Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

naranja, przepraszam, ale mnie również rodzice nie zapewnili dobrych warunków, a jakoś żyję.

W obecnej sytuacji czuję się bardzo szczęśliwa. Mam ojca alkoholika i byłego narkomana. I co?

 

I nic. To dobrze, że czujesz się szczęśliwa (co w takim razie robisz na depresyjnym forum??). Ale przeżyć z dzieciństwa nie można porównywać. Kto miał gorzej, kto miał lepiej, czyj ojciec więcej chlał, itd. Ty jakoś żyjesz i jak widać jakoś sobie poradziłaś, A JA NIE ŻYJĘ I SOBIE NIE RADZĘ. I naprawdę nie sądzę, że różnica tkwi w serotoninie. Sytuacje psychologiczne, w jakich się znajdujemy za młodu są tak zróżnicowane i skomplikowane, że nie sposób porównać tego, dlaczego ktoś potrafi wyjść z domu łatwiej, a innemu trudniej. NIE URODZIŁAM SIĘ Z LĘKIEM SEPARACYJNYM.

 

P.s. Poza tym pisałaś, że masz dość dobrą relację z mamą, tak?

Być może to jest tą różnicą między nami, na przykład.

 

I obwinić za wszystko moich rodziców? A co mi to da? Stanę się przez to szczęśliwsza?

 

Tu nie chodzi o obwinianie, ale o swoje uczucia. Tyle, że aby dać sobie im przyzwolenie trzeba nazwać krzywdę i trzeba położyć odpowiedzialność za nie na właściwe miejsce. I gdy zaczynasz sobie dawać prawo do pewnych emocji i stajesz po swojej obronie to stajesz się szczęśliwa.

 

Tak właśnie sądzę. Bo jakbyś się dobrze czuła, wyszłabyś do ludzi, poszła na studia, na imprezę, do kina. I wtedy naprawdę byłabyś szczęśliwa. Bez serotoniny czujesz się ciągle zmęczona

 

Cóż, u mnie było i jest dokładnie na odwrót. Czułam się ok, wychodziłam do ludzi, pojawiał się jakiś problem z którym sobie nie radziłam (emocjonalny) i popadałam w beznadzieję wtedy. W tym roku zaczęłam chodzić na studia i co krok pojawiały się różne trudności (jak np. sytuacje, w których trzeba było się wykazać asertywnością, albo takie sytuacje, które były moimi czułymi punktami, albo budziły emocje z przeszłości właśnie) i najpierw się po prostu wycofywałam, potem były lęki, a jak się nawarstwiły te trudności to stopniowo zaczęłam popadać w beznadzieję i w końcu zamknęłam się w domu, czułam się bezsilna, nie radząca sobie, samotna, no i dół... Poza tym argument przeciwko Twojej teorii - NIGDY nie przestałam się czuć zmęczona dzięki lekom, natomiast nawet z mega zmęczenia i doła wyciągnęły mnie na pewien okres rozmowy z empatyczną osobą (o dzieciństwie i matce gwoli ścisłości). Wtedy właśnie poczułam się lepiej, zaczął mi wracać szacunek do siebie, wiara w siebie, poszłam do ludzi, na studia i szereg trudności stopniowo mnie znów sprowadzał na dno... i czuję się, jak czuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem BARDZO ZMĘCZONA. Sobą. Nie mam nawet siły pojechać na terapię. Nie czuję jej sensu. Ostatnio nie miałam sił z niej wrócić, a to daleko - usiadłam na ławce i płakałam, w obcym mieście.. Leki nie działają. I tak od lat... Przez ostatnie lata dawałam z siebie wszystko, bardzo się starałam. I nic... Męczy mnie oddech... Jestem przekonana, że decyzja o samobójstwie jest jedyną rozsądną i konkretną rzeczą, jaką mogę dla siebie zrobić. Naprawdę tak w głębi duszy czuję. Tylko to sprawia, że w moim sercu budzi się nadzieja, że przestanę cierpieć... Ale boję się kalectwa i dlatego nic sobie nie zrobię... Jestem zrozpaczona, skazana na życie :cry: Albo z głodu umrę powoli... Po co ja to piszę? Krzyk o pomoc. Ale przecież nic nie pomaga... Nie mam lepszych dni i chwil, jak niektórzy z Was. Nie mam nigdy siły na spotkanie ze znajomymi. Nie jestem w stanie nawet pracować w domu, ciało odmawia mi posłuszeństwa, na amen, spasowałam mimo woli. A wiem, że "muszę", bo za co będę żyć? I mimo tej świadomości nie mam sił. Tak, jak czytam to forum to powoli czuję, że się tu nie odnajduję. Większość forumowiczów mimo bólu - żyje. Ma siłę wyjść z psem, opiekować się dziećmi mimo cierpienia, pracować, czasem się z czegoś pośmiać, prowadzić samochód, niektórzy mają plany na weekend nawet(!), spotykają się z innymi ludźmi, gotują, słuchają muzyki, rysują bo im się chce, palą (to też wysiłek), chodzą na spacery czasem, na basen(!), nie mówiąc już o wyjazdach na wakacje... Czy to jest naprawdę forum depresyjne?? ja na to wszystko nie mam siły od lat :( Czuję się jak słabe ogniwo ewolucji.. po co..

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

spokojnie naranja, lada dzień 7f. zobaczymy jak będzie. trzymam kciuki :)

 

kite, ja nie mam sily nawet sie spakować. DOSŁOWNIE. pomijajac juz to ze nie ma mnie kto zawiesc a nie mam sily nawet na nogach stac. to jest żałosne. nie ma mnie kto zawiesc do krakowa, z walizka. ja nie dam rady. poza tym ja w takim stanie nie nadaje sie na 7f - smutna prawda. mam typowo kliniczna depre, mimo lekow. ludzie tam pewno beda mnie na sile wyciagac z lozka, pouczac ze po co ja tam jestem - i beda mieli racje, bo w takim stanie nic sie nie zrobi. a ja fizycznie i psychicznie nie mam siły, wyciaganie mnie i kopanie jeszcze bardziej mnie męczy.

trzeba sie zmierzyc z prawda - nie mam nawet sił tam pojechac. nie mam sił rozmawiac, jesc... dzis mam sesję ale jestem tak zobojetniala ze chyba usnę, nie jade.

 

bye bye 7f.. to nie jest miejsce dla mocnych depresantow

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, przytulam wirtualnie, mocno,mocno i wiedz ze każdego dnia o Tobie myślę, tak jak i o wiekszości osób z tego watku.Jestes mega madrą kobi, teoretycznie "wiesz wszystko", w praktyce cały czas Ci jeszcze "czegoś" brakuje, cały czas główkuję czego, Ty pewnie tez...

Wiesz, namawiałam męza od pół roku aby poszedł do psychiatry, on na to że mu "wmawiam" depresję :twisted: , postawiłam sprawę na ostrzu noża i ...od dwóch tygodni bierze leki, spore dawki i ...zaczał się budzic do życia, sam jest w szoku jakie jego życie było "drętwe".

Pisałaś kiedyś ze bierze Asetrę 50mg, moim zdanie to zdecydowanie za mała dawka , mój syn bierze 100mg i jest LEKKA poprawa ale i on miewa gorsze dni (jak TY dzisiaj ,kochana), wczoraj nie mógł wstac z łózka o 12 -tej a o 17-tej oznajmił mi ze sie znów kładzie spać ... :( wszystko było dla niego bez sensu Rzuciłam wszystko, wróciłam do domu i ...zajęłam sie nim, nie chciał,na poczatku mnie obrazał i wyrzucał z pokoju ale po jakimś czasie już zaczeło byc dobrze...Rozkrecił sie ...porobilismy wspólnie banalne domowe rzeczy -sprzatanie parapetów w pokoju, odkurzanie. Wieczór był miły 8)

naranja, powiem Ci ze gdybym nie miała 6 letniej córki ,od razu bym wszystko rzuciła i przyjechała do Ciebie, choć na kilka godzin , na pogawędkę, szkoda ze to nie jest takie proste :?

 

kite, kim była "nasz magda"? O co chodziło siostrze?

 

-- 30 cze 2011, 10:54 --

 

nie mam sił rozmawiac, jesc... dzis mam sesję ale jestem tak zobojetniala ze chyba usnę nie jadę

 

jedz, proszę !!!!!!!!!!!! :uklon::uklon::uklon:

naranja, Ty poprostu nie wierzysz juz ze może być lepiej,prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no kochana sory, ale lekarze chyba lepiej się znają. skoro cię przyjęli widać była taka potrzeba

 

Dużo osób przyjmują, a potem w niektórych przypadkach mówią, że się pomylili. Np. u Brak Uczuć, Irisha, innych. I ja będę jedną z takich pomyłek. Bo co można zrobić z kimś, kto nie ma siły wstać z wyra, ubrać się i rozmawiać? Co? Dać kopa? "Młodość Pani ucieka", "Po co tu Pani przyszła, jak Pani leży całymi dniami?", "Nic się nie zmieni, jak Pani będzie tylko leżała", "Pomyliliśmy się w stosunku do Pani"(taka prowokacja albo szczerość). Itp. A mnie kopy jeszcze bardziej obsuwają w beznadzieję, to byłby gwóźdź do trumny. A ja nie mam siły znosić wbijania gwoździ. Nie mam. Także, Kite, być może zajmiesz moje miejsce, bo będzie wolne

 

A jak mnie przyjmowali to było wtedy gdy mimo zmęczenia byłam w stanie dojechać na 7f i gadać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

malibu, magda to moja 20 letnia kuzynka która kilka dni temu zabiła się na motorze. nie wiem po co aga mi to pokazywała :?

naranja, nie wkurzaj mnie! jakie twoje miejsce? zostaniesz tam słyszysz? nawet pozwolę ci rozplątywać moje dready! będziesz miała zajęcie na te pół roku. a co do pomyłek to jeśli mnie przyjmą to też będę taką pomyłką

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, powiem Ci ze gdybym nie miała 6 letniej córki ,od razu bym wszystko rzuciła i przyjechała do Ciebie, choć na kilka godzin , na pogawędkę, szkoda ze to nie jest takie proste :?

 

To miłe...

 

 

jedz, proszę !!!!!!!!!!!! :uklon::uklon::uklon:

 

po co? pojde, pogadam o tym, czego nie czuje, bo jestem oderwana od emocji i co? tylko męczarnia - dojazd, powrót...

 

naranja, Ty poprostu nie wierzysz juz ze może być lepiej,prawda?

 

tak, już nie wierzę. wierzyłam latami. tzn wiem, ze mam chwile gdy jest ciut lepiej (Czyt. mam sile sie wykąpać, no ale już wyjść to nie) ale to "lepiej" to i tak depresja umiarkowana i żyć sie tak nie da

 

-- 30 cze 2011, 11:05 --

 

naranja, nie wkurzaj mnie! jakie twoje miejsce? zostaniesz tam słyszysz? nawet pozwolę ci rozplątywać moje dready! będziesz miała zajęcie na te pół roku. a co do pomyłek to jeśli mnie przyjmą to też będę taką pomyłką

 

kite, ale jak Ty to sobie wyobrazasz? nie mma sily sie ubrac umyc, meczy mnie chodzenie, mowienie. To jak ja skorzystam z terapii? Jak mnie beda kopać do wstawania, to sie jeszcze bardziej zmęcze. Byłam juz na takiej terapii 3 miechy i mobilizowalam sie do wstawania, gadania, bycia z innymi i w koncu opadlam z sil na amen, przestalam jesc bo nie mialam sił. i dopiero 3 antydepresanty łacznie wyciagneły mnie, powiedzmy, z tamtego stanu, abym chociaz miala siłę zjesc

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

widzę, że tu jest coraz więcej klimatów pt "z wami nie jest tak źle jak ze mną".... masakra.....

 

chodzę do pracy, bo już mi zagrozili, że mnie wyleją, a mnie NIKT nie utrzyma, pod most pójdę mieszkać i wtedy tym bardziej będę chciała umrzeć. chodzę do pracy ostatnim wysiłkiem woli, czasem wymiotuję rano, przeżywam lęki, w pracy mam biegunki, muszę sięgać po benzo, wracam do domu, padam na łóżko jak dętka, ponieważ wszystkie siły wyczerpałam w pracy, a i tak jestem w pracy do niczego i tak z dnia na dzień jestem z mniejszym zapasem sił i mniejszą wolą do życia i boję się, że skończę na bruku. ale nie mam prawa mieć deprechy ani złego stanu, bo potrafię się doczołgać do pracy i miewam uczucia wyższe.

 

nie no...., to się już nie da.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, przepraszam, ale mnie również rodzice nie zapewnili dobrych warunków, a jakoś żyję.

W obecnej sytuacji czuję się bardzo szczęśliwa. Mam ojca alkoholika i byłego narkomana. I co?

 

I nic. To dobrze, że czujesz się szczęśliwa (co w takim razie robisz na depresyjnym forum??).

Co robię? Mam nawroty depresji. A potem się biorę do kupy i idę dalej.

 

Nienawidzę psychoterapii. Nienawidzę jak ktoś się mnie stara "naprawić". Może dlatego tak reaguję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Burw.... dzisiaj budziłam syna "tylko" 1,5 h...boszczzzzzzzz,mam dość, rzy... juz tym :pirate:

 

-- 30 cze 2011, 13:55 --

 

A ja lubię psychoterapię , nikt nie stara sie mnie "naprawić" :roll: , raczej jest jak "lanie miodu " ma moje zszargane nerwami serce :D ;szkoda ze nie stac mnie na dluższą psychoterapię...

Dziewczyny, chodzące na psychoterapie na NFZ, jak to sie załatwia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, a może wenlafaksyna by Cię chociaż troszeczkę "postawiła na nogi"?

miałabyś chociaż fizycznie troszkę więcej siły..

 

Brałam to. To Effectin lub Velafax(czy jakoś tak, prawda)?

Zdecydowana większość psychiatrów, z którymi miałam kontakt, a było ich trochę, stwierdzili, że u podłoża mojego głebokiego doła są głębokie zaburzenia tożsamości, osobowości, poczucia wartości oraz deficyty (bliskości, stałości i cholera wie, czego jeszcze), emocjonalne trudności z byciu z ludźmi, problem z matką (głównie z tą z głowy), a do tego kryzys egzystencjalny i że żaden antydepresant nie jest mnie w stanie z tego wyciągnąć mimo, że mam objawy klinicznej depresji. Niestety zgadzam się z tym.. mogę liczyć tylko na siebie i terapię. Asentrę brałam i w dawce 100 i 200 mg, ale czułam się tak sztucznie i dziwnie, że było to nie do wytrzymania i lekarze stwierdzili o zmniejszeniu. Przerabiałam też stabilizatory. Ostatnio psychiatra wspomniał coś o Abilify, hmm... to jeden z leków, których jeszcze nie próbowałam w sumie. Tylko stwierdził, że być może nie będzie mi dowalał tego przed 7f. A może warto? Abym chociaż miała siły tam pójść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Burw.... dzisiaj budziłam syna "tylko" 1,5 h...boszczzzzzzzz,mam dość, rzy... juz tym :pirate:

 

-- 30 cze 2011, 13:55 --

 

A ja lubię psychoterapię , nikt nie stara sie mnie "naprawić" :roll: , raczej jest jak "lanie miodu " ma moje zszargane nerwami serce :D ;szkoda ze nie stac mnie na dluższą psychoterapię...

Dziewczyny, chodzące na psychoterapie na NFZ, jak to sie załatwia?

 

Ja dostałam od PP z przychodni normalne skierowanie...zapisałam sie w tej samej przychodni - czas oczekiwania - tydzień....szok...jeszcze nie byłam, mam w srode

to psychoterapeuta zdecyduje co dalej...

aaa na dodatek to indywidualna terapia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

widzę, że tu jest coraz więcej klimatów pt "z wami nie jest tak źle jak ze mną".... masakra.....

 

Tak, to jest masakra, Korba, ja Cię rozumiem, bo sama nie znoszę, jak inni tak biadolą, że mają najgorzej, użalają się, a to nic nie daje. Irytujące jest to, fakt. Bardzo. Mnie też się często żygać chce, jak ktoś tak pisze. I dlatego zazwyczaj się tego wystrzegam, staram się działać konstruktywnie. Ale od wczoraj czuję się tak kijowo i jestem tak mocno rozżalona, że miałam potrzebę wywalić z siebie te bebechy i frustracje :( Nie ma co ukrywać, że zazdroszczę innym sił i mobilizacji mimo cierpienia i czuję się gorsza, że ja tak samo nie potrafię (JUŻ) zagryzać zębów. Przybiło mnie to po prostu, że inni dają radę, a ja nie. Mimo, że się starałam. Pracować. Studiować. Żyć. I mam całe pokłady żalu w sobie i bezsilności. Może jakiejś niezasłużonej złości do Was, że dzielniejsi jesteście, że potraficie sobie radzić w miarę z tym emocjonalnym głazem. I że czasem chce się Wam posłuchać muzyki albo że coś Was cieszy - tak, zazdroszę tego i boli mnie bardzo, że ja tak nie miewam. Przepraszam, jeśli poczułaś się jakoś pomniejszona przez to. Ja tak się staram trzymać na codzień, że czasem dochodzi fala kulminacji i czara goryczy się przelewa. Tak po ludzku..

 

chodzę do pracy, bo już mi zagrozili, że mnie wyleją, a mnie NIKT nie utrzyma, pod most pójdę mieszkać i wtedy tym bardziej będę chciała umrzeć. chodzę do pracy ostatnim wysiłkiem woli, czasem wymiotuję rano, przeżywam lęki, w pracy mam biegunki, muszę sięgać po benzo, wracam do domu, padam na łóżko jak dętka

 

Współczuję, bo sama kiedyś chodziłam do pracy w depresji. Ale, Korba, nie mialaś nigdy tak, że nikt Ci nie opłaci mieszkania, rachunku i żarcia, że grozi Ci wymówienie, ALE i tak nie masz sił wyjść z łóżka?

 

ale nie mam prawa mieć deprechy ani złego stanu, bo potrafię się doczołgać do pracy i

Korba, a kto Ci powiedział, że nie masz prawa do depresji??? Co to znaczy mieć prawo? Przecież masz całe mnóstwo powodów, aby czuć się tragicznie, obiektywnie rzecz biorąc masz gorszą sytuację od mojej i tragiczniejsze doświadczenia - możesz liczyć tylko na siebie (ja przynajmniej finansowo mogę liczyć na rodzinę), rodzice nie żyją(moi żyją), siostra lekceważy Twoje cierpienia, nie daje Ci ciepła i wsparcia, a to jedyna Twoja bliska osoba. Masz dylemat, którego ja nie miałam - lęki o to, że 7f, które może Ci z jednej strony pomóc, abyś poczuła się lepiej może stanowić ryzyko utraty pracy, a nikt Cię nie utrzyma (mnie matka utrzyma - z pretensjami i wyzwiskami, że jestem trutniem, ale utrzyma). Różnica polega na tym, że ja bym temu psychicznie nie podłołała, a Ty jednak masz w sobie moc i ciągniesz, a Twój organizm nie odmówił Ci posłuszeństwa na amen. Ja znałam ludzi, którzy stali się bezdomni, bo mimo, że mogli liczyć tylko na siebie, nie byli w stanie wstać z łóżka. I przecież to, że Ty masz jeszcze jakieś siły nie ujmuje Twojemu cierpieniu!

 

-- 30 cze 2011, 17:09 --

 

miewam uczucia wyższe.

 

Ale przyznasz, że jednak tak jest lepiej niż mieć cały czas dół?

Miałam kiedyś huśtawki nastrojów. Wiem, jakie to okropne i męczące. Ale jednak te górki, choć krótkie, dawały jakąś chwilę wytchnienia. Czytam czasem, że miewasz krótkie chwile dobrego nastroju, gdy masz ochotę coś upichcić albo że cieszysz się relaksem podczas sesji. Oraz, że Twoja praca daje Ci czasem poczucie satysfakcji. Nie ma co ukrywać, że jest to jednak lepsze niż wieczny głęboki dół. I po ludzku zazdroszczę Ci tego i mam wtedy żal do losu, że ja też tak nie miewam, takich chwil. Szczerze piszę. A to, że pracujesz będąc w tragicznym stanie ja doceniam - też kiedyś tak miałam, że nie ma deprecha, lęki, derealizacje - biorę benzo, zagryzam zęby do krwi i idę do pracy. WIEM, JAKIE TO TRUDNE, JAK CZŁOWIEK SIĘ OHYDNIE CZUJE. Tylko w końcu energia się wyczerpała w moim przypadku i wylądowałam w psychiatryku. I na rencie - bo też potrzebowałam kasy na życie, a organizm odmówił mi posłuszeństwa. I czuję się z tym kijowo, że inni dają radę, a ja nie. Mimo, że obektywne problemy mają poważniejsze - i tak ja uważam, że Ty masz o wiele gorszą sytuację życiową od mojej. I czuję się gorsza, słaba. Nie wiem, co ze mną jest nie tak, że nie potrafię chociaż czasem miec lepszego nastroju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, w żadnym wypadku nie jesteś gorsza. Po prostu cierpisz.

 

-- 30 cze 2011, 17:20 --

 

malibu, może niech on sobie nastawia budzik?

 

-- 30 cze 2011, 17:28 --

 

Tu nie chodzi o obwinianie, ale o swoje uczucia. Tyle, że aby dać sobie im przyzwolenie trzeba nazwać krzywdę i trzeba położyć odpowiedzialność za nie na właściwe miejsce. I gdy zaczynasz sobie dawać prawo do pewnych emocji i stajesz po swojej obronie to stajesz się szczęśliwa.

Ja nie wiem, co mi zaszkodziło. Szkoła bardziej niż dom (byłam nadwrażliwa). Do ojca nie mam prawie żadnych uczuć (a on do mnie :P )- no, może jakieś tam mam, ale żeby zaraz o tym opowiadać. A z mamą się widzę na co dzień, ale kompletnie nie wiem, po co miałabym przed kimś obcym obrabiać jej d... :bezradny: Nie czuję takiej potrzeby. Chcę iść dalej, nie interesują mnie moi rodzice, nudno jest o nich gadać.

 

W ogóle, ostatnio jestem cały czas wku...wiona. Najchętniej bym się z kimś pobiła, mam ochotę trzaskać drzwiami tak, by wylatywały z framugi, krzyczeć tak, żeby inni ogłuchli i kopać wszystko, co mi wejdzie w drogę. Siebie samą też bym skopała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, w żadnym wypadku nie jesteś gorsza. Po prostu cierpisz.

 

Wszyscy tu cierpią. Wszyscy.

A ja sobie gorzej radzę z tym cierpieniem i w tym sensie jestem gorsza i słabsza.

I nie mam czasem lepszych momentów jak większość z Was przez co jestem jeszcze bardziej gorsza, bardziej zepsuta czy co?

Zresztą porównywanie się nie ma sensu, ale jednak boli mnie jak czytam, że kogoś coś cieszy albo coś ma siłę robić. Boli. Chyba mi się włącza coraz gorszy żal i nienawiść do losu, bo już najzwyczajniej nie wyrabiam ze sobą.

 

Nie wiem, o co tutaj chodzi??? Nikt mnie nie zgwałcił, nikt nie molestował, nikt nie umarł, nie jestem odpowiedzialna za dzieci, utrzymanie też mam na razie zapewnione, nie miałam rodzeństwa, o które mogłam być zazdrosna, w domu nie było alkoholizmu ani strasznych bijatyk. Obiektywnie rzecz biorąc większość z Was miało gorsze przejścia. A radzicie sobie psychicznie lepiej. Podziwiam Waszą siłę, skąd ją bierzecie?? Dlaczego ja już nie umiem??

 

Co mi się stało? Ja po prostu miałam się tylko uczyć, ważny był mój intelekt. Wiedza, nauka, osiągnięcia, książki, wykształcenie, zdolności, bycie kimś, kim można się pochwalić. I tak się czuję do dziś - MYŚLĘ, więc "jestem". Ale NIE CZUJĘ, że jestem. Zawsze się identyfikowałam tylko z MYŚLENIEM. Wszystko było na rozum. Jedyne co czułam i czego byłam świadoma to ból i zdenerwowanie i napięcie, gdy matka miała swoje nieprzewidywalne jazdy. Podpieranie drzwi ze strachu, gdy na nie napierała. Bałam się. Płakałam patrząc w okno. A gdy już się wypłakałam to była pustka, glucha cisza... I wtedy zaczynałam myśleć albo się uczyć. Chciało mi się siku, ale nie wychodziłam z pokoju, aby nie denerwować matki - ONA nie mogła się znów zdenerwować widząc mnie. Więc jak już się wypłakiwałam w samotności to następowała głucha cisza, ta pustka, która trwa do dziś... oderwanie od emocji... już tylko MYŚLAŁAM... albo i nie myślałam... zaczynałam się uczyć... szłam do szkoły i nie wiedziałam jak zagadać do dzieci, przerwy spędzałam samotnie, tylko OBSERWOWAŁAM jak grają w piłkę... siedziałam i MYŚLAŁAM... nie wiedziałam "jak to się robi" aby miec koleżanki, w książkach tego nie było, a ja w domu MYŚLAŁAM albo o tym, czy mama się znów nie zdenerwuje albo o tym, czego się pouczyć. I do dzis mi to zostało - myślę, myślę, ale nie odczuwam... I co, wielka trauma? Nie czuję nawet pociągu do nikogo, więc nie czuję mojej oreintacji seksualnej... tylko MYŚLĘ...myślę i nie wiem...

 

Przepraszam z amój bełkot i użalanie, po prostu już nie wyrabiam. A jeszcze dzisiaj dziadka zabrało pogotowie i nie poszłam na terapie, jest w szpitalu, może umrze, jestem przy babci..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja po prostu miałam się tylko uczyć, ważny był mój intelekt. Wiedza, nauka, osiągnięcia, książki, wykształcenie, zdolności, bycie kimś, kim można się pochwalić.

 

podpisuję się pod tym obiema rękami i nogami jeśli chodzi o mnie. :oops::( i tak mi zostało. tym sposobem zmarnowałam 26 lat swojego życia. tak się właśnie czuję. smutne to. i trochę groteskowe w moim przypadku, bo nawet z mojego intelektu i wiedzy niewiele zostało, borelioza skutecznie mnie ogłupiła i cofnęła w rozwoju jak porównuję siebie teraz i dawniej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sprostowanie- rozmowę na dziennym mam 5 lipca we wtorek (nie 4)... nawet nie umiem zapisać i załapać kiedy mam wizytę...

mój doktorek dziś znów zasugerował mi "wakacje" na zamkniętym jednak.... mam przyjść znów za tydzień i powiedzieć czy dostałam się na dzienny :( boję się..............

Ps. wiem że się wtryniam między wódkę a zakąskę... sorka :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×