Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak walczycie z nerwicą lękową? Czy ktoś wyleczył się?


Tygryska

Rekomendowane odpowiedzi

kleo26, zgadza się, wystarczy dobrać odpowiednie SSRI, odpowiednią dawkę i jazda. I nie myśleć że się truję i że trzeba kiedyś rzucić, bo SSRI naprawiają trochę to co się spieprzyło. Jak ktoś uważa to może i można poprzez psychoterapię nauczyć się ukierunkowywać myśli tak, żeby nie błądziły tam gdzie nie powinny, ale jak ja miałem ataki to się wydaję że nie było żadnej szansy żeby to przerwać, nie byłem w stanie kontrolować własnych myśli, na niczym się skupić, umysł wyrwał się z pod kontroli. Już miałem tak dosyć, i mimo że się bałem jak cholera, wziąłem te psychotropy i biorę do dziś. I jest w miarę luzik, nie ma już tych masakrycznych napadów, drobne się pojawiają ale to Pan Pikuś w porównaniu z tym co było zanim nie brałem paroksetyny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich :)

 

Mnie ostra nerwica dopadła jakieś 7 lat temu, psychiatra i leki w ciągu 2 lat jakoś mnie postawił na nogi, potem czułem, że nie potrzebne mi leki i wizyty u psycha... wiadomo czasem bywały dni czy tygodnie bardziej nerwowe ale dawało się to przetrwać i normalnie funkcjonować :)

Od około 2 tyg znowu czuje się mocno zestresowany, zaczęło się od nagłego ataku paniki w pracy, cały dzień było ok a tu nagle bez powodu poczułem się słabo, za chwilę cały od środka rostrzęsiony, raz zimno raz ciepło, czułem jakbym miał odjechać za chwilę, nie mogłem się zupełnie na niczym skupić ;/ Poszedłem szybko do szatni i próbowałem w ciszy uspokoić, jakoś się udało ale cały dzień potem chodziłem jakiś zamulony.

Na drugi dzień oczywiście strach przed pracą żeby się to nie powtórzyło znowu. No i oczywiście ataki próbowały mnie dopaść ale tylko próbowały bo od razu reagowałem i jakoś do nich nie pozwalałem dojść :)

Ale co jest teraz najgorsze, że jestem cały czas bardziej zestresowany, stałe uczucie niestabilności, wrażenie że się zaraz przewrócę, wszystko dosłownie wszystko mnie stresuje, nawet jakieś pierdoły i rzeczy które wcześniej by mnie śmieszyły.

Nie chce się faszerować znowu lekami, na razie popijam melisę, zieloną herbatkę, biorę magnez, omega3, valerin forte i jakieś tam witaminy, coś tam pomagają ale w niewielkim stopniu ;)

Zacząłem chodzić do psychologa, przez te kilka lat myślałem, że skoro wiem, że to wszystko tylko moje nerwy to sobie z tym poradzę ale widzę, że jednak nie i ktoś mi musi wyjaśnić przyczyny tego wszystkiego bo sam nie potrafię...

Staram się aktywnie spędzać czas, chodzę na siłownie, dużo jeżdżę rowerem (wiosna, lato), na spacery nie chodzę bo mnie stresują ;p

Nie mam ciężkiego życia, zawsze wszystko miałem, obecnie też nie mam kłopotów finansowych, mam pracę która moim zdaniem nie jest dla mnie stresem, poznałem niedawno dziewczynę, wszystko niby się układa a te nerwy zamiast pomagać to próbują wszystko zepsuć :)

Najbardziej lubię spać bo wtedy mam święty spokój :D

Jak ktoś ma podobnie jak ja i jakoś sobie z tym radzi to proszę pisać :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Majkel ja tez najbardziej lubie spac i najlepiej mi wtedy. Do niedawna myslałam ze jakos to bedzie, pogadałam z psyhiatrą, stwierdziłam dam rade i byłam w wielkim błędzie. Moim problemem jest nerwica lekowa i paniczny strach przed tym ze zachruje na cos powaznego albo ja albo mój mąż. Ciągle widze u siebie objawy raka i biegam po lekarzach jak wariatka. Stres z tym związany nie pozwala mi normalnie funkcjonowac, mam mdłości i zawroty głowy. Niewiem skąd ten lęk sie wziął. Nigdy bezpośrednio nie miałam stycznosci z ciężką chorobą swoja lub kogos bliskiego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie trzeba mieć w życiu kłopotów czy stresów by napotkać na swej drodze nerwicę. Często jest ona wynikiem przeróżnych czynników atakujących niewidocznie w przeszłości podświadomość, różnych predyspozycji osobistych, przypuszczam że także genetyki. Osobiście półtora roku temu zakończyłem leczenie i terapię, życie wróciło do normy i zapomniałem o nerwicy. Niestety, po tym czasie dopadła mnie ponownie. Znowu pojawiły się podejrzenia chorób, bieganie po lekarzach, robienie badań, czytanie bibliografii medycznej... Jednym słowem w miesiąc moje życie ponownie zamieniło się w gehennę. Do tego mam spore ciśnienie w pracy, które powoduje dodatkowe obciążenie i stres. Nakręcam się podwójnie - jak nie chorobami to zadaniami zawodowymi. Ostatnio usłyszałem zdanie od lekarza, że jak nie zdołam wygrać walki ze swoimi lękami i słabościami, to one mnie naprawdę do grobu położą. Życie w ciągłym strachu, pełnym negatywnych projekcji i niezrozumienia mechanizmów prowadzi w ślepy zaułek. Nasze organy wewnętrzne się szybciej zużywają i nieuchronnie zmierzamy ku samozagładzie. Mam w szafce jeszcze 2 opakowania paroxetyny 25mg, ale boję się znowu zacząć jej używać. Pamiętam początki współpracy z tym lekiem oraz koniec jej zażywania... Wrrr... Jak mam ponownie to przechodzić, to aż strach pomyśleć. :why:

Uważam, że z nerwicą można wygrać, ale to walka skazana na długi dystans.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie, pytanie tylko kiedy ;) Spać się kładę z przyjemnością a rano wstaje niechętnie bo wiem, że kolejny dzień męki przede mną ale nie poddam się, trzeba stanąć szybko na nogi i zacząć walkę z tym cholerstwem.

Dzisiaj zacząłem czytać terapię Richardsa podobno przynosi dobre rezultaty. Wierzę też w psychologa, że mi pomoże poukładać trochę w głowie ;) Pewnie już całe życie będziemy bardziej wrażliwi i nerwowi taka nasza natura ale nie może być tak, że wyjście z domu to jak kara ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem jedną z niewielu osób które nie chodzą do

 

psychologa czy psychiatry. Nie biorę też żadnych leków i nie chcę ich brać. Czy istnieje możliwość wyleczenia się bez lekarza

 

i leków? Jak wy sobie radzicie?

U mnie jest tak,nie ma dnia bym nie wzięła leku przeciwbólowego,co dziennie mnie boli albo głowa ,albo żebra zwłaszcza pod lewym żebrem i okolice serca po łopatkę. Zaraz mnie ogarnia strach że coś mi się może stać :/ masakra. :( Męczę się tak już ponad rok,i wiem że się denerwuję z byle czego i nie potrafię się uspokoić, samo w sobie się trzęsę od środka, nieraz pomaga mi masaż. Wszyscy mi mówią że się nakręcam,ale zrozumie tylko ten co prze to przechodzi.

Mam dwoje dzieci w wieku 10 i 11 lat i męża mam dla kogo żyć,a takie głupoty w głowie mi siedzą że szok zamiast cieszyć się życiem to ja mam w głowie strach przed śmiercią :( Ciężko mi wyjść samej z domu ,gdy muszę gdzieś wyjść to ogarnia mnie lęk tak samo jak jestem sama w domu,ciągle mam przy sobie telefon w razie gdy by mi się coś stało :/ Tak bardzo bym chciała być taka jak kiedyś bez tej nerwicy lękowej.

Pozdrawiam wszystkich z tym problemem!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co mi tam! Zaczynam nowy temat.

 

Cierpię na nerwicę od ponad 5 lat.

Ostatnio zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że traktuję mój stan złego samopoczucia i lęku jako mój normalny, naturalny stan. Przyzwyczaiłem się do niego.

Od jakiegoś czasu miewam powroty do dobrego samopoczucia, chwile prawdziwego oddechu i spokoju. Wtedy wiem, że moją normalnością jest właśnie ten dobry nastrój i że kiedyś znów do niego wrócę. Jednak kiedy spokój wewnętrzny mija i pojawia się lęk, znów wydaje mi się, że normalnym jest to gówniane samopoczucie i że nie uda mi się tego zmienić. Wydaje mi się, że nerwica się w ten sposób broni, odbierając mi nadzieję.

 

Czy ktoś z Was ma podobne doświadczenia i problemy z określeniem tego, co jest "normalnością", a co nie?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem jedną z niewielu osób które nie chodzą do

 

psychologa czy psychiatry. Nie biorę też żadnych leków i nie chcę ich brać. Czy istnieje możliwość wyleczenia się bez lekarza

 

 

Mi nerwica przeszła sama, bez leków (no, może melisa, acz nie nazywajmy tego lekiem) i bez udziału lekarzy. Trochę pracy nad sobą, uporu i bo ja wiem, przypadku?

Ostatni dzień, kiedy zanotowałem objawy typowo nerwicowe to 26.II.12r., trwała mi ta choroba, choć trudno przyjąć tu jakąś konkretną datę początkową, bo równie dobrze mogę uzasadnić 26.IX.11r. jak i 19.XII.11r., kiedy tak naprawdę ostra faza (objawy somatyczne + nasilenie i kondensacja lęków, napięć, stresów bez większych przyczyn) to właśnie 19.XII.11r. - 26.II.12r. (z krótkimi przerwami).

 

Nie znaczy to jednak, że wszystko ok.

Pozostały mi pewne spustoszenia wymagające korekty, przede wszystkim objawy somatyczne i jakaś tendencja do hipochondrii, choć nie na tyle poważna, bym musiał z nią jakoś walczyć wielce.

Przy okazji w toku wyszło, iż niektóre objawy, np. zaburzenia widzenia, nie miały podłoża nerwicowego, a wyłącznie zaistniały obok, w tym wypadku nastąpiła u mnie degeneracja ciałka szklistego, które już się powoli regeneruje, a część zaburzeń niemal znikła, a inne znacznie zmalały.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@zjebnerwicowy

 

przeczytałem wszystkie Twoje posty. podoba mi się tak agresywna i waleczna postawa. podbudowałem się takim podejściem. niemniej z tego co piszesz Twój epizod był wyjątkowo krótki. ja się męczę z tym już 6 rok, a miałem w tym czasie 2-letnią zupełną remisję, chyba nigdy nie przyznam się, że jestem zupełnie wyleczony, ale chcę wierzyć, że to możliwe.

 

nawiązując do innego Twojego postu - nie jestem (ani nikt z nas tu nie jest) żadnym debilem :) przeciwnie, mam dość wysoką samoocenę, dobrą pozycję zawodową. natomiast chyba przyznałbym rację, że rzeczą kluczową może być posiadanie tak wysokiej "siły psychicznej", żeby po prostu potrafić "olać" objawy. albo - inny kierunek w psychoterapii - walczyć z nimi poprzez "domaganie się więcej". więcej paniki, więcej duszenia, więcej derealizacji. ja jeszcze tak nie umiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Jestem nowa na forum. Chcialabym sie dowiedziec jak radzicie sobie z choroba po leczeniu. Zaczelo sie to 3 lata temu. kilka stresowych sytuacji...Wieczór...musialam zawiezc moja babcie do szpitala...trudnosci z wyjazdem samochodem...pijany ojciec dracy sie, że nie potrafie jezdzic... pzrerazona babcia która "umierała", po drodze dwa listy wyskakujace przed autem...na drugi dzien egzamin na uczelni i pilnowanie kilku miesiecznego dziecka sasiadki, które bylo tak znerwicowane, że do mleka dostawało 5 kropli neospasminy - ogromnie sie darło, jakby mialo jej sie cos stac...a ja nie moglam skupic sie na nauce na bardzo wazny egzamin...Polozylam sie do łózka...i zaczeło sie!!!! Wiercilam sie..nie mogłam spac...raz bylo mi duszno...za chwile max zimno...w koncu zaczelo mnie trzasc...chodzilam jak galareta...poszłam do mamy i mowie, ze sie trzese....byłam blada...prosilam zeby zadzwonila po pogotowie....okropnie ryczace dziecko w koncu zasnelo...a ja siedzialam w drzwiach (lato, 12 w nocy) przykryta kocem i nie wiedzialam co mi jest....Pogotowie nie moglo do mnie przyjechac, poniewaz mieli wazniejsze sprawy...dyzurujacy lekarz powiedzial, że mama ma mnie złapac za reke i uspokoic!!! Uratowalo mnie wtedy lekarstwo dziecka - neospasmina...wzielam 2 lyzeczki...jakos zasnelam...na drugi dzien czulam sie bardzo zle...nerwy..chcialo mi sie plakac...wieczorem znowu mnie zlapało...cieplo/zimno..strach...ze dostane zawału serca...mama obdzwonila kilku lekarzy...zgodzila sie przyjac mnie jedna...pani neurolog...przepisala jakies leki na nerwy...dodatkowo cos ziolowego i kazala pojsc na psychoterapie...skoczylam brac lek po paru dniach - nie pamietam nazwy :/ i ktoregos pieknego wieczora zlapało mnie znowu....zaiezli mnie na pogotowie, gdzie przyjal mnie 80 letni lekarz twierdzacy ze jak kiedys sie cos takiego dzialo to babcie sie mokrymi scierami waliły!!!! moja mama pracujaca w szpitalu ublagala żebym została na noc poniewaz akurat miala nocke i chciala zebym była blisko niej...zrobiono mi ekg serca i szanowna pani doktor wraz z pielegniarka patrzyly na mnie jak na jakas idiotke!!! krecily glowami i twierdzily ze na nerwowa to ja nie wygladam!!! dostałam jakas kroplowke na uspokojenie i kolejnego dnia bylo oki. W końcu postanowilam zapisac sie do psychiatry...do dzis nie moge sie pogodzic czemu mi sie to przytrafilo :( dostałam Coaxil - 3 razy dziennie. Cos tam pomagalo...chodzilam na psychoterapie...po kilkunastu spotkaniach ja zakonczylam bo szanowna pani psycholog nie wiedziala jak mi pomóc!!! poszłam do innej- 3 spotkania i czulam sie jak nowo narodzona!! objawy jakie mialam to napady leku ze cos mi sie stanie itd...potem pojawila sie nerwica mysli - tzn. non stop w myslach mialam jakies piosenki...non sop...nie moglam opanowac mysli..takie natrectwa....co do muzyki :/ lekarz wtedy mnie prowadzacy nie wyjasnil mi co to za choroba...co to jest...wchodzilam tylko do gabinetu na 3 minuty po kolejna recepte coaxil....po jakims czasie przestalam go brac i lekarz polecil mi setaloft!! długo czulam sie dobrze...odstawiłam go...i po kilku miesiacach jakis 4,5 zaczelam brac z powrotem :/ z tym,że dostałam takiego napadu leków, że to nieporozumienie....myslalam ze zwariuje, ze cos mi sie stanie, nie moglam znalezc miejsca, biegalam po domu...przyjela mnie inna pani doktor i pozostalam u niej na leczeniu...Taki objaw mogl byc od tego, że odrazy siegnelam po cala tabletke leku a nie stopniowo... opowiedziala mi co to za choroba..jak z nia walczyc itp... bylam zadowolona!! w koncu wiedzialam na czym stoje!!! Na lek dodatkowo dostalam XANAX...wzielam moze z 5 tabletek na poczatku leczenia...poszlam znowu na psychoterapie i trafila sie taka psycholog, ze nie mowila mi nic..siedziala glupio sie patrzyla i podsmiechiwala...pochodzilam kilkanascie razy,...nie wiem...8,9...i przerwalam twierdzac ze nie ma sensu, bo ona mi nic nie pomaga... 0 tematu o chorobie tylko co u mnie i co u mnie.... mialam tez depresje..brak pracy...siedzenie w domu....bralam caly czas SETALOFT - bylo roznie raz dobrze, raz źle... ale jakos dawałam radę... na poczatku brania lekow tez jazdy- że zwariuje, komus cos zrobie, sobie, ze widze gdzies krew...- efekt na poczatku brania lekow...i pozniej roznie...ale juz bez hardcorowych napadów leku...teraz juz nie biore od 1.5 miesiac...i to wszystko nieraz wraca :( tzn. nie mam silnych napadow leku...tylko...uczucie ciezkiej głowy, jakies dziwne cisnienie w uszach, nachodza mnie jakies głpie mysli, nieraz tez problem z natretna muzyka i najgorsze...ze zwariuje...takie po prostu mysli...2 razy zdarzylo mi sie trzas..przez chwilke.. jak zaczynaja sie mysli staram sie cos robic...walczyc z nimi...i zaraz przechodzą...moge sie pochwalic :) umiem nad tym panowac, ale nie do konca...nie chce znowu wracac do tabletek :( mam prace, bardzo odpowiedzialna - nie chce jej stracic. Poszlam a studia mgr...chce je skonczyc! Chce zyc!! Zyc normalnie!! Ale czy dlugo wytrzymam..czy dalej bede sobie radzila z tym wszystkim..? Ciekawi mnie jak to bylo u Was? Jak skonczyliscie z tym raz na zawsze?? Przepraszam jesli zawile pisałam..ciezko jest to opisac nieraz w słowach...uff...zrobilo mi sie lepiej :) mam nadzieje, ze komus tez troszkę pomogłam :) można nauczyc sie walczyc z tym...trzeba tylko siły...i mam nadzieje,że mi jej też wystarczy..napiszcie szczesciarze jak to u Was było?? Pozdrawiam gorąco :*

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×