Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy naprawdę w Polsce jest tak strasznie? Ucieczka młodych.


padaka

Rekomendowane odpowiedzi

A co do ucieczki młodych to będzie narastać, moje pokolenie w mniejszości znało dobrze jakiś język obcy i było, jest skazane przynajmniej na początku na najgorsze prace, tudzież polskie getto na zachodzie. Dzisiaj młodzi uczą się angielskiego od przedszkola i będą mogli łatwiej znaleźć prace w zawodzie czy w ogóle inną niż fizyczna, Polska jest skazana na wymarcie bez dwóch zdań i nawet Duda z Kukizem jej nie pomoże. Często słyszę od rodziców że marzą o tym że ich dzieci wyjadą na zachód bo w Polsce to niczego się nie dorobią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NN4V, detektywmonk, dziękuję za wsparcie duchowe :smile: Z odejściem z forum oczywiście żartowałam, po prostu nie widziałam sensu dalszej dyskusji oraz przekonywania, że jednak nie jestem człowiekiem sukcesu który spija jedynie piankę. To był najłatwiejszy sposób aby zakończyć te głupie pertraktacje, które mogły nie mieć końca

 

Mam wrażenie, że wrzucasz wszystkich humanistów do jednego worka nieudaczników i przegrańców życiowych, bo wybrali studia (w większości) lekkie, łatwe i przyjemne. Oczywiście, zgadzam się z Tobą, że nasz system edukacji jest ułomny i część osób, która idzie na studia nie powinna w ogóle opuścić liceum ani zdać matury, ale zauważ też jak człowiek (w moim odczuciu jeszcze nie do końca dojrzały) w wieku 19 lat ma dobrze zaplanować swoją dalszą przyszłość w tak szybko i dynamicznie zmieniającym się świecie? Powinno istnieć już od gimnazjum jakieś rozbudowane doradztwo zawodowe, żeby naprowadzić młodych ludzi, jak odnaleźć się w zmieniających się trendach na rynku pracy.

A teraz przechodzę do sedna, bo widzę że nie odniosłaś się do tego wcale. Co z osobami, która niestety popełniły ten błąd i skończyły studia humanistyczne, a które są powiedźmy pasjonatami tej dziedziny (np. historii), a nie mogą się w tym realizować? Czy każdy kto czuje, że ma dryg do historii albo innej humanistycznej dziedziny ma za wszelką cenę, kosztem powtarzania roku, niewątpliwej męki i znacznych strat finansowych iść na inżyniera, robotnika wykwalifikowanego, informatyka albo lekarza, jak się w tym kompletnie nie widzi, ani nie odnajduje? Dlaczego w Polsce tym ludziom nie daje się szansy na godne życie, tylko takie wegetowanie od stażu do śmieciówki, albo i jakiejś innej roboty na czarno? Widzę tak po twoich wpisach, że jesteś jedną z osób, której w życiu w miarę się powodzi (i bardzo dobrze), ale powtarzasz pewien taki schemat (który też u innych osób zaobserwowałem), że skoro mnie się udało, to musi wszystkim, a jeżeli nie to ktoś nieudacznik albo fajtłapa. Świat, ani rzeczywistość nie są tak zero-jedynkowe, jak ty to usiłujesz przedstawić.

 

To masz złe wrażenie, nigdzie nie napisałam, że uważam humanistów za nieudaczników i nie wiem skąd taki wniosek. Nigdy nie będę uważała, że ktoś kto się kształcił w jakimkolwiek kierunku jest przegrańcem, bo jakby nie było to jakakolwiek chęć zgłębiania wiedzy w jakikolwiek sposób jest chwalebna. Napisałam jedynie, że jeśli ktoś skończył 10 kierunków i pomimo tego nie potrafi znaleźć pracy, to musi być z nim coś nie halo, a to już zupełnie co innego. Podkreślałam również, że takie kierunki także są potrzebne. Na pytanie dotyczące osób, które "popełniły błąd" i wybrały taki kierunek już odpowiadałam. Takie osoby powinny mieć świadomość, że kraj nie może być zapełniony jedynie humanistami, którzy są potrzebni ale nie na tak dużą skalę, gdyby ciężej było się dostać na tego typu studia, to wtedy nie byłoby problemu z pracą po takich kierunkach i uczelnie gromadziłyby jedynie prawdziwych pasjonatów, a nie tak jak teraz, gdzie trafiają tam osoby z braku laku.

 

Dodam, że ja też tak naprawdę wolałabym wykonywać jakąś humanistyczną pracę. Być np psychologiem czy pedagogiem i zarabiać na gadaniu przez cały dzień, ewentualnie marzyła mi się praca w bibliotece (siedzenie na tyłku, czytanie książek i dostawanie za to wszystko pieniędzy :105: ) ale wiedziałam, że nie ma sensu iść na jakieś bibliotekoznawstwo, bo to mi wcale nie zagwarantuje takiej pracy.

Tak jak pisałam wcześniej, to studia można traktować jako hobby, przecież są osoby, które kończą kilka kierunków, są emeryci, którzy nie mają zamiaru już pracować ale mimo to chcą się dokształcić

 

Nie twierdzę, że każdemu musi się wszystko udać i spełnić swoje marzenia, bo zdarza się to rzadko. Dlatego twierdzę, że lepiej pogodzić się z rzeczywistością i zacząć uczyć się cieszyć z tego co się ma.

W życiu jest mnóstwo spraw, których nie da się nasycić. Nie ważne jaki status w życiu się osiągnie, bo zawsze znajdzie się ktoś wyżej od nas, można wtedy spełniać ambicje (co według mnie mija się z celem bo nigdy nie będzie to miało końca) albo zacząć się cieszyć z tego co się ma. Najgorszym wyjściem jest rozpaczanie z powodu swojej sytuacji życiowej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napisałam jedynie, że jeśli ktoś skończył 10 kierunków i pomimo tego nie potrafi znaleźć pracy, to musi być z nim coś nie halo, a to już zupełnie co innego. Podkreślałam również, że takie kierunki także są potrzebne. Na pytanie dotyczące osób, które "popełniły błąd" i wybrały taki kierunek już odpowiadałam. Takie osoby powinny mieć świadomość, że kraj nie może być zapełniony jedynie humanistami, którzy są potrzebni ale nie na tak dużą skalę, gdyby ciężej było się dostać na tego typu studia, to wtedy nie byłoby problemu z pracą po takich kierunkach i uczelnie gromadziłyby jedynie prawdziwych pasjonatów, a nie tak jak teraz, gdzie trafiają tam osoby z braku laku.

 

Tak, musi być coś z nimi nie halo... A nie, czekaj, na jakim forum jesteśmy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, musi być coś z nimi nie halo... A nie, czekaj, na jakim forum jesteśmy?

 

więc skoro masz świadomość, że jest z Tobą coś nie halo z racji przebywania na tym forum, to o co wąty? :lol:

 

Nie pisałam o sobie, tylko ogólnie chciałam wiedzieć, o co ci konkretnie chodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NN4V, detektywmonk, dziękuję za wsparcie duchowe :smile: Z odejściem z forum oczywiście żartowałam, po prostu nie widziałam sensu dalszej dyskusji oraz przekonywania, że jednak nie jestem człowiekiem sukcesu który spija jedynie piankę. To był najłatwiejszy sposób aby zakończyć te głupie pertraktacje, które mogły nie mieć końca

 

Mam wrażenie, że wrzucasz wszystkich humanistów do jednego worka nieudaczników i przegrańców życiowych, bo wybrali studia (w większości) lekkie, łatwe i przyjemne. Oczywiście, zgadzam się z Tobą, że nasz system edukacji jest ułomny i część osób, która idzie na studia nie powinna w ogóle opuścić liceum ani zdać matury, ale zauważ też jak człowiek (w moim odczuciu jeszcze nie do końca dojrzały) w wieku 19 lat ma dobrze zaplanować swoją dalszą przyszłość w tak szybko i dynamicznie zmieniającym się świecie? Powinno istnieć już od gimnazjum jakieś rozbudowane doradztwo zawodowe, żeby naprowadzić młodych ludzi, jak odnaleźć się w zmieniających się trendach na rynku pracy.

A teraz przechodzę do sedna, bo widzę że nie odniosłaś się do tego wcale. Co z osobami, która niestety popełniły ten błąd i skończyły studia humanistyczne, a które są powiedźmy pasjonatami tej dziedziny (np. historii), a nie mogą się w tym realizować? Czy każdy kto czuje, że ma dryg do historii albo innej humanistycznej dziedziny ma za wszelką cenę, kosztem powtarzania roku, niewątpliwej męki i znacznych strat finansowych iść na inżyniera, robotnika wykwalifikowanego, informatyka albo lekarza, jak się w tym kompletnie nie widzi, ani nie odnajduje? Dlaczego w Polsce tym ludziom nie daje się szansy na godne życie, tylko takie wegetowanie od stażu do śmieciówki, albo i jakiejś innej roboty na czarno? Widzę tak po twoich wpisach, że jesteś jedną z osób, której w życiu w miarę się powodzi (i bardzo dobrze), ale powtarzasz pewien taki schemat (który też u innych osób zaobserwowałem), że skoro mnie się udało, to musi wszystkim, a jeżeli nie to ktoś nieudacznik albo fajtłapa. Świat, ani rzeczywistość nie są tak zero-jedynkowe, jak ty to usiłujesz przedstawić.

 

To masz złe wrażenie, nigdzie nie napisałam, że uważam humanistów za nieudaczników i nie wiem skąd taki wniosek. Nigdy nie będę uważała, że ktoś kto się kształcił w jakimkolwiek kierunku jest przegrańcem, bo jakby nie było to jakakolwiek chęć zgłębiania wiedzy w jakikolwiek sposób jest chwalebna. Napisałam jedynie, że jeśli ktoś skończył 10 kierunków i pomimo tego nie potrafi znaleźć pracy, to musi być z nim coś nie halo, a to już zupełnie co innego. Podkreślałam również, że takie kierunki także są potrzebne. Na pytanie dotyczące osób, które "popełniły błąd" i wybrały taki kierunek już odpowiadałam. Takie osoby powinny mieć świadomość, że kraj nie może być zapełniony jedynie humanistami, którzy są potrzebni ale nie na tak dużą skalę, gdyby ciężej było się dostać na tego typu studia, to wtedy nie byłoby problemu z pracą po takich kierunkach i uczelnie gromadziłyby jedynie prawdziwych pasjonatów, a nie tak jak teraz, gdzie trafiają tam osoby z braku laku.

 

Dodam, że ja też tak naprawdę wolałabym wykonywać jakąś humanistyczną pracę. Być np psychologiem czy pedagogiem i zarabiać na gadaniu przez cały dzień, ewentualnie marzyła mi się praca w bibliotece (siedzenie na tyłku, czytanie książek i dostawanie za to wszystko pieniędzy :105: ) ale wiedziałam, że nie ma sensu iść na jakieś bibliotekoznawstwo, bo to mi wcale nie zagwarantuje takiej pracy.

Tak jak pisałam wcześniej, to studia można traktować jako hobby, przecież są osoby, które kończą kilka kierunków, są emeryci, którzy nie mają zamiaru już pracować ale mimo to chcą się dokształcić

 

Nie twierdzę, że każdemu musi się wszystko udać i spełnić swoje marzenia, bo zdarza się to rzadko. Dlatego twierdzę, że lepiej pogodzić się z rzeczywistością i zacząć uczyć się cieszyć z tego co się ma.

W życiu jest mnóstwo spraw, których nie da się nasycić. Nie ważne jaki status w życiu się osiągnie, bo zawsze znajdzie się ktoś wyżej od nas, można wtedy spełniać ambicje (co według mnie mija się z celem bo nigdy nie będzie to miało końca) albo zacząć się cieszyć z tego co się ma. Najgorszym wyjściem jest rozpaczanie z powodu swojej sytuacji życiowej.

 

Nie wiem jak ty, ale ja się nie będę pokornie godził ze swoim losem z powodu tego, że żyję w głupim zacofanym kraju o mentalności afrykańskiego Bantustanu. Nie uważam się za jakąś jednostkę wybitną, ale nie po to ciągle się dokształcam, poświęcam swój cenny czas i pieniądze, żeby brać i akceptować, wszystko to co mi dają i jeszcze uważać się za nieudacznika, bo poszedłem na nie takie studia, jakie sobie państwo pracodawcy życzą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dodam, że ja też tak naprawdę wolałabym wykonywać jakąś humanistyczną pracę. Być np psychologiem czy pedagogiem i zarabiać na gadaniu przez cały dzień, ewentualnie marzyła mi się praca w bibliotece (siedzenie na tyłku, czytanie książek i dostawanie za to wszystko pieniędzy :105: ) ale wiedziałam, że nie ma sensu iść na jakieś bibliotekoznawstwo, bo to mi wcale nie zagwarantuje takiej pracy.

 

A próbowałaś kiedyś zarabiać na gadaniu przez cały dzień? To spróbuj, a zobaczysz, czy to jest takie fajne i łatwe. Po pierwsze, trzeba wiedzieć, co się mówi (do tego też potrzebna jest wiedza :D ), po drugie, "gadanie" przez cały dzień jest wyjątkowo niewdzięczne i dość uciążliwe - po kilku dniach można mieć dość a po trzecie, trzeba mieć do tego rozwinięte umiejętności komunikacyjne (w zależności od zawodu), bo to na Tobie ciąży obowiązek podtrzymywania owego kontaktu, maksymalnej koncentracji. Nie każdy ma do tego predyspozycje. W porównaniu z tym ideałem jest (jak dla mnie) praca przed komputerem nad czymś konkretnym albo jakakolwiek praca fizyczna, która daje zwykle natychmiastowe, widoczne efekty.

I dobrze, że nie zostałaś bibliotekarką, bo przekonałabyś się, ze to jednak nie jest siedzenie na tyłku i czytanie książek :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

....Nie wiem jak ty, ale ja się nie będę pokornie godził ze swoim losem z powodu tego, że żyję w głupim zacofanym kraju o mentalności afrykańskiego Bantustanu. Nie uważam się za jakąś jednostkę wybitną, ale nie po to ciągle się dokształcam, poświęcam swój cenny czas i pieniądze, żeby brać i akceptować, wszystko to co mi dają i jeszcze uważać się za nieudacznika, bo poszedłem na nie takie studia, jakie sobie państwo pracodawcy życzą.

No nie gódź się. Ktoś zabrania.

Zdanie "wszystko, co mi dają" jasno określa Twoją roszczeniową postawę. Tobie się należy.

Oczywiście nie Ty jesteś odpowiedzialny za własne wybory życiowe, ale mentalnośc Bantustanu.

 

Tylko widzisz - inteligencja/mądrość polega na tym, by się przystosować do zastanych warunków i w nich uzyskać dla siebie pożądany efekt.

Nie polega na usiłowaniach zmiany czegoś, czego zmienić nie możesz bezproduktywnym pyszczeniem i narzekaniem.

 

...A próbowałaś kiedyś zarabiać na gadaniu przez cały dzień? To spróbuj, a zobaczysz, czy to jest takie fajne i łatwe. Po pierwsze, trzeba wiedzieć, co się mówi (do tego też potrzebna jest wiedza :D ), po drugie, "gadanie" przez cały dzień jest wyjątkowo niewdzięczne i dość uciążliwe - po kilku dniach można mieć dość a po trzecie, trzeba mieć do tego rozwinięte umiejętności komunikacyjne (w zależności od zawodu), bo to na Tobie ciąży obowiązek podtrzymywania owego kontaktu, maksymalnej koncentracji. Nie każdy ma do tego predyspozycje. ...

Masz rację. Ja bym nie wytrzymał, ale może Evia wie co mówi, lubi taką pracę i ma predyspozycje.

 

..I dobrze, że nie zostałaś bibliotekarką, bo przekonałabyś się, ze to jednak nie jest siedzenie na tyłku i czytanie książek :D

Moja babcia była bibliotekarką. Siedziała na tyłku i czytała książki. Przy okazji ja się naczytałem, co obecnie perfidnie wykorzystuję. :twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W porównaniu z tym ideałem jest (jak dla mnie) praca przed komputerem nad czymś konkretnym albo jakakolwiek praca fizyczna, która daje zwykle natychmiastowe, widoczne efekty.

I dobrze, że nie zostałaś bibliotekarką, bo przekonałabyś się, ze to jednak nie jest siedzenie na tyłku i czytanie książek :D

 

No chyba sobie żartujesz w tym momencie, że praca bibliotekarki jest taka ciężka! Toć to jedna z najlżejszych prac, jakie tylko mogą być. Pracować w bibliotece to tak, jakby Pana Boga złapać za nogi. Nie wiem, czy jakaś praca jest lżejsza. Wolałabyś w spożywczaku pracować i tachać skrzynki z warzywami niż książeczki układać w rządku? No nie żartuj sobie tak nawet, bo to nawet śmieszne nie jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Swoją drogą to jest bardzo ciekawe, że psychiatra cały czas mi tłumaczy, że bycie niezatrudnioną w żaden sposób nie świadczy o mnie, że wpływ na zdobycie albo niezdobycie pracy ma szereg różnych czynników niezależnych ode mnie i że postrzeganie siebie jako niepracującej, więc beznadziejnej i przegranej, jeszcze bardziej wpędza mnie w depresję. Myślę sobie: ok, może i racja. Wchodzę na forum dla ludzi z nerwicą i depresją i nagle dowiaduję się, że jednak coś ze mną nie halo i że brak dostosowania świadczy o braku inteligencji. Dlatego jeżeli ktoś nie ma nerwicy ani depresji i w ogóle jest taki super, to ja nie wiem, co tu w ogóle robi. Sorry, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby raz jeszcze tego nie skomentować, bo takie wpisy są poniżej krytyki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No nie gódź się. Ktoś zabrania.

Zdanie "wszystko, co mi dają" jasno określa Twoją roszczeniową postawę. Tobie się należy.

Oczywiście nie Ty jesteś odpowiedzialny za własne wybory życiowe, ale mentalnośc Bantustanu.

 

Tylko widzisz - inteligencja/mądrość polega na tym, by się przystosować do zastanych warunków i w nich uzyskać dla siebie pożądany efekt.

Nie polega na usiłowaniach zmiany czegoś, czego zmienić nie możesz bezproduktywnym pyszczeniem i narzekaniem.

 

Proponuję czytać ze zrozumieniem, zanim się skomentuje. Ja zdaję sobie sprawę ze złych wyborów życiowych i próbuje coś zmienić, m.in. właśnie przez ciągłe dokształcanie się, próbowanie innych rozwiązań, ale nie będę brał pierwszej lepszej roboty typu market, produkcja czy ochrona, bo nie po to właśnie poświęcam swój czas i pieniądze, żeby stać w miejscu i się nie rozwijać (gdyż w tych pracach raczej kiepsko o jakieś zawodowe spełnienie), a poza tym do takich prac mogłem iść już dawno, bez męczenia się kolejną nauką i mógłbym siedzieć z założonymi rękami jak carlosbueno i także tutaj jęczeć. A co do bezproduktywnego pyszczenia i narzekania, to będę robił, tak jak mi się podoba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Swoją drogą to jest bardzo ciekawe, że psychiatra cały czas mi tłumaczy, że bycie niezatrudnioną w żaden sposób nie świadczy o mnie, że wpływ na zdobycie albo niezdobycie pracy ma szereg różnych czynników niezależnych ode mnie i że postrzeganie siebie jako niepracującej, więc beznadziejnej i przegranej, jeszcze bardziej wpędza mnie w depresję. Myślę sobie: ok, może i racja. Wchodzę na forum dla ludzi z nerwicą i depresją i nagle dowiaduję się, że jednak coś ze mną nie halo i że brak dostosowania świadczy o braku inteligencji. Dlatego jeżeli ktoś nie ma nerwicy ani depresji i w ogóle jest taki super, to ja nie wiem, co tu w ogóle robi. Sorry, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby raz jeszcze tego nie skomentować, bo takie wpisy są poniżej krytyki.

 

Ja też się trochę wkurzam tymi niektórymi ludźmi, co tu piszą, ale przyjmuje to spokojnie, a nawet częściowo się z nich śmieje, bo nie raz będąc na bezrobociu czytałem i słyszałem pod swoim adresem podobne dyrdymałki. Taki urok już forów internetowych, a poza tym sprawdza się stare przysłowie, "syty nie zrozumie głodnego, a głodny sytego".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też się trochę wkurzam tymi niektórymi ludźmi, co tu piszą, ale przyjmuje to spokojnie, a nawet częściowo się z nich śmieje, bo nie raz będąc na bezrobociu czytałem i słyszałem pod swoim adresem podobne dyrdymałki. Taki urok już forów internetowych, a poza tym sprawdza się stare przysłowie, "syty nie zrozumie głodnego, a głodny sytego".

 

No ja wiem, że taki urok jest forów internetowych, tyle że akurat to konkretne forum jest specyficzne i przeznaczone dla ludzi będących na życiowym zakręcie, może nawet na dnie. Więc pisanie takich głupot, że co z wami nie tak itd. po prostu jeszcze bardziej dołuje i sprawia, że się żyć odechciewa. Nie wiem więc, czego takie osoby tutaj szukają. Mają tyle innych for do wyboru, to się uwzięli akurat na to. Trochę to dziwne dla mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też się trochę wkurzam tymi niektórymi ludźmi, co tu piszą, ale przyjmuje to spokojnie, a nawet częściowo się z nich śmieje, bo nie raz będąc na bezrobociu czytałem i słyszałem pod swoim adresem podobne dyrdymałki. Taki urok już forów internetowych, a poza tym sprawdza się stare przysłowie, "syty nie zrozumie głodnego, a głodny sytego".

 

No ja wiem, że taki urok jest forów internetowych, tyle że akurat to konkretne forum jest specyficzne i przeznaczone dla ludzi będących na życiowym zakręcie, może nawet na dnie. Więc pisanie takich głupot, że co z wami nie tak itd. po prostu jeszcze bardziej dołuje i sprawia, że się żyć odechciewa. Nie wiem więc, czego takie osoby tutaj szukają. Mają tyle innych for do wyboru, to się uwzięli akurat na to. Trochę to dziwne dla mnie.

 

No jest to forum specyficzne, ale podejrzewam, że część tutaj ludzi (tak jak wszędzie w internecie) próbuje się trochę (nawet czyimś kosztem) dowartościować i odreagować swoje lęki i niepowodzenia. Poza tym zauważam, że kilka osób dość bezkrytycznie przyjmuje, to co usłyszy lub obejrzy w mediach, albo opiera się na tym co zaobserwuje w swoim otoczeniu i później się dziwi, że u kogoś może być inaczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja babcia była bibliotekarką. Siedziała na tyłku i czytała książki. Przy okazji ja się naczytałem, co obecnie perfidnie wykorzystuję. :twisted:

 

Babcia to i mogła siedzieć jeszcze na tyłku i czytać. Trochę inaczej było dawniej, a i wiele zależy od rodzaju biblioteki i miejsca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No chyba sobie żartujesz w tym momencie, że praca bibliotekarki jest taka ciężka! Toć to jedna z najlżejszych prac, jakie tylko mogą być. Pracować w bibliotece to tak, jakby Pana Boga złapać za nogi. Nie wiem, czy jakaś praca jest lżejsza. Wolałabyś w spożywczaku pracować i tachać skrzynki z warzywami niż książeczki układać w rządku? No nie żartuj sobie tak nawet, bo to nawet śmieszne nie jest.

 

Dziwny Twój post. Może warto się przez chwilę zastanowić, zanim się machnie coś z emocji? Napiszę jeszcze raz: nie mówię, ze to bardzo ciężka praca, ale że nie ogranicza się do siedzenia na tyłku i czytania książek. Może tak jest w bibliotekach na zadupiach, w mało uczęszczanych, itp. Znam ludzi pracujących w bibliotekach uniwersyteckich i chociaż obecnie jest lepiej, bo większa komputeryzacja, to jeszcze niedawno nie było tak pięknie i kolorowo. Kolejka na okrągło - jak w sklepie. Nie masz czasu na to, żeby usiąść i poczytać, bo albo szukasz, doradzasz, wędrujesz nieustannie, a jak nie ma klientów, to najczęściej odwalasz biurokratyczne sprawy. Pewnie w malutkich bibliotekach, gdzie ludzi mało, wygląda to inaczej, ale chodzi o to, żeby nie wrzucać do jednego wora wszystkich, bo w obrębie jednego zawodu warunki pracy są różne. A co do tachania skrzynek z warzywami, to akurat bibliotekarki z biblioteki na moich studiach zawsze narzekały, że im już kręgosłup siada, bo do każdego klienta muszą przynosić po kilkanaście niekiedy książek, pościągać z wysokich regałów, i tak kilkanaście/kilkadziesiąt razy na godzinę. I nie mówię, że to jest cięższe, ale że potrafi być ciężkie, w zależności od miejsca pracy, bo nie zawsze jest to tylko układanie książek równo na półce.

I odpowiem od razu - tak, jest mnóstwo lżejszych prac - chociażby wszyscy pracownicy biurowi, którzy dzień spędzają przed kompem i co najwyżej pójdą wyjąć coś z segregatora. I jeszcze wiele innych (oczywiście, chodziło jedynie o spojrzenie na pracowników biurowych z punktu widzenia wysiłku fizycznego :D )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój post w niczym nie jest dziwny, sama jesteś dziwna. Idąc twoim tokiem rozumowania pracownicy biurowi też mają ciężko, bo muszą dźwigać nieraz całe pudła z dokumentami i ileś tam segregatorów na raz. W bibliotece nie sądzę, żeby często było tak, że w kółko trzeba nosić do jednego klienta po kilkanaście książek, bo zdaje się, że w każdej bibliotece są limity wypożeczeń (u mnie np. maximum 5 książek na osobę), więc już nie przesadzaj aż tak z tym dźwiganiem w bibliotekach. Nie porównuj nawet ciężkiej wyczerpującej pracy fizycznej w sklepie z pracą w bibliotece, bo to się uśmiać można. "Nie masz czasu na to, żeby usiąść i poczytać" - wow, a to w jakiejś pracy jest w ogóle na to czas? To chyba tylko gdzieś, gdzie naprawdę już mają nadmiar stażystów lub praktykantów, ale te czasy to i tak już minęły wraz z ograniczeniem funduszy na staże. Nie sądzę, żeby normalnemu etatowemu pracownikowi ktoś płacił za relaks i czytanie książek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój post w niczym nie jest dziwny, sama jesteś dziwna.

 

Wspaniała argumentacja.

 

W bibliotece nie sądzę, żeby często było tak, że w kółko trzeba nosić do jednego klienta po kilkanaście książek, bo zdaje się, że w każdej bibliotece są limity wypożeczeń (u mnie np. maximum 5 książek na osobę), więc już nie przesadzaj aż tak z tym dźwiganiem w bibliotekach.

 

Cóż, widzę, że niezbyt często gościsz w bibliotekach. Zwłaszcza w tych dużych, wojewódzkich, uniwersyteckich, itp. Realiów pracy nie znasz, a tylko sądzisz., A ja akurat wiem, bo znam ludzi tam pracujących, a i sama studiowałam, więc widziałam, jak wyglądała praca bibliotekarek na moich studiach.

Za łatwo generalizujesz, a diabeł zawsze tkwi w szczegółach. Są prace fizyczne lekkie i ciężkie, są i prace umysłowe o różnym stopniu trudności, które mogą być lżejsze lub cięższe w zależności od warunków. Zupełnie inaczej wygląda praca bibliotekarza/nauczyciela / pedagoga, itp. w jednym miejscu, np. w małej wiosce, a zupełnie inaczej ten sam zawód wygląda w innym miejscu. Wszystko jest uzależnione od wielu czynników, dlatego trudno ocenić od razu, czy coś jest super łatwe, czy nie. Nie ma zresztą sensu porównywanie wielu zawodów. Ktoś ma pracę, która nie wymaga wysiłku fizycznego, ale np. maksymalnej koncentracji umysłowej non stop, a ktoś inny ma pracę, która z kolei wymaga większych nakładów fizycznych, ale nie musi być cały czas maksymalnie skoncentrowany. Dlatego też nie warto w przypadku pracy generalizować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myśleć trzeba wszędzie i w każdej pracy, w sklepie też musisz myśleć, chociażby jak pracujesz na kasie, a później rozliczasz się z kasy. I też przecież trzeba wypełniać papiery, jaki towar nie został kupiony, jaki został itp. Owszem, teraz niezbyt często goszczę w bibliotekach, ale kiedyś gościłam i w tych dużych i w tych małych. I była spokojna pani siedząca za biurkiem, która od czasu do czasu coś przyniosła, kawki, herbatki itd. W takim spożywczaku odpada problem śniadań, kawek i herbatek, bo tam po prostu nikt nie ma na to czasu. Jak się minutę znajdzie na zjedzenie w locie czegokolwiek, to jest prawdziwy cud. Ja kiedyś pracowałam i normalnie w biurach i na czarno w sklepie i powiem tak: to w ogóle jest bez porównania. Nawet, jeżeli w biurze jest ogrom pracy, nie ma kiedy w tyłek się podrapać, trzeba nosić w kółko kartony, segregatory itd, wpisywać po sto razy te same rzeczy w komputer, to to i tak jest sto razy lżejsza i łatwiejsza praca niż w sklepie. Więc jak ktoś zaczyna nagle porównywać pracę biurową do ciężkiej fizycznej harówy w spożywczym, gdzie usiąść na chwilę nawet nie ma gdzie i kiedy, i jeszcze stwierdza, że tu właściwie nie ma co generalizować, to nie wiem czy się śmiać czy płakać. Tu jest co generalizować, bo w spożywczaku jest naprawdę ciężka harówa od 6 rano i tu w ogóle nie ma porównania do biura czy biblioteki, bo biuro i biblioteka w porównaniu do takiej harówy to jest naprawdę lajcik i luz blues. Tak jak w biurach, bibliotekach, szkołach czasem się kłócą, czyja kolej kupić herbatę, kawę, mleczko itd. W sklepie ten problem odpada już na wstępie, bo tam z kasjerów nikt nie siedzi spokojnie na czterech literach przy komputerze i nie ma nawet chwili, żeby sobie herbatki jakieś robić, bo ciągle jest coś a to do przyniesienia a to do wyniesienia. W życiu już bym nie chciała w spożywczaku harować, never ever, to i kręgosłup boli i wszystkie soki życiowe uchodzą po takim dźwiganiu skrzynek i zgrzewek non stop. Więc tu naprawdę, uwierz mi, że nie ma co porównywać tych dwóch rodzajów prac i generalizować, że "każda inna", to jest w ogóle bez porównania. Podziwiam wszystkich, którzy na dłuższą metę dają radę harować w takich sklepach i to za marne grosze. Ja po dłuższym czasie takiej harówy to bym chyba padła i wykończyła się totalnie. Tu naprawdę nie ma co porównywać, to zupełnie osobne kategorie prac. A myśleć trzeba wszędzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myśleć trzeba wszędzie i w każdej pracy, w sklepie też musisz myśleć, chociażby jak pracujesz na kasie, a później rozliczasz się z kasy. I też przecież trzeba wypełniać papiery, jaki towar nie został kupiony, jaki został itp.

Owszem, ale inny to jest wymiar koncentracji. Dlatego mówię, że nie można porównywać. Wypakowując towar ma się większy luz umysłowy, niż np. stojąc przed watahą 30 dzieciaków i perorując przez godzinę, co nie oznacza, że któraś z tych prac jest lepsza/gorsza albo cięższa / lżejsza, bo jest po prostu inna. A z pieniędzmi - wiadomo, że zawsze trzeba uważać, żeby się nie pogubić.

 

I była spokojna pani siedząca za biurkiem, która od czasu do czasu coś przyniosła, kawki, herbatki itd.

To widać znamy zupełnie różne realia. Piszesz o spokojnej biblioteczce.

 

W takim spożywczaku odpada problem śniadań, kawek i herbatek, bo tam po prostu nikt nie ma na to czasu. Jak się minutę znajdzie na zjedzenie w locie czegokolwiek, to jest prawdziwy cud.

 

A widzisz, to też zależy, bo w małym sklepie można sobie spokojnie kawkować i herbatkować.

 

Więc jak ktoś zaczyna nagle porównywać pracę biurową do ciężkiej fizycznej harówy w spożywczym, gdzie usiąść na chwilę nawet nie ma gdzie i kiedy, i jeszcze stwierdza, że tu właściwie nie ma co generalizować, to nie wiem czy się śmiać czy płakać.

To Twój punkt widzenia. Ja tak nie generalizuję, bo widzę, że nie tylko praca pracy nierówna, ale i w tym samym zawodzie potrafią być znaczące różnice w warunkach pracy (nie porównuję tu oczywiście do prac niebezpiecznych, stanowiących zagrożenie życia. I tylko o to mi chodziło. A jak piszesz, ze w szkole co najwyżej się pokłócą, kto ma kupić herbatę czy kawę, to widzę, że owe realia są Ci dalekie i dlatego tak łatwo je oceniasz. Zresztą każdy ma też swoje preferencje co do pracy. Mam trochę latek, wiele rzeczy robiłam i mam podstawy do tego, żeby na podstawie swoich doświadczeń i obserwacji wyciągnąć takie wnioski, bo Twoje mnie po prostu nie przekonują.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To Twój punkt widzenia. Ja tak nie generalizuję, bo widzę, że nie tylko praca pracy nierówna, ale i w tym samym zawodzie potrafią być znaczące różnice w warunkach pracy (nie porównuję tu oczywiście do prac niebezpiecznych, stanowiących zagrożenie życia. I tylko o to mi chodziło. A jak piszesz, ze w szkole co najwyżej się pokłócą, kto ma kupić herbatę czy kawę, to widzę, że owe realia są Ci dalekie i dlatego tak łatwo je oceniasz. Zresztą każdy ma też swoje preferencje co do pracy. Mam trochę latek, wiele rzeczy robiłam i mam podstawy do tego, żeby na podstawie swoich doświadczeń i obserwacji wyciągnąć takie wnioski, bo Twoje mnie po prostu nie przekonują.

 

Nie są mi obce czy dalekie, bo akurat pochodzę z rodziny nauczycieli i czasem mi się śmiać chce, jak opowiadają o "wielkiej kłótni", kto zużył cukier lub kto kupił czy nie kupił herbaty w pokoju nauczycielskim. Nie oceniam łatwo, tylko na podstawie tego, co od nich słyszę. Kiedyś im powiedziałam, że powinni iść popracować do spożywczaka, to tego typu dylematy natychmiast przestaną istnieć, bo tam się nikt o takie rzeczy nie kłóci. Bo nikt tam po prostu nie ma czasu pijać herbaty, tak jak w szkole, że przerwa tu, przerwa tam, a i w czasie lekcji popijać kawusię można. Przyznali mi rację, że ich praca wcale taka ciężka nie jest i są dużo gorsze. Nawet stwierdzili, że mają ogromny szacunek do ludzi pracujących w spożywczakach, bo to jest naprawdę harówa jakich mało i nie każdy by dał radę. No ja mam akurat takie doświadczenia i obserwacje, stąd na ich podstawie wysuwam takie wnioski. Chociaż w pracy między nauczycielami to faktycznie są różnice w warunkach, bo na wsiach i w małych miasteczkach to ta młodzież trochę grzeczniejsza i bardziej zdyscyplinowana, większy szacunek mają do nauczycieli, a w dużych miastach to nauczyciele lekko nie mają. Ponoć są takie szkoły, że rotacja jest bardzo duża i nauczyciele ciągle się zmieniają. Także w tym względzie faktycznie różne warunki pracy.

 

Albo np. dziewczyny pracujące na rynku na straganach, czy zimno, mróz czy śnieg czy deszcz, one muszą tak stać przy tych stoiskach i handlować godzinami. A to też są ludzie i odczuwają zimę, mróz i upał jak wszyscy. To trzeba mieć i zdrowie i hart ducha, żeby tak pracować. Ja to bym pewnie była wiecznie chora, nie wytrzymałabym takiej roboty. Naprawdę mam ogromny szacunek do ludzi stojących i sprzedających dzielnie na tym mrozie po ileś godzin. Praca w bibliotece, lekka, za biurkiem i w ciepełku to jest w ogóle bez porównania. Tzw. ciepła posadka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

Albo np. dziewczyny pracujące na rynku na straganach, czy zimno, mróz czy śnieg czy deszcz, one muszą tak stać przy tych stoiskach i handlować godzinami. A to też są ludzie i odczuwają zimę, mróz i upał jak wszyscy. To trzeba mieć i zdrowie i hart ducha, żeby tak pracować. Ja to bym pewnie była wiecznie chora, nie wytrzymałabym takiej roboty

 

Z tym się zgodzę, ale tu również w grę wchodzi coś innego, bo inne kompetencje są wymagane i inne czynniki wpływają na warunki pracy. I jeszcze pod innym kątem można by dokonać porównania owych warunków. Inne opinie po prostu mamy na ten temat i inne spojrzenie na sprawę, związaną zapewne z innym doświadczeniem życiowym, innymi obserwacjami (mówię jako były nauczyciel, który nie miałby nic przeciw pracy w sklepie, ale ogólnie nie przepadam za kontaktami z ludźmi :D )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×