Skocz do zawartości
Nerwica.com

DDD pełną parą :/


Sad_Bumblebee

Rekomendowane odpowiedzi

A ja znowu jakieś upierdliwe rozkminy. Jaka jest różnica pomiędzy nie moimi a moimi emocjami, uczuciami, myślami, poglądami, jak rozpoznać te prawdziwe i czy w ogóle istnieje jakaś różnica, czy to gadanie o "true" odczuciach i szukaniu prawdziwego ja to pic na wodę?

Zawładnęło to mną jakoś. Boję się już podejmować posiadania jakichkolwiek poglądów, nie wiem, co naprawdę lubię, czego nie, boję się ryzykować w tej kwestii, wszystko staje pod znakiem zapytania. Natrętnie wręcz grzebię w głowie by się upewnić, że nie jestem fałszywa, nie jestem pozerką, nie robię niczego na pokaz, że jakaś "ja" tu w środku jest. Totalnie nic o sobie nie wiem. Plus dochodzi jeszcze to, że jak ognia unikam angażowania się w jakiekolwiek stałe akcje, których nie można odwrócić w żaden sposób, bo stracham się, że nie wiem...ludzie przylepią mi jakąś łatkę i będę musiała ponieść konsekwencje?

Od jakiegoś czasu dochodzi mi też problem płci. I po prostu jak o tym pomyślę, to całe moje wnętrze się śmiechem zanosi, jakie to głupie co myślę i pewnie staram się tylko na siłę wyróżnić, jestem pozerką, idiotką. Stałam się totalnie androgyniczna, odrzucam stopniowo podziały na kobiecość i męskość, ostatnio właściwie noszę się w sporej mierze jak chłopak (choć wciąż bardziej w domowym zaciszu), ścięłam włosy- nie jest to dla mnie nic niezwykłego, choć w mojej rodzinie i małej mieścinie przyznanie się do takich poglądów mogłoby wywołać burzę. No i oczywiście jest mi z tym źle tylko o tyle, że nie potrafię wytłumaczyć, czemu tak robię (Nie wiem, ojcu chcę się przypodobać?) i czy z powodu, że tak po prostu czuję, a nie bo chcę być cool, wyróżniać się czy coś. Czasem sobie myśle, że powinnam przestać wydziwiać, przestać mieć te wszystkie rozkminy, być "normalna", jak na małomiasteczkową lalę z prostej rodziny przystało. I jeszcze pomyliłam temat, nosz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak się w ogóle trzymasz, co u Ciebie?

Trzymam się ostatkiem sił. Duża część mojej energii jak nie idzie na ataki, jakże silne i częste, to powstrzymywanie się, żeby sobie czegoś nie zrobić. Jestem zmęczona już tym wszystkim, sobą i póki co pozbawiona nadziei. Coraz gorzej się dzieje. Tym bardziej po tym niefortunnym wykopaniu mnie z gabinetu psychiatrycznego. Postaram się jakoś doczołgać do osiemnastych urodzin, a co będzie dalej, nie wiem.... Pustka mojego życia i fakt, że jest ono jedną wielką nieprzyjemnością są ciężkie do zniesienia. Rodzina daje mi do tego kopa, samym nie będąc nawet tego świadomym, ojciec swoim wiecznym narzekaniem i robieniem ze swojej osoby ofiary losu jeszcze zwala na mnie dodatkowe nieszczęście i znużenie. Modlę się, by pociągnąć jakoś rok szkolny i żeby to się nie odbiło na mojej nauce bardzo. Zresztą, co tam gadać, po prostu jestem w czarnej du.pie. Mam nadzieję, że u Was lepiej.

 

Dzienniczek uczuć...czy ja wiem... wszystko aktualnie schodzi do jednego, więc osobiście nie widzę w tym sensu, ale może dla kogoś to rzeczywiście fajna sprawa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie jak bym jej płaciła za indywidualną i najlepiej jeszcze za grupową, to inaczej by do mnie podchodzila;/ Fakt też, że już na konsultacji do grupy nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Smutne to, ale prawdziwe - nie jest łatwo z tego wyjść, nie dość że ogromny wysiłek samemu trzeba włożyc, to jeszcze odpowiednich ludzi spotkać :) A nie każdy ma dar do tego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji, e tam. dobrzy też są. tylko trzeba dobrze trafić. :smile:

a akurat najwidoczniej Monia nie trafiła na fajną psycholog, ale... kto powiedział, że za pierwszym razem sztuka? trzeba szukać. też od razu na swojego terapeutę nie trafiłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam was. Znalazłem ten wątek bo wiem że od dłuższego czasu nie radzę sobie z sobą w życiu z własnymi problemami i emocjami. Szczerze to sam nie wiem od czego zacząć, nie boje się mówić o swoich problemach i porażkach bo wiem że jeśli chce coś zmienić to muszę mówić i działać aby zmieniło się to na lepsze. W Rodzicach może i mam wsparcie, ale jak z nimi rozmawiam to nie są mi w stanie pomóc, Oni mieli może i większe problemy w moim wieku (mam 26lat) przez które przeszli, ale ja jakoś nie potrafię sobie poradzić z tym wszystkim. Matka w moim wieku była już po rozwodzie z dzieckiem (moją siostrą z 1-ego małżeństwa mojej Mamy) i tłumaczy że miała większe problemy i żeby wziął się w garść, teraz zauważa że to bardziej złożony problem jak jej tłumacze i stara się mnie wspierać, niedawno usłyszałem nawet słowo "Wiedz że Ciebie kocham", ale to mi nie wystarcza, nie pomaga. Co najwyżej wzrusza i tyle. Zazwyczaj z problemami starałem sobie radzić w sposób, że rzucałem się w wir pracy aby zapomnieć o problemie i jakoś samo sie to ułoży, ale teraz widzę ze to już nie działa i nie ma sensu uciekanie od tego, bo trzeba to po prostu jakoś konstruktywnie rozwiązać. Jestem typem choleryka, potrafię mnóstwo poświecić osobą które kocham, (czasu, emocji, działań itp.) jednak często w głębi siebie oczekuję wdzięczności (czasem zwykłego słowa dziękuje, albo ale ty jesteś super pomocny itd.) nie powiem podbudowuje to na duchu i zwiększa samoocenę, ale wiem że w niektórych momentach to egoistyczne że wymagam zdecydowanych podziękowań... Potrafię często wybuchnąć z byle powodu, np: gdy wracam do domu i widzę jak mój niepełnosprawny ojciec siedzi zamiast zrobić coś pożyteczniejszego aby odciążyć moją matkę od obowiązków domowych. (typu zmyć naczynia, odkurzyć lub poukładać przynajmniej swoje rozrzucone ubrania, które walają się po całym domu). Trochę to chaotycznie piszę ale cóż sam nie wiem jak zacząć opisanie swojej historii czy problemu.

 

Pamiętam że jak byłem dzieckiem to moj ociec zachorował na bardzo rzadką chorobę tkanki łącznej. rozpisanie się na temat tej choroby nie będzie tutaj miało sensu, ale po krótce napiszę co i jak. Choroba jest z rodzaju autoagresywnych (coś jak białaczka) organizm sam atakuje swoje komórki. U mojego Taty powinno zaatakować nerki, ale że miał wadę nerki i jedną wyciętą, może właśnie dlatego choroba zaatakowała inny narząd - w tym wypadku nogi... W ciągu 30 min nagi mojego ojca zrobiły się czarne na skórze, zaczęły usychać - lekarze nie wiedzieli co się dzieje, chcieli amputować nogi przed dojściem martwicy w górną część ciała. Na szczęście w jakimś tam momencie znaleźli odpowiedni lek sprowadzony z zach. Niemiec i atak został cofnięty. Niestety część tkanek już dopadła martwica i część stóp ma amputowanych. Ojciec bardzo to przeżył, miał przed chorobą wymarzoną pracę, o której wiedział od dziecka że będzie ją właśnie wykonywać. (bardzo to podziwiam, bo ja do tej pory nie wiem co tak naprawdę w życiu chciałbym robić, w jakim zawodzie czułbym się spełniony itd.)

Tata popadł w depresje (nie dziwię się), potem uzależnił się od zastrzyków przeciwbólowych (chyba morfina), które sam sobie mógł aplikować w tamtych czasach, bo w kraju nie było jeszcze takiej świadomości na temat zażywania specyfików i medykamentów. Poza tym, nie stać nas było na koszta pielęgniarskie, w domu nie było kolorowo - czasami chleb ze smalcem na śniadanie i kolacje przez długi czas a na obiad ziemniaki itp. Ale dobrze że chociaż miałem w czym chodzić z siostrą ;] Wydarzenia w dzieciństwie były różne. Rodzice, a w zasadzie głównie Mama wychowała mnie na dobrego chyba chłopaka, będąc dzieckiem byłem bardzo pogodny, pomocny itd. nie zwracałem uwagi na problemy w domu, jak to maluch żyłem beztrosko. W szkole różnie, raz lepiej, raz gorzej, ale chyba od zawsze byłem pesymistą, a teraz staram się tego oduczyć - nie jest łatwo. Jestem strasznie zasadniczy i prostolinijny, dziele wiele rzeczy na czarne i białe (albo jest albo nie ma). Nie potrafię sobie z tym poradzić mimo że wiem iż świat jest kolorowy i zupełnie inny niż sami byśmy tego chcieli. Mama z Ojcem wychowywała mnie że najważniejsze jest mówienie prawdy, być szczerym, uczciwym, honorowym itp. Czasami mam wrażenie jakbym zupełnie nie pasował do tego świata, a wszyscy ludzie są jacyś inni. :/ Przez to łatwo się otwieram, jestem wylewny, szybko ulegam emocjom. Żeby nie ranić uczuć osób najbliższych zacząłem się zamykać sobie, aby nie obrazić ich i stworzyłem kolejny problem, z którego wyjść nie mogę, zdaję sobie sprawę że popełniam ciągle te same błędy zamiast wyciągnąć wnioski i się na nich nauczyć i więcej nie popełniać :( Ponadto jak podrosłem sam zacząłem myśleć mieć własne zdanie i czasami również rację w sytuacjach spornych z Tatą, gdzie On nigdy nie potrafił przyznać się do porażki i powiedzieć że mam rację - albo przeprosić... Ja z tym akurat nie mam problemu, ale za to mam problem aby nie popełnić drugi raz tych samych błędów, dla osób które kocham, czy kochałem (dziewczyn w których potrafiłem się zakochać). Popełniałem te same błędy, gdy coś szło nie po mojej myśli, była jakaś sprzeczka czy traciłem argumenty, szantażowałem emocjonalnie mimo iż wcale tego nie chciałem :( potem stawiając sprawę na ostrzu noża zamykałem się w sobie ze wstydem przed porażką i nie odzywałem przez jakiś czas tydzień lub 2 tyg.

 

Raz już korzystałem z porad, czy terapii psychologa, po pierwszym związku (4lata), popadłem w depresję, dziewczyna mnie zbluzgała od najgorszych, że tylko przeze mnie ma kompleksy i tak na prawdę mnie nie kocha już od ponad roku, a jak teraz mi to mówi to wreszcie czuje ulgę i kamień jej spadł z serca. Znienawidziłem jej i jednocześnie kochałem (jestem uczuciowy - staromodnie wychowany, według zasad uczciwości, zaufania, szczerości, poświęcenia, honoru itd.) Po terapii było lepiej, ale co z tego skoro rzuciłem się w wir pracy, obowiązków itd. W ostatnim czasie poznałem drugą osobę która strasznie mi zaimponowała (i się zakochałem), mimo że jest odemnie sporo młodsza, wszystko się rozpadło (tzn. chciała zostać w przyjaźni, a ja tak bardzo już zaangażowany nie mogłem na to pozwolić, niszczył bym sobie psychikę i musiałem zakończyć znajomość - bo na dana chwile nie zniósłbym widoku jak świetnie się bawi przy boku innych osób - nienawidzę bezsilności, bo przez to ogarnia mnie coraz większa frustracja). Na jednym z naszych spotkań powiedziała mi "Rozmawiajmy, mów bo niezrozumienie i brak dialogu stwarza gniew i agresję" - szczerze? to chyba nie zapomnę tych słów do końca życia (zaimponowała mi) i się zakochałem mimo iż wcale nie chciałem i nie planowałem. Też miała wiele problemów, wydaje mi się że Ona jest DDA i z ogromnym zaangażowaniem będę chciał jej w tym pomóc. Wspólnie mieliśmy wiele podobnych podjeść do życia i myślenia, również w kwestii charakteru, dlatego wydawało mi się że razem znajdziemy w sobie nawzajem akceptację i wsparcie. Teraz chyba myślę że byśmy się prędzej zabili, chociaż kto wie, może jakby obojgu tak bardzo zależało (jak mi) to byśmy byli razem ;]

Po tej znajomości doszedłem do wniosku że nie jest tak do końca wszystko ze mną ok i muszę wrócić na terapię spróbować zapanować nad własnymi lękami, emocjami, kontrolą osobowości, wyciszeniem, czy także obwinianiem rodziców za złe wychowanie mnie w dzieciństwie - (Tata trzymał mnie pod kloszem, gdy mama czegoś odemnie wymagała). Teraz wiele obowiązków z chęcią zrobię, ale lubię gdy ktoś mnie o to poprosi, ale staram sie dużo robić sam, gdyż wiem że Mama po operacji kręgosłupa ma mnóstwo trudności i muszę ją odciążać i mojego ojca... ehhh boje się że nie ustatkuje się sam, nie założę rodziny czy szczęśliwego związku bo będę uwiązany przy rodzicach :(

 

Tyle ode mnie, na razie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jesteś z Torunia? Coraz nas więcej... :shock:

 

No jeśli czujesz, że nie dajesz rady, to idź znów na terapię. Rozumiem, że mieszkasz z rodzicami?

Ja np. mieszkam z rodzicami i niestety dlatego nie mogę iść na terapię grupową, a bardzo bym chciała i uważam, że taka terapia wiele by w moim życiu zmieniła... Na razie pozostało mi tylko czekać, aż się usamodzielnię. Niestety może to trochę potrwać. Póki co - terapia indywidualna.

A dziewczyna rzeczywiście nieźle to ujęła, że brak dialogu a czasem rozmowa, ale bez zrozumienia stwarza niemiłe sytuacje. Od razu czuć, że musiała sama wiele przejść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chciała zostać w przyjaźni, a ja tak bardzo już zaangażowany nie mogłem na to pozwolić, niszczył bym sobie psychikę i musiałem zakończyć znajomość

Też musiałam tak kiedyś postąpić. Krok bardzo trudny, ale w tej sytuacji właściwy. Przez mc było strasznie ciężko, ale potem powoli wróciłam do żywych, czas jakoś to zabliźnił ;)

Idź na terapię, lepiej siebie zrozumiesz, poukładasz. Widać, że jesteś w porządku, wartościowym człowiekiem, tylko się pogubiłeś.

 

Monar, fakt, coraz nas więcej :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Abbey, przyjdzie czas gdy się usamodzielnisz, wtedy nikt nie będzie decydował o Tobie i nie będziesz musiała słuchać i patrzeć na takie rzeczy jak w domu...Żeby zaakceptować tą rodzinę musiałabyś im wybaczyć, zrozumieć, a to megatrudne żeby nie powiedzieć niemożliwe gdy przykre sytuacje się powtarzają. Ile masz lat? Przechodzisz terapię? Ktoś kompetentny i życzliwy powinien Cię przez to "przeprowadzić". Ja żałuję, że nie poszłam na terapię już przy pierwszym kontakcie z psychiatrą (18lat). I ogarnia mnie wielka złość na myśl że dzieciaki i nastolatkowie w dysfunkcyjnych rodzinach muszą coś takiego przechodzić...I że nie ma porządnego psychologicznego wsparcia w szkołach, ludzi którzy by interesowało dobro takich osób, pomoc im :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sad_Bumblebee, mam 16 lat, w moim mieście nie ma możliwości terapii, a jak chciałam dojeżdżać 50km, oczywiście rodzice uznali, że to moje wymysły, kolejny wydatek, a najpewniej to jeździłabym do tego miasta w innym celu. Szkolna pedagog uznała, że nic nie będzie robić, bo 'nie chce zrobić mi gorzej'. :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak ja byłam w wieku Abbey to po prostu odczekałam te 2 lata... Teraz wiem, że to był błąd. Mogłam od razu leciec po pomoc, jak zauważyłam problem. Ale to też zależy wszystko od Abbey, a w jakim Ty mieście mieszkasz???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak Toruń... (jest mi jednocześnie smutno i do śmiechu - ironia losu "może założymy własną grupę wsparcia?").

Chodzę znów na indywidualną, gdy zauważyłem, że zacząłem się zmieniać ponownie, w znerwicowanego człowieka - czy też jestem nim, ale znów zaczęło to ze mnie wychodzić. Na daną chwilę moja Psycholog, spotyka się ze mną 1h na 2 tyg. nie jest to wiele i wydaje mi się abym dobrze zaczął się odbudowywać muszę spotykać się częściej... Tak mieszkam z Rodzicami, muszę zapytać Psychologa czy widziałby mnie na takiej terapii grupowej, od znajomej, która jest DDA słyszałem że właśnie to by mi pomogło, bo jej pomogło. Dobrze od was wiedzieć że jestem wartościowy, rzadko to słyszę, raczej od osób które są mi całkiem obce i mnie dopiero poznają dziwią się że jestem sam, a mam sporo poukładane i jednoczenie nie poukładane w głowie (zachwiania emocjonalne i nadpobudliwość). Nawet wysiłek fizyczny już mnie nie uspokaja - jestem wtedy zmęczony fizycznie, a psychicznie rozdarty...

Dzisiaj Tą dziewczyną z którą zerwałem kontakt widziałem na uczelni, tzn. na początku jej nie zauważyłem, przywitałem się ze znajomymi w holu, poszedłem w swoją stronę i gdy się odwróciłem bokiem, widziałem że stała z drugiej strony i nie powiedziałem jej "cześć" - źle mi z tym i mam teraz straszne wyrzuty sumienia bo czuje się jak "niedojrzałe dziecko i egoista" (że nie poznaje ludzi). :(

 

PS: Wypożyczyłem teraz książkę "Emocje Destrukcyjne, Jak możemy je przezwyciężyć? dialog z udziałem Dalejlamy, mam nadzieje że trochę mi pomoże i zmieni moje nastawienia do życia itp. Zastanawiam się też czy nie zdobyć jakiś książek, dzięki którym będę mógł łatwiej zrozumieć siebie i zacząć budowanie nowego lepszego Siebie, coś z rodzaju "Coaching Tao".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Grupa wsparcia to nie takie hop siup, trzeba wiedzieć " z czym to się je ", choć nie powiem, przeszło mi to przez myśl :)

 

A tak w ogóle gdzie chodzisz na indywidualną, może coś polecisz? Może znasz miejsce którego ja nie znam?

 

Sytuacją z byłą dziewczyną nie przejmuj się aż tak mocno, to są silne emocje, z Twoich słów wnioskuję że zbyt wiele czasu jeszcze nie minęło, czasami żeby sobie pewne rzeczy w głowie poukładać trzeba m-cy. Nie zawsze zachowujemy się tak jak trzeba, jesteśmy tylko ludźmi.

Poradników psychologicznych jest mnóstwo, na pewno znajdziesz coś co Ci będzie odpowiadać. Możesz nawet napisać o jakiejś knidze, która wyda Ci się wyjątkowo dobra, może ktoś jeszcze z tego skorzysta i będzie się nią posiłkował?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stwórzmy własną grupę wsparcia, proszę Was :P

Muad Dib, skąd ją wypożyczyłeś? Mogłabym po Tobie też wypożyczyć, przydałaby mi się taka książka.

niestety musiałbyś się usamodzielnić na terapię dda/ddd, czujesz się na to gotowy? wgl robisz coś w tym kierunku? jak tam Ci idzie? co robisz? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×