Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

a w nocy zalewają mnie wszystkie obawy. Najgorsze jest to, że ja sądzę, że się potwierdzą!

 

Gdybys nie wierzyła ze sie potwierdzą to przestałyby cie zalewac nocami...taki to podły mechanizm... :( ale dasz radę !

Trzymam kciuki o posylam ciepłe mysli

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdybys nie wierzyła ze sie potwierdzą to przestałyby cie zalewac nocami...taki to podły mechanizm...

 

Fakt... choć raczej powiedziałabym, że BOJĘ SIĘ, że się potwierdzą. Mam jakąś wizję 7f na podstawie własnych czterech konsultacji oraz różnych opinii z forów (naczytałam się - na takiej samej zasadzie jak czyta się ulotki przed połknięciem leku - czego się można spodziewać...) i ta wizja jest przygnębiająca. Oczywiście nie wiem, jaka jest prawda, no i jadę, aby się przekonać. Na terapii wyszło, że boję się wszystkich rzeczy, które kojarzą mi się z matką - ironizowania, sarkazmu, kpiny, pouczania, patrzenia w góry, braku empatii, braku wnikliwości, powierzchownego oceniania (oczywiście "z dobrymi intencjami"), łopaty w dłoń i harować, działać... :cry:

 

Trzymam kciuki o posylam ciepłe mysli

Dzięki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja dziś miałam test na iq. Poszedł mi okropnie...jestem pewna, ze wyjdzie mi dalsze pogorszenie funkcji poznawczych:(

Poza tym, to od kilku godzin nie czuję ani cierpienia ani pustki, ani w ogole nic- jakbym nie czuła, ze zyję. Jedną z najgorszych rzeczy w tym stanie jest to, ze się nie mozna w nic zaangazowac, nic się nie chce (bo to emocje nas pchają do działania)...dosłownie ma się ochotę popelnic samobojstwo z nudów.Ja to piszę powaznie. Czas się ciągnie w nieskonczonosc i cokolwiek by się nie robilo, to nie wciąga... jak nie czuję cierpienia,pustki i frustracji, to nie czuję juz nic...

 

echh... jak ja Cię rozumiem. :roll: mam właśnie tak samo. :hide: jakbym nie czuła, że żyję, nic chyba już nie czuję :shock: , a czas wlecze się w nieskończoność, nic mi się nie chce, nie mogę się w nic zaangażować tak sama z siebie, mogę zrobić coś, co muszę, wypełnić obowiązki, jeśli ktoś mi coś każe itd. - zbieram się wtedy błyskawicznie. ale nie czuję tego. i to mnie martwi, chociaż w sumie w ubiegłym roku w lato miałam dokładnie tak samo. przy tym tak jak u Ciebie depersonalizacja. no i u mnie derealizacja, wciąż od dwóch lat, od tej cholernej boreliozy! :why:

i wiesz co, Olu..? ja chyba rozumiem co Ty miałaś myśli pisząc o rozumowym odczuwaniu czy czymś takim. bo ja tak mam teraz np. jeśli chodzi o tęsknotę za terapeutką. ja chyba bardziej tęsknię rozumowo niż tak... no sama nie wiem jak to nazwać, ale jeśli coś czuję to inaczej. tak jakbym nie miała w ogóle kontaktu ze sobą. bardzo intryguje mnie fakt, że to mi się nasila właśnie bardzo w lecie, pod wpływem słońca i wyższej temperatury. ja to u siebie chyba wiążę to z nadwrażliwością na światło, jestem wtedy jak naćpana i tak jakby nic mnie nie obchodziło. moja współlokatorka ma tak na przykład jak ma migrenę - mówi, że czuje się jakby nie miała w ogóle uczuć. a ja mam jeden ciągły stan migrenowy, więc może dlatego tak mam... teraz jak zintensyfikowałam leczenie borelii to mi się to jeszcze nasiliło, tak jakbym straciła uczucia. :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, bo uczucia tęsknoty i przywiązania w stosunku do terapeutki są tak silne, że się ich boisz i podświadomie je wypychasz, odrzucasz. Dlatego czujesz je tylko częściowo, nie przyjmujesz ich.

 

Jeśli chodzi o lato i wakacje, rozumiem Cię. To jest moja pięta achillesowa. Wszyscy się cieszą, że jest słonecznie, a ja cichutko płaczę w kąciku, że nie pada... bo jak świeci ostre słońce, czuję się jak w klatce, w potrzasku. I też często mnie wtedy boli głowa.

 

Przeważnie w wakacje mój stan psychiczny znacznie się pogarsza, ponieważ nie mam z góry wyznaczonego celu, do którego muszę dążyć. W roku akademickim jest to nauka. Gdy są wakacje, muszę odpoczywać, spotykać się ze znajomymi i cieszyć się jak na zawołanie, a ja przez brak tego celu (jakkolwiek bym nie była znużona nauką) popadam w marazm. Może jest to też związane z tym, że z jednej strony nie lubię mieć zbyt dużo spotkań towarzyskich, a z drugiej strony gdy ich jest za mało, zaczynam czuć się bardzo samotna.

 

Na szczęście, przez pierwsze dwa dni zasłużonych wakacji nastrój mi dopisuje. Pytanie tylko jak będzie dalej, ale to też do mnie należy, żeby umieć sobie samej dogodzić, sprawić przyjemność i nie dopuścić do stanów depresyjnych, lękowych. To ja się sama sobą opiekuję. I muszę być dla siebie dobra.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja chyba rozumiem co Ty miałaś myśli pisząc o rozumowym odczuwaniu czy czymś takim. bo ja tak mam teraz np. jeśli chodzi o tęsknotę za terapeutką. ja chyba bardziej tęsknię rozumowo niż tak... no sama nie wiem jak to nazwać, ale jeśli coś czuję to inaczej. tak jakbym nie miała w ogóle kontaktu ze sobą.

 

Ja nawet tego nie mam

 

Ale dziś kilkanaście razy miałam takie wrażenie jakby mi się chciał pojawić jakis nastrój, był gdzieś za szybą i nie mógł się przebic.

 

Psychiatra też mi zasugerował jak mu mówiłem, że nie mam uczuć, że świat jest dla mnie jak za szybko, przed czym ja protestuje bo ja nawet nie widzę, że coś tam jest. To znaczy mogę intelektualnie wiedzieć, że ktoś czuje więcej nisz ja, ale ja nic nie czuje jak patrze na ludzi którzy pokazują swoje emocje, ani nie czuje, że mnie to może dotyczyć to jest bardziej abstrakcyjne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agnieszko, bardzo się cieszę, że wakacje miło Ci się zaczęły, że masz dobry nastrój!!!! trzymam kciuki, żeby tak było dalej!!!

co do tego nieczucia w lecie... nie wiem jak Wam to wyjaśnić, ale to naprawdę jest jakoś u mnie związane z ciągłą migreną. nadwrażliwość na światło wywołuje u mnie permanentny stan migrenowy i wtedy nic nie czuję. czasem do tego bardzo mnie boli głowa, a czasem jest właśnie "tylko" to nieczucie, d/d (to mam cały czas od 2 lat), charakterystczny mroczek pojawiający się jak tylko spojrzę na słoneczne niebo cz nawet na okno przez zasłonkę, uczucie naćpania, niebytu. od dzieciństwa miałam tak, że w lecie czułam się migrenowo i wtedy właśnie dziwnie, no ale nie aż tak. a od dwóch lat - koszmar. co do tej tęsknoty i wypierania to nie jestem do tego w 100% przekonana. bo dla mnie każde rozstanie z nią jest dramatem, nawet kilkudniowe, a np. w zimie w przerwie świątecznej zarówno w tym jak i w ubiegłym roku czułam tęsknotę i inne uczucia. jak nie ma ostrego słońca to moje stany migrenowe są słabsze i bardziej wtedy siebie czuję. ale wkrótce się przekonam czy naprawdę może mieć to związek z biologią a nie psychiką, bo wkrótce dostanę przesyłkę ze stabilizowanym tlenem w płynie, wtedy migreny powinny trochę zelżeć, więc teoretycznie powinnam mieć ze sobą lepsz kontakty. a pod koniec lipca ozonoterapia - jeśli wtedy dojdę trochę do siebie to już będę pewna, że to od zabakteriowania, które wywołuje wciąż niedostateczne dotlenienie, w tym mózgu, i stąd d/d i inne rewelacje pschiczne typu nieczucie.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, mamy podobnie jesli chodzi o wstret przed światłem. Przełom wiosny i lata jest dla mnie najgorszy, migreny sa tak silne ,że czesto leże plackiem i nawet poruszuc sie nie mogę. Do tego czuje mdłości i taki stan jakbym miała zemdleć. POdejrzewam, że to somaty moga byc i pozostalosci z przeszlości bo od dziecka mam takie migreny a najczesciej po jakims silnym napieciu. (Pamietam jak czesto wymiotowałam gdy ojciec wracał po kilkiudniowym pijackim maratonie do domu). Dostałam skierowanie niedawno do neurologa i mam miec tomografie głowy za tydzien, może sie okaże ze to chodzi o cos innego.

To juz zupełnie hipochondryczne podejscie ,ale moj umysł podsuwa mi takie wyjasnienia jak np. mam w głowie jakiś skrzep albo guza po dawnym waleniu przez moja matke głową o meble.

Asiu, w.g mnie i tak dzielnie znosisz to czasowe rozstanie z terapeutką :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny, ja tez mam migreny, dosć często ale coraz rzadziej z tym ze ja w lecie czuję sie "bosko",jak tylko słonko zaczyna świecic od razu robi mi sie "lepiej" ....wczoraj cały dzień spędzilismy z rodziną w Zoo (120 km od domu),fajowo było :lol: , w dodatku zostawiłam syna u swojej siostry ,na jedną noc, dzis wracają , ależ superrrrr ...

To co napisała Agnieszka, dlaczego w lecie /wakacje, stany depresyjne sie nasilają to niestety prawda,widze to po synu :pirate:

naranja, mówimy wprosty co jest "nie haloo" tyle tylko ze brak u nas -u syna ..."zrozumienia" ze nie zawsze możemy spełniac jego oczekiwania ...np. wyjazd na obserwacje płazów 250 km ,w tygodniu gdy trzeba pracować ...On tego nie przyjmuje do wiadomosci, liczy się tylko jego CHCE i koniec i nad tym to sadze ze jednak na terapii indywidualnej powinien popracowac ...

My z męzem ,naginany sie jak mozemy do jego pomysłów (zoo tez było jego pomysłem i ziuuuu pojechalismy)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o lato i wakacje, rozumiem Cię. To jest moja pięta achillesowa. Wszyscy się cieszą, że jest słonecznie, a ja cichutko płaczę w kąciku, że nie pada... (...) Gdy są wakacje, muszę odpoczywać, spotykać się ze znajomymi i cieszyć się jak na zawołanie

Miałam tak przez wszystkie lata choroby. Do psychiatryka zawsze trafiałam w wakacje, jak ostro świeciło Słońce i jak wracałam do domu ze studiów. Ale wiesz, co? Ja sobie już odpuszczam, tzn. przestaję udawać, że mnie słońce cieszy - niby dlaczego ma, skoro jestem w rozpaczy?? A poza tym ja akurat wolę pochmurną pogodę, bez ostrego słońca, tak mam. I co? I nic. I przestałam się spotykać z ludźmi na piwo/spacer/koncert "na siłę" - to było bez sensu - po co mi znajomi, przy których muszę udawać, że się cieszę?? :shock: DOŚĆ. Na razie mam kontakt z jedną osobą, która wie o moim problemie i wiem, że przy niej nie musiałabym tryskać humorem. I szczerze mówiąc na razie wolę ten jeden kontakt niż tabuny "fajnych" znajomych, przy których "trzeba" się cieszyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, Twoje strachy są normalne, ale nie pozwol aby Cie sparalizowały. Tamci terapeuci znaja sie na swojej robocie myslis ze by Ci przyjmowali gdyby mieli watpliwosci, że jestes zbyt slaba aby sie tam odnaleść?

POzatym co masz do stracenia, nie od dzis walczysz z chorobą to jest dla Ciebie wielka SZANSA.

Ja wierze, że wrocisz z tarcza :great: Jesteś madra babka dasz sobie rade!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, ja też bardzo mocno trzymam kciuki, spróbuj nastawić się pozytywnie, choć trochę... może się tam odnajdziesz, może spotkasz ludzi, u których znajdziesz zrozumienie, empatię, nigdy nic nie wiadomo. czasem słyszy się o kimś lub o czymś negatywne opinie, a okazuje się, że ma się inne wrażenia, każdy z nas jest inny, jeden odbiera coś tak, drugi inaczej. ważne, że w ogóle spróbujesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, mamy podobnie jesli chodzi o wstret przed światłem. Przełom wiosny i lata jest dla mnie najgorszy, migreny sa tak silne ,że czesto leże plackiem i nawet poruszuc sie nie mogę. Do tego czuje mdłości i taki stan jakbym miała zemdleć. POdejrzewam, że to somaty moga byc i pozostalosci z przeszlości bo od dziecka mam takie migreny a najczesciej po jakims silnym napieciu. (Pamietam jak czesto wymiotowałam gdy ojciec wracał po kilkiudniowym pijackim maratonie do domu). Dostałam skierowanie niedawno do neurologa i mam miec tomografie głowy za tydzien, może sie okaże ze to chodzi o cos innego.

To juz zupełnie hipochondryczne podejscie ,ale moj umysł podsuwa mi takie wyjasnienia jak np. mam w głowie jakiś skrzep albo guza po dawnym waleniu przez moja matke głową o meble.

Asiu, w.g mnie i tak dzielnie znosisz to czasowe rozstanie z terapeutką :smile:

 

BialyLatawiec, dziękuję, no znoszę to lepiej niż myślałam, bo w lecie jestem jak naćpana, tak jak w ubiegłym roku, w tym jest gorzej, bo moje migreny w mieście są dużo silniejsze, a w ubiegłm roku mieszkałam jeszcze na wsi. to słońce mnie poraża. bez okularów przeciwsłonecznych nigdzie się nie ruszam, w mieszkaniu wszystkie okna pozasłaniane...

Nie masz żadnego guza! Ale tomografię możesz sobie zrobić dla świętego spokoju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BiałyLatawiec, prawie wszystko robię na siłę, bo inaczej to bym nic nie robił, a przecież chyba nie tędy droga.

Czymś trzeba się zająć, myślę sobie, że skoro i tak nic mi nie idzie, to przynajmniej będę się rozwijał, w przyszłości mi się przyda. Co z tego, skoro objawy fizyczne są straszne, jestem wykończony psychicznie i fizycznie :? . Akurat nie wiąże się to chyba z odstawieniem leków, bo przedtem też tak miałem. "Tylko" wracają myśli i lęk coraz większy.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, mówimy wprosty co jest "nie haloo" tyle tylko ze brak u nas -u syna ..."zrozumienia" ze nie zawsze możemy spełniac jego oczekiwania

 

Hmm. Symptomatyczny jest ten fragment "u nas -u syna". Wiesz co? Myślisz, że to problem tylko na indywidualną? Bo wiesz - jedna rzecz jest taka, że TERAZ faktycznie wygląda na to, że Wy się staracie i że to syn ma trudność z tym, aby pewne rzeczy przyjąć. Więc niby to są tylko jego trudności. ALE popatrz na szerszą perspektywę - ona ma takie trudności, BO gdzieś tam wcześniej pojawił się Wasz błąd, albo sytuacja/atmosfera przez Was tak zbudowana, że powstały w nim takie oczekiwania i "brak zrozumienia". I ważne byłoby, aby on to od Was usłyszał i/lub aby sam to poczuł i zrozumiał, że tak, kiedyś nawaliliście - bo teraz jak coś chcecie od niego to on pewnie się czuje tak, że to ON jest do naprawy, że on jest nie-taki. Poza tym ważna kwestia jest taka - i z tego powodu pomyślałam o rodzinnej właśnie - że w przypadku syna objawy pełnią jakąś funkcję w systemie rodzinnym, a ponieważ syn jest jeszcze młody to celem jego terapii nie będzie na razie usamodzielnienie się (tj. np. w moim wypadku) ale znalezienie wspólnego języka z Wami. To może być nie do zrobienia w indywidualnej - zwłaszcza, że on do niej motywacji nie ma. Dlatego indywidualna jest zazwyczaj polecana osobom starszym, które chcą się uniezależnić. Ja mam takie wrażenie, że objawy Waszego syna pełnią dla niego (nieświadomie) zbyt dużą rolę, aby miał motywację do indywidualnej, by się ich "nieopatrznie" pozbyć. Więc może będzie chodził na odwal się po prostu. Ale może się mylę? W końcu go nie znam osobiście. Poza tym jak trafi na bardzo sensownego psychoterapeutę to może coś z tego będzie.

 

P.s. Fajne Twój syn ma hobby, niespotykane! Płazy ;)

 

P.s.2. Nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę, że wybieram się do Kobierzyna!! :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drewniany, _asia_, Każdy tak ma...znacie kogos kto by nie musiał sie zmuszac aby rano wstac do pracy, albo wziąć książke i zaczać sie uczyć itd?

Mysle, że podejscie do takich czynności ktore sa zmusu trzeba czasem poprostu zignorować i to zrobić choc trzeba okupic to dużym nakładem samozaparcia. Izolowałam sie od wszystkich znajomych wlasnie dlatego, bo nie mialam juz choty i sil aby udawac zadowolenie ale to jest ślepy zaułek z ktorego im dłuzej to trwa trudno wrocic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drewniany, _asia_, Każdy tak ma...znacie kogos kto by nie musiał sie zmuszac aby rano wstac do pracy, albo wziąć książke i zaczać sie uczyć itd?

Tak. Ja. I cała masa ludzi w psychiatrykach, których poznałam. Czasem wyczerpanie psychofizyczne jest silniejsze niż wola czy rozsądek i nie ma, że mam niemowlę, którym trzeba się zająć, nie ma, że nie będę miała za co się utrzymać, jak nie pójdę do pracy. To jest przecież istota depresji.

 

-- 08 lip 2011, 11:28 --

 

Mysle, że podejscie do takich czynności ktore sa zmusu trzeba czasem poprostu zignorować i to zrobić choc trzeba okupic to dużym nakładem samozaparcia. Izolowałam sie od wszystkich znajomych wlasnie dlatego, bo nie mialam juz choty i sil aby udawac zadowolenie ale to jest ślepy zaułek

Mam odwrotne doświadczenia - takie zmuszanie się (mimo zmęczenia) i usilne próby, aby nie wypaść z życia, studiów, pracy i spotykanie się z ludźmi, a to wszystko z zagryzanymi zębami, skutkowały u mnie zazwyczaj nasilonymi objawami przekraczającymi wytrzymałość i szpitalem (psychiatrycznym). Bo nie dość, że byłam wyczerpana moimi prywatnymi jazdami, to jeszcze dochodziło wyczerpanie związane z wykonywaniem różnych czynności i dodatkowe objawy przy ludziach. Mój organizm i psychika tego po dość krótkim czasie nie ogarniały. Jasne, że leżenie i nierobienie totalnie nic przez cały czas to też nie rozwiązanie, bo tak się nie zmieni nic. Ale wiem, że w moim przypadku trzeba mierzyć zamiary na siły. Jak jestem mega skatowana deprechą to nie będę się podejmować ciężkich prac na dokładkę, ale jak już jest choć trochę lżej to staram się robić cokolwiek, jakieś minimum.

 

-- 08 lip 2011, 11:39 --

 

Tamci terapeuci znaja sie na swojej robocie

Opinie co do tego są podzielone... Niektórzy po 7f muszą teraz pracować nad tym, co spierniczyli terapeuci z tego oddziału... Tak czytałam. Widocznie to, co jednym pomaga, innym może zaszkodzić.

 

myslis ze by Ci przyjmowali gdyby mieli watpliwosci, że jestes zbyt slaba aby sie tam odnaleść?

 

To nie jest kwestia "słabości". To jest kwestia tego, że być może mnie nie będzie odpowiadał taki rodzaj pracy, terapii. Że się w tym nie odnajdę (a chciałabym, aby w końcu coś ruszyło do przodu). Wiem na przykład, że "kopanie" i usilne mobilizowanie mnie wywołuje skutek odwrotny od zamierzonego (nie chodzi o głupi bunt, ale o to, że ja sama chcę czuć, że to MI zależy, a nie komuś), a to podobno istota leczenia na 7f. Podobno. Wiesz, do tej pory ufałam specjalistom i ich metodom niemal bezwzględnie, "bo przecież oni się znają, oni wiedzą lepiej ode mnie". Nie będę już się zagłębiać w to, co takim podejściem sobie narobiłam. Teraz już wiem, że terapeuci to nie święte krowy, to też ludzie i nawet wśród "autorytetów" zdarzają się odmienne poglądy co do sposobu leczenia Z.O., zdarzają się błędy, czasem karygodne, które kosztują mnie cierpienie. I wśród tej różnorodności podejść, odmiennych poglądów i metod to do mnie należy decyzja, którą drogą chcę iść, na co się zgadzać i w czym widzę sens. Bo konsekwencje ponoszę tylko ja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, co to jest objaw d/d? Bo ja nie wiem... Myślę, że dobrze, że dbasz o swoje zdrowie, to też pewnie będzie miało pozytywne rezultaty jeśli chodzi o Twoją psychikę.

naranja, zgadzam się z Tobą. Przymuszanie się do czegoś, do czego nie jesteśmy przekonani tylko ze strachu przed "wypadnięciem" może skutkować jeszcze większymi problemami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×