Skocz do zawartości
Nerwica.com

zjebnerwicowy

Użytkownik
  • Postów

    124
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zjebnerwicowy

  1. Łeb mnie coś dziś stuka, w sumie to nawet narasta od paru dni. Raczej był do zniesienia w ostatnich dniach, ale dziś chyba sięgnę po apap, o ile nie przejdzie. W sumie tydzień temu w piątek i sobotę jednak musiał wziąć tabletkę. I znów moja nerwica zmienia objawy, tym razem mam niemal każdego dnia taki klasyczny ból głowy (mi znany od dzieciństwa), tzn. ból z przodu czoła, narastający w ciągu dnia, utrudniający funkcjonowanie, przechodzi po środku przeciwbolówym/śnie, a bierze się z nadmiaru emocji, przeładowania intelektualnego, ogólnego wymęczenia, itd. Kiedyś zdarzał mi się może z raz na 1-3 miesiące. Dla mnie najgorszy z możliwych. Pewnie wziął się stąd, iż byłem się dziś przejść pierwszy raz w życiu do dentysty (na poczatku wizyty zresztą zacząć dosyć mocno drgać mi lewy kciuk, co by potwierdzało me podejrzenie), kiedyś trzeba, w końcu mam już 20 lat. Niestety nic do leczenia, dentysta (a jeden z lepszych w mieście) zdziwiony, iż zęby zdrowe, bez żadnej dziury, tylko troszkę osadu, w sumie wizyta zbędna, podobno taki widok jest dosyć rzadki. A przecież ja ani nie piję mleka krowiego (uczulenie), dużo piję herbaty i wręcz jestem uzależniony od słodyczy, zazwyczaj zjadam jakieś 5 tabliczek czekolady tygodniowo, nie licząc innych produktów, chociaż czasem jem albo bardzo mało albo w ogóle, jak przeczekam 3 dniowy okres, kiedy uzależnienie [psychiczne] działa.
  2. Nie. Objawy wystapiły u mnie na parę dni (koniec września) przed wyjazdem na drugi rok studiów. Przeszły mi zresztą dopiero, jak zacząłem brać nifuroksazyd (lek na biegunkę), z nospą i apapem 4 razy dziennie + zastosowałem rygorystyczną dietę (suche, wręcz czerstwe pieczywo, żadnych warzyw, owoców, soków, itd). Już po jednym dniu zaszła poprawa, po 2 kolejnych odstawiłem apap, a nospę zmniejszyłem do 3, leki odstawiłem po 2 kolejnych, a dietę nieco złagodziłem i trzymałem przez 2 ostatnie dni. I tak się wyleczyłem z wymienionych objawów. W trakcie owej choroby nabawiłem się jednak paru lęków i to one odzywały się w kolejnych miesiącach w nieregularny sposób. (np. dopiero w styczniu i tylko w tym miesiącu lęk przed weekendem - czemu? bo w weekend trudno się dostać do lekarza, a ten potrzebny jak z dnia na dzień coraz gorzej i człowiek ma wątpliwości, jak przetrwać te 2 dni).
  3. Urojoną, wespół z szeregiem innych bardziej już powszechnych jak np.: guz mózgu, parkinson, pasożyty, jaskrą, itd. Zasadniczo to były urojenia, albo objawy same z siebie ustąpiły albo lekarze wykluczyli. Ta grzybica układu pokarmowego wzięła się stąd, iż pół roku temu miałem mniej więcej chorobę (nigdy nie zdiagnozowaną, co lekarz to inna opinia, a byłem u ok. 20) ciągnącą się z przerwami (od 1-2 dni zwykle do raz 6 dni) przez 3 tygodnie, objawiającą się: ciągłym bólem żołądka, wrażeniem poruszania się czegoś w okolicach brzucha, częstym parciem na kał, a w szczytowym momencie fermentującym kałem, "wybuchowym sraniem", parciem na mocz, parciem na wymioty, podwyższoną temperaturą (do 37,5), potami, kaszlem, katarem, bólem głowy, niechęcią do życia, tendencją do pokładania się do łóżka, huśtawką nastrojów (od samobójczego do euforii), czasem dreszczami, przyspieszonym biciem serca, dusznościami, apatią, niechęcią do jedzenia, i pewnie wieloma innymi, których już nie pamiętam. Różne natężenie w różnych porach dnia (choć nasilały się między 19-21) i poszczególnych dniach, acz dominowały problemy około żołądkowe.
  4. Tja.: wg opinii 2 psychiatrów i psychologa: nerwica lękowa, nerwica somatyczna i podejrzenie nerwicy.
  5. Powody są dla mnie z grubsza jasne, może nie wszystkie, ale część na pewno. Śmieszy mnie to, iż niektóre rzeczy z niezrozumiałych przyczyn są wyolbrzymiane na siłę, a są w pełni kontrolowane i zrozumiałe dla mnie oraz oswojone, a nigdy nie budziły nerwów bądź niektóre rzeczy nie mają prawa budzić niepokoju, a mimo to robią i nie widzę jakiejkolwiek racjonalnej przyczyny takiego stanu za wyjątkiem przypadku lub "debilizmu". Podejrzewam, że za pierwszą przesłanką kryje się pewne przemęczenie/przepracowanie układu nerwowego, który wymaga wytchnienia, być może tylko czasu i nieco spokoju, co też zweryfikowałem wielokrotnie w odniesieniu do paru symptomów, które udało mi się przewalczyć i zarzucić. A druga jest czysto irracjonalna i może, żeby nie być gołosłownym, przykład: nerwy, problem ze snem, itd. ujawniające się pod wieczór, gdy dnia kolejnego mam wstać o 6:30. Gdy stwierdzę, że śpię do 8:00, ustają. Nerwy owe zespalają się z dniami tygodnia i mają charakter rutyny, stąd są lekkim problemem na początku ferii, kiedy znika wymóg wstania o 6:30. Pyt. tylko: w czym problem, skoro do cholery ok. 2/3 życia wstawałem o 6:30 5 razy w tygodniu?
  6. Huśtawka nastroju - od dosyć ponurego, lekkiego doła, do nagłegu wybuchu euforii - w relatywnie krótkim czasie, bez powodów, to norma przy nerwicy? Bo zaczynam coś takiego u siebie zauważać co parę dni.
  7. No to się uśmiejecie - grzybica układu pokarmowego
  8. Ja się nie tyle martwię, co mi to przeszkadza. Po prostu pod wieczór przyspiesza mi bicie serca, bez żadnego powodu. Obiektywnie przyspiesza, bo mierzyłem parokrotnie dla upewnienia, czy aby nie przypadkiem mi się tak tylko zdaje. Niewykluczone, iż to psychika. Jak się kładę spać, wyciszam, leżę spokojnie, to czuć to bicie jakby mocniej, wręcz je słychać. I sam nie wiem, czy tam gdzieś po prostu czasem i nerwoból się nie pojawia. Acz, dyskomfort, to dyskomfort.
  9. Nie. Przez jakieś ostatnie 1,5 miesiąca piłem melisę, przestało pomagać. Rzadko, w przeciągu ostatnich 2,5 miesiaca zdażyło mi się 4 razy po nerwomix sięgnąć. Dawno temu, w okolicach października i listopada brałem pramolan, zresztą małą dawkę, a że zasadniczo nic nie pomagało, też odstawiłem.
  10. Może ktoś się obrazi, ale cóż, po mojemu jak masz nerwicę lękową to jesteś debilem. Spójrzcie prawdzie w oczy, jak można się bać niczego? Przecież to jest z definicji głupie. Przynależę do silnych osobowości, przeszedłem szereg dosyć ciężkich rzeczy w życiu, sporo stresów miałem, sporo też jak na swój wiek osiągnąłem. Nauka, praca, ciągła pogoń, dyscyplina, samodoskonalenie, stawianie czoła problemom, perfekcjonizm, jak skończyłem liceum (wcześniej jak normalni licealiści, ci muszą zdawać matury w maju, a ja już na długo przed studniówką, miałem szereg indeksów jak i zwolnienia z paru matur) to stwierdziłem, że muszę odpocząć, chyba wtedy poczułem się nieco zmęczony życiem. Pierwszy rok studiów raczej tak powoli, na spokojnie, bo ile można żyć na podwyższonych obrotach? Wakacje też spokoj. Drugi rok ma się zacząć za niecały tydzień, a ja bam, lezę i kwiczę. WTF? Ja już się pogodziłem z tym faktem, acz go całkowicie nie akceptuję. Jestem debilem. Tylko debil może odczuwać strach wieczorem, bo tak. Bez powodu. Tylko debil może się stresować, bo idzie do określonego kina w określonym mieście, a jak pójdę gdzie indziej to jest normalnie. Tylko debil może jednocześnie cieszyć się z czegoś, co zarazem go stresuje. Tylko debila może stresować weekend, bo kiedyś choroba wywoływała głupi strach przed weekendem. Przecież ta choroba jest logicznie bzdurą, jakimś wielkim urojeniem, co innego gdyby bał się czegoś konkretnego, co łatwo zdiagnozować i coś z tym zrobić, a nie niepokoić się wszystkim i niczym zarazem. Podobno pierwszy krok do wyleczenia nerwicy lękowej, to zaakceptowanie, iż ma ona miejsce. No ok, nie zmienia to faktu, iż jednak czuję się debilem.
  11. Trochę intuicyjnie, gdzieś tkwi jakiś problem, który powoduje u Ciebie skok napięcia, gdy jesteś w domu. A co konkretnie, sama musisz sobie odpowiedzieć. Ja miałem coś podobnego pod koniec sesji, dzień ok, wystarczyło tylko, że otworzyłem książkę i bam - niepokój, pot, kołatanie serca, mdłości, itd. Dziwi mnie tylko, że mimo to, dałem radę bez żadnych problemów wszystko całkiem przyzwoicie pozdawać.
  12. Generalnie ciśnienie krwi i puls serca mam wzorcowe, rzadko kiedy (bez powodu) odbiega mi od normy. Mnie zastanawia, bo znów mnie to zaczęło męczyć w ostatnich dniach, czemu wieczorami rośnie mi tętno bicia serca z 60 do 70-79, po czym samo spada. Odczuwam to w formie troszkę szybszego bicia serca, nawet będąc w fazie całkowitego spoczynku. Jakieś konkluzje?
  13. Nie wiem, czy Ciebie pocieszę/zasmucę, ale to co opisujesz nie jest przejawami nerwicy, a przede wszystkim beznadziejnych umiejętności jazdy oraz naturalnych odruchów (normalne jest, że unikasz stłuczki, że reagujesz nagle i "nerwowo", a pewnie wyłacznie odruchowo na nagłe wydarzenie, to podświadomość chroni przed zagrożeniem). Kwestia do wyrobienia i wymaga wprawy, której z oczywistych względów brak "L". Ja po mniej więcej 15h jazdy już nie miałem z tym żadnych problemów, a pozostało mi jedynie doskonalić rzeczy trapiące większość kursantów, typu: precyzyjne parkowanie równoległe czy całkowitą płynność jazdy przy zmianie niższych biegów (acz, przyznam, iż po przesiadce na samochód o lepszych osiągach, jakoś aż tak mi to nie dokuczało) czy jazdę tyłem. Oczywiście pozostaje jeszcze kwestia osobistych predyspozycji, jedni wymagają trochę nauki, inni nigdy nie powinni dostać prawa jazdy i szczęśliwie, takich egzaminatorzy oblewają. I jeszcze kwestia płci, kobiety uczą się dłużej, mają mniej wprawy przy trudniejszych manewrach, ale to też nie jest wielce problematyczne. A odruchy nerwicowe za kółkiem wyglądałyby nieco inaczej: stałe szarpanie samochodu przy zmianie biegów, gwałtowne ruchy bez powodu, zbyt nagłe ruszanie, za mocne hamowanie, ruchy kierownicą, jakby się chciało ją wyrwać, "latające i drżące ręcę" przy np. wrzucaniu kierunkowskazów i inne charakterystyczne dla danego człowieka.
  14. Cóż, powiem, że dla mnie mylące, zresztą po części odrywającej od nerwicy i po dziś dzień były 2 fakty: - antybiotyk hamował i usuwał objawy, brałem zresztą i w późniejszym okresie kolejny (zasadniczo wyeliminował zawroty i uciski głowy), acz wracały objawy po pewnym czasie od odstawienia leku - raczej fermentujący kał (taki śmierdzący, wyjątkowo; może dla porównania: własny kał dla danego człowieka nie cuchnie, ale jeśli on czuje smród, tzn. że jest coś nie tak) nie jest objawem nerwicy, poza tym, nerwicy nie leczy się lekami przeciwbiegunkowymi i dietą, a z tym borykałem się na początku A dodatek zadziwia mnie zmienność objawów w czasie i miejscu, to normalne? Bo na dziś dzień, czuję się podobnie jak w okresie listopadowo-grudniownym, tak jakby nerwica cofała się w historii choroby.
  15. Generalnie jak jeżdżę to nie mam nerwów, acz raz zdążyło mi się jechać pod wielkim napięciem. Samochód sam niemal od razu mi rozładował nerwy. Podejrzewam, że dokonał absorpcji nerwicy, przestałem się skupiać nad sobą, moim umysłem, a zacząłem nad jazdą.
  16. Czy nerwica lękowa może zmieniać swe objawy w relatywnie krótkiej perspektywie czasowej? Zdecydowałem się opisać mój przypadek, co prawda temat nadawałby się gdzie indziej, ale przyznam, że sam mam wątpliwości. Lekarze też zresztą. Nie chciałbym z tematu zrobić autobiografii (a dysponuję całkiem dokładnym opisem dni, wydarzeń, itd, zresztą lekarzom też niezbyt się chciało tego słuchać, co mnie wcale nie dziwi) ostatnich 6 miesięcy, więc opiszę pokrótce przebieg choroby w sposób następujący: - okres - objawy - sposoby leczenia/radzenia sobie Nieco opiszę tylko początki. Ciekawy jest szereg chorób, który mi przypisano. Osobiście, nie wykluczam, iż początkowo miałem jakąś chorobę, która potyrała mi psychę, a ostatecznie wywołała nerwicę. Mam tendencję do zmiany miejsca pobytu co parę tygodni, raz bywam w zachodniopomorskim, a kiedy indziej w małopolskim. Po zmianie miejsca - zmiana części objawów. W podróży zawsze ok. Okres przed chorobowy: powiedzmy lato 2011 Objawy: w przeciągu 3 miesięcy zdarzyło mi się borykać z nieprzespaną nocą, łapaniem duszności w nocy, ze 2 niestrawności po dosłownie 1 piwie (choć to może bardziej kwestia przypadku) Rzeczy bagatelizowałem - nic nadzwyczajnego Okres przełomu września/października: 24.IX - 7.X: przygotowanie do wyjazdu na studia po długim pobycie w domu oraz parę pomniejszych rzeczy (zabieganie, drobne nerwy), Objawy: - 24.IX - na piłce z kolegami, wieczorem jedno piwo, w nocy dosyć ciężka niestrawność (zupełnie bezpodstawna), a te już były dla mnie dosyć irytujące/stresujące, podejrzewam, że wtedy się zaczęła choroba - noc 26/27.IX: zerwanie w nocy, narastające duszności, pobudzenie (chęć do chodzenia w kółko, biegania, itd), przyspieszone bicie serca, temperatura (ok. 37), drżenie ciała, wpierw nogi, potem reszta, parcie na kał (dwukrotne, nagłe, wybuchowe wypróżnienie) i mocz, nim przyjechała karetka już się uspokoiłem, podstawowe badania w tym EKG - wszystko ok - z rana wizyta u lekarza rodzinnego, diagnoza około nerwicowa, zalecenie brania środków na uspokojenie (nerwomix, neopersen forte, valeriana - po tych dwóch mnie muliło, więc zdecydowałem się na nerwomix), w nocy powtórka z nocy poprzedniej, wizyta w szpitalu (neurolog przypisał mi psychotrop - nigdy nie brałem; uspokoiłem się dopiero, jak pobrali mi krew do badania) - dni kolejne: środa, czwartek, zmulony łeb (raczej po neopersenie), mega niechęć do życia z rana, pokładanie się do łóżka, bóle brzucha, lekkie parcie na wymioty, kaszel, katar, ból gardła, temperatura (do 37,5), przejściowe stany euforii, strach przed snem w środę w czwartek koło 16 strasznie bolało mnie koło serca (nie serca, a nerwoból) wyjazd do innego lekarza (taki przyjmował) - diagnoza około grypowa choroba (antybiotyk na 10 dni); miałem też robione badania - wszystko w normie, acz lekko podwyższone leukocyty - piątek (byłem na krótkim spacerze [2km], pierwszy raz charakterystyczne zawroty głowy), poza tym, coraz lepiej było, noc spokojna, objawy malały - noc z niedzieli na poniedziałek - to samo co z 26/27.IX - kolejne dni: coraz lepiej, siedziałem w domu, stan nerwowości tylko między ok. 19-21:30, tylko w poniedziałek (3.X) strach przed snem, do piątku już niemal normalnie, w sobotę wyjazd do małopolski Sposoby radzenia sobie: zasadniczo najbardziej pomagał mi antybiotyk, środki na nerwicę raczej średnio Okres października (9-26.X) Objawy: - 9 października - cały dzień się dobrze czułem, trochę wylatałem na dworzu (zimno było), najadłem, oczekiwanie na wynik wyborów, w nocy napad w stylu z 26/27.IX (to już ostatni taki w życiu) - okres do mniej więcej 20.X: latanie po lekarzach (różnej specjalizacji, szereg chorób, m.in.: około grypowe, grypa żółądkowa, malaria, zespół drażliwego jelita, nerwica lękowa, nerwica somatyczna); trochę w domu przesiedziałam (w miarę możliwości), złe samopoczucie głównie wieczorami (ok. 19-21), pokładanie się do łózka, katar, kaszel, narastające bóle brzucha, częste parcie na mocz, a z czasem i na kał (do 5 razy na dobę), temperatura (do 37,, ból głowy, niepokój, pocenie, z czasem kał zaczął mi fermentować, a ból brzucha był coraz gorszy, w tym stanie zaczęły mi się pojawiać myśli samobójcze/eutanazyjne, gdyż zacząłem się powoli w warzywko zmieniać; jeden z lekarzy zalecił branie nospy, apapu, nifuroksazydu i rygorystycznej diety - zasadnicza poprawa po jednym dniu, potem coraz lepiej, poprawa od ok. 20.X Sposoby radzenia sobie: - drobne leki na kaszel, katar - nerwomix (zazwyczaj 2 razy po 2) tylko doraźnie przez parę dni w najgorszych chwilach - psychiatra zapisał mi pramolan, z racji osobistej niechęci, brałem tylko 2 razy po 0,5 tabletki (zamiast 2 po 1) przez jakieś 2 tygodnie (2 połowa października), nie bardzo to pomagało, więc wątpiłem co do leku Okres październik/listopad (27.X-5.XI) Objawy: - przed przyjazdem odstawiłem pramolan, po jakichś 2 dniach (ok. 29.X) zaczęły się pojawiać zawroty głowy (wrażenie jakby był pijany, acz zerowe! problemy z równowagą - testowałem) pod wieczór na spacerach (2-3km), a także stały (całą dobę, tzn, od snu do snu, nie występował, gdy kładłem się, bądź siedziałem bardzo skupiony [hobbystyka, granie na PC, zajęcia] ucisk głowy (raz przód, innym razem, całość, innym środek mózgu) - czasem, np. przy wizytach w marketach, poczucie łamania się rzeczywistości i zaburzania trójwymiaru, cholernie ciężko to opisać, ale miałem wrażenie, jakby zaczęły się krzyżować ze sobą rózne wymiary tego samego miejsca, a osie (x,y,z) wyznaczające siatkę przestrzeni - zakrzywiać [pewnie jakiś matematyk się uczepi ] - temperatura, pocenie, katar, kaszel - lekarz podejrzewał zatoki, ale odesłał do laryngologa, negacja nerwicy, a diagnoza bólów napięciowych - czasami nerwoból koło serca i rzadko po lewej stronie (mniej więcej środka) brzucha (nagły skurcz, ok 1 s, czegoś - bardzo bolesny albo typowy nerwoból) Sposoby radzenia: - zacząłem pić do kolacji melisę - spacery, nacisk na wykonywanie ćwiczeń - oglądnie zabawnych rzeczy, pogawędki z kolegami z osiedla o bzdurach (ale śmiechu przy tym sporo) Okres 6.XI- 15.XII Objawy: - dnia pierwszego, w niedzielę (6.XI) miałem atak paniki, mniejsza czemu, więc zdecydowałem się pobrać znów ten pramolan (równe przez 2 tygodnie, 2 razy dziennie po pół tabletki), w tym okresie, trochę spokojniej, - zaczął się problem ze snem (śpię, pobudka po 3-5 godzinach, chęć oddania moczu [ale nie na tyle silna, bym musiał iść do wc], śpię dalej do rana), początkowo budził strach przed snem oraz ogólny problem z zasypianiem, gdy miałem wstać kolejnego dnia o 6:30 (2 razy w tygodniu) - w czasie brania pramolanu w miarę spokojnie - po odstawieniu: powrót: ucisku głowy (objawy jak wcześniej), sporadycznie zawrotów głowy (wrażenie bycia już mega pijanym, acz równowaga ok) i rzadko "walenia się 3d" , zaczęły powoli same z siebie ustępować po ok. 3 tygodniachzawroty głowy nasilały się po wysiłku fizycznym (np. spacer na 5-7 km); uznałem, iż ucisk głowy, itd to skutki "głodu po pramolanie" (nawet czułem potrzebę wzięcia) - podbita temperatura (do 37,5), słabnący katar, kaszel, jednodniowa grypa żołądkowa (12.XI), parę dni nerwów - z perspektywy czasu: całkiem spokojnie było, dokuczał mi tylko ucisk głowy i [dopóki się nie przyzwyczaiłem] przerywany sen Sposoby radzenia: - co dziennie melisa, czasem podwójna - wietrzenie w domu - ćwiczenia 3-4 razy w tygodniu - religia Okres świątecznowo-noworoczny: 16.XII-7.I: Objawy: - pierwsze parę dni spokój, powiedziałbym, że dostrajanie organizmu do zmiany otoczenia (nerwy, bezsenność w te same dni co w poprzednim okresie) - w okresie przed świetąmi, powrót ucisku (caly dzień, objawy bez zmian), okresowo zawroty (bez zmian) i perspektywy 3d; do tego przy zmroku zaczął mi nieco siadać wzrok: plamy przed oczami, niedowidzenia, rozmazanie obrazu, początek większych nerwów i nagłych ataków bólu głowy (takie troszkę jakby migrenowe) - sen przerywany - w tygodniu przed sylwestrem podobnie, do tego się rozchorowałem na święta - 28.XII - nerwy pod wieczór, problem ze snem, dzień kolejny miałem się zobaczyć z dobrym kolegą, którego nie widziałem pewien czas - 29.XII - około południa po spacerze: straszne nerwy, horendalny ucisk łba, zawroty, parcie na kał i na wymioty, wręcz jakby łeb miał mi sam eksplodować; łyknąłem 3 razy nerwomix koło obiadu (marnie zjadłem), pojechałem na spotkanie (trochę czując się jak pijany, łeb mnie nakurwiał, zawroty, łamanie obrazu), co by przełamać te nerwy, trochę się uspokoiłem, 2 nerwomix przed snem, spać nie mogłem - 31.XII - nerwy koło 22, bóle głowy, a w szczegołności ból w potylicy, przeszło po 2 nerwomixach - I tydzień stycznia: nagła poprawa, wyzdrowiałem z przeziębienia, niemal codziennie okazja pogadać z ziomami z osiedla, zacząlem brać 3 razy magnez (60 mg tabletka), przeszedł mi całkowicie ucisk głowy, bez zawrotów, itd. - normalnie pełnia życia, też wizyta u neurologa i tomografia kom. głowy (ok) - z niezrozumiałych przyczyn, nerwy i niepokój budzi u mnie multikino w Koszalinie (przed seansem, praktycznie cały dzień męczy mnie nerwica) - raz miałem koszmar w nocy, sen bardzo symboliczny, acz raczej dla mnie dosyć zrozumiały, wręcz wywoływał u mnie atak paniki i obsesyjnego myślenia zaraz po obudzeniu w nocy i nad ranem, potem już nie; generalnie nie mam koszmarów, a wręcz przeciwnie - śnią mi się taki bzdury, iż nic, tylko się śmiać (nie wiem, czy podawać przykłady, one są niczym fazy ćpunów, a nic nie biorę przecież) Sposoby radzenia: - w opisanych sytuacjach nerwomix (2 dni) - melisa, branie magnezu, ćwiczenia, pogawędki, religia Okres przedsesyjny i sesyjny: 8.I - 31.I Objawy: - po paru dniach od przyjazdu: powrót nerwów, stresu w niektóre dni - powrót pocenia się, rosnąca temperatura (do 37,5) - IMO także wpływ za wysokiej temperatury w mieszkaniu (do 25 st.) - mrozy i wietrzenie załatwiły problem - sen przerywany - czasem ból w potylicy - drżenie rąk, czasem nawet na tyle, że nie mogę przeczytać, co pisze na opakowaniu trzymanej rzeczy w ręku - neurolog: bóle napięciowy (post factum) - zaczątek cykli paru dni pod rząd, kiedy od pobudki, aż do snu miałem nerwy i napięcia, głównie wtorek, piątek, a pod koniec miesiąca wtorek-środa, czwartek wieczór-piątek-część soboty - nerwy i napiecia nasilające się przy siadaniu do nauki, oraz w oczekiwaniu na wyniki z egzaminów (egzamin mnie nie stresują, tylko oczekiwanie...) - miałem 2 razy pójść na spotkanie z kumplami, ale nie dałem rady (dzień wcześniej zaczynał mnie łeb nawalać, problem ze snem), musiałem wtedy wziąć nerwomix (raz po 2 tabletki) (2 piątki pod rząd w styczniu), moja porażka w walce z nerwicą Sposoby radzenia sobie: - regulacja trybu życia (pobudka o 8:15 albo 8:30 albo 9:00; szedlem spać między 0:30 - 1:00) - melisa - ćwiczenia 3-4 razy w tygodniu - spacery na średnie dystansy (5-7km) w spokojnych miejscach - religia - granie na kompie (głównie BF3) - pogoda: mróz, śnieg Dni ostatnie: od 2.II: Objawy: - zasadniczo spokój - czasami nerwoból koło serca i rzadko po lewej stronie (mniej więcej środka) brzucha (nagły skurcz, ok 1 s, czegoś - bardzo bolesny albo typowy nerwoból) - powróciło po dłuższej absencji - początkowo nerwy pod wieczór, zaczęły mi przechodzić - czasem ból żołądka (natury nerwicowej, a nie pokarmowej) - sen mi się unormował, już niemal śpię bez przerywanej nocy - w ostatnich dniach, coś się pocę - w niektóre dni zawroty głowy, nawet długo się utrzymujące - w stanach wielkiego napiecia, agresja - 12.II - byłem w kinie, nieprzespane noce przed i po, nerwy cały dzień, pojawienie się agresji, mega rozdrażnienia w ogóle tego nie kapuję Leczenie: - bez melisy - przestała jakoś w połowie stycznia pomagać, nie ma sensu jej pić, czuję się tylko senny - siłownia - religia - pogawędki z ziomami - komputer - pogoda: mróz, śnieg Będzie miło, jak komuś się bedzie chciało to przeczytać. Nie ukrywam, iż opis nie jest dosyć precyzyjny, ani nie mam czasu na to, ani nie widzę takiego celu. Liczę na to, iż czytelnik zauważy, iż pewne objawy mają tendencję do przewijania się tylko okresowo, jak np.: drżenie rąk, problemy z widzeniem przy zmroku, ból w potylicy, itd. IMO to raczej jest nerwica lękowa, acz ciekawi mnie, czy ktoś będzie innego zdania, a w szczególności odnośnie okresu z września/października. I przyznam, iż zupełnie nie rozumiem tego cyrku z kinem, jest to rzecz, która mnie najbardziej stresuje.
  17. Zdaje się, że chyba mnie to dotyczy. Nie miałem wymiotów od dobrych 7-8 lat? Swego czasu naczytałem się historii (bodajże Elvis) o śmierci wskutek zatrzymania ruchów perystaltycznych, cofnięcia wymiocin i udławienia się ostatecznie nimi. Mi to nie grozi (niby bez specyficznych środków odurzających trudno o taką przypadłość), ale jakiś uraz na psychice został. Wskutek tego, wszelkie niestrawności zamiast wychodzić górą, idą dołem, trwa to dłużej, żołądek bardziej boli (i z tego względu wolę unikać sytuacji powodujących zatrucia, np. nadmierne picie), ale jest bezpieczniej Przyznam, że kiedyś, jak zdążyło mi się, pierwszy i ostatni raz w życiu, złapać zatrucie żołądkowe alkoholem, próbowałem wzbudzić wymioty by wywalić z siebie to co mi zaległo na żołądku (po 3 godzinach męki zacząłem się łamać, a i potem jeszcze to trwało 2 kolejne), ale zetknąłem się z pełną blokadą. Tak samo jak kiedyś miałem grypę żołądkową, parcie na wymioty, ten posmak, ale wszystko "rozładowało" się poprzez biegunkę.
  18. Ostatnia ocenka w sesji zebrana (9 dni czekania na wynik), kolejna 5 do kolekcji. Sesja co prawda łatwa była, ale miałem trudności z nauką, ilekroć siadałem do książek - odzywała się moja nerwica. Wystarczyło rzucić je w kąt, wyjść na spacer, pograć czy poćwiczyć i było lepiej. W sumie dałem radę. I do tego całkiem miłe spotkanie ze starymi znajomymi. Ogółem udany dzień.
  19. Kurczę, chciałem krótko napisać, jak mi się dziś moja kochana przyjaciółka pod wieczór odezwała, w zasadzie nic uciążliwego, acz i tak mam tego dosyć, ale uch, przeczytałem parę postów i mi się odechciało. Nie chcę Was zadręczać.
  20. Witam, z racji tego, iż to mój pierwszy post na tym forum, wypadałoby się przywitać. Mam lat 20, student II roku. Być może niektórych zdziwi mój nick, cóż, nie ukrywam, iż nie akceptuję stanu chorobowego i całej tej cholernej dolegliwości jaka mnie dopadła w ostatnim okresie. Zjebnerwicowy to efekt sfrustrowania tym bagnem na umyśle. Wypowiedziałem chorobie wojnę totalną, albo ja albo ona. Ktoś musi umrzeć. Co mi dolega? Najprawdopodobniej nerwica lękowa. Czemu najprawdopodobniej? Odwiedziłem szereg lekarzy swego czasu i zdiagnozowano u mnie szereg quasichoróbstw, większość nie mających pokryć z rzeczywistością (m.in.: malaria, jelito drażliwe). De facto jestem zdrów jak koń. A nerwice? Oj, była somatyczna i parę innych, ale na mój gust, cierpię na nerwicę lękową. Nerwica mogła się u mnie wytworzyć wskutek szeregu czynników, miałem dosyć nieprzyjemne gimnazjum, jestem człowiekiem nad-ambitnym, o szeregu skrajnych cech widocznie odziedziczonych po rodzicach (nie jestem w stanie zrozumieć, jak jednocześnie można być człowiekiem wyjątkowo spokojnym i impulsywnym/nerwowym, człowiekiem, który wszystkich ma w dupie, a zarazem potrafi się przejmować bzdurnymi opiniami nic nie wartych ścierw; itd.). Mam silną psychikę, co do tego nie mam wątpliwości, wiele widziałem, przez wiele przeszedłem, wiele osiągnąłem. Niejeden by się załamał, niejeden by nie dał rady. Wytrwałem i dziś śmieję się w twarz tym, którzy kiedyś mnie wytykali, bluzgali i nie dawali wiary. Ile radości daje mi widok typa, który się do mnie non-stop dowalał, a swego czasu musiał się ukorzyć, ale że to cham i prostak jest, to tylko bez słowa, z łbem spuszczonym w dół. A dziś biję się sam ze sobą... Od kiedy? Mniej więcej od piątku, względnie nocy z poniedziałku/wtorku z ostatniego tygodnia września 2011r. Jakie są objawy? Nieustannie zmienne, acz istnieje pewna strefa constans, stricte powiązane z czasem i przestrzenią. Pochodzę z miasta na jednym skraju Polski, a studiuję na drugim. Obecnie przebywam na 2,5 tygodniowych feriach. Od dnia przyjazdu był spokój, acz wieczorami czuję się nieco gorzej. Szerzej zamierzam się wypowiedzieć na ten temat w stosownym temacie. Dosyć ciężko było mi w sesji, nerwica odzywała się automatycznie w momencie zajrzenia do książek, a co potem, to już zależało od dnia, pogody, itd. Jakoś sobie daję radę. Pomagają mi ćwiczenia, spacery, obecne mrozy też działają uspokajająco, granie w bardziej wciągające umysł gry, oglądanie wszelkiej maści bzdur, agresja. Melisa już nie działa, więc ją odstawiłem parę dni temu. Leków nie biorę żadnych, nie zamierzam się truć, ani leczyć doraźnie. Otumanienie się nerwomixem nic nie daje. W przeciągu ostatnich 2 miesiecy sięgnałem tylko 3 razy po niego, 28 grudnia, w sylwestra i w któryś piątek w styczniu. Po 2 tabletki naraz, za wyjątkiem 28 grudnia, wtedy 2 w południe i 2 wieczorem. Miałem też potrzebę wzięcia leków wczoraj i parę dni temu, stłumiłem jednak w sobie atak i nerwomix okazał się zbędny. Obawiam się, że jednak od marca będę musiał sięgnąć po terapię. Czego Wam i sobie życzę? Byśmy nie musieli tu pisać, cierpieć, tracić życia na urojone bzdury i odzyskali to, co nam choroby skradły. Zdrowia!
×