Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

A ty z centrum śląska jesteś, czy bardziej z ubocza? :)

 

Hmm, może kanał nie zawsze. Ale zazwyczaj tak to się kończy. Albo, dla odmiany, złością o wszystko. Ogólnie mnóstwo we mnie gniewu, żalu i wszystkiego co najgorsze. Tym bardziej w chwili obecnej - rozpoczęcie terapii, rozdrapywanie starych ran, wracanie do uczuć z przeszłości... Euforie oczywiście też bywają. Wtedy sobie myślę "ahh, no nie mam problemu. wszystko jest wspaniale!". :mrgreen:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mieszkam tylko z matką i jedynie ona mnie wychowywała. Kiedyś myślałam, że to dobrze, a od lat wychodzą braki :D. Tym bardziej, że właściwie czułam się wychowywana sama przez siebie. No cóż. Matka też lekko nie miała, ale trudno pozbyć się nienawiści i żalu wobec tego, co było.

Ehh. Mam ogromną potrzebę wyżalenia się dzisiaj :D.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moyraa, to mów... wal jak w bęben ;)

ja do 18 roku życia mieszkałam z obojgiem rodziców ale ojca widywałam kilka miesięcy w roku, zwykle pijanego, przerzucającego kanały w telewizorze. właściwie tak jakby go nie było... a może gdyby go nie było to byłoby nawet lepiej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

*Monika*, racja ;). Ale tak czy inaczej - trudno jest się zdobyć na otwartość. Na forum to jeszcze, ale w realnym życiu... Jest jak jest. Ale będę walczyć. Nie będzie łatwo, bo robię krok w przód i dwa w tył... ale musi się udać.

 

No pewnie to już jest jakiś pierwszy krok ;). Przez długi czas nie zdawałam sobie sprawy z problemu - z relacjami, złością, lękiem, zaburzeń w odżywianiu itd. Jestem teraz często w domu nie do wytrzymania przez to wszystko, ale to chyba znaczy, że coś zaczyna się dziać.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oby, oby oby. Czasem już nie wytrzymuję ze sobą. Skończyłam dzisiaj czytać "Uratuj mnie". Ksiązka napawa wielkim optymizmem co do wyleczenia. Także jak ktoś nie czytał - z całego serca mogę polecić. Tyle się gada o tym, że zaburzenia osobowości można jedynie trzymać w ryzach, a jednak są przypadki całkowitego wyjścia z tych schematów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie też mama jest takim wyzwalaczem agresji... chwilowo mamy zawieszenie broni z uwagi na wojnę ze wspólnym wrogiem czyli moim ojcem :roll:

u mnie też zabawnie. matka jest przeze mnie nienawidzona. chodzi za mną i pyta "a dlaczego masz takie brzydkie włosy?" próbując wytłumaczyć, że jestem zmanipulowana, skoro nie przyjmuje ślepo za rację tego, co mi mówi. za to tatuś jest przeze mnie regularnie idealizowany, z czego poniekąd zdaję sobie sprawę :lol: ale co tam. grunt, że czuję się kochana i szczęśliwa dzięki jego osobie. tylko matka widząc jak ze sobą rozmawiamy (czyli pogodnie i normalnie) miota się po domu i wyklina nas na głos. w jej mniemaniu winnam nienawidzieć go conajmniej tak jak ona, podkreślając jak najczęściej, że zmarnował jej życie. fakt, że tego nie robię, bezsprzecznie świadczy o tym, że mam wyprany mózg, ew. zostałam przekupiona pieniędzmi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I zamartwiam się znowu, że "to koniec", "nie ma już nic". Wiem, że to bez sensu, bo nie mam właściwie powodu, aby tak oceniać relacje z jedną osobą... a mimo wszystko zżera mnie wewnętrzny ból i ogromny strach. Ciągłe myśli "co zrobiłam nie tak? co takiego powiedziałam? On już nie chce. Na pewno". Niech mnie ktoś stuknie w głowę :hide: . Tak porządnie.

Kiedy skończy się ta okropna walka, którą w sobie toczę? Jak być szczęśliwą z kimś, jeśli samemu się nie da, a pojawienie się drugiej osoby jest równoznaczne z dużo większymi wahaniami nastrojów, których kompletnie nie potrafię ogarnąć. Tak bardzo pragnę, a tak bardzo cierpię. Pustka. Euforia. Ból. Strach. Pustka. Euforia. Ból. Strach.

Boję się. Boję się, że kiedyś wyjdą na wierzch brudy mojej duszy i wszystko zepsuję. Narazie kontroluję, bo wiem, że to wina moich do bólu pesymistycznych myśli, a nie rzeczywistości. Ale co potem? Jak długo będę mogła to ukrywać?

Musiałam się wygadać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O to chodzi, że właśnie nic się nie stało, a ja nie umiem sobie przetłumaczyć. A nie chcę robić z siebie wariatki i czepiać się bez powodu, osaczać. Już nie raz sporo na tym traciłam :(. To dopiero się rozkręca, nawet ze sobą nie jesteśmy, a ja już w środku wiariuję. Muszę sama sobie z tym poradzić, a gadanie o problemach z emocjami, z którymi się borykam to nie byłby najlepszy start. Tylko jak sobie radzić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O to chodzi, że właśnie nic się nie stało, a ja nie umiem sobie przetłumaczyć. A nie chcę robić z siebie wariatki i czepiać się bez powodu, osaczać. Już nie raz sporo na tym traciłam :(. To dopiero się rozkręca, nawet ze sobą nie jesteśmy, a ja już w środku wiariuję. Muszę sama sobie z tym poradzić, a gadanie o problemach z emocjami, z którymi się borykam to nie byłby najlepszy start. Tylko jak sobie radzić...

 

 

miałam identycznie, Kochana.

mój związek się zaczynał, a ja zamiast się cieszyć, przeżywałam utratę. Nie byłam w stanie funkcjonować normalnie, mając w głowie choćby perspektywę tego, że może nam się nie udać, możemy KIEDYŚ się rozstać.

 

kiedy zrobiło się stabilnie, ja nie mogłam się w tym odnaleźć, sama fundowałam sobie huśtawkę, nie potrafiłam być szczęśliwa, bo było za dobrze lub sobie wkręcałam, że wszystko to zaraz się skończy...

 

koszmar!!! po 2 miesiącach tej szarpaniny byłam (jestem :( ) tak zmęczona, że szok...

w dodatku po tej całej intensywności, gdy nastał 'spokój', ja nagle zaczelam sobie wkręcać, że nic nie czuję, że coś jest nie tak.. I oczywiście psuję ten spokój myslami "kocham - ? nie kocham -? czuję coś - ? jesteś mi obojętny - WKURZASZ MNIE!!!!!"...i tak w kółko...

 

Leczysz się?

 

przytulam mega mocno i bardzo bardzo z Tobą empatyzuję.

 

:*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki wielkie :*. Ja też przytulam mocno :*. Naprawdę fajnie jest wiedzieć, że nie jestem sama. Chociaż wolałabym, aby inni nie cierpieli z podobnych powodów (tak. ja z tych za bardzo empatycznych... stety lub niestety :P ).

 

Tak, leczę się. Chodzę na terapię. Dzisiaj byłam trzeci raz. Weszłam do gabinetu naprawdę radosna i myślałam, że jest lepiej. Potem zdałam sobie sprawę, że się bardzo myliłam. Na okrągło to samo. "Przecież wszystko ze mną w porządku. Jestem najszczęśliwsza na świecie". Godzinę później, czy tam góra kilka godzin "wszystko jest do bani, kompletnie sobie nie radzę". Mam nadzieję, że siebie zaskoczę i docenię czas, kiedy nie będę musiała się martwić o to, czy mnie oleje. Choć tyle razy już...

Od gimnazjum robi się coraz gorzej :(. Teraz mam 18 lat i zamiast cieszyć się życiem, to zazwyczaj się zamartwiam i zbyt często brak mi sił na cokolwiek, na docenianie czegokolwiek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moja siostra po wielu latach poczytała o moim zaburzeniu i jedyny wniosek, który z tego wyciągnęła to to, że jestem manipulatorem, kłamcą i przede wszystkim jestem uzależniona od wszystkiego, co tylko uzależnia.\

to upoważnia ją do starań zamknięcia mnie w jakiejś zamkniętej placówce, jak przypuszczam, do usranej śmierci.

jestem wysoce rozczarowana, że nie doceniła mojej wyjątkowej borderowej inteligencji... chociaż, cóż się dziwić.

lepiej być popapranym niż zwyczajnym, przeciętnym i prostym. lepiej być samotnym, bo nikt z takim okazem bordera jak ja nie wytrzymuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×