Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć Izzie, szkoda, że Twoja ówczesna terapeutka nie umiała sobie poradzić z uczuciami, które bardzo często przytrafiają się pacjentom w terapii. Miałam to samo - poczucie, że ktoś Cię rozumie, że mu na Tobie zależy, ciepło, serdeczność... Naturalne, że tworzy się szczególna więź, którą można zaliczyć do jakiegoś rodzaju miłości. Ta terapeutyczna praca nad relacją też ma wtedy swój sens. Życzę Ci, aby obecna terapeutka potrafiła sobie dać radę z takimi emocjami (na wszelki wypadek oczywiście) :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

taka trochę miłość dziecka do matki...

 

Moja terapeutka stwierdziła, że ja odczuwam miłość jak dziecko. Od partnerów oczekiwałam miłości takiej jakiej się oczekuje od rodzica. A nie na tym to polega.

Przez pierwsze 3 razy biegłam do terapeutki jak na skrzydlach, zaraz po wyjściu od niej nie mogłam się doczekać kolejnego spotkania. Teraz już emocje ochłonęły ale nadal mi dobrze ze świadomościa że ona mnie rozumie.

 

A teraz jak sobie z tym radzisz? Jesteś z kimś blisko ?

 

Teraz staram się skupic na sobie, odnaleźć sie po tych wszystkich latach "służenia komuś".

Uciekłam w wirtualny świat w którym mam przyjaciół, którym zawsze mogę się wyżalić. To zajmuję mi czas i myśli. A w realnym świecie nie dopuszczam do siebie nikogo z kim mogłabym mieć typową relację damsko-męską. Są 3 osoby ale z żadnym z nich nie mogłabym być w prawdziwym związku więc nie boje się że znów się zakocham. Są to tylko znajomi, pogadac, posmiać się.

Jesli mam kochac głupio to nie chce wcale. Zreszta mam juz dość, miłość nie jest dla mnie.

 

Cześć Izzie, szkoda, że Twoja ówczesna terapeutka nie umiała sobie poradzić z uczuciami, które bardzo często przytrafiają się pacjentom w terapii.

 

Izzie a co twoja terapeutka o tym uczuciu twoim do niej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja terapeutka stwierdziła, że ja odczuwam miłość jak dziecko. Od partnerów oczekiwałam miłości takiej jakiej się oczekuje od rodzica. A nie na tym to polega.

Ja bym powiedziała ciut inaczej.

Mam wrażenie, że borderki w ogóle szukają kogoś, kogo mogą kochać całościowo i w którym będą mogły skupić WSZYSTKIE uczucia - jednocześnie rodzica/opiekuna, przyjaciela/bratnią duszę i kochanka. Spychają wszystkich na 2 plan koncentrując się na tej jednej osobie, tylko problem się pojawia, jak te role zaczynają się wzajemnie kłócić - jak połączyć role ojca i kochanka, to dostajemy mistrza-przewodnika, ale to z kolei trochę wyklucza się z przyjacielem. Z kolei przyjaciel i kochanek w jednym często nie dorasta do roli odpowiedzialnego opiekuna. Itd itp...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vian, u mnie problem w tym, że w miłości zawsze oddawałam cała siebie. Żyłam życiem swojego faceta kompletnie zapominając o sobie. Całe moje życie podporządkowywałam związkowi a faceta oplatałam jak bluszcz. To było chore.

Sądziłam że jesli dam z siebie wszystko to choć troche dostane w zamian - ba ja tego absolutnie oczekiwałam, a gdy nie dostawałam nic wpadałam w szał. Nie rozumiałam tego że skoro ja tyle z siebie dałam to dlaczego on nie chce mi dać tego lub owego, przeciez ja sie bardziej wysiliłam. Przez to wszystko wielokrotnie byłam wykorzystywana. Dostawałam obietnice. A to mnie jeszcze bardziej wkurzało.

Potrafiłam krzyczeć, płakac, bić, szantażować a nawet tupać nóżką jak mała dziewczynka- to było bardzo bardzo chore i złe. Głupie i niszczące mnie. Najgorsze, że im mniej dostawałam tym bardziej tego pragnełam tym bardziej nalegałam i tym bardziej wszystko psułam.

Dlatego po ostatnim związku trzymam sie z daleka od - no może nie facetów bo tu bym skłamała, ale od zakochania sie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja była (border naturalnie) to trochę inaczej miała. Tzn miała okresy, że też, jak to ujęłaś, oddawała całą siebie - robiła więcej niż potrzeba, była zawsze, starała się pomóc we wszystkim i dosłownie robiła co zechcę. A potem z dnia na dzien po prostu przestawała. Nie było jej w ogóle, robiła się złośliwa, opryskliwa, humorzasta, potrafiła robić dzikie awantury. A potem znów - przychodziła w przeprosinach, bo "nie wie, co w nią wstąpiło" i znów starała się nadrobić to, co narozrabiła, aż znów ją szlag trafiał. ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vian, Ja też miałam takie okresy. Ze skrajności w skrajność bym powiedziała. W momentach gdy nie dostawałam nic w zamian za "swoje poświecenie" (które tak naprawde na siłę komus narzucałam) dostawałam szału i wybuchały awantury typu : nie kochasz mnie, ja dla ciebie to i owo ty dla mnie nic.

Potrafiłam rzucać szklankami, talerzami i mówic bardzo złe słowa.

Poźniej zamykałam sie w sobie, przez kilka dni potrafiłam siedziec w drugim pokoju kompletnie nie wymawiajac do niego nawet jednego słowa.

W końcu nie wytrzymywałam bo brakowało mi tego "bycia z nim" i przepraszałam zawsze pierwsza- czy by.ła moja wina czy też nie.

Mój maż to wykorzystywał bo zawsze miał to co chciał a moje napady jakos znosił, później się cieszył że ma te kilka dni wolnych odemnie gdy siedziałam zamknięta w drugim pokoju. Gdy przychodziłam przepraszać znów był na wygranej pozycji bo przeprosiny kończyły sie w łózku a ja znów dawałam z siebie wszystko ehhhh

W ciagu kilku dni potrafiłam raz cieszyć się życiem, śmiac się na głos by za chwilę myslec o samobójstwie i szukac najwyższego bloku w okolicy.

Meczyło mnie to i niszczyło. Nie chce juz :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I ja to niestety przerabiałam...

2 lata temu dotyczyło to terapeutki... wielka miłość, uzależnienie się od niej, obssesja.... zniszczyło mnie to... Nawet nie chcę o tym już pamiętać!

A mogę spytać czy jesteś bi lub homoseksualistką? Czy może to uczucie/obsesja pojawiła się pomimo bycia osobą heteroseksualną?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naterapii, terapeutka jak najbardziej umiała poradzić sobie z tym moim uczuciem do niej, jednak terapia z przyczyn logistycznych musiała zostać w tym newralgicznym momencie przerwana... a ja zostałam jak ta sierota z dala od niej. Jednak pomimo kilkuset km miałam z nią czasami kontakt telefoniczny i zawsze jak coś mogłam pisać albo dzwonić. No ale że mi z czasem nie wystarczało mi to, obsesja na jej punkcie wzrastała to skończyło się jak się skończyło...

 

Lili7, chodzisz na terapię ? Opisywane przez Ciebie sytuacje funkcj. w związkach, w bliskich relacjach są identyczne co u mnie... dochodzi jeszcze zaborczość, zazdrość ... omg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie wiem, czy moja miała jakiś konkretny powód, bo niezależnie od tego, czy się interesowałam i starałam dużo czy mało, to po mniej więcej 2-3 miesiącach była zmiana. ;-) A ja jakoś nigdy nie umiałam do tego podchodzić spokojnie, jak do pory roku, nie wspominając o jakimś wyciąganiu z tego korzyści na zasadzie "za 3 miechy będę znowu górą". Zresztą co z tego, jak na chwilę obecną traktowała mnie jak szmatę. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niosaca_radosc, twierdzę, że jestem bi, aczkolwiek bliskie osoby trochę się podśmiewują jak dalej uparcie twierdzę, że jestem bi... Bi z przewagą less jak ja to mówię.

Ale w przypadku miłości do terapeutki to nie chodziło mi o jej urodę, wygląd ogólnie, tylko to, jaka była.

 

W przypadku obecnej terapeutki nachodzą mnie czasami głupie myśli, aż się tego wstydzę :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lili7, chodzisz na terapię ? Opisywane przez Ciebie sytuacje funkcj. w związkach, w bliskich relacjach są identyczne co u mnie... dochodzi jeszcze zaborczość, zazdrość ... omg

 

Tak chodze na terapię, od dość niedawna bo od 5 tyg dopiero. Mam mieszane uczucia ale nie byłabym sobą gdybym nie sprawdziła więc cierpliwie chodzę.

 

W przypadku obecnej terapeutki nachodzą mnie czasami głupie myśli, aż się tego wstydzę :hide:

w końcu jestesmy tylko ludźmi :)

 

Vian mój się w ogóle nie starał. Ja kochałam i starałam sie za nas dwoje. A do "ekscesów" dochodziło gdy brakowało mi w tym sił :(

Ja nigdy nie byłam góra. Nawet teraz po 6 miesiącach, mimo dzielących nas 600km ma niesamowitą władze psychiczną nade mną :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lili7, zupełnie szczerze? Ja swoich starań trochę żałuję, bo po co one, skoro i tak wszystko było źle, niedobrze, za mało. Jakbym miała wywalone i stara się, to dobrze, wścieka, też dobrze, grozi, że się zabije, to trudno, to chociaż byłabym ja zdrowsza. Wiem, brzmi podle, ale taka jest prawda w moim konkretnym wypadku.

 

Oczywiście nie mam tu na myśli, że u Ciebie Twój robił dobrze, że miał Cię w dupie, ale fakt faktem, że takie przypadki jak mój też są.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vian mój nie starał się w ogóle. Zawsze miał posprzatane, ugotowane, uprane, mnie na zawołanie gdy tylko chciał. W zamian chciałam tylko odrobine bezpieczeństwa. Problem w tym że trafiłam na socjopatę i mitomana który mnie wykorzystywał w każdy możliwy sposób. Znęcał sie nade mna psychicznie, fizycznie, finansowo itd Cały ten 6-cio letni związek to koszmar. Wmówił mi że jestem nikim, wmówił mi że nikogo lepszego nie znajdę. Dwa razy byłam bardzo bliska by skończyć ze sobą. Dwa razy uratowała mnie moja córka. Przez pierwsze 4 m-ce ciazy nie było dnia by nie miała mysli samobójczych, do czasu gdy poczułam jej pierwsze ruchy w brzuchu. Druga część ciąży żyłam z jego słowami, że jak urodze to mi ja zabierze. Miałam plan że po porodzie albo skocze z mostu albo pójdę na oddział zamknięty. Gdy ją zobaczyłam po raz pierwszy wiedziałam że dla niej musze walczyć z nim i ze sobą samą.

Dlatego poszłam na terapię. Dlatego próbuję coś ze sobą zrobić. Nie chce by ona w przyszłości przechodziła przez to co ja. Tym bardziej by przechodziła przez to przeze mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym że trafiłam na socjopatę i mitomana który mnie wykorzystywał w każdy możliwy sposób.

Cóż, pozostaje mi współczuć, gratulować dobrych decyzji i trzymać kciuki za wytrwałość. :) Motywację masz cholernie mocną.

 

 

 

Aczkolwiek między bogiem a prawdą, to gdyby zarejestrowała się tu moja była, to bardzo wątpię, żeby się wypowiedziała o mnie pochlebnie... ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niosaca_radosc, twierdzę, że jestem bi, aczkolwiek bliskie osoby trochę się podśmiewują jak dalej uparcie twierdzę, że jestem bi... Bi z przewagą less jak ja to mówię.

Ale w przypadku miłości do terapeutki to nie chodziło mi o jej urodę, wygląd ogólnie, tylko to, jaka była.

 

W przypadku obecnej terapeutki nachodzą mnie czasami głupie myśli, aż się tego wstydzę :hide:

A myślicie, że taka obsesja może zaistnieć w przypadku kiedy ja jestem hetero? Bo szczerze mówiąc, aktualnie terapeutka jest najważniejszą osobą, z którą mam regularny kontakt i chyba boję się, że sama wpadnę w taką obsesję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lili7, no właśnie chyba się tego boję. Nie jestem w stanie np. wyobrazić sobie, że kiedyś nadejdzie moment rozstania. Najchętniej chodziłabym do Niej na terapię przez całe życie. Nie czuję do Niej żadnego pociągu seksualnego, ale jest dla mnie kimś bardzo ważnym i praktycznie idealnym zarówno pod względem wyglądu, jak i charakteru czy osobowości. Chciałabym być taka jak Ona.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niosaca_radosc, myślę, że jak najbardziej. Ja będąc wtedy w terapii nawet bym nie pomyślała, że jestem bi/less. To wyszło dużo później.

Naprawdę powiedz jej o tym co do niej czujesz, kim dla Ciebie jest, o swoich lękach i obawach. Ja długo to skrywałam i b.żałuję, że tak późno mojej terapeutce o tym wszystkim powiedziałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest profesjonalistką. Tego jestem pewna. Ale nie mam pojęcia co miałabym Jej powiedzieć. Jak miałabym Jej to powiedzieć.

Zresztą, chyba boję się przyznać, że jest dla mnie ważna nawet przed samą sobą, bo wiem, że kiedyś będziemy musiały się rozstać. A napawa mnie to nawet nie lękiem, a przerażeniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałam to samo, więc doskonale Cię rozumiem... wstydziłam się tego okropnie ! Moją terapeutkę powiadomiłam smsem o tym, co do niej czuję.. I jakoś się rozkręciło. Tylko że wtedy musiałam przerwać terapię ze wzgl.na przeprowadzkę do innego miasta no i pojawił się problem... Objawy mną zawładnęły i dochodziłam do siebie jakiś rok... Ale Ty masz możliwość terapii u tej samej terapeutki, więc naprawdę możesz to przepracować... wiem wiem, ale i tak trzeba będzie kiedyś zakończyć terapię i tj.najgorsze...

Moja terapeutka domyślała się, że mam takie skłonności, ponieważ kilka lat wcześniej podobna sytuacja była z nauczycielką..

 

A tymczasem ja biję się z myślami czy iść pojutrze na terapię, czy nie... Trochę nawywijałam i najchętniej zniknęłabym terapeutce z oczu, dla jej dobra.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja terapeutka domyślała się, że mam takie skłonności, ponieważ kilka lat wcześniej podobna sytuacja była z nauczycielką..
Aż się uśmiałam. Miałam dokładnie to samo. Zachłysnęłam się znajomością z nauczycielką, potem coraz bardziej się do siebie zbliżałyśmy, pomogła mi itp., tyle że ja doprowadziłam do sytuacji, że nadal mam kontakt z tą nauczycielką, więc dla mnie nie skończyło się to źle.

W ogóle, złapałam się kiedyś na tym, że chciałabym, żeby tak wyszło z terapeutką. Że z Nią też zawsze będę miała kontakt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×