Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?


LINA

Rekomendowane odpowiedzi

Mozesz liczyć na modlitwę z mojej strony Marikko.

Bóle oczu promieniujące do głowy (lub odwrotnie, to subiektywne) to może być jaskra, nadciśnienie, zatoki. No i nerwica. Miałem bóle głowy 7 lat, poprzedziły je zawroty głowy, światłowstręt i zaburzenia widzenia (akomodacji). Dziesiątki okulistów, neurologów, rezonans... Wszystko 100% w normie. Ostrość widzenia mam jak jaki "jaszczomb" :)

Dziś miałem zejść na połowę lorafenu, ale jak tylko nerwica o tym usłyszała to przywaliła fikolkiem w klacie i zawrotami głowy, no to szmatę nakarmilem pełna dawką, żeby mi dała spokój. Lęk mi się zredukował, lekko wzrasta motywacja. To dziwne, bo dość szybko czuję efekt na najmniejszej dawce sertraliny. Ktoś kiedyś o tym pidal, że 50 mu pomagała a 100 szkodziła. Może też jestem takim przypadkiem.

 

A z innej beczki: ilu z Was wybiera się na sylwestra z osobą towarzyszącą (hipochondrią)?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie wracam z Kielc do Gdyni, bo na weselu byłem. Oczywiście alkohol zredukował lęki, ale teraz się podwoiły, kac i nerwica to najgorsze połączenie. Kula w gardle pojawia się i znika. Sam już nie wiem, czy to refluks czy globus histerikus. Myślę, że hybryda, trochę tego i tego. Dziś już ze sto chorób sobie wkręciłem. Oddając mocz cały czas zastanawiałem się czy piecze mnie cewka. Jakiś absurd. Potem, nie wiem czemu, ale poczułem mocne ukłucie w odbycie, trwało może maksymalnie minutę. Nie wiem co się dziś ze mną dzieje, ale jestem psychicznym wrakiem. Lorafenu nie mam już od 3 dni, więc nawet nie dam rady poratować mej psyche.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pholler - dziękuję.

 

Właśnie wracam z Kielc do Gdyni, bo na weselu byłem. Oczywiście alkohol zredukował lęki, ale teraz się podwoiły, kac i nerwica to najgorsze połączenie. Kula w gardle pojawia się i znika. Sam już nie wiem, czy to refluks czy globus histerikus. Myślę, że hybryda, trochę tego i tego. Dziś już ze sto chorób sobie wkręciłem. Oddając mocz cały czas zastanawiałem się czy piecze mnie cewka. Jakiś absurd. Potem, nie wiem czemu, ale poczułem mocne ukłucie w odbycie, trwało może maksymalnie minutę. Nie wiem co się dziś ze mną dzieje, ale jestem psychicznym wrakiem. Lorafenu nie mam już od 3 dni, więc nawet nie dam rady poratować mej psyche.

 

Tukaszwili - tak sobie myślę, ze jeżeli pojawia się strach o różne rzeczy, cewka, odbyt - to jest to potwierdzenie nerwicy. Prawdopodobieństwo kilku cieżkich chorób i to naraz jest bardzo małe. Takie ukłucie w odbycie od czasu do czasu zdarza mi się chyba od zawsze, myślę nawet że jest to powszechne i normalne. No ale nas jak ukłuje- czy to w odbycie, czy gdzieś w jelitach, czy obojętnie gdzie - wiadomo co myślimy. Alert.

 

Ja jestem bliski załamania. Problem polega na tym że zanim pojawiła sie u mnie hipochondria (1 sierpnia br - zemdlałem z przerażenia ze jestem chory na jakąś poważną chorobę nerek), od kilku lat (ok3-4?) miałem już jakieś dziwne objawy z gardłem (spływanie i krztuszenie się w nocy), nadwrażliwość na gaz z coli, od 8 mies. bardziej zatkane prawe ucho, jeszcze wczesniej, może nawet ok 10 lat temu uczucie skórki pomidora przyklejonej do gardła - ale to minęło. No właśnie dziś mam wrażenie że znowu czuję taką skórkę. Więc nie były one stworzone przez hipochondrię. Najgorsze jest to że objawy jakie mam związane z gardłem/uszami, szyją/jamą ustną nie mogą być somatyzacjami - może oprócz jakiegoś "czucia" bólu. Ja bym bardzo chciał żeby to były typowo objawy nerwicowe, ale ciężko uznać je za takie. Co najwyżej hipochondria może się zwielokrotniać zagrożenie w moich oczach. Te objawy to:

- jakieś przekrwienie, zapalenie w miejscu gdzie sa migdałki, bardziej wyraźne z prawej, (nie powiększone, nie bolą, nie czuję ich),

- taka jakby bledsza plamka z tyłu gardła,

- w ogóle gardło przekrwione, brzydkie,

- taka biała plamka, nalot z boku języka - łuszczy się mam wrażenie, raz jest tego mniej raz widac to bardziej, jako tako daje sie scierać- chociaż nie idealnie,

- spływanie wydzieliny i jej zaleganie w gardle przez co muszę czesto odchrząkać, ale nie zawsze w takim samym nasileniu,

- od października poczułem akurat przy pewnej emocji - taką gulę z boku szyi, tak jakby skok ciśnienia uderzył w spuchniętą tętnicę - później myślałem że to gula z nerwów, że właśnie somatyzacja, ale wczoraj czy przed wczoraj syn zauważył ze mam spuchnięta szyję pod uchem, za zuchwą. Generalnie jest to z dwóch stron, troche bardziej widoczne z lewej,

- mam wrażenie - ale to może byc juz jakieś przewrażliwienie,nikt z zewnątrz tego nie słyszy - że na pewnych częstotliwościach mój głos ma jakies dodatkowe wibracje,

- czasem ból gardła, czasem promieniujący do ucha (tego lub tego), ale generalnie nie jest to jakiś stały, znaczny ból - tu mógłbym rozważać somatyzację.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pholler - dziękuję.

 

 

Ja jestem bliski załamania. Problem polega na tym że zanim pojawiła sie u mnie hipochondria (1 sierpnia br - zemdlałem z przerażenia ze jestem chory na jakąś poważną chorobę nerek), od kilku lat (ok3-4?) miałem już jakieś dziwne objawy z gardłem (spływanie i krztuszenie się w nocy), nadwrażliwość na gaz z coli, od 8 mies. bardziej zatkane prawe ucho, jeszcze wczesniej, może nawet ok 10 lat temu uczucie skórki pomidora przyklejonej do gardła - ale to minęło. No właśnie dziś mam wrażenie że znowu czuję taką skórkę. Więc nie były one stworzone przez hipochondrię. Najgorsze jest to że objawy jakie mam związane z gardłem/uszami, szyją/jamą ustną nie mogą być somatyzacjami - może oprócz jakiegoś "czucia" bólu. Ja bym bardzo chciał żeby to były typowo objawy nerwicowe, ale ciężko uznać je za takie. Co najwyżej hipochondria może się zwielokrotniać zagrożenie w moich oczach. Te objawy to:

- jakieś przekrwienie, zapalenie w miejscu gdzie sa migdałki, bardziej wyraźne z prawej, (nie powiększone, nie bolą, nie czuję ich),

- taka jakby bledsza plamka z tyłu gardła,

- w ogóle gardło przekrwione, brzydkie,

- taka biała plamka, nalot z boku języka - łuszczy się mam wrażenie, raz jest tego mniej raz widac to bardziej, jako tako daje sie scierać- chociaż nie idealnie,

- spływanie wydzieliny i jej zaleganie w gardle przez co muszę czesto odchrząkać, ale nie zawsze w takim samym nasileniu,

- od października poczułem akurat przy pewnej emocji - taką gulę z boku szyi, tak jakby skok ciśnienia uderzył w spuchniętą tętnicę - później myślałem że to gula z nerwów, że właśnie somatyzacja, ale wczoraj czy przed wczoraj syn zauważył ze mam spuchnięta szyję pod uchem, za zuchwą. Generalnie jest to z dwóch stron, troche bardziej widoczne z lewej,

- mam wrażenie - ale to może byc juz jakieś przewrażliwienie,nikt z zewnątrz tego nie słyszy - że na pewnych częstotliwościach mój głos ma jakies dodatkowe wibracje,

- czasem ból gardła, czasem promieniujący do ucha (tego lub tego), ale generalnie nie jest to jakiś stały, znaczny ból - tu mógłbym rozważać somatyzację.

 

Po pierwsze: somatyzacje moga istnieć razem z innymi dolegliwościami poza psychicznymi, rzecz w tym, że u nas nawet kropka na zębie to nie próchnica tylko rak :)

Dwa: somatyzacje mogą mieć jak najbardziej "fizyczny" aspekt: wysypki, poty, zaparcia, biegunki, napięcia mięśni manifestujące się jako "gule" czy "guzy", przekrwienia - rozszerzanie naczyń, pajączki, nietypowe tycie - dzięki ciagle podwyzszonemu kortyzolowi, slabe włosy i scienczon skóra jako efekt wypierania witamin i mikroelementów przez stres (trupia skóra), spadek odporności, itd.

Mój kolega ma taką gule na szyi i jest to kamica ślinianki. Raz jest większa, raz mniejsza, ale nic z tym nie robi. Ogólnie ma to w dupie, bo jak powiedział - jak urośnie to się wytnie, hahaha.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze: somatyzacje moga istnieć razem z innymi dolegliwościami poza psychicznymi, rzecz w tym, że u nas nawet kropka na zębie to nie próchnica tylko rak :)

Dwa: somatyzacje mogą mieć jak najbardziej "fizyczny" aspekt: wysypki, poty, zaparcia, biegunki, napięcia mięśni manifestujące się jako "gule" czy "guzy", przekrwienia - rozszerzanie naczyń, pajączki, nietypowe tycie - dzięki ciagle podwyzszonemu kortyzolowi, slabe włosy i scienczon skóra jako efekt wypierania witamin i mikroelementów przez stres (trupia skóra), spadek odporności, itd.

Mój kolega ma taką gule na szyi i jest to kamica ślinianki. Raz jest większa, raz mniejsza, ale nic z tym nie robi. Ogólnie ma to w dupie, bo jak powiedział - jak urośnie to się wytnie, hahaha.

 

Chciałbym wyłączyć ten paniczny strach. Na razie ratuję się laminine, dziś znowu powróciłem to czystego tryptophanu. No i witaminy: b compl, b12, d, a, e. magnez.

Jak teraz patrzę na te kilka miesięcy wstecz - na początek schizy - to pytam sie siebie - dlaczego po odbiorze badań moczu które wykonałem ok 2 tyg po wybuchu hipo, których wynik był idealny - uspokoiłem sie tylko na chwilę? Dalej zamartwianie, rozregulowanie żołądka i układu trawiennego i nastepne schiza. A potem już następne. A mogłem po tym pierwszym badaniu już dać sobie spokój. Taa.

A może po prostu tak te wszystkie objawy zignorować???? Właściwie to różne psycho środki polegaja na tym ze po prostu się nie czuje?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A może po prostu tak te wszystkie objawy zignorować???? Właściwie to różne psycho środki polegaja na tym ze po prostu się nie czuje?

ale wlasnie na tym polega caly problem :) Przeciez tu nie są wazne w ogole objawy i ich rodzaj. Bo jak nie bedzie ten to bedzie inny. Jak zrobisz badania na to, to pojawi się cos kolejnego i tak w kolko.

Tu jedyny problemem jest wlasnie nadmierne skupianie się i wkrecanie w objawy, a nie to, że one istnieją (bo umowmy się, takie objawy wystepuja u wiekszosci ludzi, tylko nikt na to przewaznie nie zwraca uwagi i zaraz mijaja).

 

EDIT: tzn. chodzi mi o to, ze hipochondria to wlasnie nieumiejetnosc zignorowania różnych objawów z ciała (wyolbrzymianie ich, myslenie o nich, roztrzasanie tematu itd.). Wiec jak dasz rade po prostu to ignorowac to za...biscie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A może po prostu tak te wszystkie objawy zignorować???? Właściwie to różne psycho środki polegaja na tym ze po prostu się nie czuje?

ale wlasnie na tym polega caly problem :) Przeciez tu nie są wazne w ogole objawy i ich rodzaj. Bo jak nie bedzie ten to bedzie inny. Jak zrobisz badania na to, to pojawi się cos kolejnego i tak w kolko.

Tu jedyny problemem jest wlasnie nadmierne skupianie się i wkrecanie w objawy, a nie to, że one istnieją (bo umowmy się, takie objawy wystepuja u wiekszosci ludzi, tylko nikt na to przewaznie nie zwraca uwagi i zaraz mijaja).

 

Dokładnie tak jak piszesz.

I jeszcze jest coś takiego że akurat te objawy jakie mamy są mega niebezpieczne, najgorsze, otchłań. I objawy są bezdyskusyjne!

Jakieś 2 tyg temu miałem wielomocz - wszystkie objawy - mega suche ręce, więcej wydalałem moczu niż piłem, miałem takie przebłyski światła, chodziłem często i wydalałem autentycznie dużo moczu za każdym razem. I jeszcze mnie bolało z tyłu na plecach. A jak pojawił się następny temat - chyba ten jezyk albo gardło - wszystkie objawy skończyły się nagle! I każdy taki temat jak trwa - jest śmiertelnym zagrożeniem. A potem nagle znika na rzecz nastepnego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

[quote name="nerwa"

 

EDIT: tzn. chodzi mi o to' date=' ze hipochondria to wlasnie nieumiejetnosc zignorowania różnych objawów z ciała (wyolbrzymianie ich, myslenie o nich, roztrzasanie tematu itd.). Wiec jak dasz rade po prostu to ignorowac to za...biscie ;)[/quote]

 

Wiesz, to takie marzenie, wiem że to jest właśnie sedno problemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz udało mi się trochę uspokoić pod wieczór, choć coś mnie kuje po lewej stronie piersi. Dodatkowo chyba będę chory, bo gardło drapie, w sam raz na sylwestra. Właśnie zażyłem 3 Perseny Forte, ciekawe czy zdadzą egzamin. Wątpię, aby zadziałały chociaż z 1/5 siły Lorafenu, ale kiedyś nawet udawał im się mnie uspokoić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja dziś nawet spoko, ale na strasznej nuzliwosci ogólnej :) senność, apatia, zniechęcenie... Zaczynam też świrować na punkcie zdrowia swojej rodziny... Wiecie, jak już zaczynamy opanowywać trochę siebie, to się zaczyna szukanie u innych. A potem znów siebie będziemy sprawdzać.

 

Marikko zdrowa dieta, witaminy i suple. Hm. Temat noszony chyba po tysiąc razy na tym forum. Coś może pomogą, ale z doświadczenia wlasnego tego nie potwierdzę. Dobrze, jak konkretne piguły działają, to już wielki sukces. Jak zadziałają suple to będzie cud. Niestety zaburzenie takie jak hipochondria nie bierze się z niedoboru magnezu czy wypłukania witamin przez alkohol. Byłem kilka razy konkretnie scieńczony fizycznie, pewnie wytrzebiony z mikroelementów i witamin, a psychicznie czułem się dobrze, a u szczytu zdrowia potrafi mnie dopaść taka otchłań, że wyć się chce. To bardziej posrany mechanizm, choć przyznaję, że jak zaczyna mnie brac nerwica to próbuję i magnezu, i witamin i soczków noni, i olejów cudownych, a nawet wód święconych. Ale jeszcze żadna supla mnie nie uleczyła. Biorę z desperacji. Pewnie jak wszyscy tutaj. Pomyśl o leczeniu, a nie zaleczaniu. Ja już dwa razy przerwałem leczenie pigułkami bo czułem się dobrze, a teraz znów zaczynam, bo przestało być dobrze.

Życzę zdrówka i dobrego doboru metod leczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak mnie dziś gardło naparza :( już zdążyłem sobie wkręcić, że to nie jest przeziębienie tylko przerzut lub początek poważnej choroby. Co z tego, że ostatnie 3 dni wystawiałem swoje ciało na zimno regularnie, to takie tłumaczenie nie zdaje rezultatu.

 

No właśnie. To że przewianie, że zimno- tego już pod uwagę się nie bierze. Ja sobie uświadomiłem ze te bóle szyi zaczęły sie jak wychodziłem we wietrzną pogode na dwór na samej koszuli czy bluzie.

Tukaszwili - szal, isla czy fiorda na gardło i po kłopocie. Ciesz się swoim pięknym miastem. Równo rok temu byłem tam z rodziną.

P.S. Jaki człowiek mądry w nie swojej sprawie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak mnie dziś gardło naparza :( już zdążyłem sobie wkręcić, że to nie jest przeziębienie tylko przerzut lub początek poważnej choroby. Co z tego, że ostatnie 3 dni wystawiałem swoje ciało na zimno regularnie, to takie tłumaczenie nie zdaje rezultatu.

 

No właśnie. To że przewianie, że zimno- tego już pod uwagę się nie bierze. Ja sobie uświadomiłem ze te bóle szyi zaczęły sie jak wychodziłem we wietrzną pogode na dwór na samej koszuli czy bluzie.

Tukaszwili - szal, isla czy fiorda na gardło i po kłopocie. Ciesz się swoim pięknym miastem. Równo rok temu byłem tam z rodziną.

P.S. Jaki człowiek mądry w nie swojej sprawie :)

 

W nie swojej sprawie, to zawsze jestem najmądrzejszy :D wziąłem Strepsils Intense i ból zmalał zdecydowanie, tak więc jestem spokojniejszy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,mam 18 lat i pierwszy raz zmagałam się z nerwicą lękową ok 3/4 lata temu,trwało to półtora roku po czym wyszłam z tego,niestety powróciła mi w lutym tego roku. Zaczęło się od duszności i natrętnego kontrolowania oddechu,dochodziło do tego kontrolowanie mrugania,do sierpnia walczyłam z lękami ktore siedziały w mojej głowie,zaczęłam chodzić do psychologa,który niewiele pomagał wiec przestalam. We wrzesniu zaczelam strasznie wsluchiwac sie w swoje cialo,hipochondria mna zawładnęła,zaczynajac od lęków po prawie roku moje cialo odmawia posluszenstwa,nie mam na nic ochoty ani sily,moglabym wymienic wiele objawow somatycznych ktore daja o sobie znac co jakis czas. Nie mam juz sily,martwie o swoje zdrowie a jednoczesnie odczuwam lęk przed pojsciem do lekarza poniewaz boje sie diagnozy,co robić :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,mam 18 lat i pierwszy raz zmagałam się z nerwicą lękową ok 3/4 lata temu,trwało to półtora roku po czym wyszłam z tego,niestety powróciła mi w lutym tego roku. Zaczęło się od duszności i natrętnego kontrolowania oddechu,dochodziło do tego kontrolowanie mrugania,do sierpnia walczyłam z lękami ktore siedziały w mojej głowie,zaczęłam chodzić do psychologa,który niewiele pomagał wiec przestalam. We wrzesniu zaczelam strasznie wsluchiwac sie w swoje cialo,hipochondria mna zawładnęła,zaczynajac od lęków po prawie roku moje cialo odmawia posluszenstwa,nie mam na nic ochoty ani sily,moglabym wymienic wiele objawow somatycznych ktore daja o sobie znac co jakis czas. Nie mam juz sily,martwie o swoje zdrowie a jednoczesnie odczuwam lęk przed pojsciem do lekarza poniewaz boje sie diagnozy,co robić :-|

 

Cześć. Epizod nerwicy 3/4 lata temu, o którym piszesz leczyłaś farmakologicznie, czy sam przeszedł? Obecnie chodziłaś do psychologa, czy psychoterapeuty? Za mało informacji podajesz, ale generalnie schemat jest taki: lekarz pierwszego kontaktu i zrobienie podstawowych choćby badań wykluczających dolegliwości fizyczne, ewentualnie skierowanie do lekarza specjalisty. Jeśli badania wyjdą ok, udanie się do psychiatry, który decyduje o dalszym leczeniu. Mimo że napawa Cię to lękiem to wizyty u lekarza nie przeskoczysz, jeśli chcesz o siebie walczyć. I nie sugeruj się kontaktem z jednym psychologiem, bo lekarze też bywają różni, o czym można się dowiedzieć choćby z tego forum. Rodzice wiedzą przez co przechodzisz? Jeśli chcesz bardziej fachowych informacji to możesz napisać do forumowego eksperta w dziale "Pytania do psychologa". Choć najprawdopodobniej usłyszysz odpowiedź, że przez neta nikt Cię nie zdiagnozuje i zalecana jest wizyta u lekarza. Tak czy inaczej witaj w naszym gronie, choć wizyta tu nie oznacza niczego dobrego. Zawsze jednak możesz liczyć na wsparcie i pocieszenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja coraz częściej mam inny problem. Prawie już stale odczuwam bliżej nieokreślony lęk, nie związany z niczym szczególnym. Niby czuję się dobrze, nic mnie nie kłuje i nie strzyka, a jednak boję się, sam nie bardzo wiem czego. Nie jest to jakieś napadowe i bardzo straszne, ale jest. Odbiera mi to resztki radości z życia i spokój ducha na codzień. To jest chyba coś co Tukaszwili nazywa lękiem wolnopłynącym. Odczuwam strach, przeważnie w związku z tym przyspieszone bicie serca lub uczucie gorąca. Strach ten jednak nie ma żadnej uzasadnionej przyczyny. I dopada mnie to coraz częściej. Nie wiem jak sobie z tym radzić, do leków wracać nie chcę. Co powiecie na to? Jak nie jedno hu.jostwo to drugie cholera.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja coraz częściej mam inny problem. Prawie już stale odczuwam bliżej nieokreślony lęk, nie związany z niczym szczególnym. Niby czuję się dobrze, nic mnie nie kłuje i nie strzyka, a jednak boję się, sam nie bardzo wiem czego. Nie jest to jakieś napadowe i bardzo straszne, ale jest. Odbiera mi to resztki radości z życia i spokój ducha na codzień. To jest chyba coś co Tukaszwili nazywa lękiem wolnopłynącym. Odczuwam strach, przeważnie w związku z tym przyspieszone bicie serca lub uczucie gorąca. Strach ten jednak nie ma żadnej uzasadnionej przyczyny. I dopada mnie to coraz częściej. Nie wiem jak sobie z tym radzić, do leków wracać nie chcę. Co powiecie na to? Jak nie jedno hu.jostwo to drugie cholera.

 

Nie tylko ja, ale Pholler również pisał o lęku wolnopłynącym :). W sumie tego dziadostwa chyba najtrudniej się pozbyć. Właściwie to nawet czasem nie jest lęk, lecz jakiś niepokój. Gdzieś tam lawiruje nieopodal i ciągle o sobie przypomina.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oh lęk wolnopłynący, ten nieustajacy szum czarnych skrzydeł nad głową, ten cień, co zawsze za plecami stoi, ten jad, co nam się z krwią miesza i trawi powoli jakby o samo znęcanie jakiemu bytowi chodziło. Oh znam ci go ja dobrze. :)

Tyle, że lęk wolnoplynący to nie jest stan dyskomfortu ot takiego sobie jak po przepuszczeniu oszczędności na nielegalnych walkach kogutów w starej cegielni, tylko to taki poziom lęku poniżej ataku paniki. To stan trwałego napięcia o różnej intensywności. U mnie przez długi czas na granicy paniki właśnie, ścieńczyło mnie to cholerstwo tragicznie. Dziś płynie sobie dalej , ale nie trwa juz 24h na dobę i intensywność ma mniejszą. Ale nadal mam wrażenie jakby wysysało radość i sens życia. W najgorszym czasie praktycznie trzymało mnie psykiem do ziemi - leżałem tygodniami w łóżku, a jak gdzieś już musiałem iść to był to nadludzki wysiłek z efektem zombie - czasem nie wiedziałem co robię, cały czas był ten cholerny lęk. Nie wiem czy to jeszcze był lek wolnoplynący i gdzie jest granica, wiem na pewno, że to mnie zabijało na raty. Pamiętam jak zazdrościłem (sic!) Ludziom z forum, którzy mieli "tylko" ataki paniki. Też tak chciałem, bo to napięcie w formie stałej było najgorszy koszmarem. Dziś wiem, że i ataki i lęk wolnoplynący to takie samo piekło przyprawione na różne sposoby. Nadal mocno nie panuje nad swoją psychiką, ale już jakoś panuje i mam nadzieję na krzywą wznoszącą.

 

maarry niedobrze Cię tu widzieć, ale chyba dobrze trafiłaś i witamy jak swego. Już wiesz, że to nie jest zwykły smutek czy chandra, a niestety z naszych doświadczeń możemy Ci powiedzieć, że łatwo też nie ma, choć daje się opanować. Chłopaki wcześniej już Ci zapodali schemat lekarz-badania-psychiatra-psychoterapia i jest to niemal złoty schemat. Ja jestem leko-wierzący i nie dotarłem do terapii, choć właściwie wszyscy mówią, że to najlepsza droga, a leki to tylko wspomaganie. No to ja się tylko wspomagam i czuję poprawę, ale jest chwiejnie. Poczytasz forum to zobaczysz jak bardzo jesteś podobna do wielu z nas, ale znajdziesz też pociechę w tym, że niektórzy zdrowieją, a inni dają sobie radę 100 razy lepiej niż na początku. Ja mam trzeci duży nawrót nerwicy hipochondrycznej, a więc wychodziłem z niej już dwa razy. Da się, choć lekko nie ma. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powrót do roboty, a ja przeziębiony, z nosa cieknie mi jak z nieszczelnego kranu. Jestem cholernie niewyspany, czuję niepokój, uświadomiłem sobie, że już za 10 dni mam gastroskopię, co oczywiście przeraża. Lekka kula w gardle, która pojawiła się podczas jazdy do pracy, ale chyba zaczynam się przyzwyczajać do tego objawu, bo nie wyprowadza mnie aż tak z równowagi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, a u mnie jakby ostatnio lepiej, choć wcale nie super. Mam dni całkowicie bez tych śmieszności w głowie typu dziwaczne uczucie, że zaraz się wyłączę, i to dla mnie pocieszające. Ktos z Was pytał o sylwestra z hipochondrią. My z mężem byliśmy u przyjaciół, choć wcale nie chciałam iść. Ale nie wiem kiedy, a początkowe napięcie odpuściło, a bawiłam się jak głupek - chyba najlepiej od lat:) A teraz powrót do normalności i pracy. Pogoda fatalna, nienawidzę zimy.

Ja ostatnimi czasy modliłam się za nasze zacne grono i chyba wrzucę to w harmonogram moich codziennych praktyk:)Buźka!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,mam 18 lat i pierwszy raz zmagałam się z nerwicą lękową ok 3/4 lata temu,trwało to półtora roku po czym wyszłam z tego,niestety powróciła mi w lutym tego roku. Zaczęło się od duszności i natrętnego kontrolowania oddechu,dochodziło do tego kontrolowanie mrugania,do sierpnia walczyłam z lękami ktore siedziały w mojej głowie,zaczęłam chodzić do psychologa,który niewiele pomagał wiec przestalam. We wrzesniu zaczelam strasznie wsluchiwac sie w swoje cialo,hipochondria mna zawładnęła,zaczynajac od lęków po prawie roku moje cialo odmawia posluszenstwa,nie mam na nic ochoty ani sily,moglabym wymienic wiele objawow somatycznych ktore daja o sobie znac co jakis czas. Nie mam juz sily,martwie o swoje zdrowie a jednoczesnie odczuwam lęk przed pojsciem do lekarza poniewaz boje sie diagnozy,co robić :-|

 

Cześć. Epizod nerwicy 3/4 lata temu, o którym piszesz leczyłaś farmakologicznie, czy sam przeszedł? Obecnie chodziłaś do psychologa, czy psychoterapeuty? Za mało informacji podajesz, ale generalnie schemat jest taki: lekarz pierwszego kontaktu i zrobienie podstawowych choćby badań wykluczających dolegliwości fizyczne, ewentualnie skierowanie do lekarza specjalisty. Jeśli badania wyjdą ok, udanie się do psychiatry, który decyduje o dalszym leczeniu. Mimo że napawa Cię to lękiem to wizyty u lekarza nie przeskoczysz, jeśli chcesz o siebie walczyć. I nie sugeruj się kontaktem z jednym psychologiem, bo lekarze też bywają różni, o czym można się dowiedzieć choćby z tego forum. Rodzice wiedzą przez co przechodzisz? Jeśli chcesz bardziej fachowych informacji to możesz napisać do forumowego eksperta w dziale "Pytania do psychologa". Choć najprawdopodobniej usłyszysz odpowiedź, że przez neta nikt Cię nie zdiagnozuje i zalecana jest wizyta u lekarza. Tak czy inaczej witaj w naszym gronie, choć wizyta tu nie oznacza niczego dobrego. Zawsze jednak możesz liczyć na wsparcie i pocieszenie.

 

Nie był leczony,sam przeszedł,Chodziłąm do psychologa. Mam za sobą badania krwi,okulistę,obecnie czekam na laryngologa,poniewaz w końcu wybłagałam lekarza rodzinnego o skierowanie na chore zatoki a chciałabym jeszcze iść do neurologa,ale to chyba prywatnie,bo ciężko jest z moim lekarzem rodzinnym jeśli chodzi o skierowania do specjalistów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oh lęk wolnopłynący, ten nieustajacy szum czarnych skrzydeł nad głową, ten cień, co zawsze za plecami stoi, ten jad, co nam się z krwią miesza i trawi powoli jakby o samo znęcanie jakiemu bytowi chodziło. Oh znam ci go ja dobrze. :)

Tyle, że lęk wolnoplynący to nie jest stan dyskomfortu ot takiego sobie jak po przepuszczeniu oszczędności na nielegalnych walkach kogutów w starej cegielni, tylko to taki poziom lęku poniżej ataku paniki. To stan trwałego napięcia o różnej intensywności. U mnie przez długi czas na granicy paniki właśnie, ścieńczyło mnie to cholerstwo tragicznie. Dziś płynie sobie dalej , ale nie trwa juz 24h na dobę i intensywność ma mniejszą. Ale nadal mam wrażenie jakby wysysało radość i sens życia. W najgorszym czasie praktycznie trzymało mnie psykiem do ziemi - leżałem tygodniami w łóżku, a jak gdzieś już musiałem iść to był to nadludzki wysiłek z efektem zombie - czasem nie wiedziałem co robię, cały czas był ten cholerny lęk. Nie wiem czy to jeszcze był lek wolnoplynący i gdzie jest granica, wiem na pewno, że to mnie zabijało na raty. Pamiętam jak zazdrościłem (sic!) Ludziom z forum, którzy mieli "tylko" ataki paniki. Też tak chciałem, bo to napięcie w formie stałej było najgorszy koszmarem. Dziś wiem, że i ataki i lęk wolnoplynący to takie samo piekło przyprawione na różne sposoby. Nadal mocno nie panuje nad swoją psychiką, ale już jakoś panuje i mam nadzieję na krzywą wznoszącą.

 

maarry niedobrze Cię tu widzieć, ale chyba dobrze trafiłaś i witamy jak swego. Już wiesz, że to nie jest zwykły smutek czy chandra, a niestety z naszych doświadczeń możemy Ci powiedzieć, że łatwo też nie ma, choć daje się opanować. Chłopaki wcześniej już Ci zapodali schemat lekarz-badania-psychiatra-psychoterapia i jest to niemal złoty schemat. Ja jestem leko-wierzący i nie dotarłem do terapii, choć właściwie wszyscy mówią, że to najlepsza droga, a leki to tylko wspomaganie. No to ja się tylko wspomagam i czuję poprawę, ale jest chwiejnie. Poczytasz forum to zobaczysz jak bardzo jesteś podobna do wielu z nas, ale znajdziesz też pociechę w tym, że niektórzy zdrowieją, a inni dają sobie radę 100 razy lepiej niż na początku. Ja mam trzeci duży nawrót nerwicy hipochondrycznej, a więc wychodziłem z niej już dwa razy. Da się, choć lekko nie ma. Pozdrawiam.

Dobrze kojarzę to forum,przeczytałam wiele postów,które zamieszczali tutaj użytkownicy,jednak nie sądziłam,że będę szukać tutaj wsparcia i założe konto,by dodawać wpisy o moim przypadku. Ja właśnie chciałabym uniknąć leków,dlatego najpierw zaczęłam przygodę z psychologiem,ale nawet on nie podołał :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzieki Hania za pamiec o nas :)

 

Słuchajcie mam problem, zawsze miałam widoczne zyly na dekoldzie, taką jedną a kilka dni temu pojawiła sie na ramieniu przy obojczyku tylko po prawej stronie ciała. Nie jest zgrubiona, nie boli tylko poprostu przeswituje taka niebieska przez skore a nawet dwie obok siebie, taki krzaczek. Czy to normalne? Juz się naczytalam o zakrzepicach itd, stres okropny, do tego od wczoraj mnie serce kluje, chyba jakies nerwobole, ale nie pojde do lekarza bo co mu powiem, ze mi zyla prześwituje przez skore ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×