
zjebnerwicowy
Użytkownik-
Postów
124 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez zjebnerwicowy
-
Czy osoba z nerwicą lękową może skończyć studia?
zjebnerwicowy odpowiedział(a) na Martuska_83 temat w Nerwica lękowa
A w zasadzie to co Wy za studia bierzecie na patelnię? Są kierunki ciężkie, jak i takie bezstresowe, których nie-skończyć się nie da. U mnie tylko objawy się nasilają w okolicach sesji zimowej. Letniej o dziwo nie. Czy nasilają, w zasadzie mam problem od II roku, więc mówię to z perspektywy dwóch zimówek i jednej letniej. Ale u mnie problem ze studiami wiąże się tylko z parciem na średnią, niczym innym. Widzę po reakcjach organizmu, stres przed, ale nie w trakcie egzaminu. A największy od momentu uzyskania wiedzy o publikacji oceny do momentu zapoznania się z oceną. Nigdy nic nie oblałem. Ale pewien ból wywołują 3 i 3+. 4 i 4+ z niektórych przedmiotów też... -
Czy osoba z nerwicą lękową może skończyć studia?
zjebnerwicowy odpowiedział(a) na Martuska_83 temat w Nerwica lękowa
A w zasadzie to co Wy za studia bierzecie na patelnię? Są kierunki ciężkie, jak i takie bezstresowe, których nie-skończyć się nie da. U mnie tylko objawy się nasilają w okolicach sesji zimowej. Letniej o dziwo nie. Czy nasilają, w zasadzie mam problem od II roku, więc mówię to z perspektywy dwóch zimówek i jednej letniej. Ale u mnie problem ze studiami wiąże się tylko z parciem na średnią, niczym innym. Widzę po reakcjach organizmu, stres przed, ale nie w trakcie egzaminu. A największy od momentu uzyskania wiedzy o publikacji oceny do momentu zapoznania się z oceną. Nigdy nic nie oblałem. Ale pewien ból wywołują 3 i 3+. 4 i 4+ z niektórych przedmiotów też... -
Czy osoba z nerwicą lękową może skończyć studia?
zjebnerwicowy odpowiedział(a) na Martuska_83 temat w Nerwica lękowa
A w zasadzie to co Wy za studia bierzecie na patelnię? Są kierunki ciężkie, jak i takie bezstresowe, których nie-skończyć się nie da. U mnie tylko objawy się nasilają w okolicach sesji zimowej. Letniej o dziwo nie. Czy nasilają, w zasadzie mam problem od II roku, więc mówię to z perspektywy dwóch zimówek i jednej letniej. Ale u mnie problem ze studiami wiąże się tylko z parciem na średnią, niczym innym. Widzę po reakcjach organizmu, stres przed, ale nie w trakcie egzaminu. A największy od momentu uzyskania wiedzy o publikacji oceny do momentu zapoznania się z oceną. Nigdy nic nie oblałem. Ale pewien ból wywołują 3 i 3+. 4 i 4+ z niektórych przedmiotów też... -
Jaki wpływ na wasze życie/emocje ma muzyka ?
zjebnerwicowy odpowiedział(a) na degenero temat w Nerwica lękowa
Wut? U mnie to wręcz przeciwnie. Odsłuchanie "trylogii" unforgiven prowadzi u mnie do katharsis, oczyszczenia z negatywnych emocji, wprowadzenia na wyższy stopień (nie wiem czego, podniecenie to złe słowo, ale jakby uniesienia, uczucia epickości). Słowem do poprawy. Oczywiście jak się nie nadużywa. Mi tam muzyka pomaga, ale musi nieść za soba ładunek emocjonalny i pewną dawkę epickości. Czegoś podniosłego. Albo też być reminescencją muzyki z dzieciństwa, z którą łącze bardzo silne emocje, np.: Mafia theme http://www.youtube.com/watch?v=yw_hu93-Efg. A skoro objawy ustępują to też to o czymś świadczy. Zwykle do muzyki biorę się za ćwiczenia. Większa motywacja, od razu lepiej się tłucze serie pompek -
Jaki wpływ na wasze życie/emocje ma muzyka ?
zjebnerwicowy odpowiedział(a) na degenero temat w Nerwica lękowa
Wut? U mnie to wręcz przeciwnie. Odsłuchanie "trylogii" unforgiven prowadzi u mnie do katharsis, oczyszczenia z negatywnych emocji, wprowadzenia na wyższy stopień (nie wiem czego, podniecenie to złe słowo, ale jakby uniesienia, uczucia epickości). Słowem do poprawy. Oczywiście jak się nie nadużywa. Mi tam muzyka pomaga, ale musi nieść za soba ładunek emocjonalny i pewną dawkę epickości. Czegoś podniosłego. Albo też być reminescencją muzyki z dzieciństwa, z którą łącze bardzo silne emocje, np.: Mafia theme http://www.youtube.com/watch?v=yw_hu93-Efg. A skoro objawy ustępują to też to o czymś świadczy. Zwykle do muzyki biorę się za ćwiczenia. Większa motywacja, od razu lepiej się tłucze serie pompek -
Jaki wpływ na wasze życie/emocje ma muzyka ?
zjebnerwicowy odpowiedział(a) na degenero temat w Nerwica lękowa
Wut? U mnie to wręcz przeciwnie. Odsłuchanie "trylogii" unforgiven prowadzi u mnie do katharsis, oczyszczenia z negatywnych emocji, wprowadzenia na wyższy stopień (nie wiem czego, podniecenie to złe słowo, ale jakby uniesienia, uczucia epickości). Słowem do poprawy. Oczywiście jak się nie nadużywa. Mi tam muzyka pomaga, ale musi nieść za soba ładunek emocjonalny i pewną dawkę epickości. Czegoś podniosłego. Albo też być reminescencją muzyki z dzieciństwa, z którą łącze bardzo silne emocje, np.: Mafia theme http://www.youtube.com/watch?v=yw_hu93-Efg. A skoro objawy ustępują to też to o czymś świadczy. Zwykle do muzyki biorę się za ćwiczenia. Większa motywacja, od razu lepiej się tłucze serie pompek -
Nozofobia - podstępne oblicze przypadłości
zjebnerwicowy odpowiedział(a) na Pieroog1 temat w Nerwica lękowa
Taaa... ciekawe? Nie mam złudzeń, że multum ludzi boi się nieuniknionego, śmierć dla przykładu. Jak się można bać nieuniknionego? To oczywiste, człowiek w momencie gdy zrozumie swoją bezradność może albo to zaakceptować i olać albo zacząć się lękać. I to drugie jest bardziej typowe (prawdę mówiąc, a nie udając bohatera). Co do reszty to się zgadza. Też znam takich histeryków, o których pisałeś. Choćby moja kuzynka. Kiedyś się w sklepie ukłuła pinezką. Cały dzień dupę mi truła, czy mogła złapać hiva, itd. Tłumaczyłem, że nie, itd. I tak dnia kolejnego poleciała na badanie, a jak tłumaczyłem, że to za mało czasu na wykrycie infekcji to dalej w płacz... -
Nozofobia - podstępne oblicze przypadłości
zjebnerwicowy odpowiedział(a) na Pieroog1 temat w Nerwica lękowa
Taaa... ciekawe? Nie mam złudzeń, że multum ludzi boi się nieuniknionego, śmierć dla przykładu. Jak się można bać nieuniknionego? To oczywiste, człowiek w momencie gdy zrozumie swoją bezradność może albo to zaakceptować i olać albo zacząć się lękać. I to drugie jest bardziej typowe (prawdę mówiąc, a nie udając bohatera). Co do reszty to się zgadza. Też znam takich histeryków, o których pisałeś. Choćby moja kuzynka. Kiedyś się w sklepie ukłuła pinezką. Cały dzień dupę mi truła, czy mogła złapać hiva, itd. Tłumaczyłem, że nie, itd. I tak dnia kolejnego poleciała na badanie, a jak tłumaczyłem, że to za mało czasu na wykrycie infekcji to dalej w płacz... -
Nozofobia - podstępne oblicze przypadłości
zjebnerwicowy odpowiedział(a) na Pieroog1 temat w Nerwica lękowa
Taaa... ciekawe? Nie mam złudzeń, że multum ludzi boi się nieuniknionego, śmierć dla przykładu. Jak się można bać nieuniknionego? To oczywiste, człowiek w momencie gdy zrozumie swoją bezradność może albo to zaakceptować i olać albo zacząć się lękać. I to drugie jest bardziej typowe (prawdę mówiąc, a nie udając bohatera). Co do reszty to się zgadza. Też znam takich histeryków, o których pisałeś. Choćby moja kuzynka. Kiedyś się w sklepie ukłuła pinezką. Cały dzień dupę mi truła, czy mogła złapać hiva, itd. Tłumaczyłem, że nie, itd. I tak dnia kolejnego poleciała na badanie, a jak tłumaczyłem, że to za mało czasu na wykrycie infekcji to dalej w płacz... -
Ja mam jakiś problem z szyją. Po prostu ja czuję, powoduje dyskomfort. Tak jakby mięśnie napięte. Czy to nerwica? Nie wiem. Chociaż jak się podenerwuje, to szyja przestaje dokuczać. Długo to trwa, więc idę do lekarza. Kręgosłupa wcale zdrowego nie mam, więc może ma to realne podstawy. W razie czego, mogę dać znać, jeśli będziesz zainteresowany.
-
Czy mozna sie wyleczyc bez lekow ?
zjebnerwicowy odpowiedział(a) na Hooligan123 temat w Nerwica lękowa
Nie biorę leków, ani żadnej psychoterapii. W stosunku do samego początku wieloktronie lepiej. W zasadzie, z racji przebywania w dwóch miejscach (studia), problemy nerwicowe w miejscu A niemal ustąpiły, a w miejscu B niestety dokuczają. Podejrzewam, że eliminacja w B doprowadzi do końca. Jak widać, leki nie są potrzebne. -
Mi się wydaje, że ta kwestia może mieć w wielu przypadkach duże znaczenie. Ja generalnie nie lubię wszelkich obstrukcji żołądkowych i oddziałowywują one na mnie odstraszająco. Od czasu kiedy przeszedłem zatrucie alkoholem (na pusty żołądek, zmieszałem, na I roku) zaczęły się pojawiać u mnie dziwne objawy dolegliwości żołądkowych po wypiciu alkoholu pod wieczór (czasem po jednym piwie z zaprawą, a kiedy indziej ich brak po np. 3 piwach na pusto wręcz; dla lekarza jest to zagadka), co wręcz aż mnie zniechęciło do tego typu trunków. I to na tyle, że chyba nabawiłem się fobii po tym jak pojawiła się nerwica (ta na II roku). Mniejsza o to, ostatnie wakacje mi się przypomniały, pierwsze 2 tygodnie były w porządku, ale potem nastąpił ten zapalnik (dzień akurat nerwowy, podjadłem fast-foodem) i w sumie nic poważnego się potem nie działo, poza tym, że bezsenność weszła na okres lata. A ile razy wystąpi "zapalnik", tyle razy potem się denerwuję przed powtórką i spokojną noc i tak w koło. To też pewnie rozchwiewa człowieka i tłumaczyłoby dlaczego po takim wydarzeniu nagle wszystko się chrzani. Mi tam w towarzystwie się żadne tego typu myśli nie pojawiają, bo czuję się swobodnie i normalnie (choć się pocę - czyli podświadomie się denerwuję, ale to od dawna), choć z pamięcią, że wcześniej były odwrotnie, co czasem prowadzi do uczucia ciężkiej głowy. Poniekąd tego typu rzeczy towarzyszą, ale w stosunkach formalnych, na zajęciach na uczelni, czy tam jakichś poważnych rozmowach bez sentymentów - nihil novi. Pierwsze - nie wiem. Podświadomość ma to do siebie, że trudno jest ją zrozumieć, tym bardziej w sytuacji, gdy jest sprzeczna z mą wolą, a ta obserwacja prowadzi już do dalszych rozważeń natury filozoficznych, których nie będę tu przywoływać, z oczywistych względów :) Drugie - jestem perfekcjonistą, ale w ostatnim czasie stonowałem w wielu rzeczach. Wyszło na dobre, bo zacząłem się cieszyć (zajmuję się m.in. modelarstwem, perfekcjonizm jest zabójczy dla takiego hobby, w sytuacji gdy człowiek wiecznie niezadowolony z osiągniętej pracy). Trzecie - w zasadzie niemal nie popełniam błędów. A jeśli już się zdarzy, to bardziej sobie wyrzucam błąd niż się boję. Gorzej z rzeczami nieuniknionymi i nieodwracalnymi. Tu mi się raz w życiu zdarzyło, w skrócie: zaspałem na ważny egzamin (9:00, obudziłem się o 9:20), mimo to szybko się zebrałem, pojechałem na miejsce i w sumie straciłem tylko 15 min czasu (cóż, jestem raczej szczęściarzem, za wiele tego typu przypadków w życiu). Po pobudce faktycznie ogarnął mnie lęk i bezradność, ale motywacja do walki do ostatniej próby była silniejsza. Wolę tego typu coś usłyszeć, niż nie, bo to zawsze impuls do przemyśleń. I może pomóc, więc każda opinia przydatna. Przyznam, że czuję się zdumiony, powiedziałbym, że dostrzegłaś coś, co mnie zżera od środka, ale nie chcę tego nikomu powiedzieć, z racji narażenia się na śmieszność. Dobrze, pozwolę sobie na pewne otwarcie. Jestem autokratą i mam bardzo wysoko zawieszone ambicje. W obecnych realiach geopolitycznych wręcz niemożliwe do zrealizowania. Prościej byłoby dać sobie spokój z koncepcjami politycznymi i żyć jak każdy normalny człowiek, ale zwyczajnie nie potrafię. Nie potrafię, bo to przyznanie się do porażki, niemocy i nieudolności. A to czyni człowieka słabym, tchórzem niegodnym istnienia. Mając 10 lat powiedziałem bliskiemu przyjacielowi, że to co nas różni to fakt, iż moim przeznaczeniem jest być wielkim tego świata za cenę cierpienia i wyrzeczeń, a mu dane będzie szczęście i pełne radości życie za cenę przeciętności i zginięcia w szarej masie, o której zapomni historia, co nie wiedzieć czemu, się spełnia. Być obecnym w historii świata, tak by pamiętali o mnie za 100, 1000 i 10000 i więcej lat, by zostawić po sobie ślad w historii, bo pamięć ludzka to jedyny czynnik, który będzie mieć znaczenie po śmierci. Pewność, iż zostawi się nieśmiertelne dziedzictwo, jak wielcy przywódcy tego świata. 90% moich myśli w wolnych chwilach skupia się wokół rozważań natury politycznej, gospodarczej, społecznej, filozoficznej i religijnej. Inaczej nie potrafię żyć. Przyznam też, że w czasie pisania tego akapitu zaczęło się chcieć mi płakać i ogarnęło mnie roztrzęsienie. Tylko, że ja nie płaczę nigdy, nawet na pogrzebach, bo dowodzi to słabości. Zawsze muszę zachować stoicki spokój, kamienną twarz. Ot, cały ja... Szczerze, obstawiam powyższe za główną, najbardziej skrytą przyczynę problemów. Dla mnie wiele rzeczy w życiu codziennym to tylko półśrodki, do jedynego, głównego celu, kiedy to zarazem czas ucieka, życia coraz mniej. Cóż, gdy czuję się gorzej, pojawia się chęć rezygnacji z planów [słaby i niezdrowy nie da rady], ale tylko jak poczuję się lepiej, od razu wracają żądzę, gdyż zaczynam czuć, iż skoro odzyskuję siły to mogę więcej. Bez zdrowia nic się nie uda. Pewnie mama. Ona często podaje mi siebie jako przykład życiowego nieudacznika, którego błędów nie mam prawa popełnić. Oczywiście. Od czasu pierwszej nocy, kiedy to objawy wystąpiły, zacząłem dbać o zdrowie, poszerzyłem znacząco wiedzę medyczną. Otarłem się też o hipochondrię, która wywołała u mnie najgorszą fazę nerwicy, ale dałem radę z niej wyjść i zmienić podejście do kwestii "przypisywania chorób" (od końca grudnia 2011 do końca 3 tygodnia lutego 2012) z całodobowymi napięciami, drżącymi rękoma, poceniem się, bezsennością, stale podwyższoną temperaturą i częstymi napadami bólów główy (głównie okalający tępy ból głowy, ale czasem pulsacyjny i 2 razy klastrowy) z kulminacją w ostatnim tygodniu (7 dni całodobowego bólu, ledwo przechodzącego po apapie, więc brałem to na wytrzymałość, by się lekami nie dobijać). I to jest jedyny sprecyzowany lęk, który od czasu do czasu mi towarzyszy i który ma racjonalne podłoże. Tak też mogła wykiełkować mi nerwica, gdy po pierwszej nocy towarzyszył mi lęk o zdrowie, przespanie nocy i niepowtórzenie się przypadłości [pamiętam, że był bardzo silny, bo tamto zjawisko było wtedy niezrozumiałe i niepokojące], a potem pojawił się lęk przed nocą (pojawiający o zmierzchu) przed tym samym i dalej się rozszerzający. Mam też fobię dot. alkoholu (więc nie piję w zasadzie), wymiotowania [nie wymiotowałem od co najmniej 10 lat, ale wiem skąd się to wzięło] i najdziwniejszą złapaną latem 2012 - przed fast foodami i pizzą [pozwolę sobie przemilczeć; ale jej mechanizm jest dla mnie zrozumiały].
-
W zasadzie niezbyt, albo rzecz częściowo jest zgodna. W sytuacjach z dnia ostatniego czynnik ten miałby zastosowanie tylko raz, jak się spotkaliśmy ze znajomymi, których córka akurat mi się podoba. Wiadomo ocb. W pozostałych, cóż sam nie wiem; co prawda bliscy znajomi ale tytułują mnie przezwiskiem, którego nie cierpię (złe konotacje), ale oni chyba czynią to nieświadomie, gdyż nie wiedzą raczej skąd się to wzięło i dlaczego go [przezwiska] nie cierpię. I tyle, ich oceny niezbyt mnie przejmują, tym bardziej, iż w grupie ja akurat jestem jednostką dominującą. Zapewne, od czasu wystąpienie nerwicy, obserwuję taki przedłużający się okres spięcia ilekroć wyjeżdżam z domu na studia. Przed nerwicą obejmowało to w zasadzie średnio przespaną noc i 1,5-2h czasu między przebudzniem, a wejściem do pociągu. Od zaczątków, gdy zacząłem jeździć nocnymi, samopoczucie w dniu podróży było marne (ból głowy) do pociągu, a gorsze samopoczucie (w postaci lekkiego podenerwowania) rozciągało się do 2-3 dni przed. Stąd błędne koło to nic nowego, acz u mnie nasila się w miejscu A (dla przykładu - problem powyższy [wyjazdy pociagiem] nie istnieje w relacji B do A, a tylko A do B), a jeszcze bardziej gdy dochodzą te wypady (w zeszłe wakacje często graliśmy w piłkę z rana, noc przed meczem była niesprzana, a z rana raczej byłem mocno spięty, w szczególności reakcje typu: parcie na kał/mocz). Nie odnosi się do grona obecnych znajomych, chociaż przyjaźnimy się 5,5 roku to nie znajduję w chwili obecnej takiej rzeczy. To akurat mam, ale na tle szerokiego audytorium. Tzn. nie lubię publicznie popełniać glupot, ani wykazywać się niemocą. W szkole sprowadzało się do sytuacji, gdy przy tablicy pojawił się problem z rozwiązaniem zadania z matematyki, które na spokojnie rozwiązuję. A obecnie jak coś mi się wymknie głupiego, mniej istotne czy de facto głupiego, czy rozśmieszającego resztę. Poczucie upokorzenia na tle reszty. Podejrzewam, że wydumanego, bo pewnie nikt nie zwracał na to uwagi, tym bardziej jeśli ich to bawi. Ale to akurat problem trwający jakieś kilkadziesiąt sekund po akcji. Nigdy nie przeszkadzało to na wiekszą skalę, wręcz motywowało do perfekcji. Na parę dni przed wyjazdem na święta do miejsca A, w miejscu B już pojawiały mi się myśli, że znów się będę źle czuć. Cóż sprawdziło się. Z tego co pamiętam, podobne myśli miałem przed przyjazdem do A na 1 listopada. Też się sprawdziło. Wakacje były w porządku - to wyjątek. W pierwszej połowie zeszłego roku, pamietam, że miałem podobne myśli, ale aż tak mocno się to nie odbijało na samopoczuciu. Nie będę już w szczegóły wchodzić. Natomiast jedyna negatywna konotacja z miejscem A, to fakt, iż tu się nerwica zaczęła w zeszłym roku, trwał mój beznadziejny stan apatii i braku chęcią do życia ok 5 dni, potem spokój na tydzień, po czym w miejscu B trwał z 2 tygodnie z przerwami, potem nastąpił spokój, by po 1,5 miesiącu w miejscu A się odrodzić. Zauważalne jest to, że po przybyciu do miejsca A, generalnie jest ok (choć gorzej jak w B, bo towarzyszy pobytowi napięcie przed nawrotem dolegliwości), aż do wydarzenia zapalnika, po którym się wszystko chrzani. Wydarzeniem tym jest pobudka w nocy, kołatanie serca, ataki ciepła/zimna, mocne drżenie mięśni (gł. nóg), błyskawiczne wydalenie kału, mocne odruchy wymiotne (bez wymiotów - cecha znamienna), wtórny ból brzucha, odbijanie wewnętrzne, problem z wyleżeniem w miejscu, itd. - czyli identycznie jak w dniu, do tego w tym samym łóżku, o podobnej porze nocy (koło 3 nad ranem) po zwykle dobrym i spokojnym dniu, gdy zaczęły się moje problemy.
-
Hipokamp odpowiedzialny za niepokój
zjebnerwicowy odpowiedział(a) na xanonymous temat w Nerwica lękowa
Guzik mnie teorie spiskowe interesują, chociaż pewnie jakby pogrzebać, to znajdzie się np. o SS/Specnaz cyborgach. Whatever. Proste obserwacje prowadzą do tego typu wniosków. Nie twierdzę, że takie metody są stosowane, ale uważam, iż prawdopodobne jest, że są. Zauważ, iż w całej historii wojskowości jedynie czego nigdy nie można było poprawić to właśnie człowiek. Żołnierz nieznający bólu i strachu? Ideał. A dziś jest i wiedza i technika, by takie zakulisowe badania przeprowadzać. Inna sprawa, czy jest to opłacalne, zapewne w masowej ilości nie, co innego w przypadku oddziałów specjalnych. Rzecz kolejna, nie jest tajemnicą, iż wiele rzeczy wpierw opracowano dla wojska (Internet, pierwsze z brzegu), a potem udostępniono cywilom. Naziści też swoje badania robili na jeńcach, część właśnie w tych celach. Zresztą, w wojsku sypie się bodajże brom do jedzenia, celem obniżenia popędu. Rzecz zrozumiała. Nie mam żadnych złudzeń, iż jeśli np. przeciętny Chińczyk dla swego rządu nie znaczy nic (niewolnicza praca pracowników; czy czasem znikające wioski na obrzeżach państwa), a tym bardziej biorąc pod uwagę liczbę obywateli, to czy kogoś (tym bardziej z zewnątrz) zainteresuje to, że jeden z tych ok 1,3 mld ludzi zniknie, bo ktoś zdecyduje się na nim badania przeprowadzić? A nawet jeśli tak to co, piewcy praw człowieka wypowiedzą wojnę? Nie. Tak samo, podejrzewam, iż zarówno już próbowano człowieka i sklonować i skrzyżować z innymi gatunkami. Możliwości są ogromne, a kto to skontroluje? I w razie wykrycia, kto będzie egzekwować odpowiedzialność? Nikt. -
Hipokamp odpowiedzialny za niepokój
zjebnerwicowy odpowiedział(a) na xanonymous temat w Nerwica lękowa
Tja, podejrzewam, że jak odkryją co odpowiada za wolną wolę (o ile istnieje, różne poglądy) to pewnie też niektórzy nie zawahają się jej odciąć. Wszakże, myślenie boli -
Nerwica a miejsce zamieszkania - czy ktoś ma z tym problem?
zjebnerwicowy odpowiedział(a) na zjebnerwicowy temat w Nerwica lękowa
Ja miałem podobny problem w gimnazjum przez 1,5 roku (czarny rasizm, o to do czego prowadzi propaganda tolerastów), ale w moim wypadku nigdy nie wpłynął on jakoś znacznie negatywnie na życie, dość szybko się uporałem z pamięcią i tylko zmotywowało mnie do samodoskonalenia. Ot twarda lekcja życia. Inna sprawa, że pewne szkody poczyniło: brak ufności do ludzi, niechęć do murzynów, trudniejsze nawiązywanie kontaktów międzyludzkich, ale nigdy mi to nie doskwierało. O problemie zapomniałem dość szybko, fakt, że raz na jakiś czas się coś tam przypomni, ale cóż, nic to nie zmienia. Stąd wątpię, by tego typu problem był bezpośrednią przyczyną nawrotu dolegliwości w mieście A, skoro ujawniły się dopiero ok 5 lat po wydarzeniach z gimnazjum. Chociaż nie wykluczam, że to one mogły zbudować podwaliny. Chociaż u mnie też musi zachodzić kumulacja z innymi bzdurami. W mieście A zaczęły się problemy, więc obok tej kwestii społecznej poruszonej w poście poprzednim, pojawia się lekki stres przed nocą (na początku nerwicy mnie to prześladowało) i inne głupoty nieobecne w mieście B, które zwyczajnie mogłem sobie do miasta A przypisać w pamięci. Niedługo wyjeżdżam do miasta B, więc ciekaw jestem czy wszystko zniknie, zgodnie z praktyką tego roku akademickiego, tak być powinno. -
Hipokamp odpowiedzialny za niepokój
zjebnerwicowy odpowiedział(a) na xanonymous temat w Nerwica lękowa
Chociaż prawdę mówiąc niezbyt mnie dziwi ta rewelacja. Niegdyś na biologii podano mi informację, niestety nie potrafię jej zweryfikować, iż przy odpowiednim uszkodzeniu jakiegoś nerwu (rzekomo prowadzono eksperymenty) można w ogóle zlikwidować uczucie bólu. Oczywiście pojawia się tu ten sam problem, co w przytoczonej przez Was sprawie powyżej. Zwiększenie ryzyka uszkodzenia siebie (choćby poparzenia od wrzącej wody). Z drugiej strony niezbyt mi się chce wierzyć, że tego typu rzeczy odkryto dopiero niedawno. Coś mi mówi, iż w wojsku jest to stosowane od dłuższego czasu w szczególności w odniesieniu do elitarnych jednostek. I inna sprawa, czy tego rodzaju upośledzenie (bo chyba można tak to nazwać) nie odbiera pewnej części człowieczeństwa? -
No właśnie, zauważyłem, że niestety wielu młodych wpierw opowiada się za, a potem musi swoje odcierpieć. Nie wiem, od czego zależą powikłania nerwicowe, czy to kwestia chemii, czy mieszania substancji, czy długotrwałego użytku czy zwyczajnie słabego organizmu, ale niektórym nie dzieje się nic (przynajmniej poważnego, choć pewne odchylenia widać), a inni cierpią mniej lub bardziej. Kolega mojego kolegi trafił po 5 latach palenia trawy i nadużywania alkoholu (żadnych innych narkotyków) do szpitala psychiatrycznego gdy nabawił się schizofrenii. Stąd, może nerwica to mimo wszystko jeszcze nie najgorsza opcja... Zdrowia życzę.
-
Tak z ciekawości się zapytam, bo niestety ja Ci nie pomogę, a jeśli to nie żadna choroba (najpewniej nie), tylko powikłania nerwicowe to cóż lekarze odeślą Ciebie do psychiatry, jesteś za legalizacją i uważasz, że trawa jest zupełnie bezpieczna?
-
Ja zaczynam dostrzegać u siebie ten problem, przekopiuję część wypowiedzi z mojego tematu: nerwica-a-miejsce-zamieszkania-czy-kto-ma-z-tym-problem-t40216.html Cóż, z tego co zaobserwowałem w ostatnim czasie, to te nasilające się problemy w czasie pobytu w jednym miejscu wiążą się najwyraźniej z jakąś podświadomą fobią społeczną. Tzn. w sytuacji, gdy mam się spotkać ze znajomymi, czy tam osobami uważanymi za ważne w moim mniemaniu, pojawia się nie tyle głupawy lęk, ile uczucie spięcia wespół z dolegliwościami somatycznymi (głównie: ścisk w śródbrzuszu, większe parcie na kał, takie tam). Działa jednak to wybiórczo, tzn. nie dla przykładu gdy widzę się z rodziną, ludźmi obcymi (ludzie na ulicy, usługodawcy i wszelcy inni przypadkowo napotkani), tak samo, gdy np. wychodzę na osiedle, co by pogadać ze znajomymi (jako, że jest to proces dynamiczny, dzwonię, 15 min i się widzimy). Rzecz sprowadza się do spotkania oddalonych w terminie z konkretnymi mniej lub bardziej znanymi ludźmi (stąd np. umówiona wizyta u fryzjera się nie kwalifikuje, bo fryzjer pozostaje niespersonalizowany), choćby na drugi dzień. Nie rozumiem tylko, co stanowi clue problemu, jakaś wyimaginowana reakcja stresowa (nie mam wątpliwości, po tym, jak zaraz po rozmowie telefonicznej i ustawce na dzień kolejny, po raz trzeci zacząłem notować nagłe pogorszenie nastroju i stopniowe ujawnianie się problemów żołądkowych), która w zasadzie mija w momencie spotkania? I dlaczego tak bardzo się to nasila w miejscu A, a w miejscu B w zasadzie ogranicza się do lekkiego stresu?
-
Ja bym powiedział, że raczej braku kondycji. Jeśli jednak nie jesteś osobą tego typu, sugeruję wpierw wizytę u lekarza internisty na dzień dobry. Nie wiem ile masz lat, ale pewnie młody więc dla przykładu choroby płuc czy tam serca można uznać za mało prawdopodobne, ale nie mi to diagnozować.
-
Tja, więc mamy spójność, tyle tylko, że ja już nauczyłem się tego ignorować, co nie zmienia faktu, iż ja człowiek zerknie i zacznie się gapić, zaczyna się znów zaduma nad kondycją własnego wzroku. Ja powiem tak, za dnia niemalże tego nie widzę, bo za dnia męczą mnie białe krwinki, ot takie schorzenie powstające przy degeneracji ciałka szklistego w oku, acz one są widoczne tylko przy mocnym świetle, czyli w porze wiosenno-letniej. Poza tym, widoczne w postaci lekkiego czy to ruchu czy migotania, wiesz ciężko to opisać, a jeden obraz więcej powie. Mam wątpliwości, czy aby na pewno, to co pokazałem na filmie to nie są właśnie one, z tą różnicą, że tak się to objawia przy słabym świetle. Z drugiej strony, nie mam żadnej pewności, czy aby na pewno taka degeneracja zaszła, z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, 3 okulistów nie potrafiło tego stwierdzić. Śnieg optyczny z perspektywy czasu odrzucam, to nie to samo. U mnie zaczęło się w lutym br, przy końcówce najgorszej fazy nerwicy. W poniedziałek zaczął mnie strasznie nawalać łeb, trwało to do niedzieli, ot całodobowy ból głowy, acz jeden apap pomagał. Gdzieś od czwartku zacząłem obserwować wystąpienie "świetlistych plam" przy ruchach gałek ocznych (tak jakby smuga światła zostawała o 1s za długo na siatkówce) i właśnie to migotanie. Popadłem w lęk przed możliwą ślepotą (oscylacja wokół schorzenia "odwarstwianie się siatkówki oka", z racji mało precyzyjnych opisów występujących tam błysków) i się jakoś zaczęło z tym widzenie ala stare filmy, a jak przyszła wiosna to pojawiły się białe punkty na niebie. Byłem u 3 okulistów, generalnie 2 panie z publicznego nfz były mocno nieuprzejme (jedna wzięła mnie za czubka; druga zrobiła badania i zwaliła na procesy starzenia [lat 20 w tamtym czasie]) oraz prywatnie (też nic, ta tylko stwierdziła, że mam różną ilość pręcików o oczach i mogę widzieć inaczej kolory [to fakt, ale mi to nie przeszkadza w ogóle] oraz gadka o suchym oku, kwestia ew jeszcze nacisku żył na oczy w stresie [stąd plamy świetlne i rzadkie napady rozmazanego obrazu w jednym oku]) Byłem też u neurologa, tk głowy, eeg, rtg szyi - nic nie wyszło. Po dziś dzień nic się nie zmieniło. Natomiast dodam jeszcze jedną rzecz. Sporo z tych pierdół wzrokowych to nic innego jak przewrażliwienie i przekręcanie kota ogonem. Wierz mi, bo miałem parę innych problemów z których wyszedłem, podaję przykłady, nie będę się bawić w zgaduj zgadulę, więc od razu podam też i przyczyny: - widzenie ciemnych plamy w górnej i dolnej partii widzenia; jak przyszła wiosna i mocne światło dzienne to któregoś razu się skapnąłem, że to żadne plamy (jakie występują w np. boreliozie) a tylko moje rzęsy (mam takie trochę kobiece), które tak z dupy mi zaczęły przeszkadzać - uczucie zapijaczenia, kręcenia się w głowie, jakby trzęsienia się obrazu, tylko w ruchu; to [wydaje mi się, że jest normalne chyba, że mam coś z kręgosłupem] jest zwyczajnie "pływaniem obrazu" w takt ruchu i mocnego gryzienia jedzenia; pomimo tej wiedzy przeszkadza mi to nadal GG już nie używam od paru lat. Znak czasu. Jeśli chcesz, jestem dostępny pod PM.
-
Chyba mam coś podobnego. Niektóre swetry (dużo pasków) drażnią mi wzrok. Trudno powiedzieć, co znaczy "drażnić wzrok", ale chyba to, że po prostu razi. To samo, jak są np wycieraczki w dużych marketach zrobione z równoległych metalowych prętów (albo wszelkie inne podobne konstrukcje), jeżdżąc po nich wzrokiem, drażni mnie. Z drugiej strony, sam nie wiem, czy to aby na pewno nie jest jednak normalne. Pytałem się kiedyś ojca o to, twierdzi, że ma tak samo, ale nie zwraca uwagi. Wczoraj oglądałem film, aktor miał tego typy sweter, jak się ruszał, to miałem to samo uczycie, jakby to ja patrzył na żywego człowieka. Stąd wniosek, że tak chyba ma być, a se człowiek wmówił, że to nienormalne i cóz, Houston we have a problem :) A z innej beczki. Wydawało mi się, że to śnieg optyczny, ale raczej nie. Widzę trochę jakby obraz był gorszej jakości, jak na starych filmach. Przykład: Pierwsze 6 sekund, proszę właczyć tryb pełnoekranowy, rozdziałka 480p. Przede wszystkim na drzwiach widać takie lekko migoczące punkty. Ja widzę podobnie, w całym polu widzenia, są one ledwo zauważalne, ale jednak, głównie po ciemku. Wiem tyle, że jak się zdenerwuję to są wyraźniejsze (raz w czasie badania laryngologicznego [rura w gardło] tak mnie strach wziął, żem polowy obrazu nie widział, wysyp mocno świecących punktów). Nie wiem tylko, czy to też aby przypadkiem nie jest normalne, a mi się coś ubzdurało,.
-
Nerwica a miejsce zamieszkania - czy ktoś ma z tym problem?
zjebnerwicowy odpowiedział(a) na zjebnerwicowy temat w Nerwica lękowa
Nie, ciek wodny u mnie definitywnie odpada. W Koszalinie w tym domu żyję od dziecka. A w Krakowie w tym mieszkaniu przez rok, przed wystąpieniem problemów. Było tak samo. Dopiero od 14 miesięcy się uskarżam. Stąd siłą rzeczy, należy brać czynniki dynamiczne. Dlatego palnąłem o grzybie (ot mógł się pojawić u mnie za łóżkiem, tam akurat idzie komin, a z racji zimna wisi "dywanik", teoretycznie warunki miałby do wzrostu, ale sprawdziłem, ściana w porządku). Wczoraj mi mocno w nocy dowaliło, ten sam zespół dolegliwości, które wystąpiły dnia pierwszego nerwicy, acz dzień był bardzo spokojny, nawet więcej miałem apetyt i napad głodu, co już pokazuje, iż czułem się dobrze, więc nie rozumiem skąd to odbicie. Co ciekawe ostatni raz wystąpiło to też w tym samym mieście - 28.X, a w międzyczasie w drugim mieście, ani razu. Zauważam, iż w ostatnich dniach będąc w Koszalinie czuję się spięty, co prawda po dwóch dniach picia melisy przed snem znikły problemy z jedzeniem, snem, rozbiciem pod wieczór, itd., ale mimo wszystko czuję coś podświadomie. I chyba w tym problem, w jakimś wyimaginowanym uczuciu strachu/przekonania, że w mieście A dolegliwości są częścią dnia codziennego. Jeśli to rozbiję, problem powinien zniknąć i ostatecznie doprowadzić do wyjścia z nerwicy. Ba, ale niektóre rzeczy są wybitnie bzdurne. W modelowym przykładzie powinno być na odwrót. Podam przykład: - w Krakowie piję dużo soków (ok. 750 mil dziennie), jem raczej tłuste i ostre, pewnie trochę przesolone (czas najwyższy zacząć gotować ) - nic - w Koszalinie, z 200 ml soku dziennie, jem zdrowo (rodzice zrobią) i co? - od paru dni zacząłem puszczać gazy i nawet (szczególnie wczoraj w nocy) jakieś objawy refluksopodobne (ciężar za mostkiem, czy odbijanie wewnętrzne) -- 28 gru 2012, 22:52 -- Cóż, z tego co zaobserwowałem w ostatnim czasie, to te nasilające się problemy w czasie pobytu w jednym miejscu wiążą się najwyraźniej z jakąś podświadomą fobią społeczną. Tzn. w sytuacji, gdy mam się spotkać ze znajomymi, czy tam osobami uważanymi za ważne w moim mniemaniu, pojawia się nie tyle głupawy lęk, ile uczucie spięcia wespół z dolegliwościami somatycznymi (głównie: ścisk w śródbrzuszu, większe parcie na kał, takie tam). Działa jednak to wybiórczo, tzn. nie dla przykładu gdy widzę się z rodziną, ludźmi obcymi (ludzie na ulicy, usługodawcy i wszelcy inni przypadkowo napotkani), tak samo, gdy np. wychodzę na osiedle, co by pogadać ze znajomymi (jako, że jest to proces dynamiczny, dzwonię, 15 min i się widzimy). Rzecz sprowadza się do spotkania oddalonych w terminie, choćby na drugi dzień. Nie rozumiem tylko, co stanowi clue problemu, jakaś wyimaginowana reakcja stresowa (nie mam wątpliwości, po tym, jak zaraz po rozmowie telefonicznej i ustawce na dzień kolejny, po raz trzeci zacząłem notować nagłe pogorszenie nastroju i stopniowe ujawnianie się problemów żołądkowych), która w zasadzie mija w momencie spotkania? I dlaczego tak bardzo się to nasila w miejscu A, a w miejscu B w zasadzie ogranicza się do lekkiego stresu? -- 28 gru 2012, 22:53 -- Cóż, z tego co zaobserwowałem w ostatnim czasie, to te nasilające się problemy w czasie pobytu w jednym miejscu wiążą się najwyraźniej z jakąś podświadomą fobią społeczną. Tzn. w sytuacji, gdy mam się spotkać ze znajomymi, czy tam osobami uważanymi za ważne w moim mniemaniu, pojawia się nie tyle głupawy lęk, ile uczucie spięcia wespół z dolegliwościami somatycznymi (głównie: ścisk w śródbrzuszu, większe parcie na kał, takie tam). Działa jednak to wybiórczo, tzn. nie dla przykładu gdy widzę się z rodziną, ludźmi obcymi (ludzie na ulicy, usługodawcy i wszelcy inni przypadkowo napotkani), tak samo, gdy np. wychodzę na osiedle, co by pogadać ze znajomymi (jako, że jest to proces dynamiczny, dzwonię, 15 min i się widzimy). Rzecz sprowadza się do spotkania oddalonych w terminie, choćby na drugi dzień. Nie rozumiem tylko, co stanowi clue problemu, jakaś wyimaginowana reakcja stresowa (nie mam wątpliwości, po tym, jak zaraz po rozmowie telefonicznej i ustawce na dzień kolejny, po raz trzeci zacząłem notować nagłe pogorszenie nastroju i stopniowe ujawnianie się problemów żołądkowych), która w zasadzie mija w momencie spotkania? I dlaczego tak bardzo się to nasila w miejscu A, a w miejscu B w zasadzie ogranicza się do lekkiego stresu? -
Nerwica a miejsce zamieszkania - czy ktoś ma z tym problem?
zjebnerwicowy opublikował(a) temat w Nerwica lękowa
Dobra, u mnie zaczyna to cholerstwo wchodzić w nową fazę. Kij z tym kiedy się zaczęło, ale już widzę pewną prawidłowość. Obstawiam koniec września 2012, a więc przed rozpoczęciem kolejnego roku studiów. Zadam zatem pytanie, czy ktoś boryka się z podobnym problemem i jeśli tak, to jak sobie poradził? Przed tym okresem był spokój, problem nie występował w zasadzie, biorąc pod uwagę, iż w Koszalinie (miasto rodzinne) spędziłem wakacje (3 miesiące) było w porządku, a w czasie studiów przed wakacjami 2012 w Krakowie (miejsce studiowania) też, bez większych różnic, ot niemal brak nerwicy z paroma dziwnymi dolegliwościami bliżej nieokreślonymi, których tu opisywać nie będę. W czym rzecz. Będąc w Krakowie (niemal cały październik 2012 i listopad oraz połowa grudnia 2012r.) jest w porządku, niemalże nic mi nie dolega, są tam pewne przebłyski nerwów momentami, ale nastrój w stylu: "po problemie". Będąc w Koszalinie (1,5 tygodnia na przełomie października/listopada i od paru dni obecnie) dochodzi do załamania z dnia na dzień. Pojawiają się objawy, których w Krakowie nie notuję, a w ogóle nie borykałem się od dawna. Bezsensu. Oczywiście jest coś takiego jak strefa buforowa, czyli po zmianie miejsca aktualnego pobytu przed ok 2 dni żyję rytmem poprzedniego, potem przychodzi ten przypisany do obecnego. Zestawienie dla przykładu: - Kraków: energia, chęć do życia, pozytywne nastawienie; Koszalin: ospałość, podenerwowanie, przemęczenie - Kraków: apetyt, początkowo problem z połykaniem pokarmów, który znika, spożywanie kolacji między 20-21; Koszalin: brak apetytu, napad z dnia na dzień problemu z połykaniem, brak ochoty na kolację, ataki nudności, odbijanie treści pokarmowej, posmaki jedzenia, itd - Kraków: wstawanie o 9 albo wcześniej, raz w tygodniu o 6:40; spać między 0:00-1:00; Koszalin: wstawanie o 9, spać ok. 0:00, po tej godzinie napad rozbicia i pseudolęków, co utrudnia siedzenie - Kraków: funkcjonalność cały dzień, prace domowe (prawo cywilne - trudne) czy nauka (idzie dobrze) nawet po 21, prasowanie po 20, mycie, golenie nawet i 22-23; Koszalin: już od 21 czuję rozbicie i zadumę, czemu nie mogę funkcjonować, choć 3 dni temu było ok przez 6 tygodni??? więc jak nie da rady to przerzucam obowiązki na rano dnia kolejnego - Kraków: żadnych drżeń mięśni, uczucia lęku, ataku chęci wymiotowania i innych bzdur; Koszalin: jak najbardziej - Kraków: wyjście do kina, teatru, itd - normalka; Kraków: nerwy za dnia przed wyjściem - itd. Niezrozumiałe jest to o tyle, iż zmiany są tak diametralne i w dodatku zachodzą w przeciągu kilkunastu godzin. Chociażby jak ostatnio środa i wcześniej całkowicie normalnie, wyjeżdżałem w czwartek i tego dnia byłem nieco podenerwowany podróżą, co widoczne było przy obiedzie (lekki problem z łykaniem, odbijanie po jedzeniu). A już od piątku nawrót problemu z połykaniem jedzenia przy obiedzie, niechęć do jedzenia kolacji, brak apetytu - najbardziej ewidentny przykład. Zresztą, niedawno wróciłem ze spotkania. Jakiś atak nudności, zupełny brak apetytu, parcie na sranie, mocne drżenie rąk. Już przeszło, w Krakowie się to nie zdarza. Ktoś się zapyta o mój dzień w obydwu miejscach: - Kraków: stres (głównie pośpiech i punktualność czyli mało ważne rzeczy; mnie tam zajęcia, kolokwia miało denerwują, jestem już uodporniony), mocno zorganizowany czas zarówno w skali dnia, jak i miesiąca, dużo zajęć (studia, prace porządkowe), umiarkowane kontakty towarzyskie (jestem raczej typem samotnika, więc głownie na uczelni przy zajęciach, ludzie na ulicy, itd), całkowita samodzielność (sam robię śniadania/kolacje; sprzątam, piorę, prasuję, itd), raczej mało czasu niezorganizowanego (wolnego w sporo - 3dniowy weekend, ale idzie o taki zupełny brak zajęć), raczej mało zdrowa żywność - Koszalin: zupełny brak stresu, poza tym wywoływanym nerwami i będącymi ich pochodnymi; całkowity brak organizacji, mam wolne 24/7; jestem wybitnie rozpieszczony (rodzice robią jedzenie, sprzątają, pranie, prasowanie, itd); zwykle z rana jeżdzę z ojcem, robi się zakupy, załatwia się sprawy zawodowe, powiedzmy że to surogat zajęć na uczelni; niemalże brak kontaktów towarzyskich (rodzice + parę spotkań ze znajomymi jak się zjadą w końcu); zdrowe odżywianie; częsty problem z zagospodarowaniem czasu wolnego Słowem, bezsens. W typowych przypadkach ludzi jest na odwrót. Nie bardzo rozumiem, w czym tkwi problem, mam parę pomysłów: 1. Jakieś powiązanie złych zdarzeń (pierwsze ataki nerwicy w Koszalinie, zeszłego roku, wmówienie sobie, iż tu jest to na porządku dziennym) z Koszalinem. 2. Odmienny klimat (Koszalin: wysoka wilgotność, częste wiatry i opady deszczu, czego brak w Krakowie). 3. Może obecność jakiś drożdżaków, grzybów wydzielających toksyny w Koszalinie w domu? Wątpliwe. 4. Rozbicie ambicjonalne: lubię swoje miasto rodzinne, mógłbym tu wrócić po studiach, ale jest za małe na moje ambicje, choć mam też tu pewne powiązania biznesowe. Z drugiej strony więzi z tym miastem się rozluźniły, choć mam silne sentymenty. Kraków: lepsze perspektywy, dobrze się żyje, ale brak korzeni, będą problemy z działalnością biznesową z racji odległości między miastami. Chcę działać politycznie, społecznie, ale nie wiem gdzie. Czy kogoś coś tak dziwnego dotyczy?