Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hej.


lenka-o0

Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

Czytam to forum od jakiegoś czasu i w końcu zdecydowałam się zarejestrować i coś napisać. Mam 17 lat chodzę do pierwszej klasy liceum i mam nerwicę. Mimo wieku przeżyłam przez nią sporo i chcę się jak najbardziej odizolować od tej choroby. Zawsze byłam osobą pełną energii nie zauważyłam jednak, kiedy ta dobra, rozpierająca mnie radość zmieniła się w agresję i bunt przed życiem.

W podstawówce zawsze czułam się odrzucona, takie 'brzydkie kaczątko', malutka, odstawałam ciągle od reszty. W gimnazjum dość często obiekt kpin- małe, wredne, można się pośmiać. Nikt nie zwracał uwagi, że to boli. Wtedy też zaczęły się pierwsze ataki migreny, wściekłości, łez, brak chęci do życia, trzęsły mi się ręce. Wszyscy naokoło uważali to za objaw dojrzewania. Miałam nadzieję, że zamknę ten etap za sobą oddzielając się od takich ludzi idąc do dobrego liceum, gdzie nie będzie ludzi 'z czarnym poczuciem humoru'. Starałam się całą trzecią klasę o oceny, egzamin był dla mnie ogromnym stresem, ciągła migrena nie dawała mi spokoju. Wszystko jednak poszło okey, dostałam się, gdzie chciałam. Przed wakacjami poznałam fajnego chłopaka, było nam razem całkiem dobrze, dopóki nie poszłam do LO. Zaczęły się ciągłe wyrzuty o brak czasu dla niego, o spotykanie się z nowymi znajomymi. Zaczęłam brać ziołowe leki uspokajające, ciągle się trzęsłam, byłam bardziej wybuchowa i płaczliwa. Musiałam skończyć ten związek, nie żałowałam jednak tego za bardzo.

Przy okazji opuścili mnie dawni znajomi, przyjaciółka znalazła sobie nowych znajomych 'na poziomie', cała reszta paczki też się ode mnie odwróciła. Nie miałam już nikogo i dopiero wtedy zaczęłam mieć wszystkiego dosyć. Wracałam do domu i płakałam, bałam się samotności, samotnych spacerów, samotnych powrotów do domu, samotnego błąkania się po szkolnych korytarzach. Wszystko mnie przerażało.

Przyszedł dzień, kiedy świat zawalił mi się na głowę, teraz wiem, że to był po prostu atak nerwicy. Nie wytrzymałam, chciałam ze sobą skończyć, wylądowałam w szpitalu na toksykologii. Była tam okropna pani psycholog, zraziła mnie do wszystkiego, chciała mnie zamknąć w szpitalu na ostrej psychiatrii. Jednak rodzice postanowili, że szkoła się o niczym nie dowie, a ja zostałam zapisana do psychologa i psychiatry na miesiąc później. Pierwsze wizyty były dla mnie okropne, wracałam do domu i wściekałam się na cały świat za to, że żyję, potem było lepiej. Psychiatra poleciła mi na ferie tydzień w oddziale otwartym w szpitali neuropsychiatrycznym, po długim wahaniu zgodziłam się. Bałam się spotkania z nowymi ludźmi, po pierwszym dniu nie chciałam wrócić do domu, chodziłam, płakałam, czułam się jak kompletne dno społeczne.

Wszystko zaczęło mi być obojętne, w szpitalu powiedziano, żebym przeniosła się do nich na stałe, poddałam się, zostałam. W moim liceum miałam chłopaka, który był mi dużą podporą, jednak nie umiałam powiedzieć mu o chorobie, nikt o tym nie wiedział. Kiedy miałam opuścić swoją szkołę, było mi obojętne już, czy on też się odwróci, jednak został i chyba tylko dzięki niemu teraz jakoś żyję. Dał mi siłę, żeby zacząć się uśmiechać i wrócić w miarę do siebie. W szpitalu byłam miesiąc, potem postanowiłam, że dokończę naukę w swoim liceum. Porozmawiałam z wychowawcą, opowiedziałam mu, co się ze mną działo i nadal dzieje, pomógł mi pojawić się z powrotem w klasie, strasznie to wszystko przeżywałam.

 

Przepraszam, że tyle się rozpisałam, ale chciałam to w końcu z siebie wyrzucić, mam nadzieję, że jest to w miarę składne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×