Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lęk w środkach komunikacji


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Znerwicowana... Jesli chodzi o propozycje podwożenia to możesz odmawiać albo... Przyznać się, co Ci jest, powiedzieć, że możesz mieć napad lęku w czasie jazdy... mnie to pomaga- świadomość, że nie będę musiała w razie czego ukrywać lęku. Nie ma się czego wstydzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kretka dobra - jedni zrozumieja, ale inni nie. Wiem, moze niektorzy w tym momencie powiedza: jesli oni beda sie z ciebie smiac, to znaczy, ze nie sa prawdziwymi przyjaciolmi. Rozumiem, ale to jest trudne mowic tak komus o tym, jesli nie wiesz czego mozesz sie spodziewac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja lecialam samolotem , w sumie wtedy miewalam juz jakies ataki tylko ze nie wiedzialam ze to wlasnie ataki..ale samolot jest ok,niby nie mozna z niego wysiasc ale.. predkosci nie czuc (i nie widac dopoki nie zobaczy sie innego samolotu za oknem) , no chyba ze turbulencje ale to rzadko..no i jakby nie bylo to jest toaleta co sprawia ze czlowiek czuje sie bezpieczniej(przynajmniej ja tak mam). no ale zobaczymy na poczatku wrzesnia lece na krete,ciekawe jak to przetrwam mam nadzieje ze dobrze:)

 

a co do mowienia znajomym..trzeba chyba "przesiać" ludzi wokol siebie - zadecydowac ktorym mozna powiedziec bez narazania sie na glupie spojrzenia itd a przed ktorymi lepiej o tym nie mowic (zawsze znajda sie jakies buraki co uznaja ze nerwica to od razu wariat psychol i nie wiadomo co jeszcze). mysle ze lepiej jest jak wiedza odpowiednie osoby- ja mialam kiedys atak paniki w busie to kolezanka non stop mnie zagadywala zeby odwrocic moje mysli i mnie rozweselic :) poza tym mam kolezanke ktora ma depresje i nerwice, byly okresy ze b.dlugo nie wychodzila z domu itd, takze jest chociaz jedna osoba rozumiejąca to na 100%..i skad wiesz moze Twoje kolezanki tez tak maja ze czegos sie boja czyli ze chociaz troche zrozumieja jak sie czujesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja to mam jazdy w samochodzie. Gdzies po 15 minutach jazdy zaczyna mi dretwiec podniebienie, dretwieja mi tez rozne konczyny, wydaje mi sie ze serce przestaje mi bic i ogolnie mysle ze to juz koniec. To poprostu istny koszmar, mimo iz wiem ze nic mi sie nie stanie to i tak jest ten potworny strach. Czasami mam tez takie objawy w miejscach gdzie jest bardzo duzo ludzi i jest tlok (jakies bazary itd)Ale w pewien sposob znalazlem wyjscie z tych sytuacji, nosze ze soba pol tabletki Afobamu, i jak sie zaczyna to lykam pigule i po sprawie, czasem nawet nie uplynie 5 minut od polkniecia a mnie juz jest lepiej bo tak dziala podswiadomosc ludzka.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak mnie to napada to dostaje nogi jak z waty i wlasnie mam takie uczucie jakby serce mi przestalo bic. Tyle, ze ja to mam wtedy kiedy o tym mysle, czyli zazwyczaj na poczatku jazdy, bo jak jade dluzszy czas to raczej zapominam, ale to musi byc naprawde dlugo, nie wystarczy 15 minut...

Co do mowienia ludziom o tej mojej chorobce to rybogen zgadzam sie z toba tylko powiedz mi jak ja mam sie skapnac kto jest kto, jesli dopiero rozpoczynam liceum i nikogo tam nie znam? Do tej pory powiedzialam jednej przyjaciolce z gimnazjum, po roku "dokladnej obserwacji". I wiesz co? Chyba powtarzalam jej juz to z 10 razy, bo ona nadal mnie nie rozumie. Zawsze jak z nia jade i nie chce np siadac na siedzeniach (bo u mnie akurat z tym jest przewaznie problem), to ona pyta dlaczego, albo raz to nawet nazwala mnie dzikusem, bo nie chcialam usiasc nawprost innej osoby. Mowilam jej o co chodzi, ale nie wiem moze ona mysli, ze ja sobie to poprostu wymyslilam, nie wiem jak mam do niej dotrzec. Kiedys sie umowilysmy, zeby tez gdzies jechac tramwajem. Ona przyszla do mnie wczesniej i powiedziala, ze jedziemy z jej ojcem autem, powiedzialam, ze nie moge, a ona znowu sie pytala dlaczego. Odpowiedzialam, ze przez ta chorobe, a ona na to, ze nic mi nie bedzie itp. Jak jej powiedzialam, ze nie ma mowy, to puscila focha i w ogole. I co ja mam z tym zrobic? Nie mam zadnego wsparcia ani ze strony rodziny ani przyjaciolki...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochana Znerwicowana, może to dziwnie zabrzmi, ale... spróbuj znaleźć innych przyjaciół. Wiesz... To trochę nie do uwierzenia, ale to, że poznałam kilka wspaniałych osób, jest "zasługą" moich ataków paniki. Kilkakrotnie zdarzyło mi się poprosić na uczelni o pomoc (np. żeby gdzieś ze mną pojechać tramwajem, bo sama tramwajami nie jeżdżę) tę czy inną koleżankę, której dobrze nie znałam... Nigdy nie spotkałam się z odmową czy wyśmianiem. Po prostu mówiłam szczerze w czym jest problem, a one odpowiadały "Ok, nie ma problemu", nie robiąc żadnych komentarzy... Dzięki takiej "akcji" znalazłam na studiach jedną naprawdę wspaniałą pzyjaciółkę, do której pewnie nigdy bym się nie zbliżyła, gdyby nie to, że jeździła w moją stronę tramwajem, a ja potrzebowałam towarzystwa... Naszą częstą cechą (nas- znerwicowanych) jest przejmowanie się "co ktośtam sobie o mnie pomyśli". Jeśli jednak się przełamiemy i powiemy sobie "mam to w nosie, niech myślą co chcą", okazuje się, że zadziwiająca większość osób traktuje nas ze zrozumieniem... Wiesz, istoty choroby zdrowy nigdy nie pojmie, nie zapamięta, że Ty tego czy tamtego nie możesz robić. Ale większość osób powie "OK, skoro masz taki problem, to nie ma sprawy, jak będe mógł- pomogę". Przynajmniej takie jest moje doświadczenie... Nie trzeba się bać odrzucenia. Jesli kogoś nie sprawdzisz, nigdy się nie przekonasz, czy wart jest zainteresowania i zaufania. POWODZENIA!!! PS. Jakbyś chciała pogadać, napisz do mnie na pw:-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no wlasnie! kretka dobrze mowi !

powiem ci tak moze u mnie o tyle to jest łatwiejsze ze naprawde mam to gdzies co sobie pomysli o mnie taka osoba - kolegujemy sie to ma mnie akceptowac pod tym wzgledem i koniec bo to wcale nie moja wina, nic nie wymyslam i o zadna nerwice sie nie prosilam.

z drugiej storny Ty tez musisz sie postarac w miare hmmm wyluzowac w takich sytuacjach jak np podwozenie - ja zawsze sobie mowie ze jak dystans jest niedlugi to wytrzymam chocby nie wiem co i staram sie zagadac zeby nie myslec!i to dziala, oczywiscie w lepszych dniach.

i pamietaj ze to nie Ty masz sie czuc glupio bo jestes chora tylko te osoby dla ktorych jest to fanaberia sa ograniczone bo nie wiedza na czym ta choroba polega i zamiast chociaz starac sie zrozumiec to zbywają.

w sumie nerwica moze byc tez dobrym sitkiem na przyjaciol..zobaczysz ktorzy sa przy Tobie niezaleznie od tego co sie dzieje!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moj szef wie ze czasami moge sie spoźnic do pracy, bo po drodze musze wysiasc i poczekac chwilke :(

Jaki mam sposob??? Patrze badzo daleko i nie mysle ze jestem w jakims pojeździe. Ruszam palcami u stop i wyobrazam sobie ze ide a nie jade. I to juz norma jak tylko wsiadam do autobusu przestaje mowic i jak tylko popatrze sie do srodka pojazdu zaczyna mi sie krecic w glowie i nogi mi dretwieja. Czasami mam tak ze juz pare przystankow wczesniej musze sie przygotowac do wyjscia. W pociagach mam dobrze autka bywa różnie najgorzej jest w autobusach. Czasami mdlałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzeiki wam za dobre slowa, powiem szczerze, ze poczulam sie lepiej... :P

W mojej nerwicy jest tak, ze jak sie zazwyczaj za szybe patrze mijajac jakies drzewa, pojazdy itp. to zle sie ze mna robi. Nie wiem czy sobie wtedy mysle, ze moze sie zderze z tymi pojazdami czy jak, ale tak juz mam i nie umiem dokladnie sprecyzowac czego sie boje. Albo to ta predkosc, albo ludzie, z ktorymi jade, albo wlasnie mysl o wypadku... a moze wszystko naraz - nie wiem. U mnie jest ten problem, ze nie pamietam kiedy to sie zaczelo. Pamiec mam dosc krotka i swoje zycie pamietam odkad mialam jakies 5 lat - nie wczesniej (no moze jakies malutenkie urywki, ale raczej te radosne), a wtedy juz balam sie jezdzic. Pozniej zaczelam sie bac nawet podczas spiewania, podczas tanczenia, podczas chodzenia - bo szybkosc, badz powolnosc mnie przerazala. Nie mieszkam z tata od malucha, on pil (i pije chyba nadal, ale w mniejszych ilosciach), mama tez popija, choc nie jest w jakims ciagu, ale juz jak sie spotka co jakis czas z kims, to pozniej przychodzi i robi awantury o swoje dziecinstwo, bo tez miala przekichane i wcale jej sie nie dziwie; do tego moje problemy z akceptacja ze strony rowiesnikow, brak okazywania uczuc od rodzicow i w ogole calej rodziny - teraz sama tego nie potrafie i nie wiem co jeszcze, ale ogolem to przezywalam nie raz stresy, obgryzalam paznokcie itp. Jednak nadal nie umiem powiedziec skad sie to wzielo, bo te wszystkie rzeczy, ktore opisalam dzialy sie juz w trakcie mojej nerwicy, a tak jak mowie, wczesniejszych lat nie pamietam. Mama, ktora bagatelizuje to, co sie ze mna dzieje tez nie potrafi mi powiedziec od kiedy to mam. Nie wiem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest mój główny lęk napadowy . aTAKI PANIKI miewam już po wejściu do pojazdu. Zakładam temat ,gdyż chcę poznać osoby,które jak ja przezywają podobny horror-zmagają się długi czas(ja od 4,5 lat) i mają ochotę się podzielić doświadczeniami. Obecnie mam terapeutkę,z którą ..po prostu jeżdzę komunikacją:) No..powiedzmy..oswajam ją..Nie było już wyjścia innego- Pomimo że ona twierdzi iż każdy ma swoje tempo -i nic na siłę. Pozdrawiam serdecznie.

 

 

ten rodzaj leku mialem "na poczatku" teraz tez sie pojawia lecz w duzo mniejszej formie .. po pewnym etapie tak jak napisalas zaczynaj go "przelamywac-oswajac" (na mnie dobrze dzialalo jak jechalem samochodem z kims bliskim) - teraz juz jezdze po calej polsce

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam to samo, wystarczy ze wsiąde do tramwaju autobusu a zaraz zaczyna sie jazda, niedaj boze zebym stala to juz po mnie. chociaz musze stwierdzic ze latem bylo gorzej, brakowalo mi powietrza, po kilku przystankach musialam wysiadac bo cz\ulam ze zaraz zemdleje ciezka glowa, dusznosci, nogi jak z waty , serce ktore chcialo wyskoczyc z klatki i ta mysl ze tuz tuz zaraz bede lezec plackiem, jak wysiadlam to mijalo, zreszta to samo mam hipermarketach a najgorzej to jak juz stoje w kolejce..... koszmar. co to za cholerstwo czasem juz niemam sily.........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakieś trzy lata temu miałam pierwszy atak paniki w samochodzie. Koszmar. Wycieczkę skończyłam na stacji benzynowej gdzieś w szczerym polu. Stwierdziłam wtedy, że nie mogę się temu poddać i zaczęłam się przełamywać-po prostu nadal jeździłam, ale było coraz gorzej. Doszło do tego, że już nawet nie jestem w stanie przejechać kilometra.

 

Mój atak wygląda zawsze tak samo: kreci mi się w głowie, nogi jak z waty, tracę ostrość widzenia, drętwieje mi tył głowy, serce wali jak oszalałe i ogólnie taki strach, że nie mogę na niczym zebrać myśli. Jeżeli jadę z kimś to jest w miarę ok. Najlepiej jeśli ten ktoś ma prawko.

Mieszkam poza miastem, więc samochód jest moim jedynym środkiem transportu. Nie myślę nawet o jeżdżeniu autobusem, bo na samą myśl o tym jest mi słabo.

 

Wstydzę się sama przed sobą, że doprowadziłam do czegoś takiego, że jestem zależna od innych, że nie mogę robić tego co chcę i kiedy chce, bo przecież nigdzie nie ruszę się sama. Od tego się zaczęło…a skończyło się na tym, że już teraz boję się zostać sama gdziekolwiek. Zaraz kręci mi się potwornie w głowie i ten obezwładniający lęk…

 

Jeżeli ktoś z Was jeszcze daje radę wsiąść do autobusu, auta itp. i jakoś zapanować nad tym strachem, to niech nie rezygnuje, bo potem może mieć tak jak ja. Czego naprawdę nie życzę... nikomu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Panika,mnie jest coraz łatwiej zapanowac.Odkryłam,że ważne jest skupienie sie na celu podróży,zagłębienie sie w myslach,typu:co mam załatwić,co mam kupić itd.I to pomaga.Najgorzej jak podróż jest długa.I najgorzej wejść do samochodu czy autobusu.Dobre jest też to,że zawsze mozna wysiąść.Najgorzej byłoby w samolocie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za rady. :smile:

To prawda, najgorzej jest przełamać się i wsiąść-potem zazwyczaj jakoś to idzie. Przynajmniej ma się to wrażenie, że starało się coś zrobić, zmienić.

Niby wiem, że samochód w sumie mogę zawsze zatrzymać i wysiąść. Prawie zawsze…Tylko, że jestem nadal sama i nie mogę się uspokoić, a nie wszędzie mogę kogoś wezwać na pomoc. To nie jest tak, że atak minie, a ja wsiadam i jadę dalej.

Nie wiem…może to już jest tak, że nie mam siły na to przełamywanie się, zniechęciłam się do tego wszystkiego …

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc , ja mialam dokladnie to samo co Wy.Trwalo to przez wiele lat. Lekarze w mojej przychodni uwazali ze ten typ tak ma i zwalali to na niskie cisnienie i aktualne warunki pogodowe. oprocz tych lekow lokomocyjnych kolejno dochodzily leki w kolejkach sklepowych i wychodzenie samej z domu. Myslalam ze takie bedzie juz moje zycie.Po prostu ze bez meza nigdzie nie bede wychodzic.Przy najdrobniejszych sprawach wyreczalam sie kim moglam. Dokladnie rok temu zmarl na raka moj brat. Nerwica dala mi wtedy takiego kopa ze tylko stalam w oknie i plakalam.Bol po jego odejsciu i zal do losu dlaczego akurat ja jestem taka ubezwlasnowolniona. Innstynkt nakazal mi sie ratowac .Zapisalam sie do psychologa , a on mnie do psychiatry. Zaczelam leczenie. Gdy lekarka powiedziala mi " jak niedlugo pani bedzie mogla sama jezdzic autobusem zaczniemy psychoterapie"- pomyslalam co ona moze wiedziec .Przyjelam to do wiadomosci i pomyslalam swoje.Ja od kilku lat nie ruszam sie sama z domu a tu niedlugo samodzielnosc.Banialuki opowiada i tyle. Nie bede pisac dokladnie wszystkiego bo pisalam juz kilka postow na ten temat. Powiem tylko jedno. W marcu mija rok od mojego leczenia.Slowa lekarki okazaly sie prawdziwe.Stalam sie inna osoba. Jezdze sama autobusami. Wchodze i robie zakupy sama w supermarkiecie. Nareszcie spokojnie moge isc do fryzjera.Od niedawna pracuje (po 14 latach) .Czuje jakbym dostala nowe zycie. Chodze wszedzie tam gdzie chce i kiedy chce. Gdy czytalam wasze posty, to lza mi sie zakrecila w oku. Czulam jakbym czytala o sobie sprzed roku.. Chce Wam powiedziec ze jest szansa aby z tego wyjsc. Nie marnujcie zycia .Gdybym ja te kilka lat wczesniej wiedziala to co wiem teraz nie stracilabym wielu pieknych chwil, ktore juz nigdy sie nie powtorza.Trzymam za Was kciuki i zycze abyscie mogly za pare miesiecy napisac to co ja w tej chwili.Powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Emiflo jak pisalam trafilam do psychologa a nastepnie on zapisal mnie do psychiatry.Stwierdzil ze w moim stanie bez lekow sie nie obedzie. Trafilam na wspaniala lekarke. Dlugo rozmawialysmy i ona dala mi do zrozumienia ze bez mojej wspolpracy i determinacji leczenie nie bedzie mozliwe. Ze jezeli ja nie bede chcialasama sobie pomoc to zadne leki, zadna terapia nie da efektow. Leki pomagaja tylko aby sie usamodzielnic, postawic nas na nogi ale to ja sama musze brnac do przodu bo ani lek ani terapeuta za nas tego nie zrobi. W tej walce nie mozna biernie stac. Pisalam ze pierwsze 2 tygodnie brania leku to byl koszmar.Ale zawzielam sie i postanowilam ze dam rade.Od marca do maja to maz jezdzil ze mna do lekarza, stwierdzilam ze tak dluzej byc nie moze .Pod koniec maja postanowilam ze na wizyte pojade sama .Bylo mi ciezko ale udalo sie.Serce mialam w gardle, ale nie poddalam sie. Dojechalam i udowodnilam sobie ze jednak moge. I tak na kolejne wizyty.Co wyjazd bylo coraz lepiej . W domu tez sama wytyczalam sobie tez male cele.Najblizszy sklep, potem dalej.Dochodzilam tam dokad czulam sie pewnie.Gdy czulam ze jest cos nie tak , zatrzymywalam sie bralam gleboki oddech i gdy czulam ze mi przechodzi szlam dalej.Jezeli nie przechodzilo wracalam do domu.I tak powoli dzien za dniem probowalam swoich sil. Na terapie trafilam na jesieni pelna wlasnych doswiadczen. Terapeutka potwierdzila ze to moje codzienne zmaganie dalo efekt. Bo gdy trafilam do niej chodzilam juz prawie wszedzie.Zadne rozmowy , zadne leki nam nie pomoga jezeli sami nie bedziemy stawiali sobie celu jaki chcemy osiagnac.P)raca z terapeutka trwala od pazdziernika do stycznia. Polegala na rozmowach o moim zyciu terazniejszym i tym dawnym , kiedy to juz nerwica sie wykluwala. Nie jest to nic nadzwyczajnego .To po prostu rozmowa jak z przyjacielem ktory chce nam pomoc i tlumaczy nam nasze zachowanie i odczucia w danej chwili.Na moja prosbe jeszcze kilka razy spotkam sie z moja terapeutka, choc ona uwaza ze to juz jest zbedne. Mowi mi ze to ja sama sobie pomoglam tym ze powoli ale uparcie wyznaczalam sobie cel i konsekwentnie ten cel osiagalam.Jezeli nie udalo mi sie go osiagnac za pierwszym razem to probowalam za drugim czy trzecim. Zeby wejsc samej do duzego supermarkietu i zrobic zakupy tez kilka razy do tego podchodzilam. Lapala mnie panika i wychodzilam ale za ktoryms kolejnym tazem udalo sie.Dalam sobie dowod ze jednak moge.I teraz juz sama robie zakupy.U mnie to wychodzenie tak wygladalo.Mozecie sprobowac.Byc moze taki plan wam tez pomoze. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Dziś się tu zarejestrowałam z nadzieją, że ktoś z was mi podpowie, co mam ze sobą zrobić, bo już nie wytrzymuję :cry: Mam wybitny lęk przed jazdą jakąkolwiek komunikacją- wsiadam blada ze strachu, ze zdenerwowania trzęsę się cała i- najgorszy objaw- odczuwam straszne mdłości. Po prostu nie do wytrzymania. Tak więc po przejechaniu jednego, najwyżej dwóch przystanków wysiadam i idę dalej pieszo. Na szczęście lubie chodzić pieszo, ale ostatnio niestety zaczęły mnie dopadać te objawy nie tylko jak jadę, ale nawet jak wychodze z domu np. do sklepu. Jak widzę, że gdzieś jest kolejka, to momentalnie wychodzę stamtąd i albo wracam do domu, albo- jeśli nie czuje się bardzo źle- chodzę na dworze tak długo, aż ta kolejka zniknie. Próbowałam zająć się czym innym np. słuchaniem muzyki. Ale to niestety tylko pogarsza mój stan. Jedyne co pomaga, choć też nie zawsze- to obecność innej osoby. Wyobraźcie sobie, co ja czuje teraz podczas sesji- kiedy do tego wszystkiego dochodzą jeszcze nerwy przed egzaminem. Zostały mi cztery do zdania- i właśnie nie wiem, co potem? Czy mam wybrać się od razu do psychologa? Czy może do psychiatry? Czy pomoc psychologa w takim przypadku jest w ramach funduszu zdrowia, czy też muszę iść prywatnie? naprawdę nie wiem, dlaczego mnie dopadła ta nerwica- bo z tego, co tu czytałam- bierze się to często z powodu samotności- a ja samotna nie jestem. Czy nerwica może zaistnieć po prostu z powodu długich lat życia w wielkim stresie? Od czego mam zacząć leczenie? Pomóżcie mi błagam, bo czuję, że nie chce mi się z tym dłużej żyć:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alicjo mozna zaczac od psychologa.Z wlasnego doswiadczenia wiem ze szkoda czasu i jednak lepiej zaczac od psychiatry.Poszperaj w internecie byc moze w przychodni gdzies niedaleko Ciebie przyjmuje psychiatra.Coraz wiecej w przychodniach zatrudniaja psychiatrow. Nie obowiazuje tu zadna rejonizacja tylko musisz sprawdzic czy maja kontrakt podpisany z NFZ.Potrzebny jest dowod i jezeli nie pracujesz rodzinna ksiazeczka zdrowia. Psycholog napewno tez bedzie potrzebny ale to juz poprowadzi Cie lekarz. Zycze powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×