Skocz do zawartości
Nerwica.com

AGORAFOBIA - lęk przed opuszczaniem "czterech ścian".


Picasso

Rekomendowane odpowiedzi

Też miałem przejściowy okres w NL z agorafobia, ale trwało to krótko i na szybko sobie z tym poradziłęm, ponieważ z powodu takiej a nie innej pracy która wiąże się z częstymi wyjazdami nie mogłem pozwolic sobie na takie wiksy! Powiedziałem sobie bedą gdziekolwiek na świecie,hej chwila, a co za róznica gdzie jesteś przecież to jest twój dom, świat jest twoim domem, co za różnica gdzie jesteś we Wrocławiu, Warszawie, Poznaniu czy Szczecinie, lęki dopaśc mogą cie nawet we własnym domu więc co to za różnica. W ten oto sposób poradziłem sobie z lękiem prze opuszczeniem miasta w którym mieszkam. O wyjściu z domu już nie mówiąc, bo to absolutnie nie jest żadnym problemem. Fakt, że ja nigdy nie pozwoliłem sobie na siedzenie w domu, czułem, że umieram imimo to z uporem wychodzilem na zewnątrz, to było straszne ale daawno to już pokonałem :) zyczę powodzenia, grunt to się nie poddawać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Melduję się dzisiaj w takim średnim humorze. Byłam walczyć z lękami czyli w sklepiku po jogurt i rundka naokoło bloku. Nie było super, szłam z lękiem ale...szłam 8)

Kochani, praktykuję metodę "małych kroczków" i narazie od nie wiem pięciu czy sześciu dni regularnie. To chyba ważne aby wychodzić codziennie, niezaleznie od nastroju, chęci i lęku. Byle tylko zachować jakikolwiek kontakt ze światem zewnętrznym.

Jak się ktoś tak bardzo zabarykadował w domu jak ja to muszę zacząć od małych spraw w najbliższej okolicy bo jak sobie pomyślę o dalszych wyprawach, to czuję, że nie wyjdę wcale. :idea: To jest chyba tak jak z rozciąganiem mięśni np. do szpagatu - coraz dalej, coraz mocniej i choc to trudna figura to dzięki systematyczności w końcu można ten szpagat zrobić. Podoba wam się moje porównanie :?:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bardzo :) i bardzo się cieszę, że pracujesz nad tym, żeby wyjść z mieszkania i zacząć żyć. tak trzymać, dziewczyno :D

 

[Dodane po edycji:]

 

chciałam jeszcze napisać do Anuśki: rozmawiałam wczoraj z moim chłopakiem, on też jest z małego miasteczka (ja zresztą też). wyprowadzka z takiego środowiska bardzo pomaga pokonać lęk, bo w większym mieście stajesz się anonimowa i nikt niczego nie musi o Tobie wiedzieć. zaryzykuj wyprowadzkę. trzymam za Ciebie kciuki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie się wydaje, że ucieczka do miasta być może dałaby chwilową ulg ale nie na długo. Nerwicę nosimy w sobie i sami przed sobą nie uciekniemy. Nawet w kosmosie nas dopadnie prędzej czy później.

Anuśka, mówię ci - zacznij od tych drzwi :D Dzisiaj akurat sobota, pora jaknajbardziej na porządki itd. nic podejrzanego dla sąsiadów. Akcja - mobilizacja i do dzieła! I koniecznie opisz wszystko tu na forum. Ja ci chcę pomóc.

Ja dzisiaj jeszcze nie wyszłam ale będę próbować i też napiszę jak codzień jak było :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za pomoc...

Zbieram się od rana na mycie okien, wiadomo, trzeba otworzyć i łepetynkę na dwór wystawić, brrr.

A wczoraj byłam śmieci wyrzucić. Trzeba obejść cały dom naokoło. Zebrałam się dużo po 22-ej, jak już nikogo nie było...

Tchórz :!:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bravo Anuśka za wyjście ze śmieciami :mrgreen: Wcale nie jesteś tchórz :P

Ja dzisiaj nie czuję się dobrze... Byłam wprawdzie w najbliższym sklepiku po banany i... tyle, chciałam obejść jeszcze blok naokoło (tylko 2-klatkowy) ale nie dałam rady. :cry:

Martwi mnie to, że brak postępów choć mój ukochany mówi, że ważne, że wogóle wychodzę, że otwieram drzwi wejściowe i wychodzę a jak daleko to już nie jest istotne. Otóż jest istotne. Ja bym chciała robić takie widoczne postępy, że mogę coraz więcej i więcej, dalej i dalej... a tu Zonk!

Mam poza tym od kilku godzin taki depresyjny nastrój. Wogóle to codziennie mnie nęka depresja i przez to śpię w dzień. Wstaję rano, potem 2,3 godzinki aktywności i znowu do łóżka na 3 godziny, potem znowu troszkę wymuszonej aktywności i do łóżka koło 19-tej.

Ja domyślam się skąd ta depresja... Pieniądze, a właściwie ich brak :cry: Po zrobieniu opłat mamy 800zł na 4 osoby. Mówię wam, straszne jest to, kiedy muszę wydzielać jedzenie dzieciom... Naprawdę płakać mi się chce... Mój facet nie może znaleźć pracy od kilku miesięcy, właściwie to od 5ciu miesięcy i za chwilę straci prawo do zasiłku dla bezrobotnych i będzie masakra. Już nie wiem co robić. On wysyła swoje CV wszędzie gdzie się da, ludzi w tym mieście nie znamy więc nie mamy znajomości i zdani jestesmy na to co sami sobie załatwimy.

Dzięki, że mogłam się choc wyżalić...

A jeszcze wczoraj przyszła książeczka opłat prądu i mamy prawie 400zł niedopłaty, ech, żyć się nie chce... :cry::cry::cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Stokrotka :D

Z tymi opłatami to Cię bardzo rozumiem, też mamy rodzinkę 4-osobową, ja na zasiłku wychowawczym siedzę, a mój mąż pracuje. Trochę kombinujemy i nie jest tak źle ale za prąd zimą płacimy po 350zł :x więc zimą jest najciężej w tej kwesti.

Też czekam na wyrównanie z elektrowni, domyślam się że trzeba będzie dopłacać. Także nie jesteś z tym problemem sama. Ale ja nie narzekam bo to najgorsze co mozna zrobić, to i tak nic nie da przecież, a tylko psuje sie nastrój sobie i współdomownikom.

Żyjemy w durnym kraju, ciężko o pracę, a jak już jest to za marne grosze :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eh, po paru latach życia z nerwicą w końcu dowiedziałem się, że mam agorafobię. Na szczęście nie jest na tyle silna, żebym nie mógł wyjść z domu ale to zależy od tego jak szybko będę mógł w razie czego wrócić do domu.

 

Najdziwniejsze jest to, że jeżdżąc samochodem znalazłem sobie coś w rodzaju bezpiecznych punktów - to są postoje taksówek. Wiem że jeśli auto mi nawali to zawsze do nich w miarę szybko się dostanę ale tylko wtedy kiedy po drodze nie będzie żadnych korków i korki są moim KOSZMAREM a w mieście w którym żyje jest ich MNÓSTWO (makabra). Udało mi się znaleźć w połowie bezpieczny punkt w budynku firmy w której pracuję a to jest piękna willa z ogrodem i basenem ale różnie z tym bywa - przez 2 lata remontowali most na mojej drodze do domu i był ogromne korki, przez 2 lata codziennie po 15:30 słyszałem odgłosy stojących w korku aut. Przejazd przez ten korek zabierał ok 10-15 minut czasu - jeśli tylko go zobaczyłem to wpadałem w panikę dlatego włączałem radio i starałem się o tym nie myśleć.

 

Raz wyszedłem z firmy, nie mając kluczy zrobiłem to przez drzwi od garażu (otwieram je od środka, od środka zamykam i jak się zamykają to uciekam na zewnątrz), idę do auta a tutaj niespodzianka - w firmie zostawiłem klucze. W środku nie ma nikogo, dzwonię do właścicieli - "będziemy za pół godziny", dzwonię po taksówkę - "niestety nie ma wolnej w pobliżu", dzwonię do innej firmy - "niestety taksówka nie może przyjechać bo są ogromne korki a mamy tylko jedną wolną" i panika... Przez 15 minut jakoś się przemęczyłem, wracam do firmy a tam... właściele. Pytają się dlaczego zostawiłem otwarte drzwi w garażu. Okazało się, że jak drzwi od garażu się zamykały to uderzyły w deskę która zaplątała się na ziemi i otworzyły z powrotem. A ja w panice krążyłem wokół otwartego budynku :)

 

Ale... skąd się wzięła ta moja agorafobia - wszystko zgadza się z książkowym opisem - to jest lęk przed wystąpieniem paniki która kiedyś wystąpiła. Akurat u mnie jest o tyle nieszczęśliwie, że stres, panika powoduje ARYTMIĘ SERCA. Miałem parę razy takie przypadki, że serce waliło mi jak oszalałe, oczywiście nieregularnie i panika... Zazdroszczę tym, którzy tego dziadostwa nie mają (skurcze dodatkowe i częstoskurcze) - gdyby nie to to bym się już dawno z tej nerwicy wyleczył. A tak NIE MAM SIŁ JUŻ - lekki stres i już to SKUR...syństwo występuje. Dlatego nie jeżdżę nigdzie dalej - jutro spróbuję od dłuższego czasu wyjechać na odległość ok. 40-50km, wezmę tabletkę przeciwlękową w większej ilości i może to pozwoli mi się przełamać... bo z arytmią to się częściowo oswoiłem... gorzej, że przypomina o sobie hiperwentylacja (drętwienie rąk a w ostateczności to prowadzi do omdlenia - raz byłem bliski tego kiedy zdrętwiało mi CAŁE ciało).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ad2008, moja agorafobia wynika z dokładnie tego samego powodu co Twoja: tzw. lęk antycypacyjny, bo kiedyś miałam atak paniki, gdy byłam poza domem, i co będzie jeśli znowu tak będzie?

też mam drętwienie ciała, kiedyś przez przypadkową interakcję leku przeciwlękowego i antybiotyku wpadłam w taki atak paniki, że zdrętwiało mi autentycznie CAŁE ciało, łącznie z twarzą, i gdy chciałam coś powiedzieć do mamy, która się mną opiekowała, bełkotałam tylko, a palce u dłoni wygięły mi się w jakieś straszne drętwe kleszcze. to było jak miałam zapalenie płuc, do tego wszystkiego 40 stopni gorączki - koszmar najgorszy z możliwych. po tym przeżyciu wróciły mi częste stany nerwicowe na jakiś czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ad2008, moja agorafobia wynika z dokładnie tego samego powodu co Twoja: tzw. lęk antycypacyjny, bo kiedyś miałam atak paniki, gdy byłam poza domem, i co będzie jeśli znowu tak będzie?

 

... no więc właśnie. Teraz lęk bierze się z obawy przed wystąpieniem ponownie tej samej sytuacji.

 

też mam drętwienie ciała, kiedyś przez przypadkową interakcję leku przeciwlękowego i antybiotyku wpadłam w taki atak paniki, że zdrętwiało mi autentycznie CAŁE ciało, łącznie z twarzą, i gdy chciałam coś powiedzieć do mamy, która się mną opiekowała, bełkotałam tylko

 

Ja miałem tak, że kilka lat temu zaczęły się u mnie pojawiać rano skurcze dodatkowe serca. Pojawiła się obawa przed ich wystąpieniem - zwłaszcza wtedy kiedy byłem poza domem. Jednego dnia ojciec powiedział do mnie, żebyśmy pojechali do jego kolegi (100km) naprawić komputer. Bałem się tej jazdy a zwłaszcza tego, że złapie mnie arytmia w połowie drogi. Ja prowadziłem samochód, cały czas będąc w stanie niepokoju. Posiedzieliśmy u kolegi ojca, komputer zrobiony ale strach był coraz większy. Na szczęście arytmii nie miałem - zero skurczy dodatkowych. W drodze powrotnej jak byliśmy w połowie to nagle poczułem że drętwieją mi ręce - nie przejąłem się tym zbytnio... do czasu kiedy zaczęły drętwieć mi nogi. Zatrzymałem auto i ojciec zasiadł za kierownicą (na szczęście nic nie pił tego dnia) - już spanikowany, po paru kilometrach czułem że drętwieją mi plecy i cały tułów - zacząłem odpływać, zatrzymaliśmy auto, wytoczyłem się z niego i upadłem na jezdnię lekko zamroczony. Napiłem się piwa, pobiegałem trochę i tak zaczęliśmy pędzić do miasta na pogotowie, robiąc co pare kilometrów przerwy bo drętwienie wracało. Na pogotowiu rozpłakałem się, tam mnie skierowali do kardiologa i do psychiatry.

 

Kardiolog powiedział że jest wszystko ok, psychiatra dał mi coś na depresię i po dwóch miesiącach odzyskałem wolność - jeździłem przez rok wszędzie - pociągiem, autobusami, tramwajami, byłem NORMALNY. Wiedziałem że ten incydent był związany z długotrwałym strachem - ostatnio wyczytałem, że to była prawdopodobnie HIPERWENTYLACJA - czyli kontrolowanie oddechu powodujące zmniejszenie ilości dwutlenku węgla w organiźmie co prowadzi do omdleń. Podczas stresu czuję lekkie drętwienie rąk i lewej części podbródka - ciśnienie serca wtedy spada.

 

NORMALNY byłem przez ponad rok. Jeździłem na rowerze, chodziłem gdzie chciałem do czasu kiedy przyszła jesień. Wsiadłem na rower podczas wichury - po przejechaniu kilometra dopadła mnie taka arytmia, że nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Panika, do domu kawałek i to pod wiatr - na szczęście jakoś dojechałem ale piętno w głowie zostało. Problem był w tym i nadal jest, że nie wiem od czego zależy ta arytmia (jem magnez, potas i raz jest ok a raz do kitu) ale prawodpodobieństwo wystąpienia skurczy dodatkowych pod wpływem NIEWIELKIEGO STRESU znacznie rośnie rano i wieczorem. W ciągu dnia mogę tego nie mieć w ogóle. Kiedy jeździłem na uczelnię to w środku - na zajęciach mogłem się bać, panikować i nic się nie działo a jak tylko wychodziłem z budynku to takie serie miałem, że w panice biegłem do taksówki bo własnym autem nie byłem w stanie wracać.

 

Jestem w stanie uspokoić się głównie w domu choć był okres kiedy w domu wpadałem w panikę (zbliżająca się burza, nie dająca zasnąć arytmia, wyjazd rodziców). Powoli trenuję jazdy w korku tyle, że to musi być korek prowadzący DO DOMU lub bez możliwości ucieczki z niego. W korku który prowadzi od domu i mogę w każdej chwili zawrócić mogę stać nawet cały dzień. Ostatnio przeprowadziłem ciekawy test - w pracy siedziałem spokojnie (a to dlatego, że ruch na drogach jest mały i nie ma prawie w ogóle korków w mieście) i wyjechałem do domu. Jeśli zaczynam jazdę będąc spokojnym to mam sporą tolerancję na różne wydarzenia po drodze (m.in. korki). Wracam, wracam, specjalnie taką trasą która łatwo się korkuje - jadę a tu nagle stop. Ani do przodu ani do tyłu ani w bok - ani nawet auto zaparkować i na piechotę przejść. Od razu - bez myślenia, już intuicyjnie zaczynam panikować, tu dudu, skurcz dodatkowy ale staram się odnajdywać jakieś uspokajacze - np. myślę sobie, że za chwilę jak się ruszy to mogę postawić auto na chodniku. To mnie uspokaja właściwie do poziomu całkowitego relaksu.

 

Raz jednak wjechałem w taki korek, który przez 10 minut nie ruszył się ani o metr do przodu. Panika, nie wiem co ze sobą zrobić... ale znalazłem wyjście - z lewej strony jezdni, 5m przede mną były zaparkowane auta. Podszedłem do gościa który stał przede mną - poprosiłem żeby lekko się przesunął bo chcę zaparkować auto bo mam ważne spotkanie. Gość przesunął się, zaparkowałem auto, wyciągnąłem składany rower z bagażnika (to moje koło ratunkowe :), jadę w stronę domu a tu widzę co jest powodem korka - straż miejska ładuje auto na lawetę! Właśnie odjeżdżają, zawracam, ładuję rower do auta i jadę w spokoju dalej.

 

Chciałbym się zmierzyć z takim korkiem który nie rusza się przez godzinę i nie da się z niego wybrnąć ale CHOLERNIE się tego boję. Największy koszmar dla mnie to utknięcie w korku daleko od domu na autostradzie albo wpadnięcie w panikę - również daleko od domu, daleko od miasta - jeszcze jak się auto nagle zepsuje w środku pola... I pomyśleć że kiedyś potrafiłem z buta w środku nocy zasuwać 10km przez pola...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, no, ja się muszę pochwalić. Mianowicie w sobotę pomyłam okna!!!

Boszz, jak mi serce waliło, żeby tylko kogoś nie zobaczyć. I niestety nie udało się. Sąsiadka wyskoczyła z tekstem: Jesteś? A ja myślałam, że się wyprowadziłaś...

Tak rzadko mnie wszyscy widzą.

 

A, i jeszcze za namową Stokrotki70 umyłam drzwi :lol:

Stałam 15 minut ze szmatką w ręku, zanim zdecydowałam się je otworzyć. Na szczęście nikogo nie widziałam.

 

A co do wydatków, powtórzę za Wami: massakra :!:

 

Dzisiaj będę walczyć z lękami na większą skalę. Wychodzę z domu :!:

A to tylko dlatego, że tato ma urodziny i przyjedzie samochodem po mnie i małą. O autobusie nie ma mowy. Tylko, że rodzice nie mają pojęcia jak to ze mną jest...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj ad2008 :smile:

Anuśka, a to mnie zaskoczyłaś :shock:

Bravo za okna, bravissimo za drzwi, a co do planowanego wyjazdu z tatą to już nie wiem co powiedzieć. Trzymaj tak dalej, kochana. Ja trzymam za ciebie kciuki!!!

ad2008 i Jadis - podpisuję się obydwoma rękami pod tym o czym piszecie. Też przeżyłam kilka mega, mega ataków paniki i teraz najbardziej boję się, że znowu mi się to przydaży. Najgorszy jest ten lęk prze lękiem. Wyobraźcie sobie, że ja będąc w tych najgorszych napadach paniki krzyczałam - tak bardzo się bałam, że aż stałam się lękiem i krzyczałam jak wariatka.... To było straszne!!! Byłam wszystkiego świadoma ale lęk był zbyt silny abym powstrzymała swój krzyk. To było 20 lat temu(!) a ja się ciągle boję. Miałam potem podobne napady paniki, bez krzyku ale tamte 2 ataki tak bardzo wbiły mi się w pamięć, że boję sie za kazdym razem tego obłędnego lęku i wtedy też mam drętwienia, odrealnienie, trzęsę się i potykając się na tych odrętwiałych nogach gnam do domu i tylko głębokie oddechy pozwalaja jakos opanować narastającą panikę.

 

Dzisiaj jeszcze nie byłam przed domem. Ale boję się jak codzień tego mojego wyjścia... Kiedy to się skończy...?

Napiszę jak było, jak zwykle. No to lecę się szykować :-|

 

[Dodane po edycji:]

 

Anuśka, o jakiej "małej" piszesz? Masz córeczkę?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam stokrotkę również :)

 

Mam do Ciebie zatem pytanko - w jaki sposób udało Ci się tę panikę przerwać?

 

U mnie jest tak, że w skrajnym przypadku muszę wyeliminować czynnik będący "inicjatorem" tego ataku paniki dlatego nie wyobrażam sobie teraz jazdy na większą odległość. Nie wiem czy przeżyłbym np. utknięcie w gigantycznym korku w środku miasta. Musiałbym szybko znaleźć się w domu a na piechotę nie jestem w stanie przejść dalej niż kilometr. To samo dotyczy podróży na dalsze odległości, nie mówiąc już o jakimś wyjeździe nad morze czy w góry... Co się stanie jak mnie złapie arytmia albo ogromny lęk gdzieś na szczycie góry? :( U mnie sprawę pogarsza ta cholerna arytmia - nie dość, że człowiek się boi to jak to dziadostwo występuje to jest już totalna kaplica. Ataków paniki takich w skali 10/10 miałem minmum 6-7...

 

Miałem jeszcze problem w pracy bo pracowałem do godziny 17:30 i w zimie zdarzały się takie dni, że całe miasto było zakorkowane - powrót do domu na mojej trasie zajmował około 2.5 - 3 godziny. Jak tylko nadchodziła pora wyjazdu do domu to zaczynały się czarne myśli - "jak ty te 3 godziny wytrzymasz?" albo "gdyby teraz dopadła mnie panika to nie mógłbym znaleźć się szybko w domu - nie mógłbym się USPOKOIĆ, nawet karetka pogotowia nie dotarłaby szybko". Próbowałem blokować informacje o korkach w mieście - wyłączałem radio ale czasem ktoś przyjeżdżał do firmy i mówił "o mój Boże, całe miasto stoi" -> i strach.

 

Przed uruchomieniem zapalnika na tej tykającej psychicznej bombie ratował mnie fakt, że podczas tego stresu nie występowały skurcze dodatkowe serca więc powoli się uspokajałem powtarzając sobie "co to za różnica czy jesteś w domu czy tutaj?" - i chodziłem do kuchni (firma jest w willi) coś zjeść, umyć talerze i mówiłem że zawsze mogę tutaj przenocować, nie muszę wcale jechać. Pytałem się właścicieli do kiedy mogę siedzieć - a oni mówili "tyle ile chcesz" i to mnie uspokajało.

 

Raz jednak miałem taką sytuacje, że większy stres trwał już ponad tydzień bo zmienili organizację ruchu na remontowanym moście i korki były potworne. Jak usłyszałem piski za oknem (czyli korek już osiągnął 1,5km długości), zaczął się strach i seria skurczy dodatkowych a to u mnie równa się PANIKA. Wybiegłem z firmy i od razu do taksówki (na szczęście postój blisko)... panika ogromna. Sam strach potrafię zwalczyć jeśli trwa parę minut, jest nawet silny ale nie wystąpi arytmia. Uspokaja mnie to, że mam pewność, że w tej chwili żaden strach nie wywoła arytmi więc nie mam się czego bać. Jeśli złapie mnie to dziadostwo to tylko w domu się uspokoję. A tak to nawet tabletki nie wezmę do ust ani nie zadzwonię telefonem tak jestem sparaliżowany strachem.

 

Spróbuję znaleźć jakiegoś kolejnego psychiatrę na NFZ... chodziłem na psychoterapię ale 80zł za sesję to był za duży wydatek dla mnie... pracuję na pół etatu bo liczba zamówień w firmie spadła a rodzicę zabierają mi ponad połowę pensji, do tego 120zł na paliwo i niewiele zostałe... To trochę smutne, że nie mając pieniędzy można tkwić w tym gównie (przepraszam za określenie choć to i tak za mało powiedziane) latami... Nowej pracy narazie nie szukam bo musiałbym powiedzieć co mi dolega albo znaleźć ją w miarę blisko od domu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ad2008, masz identyczne problemy jak ja, przynajmniej w kwestii podróżowania. ja też bez problemu mogę stać w korku, który jedzie DO DOMU, tak samo jak mogę jechać pociągiem, autobusem czy czymkolwiek innym, byle do domu. kiedyś jechałam na wakacje z moim ówczesnym chłopakiem. jechaliśmy z Poznania do Władysławowa. Przed Bydgoszczą, jeszcze na szosie, nagle stanęliśmy w korku. dostałam takiego ataku paniki (już wcześniej w czasie podróży czułam się nieswojo, ale w tamtym momencie nastąpił punkt kulminacyjny), że kazałam chłopakowi zawrócić i jechać do domu. nie zgodził się, więc wysiadłam z samochodu i powiedziałam, że idę do domu na piechotę. w końcu zawrócił i przez resztę drogi do domu powoli dochodziłam do siebie. drugie podejście do wyjazdu zrobiliśmy parę godzin później, ja wzięłam sobie coś na uspokojenie (właściwie to lek przeciw zawrotom głowy, lekko usypiający), i przejechałam całą trasę. jadąc gdzieś muszę wiedzieć dokładnie gdzie jadę, ile czasu zajmuje dojechanie tam, ile to jest kilometrów, i najlepiej żebym jeszcze dobrze to miejsce znała ;) gdy na mojej zaplanowanej trasie wydarzy się coś nieprzewidzianego, to atak paniki murowany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Anuśka, o jakiej "małej" piszesz? Masz córeczkę?!

 

Hej Stokrotka, zerknij na mój podpis :smile:

 

Co do wczorajszego dnia... Tato przyjechał pod dom, na szczęście nikogo z sąsiadów nie było.

Potem imprezka jak imprezka. Naprawdę próbowałam się udzielać, w końcu ciotka się pyta, czy aby nie mam anemii, bo ciężko wyglądam. Urocze.

Siora mnie odwoziła do domu (W żadnym razie nie zostanę tam na noc, mimo, że to dom mojego dzieciństwa!!!), i po paru km pyta, "coś ci jest?" Mówię, że nie, a co by miało być? (tchórz).

A ja już przecież mówiłam jej kiedyś, że mam depresję, i chodzę do psychiatry. A ona po psychologii, i nawet nie próbuje wyciągnąć tego ze mnie.

 

Czytam o tych Waszych napadach paniki, i skóra mi cierpnie. Jak można coś takiego przeżywać :!: Toż to horror :!::!:

Ale nie wątpię w żadne słowo.

U mnie sprawa wygląda zupełnie inaczej. Uwielbiam jeździć autkiem. Już ponad 10 lat. Mogę jechać bardzo daleko nie znając trasy, i nie mam takich napadów. Tylko, że to co mi dolega to depresja w czystej postaci. To samo wyjście z domu jest ogromnym problemem. A gdy już jadę, im dalej jestem tym czuję się bezpieczniej. Jestem wtedy sama, sama decyduję o kierunku jazdy i postojach. (Dlatego nie lubię jak mój siedzi za kółkiem).

Ale zupełnie inną sprawą jest jazda autobusem. Jadę, jak już faktycznie muszę. Ostatnio jakieś 2 lata temu. Nie należy to do moich ulubionych czynności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:cry::cry::cry:Wczorajsze wyjście mnie załamało. Wyszłam i... uciekłam do domu :cry:

Jak będzie dzisiaj, nie wiem. Boję się.

 

ad2008 moje ataki paniki mijają dopiero gdy znajdę się w domu. Nie ma innego bezpiecznego miejsca dla mnie.

A tamte mega-ataki, o których pisałam to mijały dopiero po środkach przeciwlękowych czy uspokajających podanych w zastrzyku :-|po kilku godzinach męczenia się .

 

Nie potrafię znaleźć sobie bezpiecznego punktu poza domem. Kiedy lęk jest niewielki to oczywiście ulgę przynoszą mi :postój taxi, apteka itp. Ale dopiero po otworzeniu drzwi wejściowych do mieszkania atak sie kończy. Ale potem jest mega-dół, że taka jestem beznadziejna, inna, gorsza i wogóle bardzo mi przykro, że mam nerwicę, i pytania: dlaczego ja? po co? jak długo jeszcze...? I jeszcze ten lęk prze kolejnym wyjściem z domu, że znowu będzie tak źle...

Ech, błędne koło.

Nie mam sposobu na lęk, zwłaszcza wtedy gdy narasta panika...

 

Trzymajcie kciuki bo znowu zaczynam z wychodzeniem jakby od zera po wczorajszej porażce...

Tak bym chciała sie pochwalic osiągnięciem a tu... :cry:

 

[Dodane po edycji:]

 

Chyba trzymaliście kciuki :D bo było w porządku. Nawet poprowadziłam moją małą na mikro-rowerku, żeby miała trochę radochy. No i tak się kręciłam naookoło bloku ale to jest znacznie lepiej niż wczorajsze wyjście (lepiej o nim zapomnieć)

 

Niestety teraz musiałam zażyć sobie 2 tabletki xanaxu bo muszę pojawić się w dawnej mojej pracy bo dzwonił szef, że są jakies doumenty do podpisania. Xanax, to lek, który pewnie znacie. Szybko uzaleznia ale też i daje szybkie pozytywne rezultaty. Traktuję go jako ostateczną konieczność.

Mętnie się tłumaczę, ja juz jestem od lat uzalezniona od niego. Kiedys brałam okropnie duże dawki, żeby było znośnie ale mój facet pomógł mi prawie z tego wyjść bo na dzień dzisiejszy to biorę 1 tabletkę na dobę (kiedyś brałam kilkanaście) no i teraz w wyjatkowej sytuacji jeszcze dwie, żeby dotrzeć tam gdzie muszę...

 

A czy wy macie jakieś doświadczenie z lekami? Może ktoś też ma problemy z uzaleznieniem...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

byłam poważnie uzależniona od benzodiazepin (Xanax należy do tej grupy, ale tego leku akurat nigdy nie brałam). po 10 latach brania przestały na mnie działać nawet duże dawki. lekarz zmusił mnie do wyjścia z uzależnienia i przepisał leki, które działają inaczej, bo bardziej długofalowo, ale nie uzależniają.

może porozmawiaj z lekarzem o przejściu np. na paroksetynę albo inne leki, np. Spamilan?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ad2008 moje ataki paniki mijają dopiero gdy znajdę się w domu. Nie ma innego bezpiecznego miejsca dla mnie.

A tamte mega-ataki, o których pisałam to mijały dopiero po środkach przeciwlękowych czy uspokajających podanych w zastrzyku :-|po kilku godzinach męczenia się .

 

Czyli pogotowie musiało interweniować? A jak u Ciebie jest z podróżowaniem? Wyjazdy na wakacje itp...

 

Ja tak sobie myślę, że wszędzie bym z kimś pojechał jeśli miałbym przy sobie taki guzik po naciśnięciu którego zasypiałbym w ciągu sekundy :) Wszystkie problemy by zniknęły. Albo doktora z tą magiczną strzykawką o której piszesz :D

 

Nie potrafię znaleźć sobie bezpiecznego punktu poza domem. Kiedy lęk jest niewielki to oczywiście ulgę przynoszą mi :postój taxi, apteka itp.

 

Ja mam podobnie. W zasadzie im spokojnieszy jestem w chwili wyjścia z jakiegoś pomieszczenia - tym mam niejako większy zasięg przemieszczania się.

 

Chyba trzymaliście kciuki :D bo było w porządku. Nawet poprowadziłam moją małą na mikro-rowerku, żeby miała trochę radochy. No i tak się kręciłam naookoło bloku ale to jest znacznie lepiej niż wczorajsze wyjście (lepiej o nim zapomnieć)

 

Brawo, ja z kolei pojechałem (z ojcem) samochodem na jakieś 15 km, niewiele to jest ale zawsze to coś :) Akurat mam takie zainteresowania turystyczne (paradoksalnie) i robiłem zdjęcia ale wpadłem po kolana w błoto - od razu zapomniałem o strachu (lol). Mam 28 lat ale już się pogodzilem z tym, ze jak się nie wyleczę to nie mam co myśleć o wyprowadzeniu się z domu i rodzinie...

 

A czy wy macie jakieś doświadczenie z lekami? Może ktoś też ma problemy z uzaleznieniem...?

 

Ja brałem krótko Doxepin (chyba tak się nazywał) - co prawda czułem się po nim bardzo uspokojony i przez całe miasto przedzierałem się bez większych problemów nawet w piątkowe popołudnia ale skutki uboczne bardzo mnie irytowały - jeden z nich to nerwowość (potrafiłem wybuchnąć nagle jeśli ktoś mnie zdenerwował) a drugi to wrażliwość na dźwięki - to była makabra. Odgłosy zamykania drzwi doprowadzały mnie do szału - czułem się wtedy jakby jakas igła przeszywała moje ciało. Miałem nawet śmieszną sytuację. Siedziałem w pracy a tutaj nagle jeden z pracowników nadmuchał torbę papierową i ŁUUP! Jak z krzesła wyskoczyłem to na podłodze wylądowałem.

 

Teraz biorę Alprox lub zamiennik Zomiren. To jest ta grupa leków o której piszecie. W weekendy w ogóle nie biorę jeśli nie ruszam się z domu a tak to 1/4 lub 1/2 tabletki dziennie - 0,5mg. Nie wiem czy jestem uzależniony - na święta Bożego Narodzenia w ogóle nie brałem i oprócz dosyć częstego uczucia niepokoju nie miałem innch dolegliwości. Jeśli w pracy łapie mnie arytmia to biorę 1/4 - może i to ma efekt placebo ale fakt faktem że czuję się spokojniejszy. W domu jak mnie łapie to nic nie biorę bo nie wpadam przez to w panikę tylko najgorzej jest w niedzielę kiedy przez weekend nie brałem tabletki, przychodzi noc, kładę się spać ale nie mogę zasnąć bo muszę być w 100% (!!!!!) spokojny żeby co minutę nie mieć tych cholernych szarpnięć w klatce piersiowej. To jest akurat pech że to dziadostwo odzywa się rano i w nocy - lekkie emocje i już te walnięcia... czasem nie wytrzymuję nerwowo i walę się pięścią w tułów wtedy co ciekawe - przechodzi :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj nigdzie nie wyszłam... :cry:

Chciałabym spotkać tu na forum osobę/y, które mają taka samo Wielki Problem z wychodzeniem z domu.

Wy sobie jakoś mimo wszystko radzicie a ja się czuję outsiderem bo nie funkcjonuję wogóle na zewnątrz - to dla mnie strefa nie do zdobycia... Jeśli już MUSZĘ gdzieś być to zażywam duże dawki Xanaxu i jakos docieram ale to nie jest sposób na życie bo przeciez się uzalezniam.

 

Marzę o tym abym mogła pójść z córeczka na spacer, żebym mogła pochodzić po sklepach ze starszą pociechą, żeby pójść na jakiś mały koncert w miejscowym MDK-u i swobodnie wychodzić na zakupy do pobliskiego supermarketu (bo tam jest najtaniej). Marzę o tym, żeby móc wyjść od czasu do czasu na dłuższy albo krótszy spacer z psem, a czasem w poszukiwaniu spokoju i potrzebyą pobycia sama ze sobe po prostu pójśc przed siebe na spacer albo pobiegać.

 

Tęsknię za przyrodą, tęsknie za poplotkowaniem o wszystkim i niczym z ludźmi i.... marzę o posiadaniu przyjaciółki. Tak to moje marzenie: prawdziwa przyjaciółka!

 

Nie chcę użalania sie nade mną bo to mnie dołuje. Potrzebuję pocieszenia i dodania mi odwagi i bardzo cenię sobie to, jak piszecie coś w rodzaju: "Będzie dobrze, zobaczysz uda ci się" itp. i za te słowa wam dziękuję.

 

Piszcie kochani, bardzo sie cieszę, że ten temat ma swoich odwiedzających i nie wstydźcie sie pisac o sobie. Przecież tutaj jestesmy zupełnie anonimowi :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a nie myślałaś o pójściu do psychiatry, żeby Ci przepisał jakiś lepszy lek? Są takie, po których można znowu normalnie wychodzić z domu. też tak miałam, że przebywanie poza domem było dla mnie męczarnią, nawet wyjście do ogrodu. powinnaś zacząć psychoterapię. zorientuj się, gdzie w okolicy jest jakiś lekarz i idź do niego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Tęsknię za przyrodą, tęsknie za poplotkowaniem o wszystkim i niczym z ludźmi i.... marzę o posiadaniu przyjaciółki. Tak to moje marzenie: prawdziwa przyjaciółka!

 

Ale jak tu takową znaleźć, jak się jest zamkniętym na cztery spusty?

Albo chociaż dobrą koleżankę. Niestety, nie posiadam. Tak naprawdę nigdy takiej nie było. Tylko jakieś płytkie znajomości. Ale wiem, że sama jestem temu winna. I nie potrafię tego zmienić.

 

A co do wychodzenia z domu... Jedna wielka porażka. Ostatnio w niedzielę - bo musiałam.

Muszę iść do sklepu - ale chyba nie dam rady. No cóż, jedzenie nie jest niezbędne do życia.

 

Chociaż sama nie daję rady, Wam życzę sukcesów. Może one choć trochę pomogą i mi. A przynajmniej świadomośc, że innym się udało. To naprawdę motywuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi sie udało na dzień dzisiejszy - jeśli to Was zmotywuje. Jeszcze w czerwcu przeżywałam histerię, aby jechać do szkoły, iść na miasto, cokolwiek gdzie nie będe miała szansy wrócic w kilka sekund do domu. Mi pomogło...morze. Tutaj czuje sie bezpiecznie, chodzę po całej miejscowosci i jestem pewna jednego- to miasto przytłacza. Spróbujcie jechać na wieś na kilka dni (agroturystyka) lub nad morze/jezioro, przeżyjecie histerię i panikę jadąc tam-jak ja, ale tam będzie Wam lepiej. Serio.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam do was wszystkich pytanie. Czego się dokładnie boicie, gdy staracie się wyjść z domu? Czy sama myśl, że musicie wyjść budzi strach? Czy gdy już jesteście poza domem, strach narasta mimo tego, że wiecie iż nic złego wam się nie stanie?

Bo u mnie to jest tak, że ja się boję patrzeć na świat. Wszystko wydaje mi się takie dziwne i sztuczne i tego się boję..;/ bałem się jeszcze pod koniec roku szkolnego siedzieć na lekcjach, bo po prostu dostałem ataku paniki i po nim wkręciłem sobie, że na kolejnych lekcjach myśli nie dadzą mi spokoju i wywołam sobie kolejny atak.. I tak prawie było. Myślami wprawiałem się w panikę:/ Teraz boje się, żę jak pójdę na prawo jazdy, to w samochodzie czy na kursach po prostu nie pokonam natrętnych myśli typu 'nie wytrzymasz, uciekniesz, to wszystko jest dziwne, jesteś chory!", że również na samą myśl o tym czuję strach i robi mi się niedobrze;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spróbujcie jechać na wieś na kilka dni (agroturystyka) lub nad morze/jezioro, przeżyjecie histerię i panikę jadąc tam-jak ja, ale tam będzie Wam lepiej. Serio.

 

Dla mnie to nie jest takie proste bo do morza mam 7-8 godzin jazdy samochodem a najpewniejszym moim bezpiecznym punktem jest dom - także podróż powyżej kilkunastu km może być dla mnie niesamowicie trudna i podejrzewam że więcej osób z agorafobią może mieć podobne kłopoty w pokonywaniu odległości.

 

Mam do was wszystkich pytanie. Czego się dokładnie boicie, gdy staracie się wyjść z domu? Czy sama myśl, że musicie wyjść budzi strach? Czy gdy już jesteście poza domem, strach narasta mimo tego, że wiecie iż nic złego wam się nie stanie?

 

Ja jak wcześniej pisałem boję się paniki połączonej z arytmią serca. Podczas takiej paniki z arytmią nie jestem w stanie uspokoić się gdzieś indziej niż w pobliżu domu. To przekonanie o tym, że tylko w domu mogę się uspokoić jeszcze bardziej potęguje strach. Jeśli mam spokojne dni to wychodzę z domu całkiem wyluzowany i w pracy też nie odczuwam żadnych lęków - pełen luz. Ale jeśli jest kiepska pogoda, na drogach spory ruch a zewsząd docierają do mnie informacje o korkach (czyli przeszkoda w szybkim powrocie do domu gdybym wpadł w panikę) to na długo przed wyjściem jestem już zestresowany. Najgorsze jest to, że przejście od stanu pełnego spokoju do ogromnej paniki może trwać zaledwie kilka minut.

 

Pomagają mi czasem myśli typu "co to za różnica gdzie jesteś czy w domu czy tutaj" ale do pewnego momentu - jeśli strach przeistoczy się w panikę to myślę tylko o jednym - szybko wrócić do domu bo to jedyny ratunek dla mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×