Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

Dagi! Dzieki za odpowieć.Ja mam dużo więcej lat a 81- taka cyfra wyskoczyła jako wolna przy niku i tak zostało.Ja jakiś czas chodziłam na psychoterapie na ul.Śląską w krakowie było dość dobrze było to kilka lat temu.Teraz chciałabym to powtórzyc ale jednak gdzieś indziej-może bedzie jeszcze lepiej.Znajoma zaczęła chodzić na oddział dzienny na ul.Serkowskiego narazie jest zadowolona ale to dopiero poczatki.Ja bym wolała nie na oddział dzienny bo jeszcze pracuję i nie chcę brać zwolnienia.Ma mi się dowiedzieć czy jest tam terapia po południu i np.raz w tygodniu.I na śłąskiej i na Serkowskiego jest bezpłatne tak ze jak coś to możesz dowiedzieć się i skorzystać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam was serdecznie,wiecie co ja od ponad roku choruje,i niewiem czy to jest nerwica,czy jest to juz bardziej powazna sprawa....?moze napisze pare slow na temat moich objawow....Przedewszystkim lek przed ludzmi,nie potrafie sie normalnie zachowywac wsrod ludzi,paralizuje mnie strach,ogarnia panika,niewiem o czym mam rozmawiac,nie potrafie byc soba,bardzo sie przejmuje tym co ktos o mnie pomysli,w pracy nie rozmawiam z nikim,poniewaz mam paranoje ze wszyscy o mnie rozmawiaja,zamknelam sie w domu,nie mam zadnej kolezanki,ani znajomych,nawet jesli mam pojsc do centrum gdzie jest troche ludzi,bardzo sie stresuje....Caly czas mysle o sobie,i o tym co mi jest,nie portrafie sie przemoc poniewaz TO jest silniejsze odemnie...Od ponad roku sypiam dzieki tabletkom,ale i tak budze sie nerwowa,obolala,czuje sie jak stara babcia,obolala,mimo ze mam 28 lat,Mam bardzo niska samoocene,nie potrafie podejmowac zadnych decyzjii,ta choroba tak mnie opanowala,ze od roku nie robie kompletnie nic ze swoim zyciem,tylko praca,dom,przyczym praca to dla mnie same katorgie poniewaz stres nie pozwala mi nawet na spokojny posilek w pracy....nie mowiac juz o normalnych kontaktach z ludzmi....najgorsze dla mnie jest to ,ze wszyscy widza,ze ze mna jest cos nie tak,niestety takie rzeczy sie czuje....jestem zalamana,wiem troszke sie rozpisalam,ale moj stan mi nie pozwala na rozmowe z kim kolwiek na ten temat,wiec mam nadzieje ,ze mnie rozumiecie?Jutro ide do psychologa,zdecydiowalam sie po roku czasu,moze jednak powinnam pojsc do psychiatry?prosze napiszcie co wy o tym myslicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam mam 23 lata mieszkam we wrocławiu i od jakiegos juz czasu nęka mnie nerwica natręctw, czyli to oczym pomyśle potem mnie prześladyje.

 

obawiam się że oprucz nerwicy natręctw dopadła mnie lękowa. W momencie kiedy przychodzom do mnie natrętne myśli dostaje uczucia gorąca nerwowości złośći,

a gdy to mija strachu i pustki. Stąd moje pytanie czy te odczucia to objawy nerwicy lękowej, a jeśli tak to jak z tym walczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja historia jest naprawde bardzo bardzo długa nie wiem czy ktoś z was mogł mieć tyle przeróżnych myśli itp czasem zadaję sobie pytanie czy napewno jestem normalny??rok temu psychiatra stwierdził że tak...

Ale zacznę od początku. Już od najmłodszych lat towarzyszyła mi nerwica,moje trudne dzieciństwo związane z nadmiernym piciem ojca zapewne pogłebiało to wszystko,zawsze starałem sie być twardy,nie płakać i tak tłumiłem wszystko w sobie.Po pewnym okresie zaczeło sie wszystko układać ,tata zmienił sie nie do poznania zero alkoholu itp...W 1 klasie gimnazjum pojawiły sie pierwsze poważne ataki nerwicy związane z chorobami ,wmówiłem sobie chyba wszystkie jakie są ,lecz taka którą naprawdę sie martwiłem był guz mózgu,ciągle bolała mnie głowa itp dopiero prześwietlenie głowy mnie na dobre uspokoiło wcześniej mama zabrał mnie pierwszy raz do psychologa i tak wystartowałem z terapią.Z biegiem czasu było lepiej aż przestałem się przejmować i było normalnie, oczywiście kiedy super sie czułem przerwałem wizyty u psychologa.Przez około 4lata było elegancko,zdarzały sie bardzo sporadyczne myśli itp z którymi sobie radziłem.Myślałem że koszmar sie skończył niestety myliłem się i to bardzo.Pewnego styczniowego dnia roku 2008 oglądałem film który wywołał we mnie straszny lęk,niespodziewianie nastąpił silny atak paniki że zrobie krzywdę swoim bliskim lub sobie i tak męczyłem sie z tymi myślami ataki paniki nawet codzienne.Wznowiłem psychoterapię było lepiej lecz jeszcze nie tak jak dawniej.Któregoś razu w kościele poczułem sie dziwnie,strach lęk temu ciągle towarzyszły nagle myśl -coś mnie napewno opętało,po tej akcji zupełnie sie załamałem ,ataki paniki ciągłe myśli wyczerpały mnie zupełnie byłem załamany i nie wieżyłem że ktoś mi pomoże.Zdawałem sobię sprawę że to absurdalne ale myśli i tak mnie dobijały ,w konsekwencji tego zdałem sobie sprawę że jestem chory psychicznie i strasznie się tego bałem.Postanowiłem wybrać sie do psychiatry który oczywiście stwierdził źe to nerwica lękowa przepisał mi bioxetin ,z reguły jestem przeciwnikiem antydepresantów ale byłem gotowy na wszystko aby czuć sie dobrze,przez okres brania leków męczyła mnie depersonalizaja(chyba tak sie piszę) i lęk przed moją wyobraznia bo bałem się że to jakieś zwidy albo coś...po ok 1,5miesiąca było dobrzę czułem sie coraz lepiej i zapominałem o wszystkim.Oczywiście rzuciłem leki i psychoterapię widocznie było mi za dobrze.Aż do teraz kiedy czuję że nerwica znowu wraca ehhh. Wróciło to do mnie kiedy przestraszyłem się na lekcji że mnie paraliżuje miałem straszne uczucie jakby niedowładu po pewnym okresie wszystko sobie przetłumaczyłem i było ok, ale myśli nie dawały mi spokoju zaczełem bać sie odpowiać czytać na głos itp taka jakby mała fobia społeczna. Na dzień dzisiejszy myśli zmieniają mi sie codziennie raz boję sie że nie napisze matury ze strachu będe miał zupełną pustkę w głowie albo zapomnie jak się czyta lub piszę,mam też takie chore myśl że nie będę mógł rozumieć jak ktoś do mnie mówi itp jak np.robię coś to zastanawiam sie czy to normalne ...nie wiem co robić psycholog sie obraził w sumie nie dziwi mnie to.Narazie staram sie radzić sobie chociaż nie mam żadnych ataków paniki itp to jednak sie boję i odczówam strach,nie wiem czy jestem normalny czy moje chore myśli które teraz mam są związane z nerwicą...boję sie że naprawde sobie wmówię to wszystko...

Z góry przepraszam za pisownię itp ale staram sie szybko pisać jeżeli ktos ma jakieś spostrzeżenia niech pisze może byc PV chętnie posłucham albo doradzę bo co jak co ale doświadczony ze mnie nerwicowiec ...

ps.ale się rozpisałe:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No wiec tak u psychoterapeutki byłam dwa razy. Tak jak poprzednio mam mieszane uczucia. Na razie są to jeszcze takie rozmowy typu „wywiad”. Wydaje mi się, że terapeutka szuka jakiegoś punktu zaczepienia w moim życiorysie, który mógł spowodować takie lęki. Rozmowa terapeutyczna ma się dopiero zacząć po kilku takich spotkaniach i nie wiem jak ona będzie wyglądać. Na razie ja głównie mówię, a ona słucha. Wychodzi mi to tak trochę chaotycznie. No i znowu płakałam, co też drążyła. A ja po prostu tak mam. Czasem mi się to wydaje głupie, że ona się chwyta znaczenia jakiegoś słowa, dla mnie bez znaczenia. Np. powiedziałam, że dopiero niedawno się przyznałam rodzinie do tych moich lęków. No to się uczepiła określenia „przyznać się”. No bo to tak jakbym się przyznawała do jakiejś winy. No to jej tłumaczę, że nie tak to czuję, tylko mam świadomość, że wizja raka w byle kropce na ciele i każdej jednej dolegliwości itp. nie jest normalna dla otoczenia i głupio mi było mówić o tym, że ja tak mam. No i nie wiem sama co o tym sądzić. Dziewczyna jest młodziutka i myślę, że chyba dopiero zdobywa doświadczenie. No zobaczę. Mam spotkania raz w tygodniu 50 minut. Nie płacę, więc co mi zależy spróbować. Kondycję psychiczną z nastaniem promieni słonecznych mam trochę lepszą choć lęki wracają co jakiś czas jak bumerang.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dagi, z Twojego opisu terapii wydaje mi się, że ta dziewczyna sobie radzi. Takie czepianie się słów bez znaczenia (Twoim zdaniem) ma ogromne znaczenie ;)

Skoro młoda, to się przyłoży by zdobyć większe umiejętności, więc to na plus. Poza tym, tak jak mówisz, za darmo, więc korzystaj póki możesz ;)

 

Pozdrawiam 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może faktycznie coś z tego jeszcze będzie, widać, że bardzo drąży, ale zobaczysz, zresztą warto także poczekać na terapię właściwą... Ja pisałam trochę mailów i dowiedziałam się, że terapia będzie trwała dość długo. A lepiej nie jest, raczej bez zmian, do tego dzisiejsza noc byłą straszna, bo stwierdziłam, że ślepnę, myślałam, że tylko raka potrafię sobie wmówić, a tu niespodzianka, do tego święta w Anglii ( równoznaczne z brakiem świąt) nie działają optymistycznie. Najbardziej się boję, że nie dotrwam do żadnej terapii, bo jest dla mnie oczywistym po prostu, że zanim by to miało nastąpić zdiagnozują u mnie raka, trzymajcie się i Wesołych Świąt:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Jestem tutaj po raz pierwszy.I dziekuje losowi ,ze przypadkiem odkryłam ta stronke.Po przeczytaniu postów nie czuje sie juz jak wybryk natury ;) .Nie uwazalam sie nigdy za jakas hipochondryczke-lekarza omijalam raczej łukiem szerokim,a tabletki ,ktore mama dawala mi na przeziebienie chowalam pod poduszke.Wszystko zmieniło sie kiedy zaszlam w ciaze 2,5 roku temu.Zaczelam miec trudnosci z przelykanienie bolalo mnie gardlo,ale mialam wrazenie jakbym polykala piasek zamiast pokarmu.Bylo to strasznie meczace tak wiec przez caly dzien nie jadlam ,a wieczorem udalam sie do laryngologa,gdyz objawy przerodzily sie w gule w gardle i lekkie pobolewanie.Idac do lekarza balam sie przełknac sline gdyz wydawalo mi sie ,ze zadlawie sie nia..i ogolnie ze dlawie sie..autentycznie ryczalam, gdyz uczucie bylo masakryczne.Pani doktor po malym wywiadzie i jeszcze mniejszym obejzeniu gardla stwierdzila ,ze mam infekcje gardla najprawdopodobniej,ewentualnie moze byc cos nie tak z tarczyca,przepisala mi lek na bol gardla i to byl koniec wizyty.Tabletki oczywiscie nic mi nie pomogly.objawy sie nasilaly,kazda proba jedzenia konczyla sie dlawieniem ,badz zacisnietym przelykiem..w ciagu tygodnia schudlam 8 kilo,nie jedzac praktycznie nic-pilam tylko kakao i zjadalam troszke jajka na miekko..a i tak bylo to dla mnie koszmarem.Udalam sie do ginekologa prowadzacego ma ciaze-stwierdzil ,ze wszystko to jest moim wymyslem i ze jestem nerwowa(w tamtym okresie akurat nie mialam zadnych stresow).meczylam sie dalej,a do objawow doszlo jeszce splywanie jakiejs mazi po tylnej stronie gardla.Bylam wykonczona niejedzeniem.Udalam sie do AM gdzie pani doktor zrobila mi ekg serca???,i dala relanium do wypicia,twierdzac ze mam w gardle globus na tle nerwowym.Relanium pomoglo na tyle ze tej nocy dobrze spalam.Nastepnej juz niekoniecznie-obudzilam sie z uczuciem dlawienia sie-jakby zalewano mi gardlo woda,poprosilam mamke by wezwala pogotowie..lekarz zrobil ze mna wywiad i wyszlo na to,ze jestem gowniara ,ktora zaliczyla wpadke(ciaza)i stad te objawy,dostalam zastrzyk z ralanium..i spalam do rana.Wkoncu znajomi zalatwili mi po znajomosci wizyte u lekarza ,ktory zalecil usg tarczycy.wyszlo ze mam guzki-tylko on nie potrafil odpowiedziec skad sie wziely tak nagle-wypisal mi skierowanie do-psychiatry,endykrologa.dietetyka i jeszce do dwoch-nie pamietam jakich specjalistow.Jeszcze dlugi czas nie potrafilam normalnie jesc ale zmuszalam sie i jakos przyzwyczajalam do guli w gardle.dzis moja corcia ma 2 latka,a ja od tego czasu nie potrafie juz normalnie zjesc posilku,bo boje sie ze jedzenie nie przejdzie mi przez przelyk-skutkiem tego jest mimowolne zaciskanie sie gardla i wtedy faktycznie jest problem,tak samo jest z napojami ,zanim przelkne lyk trzymam go z2 minuty w buzi ,przygotowujac sie do przelkniecia ,a w trakcie polykania czuje sie, jakbym polykala kamien .Nie jem praktycznie pieczywa ,surowych warzyw,raczej same papki a w innym porzypadku jadam kesami calineczki..jestem tak zestresowana tym ,ze ciagle mam zgage ,odbija mi sie..dojezdzam na studia 5 godzin autobusem-w tym czasie nie jem, bo boje sie, ze zadlawie sie i nie zdaza mnie dowiesc do szpitala,nie pije bo boje sie zachlysniecia..w nocy zakrztuszam sie slina,albo wciaz drapie mnie gardlo-po takiej akcji pol nocy dochodze do siebie ,bo mam wrazenie skurzczu krtani..gardlo mam wysuszone na maksa .od przelykania wciaz sliny,obolale po zaciskiwaniu przy jedzeniu,kazde zadrapanie urasta do rangi smiertelnego i juz widze siebie jak padam zaraz nieprzytomna..swoja droga czesto mnie kluje gardlo,czesto zachlystuje sie slina i jedzeniem..nie moge juz tego wytrzymac,kazdy dzien jest strachem ze sie udlawie ,zakrztusze ,i nie zdazy po mnie przyjechac erka-mieszkam 17 kilometrow od szpitala..a do tego w nocy mam jakies bezdechy,uczucie spadania w dol..totalna masakra w polaczeniu z sercem bijacym jak oszlale-byc moze to nerwica-nie wiem-ale mi juz nie pomaga ani relanium ani srodki typu walerianka,ani kropelki jodynowe na suche gardlo-bo tylko te mi przepisuja panie laryngolog..ktos zna dobrego lekarza-nawet psychiatre?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Droga Carrie,

Nie wiem ile masz lat ale chyba jesteś młodą osobą. Pojęcie młoda bardzo względne określenie..ja tez się czuje młoda choć mam 35 lat hi hi.

Jak zapewne sie domyślasz wpadłam na to forum ponieważ temat mnie zainteresował z racji moich problemów. Nie chcę tutaj opisywac moich historii mniej czy bardziej wydumanych. Z tego co czytam masz maluszka w domciu , który jest pewnie całym Twoim światem? Moim byłby gdybym miała dziecko. Wiesz w nerwicach najgorsze jest to, że najbardziej skupiamy sie na sobie, na swoich dolegliwościach i na tym co my czujemy , jak odbieramy rzeczywistość. Nawet jak martwimy się o najbliższych to też wynika to z tego że myslimy o tym jak my będziemy się czuły gdy komus z bliskich coś się stanie.

Pomyśl czy mogłoby tak być w zcyiu , ze nie ma Twojego maluszka, że ktos Ci go zabrał, że musiałas oddać. Jesteś jej mamą, dla niej najważniejszą i najukochańsza osobą. Kimś z kogo bierze przykład, kogo codziennie obserwuje, z kim spi do kogo soe przytula , kto ja karmi, kto się z nią bawi ...jesteś dla niej wzorcem. Pomyśl więc juz dziś od razu jak tylko przeczytasz tego maila, ze ona patrzy i widzi kiedy Ty sie smucisz, że nawet jak masz sztucznie usmiech przyklejony do twarzy to ona czuje , ze cierpisz. Ona widzi że nie jesz..ona widzi, że wzywasz lekarza , ze bierzesz lekarstwa. Pomyśl ze powoli sprzedajesz jej te nerwicę. A nie chcesz aby tak było. POstanów sobie , że zrobisz to dla niej. Będziesz wolna od ucisku w gardle, bedziesz z apetytem zajadała się tym co uwielbiasz, będziesz jadąc na studia brała do autobusu słodkie batoniki i wode do popicia aby sie nie przesłodzić. Pomyśl jak fajnie jest pójść ze swoją curcia iść na lody i sie objadać super deserami. Pomyśl, ze każda rzecz, która zrobisz aby być zdrowa aby dac sobie radę z tą paskuda zwaną nerwicą zrobisz to dla niej , dla Twojej córci.

Życzę Tobie powodzenie i będę trzymala kciuki abyś już teraz, już zaraz uwierzyła, że możesz to pokonać. Nie wiem czy jestes osobą wierzącą ja tak..przynajmenij staram się być choc nie jest to łatwe ale wiesz pomaga mi często takei zdanie: " Wszystko moge w Chrystusie który mnie umacnia". Trzymaj się!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co racja to racja, dziecko uczy się życia od Ciebie, ale żeby poradzić sobie z tym chyba potrzebujesz jeszcze kogoś, ja sama tez rady sobie nie daje i wiem, że nie dam. Idź do specjalisty od nerwic, nie od serca i nie od gardła, skoro tamci już stwierdzili, że nie u nich powinnaś się leczyć. Byłaś u psychiatry??? Pisałaś, ze dostałaś skierowanie. Idź do psychologa, póki co tak po prostu, na jedną wizytę się umów, żeby porozmawiać, zobaczyć co on Ci na ten temat powie, co zaproponuje. Wyobraź sobie jak by było fajnie gdyby Twoje wszystkie złe objawy ustąpiły, a na bank jest to możliwe, tylko musisz sama zacząć się o to starać i uczynić jakieś kroki. pozdrawiam serdecznie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomożmy Carrie aby uwierzyła sama w swoje możliwości, że jest silna i da radę sama pokonać. Psychiatra niekoniecznie obędzie się bez psychotropów. Może jeżeli już to psycholog. Zadne tabletki nie rozwiążą problemu. Carrie musisz zmienić w swojej głowie podejście do tego problemu. Musisz uwierzyć , że dasz radę bo masz dla kogo. Siła jest w nas i my musimy bardzo tego chcieć i wierzyć że sie uda. Wiem ze nie jest to proste bo tez borykam się z problemami. Ja wylądowałam u Pani psycholog, która powiedziała mi jedną ważną rzecz: " Strach nie zabija". Zrozumiałam , ze to iż się czegoś obawiam to normalne uczucie i nie musze przed nim uciekac. Musze sobie z nim tylko potrafić dac radę. Oswoić go i okiełznać!!!

Może spróbuj Carrie każdego dnia zapisać sobie sytaucję w której zaczynasz się bac, zaczynasz sie lekać..spisuj to dzień po dniu a potem spójrz z dystansu kilku dnia czy to aby miało sens...czy to było potrzebne..co Tobie to dało dobrego a co złego...Dobry psycholog pokieruje ale Ty musisz sama uwierzyć w swoją siłę dla swojej małej córeczki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokladnie tak napisałam: psycholog. Carrie sama pisała, że dostała skierowanie do psychiatry stąd moje pytanie właśnie o psychiatrę. Ja też tak właśnie zrobię, pójdę do psychologa, jak tylko to będzie możliwe bo sama nie daję rady, kompletnie. Mnie właśnie strach zabija, każdego dnia czuję, że umieram, płaczę, prawie mdleję ze strachu... nie daję sobie rady, dziś jest tak samo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Karolino25,

Spróbuj zająć swój umysł czymś innym. Pamiętam jak ja miałam takei stany to np. zaczęłam charytatywnie pracować. Chodziło o to, zeby po pracy gdzie codzinnie chodziąłm nie wracac do domu i nie rozmyslac tylko pędzić gdzies dalej, robic coś kolejnego. Poza tym spróbuj biegać. Nawet sobie nie wyobrażasz jak wiele daja endorfinki , które wydzielają sie podczas biegania. Skupiasz się wtedy na wysiłku fizycznym. Nie wiem jak wygląda Twój dzień, co robisz każdego dnia, popołudnia, wieczora. Ale wazne jest aby nie uciekać od ludzi aby wciąż wypełniać dzień zajęciami, zadaniami. Czasami możesz nie miec ochoty czegos robić ale się zmuś do innego działania, nie siedź bezczynnie. Pamiętam jak mój mąż chcial mnie wyciągnąć do kina na komedię aby mi pomóc a ja nie chciałam bo nic mnie nie bawiło , byłytylko czarne myśli..ale zmusiłam się i poszłam i o dziwo odprężyłam się, rozesmiałam się. I takimi małymi kroczkami pomagałam sobie. Musisz działać nie siedzieć bezczynnie . Wyrzucic myśli z głowy. Wiem , że nie jest to proste ale jak nie zrobisz nic, to nikt za Ciebie nic nie zrobi. POwodzenia !!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Biegalam, ale bylo gorzej, zaczelam wychodzic, ale skonczylo sie na tym, ze co 5 min biegalam do lazienki ogladac czy cos nowego podejrzanego sie nie robi na moim ciele, a wedlug mnie oczywiscie sie robi, ogladam filmy i mysle, ze w kazdym nawet najsmieszniejszym i najbardziej rozrywkowym jest wzmianka o smierci, i wtedy zaczynalam rozmyslac. Probowalam sie rozerwac na rozne sposoby i wiem, ze sama sobie rady nie dam, musi mi pomoc psycholog, wiem, ze on sam mi nie pomoze, ze potrzebne jest moje zaangazowanie, i ja to z siebie dam, tak samo wiem wlasnie, ze sama sobie tego nie przetlumacze...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Wszystkich,

Jestem po raz pierwszy na forum. Mam 29 lat. Trafiłem tutaj bo od ponad 2 lat moja nerwica daje o sobie znać. Mam napady lęków, które "na pierwszy rzut oka" dotyczą strachu przed chorobą. Zaczęło się 3 lata temu jak wieczorem wracałem samochodem z pracy (jechałem 2 godziny po 12 godzinnym dniu pracy). Skoncentrowałem się na swoim oddechu, który stał się szybki i płytki. Potem zaczęły mi drętwięć nogi, ręce. Serce waliło ze strachu jak oszalałe. Dojechałem do najbliższego szpitala. EKG, badanie krwii i inne. Oprócz wysokiego ciśnienia i niskiego poziomu magnezu i potasu wszystko było okey. Po 1,5 roku podobny napad..też w samochodzie po długiej i stresującej podróży służbowej. I też badania. Tylko dokładniejsze u kardiologa. EGK, próba wysiłkowa, echo serca (u bardzo dobrych specjalistów), holter ciśnieniowy oraz badania kwii. Oprócz czasami podwyższonego ciśnienia wszystko było okey. Dodam, że wtedy dużo trenowałem. Biegałem tygodniowo nawet ok. 80 km. Myślałem, że badania rozwieją moje wątpliwości i codzienne myślenie o swoim sercu. Oraz o ewentualnej utracie sportu, niezależności, siły w przypaku choroby. Niestety. Codzienne myślenie o chorobie stało się prawie nieustannym myśleniem, mierzeniem tętna. Bo zdarza się, że serce bije za szybko..za wolno..czasem nierówno zabije. Z czasem doszedł ucisk w głowie przy bieganiu. I kolejne badania bo trzeba sprawdzić czy nie ma "raka mózgu" albo tętniaka. Potem pojawiły się uciski w gardle, kontrola przełykania, ucisk w szyi. I wiele innych objawów. Nie będę już dalej zanudzał.

Postanowiłem podjąć terapię indywidualną. Prywatnie. Raz w tygodniu 50 min. Od 10 m-cy. Na początku czułem poprawę. Ale po 9 miesiącach przyszedł kryzys i nagle zacząłem odczuwać wszystko dużo bardziej. Chciałem przerwać terapię. Podważałem kwalifikacje psychoterapeutki. Zajmowałem sie wszystkim i wszystkimi dookoła - tylko nie sobą. Właśnie jestem w takiej sytuacji. Tracę poczucie kontroli nad wszystkim. Doświadczam swojej niemocy w pracy (a na to sobie nigdy nie pozwalałem bo pracuję w korporacji w dziale sprzedaży). Doświadczam słabości mego ciała. Częsty lęk. I wiem, już teraz, że powoli odbijam się od dna dzięki terapii. Zachęcam wszyskich. TRzeba wybrać terapeutę i jemu zaufać. Wszelkie "dziwne" pytania dot. waszego wyobrażenia na temat terapii są uzasadnione. Z moją terapeutką zawarliśmy kontrakt dot. tego nad czym pracujemy. Od tego trzeba zacząć..a moje 10 m-cy terapii to początek drogi. Bo czy ma ktoś czarodziejską różdżkę by uleczyć chorego?! Wszystko w naszych rękach przy pomocy innych. A obsesyjne myślenie i strach przed chorobą jest "przykrywką" tego nad czym muszę pracować. Istnieje wszak coś takiego jak podświadomość:(((((((

 

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

CZEŚĆ. MOŻE TO GLUPIO ZABRZMI, ALE JAK TO DOBRZE, ŻE JESTEŚCIE TAK SAMO "STUKNIĘCI" JAK JA. PRZEPRASZM JESLI KOGOS URAZIŁAM. POSTANOWIŁAM WRESZCIE POGADAĆ, BO .....MÓJ LĘK PRZED RAKIM OSIĄGNĄŁ SZCZYT. TAK ,ŻE CAŁY CZAS MAM NADZIEJE, ŻE WRESZCIE BLOK SIĘ ZAWALI, ALBO W NOCY ULOTNI SIĘ CZAD I RAZ NA ZAWSZE TEN KOSZMAR SIĘ SKOŃCZY.OD 3 LAT W KAŻDEJ SWOJEJ KOMÓRCE CZUJĘ RAKA, JESTEM WYCZEPANA, CIĄGŁYMI BADANIAMI I SZUKANIEM, CZY GDZIEŚ NIE SIEDZI, A OSTATNIO WPADŁAM NA POMYSŁ, ŻE MOŻE TO JEDNAK NIE RAK TYLKO HIV!!!MOŻE KWALIFIKUJĘ SIĘ JUŻ NA ODDZIAŁ ZAMKNIĘTY? DODAM TYLKO ŻE TA PARANOJA ZACZĘŁA SIĘ OD KIEDY MAM DLA KOGO ,ŻYĆ- 3,5 LETNIEGO SYNKA. MAM NADZIEJĘ ŻE JEŻELI TO HIV, TO ON TEŻ MA I UMRZEMY RAZEM. DZIĘKI ZA ZROZUMIENIE

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rozumiemy, naprawdę, ja hiv przerabiałam na trochę przed rakiem, choć teraz lęk też czasem się odzywa. A póki co codziennie walczę z paraliżującym, wręcz doprowadzającym do mdlenia strachem przed nowotworem. Dokładnie tak samo, czuję go wszędzie, po prostu w każdej komórce, zastanawiam się jak teraz wygląda moja wątroba, szyjka macicy, mózg, czy już tam dotarł, czy dopiero zamierza... Źle się czuję fizycznie, jestem zmęczona i ciągle mam taką dziwnie ciężką głowę. Mam chłopaka, planujemy ślub, bardzo chcę mieć rodzinę, dziecko. Póki co strasznie boję się o niego, do tego stopnia, że kiedy śpi, dokładnie oglądam czy coś złego się nie dzije na jego skórze, no i oczywiście moim fachowym okiem stwierdzam, że oczywiście, że dzieje się. Potem rozpaczam, że to dopadło nas obojga... jak pisałam, planujemy założenie rodziny. Nie wyobrażam sobie jak będzie jeśli pojawiłoby się dziecko, bardzo tego chcę, ale wiem, ze wtedy to już zwariuję, chociaż to może nastąpić wcześniej. Macie tak, że wydaje wam się, że wariujecie??? 242 byłaś u psychologa? Chodzisz na jakąś terapię?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

świetnie cię rozumię. ja przed ciążą byłam jak rybka i byłam przekonana,że dozyję 80-tki. ten koszmar dopadł mnie przez ogromną miłość do dziecka, więc tu cię nie pocieszę(przepraszam), ale nie wyobrażam sobie być na twoim miejscu w ciąży i potem mieć dziecko! dlaczego nas to spotyka? czy nie możemy żyć jak normalni ludzie? olać wszystko i niech się dzieje co chce? nigdzie z tym nie byłam, nie chodzę na terapię chociaż może by mi pomogła, nie mam czasu, nie mam z kim zostawić dziecka, wszędzie biorę go ze sobą. poza tym nie wiem czy w mojej mieścinie jest coś takiego. zresztą skoro mam hiv (a pewnie mam i cała moja rodzina też) to po co mi terapia? przy raku to co innego, bo z niego się jeszce można wyleczyć.pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×