Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE) cz.II


Naemo

Rekomendowane odpowiedzi

Akuma moja znajoma bardzo chwalila sobie szpital w gdansku ale to pomorze...albo wpisz sobie w internet szpitale w twojej okolicy i szukaj opinii na forach

Szpitale sa rozne niestety

Tak jak psychologowie

Wiecie co jest tragiczne...na studiach na psychologii nie ucza nas praktyki postepowania z pacjentem.

Ja gdyby nie moja 2 letnia terapia,nic bym teraz nie wiedziala. Taki psycholog tylko po studiach jest do d....szczerze mowiac.

Heledore

Wczoraj mialam mega kumulacje stresu......potrzebuje spokoju

Zauwazylam jedno,ciezka praca fizyczna mnie odpręża

Edytowane przez shira123

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, shira123 napisał:

 

jakoś tego nie widzę czytałem opinie i no piszą ze to piekło na ziemi ze koszmar jakich mało co mam zrobić wszędzie tak piszą nie chce trafić tam gdzie będą mnie traktować tak samo jak tu chyba tracę już nadzieje na wyleczenie się chyba wole całkowicie ześwirować i nie męczyć się bo ja już nie wiem co mam robić na prawdę po co mi toksyczny szpital w domu mam to samo 😭

Edytowane przez Akuma

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akuma

 

a nie masz możliwości po prostu wyprowadzić się z domu, choćby pokoj wynająć? i isc na psychoterapie taka 1 raz w tygodniu?

no chyba ze twój  stan jest b.zly.to tylko szpital.serio znajoma była w gdansku i chwalila sobie szpital i lekarzy.natomiast w slupsku jest ponoc nieciekawie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niby moja terapeutka uważa, że jak przejdzie się proces żałoby, to przestaje to boleć, przestaje się płakać na wspomnienie tej osoby. W teorii 3 miesiące jest po śmierci babci żałoby, minęły 3,5 miesiąca. A ja dalej często na wspomnienie jej nie reaguję tym, że pamiętam, wspominam, tylko ryczę i boli w kij. Boli mnie to jakby to była jakaś żywa, fizyczna rana.

Nie wiem kiedy to przestanie boleć. Nie uciekam od przeżycia załoby, bo wiem, że nie można tak. Ale mimo upływu czasu, naprawdę mocno mnie to boli. Bo wiem, że mogła jeszcze żyć.

Wierzę w życie po śmierci, ale co jeśli go nie ma? Jeśli ona teraz nie jest niczego świadoma, ta opcja boli mnie jeszcze bardziej. W poniedziałek na cmentarzu jak byłam to mocno płakałam, ale co to dało? Spotęgowało tylko uczucie pustki. 

Ale muszę żyć dalej, otrzeć łzy, i przeżyć kolejny dzień, dzień z moimi lękami, z problemami ze snem, z poczuciem pustki i osamotnienia.

 

I tak, jak ktos po pijaku tu określił, jest to coś na kształt ''kółka wzajemnej adoracji'', ale co mamy się pojeżdżać nawzajem? Dobijać? Takie coś spotyka nas często na co dzień ze strony osób, które nie wiedzą jak i dlaczego mamy osobowość jaką mamy.

 

@moja_osoba musisz dać @ i potem zacząć wpisywać nick tej osoby ;) uważam, że dobrze robisz podczytując ten wątek. To ważne, bo dla Ciebie sposób myślenia bordera może wydawać się naprawdę abstrakcyjny i niezrozumiały. Sama bym chciała, żeby np. mój chłopak poczytał co tu inni piszą, choć jego średnio interesują takie tematy :P  mimo że nawet mu powiedziałam o tym, że udzielam się na tego typu forum czasami. Ale może gdyby się wczytał w to, co inni też piszą, to troszkę by pojął sposób widzenia świata jak jest się borderem. Bo wiem jak dla niego to właśnie często wydaje się mało zrozumiałe, ten tok myślenia, wahania nastroju, wyolbrzymianie poczucia zranienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@shira123 to nie jest takie łatwe nie chce mówić o moich zarobkach ale są marne jako cukiernik jest zły jak będę sam na sam ze sobą to stanie się coś złego @Kleopatra wiem szpital w Rybniku ma taką opinie ze szkoda słów nawet i mi tam cię tylko faszerują lekami i mają w 4 literach a w Katowicach zobaczę opinie jak to tam wygląda może będzie lepiej tam a nie gdzieś cholerka wie @lukrowana to bzdura każdy z żałobą radzi sobie inaczej według mojego psychiatry moja żałoba trwa już 6 lat i z roku na rok jest coraz gorzej jak ja zaczynam wspominać o moim bracie zaczynam ryczeć jak dziecko to nie jest powiedziane ze przestanie boleć  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lukrowana

 

kilka lat temu zmarla tragicznie moja ukochana kotka...codziennie przez kilka mcy kladlam sie na podlodze i strasznie plakalam....byla dla mnie jak dziecko....jeszcze teraz, piszac to chce mi sie plakac...to bylo 4 lata temu...

a tobie zmarla babcia...

 

wspolczuje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słuchajcie jeżeli chodzi o Polskę to ja bym się trzymała z dala od psychobiznesu i od szpitali. Nic nie jest tu uregulowane, a opieka szpitalna jeżeli chodzi o psychiatryk na potwornie niskim poziomie. Jeżeli już pretendujcie gdzieś za granicę, albo do ośrodka prywatnego. Nie sądzę, żeby przebywanie w szpitalu psychiatrycznym człowiekowi, którzy jeszcze panuje nad sobą i jest w stanie o sobie decydować mogło cokolwiek pomóc, chyba że trafi na fajnych pacjentów i wówczas terapia grupowa odniesie jakiś skutek. Jeżeli chodzi o terapeutów nie uzależniajcie się od nich. Psychobiznes jest niebezpieczny, wymyślają sobie jakieś reguły, płatności, wizyty w gabinecie, a tak naprawdę nadal pozostaje to nieuregulowane prawnie. Takie ustalanie sobie reguł tylko na podstawie tego, że podobne reguły obowiązują w podobnych środowiskach np. w USA, ale które nie stanowią jednocześnie prawa w naszym kraju jest niebezpieczne. Przestrzegamy ich reguł, a oni sobie dowolnie mogą je zmieniać i dopasowywać. Mogą wybierać pacjentów, porzucać ich, dyrygować nimi, kierować przebiegiem terapii jak im się podoba, tak naprawdę 0 reguł. To są reguły, które zapewniają tylko im bezpieczeństwo, a nie pacjentowi. Tak naprawdę to kompletny galimatias. Jestem po 11 latach intensywnej terapii, zostałam sama i i tak muszę sobie życie układać od początku, a decyzje które podjęłam pod bardzo silnym wpływem terapeutki doprowadziły mnie do obecnego momentu.

I tak na końcu zostaniecie sami, prędzej czy później. Lepiej szukać wsparcia w ludziach jako takich jeżeli już. Pójść choćby na jakąś grupę i tam nabrać kontaktów. Wsparcie terapeuty to mit. Być może są dobrzy terapeuci, którzy mają dobre intencje, ale nikt nad tym nie czuwa, nikt tego nie pilnuje. Co będzie kiedy im się odmieni, kiedy odmienią im się priorytety i odechce im się wspierać pacjenta, co wtedy stanie się z tym pacjentem? Co jeżeli popełnią błąd, który zaważy na życiu pacjenta? Kto weźmie za to odpowiedzialność? Kiedy wchodzisz w kontakt ze zwykłym człowiekiem bez statusu psychologa/psychoterapeuty nie masz od niego takich oczekiwań. Może tak być, że ten drugi człowiek nawet weźmie na siebie odpowiedzialność za to czy za tamto, nasze oczekiwania wobec niego są jednak niewspółmierne do tego jakie mamy oczekiwania ( pewnie nie zawsze, ale wyobrażam sobie, że ma tak wielu ludzi) wobec człowieka, któremu za opiekę nad sobą płacimy (czy to płaci nfz, czy my sami). Moim zdaniem bezpieczniejsze dla nas samych jest tworzenie wspierających relacji z ludźmi obok. Może zmienię zdanie gdy powstanie w tym kraju jakieś ogólne prawo dotyczące wykonywania zawodu terapeuty, ale na razie jest on bardzo niebezpieczny dla pacjentów. Ośmielam się nawet określić to mianem szarlataństwa.

Jeżeli chodzi o leki. Dowiadujcie się o nich jak najwięcej, konsultujcie się, czytajcie, oglądajcie dokumenty na ten temat. Ja powoli wchodziłam w machinę jak to określili Francuzi (śmierć na receptę, film dokumentalny) tworzenia uzależniającego do końca życia koktajlu leków, ale sama się z tego wycofałam. Oczywiście powoli. Nadal konsultuję się z psychiatrami i przyjmuję jedną grupę leków ( SSRI), ale nie jestem bynajmniej półmózgiem, którym powoli się stawałam. Nie jest idealnie, nie jest czasem nawet dobrze, ale niestety w tym kraju nie ma dobrego "środka", wszystko jest ekstremalne, niestety najczęściej na tą gorszą stronę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie piszę, że każdy psycholog czy psychoterapeuta jest konowałem, tylko że sprawa psychoterapii jest nieuregulowana w Polsce i pacjent nie ma żadnych praw, poza tymi które właśnie dyktuje prawo np. karne czy cywilne.

Nawet dobry psychoterapeuta może mieć chwile załamania, może popełnić błąd itp. pytam co wtedy z pacjentem? kto go wybroni.

Nie ma żadnej teorii spiskowej, prawda jest taka, że koncerny farmaceutyczne zarabiają na produkcji leków i uzależniają ludzi. To jest fakt. Faktem jest też, że lekarze wchodzą w układy z przedstawicielami takowych koncernów, wiem, ponieważ rozmawiałam z ludźmi, którzy owymi handlowcami byli, sama pracowałam jako sekretarka w firmie medycznej. Więc nie rzucam słów na wiatr i nie snuję żadnych teorii.

Każdy ma swój umysł i każdy sam decyduje. Prawdą jest, że leki, które są w obiegu powstały w latach II wojny światowej podczas eksperymentów Niemców nad więźniami np. obozów koncentracyjnych, kiedy to w ciemno badali na nich różne substancje psychoaktywne i na podstawie obserwacji dalej kwalifikowali leki. Prawdą jest, że w 19 wieku psychiatria zajmowała się tylko i wyłącznie stroną emocjonalną człowieka. Leki są potrzebne i są pożyteczne, aczkolwiek nie należy bezkrytycznie przyjmować wszystko co popadnie. Mam wrażenie, że niektórzy tak wierzą w psychiatrów jak dawniej stare babcie w księży, że to co powiedzą i zapiszą jest święte. Ja namawiam tylko do refleksji, a jak ktoś nie chce reflektować to nie musi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Heledore dziekuje ze pytasz ale zle sie czuje ciagle czytam o szpitalach ale ludzie pisza takie zeczy ze sie boje nawet patrzec na zdj tego szpitala chyba nie ma dla mnie ratunku @acherontia-styx tak pisalem o niej jest cudna ale to ona powiedziala mi ze moj stan jest krytyczny  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Heledore nie wiem co mam zrobic ja pochodze z Tychow Śląsk tu jest malo szpitali ktore sa porzadne gdzie nie bedzie zle tak jak ludzie pisza ze to koszmar przypinanie pasami do loza wpychanie na sile lekow obrazanie popychanie pacjentow co to zwierzyniec czy miejsce gdzie maja ci pomuc wyleczyc cie   

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@karolink, co masz na myśli pisząc o odpowiedzialności terapeuty względem pacjenta? Przecież psychoterapeuci nie każą nikomu podejmować żadnych decyzji, to że naprowadzają na pewien sposób myślenia, nie znaczy, że mówią "zrób tak, a nie inaczej". Tylko i wyłącznie pacjent jest odpowiedzialny za swoje czyny, nikt inny. Sama krytykujesz osoby, które wierzą w psychiatrów, jak "babcie w księży", sama namawiasz do refleksji, więc tutaj tyczy się ta sama zasada, psycholog mówi, nie rozkazuje, my interpretujemy i działamy wedle uznania. 

Prawda jest też taka, że ogień wynaleziono miliony lat temu, a nadal go używamy, dlaczego więc mielibyśmy odrzucać leki odkryte w czasie II wojny światowej? To, że coś przez tyle lat okazuje się skuteczne, świadczy jedynie o jego fenomenie. Chyba, że chodzi Ci o eksperymenty, ale porzucenie ich wyników nie przywróci nikomu życia, więc nie widzę sensu udawania, że tego nie było. I o co chodzi w tej wzmiance, że psychiatria w XIX wieku zajmowała się tylko strefą emocjonalną? To dobrze, czy źle? Niegdyś chirurgia zajmowała się głównie wyrostkami, a teraz przeszczepia się twarze. Medycyna się rozwija, a psychotropy są namacalnym dowodem tego rozwoju. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

karolink

 

trochę się z toba zgadzam,

ja jestem studentka psychologii i mam zamiar być terapeutka, ja robie to z powolania, i milosci do ludzi. ale niestety masa studentow robi to albo dla pieniędzy,albo ''bo nie ma pomysłu na swoje zycie''. i potem taki ktoś jest terapeuta, ''lekarzem od duszy''......

 

jak czytam niektóre historie pacjentow to mi się noz w kieszeni otwiera...nie każdy powinien być terapeuta niestety, trzeba ogromnej empatii i takiego ''poczucia misji''do tej pracy.  a niestety osoby

z borderline-w tym ja-często nadmiernie się przywiazuja do swoich psychologow.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jeszcze slowko do Apka

Apek

moze i mamy tu kolko wzajemnej adoracji,ale po to jest przeciez forum by sie wspierac a kto najlepiej zrozumie osobe z borderem? no inny border.

 

powiem wam ze czulam sie strasznie zamulona na pregabalinie-wczoraj niemal jak zombie hihi

wiec dzis nie wzielam i czuje sie super.normalnie i bez lekow. bede brac ja tylko na noc.i parogen raz dziennie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

redquin

a to mam na myśli, że do terapeutów niejednokrotnie trafiają pacjenci w złym stanie. Moja terapeutka zajmowała się stricte zaburzeniami odżywiania i wybrałam ją z tego względu. I tak nie byłam w stanie sama umiejętnie decydować o sobie kiedy do niej trafiłam, nie byłam kompletną bezwolną idiotką, ale łatwo było mną kierować i manipulować. Byłam chora i wyniszczona, świadoma swoich czynów, ale jednocześnie jakby niemal cała pochłonięta przez chorobę.

I tak terapeutka książkowo mną manipulowała, np. namówiła do wyprowadzenia się z domu, np. wzbudzając różne emocje, sugerując, że inne pacjentki tak chore wyprowadzają się z domu, mieszkają same i pracują, więc czemu ja nie mogę. To było dobre posunięcie, ale zarazem było powzięciem jakieś odpowiedzialności z jej strony. Ledwie trzymałam się na nogach, ale tak wyprowadziłam się. Terapeutka sugerowała, że mam wybrać taką pracę, a nie inną, że nie mam iść na studia medyczne czy psychologiczne tylko zająć się informatyką. Mniej lub bardziej kierowała na różne tory, a zawracała z innych. Jednakże na tym pierwszym etapie kiedy ledwie trzymałam się na nogach nie było wręcz możliwości, aby mną nie kierować w taki czy inny sposób i abym zupełnie sama podejmowała decyzję. Jak sądzę, a nawet byłam świadkiem trafiają się pacjenci w dużo gorszym stanie choćby właśnie z powodu np. wyniszczenia fizycznego anoreksją. Ktoś taki jest zupełnie zdany na sugestie innych osób, a już na pewno tak wpływowej osoby jak terapeuta, któremu się wszystko zawierza i dodatkowo płaci za jego opiekę. W tych pierwszych momentach nigdy nie zgodzę się z twierdzeniem, że tylko pacjent jest odpowiedzialny za swoje czyny, nie, bowiem pacjent jest tak wyniszczony, że idzie do terapeuty i ten trochę przejmuje opiekę nad nim i jego życiem do czasu kiedy pacjent podleczy się na tyle, aby mógł z powrotem sam o sobie decydować.

Jeżeli chodzi o badania nad lekami, to tak były przebadane tylko eksperymentalnie w takich niestety okolicznościach na więźniach. Podawano im różne substancje i badano rekacje. Powstały tylko opisy zachowania się po nich i różne teorie, ale nic nie zostało 100% potwierdzone i nie można tego przyrównać do badań nad lekami np. na serce. Nie ma jeszcze takich możliwości obrazowania wpływu danego leku na mózg. Trochę jest tak, że dopasowano choroby do leku, a nie odwrotnie. Zachęcam do lektury artykułu i bibliografii w nim wymienionej : naród na prochach.

Jeżeli chodzi o całkowitą zmianę ukierunkowania psychiatrii to chodzi o czas, właśnie owych eksperymentów kiedy powstały nowe specyfiki za które można inkasować kasę. Powiedziałabym, że obecny stan psychiatrii to duży krok wstecz, oparcie się na samych psychotropach i wynalezienie pigułki szczęścia na wszystko. Postępem by było gdyby powstało więcej możliwości rozwoju społecznego, więcej lokalnych ośrodków wspierających ludzi w rozwoju społecznym, zawodowym, osobowym. Więcej świetlic i ośrodków dla młodzieży. 90% więźniów było ofiarami przemocy w dzieciństwie, wielu chorych psychicznie dobrze reaguje na przyjazne otoczenie. Najlepiej jednak dla koncernów, psychiatrów i psychoterapeutów nastawionych na zarabianie dać takiemu jednemu i drugiemu psychotropy ( wręcz stopuje się często badania nad lepszymi generacjami leku, aby nie stracić na starych generacjach, to często odnosi się również do leków niepsychotropowych) i niech siedzi, ciężko pracuje i zarabia na nich wszystkich, a sam nic oprócz zniszczonej wątroby, całkowitego poddania się i uzależnienia się od rynku farmaceutycznego taki człowieczek nie będzie miał. Nikt mi nie wmówi, że jest inaczej, ponieważ trochę poznałam od środka to środowisko, ale co najważniejsze sama przeszłam to na sobie.

https://www.wp.pl/?s=www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/infarma-lekarze-swiadczenia-pieniadze,75,0,2115915.html&src01=459af

https://ssristories.org/

http://nowadebata.pl/2011/09/08/narod-na-prochach-cz-1/

http://www.psychologia.edu.pl/obserwatorium-psychologiczne/1137-o-chemicznej-nierownowadze.html

http://www.newsweek.pl/polska/korupcja-wsrod-lekarzy-koncerny-farmaceutyczne-i-apteki-newsweek-pl,artykuly,278225,1.html

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie namawiam do porzucenia psychoterapii i psychiatrii jako takiej, ale do bardzo dużej ostrożności.

Lek SSRI był mi bardzo potrzebny na początku terapii, bardzo mi pomógł, ale jednocześnie w pewnym sensie zaczął mnie zabijać. Dlaczego? Dlatego, że zamiast sugerować zakończenie terapii tym lekiem sugerowano raczej kontynuację leczenia, wprowadzenie innych leków stabilizujących działanie tego. Stało się dokładnie to o czym pisze w artykule „ naród na prochach”.

Jadłam torty, tony słodyczy, rzuciłam się w wir pożyczek. Ależ oczywiście, że mówiono mi powstrzymaj się, sama terapeutka sugerowała zjedz sałatkę zamiast tortu. Zrzucono to na karb mnie samej, że to ja tak decyduję i dlatego tak się dzieje, że po prostu się zmieniłam, poszłam nie w tą stronę, podejmuję złe decyzje. Dziś wiem, że zatraciłam możliwość odmówienia sobie, po prostu nie umiałam. Dopiero kiedy zmniejszyłam dawkę leku, sama jakoś tak dziwnie bez nawet mojej refleksji nad tym co się dzieje powróciła do mnie ta umiejętność. Po kilku tygodniach zorientowałam się, że nagle zaczynam funkcjonować inaczej, powraca umiejętność, którą na jakiś czas zatraciłam. Nadal fascynują mnie słodycze, torty, ale umiem sobie odmówić. Umiem podjąć decyzję. W ogóle w tej kwestii znów zaczęło istnieć dla mnie coś takiego jak decyzja jem, albo nie jem. Wtedy nie umiałam, zjadałam tony słodyczy, przytyłam 60 kg w ciągu dwóch lat. Piekłam ciasta, kupowałam co dzień 1 tort, zachowywałam się jak fanatyczka, ale zrzucono to na karb mnie jako mnie, a nie działania leku. To jest ten grząski grunt w przypadku psychotropów, trudno rozgraniczyć czasem co jest skutkiem brania leku, a co nie. Kiedy bierzemy leki na serce jest łatwiej, ponieważ kontrolujemy różne parametry fizyczne, mało zależne od nas, możemy trochę oddzielić pacjenta od choroby. Tutaj lekarz nie dosyć, że jest tylko człowiekiem i w pewnych kwestiach może być ignorantem, ponieważ to tak szeroka, trudna do zbadania kwestia, to jeszcze nie da się dokładnie wszystkiego odmierzyć i precyzyjnie niemal laboratoryjnie przedstawić , nie da się oddzielić pacjenta od choroby czy skutku działania leku jak w tym przypadku. Zawsze pozostanie zależność jednego od drugiego i trudno będzie zmierzyć ten wpływ. Wymagałoby to kupę roboty i zaangażowania. Poświęcenia na miarę Hipokratesa, niemal altruizmu, aby tak dogłębnie zająć się swoim pacjentem. Łatwiej jest zrzucić coś na karb pacjenta, a na wypadek zamiast zająć się samym pacjentem wypisać po prostu kolejny lek. I o to w tym wszystkim chodzi. Nawet jeżeli trafi się lekarz, który chciałby i byłby skłonny nawet poświęcić się bardziej pacjentowi  ogranicza go czasem własna niewiedza i bynajmniej to nie jego wina, ale po prostu konsekwencja tego, że jest tylko człowiekiem i nie jest wszechwiedzący.  Wtedy zaczęłam czytać czy tylko ja tak mam, czy może coś jednak jest na rzeczy w kwestii tego leku i jak się okazało ktoś się temu przyjrzał i jednak jest. Namawiam więc dla tych co jeszcze mogą, bo wiem, że są sytuacje w życiu i są ludzie, którzy są tak chorzy, że przez jakiś czas nie mogą decydować i wręcz muszą oprzeć się na tym co funduje im farmakologia, psychoterapia itp. aby przyjrzeli się bardziej sami temu co się z nimi dzieje, temu jakie leki się im funduje i temu jak przebiega ich psychoterapia, bo może się okazać, że wpadną w wir z którego trudno będzie się wydostać. Ja byłam w takim momencie życia, że potrzebowałam ssri na rok, dwa lata leczenia, nie ważne było wtedy jakie będą skutki uboczne. Tak wtedy tak jak mówili lekarze liczyło się to, że nie mam drgawek ani gorszych przypadłości niż np. parkinsonizm czy dyskinezy, ale mam pretensje o to, że weszłam w ten wir, zaufałam temu i tamtemu, a żaden z nich nie powiedział stop. Mało brakowało, a nigdy bym z tego wiru nie wyszła. Niestety ssri przy długotrwałym braniu powoduje gorsze skutki niż tylko brak hamulców, jak to gdzieś ktoś napisał ma się klapki na oczach i wszystko wygląda na różowo, powoduje agresję i rozdrażnienie. W USA powiązuje się nawet przestępstwa z tym lekiem, a konkretniej z jego odstawieniem. Tak jak zawsze tylko ja i moje bezpieczeństwo było zagrożeniem jeżeli chodzi o moje frustracje i decyzje, tak kiedy zupełnie odstawiam lek ( psychiatra chyba podstawiony  pod ścianą w kwestii tej, że powiedziałam o zmniejszeniu dawki , odstawieniu stabilizatora i o tym jaki zbawienny wpływ to na mnie miało, w końcu zasugerował odstawienie w ciągu miesiąca co przyjęłam ze śmiechem znając już literaturę na temat tego leku)  tak teraz agresja sięga tak daleko, że nie ręczę za siebie i mogłabym komuś chyba zrobić krzywdę, dlatego sama na razie podtrzymuję jakąś dawkę tego leku. Jak pisałam nie da się tego obedrzeć od człowieka, pozostaje jakaś doza świadomości i decyzji, winny czy niewinny, niestety nie da się tego pozycjonować w tych parametrach, już prędzej pod wpływem czy bez wpływu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akuma moja sugestia, jeżeli wolno. To może być trudne, ale czy masz jakiekolwiek oszczędności, kogokolwiek kto mógłby wesprzeć Ciebie finansowo, pożyczyć. Może jeżeli sytuacja jest tak krytyczna nawet wziąć chwilówkę ( ja brałam takie darmowe tzn. pierwsza za 0, nawet kilka, żeby odbić się od innych długów i żyłam tak jakiś rok, tzn. kolejna po to aby spłacić poprzednią do momentu kiedy nie udało mi się wszystkiego pospłacać, oczywiście to grząski grunt, może masz kogoś, kto mógłby się tym zająć, albo nawet wynająć do tego księgową jako nietypowe, płatne zlecenie. Nawet w Warszawie są księgowe, które biorą 50 zł za prowadzenie księgowości firmy, to pewnie można znaleźć taką, która by poprowadziła coś takiego przez jakiś czas bardzo tanio) i pójść nawet na bardzo krótko, nawet ledwie tydzień do jakiegoś prywatnego ośrodka niekoniecznie o spektrum stricte borderline, ale gdzieś gdzie Cię po prostu przyjmą. Abstrahując od płatnych rzeczy może jakaś fundacja, monar? stricte nie zajmują się borderline, ale może przyjęliby Cię na jakiś czas do siebie, nawet kilka dni w innym, sprzyjającym, terapeutycznym środowisku może coś zdziałać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

karolink,

z calym szacunkiem do twoich doswiadczen ale szczerze watpie by kilka dni leczenia cos dalo. tylko Akuma pieniadze straci.

 

Akuma, nie ma rejonizacji, idz do tego szpitala w Katowicach czy chocby w Gdansku.i zapisz sie np do Kliniki Nerwic w Warszawie gdzie lecza tez borderline-to pobyt 6 miesieczny DARMOWY

sama chcialam tam jechac ale nie chce tracic roku na studiach.

 

karokink jeszcze raz,

bardzo mi przykro ze tyle przezylas ale widze ze frustracje wylewasz na terapeutow i na leki ssri.hmmm to dziwne ja biore ssri 2 lata i zero skutkow ubocznych-nie tyje, nie podejmuje dziwnych decyzji,nawet glowa mnie nie boli. pomogly mi wyjsc z depresji gdzie 80 procent dnia plakalam...

i niestety, terapeuta  NIE JEST I NIE BEDZIE NASZYM PRZYJACIELEM

ja sama popelnilam ten blad probujac sie zaprzyjaznic z byla t, piszac do niej na FB ale

to blad, przyjazni szukajmy w naszym zyciu. i ja dzieki terapii mam 3 swietne przyjaciolki))

sama bede kiedys terapeuta, i mysle sobie-co jesli kazda pacjentka bedzie chciala byc moja przyjaciolka? przeciez nie dam rady)))

przyjaciolom trzeba poswiecac sporo czasu)

karolink zycze tobie spokoju, wybaczenia i znalezienia przyjaciolki  w prawdziwym zyciu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@karolink @shira123 @Heledore kochani dziekuje ze staracie sie mi pomuc ale tracenie pieniedzy jest glupota owszem nie niegujac twoich sugesti karolink wspulczuje ci twoich przezyc ale nie chce kasy wydawac bez potrzeby ja przyjaciol nie mam zoatawili mnie przez moja chorobe stwoerdzajac ze z psycholem sie nie beda zadawac shira123 masz racje to co mowisz ale powiedz mi czy te 6 miesiecy wystarczy zeby sie wyleczyc bo nie wiem czy to ma dalej sens jesli chodzi o mnie to z tego mroku chyba nie da sie wyjsc bo skoro nie mam nikogo kto by mnie zrozumial to co zrobic heledore pozyczka nie wchodzi w gre bo serio nie chce tego grzebac sie w dlugi bo juz nie bedzie nic do stracenia jestescie kochane serio wszystkie trzy macie racje ale nie wiem czy jest to sens zeby sie leczyc brakuje mi sensu zeby zyc ....... nie mam dla kogo .......

   

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja przyjaciółka sypia z moją byłą psychoterapeutką, więc nie mów mi o przyjaciółkach. Nie wylewam żali poza tą jedną terapeutką, tylko piszę ogólnie. Widać, że w ogóle macie małe pojęcie o życiu i trudno wam się ustawić w roli każdego pacjenta, piszecie tylko z perspektywy siebie i swojego obecnego doświadczenia.

Ja wierzę, że 6 tygodni w szpitalu psychiatrycznym w tym kraju może być koszmarem, chyba, że komuś nie przeszkadzają urągające warunki.

Shira 2 lata nie masz skutków ubocznych, to dobrze, bierz dalej, u mnie wystąpiły po 6 latach brania, a jestem w 12 roku brania.Po dwóch latach był dobry czas na odstawienie chociażby kilkumiesięczne, aby odzwyczaić mózg od leku.

Akuma ja wierzę, że nawet kilka godzin może trochę zmienić perspektywę. Ludzie robią wszystko, aby ratować się z raka itp. zaciągają długi by iść do prywatnego lekarza, czemu w ten sam sposób nie ratować siebie z kryzysu emocjonalnego ? Poza tym może nabierzesz tam jakiś kontaktów, gdzieś Cię polecą. Może tam znają lepsze rozwiązania od państwowego szpitala, gdzie przywiązują pasami, a warunki na 100% są urągające godności ludzkiej.

Trudny kraj i trudne warunki, także proponuję mało wygodne rozwiązanie. To biedny kraj nie ma dobrych alternatyw, ale spoko jeżeli proponujecie tkwienie w brudzie, zapinanie pasami, faszerowanie ogłupiającymi lekami tak, aby pacjent był jak najmniej absorbujący, to spoko. Ja jednakże takiego czegoś nie polecam. To w szpitalu najbardziej w świecie chciałam umrzeć, ale zarazem też z niego się wydostać, więc ukrywałam swoje prawdziwe uczucia.

Czy odmówicie chwilówki w walce o życie.

Heldore gdybyś czytała ze zrozumieniem dostrzegłabyś, że trik z darmowym oprocentowaniem niektórych chwilówek pozwolił mi wyjść z innych długów. Nie proponuję niekontrolowanego brania i ściągania na siebie komornika, ale trudne czasy i trudne warunki wymagają czasem bardziej zawiłych rozwiązań. To co wydaje się bardzo złe czasem trzeba obrócić na swoją korzyść. Ja tak zrobiłam. Przez rok wszystko w ten sposób pospłacałam. Oczywiście, że cieszę się, że nie muszę już korzystać z tego typu sposobów, ale gdyby nie to, prawdopodobnie banki wszczęłyby już dawno egzekucję i pewnie nie miałabym już mieszkania.

 

Akuma moja druga propozycja to telefon dla osób w kryzysie emocjonalnym

116 123

Ja osobiście dzwoniłam kilka razy do niebieskiej linii kiedy sama stałam się nieomal sprawcą przemocy :

801 120 002

Generalnie Akuma radzę Ci poszukać trochę innego towarzystwa, bynajmniej nie kogoś kto stara się Ciebie ściągnąć tam gdzie Ty nie chcesz iść, czyli do szpitala gdzie będą Cię przywiązywać pasami. Skoro na tyle jesteś trzeźwy, że oceniasz sytuację finansową tak, że nie chcesz wejść w widmo długów, to jesteś na tyle trzeźwy, aby rozejrzeć się i poszukać dla siebie dobrego rozwiązania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@karolink dzwoniłem tam to chcieli mnie wysłać do szpitala psychiatrycznego sami rozmowa z kimś kto nie potrafi zrozumieć jest stratą czasu tak jak napisałem nie wiem czy jest sens abym był już normalny nie mam dla kogo być inny żyję sam ze sobą nikt nie chce mnie zrozumieć bo albo nie mają czasu albo twierdzą ze jestem poje******any i karzą spadać boją się ze zrobię im krzywdę całe życie sam nie wiem co to jest mieć kogoś bliskiego kogoś komu na mnie zależy a co spotykam ludzi to naglę przestają być już tymi kim chciał żeby byli  od dziecka czuję tą pustkę nic jestem przyzwyczajony do plucia mnie wyzywania kopania popychania itp itd więc jaki jest sens szukania ratunku skoro i tak będzie tak samo nie którzy nazywają mnie bajko pisarzami albo kłamcą bo nie wiedzą kim jestem co przeżyłem ile musiałem wycierpieć tylko od razu łatka i tyle 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akuma przykro mi, ale tacy ludzie jak Ty są skazani po prostu na cierpienie dopóki sami nie zaczną ulepszać swojej sytuacji wszelkimi sposobami.

 Z każdego doświadczenia, z każdego kontaktu należy brać dla siebie dokładnie tyle ile potrzebujemy. Jeżeli chodzi o instytucje publiczne, nikt nam nie da czegoś na tacy, sami musimy się dopominać o to czy o tamto. Może trafiłeś na nie tę osobę, spróbuj jeszcze raz zadzwonić do jakieś instytucji takiej czy innej. Szukaj i drąż. Nie wiem jak jest teraz z wyrazem woli, ale może być tak, że jak Cię zamkną to Cię nie wypuszczą jakiś czas. Ja czułam się w szpitalu jak w klatce, a to że chciałam umrzeć wpędziło mnie w jeszcze większe problemy. Terapia to był wymysł, nie było czegoś takiego, 5 min rozmowy z psychiatrą, w kolejnych dniach z jego młodą asystentką, studentką i jakieś grupowe spotkanie na którym było tyle ludzi, że nie wszyscy mieli czas się wypowiedzieć. Jedzenie tak marne, że głodowałam, a obiecali tam sporządzić dla mnie odpowiedni jadłospis, zadbać o moją dietę, codzienną terapię. Lekarz opowiedział o moich problemach właścicielce mieszkania mimo, że prosiłam, aby tego nie robił, a ta przyszła bo nie dostała czynszu i kiedy powiedziałam, że jestem w szpitalu obdzwoniła wszystkie w Warszawie, w końcu więc musiałam powiedzieć w jakim szpitalu dokładnie jestem. Miałam pieniądze, ale nie mogłam wyjść i zrobić przelewu. Nie mogłam wyjść, aby kupić sobie coś do jedzenia. Leki dostawałam przymusem. Wszędzie było brudno, łazienki nie do opisania. Rzeczy wręcz bezpieczniej było nie mieć, bo trzeba było pilnować. Terapeutka się cieszyła, bo dostałam tam leki. Tak ustabilizowanie lekami było wtedy ok, ale była to też ogromna trauma dla mnie. Właścicielka wypowiedziała mi mieszkanie jak się dowiedziała co mi jest wbrew mojej woli.

Jeżeli jest bardzo źle może faktycznie idź na próbę do jakieś państwówki, ale przygotuj się na dużo gorsze warunki niż w normalnym szpitalu i zabezpiecz swój status tzn. że kiedy się rozmyślisz będziesz mógł wyjść, aczkolwiek słyszałam od wielu pacjentów, że często mówią, że można się wypisać, a potem w praktyce okazuje się to niemożliwe, albo przedłużają wypis.

Jesteś z Wawy, nie masz pieniędzy? Znam jednego psychoterapeutę z Wawy, którego mogłabym szczerze polecić, tyle, że jedna wizyta kosztuje 120 zł. To tanio jak na Wawę, są jeszcze tańsi, ale tego terapeutę akurat szczerze polecam.

Znam to z własnej praktyki. Ja też bardzo cierpiałam, byłam odtrącana w przedszkolu, szkole. Nie wiedziałam co jest ze mną nie tak. Nie wiedziałam nawet jak to opisać co się ze mną dzieje, powiedziałam więc jakieś koleżance w podstawówce, która się mną na chwilę zainteresowała, że przeszłam 3 zawały. Oczywiście nie wzbudziło to jej sympatii. Teraz zaproponowałabym jej mimo mojego złego samopoczucia i trudnych przeżyć wspólną zabawę na początek. Myślałam, że wzbudzanie współczucia do czegoś prowadzi, więc od czasu do czasu tak próbowałam ściągnąć na siebie uwagę ludzi, ale to ich tylko oddalało, szczególnie rówieśników. Cały czas żyłam piętnując innych na swoich wybawców i ciągle czekałam za tym jedynym wybawcą, ale w praktyce okazało się, że nigdy nie przyszedł, aczkolwiek byli ludzie, których zainteresował mój los, np. mojego wychowawcę, ale wówczas to ja go odtrąciłam. Status swojego wybawcy nadałam terapeutce i powiedziałam jej o tym, a ona przystała na to, powiedziała, że jest moją zastępczą mamą. Tylko do niczego dobrego to nie doprowadziło. Związała się z moją przyjaciółką i jej mężem jakąś bliżej nieokreśloną relacją, a mnie namawiała do brania leków, które mnie ogłupiały i po których miałam silne dyskinezy. Do dziś mam swojego wybawcę ( na dzień dzisiejszy to dr reid z zabójczych umysłów), ale staram się nie robić z siebie cierpiętnicy, bo do niczego dobrego to nie prowadzi. Ograniczam mówienie o swojej przeszłości i staram się czuć dobrze ze sobą. Nawet dla tego mojego dzisiejszego wybawcy dr Reida jestem wyrozumiała i zwracam uwagę w swojej wyobraźni na jego uczucia i liczę się z nimi, a także daję mu dużą jak na mnie dozę swobody i przestrzeni od siebie.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×