Skocz do zawartości
Nerwica.com

zjebnerwicowy

Użytkownik
  • Postów

    124
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zjebnerwicowy

  1. Krótki problem opiszę. W sumie nie wiem, czy to bardziej nerwica natręctw, czy lękowa, czy jakiś mix obydwu. Nerwicę wegetatywną swego czasu przechodziłem, ale dawno temu w zasadzie wyszedłem. Czasem coś się odzywa, ale nie na tyle mocno i dlugo (do paru godzin), by mówić o nerwicy. Życie wyregulowane, objawy wyeliminowane, pozostało tylko parę dziwactw, które ignoruję i też znikły. Poza jednym - problemem z połykaniem. A dokładniej zup. I od tego się poniższy problem chyba wziął. W skrócie: wychodząc na dwór zaczyna mi coś w gardle skakać, chyba język w górę, a języczek z tyłem podniebienia w dół. Męczące to. Do tego pojawia się lęk przed połknięciem śliny, czasem się potrafię śliną zadławić. Z drugiej strony jakieś miętolenie. Zaczynam się czuć niepełnosprawny, bo instyktownie idę w kierunku ścian budynków, by mieć oparcie. Cholerstwo się w maju objawiło i początkowo nie kumałem o co chodzi, bo raz lepiej, raz gorzej. A że pogoda zmienna była to człowiek róznie ubrany. I wyszło. Jak założę kurtkę, objawów nie ma albo są małe, jak wyjdę bez - tragedia, jak niepełnosprawy. W zasadzie nie o kurtkę, a o coś na szyję się rozchodzi (iliuzja bezpieczeństwa dla połykania śliny). Porobiłem ekperymenty. Wyjdę na balkon - to samo. Bez kurtki - kiepsko. Założyłem płaszcz - nie ma objawów. Nawet plecak pomaga. To sie jeszcze objawia na rowerze (ale inaczej mniej doskwiera, jeżdzę bez kurtki) i przy jedzeniu (głównie zupa i pizza), ale mniejsza o detale. Nosi to znamiona n. lękowej - lęk przed zadławieniem śliną i chyba taką genezę ma, ale i natręctw - idzie o ten cyrk z podparciem szyi. Kurwa, czegoś tak debilnego to ja jeszcze w życiu nie widziałem.
  2. Ja natomiast co innego. Od pewnego czasu zauważam u siebie problemy z najwyraźniej ortografią i troszkę z fonetyką (?) jeśli o pisanie chodzi. Lat 22, nigdy nie miałem problemów z ortografią, wręcz przeciwnie, raczej jestem purystą w tym aspekcie. Mniejsza o ew. przestawianie literek na kompie, ale zarówno pisząc ręcznie jak i komputerowo zawsze miałem problemy z końcówkami fleksyjnymi (tzn. czasem końcówka niedostosowana do kontekstu, np.: ona jest mocny, tego typu; zwykle walnę parę na tekst pisany), ale to nic poważnego. Od roku pojawiają się durne błędy, czasem jak przeczytam co napisałem to nie rozumiem czegoś (oczywiście bez przesady), bo pojawiają się "dziwne słowa" typu: "wogule", "terz" czy jurz. Dziś się przyłapałem na durnym błędzie: zamiast bo [cośtam] napisałem do [cośtam]. Literki obok siebie na klawie nie są, więc błąd nie tkwi w motoryce.
  3. A moze bys blizej napisala o co chodzi, zamiast histeryzowac bez powodu? Co sie niby stalo, jaki czyn jest zarzucany, ile masz lat (bo skoro mowa o rodzicach, to wnioskuje, ze mowa o niepelnoletnich), przesluchanie w jakim charakterze?
  4. A moze bys blizej napisala o co chodzi, zamiast histeryzowac bez powodu? Co sie niby stalo, jaki czyn jest zarzucany, ile masz lat (bo skoro mowa o rodzicach, to wnioskuje, ze mowa o niepelnoletnich), przesluchanie w jakim charakterze?
  5. Przyszła wiosna i od razu lepiej. Co prawda pogoda w kratkę, nastrój podobnie, ale mimo wszystko nawet w pochmurne dni było całkiem nieźle. Trochę mnie martwi, występujący w 3 dniach ostatnich leciutki ból glowy (osobiście nie nazywam tego bólem głowy, ale preludium do), co może wskazywać, że coś z tego wykiełkuje albo i nie. Dziś jednak mnie trzepnęło. Od ok 13:00 lekki bol głowy, stopniowo się nasilający, trochę mocny między 18-21, teraz jakby przechodził, więc się zobaczymy. Może jestem przewrażliwiony (że podenerowanie, iż coś tam leciutko boli), ale mimo wszystko wspomnieniami sprzed roku (kiedy to się miało często, sporo, wręcz całodobowych bólów głowy) robią swoje. Oczywiście, każdy ma prawo i zdarza mu się chwilowa niedyspozycja, przecież ból głowy jest całkiem naturalny i zwykle napastuje człowieka parę razy do roku, ale cóż, pamięć robi swoje. Nie bardzo wiem tylko, skąd to się bierze w ostatnich dniach? W zasadzie nie widzę typowych przyczyn (przemęczenie chociażby). Chociaż może problem tkwi w tym, że od pewnego czasu wpędzają mnie w lekko depresyjne staty rozważania natury filozoficznej. W lutym łeb mi zaprzątało kwestia wolnej woli i determinizmu, a w ostatnim czasie kwestia życia pośmierci lub jego braku, próby konfrontacji, oswojenia i zrozumienia istoty śmierci (trochę w kierunku jak się to odczuwa - skojarzenia ze snem, tyle tylko, że bez wybudzenia), losu człowieka i minionych pokoleń, itd. Wnioski raczej przygnębiające, może tu tkwi przyczyna?
  6. Przyszła wiosna i od razu lepiej. Co prawda pogoda w kratkę, nastrój podobnie, ale mimo wszystko nawet w pochmurne dni było całkiem nieźle. Trochę mnie martwi, występujący w 3 dniach ostatnich leciutki ból glowy (osobiście nie nazywam tego bólem głowy, ale preludium do), co może wskazywać, że coś z tego wykiełkuje albo i nie. Dziś jednak mnie trzepnęło. Od ok 13:00 lekki bol głowy, stopniowo się nasilający, trochę mocny między 18-21, teraz jakby przechodził, więc się zobaczymy. Może jestem przewrażliwiony (że podenerowanie, iż coś tam leciutko boli), ale mimo wszystko wspomnieniami sprzed roku (kiedy to się miało często, sporo, wręcz całodobowych bólów głowy) robią swoje. Oczywiście, każdy ma prawo i zdarza mu się chwilowa niedyspozycja, przecież ból głowy jest całkiem naturalny i zwykle napastuje człowieka parę razy do roku, ale cóż, pamięć robi swoje. Nie bardzo wiem tylko, skąd to się bierze w ostatnich dniach? W zasadzie nie widzę typowych przyczyn (przemęczenie chociażby). Chociaż może problem tkwi w tym, że od pewnego czasu wpędzają mnie w lekko depresyjne staty rozważania natury filozoficznej. W lutym łeb mi zaprzątało kwestia wolnej woli i determinizmu, a w ostatnim czasie kwestia życia pośmierci lub jego braku, próby konfrontacji, oswojenia i zrozumienia istoty śmierci (trochę w kierunku jak się to odczuwa - skojarzenia ze snem, tyle tylko, że bez wybudzenia), losu człowieka i minionych pokoleń, itd. Wnioski raczej przygnębiające, może tu tkwi przyczyna?
  7. Przecież to nic nie normalnego, zdecydowana większość osób, które znam i ktore są szczere, przyznaje się do tego, że jak sobie popije to potem spać nie może. Tzn szybko się zasypia (działanie chmielu w przypadku piwa wręcz wzmaga uśpienie bardziej jak po innych alkoholach - przynajmniej tyle z moich dawnych wspomnień, jak jeszcze nieco popijałem, wódka takiego działania nie miała, ale może za mało się piło (nigdy nie zdarzyło mi się więcej jak 200 ml danego wieczoru)), ale potem przychodzi kac. Ludzi zwykle opowiadają, że to po imprezie/libacji budzą się o 6/7, choć np. mają w nawyku spać do 9-10 i cóż, się męczą. Tak to widać wygląda.
  8. Przecież to nic nie normalnego, zdecydowana większość osób, które znam i ktore są szczere, przyznaje się do tego, że jak sobie popije to potem spać nie może. Tzn szybko się zasypia (działanie chmielu w przypadku piwa wręcz wzmaga uśpienie bardziej jak po innych alkoholach - przynajmniej tyle z moich dawnych wspomnień, jak jeszcze nieco popijałem, wódka takiego działania nie miała, ale może za mało się piło (nigdy nie zdarzyło mi się więcej jak 200 ml danego wieczoru)), ale potem przychodzi kac. Ludzi zwykle opowiadają, że to po imprezie/libacji budzą się o 6/7, choć np. mają w nawyku spać do 9-10 i cóż, się męczą. Tak to widać wygląda.
  9. Przy ocenie regresu racjonalne wydaje się branie pod uwagę moich obecnych i dawnych wyników, a nie moich i Twoich, prawda? Tylko wiesz, to nie jest wbicie na pałę 30 stron a4. To przeczytanie, zrozumienie, wbicie do głowy tego co niezbędne i zapamiętanie reszty w takim stopniu, by móc się po materii poruszać dość swobodnie, a nie, że nagle dziura w głowie i człowiek nie wie/nie rozumie o czym mowa. W moim wypadku to nie są jakieś wierszyki, czy coś, tylko konkretna wiedza, dyskusje i poglądy doktryny oscylujące wokół danej materii oraz stosowne przepisy, z których co uprzednie - wypływa. A pamięć? Pewnie sama się wyrobiła przez naukę. Od dziecka jakoś przychodziło mi z łatwością uczenie się np geografii. W wieku 8 lat znałem (dziś nie ) nazwy większości państw świata i ich stolic. Ale sam nie wiem, czy to prostu nie jest zdolność charakteryzująca dzieci w tym wieku. W tym okresie rozwoju, człowiek generalnie szybko się uczy wszystkiego, a w szczególności języków. Stąd, zapewne nie ma czym się zachwycać.
  10. Przy ocenie regresu racjonalne wydaje się branie pod uwagę moich obecnych i dawnych wyników, a nie moich i Twoich, prawda? Tylko wiesz, to nie jest wbicie na pałę 30 stron a4. To przeczytanie, zrozumienie, wbicie do głowy tego co niezbędne i zapamiętanie reszty w takim stopniu, by móc się po materii poruszać dość swobodnie, a nie, że nagle dziura w głowie i człowiek nie wie/nie rozumie o czym mowa. W moim wypadku to nie są jakieś wierszyki, czy coś, tylko konkretna wiedza, dyskusje i poglądy doktryny oscylujące wokół danej materii oraz stosowne przepisy, z których co uprzednie - wypływa. A pamięć? Pewnie sama się wyrobiła przez naukę. Od dziecka jakoś przychodziło mi z łatwością uczenie się np geografii. W wieku 8 lat znałem (dziś nie ) nazwy większości państw świata i ich stolic. Ale sam nie wiem, czy to prostu nie jest zdolność charakteryzująca dzieci w tym wieku. W tym okresie rozwoju, człowiek generalnie szybko się uczy wszystkiego, a w szczególności języków. Stąd, zapewne nie ma czym się zachwycać.
  11. O połączeniu ekonomii i psychologii sporo dobrego słyszałem. Konkurencja oczywiście spora, ale tego typu specjaliści pożądani, ze względu na możliwości manipulacji potencjalnycmi klientami dzięki technikom oddziaływającym na psychikę. Zasłyszane od osób albo taki układ studiujących albo znajomych pracodawców. Sucha ekonomia to trochę mało, biorąc pod uwagę wysyp tego typu ludzi na rynku pracy. Jak sobie daję radę? Normalnie, bezproblemowo, cytat ze mnie z posta wyżej: "Ale u mnie problem ze studiami wiąże się tylko z parciem na średnią, niczym innym. Widzę po reakcjach organizmu, stres przed, ale nie w trakcie egzaminu. A największy od momentu uzyskania wiedzy o publikacji oceny do momentu zapoznania się z oceną. Nigdy nic nie oblałem. Ale pewien ból wywołują 3 i 3+. 4 i 4+ z niektórych przedmiotów też..." Problemów z nauką większych, o ile jakichkolwiek nie mam. Poprzedni rok był ciężki, bo z początkiem roku dostałem nerwicy i człowiek musiał się z tym poukładać. Miałem dość ciężki egzamin, prawo karne w letniej, w sumie jakieś 3 tygodnie niezbyt intensywnej nauki przed egzaminem i nieco pracy w ciągu roku stykło. Z oceny byłem niezadowolony (4). Acz biorąc pod uwagę innych i niską zdawalność (UJ, jak Ciebie to interesuje to do sprawdzenia), sięgającej po 1/3 na termin (zdarzało się, że i 1/5) to niby powinniem być zadowolony. Bylebym prawo cywilne w tym roku przebrnął (jak dobrze pamiętam, w zeszłym roku zdało 18% piszących, warunkowiczów mamy tylu, że by ze 2 roczniki zapchali) i w zasadzie już o ukończenie studiów się nie muszę martwić. Tyle tylko, że ja od liceum (w zasadzie to, co prawda nie miałem indywidualnego toku nauczania, ale nieformalnie byłem zwolniony z bycia normalnych uczniem) jestem przyzwyczajony do forsownej nauki, stresu z tym związanego, presji i parcia na wyniki. Jestem nauczony samodzielnie pracować (w liceum mi nauczyciele byli zbędni prawdę mówiąc), więc może stąd wynika fakt, iż nauka na studiach nie stanowi jakichś większych problemów. A żeby to zobrazować, cóż, nigdy przed egzaminem nie miałem ani nieprzespanej nocy, ani sraczki. A przed spotkaniem ze koleżanką - tak.
  12. O połączeniu ekonomii i psychologii sporo dobrego słyszałem. Konkurencja oczywiście spora, ale tego typu specjaliści pożądani, ze względu na możliwości manipulacji potencjalnycmi klientami dzięki technikom oddziaływającym na psychikę. Zasłyszane od osób albo taki układ studiujących albo znajomych pracodawców. Sucha ekonomia to trochę mało, biorąc pod uwagę wysyp tego typu ludzi na rynku pracy. Jak sobie daję radę? Normalnie, bezproblemowo, cytat ze mnie z posta wyżej: "Ale u mnie problem ze studiami wiąże się tylko z parciem na średnią, niczym innym. Widzę po reakcjach organizmu, stres przed, ale nie w trakcie egzaminu. A największy od momentu uzyskania wiedzy o publikacji oceny do momentu zapoznania się z oceną. Nigdy nic nie oblałem. Ale pewien ból wywołują 3 i 3+. 4 i 4+ z niektórych przedmiotów też..." Problemów z nauką większych, o ile jakichkolwiek nie mam. Poprzedni rok był ciężki, bo z początkiem roku dostałem nerwicy i człowiek musiał się z tym poukładać. Miałem dość ciężki egzamin, prawo karne w letniej, w sumie jakieś 3 tygodnie niezbyt intensywnej nauki przed egzaminem i nieco pracy w ciągu roku stykło. Z oceny byłem niezadowolony (4). Acz biorąc pod uwagę innych i niską zdawalność (UJ, jak Ciebie to interesuje to do sprawdzenia), sięgającej po 1/3 na termin (zdarzało się, że i 1/5) to niby powinniem być zadowolony. Bylebym prawo cywilne w tym roku przebrnął (jak dobrze pamiętam, w zeszłym roku zdało 18% piszących, warunkowiczów mamy tylu, że by ze 2 roczniki zapchali) i w zasadzie już o ukończenie studiów się nie muszę martwić. Tyle tylko, że ja od liceum (w zasadzie to, co prawda nie miałem indywidualnego toku nauczania, ale nieformalnie byłem zwolniony z bycia normalnych uczniem) jestem przyzwyczajony do forsownej nauki, stresu z tym związanego, presji i parcia na wyniki. Jestem nauczony samodzielnie pracować (w liceum mi nauczyciele byli zbędni prawdę mówiąc), więc może stąd wynika fakt, iż nauka na studiach nie stanowi jakichś większych problemów. A żeby to zobrazować, cóż, nigdy przed egzaminem nie miałem ani nieprzespanej nocy, ani sraczki. A przed spotkaniem ze koleżanką - tak.
  13. O połączeniu ekonomii i psychologii sporo dobrego słyszałem. Konkurencja oczywiście spora, ale tego typu specjaliści pożądani, ze względu na możliwości manipulacji potencjalnycmi klientami dzięki technikom oddziaływającym na psychikę. Zasłyszane od osób albo taki układ studiujących albo znajomych pracodawców. Sucha ekonomia to trochę mało, biorąc pod uwagę wysyp tego typu ludzi na rynku pracy. Jak sobie daję radę? Normalnie, bezproblemowo, cytat ze mnie z posta wyżej: "Ale u mnie problem ze studiami wiąże się tylko z parciem na średnią, niczym innym. Widzę po reakcjach organizmu, stres przed, ale nie w trakcie egzaminu. A największy od momentu uzyskania wiedzy o publikacji oceny do momentu zapoznania się z oceną. Nigdy nic nie oblałem. Ale pewien ból wywołują 3 i 3+. 4 i 4+ z niektórych przedmiotów też..." Problemów z nauką większych, o ile jakichkolwiek nie mam. Poprzedni rok był ciężki, bo z początkiem roku dostałem nerwicy i człowiek musiał się z tym poukładać. Miałem dość ciężki egzamin, prawo karne w letniej, w sumie jakieś 3 tygodnie niezbyt intensywnej nauki przed egzaminem i nieco pracy w ciągu roku stykło. Z oceny byłem niezadowolony (4). Acz biorąc pod uwagę innych i niską zdawalność (UJ, jak Ciebie to interesuje to do sprawdzenia), sięgającej po 1/3 na termin (zdarzało się, że i 1/5) to niby powinniem być zadowolony. Bylebym prawo cywilne w tym roku przebrnął (jak dobrze pamiętam, w zeszłym roku zdało 18% piszących, warunkowiczów mamy tylu, że by ze 2 roczniki zapchali) i w zasadzie już o ukończenie studiów się nie muszę martwić. Tyle tylko, że ja od liceum (w zasadzie to, co prawda nie miałem indywidualnego toku nauczania, ale nieformalnie byłem zwolniony z bycia normalnych uczniem) jestem przyzwyczajony do forsownej nauki, stresu z tym związanego, presji i parcia na wyniki. Jestem nauczony samodzielnie pracować (w liceum mi nauczyciele byli zbędni prawdę mówiąc), więc może stąd wynika fakt, iż nauka na studiach nie stanowi jakichś większych problemów. A żeby to zobrazować, cóż, nigdy przed egzaminem nie miałem ani nieprzespanej nocy, ani sraczki. A przed spotkaniem ze koleżanką - tak.
  14. Zauważyłem, iż w ostatnim czasu coraz częściej objawów nie mam, aż do momentu, gdy zdam sobie sprawę, że ich nie ma, co prowadzi nieuchronnie do ich nawrotu w przeciągu dosłownie kilku sekund. Wystarczy kolejne oczyszczenie umysłu, choćby poprzez mocne skupienie się na czymś innym, by objawy znikły, po czym poprzez kolejne uświadomienie ich absencji prowadzi do nawrotu. I tak błędne koło. Ma/miał ktoś tak? Poradził sobie? Tu problem tkwi jakoby w fakcie, iż objawy można samemu wywołać, czując się zaniepokojonym ich brakiem. Sytuacja taka wydaje się być, z racji długotrwałego przyzwyczajenia, nienormalna, co musi prowadzić do reakcji zwrotnej. Oczywiście mogę podać przykłady objawów, niektóre zapewne będą dla Was bardzo zabawne i absurdalne (dla mnie też w sumie). Słowem, by rozwiązać tą patologię należałoby się nauczyć myśleć tak, by w o ogóle przez glowę nie przemknęła myśl, iż czegoś, notabene niepożądanego, nam jednak brak. I kurczę, żeby to proste było
  15. Zauważyłem, iż w ostatnim czasu coraz częściej objawów nie mam, aż do momentu, gdy zdam sobie sprawę, że ich nie ma, co prowadzi nieuchronnie do ich nawrotu w przeciągu dosłownie kilku sekund. Wystarczy kolejne oczyszczenie umysłu, choćby poprzez mocne skupienie się na czymś innym, by objawy znikły, po czym poprzez kolejne uświadomienie ich absencji prowadzi do nawrotu. I tak błędne koło. Ma/miał ktoś tak? Poradził sobie? Tu problem tkwi jakoby w fakcie, iż objawy można samemu wywołać, czując się zaniepokojonym ich brakiem. Sytuacja taka wydaje się być, z racji długotrwałego przyzwyczajenia, nienormalna, co musi prowadzić do reakcji zwrotnej. Oczywiście mogę podać przykłady objawów, niektóre zapewne będą dla Was bardzo zabawne i absurdalne (dla mnie też w sumie). Słowem, by rozwiązać tą patologię należałoby się nauczyć myśleć tak, by w o ogóle przez glowę nie przemknęła myśl, iż czegoś, notabene niepożądanego, nam jednak brak. I kurczę, żeby to proste było
  16. Zauważyłem, iż w ostatnim czasu coraz częściej objawów nie mam, aż do momentu, gdy zdam sobie sprawę, że ich nie ma, co prowadzi nieuchronnie do ich nawrotu w przeciągu dosłownie kilku sekund. Wystarczy kolejne oczyszczenie umysłu, choćby poprzez mocne skupienie się na czymś innym, by objawy znikły, po czym poprzez kolejne uświadomienie ich absencji prowadzi do nawrotu. I tak błędne koło. Ma/miał ktoś tak? Poradził sobie? Tu problem tkwi jakoby w fakcie, iż objawy można samemu wywołać, czując się zaniepokojonym ich brakiem. Sytuacja taka wydaje się być, z racji długotrwałego przyzwyczajenia, nienormalna, co musi prowadzić do reakcji zwrotnej. Oczywiście mogę podać przykłady objawów, niektóre zapewne będą dla Was bardzo zabawne i absurdalne (dla mnie też w sumie). Słowem, by rozwiązać tą patologię należałoby się nauczyć myśleć tak, by w o ogóle przez glowę nie przemknęła myśl, iż czegoś, notabene niepożądanego, nam jednak brak. I kurczę, żeby to proste było
  17. Ja od czasu borykania się z nerwicą obserwuję postępujący regres. Nie jest to wina leków, bo takich nie biorę, a lekkie preparaty, typu melisa albo kompozycje ziół, trudno uznać za niszczące intelekt. W sumie zanotowałem następujące przypadki na przestrzenni ostatniego 1,5 roku: - pogorszenie czytelności pisma, są momenty, że sam się rozczytać nie mogę - spadek IQ o ok 10 pkt (z poziomu oscylującego wokół 148-152 do 138-140) wg wiarygodnych testów, nie mówię o tych internetowych bzdurach - niższa wydolność przy czystej pamięciowe, parę lat temu mógłbym książki telefoniczne na pamięć (swego czasu sporo poświecałem na naukę historii, znałem setki dat dziennych), teraz nie daję rady więcej się uczyć jak po ok 30 stron a4 dziennie - częstsze rozkojarzenia, tzw. problem "słowa na końcu języka" - zdarza mi się nie zajarzyć co rozmówca mówi albo nie w pełni perfekcyjnie (pod kątem logicznym) sformułować wypowiedź - zacząłem robić błędy ortograficzne Wydaje mi się, że nie tyle leki (nie piszę w oparciu o własne doświadczenia), ile stres i przemęczenie wpływa niekorzystnie na procesy poznawcze. Mózg zwyczajnie marnuje siły na co innego.
  18. Ja od czasu borykania się z nerwicą obserwuję postępujący regres. Nie jest to wina leków, bo takich nie biorę, a lekkie preparaty, typu melisa albo kompozycje ziół, trudno uznać za niszczące intelekt. W sumie zanotowałem następujące przypadki na przestrzenni ostatniego 1,5 roku: - pogorszenie czytelności pisma, są momenty, że sam się rozczytać nie mogę - spadek IQ o ok 10 pkt (z poziomu oscylującego wokół 148-152 do 138-140) wg wiarygodnych testów, nie mówię o tych internetowych bzdurach - niższa wydolność przy czystej pamięciowe, parę lat temu mógłbym książki telefoniczne na pamięć (swego czasu sporo poświecałem na naukę historii, znałem setki dat dziennych), teraz nie daję rady więcej się uczyć jak po ok 30 stron a4 dziennie - częstsze rozkojarzenia, tzw. problem "słowa na końcu języka" - zdarza mi się nie zajarzyć co rozmówca mówi albo nie w pełni perfekcyjnie (pod kątem logicznym) sformułować wypowiedź - zacząłem robić błędy ortograficzne Wydaje mi się, że nie tyle leki (nie piszę w oparciu o własne doświadczenia), ile stres i przemęczenie wpływa niekorzystnie na procesy poznawcze. Mózg zwyczajnie marnuje siły na co innego.
  19. Ja od czasu borykania się z nerwicą obserwuję postępujący regres. Nie jest to wina leków, bo takich nie biorę, a lekkie preparaty, typu melisa albo kompozycje ziół, trudno uznać za niszczące intelekt. W sumie zanotowałem następujące przypadki na przestrzenni ostatniego 1,5 roku: - pogorszenie czytelności pisma, są momenty, że sam się rozczytać nie mogę - spadek IQ o ok 10 pkt (z poziomu oscylującego wokół 148-152 do 138-140) wg wiarygodnych testów, nie mówię o tych internetowych bzdurach - niższa wydolność przy czystej pamięciowe, parę lat temu mógłbym książki telefoniczne na pamięć (swego czasu sporo poświecałem na naukę historii, znałem setki dat dziennych), teraz nie daję rady więcej się uczyć jak po ok 30 stron a4 dziennie - częstsze rozkojarzenia, tzw. problem "słowa na końcu języka" - zdarza mi się nie zajarzyć co rozmówca mówi albo nie w pełni perfekcyjnie (pod kątem logicznym) sformułować wypowiedź - zacząłem robić błędy ortograficzne Wydaje mi się, że nie tyle leki (nie piszę w oparciu o własne doświadczenia), ile stres i przemęczenie wpływa niekorzystnie na procesy poznawcze. Mózg zwyczajnie marnuje siły na co innego.
  20. Obecnie studiuję ekonomię + od października równocześnie psychologię.Ze studiami miałam całkiem niezłą przygodę Najpierw ekonomia,po roku zrezygnowałam i przeniosłam się na filologię polską-specjalność nauczycielska.Po kilku miesiącach studiowania filologii polskiej wróciłam na ekonomię I tak ją sobie studiuję do dziś, ciesząc się z każdego zdanego(nawet całkiem nieźle )semestru Od przyszłego roku akademickiego(jeśli wszystko się uda)chcę równocześnie zacząć drugi kierunek-psychologię-specjalność kliniczna.Czy się uda?Zobaczymy Dobrze, żeś na ekonomii została. Przynajmniej to nie jest pewne bezrobocie, jak w przypadku nauczycielstwa. Ja na prawie jestem. Trochę się zastanawiam, jak to w zawodzie dam radę, skoro człowiek już się boryka z problemami, ale z drugiej strony mnie o dziwo nerwica w 90% przypadków łapie w czasie wolnym, a nie gdy mam dużo zajęć/nauki/zalatania/itd. Tak jakby nerwica trochę z nudów. Nie żeby to pustosłowie było, w okresie sesyjnym w miejscu pobytu studiowania (5 tygodni), zaliczyłem 3 nieprzespane nocy i 2 marne wieczory, reszta zupełnie normalnie (czy tam nie odbiegająca od tego co przed nerwicą), a w miejscu pochodzenia, jestem już 1,5 tygodnia i póki co 2 nieprzespane noce oraz w zasadzie, nie liczę, ale tak co drugi wieczór jest dziwny, takie spięcia albo stany oscylujące wokół depresyjnych.
  21. Obecnie studiuję ekonomię + od października równocześnie psychologię.Ze studiami miałam całkiem niezłą przygodę Najpierw ekonomia,po roku zrezygnowałam i przeniosłam się na filologię polską-specjalność nauczycielska.Po kilku miesiącach studiowania filologii polskiej wróciłam na ekonomię I tak ją sobie studiuję do dziś, ciesząc się z każdego zdanego(nawet całkiem nieźle )semestru Od przyszłego roku akademickiego(jeśli wszystko się uda)chcę równocześnie zacząć drugi kierunek-psychologię-specjalność kliniczna.Czy się uda?Zobaczymy Dobrze, żeś na ekonomii została. Przynajmniej to nie jest pewne bezrobocie, jak w przypadku nauczycielstwa. Ja na prawie jestem. Trochę się zastanawiam, jak to w zawodzie dam radę, skoro człowiek już się boryka z problemami, ale z drugiej strony mnie o dziwo nerwica w 90% przypadków łapie w czasie wolnym, a nie gdy mam dużo zajęć/nauki/zalatania/itd. Tak jakby nerwica trochę z nudów. Nie żeby to pustosłowie było, w okresie sesyjnym w miejscu pobytu studiowania (5 tygodni), zaliczyłem 3 nieprzespane nocy i 2 marne wieczory, reszta zupełnie normalnie (czy tam nie odbiegająca od tego co przed nerwicą), a w miejscu pochodzenia, jestem już 1,5 tygodnia i póki co 2 nieprzespane noce oraz w zasadzie, nie liczę, ale tak co drugi wieczór jest dziwny, takie spięcia albo stany oscylujące wokół depresyjnych.
  22. Obecnie studiuję ekonomię + od października równocześnie psychologię.Ze studiami miałam całkiem niezłą przygodę Najpierw ekonomia,po roku zrezygnowałam i przeniosłam się na filologię polską-specjalność nauczycielska.Po kilku miesiącach studiowania filologii polskiej wróciłam na ekonomię I tak ją sobie studiuję do dziś, ciesząc się z każdego zdanego(nawet całkiem nieźle )semestru Od przyszłego roku akademickiego(jeśli wszystko się uda)chcę równocześnie zacząć drugi kierunek-psychologię-specjalność kliniczna.Czy się uda?Zobaczymy Dobrze, żeś na ekonomii została. Przynajmniej to nie jest pewne bezrobocie, jak w przypadku nauczycielstwa. Ja na prawie jestem. Trochę się zastanawiam, jak to w zawodzie dam radę, skoro człowiek już się boryka z problemami, ale z drugiej strony mnie o dziwo nerwica w 90% przypadków łapie w czasie wolnym, a nie gdy mam dużo zajęć/nauki/zalatania/itd. Tak jakby nerwica trochę z nudów. Nie żeby to pustosłowie było, w okresie sesyjnym w miejscu pobytu studiowania (5 tygodni), zaliczyłem 3 nieprzespane nocy i 2 marne wieczory, reszta zupełnie normalnie (czy tam nie odbiegająca od tego co przed nerwicą), a w miejscu pochodzenia, jestem już 1,5 tygodnia i póki co 2 nieprzespane noce oraz w zasadzie, nie liczę, ale tak co drugi wieczór jest dziwny, takie spięcia albo stany oscylujące wokół depresyjnych.
  23. Może wyda się to zabawne, czy tam nieco sadystyczne, ale od pewnego czasu noszę się z zamiarem zrobienia gastroskopii. Co to za tortura, tłumaczyć nie muszę. Dziś coś się uskarżałem na gorsze samopoczucie, zacząlem temat drążyć i czytać opinie ludzi. Na tyle absorbujące i zabawne (rózne, ciekawe metody określania tej tortury :) ), że jakoś od razu człowiek sie lepiej poczuł. Może komuś pomoże.
  24. Może wyda się to zabawne, czy tam nieco sadystyczne, ale od pewnego czasu noszę się z zamiarem zrobienia gastroskopii. Co to za tortura, tłumaczyć nie muszę. Dziś coś się uskarżałem na gorsze samopoczucie, zacząlem temat drążyć i czytać opinie ludzi. Na tyle absorbujące i zabawne (rózne, ciekawe metody określania tej tortury :) ), że jakoś od razu człowiek sie lepiej poczuł. Może komuś pomoże.
  25. Może wyda się to zabawne, czy tam nieco sadystyczne, ale od pewnego czasu noszę się z zamiarem zrobienia gastroskopii. Co to za tortura, tłumaczyć nie muszę. Dziś coś się uskarżałem na gorsze samopoczucie, zacząlem temat drążyć i czytać opinie ludzi. Na tyle absorbujące i zabawne (rózne, ciekawe metody określania tej tortury :) ), że jakoś od razu człowiek sie lepiej poczuł. Może komuś pomoże.
×