Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przemijanie życia


Delvin

Rekomendowane odpowiedzi

No cos w tym jest. Zmęczeni zyciem, starzy, często niedołężni ludzie którzy już odchowali wnuki i nie czują sie potrzebni światu często modlą się o śmierć...

To po raz kolejny podkreśla tą smieszność ludzkiego zycia.

Bolejemy nad bezsensem, wydaje nam się że tak dużo jesteśmy wstanie zgłębić. Że wybiegamy poza ten system rozmyslając nad sensem , ustalając taką własną filozofię a i tak dajemy się porwać życiu. Robi z nami to co ze wszystkimi.

Prawdopodobnie takie podejście ma bardzo duży procent ludzi odpowiadajcych danemu przedziałowi wiekowemu... też nie wyobrażają sobie że można założyć rodzine etc.

Nasza kultura układa nam schemat życia i chyba ciężko inaczej z tego wybrnąć...

 

Czasem tylko boję się że śmierć nastanie totalnie nagle. Że np. będę umierać na asfalcie po jakimś wypadku i uznam ,, moje życie nie nabrało żadnego sensu, nie zrobiłam jeszcze w życiu nic. byłam bezwartościowym człowiekiem"...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co ja jestem wierzący i śmieszą mnie te wasze wywody na temat wiary i życia po śmierci. Myslicie, kombinujecie, stwierdzacie... szczególnie Ty julie i co? Tyleś książek przeczytała, angielkie zwroty wciąż powtarzasz, takas mądra i wykształcona a nie pomyślałaś nigdy, że gdyby Bóg chcial żeby wszyscy wierzyli to po prostu powiedziałby hej jestem tu wierzcie we mnie, bo jestem. Na tym polega cała istota wiary, zbawieni bedą tylko ci którzy uwierzyli a nie widzieli! Gdyby to było takie proste i potwierdzone naukowo tez byś wierzyła co? W moim życiu pojawiło się wiele oznak istaniania Boga i wiem, jestem pewien, że jest. Mimo to boję się Boga i śmierci, przecież jestem tylko zwykłym człowiekiem jak my wszyscy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też się boje i to panicznie.

Moje napady lęku są właśnie związane ze śmiercią.

Z tą nagłą, przerastającą mnie świadomością, że mnie nie będzie, po prostu nie będzie NIC. Ta niemożność wyobrażenia sobie tego, zrozumienia, całkowicie mnie paraliżuje; chce uciec, ale gdzie? nie da się uciec przed śmiercią...

To strach przed czymś nieuniknionym.

 

Próbuje nie skupiać się tylko na samej tej śmierci i moich lękach, ostatnio zaczęłam się doszukiwać jego przyczyn w moim obecnym życiu.

A może to jest tak, że boje się śmierci, tego co będzie bo obecnie nie jestem zadowolona ze swojego życia? Nasze wyobrażenia głownie opierają się na tym co jest teraz (czuje, że życie płynie obok mnie, moje najlepsze lata...a ja tyle bym chciała przeżyć i zobaczyć,lecz stoję w miejscu i nie wiem jak się za to zabrać) A przecież tak na prawdę to co wydaje nam się takie straszne jest w rzeczywistości o połowę mniej przerażające. Bo w momencie kiedy spotyka nas to czego się baliśmy, jesteśmy zmuszeni do dostosowania się.

 

 

Myśli nad przemijaniem całkiem mnie pochłaniają i dochodzę do wniosku, ze to wszystko nie ma sensu i cokolwiek robimy to robimy to tylko dlatego aby odsunąć tą przerażającą świadomość śmierci...

 

Ale czy to wtedy nie jest takie wyjście z wesołego miasteczka i patrzenia się na nie z boku? Zamiast wejść i spróbować wszystkich kolejek my po prostu siedzimy przed i się zastanawiamy, i próbujemy sie oswoić z czym co jest za daleko nas.

A przecież to tylko przejażdżka.

To też beż sensu. Nasze myśli niczego nie zmienią, nie sprawią, ze nie umrzemy.

 

Pomimo tego, że jestem dda z nerwicą, mam chwile kiedy po prostu kocham życie. Kiedy ogarnia mnie wielki zachwyt nad tym wszystkim.

Lęk to wszystko psuje.

 

Od dłuższego czasu próbuje znaleźć sobie jakieś hobby, pasje, której mogłabym się oddać, ale nie znajduje. Jedynie do muzyki pałam miłością.

potrafię kilka razy w miesiącu przeżywać prawdziwy stan zakochania: euforia-> skakanie z radości, uśmiech od ucha do ucha, wielka mobilizacja, rozpierająca mnie energia, ukucie w sercu, motylki w brzuchu, miękkie nogi a to wszystko z powodu jakiejś piosenki.

Ostatnio sobie darowałam muzykę, bo doszłam do wniosku, ze to moje uzależnienie, które poza przyjemnym stanem nie dale mi nic.

A...czuje, że schodzę z tematu :x

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co ja jestem wierzący i śmieszą mnie te wasze wywody na temat wiary i życia po śmierci. Myslicie, kombinujecie, stwierdzacie... szczególnie Ty julie i co? Tyleś książek przeczytała, angielkie zwroty wciąż powtarzasz, takas mądra i wykształcona a nie pomyślałaś nigdy, że gdyby Bóg chcial żeby wszyscy wierzyli to po prostu powiedziałby hej jestem tu wierzcie we mnie, bo jestem. Na tym polega cała istota wiary, zbawieni bedą tylko ci którzy uwierzyli a nie widzieli!

 

Arturk:

-wcale nie uważam się za mądrą ani wykształconą, (mądrych i pretensjonalnych wykształciuchów to mamy dziś na pęczki:), a agnielskich zwrotów używam bo lubię ten język i często nie mogę znaleźć polskiego odpowiednika i jest taki miszmasz jak słusznie zauważyłeś->jeśli Cię to irytuje to przykro mi, ale nie zamierzam się zmieniać :)

-co do kombinowania to masz rację, ale chyba taka nasza ludzka natura: wątpić, szukać dziury w całym :) gdyby jednak nie dziura w całym to pewnie do dzisiaj siedzielibyśmy w jaskiniach wierząc, że zncznie bezpieczniej jest się nie wychylać i siedzieć cicho o pustym żołądku niż próbować złapać jakiegoś wielkiego zwierza;

-wracając do wiary w Boga jednak-najpiękniejsze jest w niej to, że nikt ani nic na tej Ziemi nie może Ci jej odebrać ani narzucić, tylko Ty sam:) inni mogą mówić, gadać, pisać o Bogu/wierze co chcą i jak mądrze chcą ale to Ty sam ostatecznie wierzysz (lub nie) i daje Ci to wolność od tego całego syfu dyskusji i dlatego wiary nie imają się moim zdaniem teorie i jest ona kwestią prostą: wierzę/nie wierzę;) a jak już nas tam będą zbawiać i czy na podstawie wiary a nie np całego spectrum innych czynników to Bóg jedyny wie:) i niech tak pozostanie:) dlatego nie pisz proszę, że zbawieni będą tylko Ci co uwierzyli a nie widzieli bo sam pretendujesz w tym momencie do pozycji mądrego wykształciuszka-teologa&demagoga który opiera się na wiedzy i pewnej demagogii ("będzie tak a tak") a nie na wierze -wierzysz w Boga to super, ale resztę pośmiertnego Osądu pozostaw Bogu;

 

greets

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardziej,w obliczu przemijania o którym mowa,boli mnie to,że nie radzę sobie ze swoją fobią.Poruszam się po omacku,czasem nie robię nic,bo jestem już zmęczony walką,a czas leci.Czuję się jakbym pogrążony był w jakimś śnie i chciałbym się z niego obudzić,ale gubię się i nie mogę(a czasami nawet nie chcę bo obojętnieję) znaleźć drogi.Cały czas w tej samej miejscowości,w tym samym mieszkaniu,pokoju i naprawdę nie przychodzi mi do głowy gdzie możnaby wyjść.Znajomi zajęci swoimi sprawami,barów i innych tego typu "bawialni" nie lubię.A czas płynie nieubłagalnie.Czuję się jakby mnie przykuto kajdanami do podłogi.Niby takie proste-spakować się,pojechać gdzieś w cholerę,byle tylko odetchnąć,zderzyć się z inną rzeczywistością.A w praktyce to inaczej wygląda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ehhh... znam to... Czasem wydaje mi się, że minęło już tyle czasu a ja nic nie osiągnęłam... boje sie, że nie wykorzystam swojego czasu... Czasem myślę, że zwariuje... Przypominają mi się jakieś sceny z dzieciństwa, te przyjemne i zamiast je miło wspominać to ogarnia mnie jakaś pustka, uczucie, którego nie potrafię opisać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ehhh... znam to... Czasem wydaje mi się, że minęło już tyle czasu a ja nic nie osiągnęłam... boje sie, że nie wykorzystam swojego czasu... Czasem myślę, że zwariuje... Przypominają mi się jakieś sceny z dzieciństwa, te przyjemne i zamiast je miło wspominać to ogarnia mnie jakaś pustka, uczucie, którego nie potrafię opisać...

 

 

Ja tez mam wrazenie,czas mi ucieka,ze nic nie osiagnelam ( choc to nie dokonca prawda bo ukonczylam moje wymarzone studia a wiec powinnam sie z tego cieszyc )....czyje jakby zycie przelewalo mi sie przez palce :( , tez czesto przypominaja mi sie sceny z dziecinstwa tyle,ze ja wtedy do nich tesknie,chcialabym byc znow ta dziewczynka stoja ca przd blokiem w bialych podkolanowkach i nie majaca zadnych problemow,nerwic ani innego g...a.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, tak, czas ucieka, zegar tyka. Mam już 17 lat i zastanawiam się jak to się stało, przecież niedawno byłam jeszcze małą dziewczynka z dwoma warkoczami. Również tęsknię za dzieciństwem, najlepiej gdybym miała ciągle 6 lat, ale taka jest kolej rzeczy- ludzie rodzą się, dorastają, a następnie umierają. A właśnie co osiągnęłam? Nawet dobre wyniki w nauce, a poza tym chyba nic. Mam tylko jedną koleżankę (zwana koleżanką, bo ani ona ani ja nie uznajemy przyjaźni- przyjaźni nie ma), która zresztą czasem, może nawet nieświadomie mnie poniża, ale nie mogę bez niej żyć, wystarczy mi nawet fakt że jest. Poza tym nigdy nie zaznałam tego uczucia, jakim jest miłość.

Śmierci boję się jak każdy (a najbardziej takiej w samotności), ponieważ ludzie boją się tego co nieznane. Bardziej jednak boję się, aby śmierć nie przyszła za szybko do moich rodziców. Nie cieszą się dobrym zdrowiem, dlatego strasznie mnie to męczy, myśl o śmierci najbliższych mi osób. Czasem jak śpią sprawdzam czy jeszcze oddychają. Często o tym myślę i tworzę w mojej głowie scenariusze jakby to było, gdyby...

Gdybyśmy wiedzieli, kiedy przyjdzie na nas pora, moglibyśmy się przygotować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Anonimowa ....dziewczyno,Ty masz dopiero 17 lat,zaznasz jeszcze w swoim zyciu pewnie nie jednej milosci i kolezenstwa wiec nie zadreczaj sie tym....a to,ze martwisz sie o rodzicow to norma,martwimy sie o tych,ktorych kochamy...ja tez bardzo martwie sie o mame,tata juz nie zyje :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 21 lat..,i kurcze moje życie jest.....właściwie go nie ma....większosc swojego życia przesiedziałem w domu bo nigdy nie radziłem sobie ze sobą,z ludżmi,w relacjach z nimi czego wynikiem było ciągle poniżanie itp przez ludzi....Podczas gdy wiekszośc coś robi:..pracuje,studiuje,bawi się ze znajomymi.......ja nie mam znajomych,boje siepodjąć prace......mam nerwice,depresje,astme i jakieś inne problemy somatyczne i dlatego tez boje się śmierci...boje sie że umre z świadomością tego,ze moje życie było ...nudne,smutne,pełne cierpienia i lę ku....a no i boje sie śmierci w postaci wylewu,uduszenia się:(..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie też śmierć przeraża totalnie, kiedy nie miałem nerwicy też się tego bałem ale nie musiałem aż tak o tym myśleć jak nie chciałem, no chyba że wieczorami mnie nachodziło i panikowałem, ale teraz niby sobie myślę że od niektórych rzeczy od dd by mnie śmierć uwolniła ale jak głębiej o tym pomyśle to aż mnie ciarki przechodzą... najbardziej przraża mnie ta nicość, to że zamkne oczy i już... i mnie nie będzie, będzie pustka i ciemność, nie bedzie tam nic NIC NIC i to jest dla mnie najgorsze, nie do zniesienia, kiedy mam ataki teraz o do tego te myśli to mam ochotę czasem biegać żeby tylko nie umrzeć, żeby uciec przed tym co czeka nieuchronnie.

Człowiek nerwica ja też w prawie całym swoim (piszę prawie bo po dwudziestce jakoś to przechodziło i zmieniałos się na lepsze) zyciu miałem fobie, lęki blokady, nie bawiłem się, obserwowałem innch i im zazdrościłem tego że moga żyć pełnią, a ja co? pustka, nicość, szarość nawet nikt by specjalnie nie płakał gdybym nawet umarł. To mnie przerażało. Teraz tylko widzę, mając sieczke w głowie i koszmarne samopoczucie, że tak naprawdę to chcę mieć z powotem to szare życie, że je kocham, że moge być taki jaki byłem, byle tylko dobrze się czuć...byle czuć wszystko normalnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psycho logic tak szczerze mówiąc to trochę mam w d..u..p.ie to ile zniczy będzie płonąć na grobie:) i czy będe w czyjejś pamięci czy też nie. Pisałem że płakac nikt za mną nie bedzie, bo naszła mnie refleksja o to jak przeczytałem trochę tego tematu i wypowiedź człowieka nerwicy. Widzisz ja nie lubię udawać że jestem kimś innym i że jest inaczej niż faktycznie jest. Całe życie walka z fobiami lękami jakimiś natręctwami, i tu nie chodzi o przyklejanie etykiety, tak po prostu było, przecież wiem sam co czułem i co lepsze nigdy tymi odczuciami się z nikim nie dzieliłem, to forum to pierwszy tego typu wylew emocji :) Nigdy nie starałem się być jak inni bo sam byłem inny i dobrze mi z tym było, gdyby nie pewne lęki.

Masz rację jestem dorosły facet, tyle że co do tematu śmierci odnoszę się w sposób taki jak czuję, nie siedzę i nie dumam kiedy umrę i jak i się tego boję, tylko mam atak i panicznie s.r.am w gacie ze strachu choćby dlatego ze umrę i od razu nasuwają się myśli o śmierci co dalej itd. i niestety nie są to dla mnie wtedy pierdoły, choć staram się to zmienić ;) . Na tym forum piszę bo chciał nie chciał mam nerwicę i wszystko kierowane jest lękiem, gdybym się przestał bać a mam nadzieję że tak będzie, raczej bym nie dumał nad tym wszystkim. Każdy jest inny i dla jednego pewne sprawy i problemy mogą być błahe a u innego rujnują życie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie też odkryłem jakiś czas temu :) że moje własne drogi kierowane były nie tylko takim jakimś charakterem ale i też nerwicą a co za tym idzie zaburzonymi emocjami, ja akurat jestem wierzący ale jakby to nie sprawiało w tym względzie różnicy, bo jakby chociaż pomagało... a to dodaje dodatkowych czasem natrętnych, niepotrzebnych rozważań ;)

Mnie moje jakieś lęki, natręctwa w ogóle nerwica pozwala dostrzeć może nie piękno, jakiś przygniatających tematów ale prostych rzeczy, czynności jakie wykonywałem bez tego shitu, choćby i oglądanie telewizji, a nawet leżenie bezczynne w łóżku i myślenie o "niczym" - teraz jest to prawie niewykonalne, i w ogóle wiele wiele podstawowych spraw które teraz nie dają prawie żadnej radości bo podszyte są tym całym lękiem kojarzą się z atakami, posra.nymi myślami i innymi jazdami.

No nic ale dobrze żeśmy się zrozumieli :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie, wcześniej tak naprawdę nawet nie świadomie można było cieszyć się wszystkim. Nawet obudzenie się rano i spokojne podniesienie się i rozpoczęcie nowego dnia cieszyło. Dziś budze się rano i myśle czy już będę miał atak czy za chwilę. Wszystko robię nerwowo, staram się za bardzo nie nakręcać bo skończy się to atakiem, jednocześnie staram się za bardzo nie zluzować bo wtedy usiądę i nic nie zrobie, nie zjem śniadania, nie pójdę do pracy. To pewnie przez tą depresję która mi się przypałętała do nerwicy. Z jednej strony nerwy mnie jedzą, z drugiej troche pozwalają żyć. Znów koło zamknięte jakich dużo w tej chorej jeździe zwanej nerwicą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bo depresja na prawdę pozwala dostrzec piękno, jeżeli ktoś jest poetą czy artystą to na prawdę można złapać mega wene

 

to prawda, już nie raz myślałam nad tym i zastanawiałam się, czemu nie mam żadnego pożytku z własnej emocjonalnosci i depresyjnego charakteru-poza rzucaniem mnie na kolana,doprowadzaniem do weltschmerz'u i pokazywaniem mi że jestem nikim nie mam żadnego pożytku z mojej ciemnej strony osobowości :roll: wielcy ludzi byli często depresyjni czy lękowi, z tą różnicą że owe nastroje coś im dały (wenę twórczą)...a większosć z nas?.... nic z tego, k#$#@ mać nie ma, tylko ból, ból, ból przeplatany parszywą nadzieją; szkoda słów...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"bo depresja na prawdę pozwala dostrzec piękno, jeżeli ktoś jest poetą czy artystą to na prawdę można złapać mega wene"

 

w końcu najwięksi artyści nie radzili sobie ze sobą jak np van Gogh czy chociażby Marylin Monroe ;) poza tym jako osoba b.wrażliwa myślę, że o wiele bardziej przezywamy smutek ale także szczęście :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bez przesady moge powiedziec, ze mi nerwica zabrala ostatnie 15 lat zycia; zaczelo sie jak mialam 18 lat i ten pierwszy atak spowodowal, ze zamiast na wymarzone studia trafilam do psychiatryka, potem choroba oslabila moje przyjaznie i znajomosci, kazdy zwiazek, w ktorym bylam rozpadal sie wlasnie z tego powodu

najgorsze jest, ze kiedy sobie to wszystko uswiadamiam i wydaje mi sie, ze jestem w stanie wszystko zmienic to wtedy dopada mnie jakis cholerny atak i z calego zrozumienia nic nie zostaje- nadal jestem w szponach tej choroby:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak , tylko że trudno być osobą wrażliwą i często się to kończy nerwicą...

 

wcale nie musi sie to kończyć nerwicą :smile: polecam Ci książke Ted Zeff " Być nadwrażliwym i prztrwać" na pewno bedzie Ci łatwiej to wszystko ogarnąc !

 

---- EDIT ----

 

basia33 bierzesz jakies leki??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×