linii będzie można zaznaczyć jej reakcję. Może być tak, że jej reakcja będzie blisko neutralności, ale w kierunku przyjaźni albo wręcz przeciwnie, w kierunku egoizmu.

 

Nie wiem jak miałbym to określić po Jej zachowaniu. 

Czasem wyjeżdżam w delegację i nie ma mnie przez tydzień. Po powrocie jest normalnie, tak samo. Ani lepiej ani gorzej. 

 

W dniu 18.08.2022 o 13:14, move napisał:

 

Lepsze są leki. Pod kontrolą lekarza i wbrew temu, co się wydaje, nie uzależniają. Na pewno nie tak jak alkohol. Kolejny argument za tym, żeby iść do specjalisty. Alkohol może spowodować, że przez kilka godzin będziesz znieczulony, ale później próg bólu Ci się zmniejszy. Kiedy ludzie piją alkohol, to poprawia im się samopoczucie, ale na drugi dzień jest kac.  

 

Wiem, że tak jest. Dlatego staram się nie przeginać jednak.

 

W dniu 18.08.2022 o 13:14, move napisał:

 

Tu nie chodzi o cieszenie się z wakacji, ale tak jak napisałem, odcięcie się od niej fizyczne. Wakacje od niej. Pewnie biłeś się z myślami, kiedy zakładałeś ten temat, ale sam widzisz, że dzięki niemu zyskałeś inne spojrzenie na temat. Przedstawiliśmy Ci argumenty, że obwiniasz się, chociaż to ona powinna dla Twojego dobra zerwać relację, skoro uważa się za Twoją przyjaciółkę. Kiedy jedna z osób w relacji przyjacielskiej zaczyna oczekiwać czegoś więcej, to nie mamy już do czynienia z przyjaźnią, ale z friendzone. 

 

 

Ale to jej wina, że skoro wie, że się w niej podkochiwałeś, to nie zerwała relacji. Nie tylko ja Ci na to zwróciłem uwagę, więc nie opieram się tylko na własnym doświadczeniu życiowym. 

 

 

Nie będzie to dla Ciebie wielkim pocieszeniem, ale znam dużo "głupsze" przykłady rzeczy, które robili "zakochani". Teraz jest moda na streaming. Niektórzy widzowie zadłużają się, żeby zapłacić za to, żeby np. streamerka wymieniła ich nick. Ja bardziej niż Twoją głupotą widzę wykorzystywanie przez nią Twojej słabości. Z premedytacją trzyma Cię we friendzone. Intencja nie ma znaczenia. Dla mnie to obrzydliwe. Sam byłem w podobnej sytuacji i nie wyobrażam sobie, żebym trzymał tamtą dziewczynę gdzieś na orbicie, bo zrobiłaby dla mnie wtedy wszystko. Ona też mi pisała, że sobie poradziła z emocjami i nie chce nic więcej tylko, żeby było "jak dawniej" i żebyśmy zostali przyjaciółmi. Nie wiem, czy sobie ułożyła życie, ale przynajmniej jej tego nie utrudniałem, bo nie dawałem ułudy, że może kiedyś odwzajemnię jej uczucie. Nie napisałem też, że straciłem trochę wizerunkowo, bo ona wmieszała w to wspólnych znajomych. Mówiła im, że mnie przeprosiła, a ja nie chcę odnowić znajomości. Ponadto przedstawiała mnie w negatywnym świetle uzasadniając, że pierwsza zerwała kontakt. Mimo to nie miałem do niej o to pretensji, bo to ona była słabszą stroną naszej relacji. 

 

Byłeś bardziej świadomy tego jakie mogą być następstwa.

 

Co do trzymania mnie jako opcji rezerwowej to też chyba nie tak całkiem do końca. Chyba nawet tym nie jestem. Bo jednak jak tamten miał dziewczynę i wiedziała o tym i widziała ich razem, to nie spróbowała skorzystać z tej opcji rezerwowej. Z nikim innym też się nie umawiała. Więc chyba nawet opcją rezerwową nie jestem. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za te wszystkie wasze słowa. Chociaż wiele z nich sam sobie powiedziałem, to gdy człowiek sam sobie mówi, to zawsze znajduje jakieś wyjaśnienie. Zawsze jakiś promyk nadziei. Zawsze coś... inaczej jest gdy słyszy się to z zewnątrz. Jakiś taki większy kop w tyłek to jest.

 

Wstyd mi za siebie, że tak to się poukładało, że do tego dopuściłem. Wstyd mi też za takie okazanie słabości żeby o tym pisać i się z kimś dzielić. Ale jednak chyba to, że z siebie to wyrzuciłem trochę mi pomogło. Ile można tłamsić wszystko w sobie.

 

Wszystko to teraz staram się poukładać w głowie. Emocje przeszkadzają bardzo. Dni są różne. Lepsze i gorsze. Raz są myśli takie a raz zupełnie inne. Przyznam, że kwestie życiowe, pracy itd. mają duże znaczenie. Tak jak pisałem wcześniej. Na razie trawię to wszystko, szukam opcji, walczę ze sobą (najtrudniej jest walczyć ze sobą). Miotam się od niepokoju i smutku do myśli że jakoś się uda wszystko rozwiązać.  Zacząłem przeglądać możliwości jakichś konsultacji psychologicznych. 

 

Pomyślałem, że wezmę kartkę i zacznę pisać co można zrobić, jakie są alternatywy i możliwości. Może takie czarno na białym coś pokaże. Nie wiem. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@azkabanowy taka miłość romantyczna to jest dobra jak się ma "naście" lat a nie czterdzieści. O ile w odpowiednim wieku jest fajna - o tyle później staje się śmieszna i żałosna. Dorosłe życie naprawdę nie ma nic wspólnego z tymi motylkami w brzuchu itd. Twoja "przyjaciółka" jakoś chyba z tego nie wyrosła z tego co opisujesz. Nie wyrosła z etapu zakochania, które nie jest prawdziwą miłością.

Cytat

Problemem jest kwestia utrzymania się. Do tego siada Jej zdrowie i coraz więcej musi wydawać na lekarzy.

...ale to chyba nie jest Twój problem. Rozumiem, że nie mieszkacie w miejscu pochodzenia. Pytanie brzmi dlaczego ona znalazła sobie pracę akurat tam, gdzie TY mieszkasz. Niech sobie wróci do rodziców. Nie rozumiem czemu akurat masz jaej pomagać. Postaw ultimatum - niech się wyprowadzi albo coś postanowi z Waszą relacją. Powiedz jej wprost, że nie jesteś w stanie tak dłużej żyć. 

Cytat

Darzy go uczuciem, ale spotykają się tylko raz w roku. Do niego się nie wyprowadzi, bo mieszka na drugim końcu kraju. Nie rzuci tutaj pracy i nie pojedzie w nieznane. Jedynie mogłaby to zrobić w przypadku gdyby tamten się przeprowadził do tej miejscowości gdzie i Ona i on mają rodzinę. Wtedy być może by zaryzykowała.

To jest chore. Jak się kogoś kocha to się ryzykuje - dziwna ta Twoja znajoma. I chciałaby i nie chce. I Ty podobnie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Dryagan napisał:

@azkabanowy taka miłość romantyczna to jest dobra jak się ma "naście" lat a nie czterdzieści. O ile w odpowiednim wieku jest fajna - o tyle później staje się śmieszna i żałosna. Dorosłe życie naprawdę nie ma nic wspólnego z tymi motylkami w brzuchu itd. Twoja "przyjaciółka" jakoś chyba z tego nie wyrosła z tego co opisujesz. Nie wyrosła z etapu zakochania, które nie jest prawdziwą miłością.

 

Nie tylko o zakochanie się chodzi. Chodzi o pociąg fizyczny. Jeśli go nie czuje do mnie, to się przecież nie zmusi. To jest chemia, która albo się pojawi albo nie. 

 

Tak, nie wyrosła chyba z tego. Tamten to była Jej pierwsza miłość i widać dalej Jej nie przeszło. Mi przecież też nie przeszło uczucie do Niej. Pomimo, że na co dzień prowadzimy wspólnie - powiedzmy - dorosłe życie. 

Czasem myślę, że to że tak jest może świadczyć o jakiejś formie "dorosłej" miłości do mnie a romantycznej do tamtego? Staram się jednak zwalczać te myśli - do niczego dobrego mnie nie doprowadzą. Tylko będą dawały głupią i złudną nadzieję. Bo nawet jeśli tak jest, to uświadomi to sobie tylko wtedy gdy odejdzie z tamtym i im nie wyjdzie. A wtedy będzie już prawdopodobnie za późno na cokolwiek. 

 

3 minuty temu, Dryagan napisał:

...ale to chyba nie jest Twój problem. Rozumiem, że nie mieszkacie w miejscu pochodzenia. Pytanie brzmi dlaczego ona znalazła sobie pracę akurat tam, gdzie TY mieszkasz.

 

Znalazła tu pracę jak to zwykle bywa. Po studiach. Tu studiowaliśmy i tutaj znalazła pracę. Ja jestem stąd.

 

3 minuty temu, Dryagan napisał:

 

Niech sobie wróci do rodziców. 

To jest chore. Jak się kogoś kocha to się ryzykuje - dziwna ta Twoja znajoma. I chciałaby i nie chce. I Ty podobnie. 

 

Ja to wiem. Dlatego ja zaryzykowałem. Nawet dwa razy. Nie wyszło.

A Ona. Może się zdarzyć że w końcu zaryzykuje. Nie wiem dlaczego wtedy gdy był taki czas że tamten chciał, to Ona się wycofała. Przecież odkąd się poznali to Ona zawsze chciała. A jednak nie zaryzykowała. A był to czas, gdy byłoby Jej łatwiej, bo jeszcze wtedy ze zdrowiem u Niej nie było tak źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko to nie zmienia faktu, że MUSISZ z nią porozmawiać. Powiedz na przykład, że poznałeś kogoś, może nic z tego nie wyjdzie, ale musisz mieć jasną sytuację - nie może z Tobą mieszkać i tyle. Musisz jej postawić takie ultimatum, bo blokuje Ci możliwość założenia rodziny z kim innym. To zdecydowanie wykracza poza przyjaźń. A laska zachowuje się jak pies ogrodnika - dama nie zeżre, nikomu innemu nie da. I teraz jeszcze chora, więc będziesz się nią opiekował nic w zamian nie dostając. Przypomniała mi się książka Ferrante (jest też film) "Genialna przyjaciółka" - tam też jest taki wątek - Lila i Enzo, on zakochany dureń robi dla niej wszystko, ratuje ją, mieszkają razem ale w osobnych pokojach, ona go nie kocha. Ale jednak w końcu ona mu się chce odwdzięczyć i chociaż nic do niego nie czuje, zaczynają uprawiać seks. Potem żyją już normalnie jak mąż z żoną (nie są małżeństwem)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, Dryagan napisał:

A tak serio - taka rozmowa byłaby ratunkiem też dla niej. Oboje nie żyjecie naprawdę , tylko w jakichś chorych relacjach. Może jak zaczniesz naciskać na zmianę, ona sama też się obudzi i coś zadziała. To jest naprawdę ostatni dzwonek. 

 

Wiem że to ostatni dzwonek. Wiem, że trwa to zdecydowanie za długo. Wiem też, że nie potrafię nie darzyć Jej uczuciem. Nie wiem dlaczego. Przecież powinienem gdy usłyszałem - i to dwa razy - że nie chce. Wiem, że to co się później wydarzyło i jak potoczyło jest beznadziejnie głupie. No ale tak się potoczyło i jest w tym nasza wspólna wina. Żadne z nas nie odeszło. Nawet jeśli Jej byłoby łatwiej, to nie tłumaczy tego, że ja nie odszedłem. Wymknęło się spod zdroworozsądkowej kontroli. Zarówno mojej jak i chyba Jej też. I teraz jest takie dziwne i chore bagno z którego ciężko się wydostać. 

 

Jednak jeśli tamten przeprowadzi się bliżej, to wydaje mi się, że Ona w końcu zdecyduje się zaryzykować. Pomimo, że twierdzi, że tamten nie jest facetem "do życia", że byłyby między nimi wojny, że nie nadaje się do związku i w ogóle. Ja jestem, ja się nadaję, ale co z tego? Nic. 

Może gdybyśmy poznali się odrobinę wcześniej. Może byłoby inaczej. A trafiło akurat na moment, kiedy Ona zakochała się w tamtym. Na początku coś tam między nimi wspólnie było a później tamten nie chciał. Później był czas, że tamten znalazł inną i miał z nią dziecko. Później kontakt im się prawie całkiem urwał. Później był czas, że tamten się rozszedł z tą dziewczyną z którą ma dziecko. Później ten, że tamten chciał a Ona się wycofała. Później gdy tamten miał dziewczynę a Ona cierpiała. Później gdy tamten nie chciał. A teraz ten, że On chce a Ona być może się nie wycofa. Gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi etapami były moje próby. Nieudane. Taka w skrócie historia. Przynajmniej z tej perspektywy i wiedzy którą ja mam. 

 

Wracając do naszej, to w tym pierwszym etapie tak zbliżaliśmy się do siebie jako znajomi, później przyjaciele. Na początku nie wyglądało na to że będzie cokolwiek więcej. Również z mojej strony. Ale się stało. Sam nawet nie wiem w którym momencie zacząłem na Nią patrzeć inaczej niż na inne koleżanki. No ale nie wyszło poza ten etap przyjaźni, bo romantycznie zakochana była w tamtym, to tamten pociągał Ją fizycznie. Może w innym układzie czasowym spojrzałaby też na mnie pod tym kątem, ale jak się okazało nie spojrzała wtedy. A później było już za późno, bo zostałem przyjacielem. A na przyjaciół nie patrzy się w ten sposób. Do tego nigdy nie wyzwoliła się z uczucia do tamtego. 

 

Czasem nachodzą mnie myśli, że najlepiej dla wszystkich by było, gdyby Ona z tamtym zaryzykowała. A później przychodzi strach, ogromny strach co będzie ze mną. Jak mam żyć bez Jej obecności? Przecież to połowa mojego życia jak się znamy. Jak stała się dla mnie najważniejsza, jak zaczęła mu nadawać sens. Dla Niej, dla Niej, wszystko dla Niej. A jednocześnie chyba i dla siebie, bo przecież to nadaje sens mojemu życiu. Uspokaja mnie. Daje poczucie chorej ale jednak stabilizacji (nie wiem, sam przed sobą może boję się przyznać, że potrzebuję stabilizacji. Mam tylko taką upośledzoną, ale jest. I tak jest lepsza niż żadna? Nie wieżę, że się jeszcze zakocham. Nie potrafię sobie tego wyobrazić) Jak sobie z tym poradzę. Jak wypełnię tą pustkę? Pojawia się niepokój i prawie jakieś ataki paniki. I złość na siebie, że byłem zaślepiony i nie widziałem że Ona nigdy nie przestanie kochać tamtego. A właściwie może nawet widziałem tylko wypierałem to. Emocje brały górę. 

 

No i tak się miotam.

Pierwszy raz tak otwarcie wyrażam się o swoich uczuciach. Nawet sam przed sobą nigdy tego nie robiłem więc przepraszam raz jeszcze jeśli to wszystko jest niespójne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, Dryagan napisał:

Wszystko to nie zmienia faktu, że MUSISZ z nią porozmawiać.

 

Wiem. Walczę o to ze sobą cały czas. Nie wiem czy wygram. Ale walczę.

 

13 minut temu, Dryagan napisał:

 

Powiedz na przykład, że poznałeś kogoś, może nic z tego nie wyjdzie, ale musisz mieć jasną sytuację - nie może z Tobą mieszkać i tyle.

 

Nie będę Jej okłamywał. Nie chcę. Za dużo razem przeszliśmy, za bardzo sobie ufamy. Nawet jeśli (Heh znowu to robię znowu "nawet jeśli") nie będziemy razem, to nie chcę kończyć tego kłamstwem.

 

13 minut temu, Dryagan napisał:

 

Musisz jej postawić takie ultimatum, bo blokuje Ci możliwość założenia rodziny z kim innym.

 

Nie wyobrażam sobie możliwości założenia rodziny z kimś innym. Więc jeśli się rozejdziemy to po prostu zostanę sam.

 

13 minut temu, Dryagan napisał:

 

To zdecydowanie wykracza poza przyjaźń. A laska zachowuje się jak pies ogrodnika - dama nie zeżre, nikomu innemu nie da.

 

Tak to wygląda z zewnątrz. Gdy nie bierze się pod uwagę Jej emocji. To fakt. Nie wiem jak Ona to przeżywa. Wiem tylko jak Ja przeżywam i jak interpretuję Jej zachowanie jak przeżywa. Nie wiem jak jest naprawdę. Co więcej. Myślę, że Ona sama nie wie.

 

13 minut temu, Dryagan napisał:

 

I teraz jeszcze chora, więc będziesz się nią opiekował nic w zamian nie dostając.

 

Zdrowie Jej siada od jakiegoś czasu już. Po prostu z czasem bardziej.

 

13 minut temu, Dryagan napisał:

 

Przypomniała mi się książka Ferrante (jest też film) "Genialna przyjaciółka" - tam też jest taki wątek - Lila i Enzo, on zakochany dureń robi dla niej wszystko, ratuje ją, mieszkają razem ale w osobnych pokojach, ona go nie kocha. Ale jednak w końcu ona mu się chce odwdzięczyć i chociaż nic do niego nie czuje, zaczynają uprawiać seks. Potem żyją już normalnie jak mąż z żoną (nie są małżeństwem)

 

Czyli żyją w dokładnie takim samym chorym układzie jak my. Jak małżeństwo bez miłości - tzn. z miłością z jednej strony. Tyle że z seksem. Tylko po co ten seks bez uczucia bliskości? Tylko takie zwierzęce zaspokojenie popędu. 

 

Niemniej jednak książkę chętnie przeczytam. Może da mi do myślenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak sobie myślę, że w sumie to trochę jak w romantycznym filmie. 

Ludzie się poznają, zako/cenzura/ą. Miłość przechodzi przez różne etapy - ludzkie losy się rozdzielają, by z czasem się zetknąć i po wielu latach osobno, po wielu trudach i dramatach - jednak zwyciężyć. Gdy ludzie schodzą się i historia kończy się happy endem.

 

Tylko że to ich miłość, nie moja. Prawda że pasuje? Może jednak jest coś w tym, że miłość zawsze zwycięża? Tylko po prostu ja jestem w tej historii aktorem drugoplanowym? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wpakowałeś się do friendzone, dziewczyna nie traktuje Cię jak przyjaciela, bo nie myśli o tym, żeby Tobie było dobrze. Przyjaźń to jednak relacja dwustronna - w przeciwieństwie do miłości, która taka być nie musi. Ty jako zakochany nie widzisz tego, bo to można ocenić tylko z zewnątrz - że laska Cię wykorzystuje jednak. 

Po prostu to nie jest przyjaźń jeśli jedna strona chce czegoś więcej, taka relacja jest nie do utrzymania. Sam miałem kiedyś przyjaciółkę, zaczęło się od takiej właśnie bliskiej relacji, pomocy, zwierzania się sobie. Zakochałem się i zrobiłem wszystko żeby wydostać się z niewygodnej relacji. Nie było łatwo, ale dziś jest moją Żoną, mamy córeczkę i chyba jest nam dobrze razem. 

Cytat

Tak sobie myślę, że w sumie to trochę jak w romantycznym filmie. 

nie będzie. Życie to nie romantyczna komedia. Twoja luba za dużo się tego naoglądała chyba

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Dryagan napisał:

Wpakowałeś się do friendzone, dziewczyna nie traktuje Cię jak przyjaciela, bo nie myśli o tym, żeby Tobie było dobrze. Przyjaźń to jednak relacja dwustronna - w przeciwieństwie do miłości, która taka być nie musi. Ty jako zakochany nie widzisz tego, bo to można ocenić tylko z zewnątrz - że laska Cię wykorzystuje jednak. 

Po prostu to nie jest przyjaźń jeśli jedna strona chce czegoś więcej, taka relacja jest nie do utrzymania.

 

Jest do utrzymania. Pytanie tylko jakim kosztem.

 

Poza tym - mimo wszystko - nie wydaje mi się, żeby robiła to z wyrachowania. Naprawdę. Może i jestem zakochany, ale też naprawdę Jej nie idealizuję. Widzę jaka jest - a nie jest idealna. Przez tyle lat nie mogę nie widzieć. I nie widzę wyrachowania. Nie wiem co Nią powoduje, ale moim zdaniem nie wyrachowanie.

Popełniła błąd wtedy. Popełniliśmy oboje. Później się pokomplikowało. 

 

6 minut temu, Dryagan napisał:

 

Sam miałem kiedyś przyjaciółkę, zaczęło się od takiej właśnie bliskiej relacji, pomocy, zwierzania się sobie. Zakochałem się i zrobiłem wszystko żeby wydostać się z niewygodnej relacji. Nie było łatwo, ale dziś jest moją Żoną, mamy córeczkę i chyba jest nam dobrze razem. 

 

Super że ci się udało. 

Ja również próbowałem, wyznałem swoje uczucia ale nie wyszło. Moja historia potoczyła się inaczej. 

Może dlatego, że zawsze gdzieś tam był tamten. Nawet jak nie mieli kontaktu.

 

6 minut temu, Dryagan napisał:

nie będzie. Życie to nie romantyczna komedia. Twoja luba za dużo się tego naoglądała chyba

 

Chyba nie tylko Ona. Wygląda na to, że chyba ja się ich za dużo naoglądałem. Że miłość da radę, że się dobrze skończy. No nie bardzo. W Jej przypadku jest jeszcze taka szansa. 

To ich historia zmierza w tym kierunku nie moja. 

Nie wiem czy tak się skończy, ale taka myśl mnie naszła, to napisałem.

 

Poza tym... w sumie twój przykład pokazuje, że życie może być jak romantyczna komedia. Tobie się udało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, azkabanowy napisał:

Nie wiem jak miałbym to określić po Jej zachowaniu. 

Czasem wyjeżdżam w delegację i nie ma mnie przez tydzień. Po powrocie jest normalnie, tak samo. Ani lepiej ani gorzej. 

 

Jest ogromna różnica między delegacją a wakacjami. Ma przecież świadomość, że w delegację jedziesz w celach zawodowych. Wie kiedy wyjeżdżasz i kiedy wracasz, a także czego może się spodziewać. Nie jest to dla niej żadne zagrożenie. Chyba że w trakcie delegacji macie jakieś imprezy integracyjne, a więc mogłyby się pojawić jakieś kobiety. 

 

Godzinę temu, azkabanowy napisał:

Co do trzymania mnie jako opcji rezerwowej to też chyba nie tak całkiem do końca. Chyba nawet tym nie jestem. Bo jednak jak tamten miał dziewczynę i wiedziała o tym i widziała ich razem, to nie spróbowała skorzystać z tej opcji rezerwowej. Z nikim innym też się nie umawiała. Więc chyba nawet opcją rezerwową nie jestem. 

 

Trzymanie na orbicie polega właśnie na tym, że ktoś jest opcją niejako ostateczną. Skoro podupada jej zdrowie, a na Ciebie ciągle może liczyć, to uznaje, że tak będzie zawsze. Na tym polega friendzone. Nie na tym, że jak nie wyjdzie z innym, to automatycznie wchodzisz na jego miejsce. Na miejsce tamtego szuka kolejnego, a Ty ciągle jesteś opcją zapasową do momentu aż jej na tyle zdrowie nie podupadnie, że stwierdzi, że nikogo lepszego nie znajdzie. 

 

Godzinę temu, azkabanowy napisał:

Zacząłem przeglądać możliwości jakichś konsultacji psychologicznych. 

 

Brawo! Tylko pamiętaj, żeby jej o tym nie mówić. W sensie, że chodzisz do psychologa. Żeby nie skończyło się na tym, że Ty będziesz chodził, a potem zdawał relację z tego, co mówiłeś i co Ci mówił psycholog. Kiedy zacznie wyczuwać "chłód" z Twojej strony, być może będzie robiła wszystko, żeby nadal utrzymać nad Tobą kontrolę i bojkotować wizyty u psychologa.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, move napisał:

 

Jest ogromna różnica między delegacją a wakacjami. Ma przecież świadomość, że w delegację jedziesz w celach zawodowych. Wie kiedy wyjeżdżasz i kiedy wracasz, a także czego może się spodziewać. Nie jest to dla niej żadne zagrożenie. Chyba że w trakcie delegacji macie jakieś imprezy integracyjne, a więc mogłyby się pojawić jakieś kobiety. 

 

Nie ma imprez. Ale z drugiej strony od jakiegoś czasu jadę zawsze ze znajomą z pracy. Wprawdzie kilka lat starszą, ale samotną po śmierci męża. Ona wie, że jej mąż zmarł ponad 10 lat temu. Wie też w sumie jednak, że mam taką zasadę, że nie ma żadnych romansów w pracy. I wie też że swoich zasad się trzymam, pomimo że nieraz to boli.

 

Cytat

 

 

Trzymanie na orbicie polega właśnie na tym, że ktoś jest opcją niejako ostateczną. Skoro podupada jej zdrowie, a na Ciebie ciągle może liczyć, to uznaje, że tak będzie zawsze. Na tym polega friendzone. Nie na tym, że jak nie wyjdzie z innym, to automatycznie wchodzisz na jego miejsce. Na miejsce tamtego szuka kolejnego, a Ty ciągle jesteś opcją zapasową do momentu aż jej na tyle zdrowie nie podupadnie, że stwierdzi, że nikogo lepszego nie znajdzie. 

 

Tylko jak wytłumaczyć wtedy fakt, że nie szukała kogoś innego wtedy? Że od lat z nikim nie próbowała się umawiać?

Chociaż w sumie... nie. Masz rację jak się tak zastanowić nad tym i przeanalizować. 

Gdy zerwał Jej się kontakt z tamtym, to nawet próbowała - chociaż zawsze kończyło się po jednym albo maksymalnie dwóch spotkaniach. Zawsze to Ona to ucinała. Nie próbuje odkąd znów nawiązała jakikolwiek, choćby tylko telefoniczny kontakt z tamtym. Teraz mi to uświadomiłeś. To tylko pokazuje, że uczucie do tamtego zawsze gdzieś w niej siedzi. 

 

A to, że wie, że może zawsze na mnie liczyć to też fakt. 

 

Najsmutniejsze jest to, że nie jest dla mnie niewyobrażalne czekać tak długo. Chociaż walczę sam ze sobą.

 

Cytat

 

Brawo! Tylko pamiętaj, żeby jej o tym nie mówić. W sensie, że chodzisz do psychologa. Żeby nie skończyło się na tym, że Ty będziesz chodził, a potem zdawał relację z tego, co mówiłeś i co Ci mówił psycholog. Kiedy zacznie wyczuwać "chłód" z Twojej strony, być może będzie robiła wszystko, żeby nadal utrzymać nad Tobą kontrolę i bojkotować wizyty u psychologa.  

 

Wiem że nie będę mógł Jej o tym powiedzieć. A już na pewno nie że z powodu naszej relacji.

"Chłód" czasami się pojawia gdy się pokłócimy (jak w życiu). Ale ma świadomość, że jak to w kłótniach - mija. Jest cierpliwa. Potrafi czekać. 

Edytowane przez azkabanowy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

45 minut temu, azkabanowy napisał:

A trafiło akurat na moment, kiedy Ona zakochała się w tamtym. Na początku coś tam między nimi wspólnie było a później tamten nie chciał. Później był czas, że tamten znalazł inną i miał z nią dziecko. Później kontakt im się prawie całkiem urwał. Później był czas, że tamten się rozszedł z tą dziewczyną z którą ma dziecko. Później ten, że tamten chciał a Ona się wycofała. Później gdy tamten miał dziewczynę a Ona cierpiała. Później gdy tamten nie chciał. A teraz ten, że On chce a Ona być może się nie wycofa. Gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi etapami były moje próby. Nieudane. Taka w skrócie historia. Przynajmniej z tej perspektywy i wiedzy którą ja mam.

Dla mnie wygląda to tak, że jedna ze stron robi drugą w bambuko. Pewnie to on ją, skoro ona taka święta i na niego czeka. Niby ewidentnie ciągnie ich ku sobie, a jednak myślę że gdy życie ich rozdzieliło to kiedy wreszcie mogliby być razem już by siebie nie opuścili - zakładając że to faktycznie romantyczna miłosc przeznaczona z gory. A tak to co to ma być?

 

Aha i jeszcze @azkabanowymysle ze troche mylisz pojecia. Milosc romantyczna czy tam platoniczna nie ma z pociagiem fizycznym nic wspolnego. Znaczy tak jest, ze dla nas ta osoba jest najpiekniejsza na swiecie, ale do skonsumowania tej milosci zwykle nie dochodzi. Natomiast milosc fizyczna, jako typowe pozadanie cielesne, moze sie pojawic nawet do kogos kogo nie kochamy, w koncu czlowiek to czlowiek, instynkt bierze góre. 

Dziwne dla mnie jest to że zyjecie tak blisko dwie dekady a nigdy nie doszlo do dwuznacznej sytuacji chociazby. W koncu oboje jestescie dorosli, macie swoje potrzeby, no nie wyobrazam sobie zeby zyc z facetem 20 lat i dalej miec go tylko za przyjaciela. Ja bym tak nie mogla, a w zyciu, takie bliskie zycie z kumplem kompletnie nie wchodzi w gre. Bo wlasnie nie patrze na niego z seksualnej strony. Dlatego to bardzo DZIWNE ze ona tak moze, zyje sama bez faceta z innym facetem na jego miejscu. Jakby naprawde zatrzymala sie na etapie 14 lat, moze ma jakies zaburzenie w tej kwestii i powinna isc na terapie. Terapeuta by jej wytlumaczyl w jak krzywdzacej sytuacji tkwicie oboje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I jeszcze chce powiedziec, ze takie romantyczne milosci z dziecinstwa czy tam mlodosci na zawsze w czlowieku zostaja. I tez mysle ze to wlasnie te milosci platoniczne sa prawdziwe, no bo trwaja mimo uplywu lat, albo calego zycia, nawet bez widzenia tej osoby. Takze to tkwi w kazdym doroslym, tak mysle, kazdy ma taka osobe i takie wspomnienia ;) Ale zycie to zycie!!! Czlowiek dorosly ma potrzebe miec partnera stalego czy nie, chocby z potrzeb czysto seksualnych. Wiec do umyslu przebija sie racjonalnosc, zwycieza instynkt, natura? Dlatego jak wy mozecie tak wytrzymac oboje w tej stagnacji?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, azkabanowy napisał:

Nie ma imprez. Ale z drugiej strony od jakiegoś czasu jadę zawsze ze znajomą z pracy. Wprawdzie kilka lat starszą, ale samotną po śmierci męża. Ona wie, że jej mąż zmarł ponad 10 lat temu. Wie też w sumie jednak, że mam taką zasadę, że nie ma żadnych romansów w pracy. I wie też że swoich zasad się trzymam, pomimo że nieraz to boli.

 

Czyli wracamy do punktu wyjścia: wakacje bez niej. Informujesz tylko, że wtedy i wtedy wyjeżdżasz na tyle i tyle. Następnie obserwujesz jej reakcję. 

 

18 minut temu, azkabanowy napisał:

Tylko jak wytłumaczyć wtedy fakt, że nie szukała kogoś innego wtedy? Że od lat z nikim nie próbowała się umawiać?

Chociaż w sumie... nie. Masz rację jak się tak zastanowić nad tym i przeanalizować. 

Gdy zerwał Jej się kontakt z tamtym, to nawet próbowała - chociaż zawsze kończyło się po jednym albo maksymalnie dwóch spotkaniach. Zawsze to Ona to ucinała. Nie próbuje odkąd znów nawiązała jakikolwiek, choćby tylko telefoniczny kontakt z tamtym. Teraz mi to uświadomiłeś. To tylko pokazuje, że uczucie do tamtego zawsze gdzieś w niej siedzi. 

 

A to, że wie, że może zawsze na mnie liczyć to też fakt. 

 

Najsmutniejsze jest to, że nie jest dla mnie niewyobrażalne czekać tak długo. Chociaż walczę sam ze sobą.

 

Teraz już wiesz, co Was łączy. Oboje cierpicie z podobnego problemu. Z tą jednak różnicą, że ona ma Ciebie we friendzone, a Ty nie masz nikogo, na kogo mógłbyś liczyć. Dlatego pisałem, że to ona ponosi większą odpowiedzialność za to, gdzie obecnie się znajdujecie. Ona doskonale wie, co czujesz, bo sama to czuje. Z tego powodu wyżej napisałem, że jej zachowanie jej obrzydliwe. Pisałeś, że widzisz jej wady i jej nie idealizujesz, a mimo to tego nie dostrzegałeś. 

 

23 minuty temu, azkabanowy napisał:

Wiem że nie będę mógł Jej o tym powiedzieć. A już na pewno nie że z powodu naszej relacji.

"Chłód" czasami się pojawia gdy się pokłócimy (jak w życiu). Ale ma świadomość, że jak to w kłótniach - mija. Jest cierpliwa. Potrafi czekać. 

 

Skoro nie jesteście w związku, a mimo to ciągle się kłócicie, to w związku ilość kłótni byłaby jeszcze większa. To powinno uświadomić Ci, że idealizujesz ją. Ponadto skoro przez tyle lat nie udało jej się stworzyć udanego związku, to znaczy, że jednak ma sporo tych wad, których inni nie akceptują. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, Dalja napisał:

Dla mnie wygląda to tak, że jedna ze stron robi drugą w bambuko. Pewnie to on ją, skoro ona taka święta i na niego czeka. Niby ewidentnie ciągnie ich ku sobie, a jednak myślę że gdy życie ich rozdzieliło to kiedy wreszcie mogliby być razem już by siebie nie opuścili - zakładając że to faktycznie romantyczna miłosc przeznaczona z gory. A tak to co to ma być?

 

Tak. Też oceniam to w ten sposób, że tamten wie, że ma w Niej wyjście rezerwowe. Tylko nie rozumiem dlaczego jak wtedy tamten chciał, to Ona się wycofała. Zdaję też sobie sprawę, że może się tak zdarzyć - jeśli tamten się przeprowadzi - a teraz ma gdzie, bo dom jego rodziny w tej miejscowości stoi pusty - a zawsze chciał mieszkać w tej miejscowości (pytanie czy rzuci dla tej przeprowadzki, dla Niej - pracę). - to Ona - mając świadomość że jest bliżej i też miałaby tam w razie czego gdzie zamieszkać bo Jej rodzice też mają tam domek - to tym razem tego nie zrobi i zaryzykuje, nie wycofa się. Ona też ma świadomość że jest coraz starsza i jak chce być z tamtym to coś musi zaryzykować. Raczej nie zaryzykuje rzucenia wszystkiego i przeniesienia się na drugi koniec Polski, ale już do tej miejscowości - to wiem że sobie to potrafi wyobrazić.

 

9 minut temu, Dalja napisał:

Aha i jeszcze @azkabanowymysle ze troche mylisz pojecia. Milosc romantyczna czy tam platoniczna nie ma z pociagiem fizycznym nic wspolnego. Znaczy tak jest, ze dla nas ta osoba jest najpiekniejsza na swiecie, ale do skonsumowania tej milosci zwykle nie dochodzi. Natomiast milosc fizyczna, jako typowe pozadanie cielesne, moze sie pojawic nawet do kogos kogo nie kochamy, w koncu czlowiek to czlowiek, instynkt bierze góre. 

 

Tylko że Ona nie czuje do tamtego tylko pociągu fizycznego. Również czuje że jest Jej bliski przez doświadczenia i fascynacje pierwszej miłości - że nadają na tych samych falach. A z drugiej strony mówi że Ją często denerwuje, że się kłócą. Nie wiem. Nie znam się na takich relacjach. Znam się tylko na tych patologicznych. Bardzo dobrze się na nich znam. Czy rzeczywiście tak jest - nie wiem - znam tylko podejście jednej strony i nigdy nie poznam podejścia drugiej. Na pewno ma w tym również udział kwestia tzw. bad boya, chłopaka z historią. To jest ciekawe, interesujące. Codzienna rutyna i bycie pewną przystanią po której wiadomo czego się spodziewać jest nudne. Przecież wie, że może na mnie liczyć. Że jak będzie miała problem to rzucę wszystko i będę. Nie musi się starać. Bo będę. A ja wiem, że źle robię, że powinienem Jej dać do zrozumienia że nie zawsze może na mnie liczyć. Ale to byłoby wbrew mnie, bo wie że może. 

W najgorszych sytuacjach dzwoni do mnie. Dopiero później do rodziców. A na końcu opowiada je tamtemu. No i co z tego? Nic. 

 

9 minut temu, Dalja napisał:

Dziwne dla mnie jest to że zyjecie tak blisko dwie dekady a nigdy nie doszlo do dwuznacznej sytuacji chociazby.

 

Nie doszło, bo Ona tego nie chce. Ucinała zawsze takie sytuacje, gdy próbowałem bardziej się zbliżyć.

Może to po prostu kwestia tego, że się Jej nie podobam i tyle. Nie ma co doszukiwać się drugiego dna. Jak reguła Brzytwy Okhama, która w skrócie mówi, że najprostsze rozwiązanie jest zwykle najlepsze.

 

9 minut temu, Dalja napisał:

 

W koncu oboje jestescie dorosli, macie swoje potrzeby, no nie wyobrazam sobie zeby zyc z facetem 20 lat i dalej miec go tylko za przyjaciela. Ja bym tak nie mogla, a w zyciu, takie bliskie zycie z kumplem kompletnie nie wchodzi w gre. Bo wlasnie nie patrze na niego z seksualnej strony. Dlatego to bardzo DZIWNE ze ona tak moze, zyje sama bez faceta z innym facetem na jego miejscu. Jakby naprawde zatrzymala sie na etapie 14 lat, moze ma jakies zaburzenie w tej kwestii i powinna isc na terapie. Terapeuta by jej wytlumaczyl w jak krzywdzacej sytuacji tkwicie oboje.

 

Być może - pomimo tego że temu zaprzecza - też jest romantyczką i idealistką wierzącą w tą jedną miłość? A być może ma jakieś zaburzenia. Być może - a nawet na pewno - obydwoje jakieś mamy. Gdybyśmy nie mieli to takie coś nie mogłoby się zdarzyć. Ja sam nie potrafię uwierzyć, że się zdarzyło. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Dalja napisał:

I jeszcze chce powiedziec, ze takie romantyczne milosci z dziecinstwa czy tam mlodosci na zawsze w czlowieku zostaja. I tez mysle ze to wlasnie te milosci platoniczne sa prawdziwe, no bo trwaja mimo uplywu lat, albo calego zycia, nawet bez widzenia tej osoby. Takze to tkwi w kazdym doroslym, tak mysle, kazdy ma taka osobe i takie wspomnienia ;) Ale zycie to zycie!!! Czlowiek dorosly ma potrzebe miec partnera stalego czy nie, chocby z potrzeb czysto seksualnych. Wiec do umyslu przebija sie racjonalnosc, zwycieza instynkt, natura? Dlatego jak wy mozecie tak wytrzymac oboje w tej stagnacji?!

 

Może właśnie dlatego, że potrzeba posiadania partnera życiowego jest w sumie spełniona. Jest jakaś tam pewność, współpraca, bliskość emocjonalna (chociaż nie taka jak bym chciał), zaufanie. Zwycięża umysł a nie instynkt i natura? 

Nie wiem co mam powiedzieć. Studium przypadku dla psychiatrów.

 

Z mojej strony głupota, romantyzm, idealizm. Wiara w to, że prawdziwa miłość zwycięży? Poczucie spełnienia w przyjaźni czy jak to tam zwać inaczej. Wiara w ideały. Zasady. Uzależnienie. Nie wiem nawet sam. Wiem że tak nie powinno być i wiem też że tak jest. Tak się wydarzyło. Pewnie jak w życiu: wszyscy chcieli dobrze a wyszło... no jak wyszło. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×