Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

Agasaya,

Wniosek: Ludzie widzą nas inaczej niż my sami siebie. Nawet wiedząc czym jest BPD nie są w stanie wyobrazić sobie tego gówna w którym siedzimy i które wąchamy każdego dnia. Dla nich to takie "słodkie popierdolenie, urocze i niewinne, takie w którym można się zakochać bez pamięci" dla nas to kajdany bezsilności

coś w tym jest. mój facet uświadamiany przeze mnie co do powagi mojego zaburzenia (a jest człowiekiem wykształconym) zamiast sprawdzić sobie, z czym właściwie śpi w jednym łóżku, ignorował sobie powagę sytuacji :evil: a jak do mnie przyjechał i odkrył kilka blizn, zobaczył mnie w trakcie napływu depresji to wielce oburzony, skonsternowany, prawie obrażony, że "jak ja tak moge" :evil: to mu mówie, że "taki niby inteligentny, a jak co do czego, to ni ch. nieżyciowy, nic nie czai. przecież uprzedzałam go, że ze mną nie tęgo... że jeśli nie mam siły wstać z łóżka, to na seks nie mam ochoty tymbardziej"

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

KillBill, napisałeś bardziej niż zrozumiale

odpowiedź brzmi NIE, nie jestem w stanie panować nad emocjami w żadnej relacji, nawet takiej odnowionej. dobrym przykładem jest moja relacja z kolegą którą opisałam ciut wyżej. Tyle że mnie od typowego bordera odróżnia silniejszy lęk przed tym że to ja nie spełnię czyichś oczekiwań, niż że ktoś nie spełni moich. Dodatkowo sama w pewien sposób narzucam innym to czego ode mnie oczekują i zapętlam się w tym a potem tonę :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zielona miętowa, no skąd ja to znam... nawet moja przyjaciółka która niby zna mnie od A do Z jest oburzona za każdym razem, kiedy zobaczy nowe blizny :roll:

 

KillBill, zapomniałam o jeszcze jednym. Jak to nazwała moja terapeutka "Jestem mistrzynią okłamywania samej siebie, że nic się nie stało." Czyli na siłę właśnie racjonalizuję i wmawiam sobie że wcale nie czuję tego co czuję, bo przecież to absurdalne żeby się tak przejmować tym i tamtym. Tak więc wypieram te emocje i udaję że ich nie odczuwam, a potem dziwię się że nieustannie chodzę napięta, ciągle coś mnie boli i mam koszmary

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to takie role które sami sobie obieramy i które zamierzamy grać bez kaskaderów?

coś w tym stylu. wmawiamy sobie że inni oczekują od nas np perfekcji na każdym kroku a potem się zarzynamy żeby robić wszystko perfekcyjnie i zawieść nikogo. podczas gdy nasze pomyłki wcale nikogo nie zawodzą, dla nas są końcem świata i utratą twarzy...

przynajmniej ja tak mam.

uważałam (chyba już w czasie przeszłym) że ludzie oczekują ode mnie, że będę twarda i silna, że ze wszystkim sobie sama poradzę i nigdy nie będę płakać. starałam się ze wszystkich sił taka być. przeżyłam 2 ciężkie choroby matki, gwałt, stratę dziecka, kilka toksycznych związków, molestowanie, bycie matką swojej matki, emocjonalną stratę ojca, zerwanie zaręczyn i zawalenie się całego dotychczasowego świata... tylko 2 osoby widywały mnie płaczącą: matka i przyjaciółka i zawsze się tego wstydziłam. Wstydziłam się nawet sama przed sobą kiedy nocami wyłam do poduszki bo to oznaczało że jestem nie dość silna... nie dość dobra...

latami nikomu z niczego się nie skarżyłam, wszystko kryłam nawet przed najbliższymi. doszło do tego że biczowałam się psychicznie za samo to że coś poczułam. aż któregoś dnia zwyczajnie zaniemogłam... nie wstałam z łóżka przez następny tydzień... zrozumiałam że nie jestem silna i twarda... straciłam twarz przed samą sobą i uznałam że nie zasługuję na to żeby żyć.

Po 6 miesiącach trudnej terapii obiecałam sobie że już nigdy nie będę udawać, że czegoś nie czuję ani przed sobą ani przed nikim innym. Teraz chcę wylewać ten jad z siebie na bieżąco ;)

 

na moim blogu znajdziesz właśnie takie wylewanie z siebie jadu... staram się nie pisać tam w formie pamiętnika

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bosh, jaka ja wku*rwiona jestem, jak to czytam. LUSTRO! Normalnie, autentyczne lustro.

Odbijają się w nim wszystkie moje zachowania. Strach. Chęć ucieczki. Eskejp!

Czasami dilejt.

 

Agasaya, pisałaś, że od siebie dużo wymagasz, a od innych mniej. A ja wymagam zarówno od siebie, jak od innych. Ba... mam całe kwestie do wypowiedzenia przez drugą osobę. Oczekuję wręcz, że zastosuje się do mojego scenariusza.

Dobrze przynajmniej, że nie pokazuję tego, gdy osoba mnie rozczaruje.... wtedy byłby koszmar i jazda bez trzymanki.

W sumie to dużo się już nauczyłam: jak żyć z tym cholernym zaburzeniem.

Chociaż wiem, że dalej jestem uciążliwa i wkurzająca. I wtedy sobie myślę... halo... a ty nie jesteś? Jesteś jak cholera. I wyliczanka.

Najlepszą obroną jest atak...

 

Tylko czemu póżniej to boli sto razy bardziej, niż gdyby to zaatakowała mnie ta "osoba" a nie ja ją?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agasaya, Dorotko, nie czytałam Twoich postów od jakiegoś czasu. Dziś przeczytałam.

Jetem pełna podziwu, w tak szybkim tempie się zmieniasz! Na pozytyw oczywiście. Tak dużo umiesz o sobie otwarcie opowiedzieć, te wypowiedzi są takie głębokie i znaczące.

Odwaliłaś kawał dobrej roboty.Bądź z siebie dumna, masz z czego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agasaya, Dorciu, a już nie masz tej terapeutki? Masz inną? czy w innym nurcie chodzisz na terapię?

 

wiem, że mam borderline, ale psycholog i psychiatra twierdzi , że nie , że to coś innego.

Jak czytam wszystkie opisy BPD to pasuje do mnie w 100%, nie wiem co zrobić, żeby przekonać

Jeśli to są tylko Twoje przypuszczenia, radziłabym jednak nie samodiagnozować się.

Ja gdybym czytała wszystko na temat zaburzeń i odnosiła do siebie, uważałabym pewnie, że też mam BPD i wiele innych zaburzeń.

NIe przekonasz specjalistów co do swojego zdania, najważniejsza jest diagnoza. Nie obowiązuje ona na całe życie. Po jej zakończeniu, po jakimś czasie można zdiagnozować się ponownie i uwierz, wiele zachowań czy mechanizmów ulegnie zmianie.

Diagnozując się samoczynnie można wyrządzić sobie krzywdę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

*Monika*, na chwilę obecną razem z terapeutką zadecydowałyśmy o przerwie w terapii. Teraz terapią ma być dla mnie życie a jak zechcę popracować nad tym nad czym do tej pory nie chciałam to mam wrócić.

Rozumiem.

A pracujesz nad czymkolwiek?

*Monika* mi kurator zasugerował po kilku rozmowach na temat zachowań dlatego zainteresowałem się tematem.

Pomogło? Rozświetliło problem?

Agasaya

No tak, masz rację, pewnie nie uda się przekonać, ale ja wiem co czuję i nie mogę niestety dostać właściwej pomocy, choć z drugiej strony i tak czytałam , że BPD jest nieuleczalne :-|

NIe jest nieuleczalne. Może trudne w leczeniu.

Bez interwencji specjalistycznej na pewno samo nie zniknie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zielona miętowa, tak jak napisałam to była wspólna decyzja. pod koniec terapii nie czułam już że mam coś jeszcze do osiągnięcia poprzez te spotkania. wydawały mi się one stratą czasu. a że nie chciałam rozmawiać o przemocy seksualnej... nie chciałam to za dużo powiedziane... nie byłam w stanie..., to umówiłyśmy się że wrócę jeśli poczuję potrzebę i siłę z tym powalczyć.

Póki co terapia procentuje w moim życiu bardzo ładnie :smile:

 

*Monika*, nieustannie nad sobą pracuję i to powolutku nawet przestaje być męczące a wchodzi w nawyk.

 

jude, tak zaburzenie osobowości jest nieuleczalne ale można wyleczyć objawy i niemal do zera wytłumić takiego bordera na przykład ;) w każdym razie ja bardzo mocno w to wierzę, dążę do tego i widzę efekty :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agasaya, to też cieszę się, że tak się sprawy mają, że widzisz skutki terapii, a co do przemocy seksualnej to wiem czym to pachnie. w głowie rozdzierające, pomieszane emocje, nienawiść do siebie za te uczucia i jeszcze opowiadaj o nich obcej osobie :roll: nic przyjemnego. btw ile czasu spędziłąś na terapii w sumie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak to jest...? Jak to jest z Waszymi wymaganiami wobec innych? Czy oczekujecie, że ktoś idealnie dopasuje się do Waszych wymagań, będzie takim jakim wymyśliliście aby był? W pewnym sensie nawet tego żądacie na zasadzie czarne albo białe, czyli albo powinnien spełnić wymagania i dokładnie zrobić co chcecie, albo niech spada? Co czujecie jeśli ktoś nie spełnia tych wymagań? Uważacie, że wówczas działa przeciw Wam, nie lubi Was, nie spełnia wymagań specjalnie (z premedytacją), bo gdyby Was lubił to oczywiście te wymagania według Was by spełnił? W sytuacji kiedy ktoś nie spełni Waszych wymagań i reagujecie gniewem, odtrącacie tą osobę, to czy pomimo Waszego odtrącenia oczekujecie jednak aby ten ktoś na nowo, ponownie udowodnił Wam, że was lubi, zalezy mu? Oczekujecie aby Was zdobywał?

 

Czy może naprawdę wierzycie głęboko, że ten ktoś was nie lubi, dlatego w pewnym sensie zmuszacie daną osobę aby o was walczyła, co tak naprawdę jest równoznaczne dla was z odbudowywaniem zaufania wobec tej osoby po tak wielkim w Waszym odczuciu zranieniu?

 

Czy sprawdzacie swoich znajomych na ile was lubią poprzez wymuszanie na nich swoich zachcianek i tylko kiedy odpowiadają zgodnie z waszymi wymaganiami czujecie się lubiani? Czy rozumiecie, że ktoś może czegoś dla was nie zrobić, bo zwyczajnie mu to nie pasuje, co nie oznacza, że was nie lubi?

 

Jak się odnajdujecie w takich sytuacjach?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heloł, etien :)

 

Ja? Hmm... zawsze szukam indywidualistów, ludzi w jakiś sposób nieprzystosowanych i "ciężkich" w sposobie bycia, czy - życiowo.

Ale, w momencie, gdy jesteśmy już w trakcie procesu oswajania etc., włącza mi się mój wzór, schemat danej osoby, a w zasadzie - każdego - jaka dana jednostka być powinna itd., itp., i, oczywiście, nie czuję potrzeby wyjaśniania czego oczekuję, jak być powinno, ponieważ mam poczucie, iż mi należy czytać w myślach, wychwytywać moje oczekiwania z powietrza.

Z jednej strony chcę osoby niepodporządkowanej, trudnej, z drugiej strony usilnie, a zdarza się, że i inwazyjnie staram się personę ułożyć pod siebie.

Wściekam się niemiłosiernie, gdy osoba odstaje od moich oczekiwań (o których, notabene, wiem tylko ja), ale i czasami jaram się faktem, że nie jestem w stanie dotrzeć, indywiduum wymyka mi się z rąk.

 

Czy oczekuję "zdobywania"?

Idealne ujęcie!

Owszem, koniecznie. Gdy dana osoba na chwilę przestaje się starać, wyłącza się, czuję się odłożona na bok, bo, najpewniej, już mnie nie lubi, już mnie nie kocha, już mnie nie chce, na pewno ma kogoś innego, lepszego etc.

Wówczas, najczęściej, poddaję się.

Nie zamierzam walczyć, bo z jednej strony pokutuje we mnie świadomość, że to "mi się należy" i o mnie trzeba zabiegać, a z drugiej strony, zaczynam odczuwać swoją beznadziejność, "mi nic się nie należy" i choć powinnam walczyć "o", to nie widzę sensu, bo i tak przegram, bo każdy, niezależnie od tego, z kim "mierzyłabym się" - jest ode mnie lepszy.

Obrażam się więc śmiertelnie i zniechęcam, o ile dany ktoś wróci, choćby po dniu nieobecności w moim życiu.

 

Staram się racjonalizować, dostosowywać, ale wówczas mam poczucie, iż "to nie jestem ja", zatracam gdzieś siebie, bo przecież skoro nie wolno mi pokazać, jak bardzo mi zależy etc., to, tym samym, nie mogę pozwolić sobie na bycie szczerą, bycie sobą.

 

Chyba coś nieskładnie piszę.

W każdym razie, to chyba "to"..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Atalia, napisałaś bardzo składnie i niezwykle trafnie określiłaś to, jak ja funkcjonuję w relacjach.

Ostatnio miewam straszne pędy myślowe, chciałabym przekazać wszystko i, w zasadzie - nie potrafię.. Stąd poczucie nieskładności :bezradny:

 

-- 13 maja 2012, 17:29 --

 

No i "super", że nie jestem sama...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

etien, tak, chociaż walczę z tym.

Najzabawniejsze jest to, że osoby najbardziej narażone na moje testowanie reagują bardzo różnie, wręcz niekonwencjonalnie, co mnie zaskakuje i cieszy, tak, że zapominam o własnych standardach ;)

 

Atalia, wychodzi na to, że najlepsze relacje to takie, gdzie dwie osoby będą się stale zaskakiwać, pamiętając o tym, by... nie było nudno ;)

 

-- 13 maja 2012, 19:43 --

 

Swoją drogą... czujecie, że atakowanie kogoś to wyraz buntu ale i (a może przede wszystkim) próba zwrócenia maksymalnej uwagi?

To jak moment, w którym myślę sobie... zrób coś ze mną... ale nie umiem tego wyrazić wprost, więc atakuję albo PROWOKUJĘ. Po to tylko, by bliska osoba ZROBIŁA COŚ. By była autentyczna. Szczera. Bliska. Bym wiedziała, że ta osoba jest moja i tylko moja i NIC nie jest w stanie tego zniszczyć.

 

Pogmatwane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×