Skocz do zawartości
Nerwica.com

To już chyba mój sufit... niżej, niż bym chciała :(


HerShadow

Rekomendowane odpowiedzi

W sumie nie napisałam nic w sekcji powitalnej, ale chyba tu nadrobię. 

 

Nie wiem od czego zacząć ... 🥺 

Problemów, które utrudniają mi życie jest sporo, ale najtrudniej jest z pracą, z lękiem w niej, lękiem przed ludźmi, poczuciem braku kompetencji, choćbym merytorycznie była przygotowana 10/10. Zawsze czuję, że to za mało. Wiem, typowe DDA. Nie tylko w tym. 

Męczyłam się przez lata na etacie w tym lęku, więc jakiś czas temu zdecydowałam się pójść na swoje. To był w dużej mierze dobry krok, bo dało mi to możliwość rozwoju, na którym zawsze mi zależało. Zawsze goniłam za rozwojem. Zawsze czułam, że muszę nadrobić to, czego nie udało mi się zrobić, kiedy był na to czas, z powodu nie leczonej depresji, lęków i zerowego wsparcia w tym. Biegłam, jak po kładkach na wodzie, żeby do niej nie wpaść. Szybko i bez cieszenia się procesem.  

 

Zawsze sądziłam, że jak coś osiągnę, to będę coś znaczyć. Kiedy poznałam  mojego męża, tę myśl miałam w głowie i ona się przekłada na całe moje życie.

Zawsze się obawiałam, że jak ja nie będę miała swoich sukcesów, to on spotka kogoś ciekawszego i odejdzie.

Jeżeli się okaże, że nie będę ich miała, bo zwyczajnie nie mam takich zasobów a tak czuję, to umrę z lęku, że w "zwykłej" pracy na przeciętnym stanowisku nie będę na tyle... interesująca, ciekawa... nie wiem. 

Zwłaszcza, że on ma pracę, w której się rozwija i jest dobry.

Cieszę się oczywiście, ale też bardzo mnie to boli, bo czuję, że ja nie umiem dojść po swoje mniejsze lub większe sukcesy.

On oczywiście mówi, że mogę robić cokolwiek i to niczego nie zmieni. Ogólnie wspiera mnie w tym okresie.  Tylko moje lęki "wiedzą lepiej" 

 

Problem w tym, że o ile obecna praca jest jak najbardziej ok. tak wyciągnęła na wierzch to, co na etacie tylko lekko wypływało spod powierzchni.

Dlatego depresja wzrosła, stąd zmiana leczenia. Ostatnio zdobyłam niezłe umijętności i to mi nie pomogło w nabraniu pewności siebie i poczucia kompetencji. W dodatku tyle robię, biorę na siebie tyle rzeczy, a nie idzie do przodu w zasadzie nic. No bo jak ma iść, skoro sama w swoje kompetencje nie wierzę i ciągle jest ich za mało?

To mnie bardzo złamało, bo skoro to nie pomogło, to co może? Nic...  Zawsze to dążenie i próby osiągnięcia czegoś trzymały mnie przy jakieś nadziei a tym razem jej już nie ma, bo nie ma nic, co mogłabym zrobić, żeby poczuć się godną zainteresowania.

Do tego, że to gonienie przez całe życie mnie potwornie zmęczyło. Zwłaszcza, że tak naprawdę w tym nie było mnie, tylko chęć zdobycia kolejnego levelu.

Nagle przestałam biec, zorientowałam się,  że już nie jestem na wodzie z kładkami od jakiegoś czasu, a ja ciągle zapierniczam, bez rozglądania się gdzie właściwie jestem. 

Więc teraz stanęłam i jestem zdezorientowana. Nie wiem jak mam działać dalej, ale jeszcze bardziej jestem przerażona. Bo co, jeżeli to wszystko, co robiłam jest ponad moje możliwości? Co, jeżeli lęk przed ludźmi jest tak silny, że ja nie mam siły z nim walczyć? Chcę po prostu przestać być na polu bitwy, ale tym samym zostanę tylko ja. Nic więcej. 😭

 

Trudno mi się też pogodzić z tym, że być może nie będę w stanie się rozwijać zwyczajnie dlatego, że bym chciała. Jakoś... mnie to boli ta myśl, że co jakiś czas chociażby mój mąż pójdzie dalej, a ja być może nie. 

 

Pamiętam, kiedy się poznaliśmy, to mój ojciec powiedział "zrób coś ze sobą, bo jak Ty będziesz przy nim wyglądać" , a ja ciągle robię... ciągle się czegoś uczę... a koniec końców uderzam głową o ścianę, bo boję się wyjść z jakiejś swojej skrytki i być pewną swoich umiejętności. I poczułam ostatnio, że to mnie po prostu pokonało. 

 

Wybaczcie, że tak długo. Mam nadzieję, że w miarę składnie chociaż. 

 

 

 

 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cytat

Pamiętam, kiedy się poznaliśmy, to mój ojciec powiedział "zrób coś ze sobą, bo jak Ty będziesz przy nim wyglądać

Robisz to co robisz dla siebie czy może chcesz udowodnić, coś innym?

Zatrzymaj się na chwilę i zastanów się, co Ciebie uszczęśliwia i dlaczego tak gonisz?

 

Nie ważne, co wiesz, co potrafisz, jaki masz majątek itd. Jedyne, co wg. mnie ma znaczenie to to jakim jesteś człowiekiem dla innych, gdyż ostatecznie chodzi o ludzi. Czy sprawiasz, że przy Tobie się uśmiechają, pozytywnie czują i mogą na Tobie polegać, czy może jednak odwrotnie.

 

Załóżmy, że byłabyś jedynym człowiekiem na ziemi, jak myślisz, co trzymałoby Ciebie przy życiu? Jak myślisz jak długo byś miała siłę, aby żyć w pojedynkę? Gdy sam tak myślę, to dochodzę do wniosku, że najcenniejszy jest człowiek sam w sobie i po prostu dobrze, gdy jest obok. Nie musi być najlepszy, utytuowany i nie musi znać się na wszystkim, ale po prostu dobrze gdy jest obok. Masz kogoś takiego, a On ma Ciebie - tyle wystarczy. Reszta to ozdobniki. Współpracujcie, rozmawiajcie i dążcie do tego, abyście byli szczęśliwi i dobrze się czuli.

 

Cytat

Zawsze się obawiałam, że jak ja nie będę miała swoich sukcesów, to on spotka kogoś ciekawszego i odejdzie.

Przyszedł do Ciebie i powiedział: "Będę z Tobą, ale musisz osiągać sukcesy."? Pewnie nie. Spodobałaś mu się i taką Ciebie zaakceptował i pokochał. Nie zmieni zdania tylko dlatego, że nie masz tych sukcesów. Natomiast ciągłe zadręczanie się tym tematem i myślenie, że mąż może odejść może pogorszyć Wasze relacje.

 

Cytat

Wybaczcie, że tak długo. Mam nadzieję, że w miarę składnie chociaż. 

Twój wątek. Masz prawo tworzyć tak długie posty na jakie masz ochotę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, 

 

jakbym czytał o sobie... nawet nie wiedziałem, że ktoś może przeżywać tak świat jak ja i spotykać się z w zasadzie z takimi samymi sytuacjami. Ja miałem tak samo z pracą... to był chyba największy mój problem. Również na etacie koniec końców nie wytrzymałem, a okres na nim spędzony to istne szaleństwo. Z tą koniecznością robienia więcej i więcej, rozwijania się, które nigdy nie będzie na wystarczającym stopniu w miarę sobie poradziłem. 

 

To stwierdzenie w zasadzenie nieobecności w życiu, tylko ciągłe podążaniem za jakimś tzw. levelem - strasznie jest to u mnie obecnie - nie potrafię się tego pozbyć. Nie potrafię jakby normlanie żyć.

 

Ja również, pewnie z barku już siły i chęci ciągnięcia 'tego wszystkiego' dalej zrobiłem sobie postój / pauzę. Podobnie pojawiło mi się zdezorientowanie. Pytania nawet kim jestem. Czy jest coś mojego. Itd. Jakbym nie istniał. Jakbym był tym wcześniejszym pędem, zaabsorbowaniem pracą, byciem nieobecnym, byciem - gdzieś. Podczas pauzy stwierdzam, że jakby mnie nie ma. 

 

Z jednej strony, żeby funkcjonować potrzebuję lęku, stresu, konieczności podnoszenia umiejętności, bycia na polu bitwy, z drugiej strony to wszystko wykańcza.  

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 25.06.2023 o 01:10, Kawa Szatana napisał(a):

Robisz to co robisz dla siebie czy może chcesz udowodnić, coś innym?

Zatrzymaj się na chwilę i zastanów się, co Ciebie uszczęśliwia i dlaczego tak gonisz?

 

Nie ważne, co wiesz, co potrafisz, jaki masz majątek itd. Jedyne, co wg. mnie ma znaczenie to to jakim jesteś człowiekiem dla innych, gdyż ostatecznie chodzi o ludzi. Czy sprawiasz, że przy Tobie się uśmiechają, pozytywnie czują i mogą na Tobie polegać, czy może jednak odwrotnie.

 

Nie wiem czy udowodnić, możliwe, ale na pewno zasłużyć na zainteresowanie. 

Teraz odkrywam, że na początku edukacji lubiłam się uczyć. Mojej mamie zapowiadano jakie będę miała super świadectwa, a potem wszystko szlag trafił. 

Zaczęły się napady lękowe, depresje i trudności w nauce, spore.

Nagle stałam się problematycznym dzieckiem, które ma problemy z nauką i zawsze jest krok za innymi, więc od pewnego momentu chcę nadrobić.

W dodatku jeszcze jest ofiarą szykan, ale z tym zmagałam się sama.

Nie ufałam reakcji rodziców. I tak już było dużo problemów ze mną. Tak myślałam, że ze mną...

 

Nie to, że nie widzę, że to nie ma sensu. Mało tego - świat już nie działa tak jak mi wpajano.

Nie ma jednego zawodu przez całe życie. Można się masę razy przekwalifikowywać. 

 

Tak na rozum, wiem z czego wynikały te problemy. Wiem i jestem już po etapie takiego solidnego wku*wu.

Mam żal o inne sprawy, które się wydarzyły. Nie chcę o tym pisać, ale to spowodowało, że coś we mnie pękło i nie utrzymuję kontaktu z nikim poza mamą, bo niestety nawaliło kilka osób. Automatycznie żal przelewa się na resztę, ale wk...w mam już za sobą. 

 

Tak czy inaczej, jeżeli chodzi o to gonienie i chęć udowodnienia - ja wiem, wiem, że chcę zasłużyć na uwagę, zainteresowanie. Zawsze to był warunek, a ja nie byłam w stanie go spełnić, choć bardzo chciałam. 

Wiem, że teraz to nie jest żaden warunek. Mało tego, coraz bardziej widzę, że i wtedy przecież problemów było więcej, bo z nich wynikały moje problemy. Nie tylko alkoholizm, ale też ogólnie toksyczny sposób życia. 

 

Z wieloma rzeczami się uporałam, ale to jedna z rzeczy, która siedzi we mnie najgłębiej i pomimo jej świadomości nie mogę się tego pozbyć.

W dniu 25.06.2023 o 01:10, Kawa Szatana napisał(a):

Załóżmy, że byłabyś jedynym człowiekiem na ziemi, jak myślisz, co trzymałoby Ciebie przy życiu? Jak myślisz jak długo byś miała siłę, aby żyć w pojedynkę? Gdy sam tak myślę, to dochodzę do wniosku, że najcenniejszy jest człowiek sam w sobie i po prostu dobrze, gdy jest obok. Nie musi być najlepszy, utytuowany i nie musi znać się na wszystkim, ale po prostu dobrze gdy jest obok. Masz kogoś takiego, a On ma Ciebie - tyle wystarczy. Reszta to ozdobniki. Współpracujcie, rozmawiajcie i dążcie do tego, abyście byli szczęśliwi i dobrze się czuli.

 

Przyszedł do Ciebie i powiedział: "Będę z Tobą, ale musisz osiągać sukcesy."? Pewnie nie. Spodobałaś mu się i taką Ciebie zaakceptował i pokochał. Nie zmieni zdania tylko dlatego, że nie masz tych sukcesów. Natomiast ciągłe zadręczanie się tym tematem i myślenie, że mąż może odejść może pogorszyć Wasze relacje.

 

No fakt - tak nie powiedział. :D Jednak wiedział, że planowałam się rozwijać, zawsze. Dla niektórych to jest wyznacznik. Jednak dla męża pewnie nie. Zawsze kiedy mnie komplementuje, raczej nie mówi o szkoleniach. 🙂 

 

Po prostu poczułam ogromne zmęczenie i w sumie dzięki niemu zobaczyłam, że ono nie przekłada się na efekty. I w ogóle zobaczyłam jak funkcjonuję, bo nie do końca to widziałam. 

Po tylu latach! Fakt, że kiedy byłam w sytuacji, kiedy chciałam wyprowadzić się z domu, uniezależnić, ten sposób funkcjonowania działał. Bo ta sytuacja, to były te metaforyczne kładki na wodzie. Trzeba było wiać, żeby się nie utopić. Teraz spostrzegłam, że to już nie działa. Potłukłam się hamując z tego pędu. Jestem zdezorientowana i spanikowana, bo muszę puścić to, co mocno stanowiło dla mnie o mnie.

Być może, kiedy poukładam sobie wszystko od nowa. Nauczę się funkcjonować inaczej, to i sposób na rozwój znajdę.

W tej panice nie pomyślałam o tym. 

Chyba leki zaczynają działać, bo jakoś tak... optymistyczniej się czuję. 🙂

 

Choć przy podejściu do pracy, jakiś hamulec ciągle się włącza. Nie mam pojęcia co to jest.

Zawsze, kiedy dłużej pracuję w jednym miejscu, mam poczucie... zamknięcia... dziwnego lęku.

Ni cholery nie wiem skąd to. Z czasem napięcie i lęk tak bardzo to narasta, że ostatecznie zmieniałam pracę, chcąc uprzedzić ewentualne zwolnienie, uwagi do mojej pracy, choć takich sygnałów nawet nie otrzymywałam. Nie wiem skąd takie irracjonalne pomysły. To kolejna rzecz, która doprowadza mnie do szału i nie pozwala iść dalej, zagłębić się w coś. 

 

@Kawa Szatana dziękuję za cierpliwy i wspierający wpis. W ogóle zauważam, że macie tu dużo cierpliwości i wyrozumiałości. To miłe 🙂

 

16 godzin temu, Becareful napisał(a):

Hej, 

 

jakbym czytał o sobie... nawet nie wiedziałem, że ktoś może przeżywać tak świat jak ja i spotykać się z w zasadzie z takimi samymi sytuacjami.

To i dla mnie trochę pocieszające.  Czuję się często tak nie rozumiana i nie pasująca nigdzie, że przechodziło mi nie raz przez myśl, że gdyby nie lęk, to chyba by mnie tu już nie było, bo podczas epizodu depresji to poczucie się nasila. Ale nie zrobię sobie nic, bo jednocześnie panicznie boję się śmierci, a po drugie mimo wszystko z punktu widzenia wiary, którą wyznaję, ale nie praktykuję, samobójstwo nie jest dobrym pomysłem na ewentualna wieczność. :D

 

16 godzin temu, Becareful napisał(a):

Z jednej strony, żeby funkcjonować potrzebuję lęku, stresu, konieczności podnoszenia umiejętności, bycia na polu bitwy, z drugiej strony to wszystko wykańcza.  

 

Mnie ogarnęła panika, bo runął mój cały system, sposób funkcjonowania i to poczucie, że nie jestem w stanie zrobić tego, co według mnie muszę, aby zasłużyć na to, aby ktoś ze mną był. Moje obecne życie jest spokojne i gdyby nie moje własne problemy i inne dnia codziennego, albo rodzinne, szczęśliwe po raz pierwszy w życiu i spanikowałam, że to stracę. :(  

 

Rozumiem Cię z tym polem bitwy.  Człowiek szuka sobie albo zajęć albo problemów. Ja, po tym bolesnym upadku i zderzeniu się z prawdą, zobaczyłam ile rzeczy na siebie brałam, zadań. Dostrzegłam, że to naprawdę dużo. I tak funkcjonowałam od zawsze. Trudno się w czymś wyspecjalizować w taki sposób. Ale mnie wewnętrznie ciągle coś goniło/goni (jeszcze nie wiem, mam nadzieję, że to nie wróci albo, że dam radę to zauważyć w odpowiednim momencie). 

 

Twoja przerwa jest w miarę na luzie, czy pod spodem jednak coś Cię goni? 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, HerShadow napisał(a):

Twoja przerwa jest w miarę na luzie, czy pod spodem jednak coś Cię goni? 

 

Przerwę raczej mam na luzie. Głównie mam przerwę od pracy tym samym od kontaktów... z ludźmi.. Ogólnie nikt mi presji nie robi, tylko jedna najbliższa mi osoba. Robi to lekko nieświadomie, no ale nikt nie ma obowiązku rozumienia syndromów, itp. więc na to nie mam wpływu. 

 

ps. Ile masz tak mnie więcej lat? jeśli mogę wiedzieć

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, Becareful napisał(a):

 

Przerwę raczej mam na luzie. Głównie mam przerwę od pracy tym samym od kontaktów... z ludźmi.. Ogólnie nikt mi presji nie robi, tylko jedna najbliższa mi osoba. Robi to lekko nieświadomie, no ale nikt nie ma obowiązku rozumienia syndromów, itp. więc na to nie mam wpływu. 

 

ps. Ile masz tak mnie więcej lat? jeśli mogę wiedzieć

 

 

Mam wrażenie, że jestem z 10 lat od Ciebie starsza, co jest załamujące. Jestem chwilę po trzydziestce. No może dwie chwile. 🙈

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hahah no właśnie ja też mam wrażenie, że jesteś ode mnie starsza z 10 lat 😅 Może po jakimś kontekście wpisów, ale czemu to nie wiem 🙂  Ja jestem chwilę przed przed trzydziestką. 
 

Chciałem sprawdzić czy co jakieś kilka lat będę robił sobie pauzy i zaczynał życie od nowa, mam podejrzenie, że być może to jakieś błędne koło 😅

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, Becareful napisał(a):

Hahah no właśnie ja też mam wrażenie, że jesteś ode mnie starsza z 10 lat 😅 Może po jakimś kontekście wpisów, ale czemu to nie wiem 🙂  Ja jestem chwilę przed przed trzydziestką. 

 

Gdybyś wywnioskował po zdjęciu, to bym się obraziła :D . 

Ale fakt, coś w tym jest, bo czuję się emocjonalnie i psychicznie przeorana i chyba z tego to wynika. 

Wielu ludzi w moim wieku ma więcej energii, chociaż wydaję się energiczna, szybko się męczę i potrzebuję regeneracji w ciszy i spokoju.  

 

Coś w tym jednak jest - 

"Straszną jest rzeczą, kiedy dusza zmęczy się życiem szybciej niż ciało." - Marek Aureliusz

Dobrze, że podobno nie wyglądam na tyle lat ile mam. Podobno DDA wyglądają młodziej. 

 

17 godzin temu, Becareful napisał(a):

Chciałem sprawdzić czy co jakieś kilka lat będę robił sobie pauzy i zaczynał życie od nowa, mam podejrzenie, że być może to jakieś błędne koło 😅

 

Ja mam to samo, tylko ono się powtarza bez mojej decyzji o przerwie. 

Jakiś schemat, który trudno jest mi rozwikłać. Nie wiem z czego się bierze ten potworny stres, lęk i napięcie w pracy, że w końcu z niej uciekam, szukam nowej i znów, i tak w kółko. :( 

 

Jedno co chyba zaczynam rozumieć, to że może właśnie ja nie mam zasobów na pracę intensywną, wymagającą umiejętności interpersonalnych, które niby mam, ale w praktyce się chowam i tracę pewność siebie i swoich kompetencji. 

I doszłam właśnie do momentu, w którym zaczęłam obawiać się, że to jest mój max. i jedynym rozwiązaniem jest znalezienie mniej wymagającego zajęcia. A sama chciałabym czuć się usatysfakcjonowana pracą. 

Na ten moment czuję się wobec tego bezradna. 

W dodatku nie bardzo wiem jak funkcjonować "po nowemu" nie biegnąc od zadania do zadania. Ugrzęzłam. 😕

 

Wiem, że to jakiś etap, ale stresujący, bo chciałabym być bardziej produktywna jeżeli chodzi np. o budżet domowy.

Lubię być niezależna. 

 

Czy działasz z terapią w związku z problemem?

 

 

 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem główny był taki, że po pracy wracałem "zmęczony". Taki nie do życia, a czasami właśnie życie zaczyna się po pracy. Mówiła mi jedna osoba w pracy, że jak ja taki będę wracał do domu, to mnie dziewczyna zostawi. Po czasie to stwierdzenie, akurat było prorocze. Sam też czułem, że za bardzo nie może tak być, że takie życie w dalszej perspektywie nie ma za bardzo sensu. Ja byłem wykończony, więc za bardzo nie planowałem do przodu, tylko raczej była walka o każdy dzień. Pomimo tego, chciałem w tej pracy wytrzymać jak najdłużej, a dokładniej do zakończenia pewnego zadania. I ten jakby sukces osiągnąłem. Też nie chciałem się łatwo poddwać. Zakładałem, że im dłużej wytrzymam tym może coś się zmieni na lepsze, bo też na sobą pracowałem. Więc też jest to jakiś sukces, że w jednej pracy pracowałem prawie 4 lat. A również udało się wiele wypracować. Dużo się zmieniło dzięki zmianą w sobie. Pomimo tego, że zaczynało mi się lepiej pracować, to pewne rzeczy zaszły, więc aktualnie szukam nowej pracy / nowego zajęcia, być może bardzo zbliżonego do poprzedniej pracy w swym profilu zawodowym.

 

Zadałem sobie pytanie - albo pozostać w tym czym byłem, hm w pewnym sensie środowisku, które mnie obciąża. Albo spróbować czegoś - w zasadzie nie wiem czego, ale czegoś co mogłby dać jakąś szansę dla mnie - na normalne funkcjonowanie. 

 

Wstałem, strzeliłem pięścią w stół, powiedziałem dość ! Idziemy stąd ! Potem się obudziełem 🙂

 

Wiem, że mam jeszcze jakiś problem. Dużo problemów już naprawiłem, ale jest jakiś główny i najgorsze jest to, że na razie nie wiem z czym walcze. Jakoś nie mogę odnaleźć błędu i go naprawić. Być może właśnie to jest ten główny problem - brak akceptacji siebie, własnego życia, własnego ja, poczucia stałej wartości, braku konieczności potrzeby napięcia, narwów, stresu, żeby funkcjonować, przyjęcia tego co jest.

 

Działam na terapii, terapetkę mam świetną. To jest akurat coś co mi się poszczęściło. Wybitna osoba, z którą współdziałam.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Becareful napisał(a):

Problem główny był taki, że po pracy wracałem "zmęczony". Taki nie do życia, a czasami właśnie życie zaczyna się po pracy. Mówiła mi jedna osoba w pracy, że jak ja taki będę wracał do domu, to mnie dziewczyna zostawi. Po czasie to stwierdzenie, akurat było prorocze. Sam też czułem, że za bardzo nie może tak być, że takie życie w dalszej perspektywie nie ma za bardzo sensu. Ja byłem wykończony, więc za bardzo nie planowałem do przodu, tylko raczej była walka o każdy dzień.

 

Przykro mi :( . Efekt samospełniającej przepowiedni znam, ale jak można komuś w taki sposób tak powiedzieć nie rozumiem totalnie. Bardzo pomocne, użyć czegoś w rodzaju szantażu w trudnej dla kogoś sytuacji. 🙄

Ludzie bywają beznadziejni... 

 

U mnie to wygląda tak, że w pewnym momencie, po takim etapie wstępnym, kiedy emocje po rozpoczęciu czegoś nowego już opadną, w momencie wyjścia do pracy czuję, jakbym wchodziła na linę nad przepaścią. Nie umiem tego inaczej opisać. Jest to jakieś wewnętrzne przerażenie jakby. Potem w pracy czuję jak z każdą minutą i godziną wzrasta wewnętrzne "ciśnienie", które nie wiem z czego się bierze i czego dotyczy. Z każdym dniem, tygodniem jest coraz większe, aż w końcu nie wytrzymuję i się zwalniam, zanim zostanę zwolniona, choć nie ma nawet przesłanek ku temu. :bezradny:

 

A co gorsza po takim dniu pracy, wracam do domu i jestem sparaliżowana przed kolejnym dniem pracy. Nie umiem odpocząć. Niby bym np. zrobiła trening i czymś się zajęła, ale mam irracjonalne poczucie, że w ten sposób zbliżam się do kolejnego dnia, co jest bez sensu, bo przecież czas i tak płynie. 🤷‍♀️ Kompletni bez sensu. Więc przepalam dzień będąc w jakimś dziwnym paraliżu. 

 

11 godzin temu, Becareful napisał(a):

Pomimo tego, chciałem w tej pracy wytrzymać jak najdłużej, a dokładniej do zakończenia pewnego zadania. I ten jakby sukces osiągnąłem. Też nie chciałem się łatwo poddwać. Zakładałem, że im dłużej wytrzymam tym może coś się zmieni na lepsze, bo też na sobą pracowałem. Więc też jest to jakiś sukces, że w jednej pracy pracowałem prawie 4 lat. A również udało się wiele wypracować. Dużo się zmieniło dzięki zmianą w sobie. Pomimo tego, że zaczynało mi się lepiej pracować, to pewne rzeczy zaszły, więc aktualnie szukam nowej pracy / nowego zajęcia, być może bardzo zbliżonego do poprzedniej pracy w swym profilu zawodowym.

 

4 lata? Szacun! U mnie to chyba max. jakieś 2 i trochę. W ostatnim czasie ten czas zaczął się skracać.

Moja wytrzymałość na coś, co wewnętrznie mnie drenuje jest coraz mniejsza. :( 

Plusem jest, że obecnie nikogo za bardzo nie dziwią częste zmiany miejsc pracy. Ludzie się przebranżawiają. Wiele się szybko zmienia - technologia, sporo działań przeniesionych do sieci. No i pandemia wiele zmieniła, jeżeli chodzi o higienę i formę pracy. Według mnie na plus. 

 

11 godzin temu, Becareful napisał(a):

Zadałem sobie pytanie - albo pozostać w tym czym byłem, hm w pewnym sensie środowisku, które mnie obciąża. Albo spróbować czegoś - w zasadzie nie wiem czego, ale czegoś co mogłby dać jakąś szansę dla mnie - na normalne funkcjonowanie. 

 

Wstałem, strzeliłem pięścią w stół, powiedziałem dość ! Idziemy stąd ! Potem się obudziełem 🙂

 

A to obciążenie ze względu na faktyczną atmosferę też, czy głównie przez Twój indywidualny problem?

11 godzin temu, Becareful napisał(a):

Wiem, że mam jeszcze jakiś problem. Dużo problemów już naprawiłem, ale jest jakiś główny i najgorsze jest to, że na razie nie wiem z czym walcze. Jakoś nie mogę odnaleźć błędu i go naprawić. Być może właśnie to jest ten główny problem - brak akceptacji siebie, własnego życia, własnego ja, poczucia stałej wartości, braku konieczności potrzeby napięcia, narwów, stresu, żeby funkcjonować, przyjęcia tego co jest.

 

Działam na terapii, terapetkę mam świetną. To jest akurat coś co mi się poszczęściło. Wybitna osoba, z którą współdziałam.

 

 

Myślę, że ostatecznie pod spodem jest wszystko, co wymieniłeś. Ja mam dodatkowo wrażenie, że za tym jest coś bardzo nieprzyjemnego, czego nie pamiętam i co gorsza nie widzę nawet małej wydeptanej ścieżki, żeby w którymś kierunku podążyć, tylko mur. 

Przeraża mnie myśl, że zawsze tak będzie i nie będę miała do tego dostępu. :( Praca jest sporą częścią naszego życia i nie wiem jak dam radę pracować, obawiając się stojących przede mną zadań. Staram się o tym nie myśleć. 

Teraz to główny temat na terapii i staram się też nie mieć wielkich nadziei na sukces, bo czuję, że ten mur, w który uderzam jest tutaj bardzo twardy i ewentualne rozczarowanie może być bolesne 😕

 

Miałam nadzieję, że pójście na swoje temat rozwiąże, że to strach przed ludźmi, ale okazało się, że nie, kiedy zamurowało mnie przed zadaniami do wykonania. I znów brak satysfakcji, tylko ta cholerna góra do pokonania. 😕

 

Dobry terapeuta, to skarb. 

Ja obecnie też czuję, ze mam konkretną osobę przed sobą, która wie co robi, jeżeli tak można w tym przypadku powiedzieć. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawy cytat , Marek Aureliusz miał otwarty umysł
A co do życia to tak sobie ostatnio pomyślałem , że przy całej chwili życia jego przebieg jest tylko umową albo też zabawą , bawimy się w bycie kimś albo kimś innym , umawiamy się na takie albo inne zasady życia , dla każdego inne ale tak samo dobre , całe cierpienie się zaczyna jak podchodzimy do życia bardzo poważnie a efekty są różne . Fajne są te nasze umysły ;) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Robinmario idealnie by było łatwo przestawić się z za poważnego podejścia do życia na bardziej na luzie, ale niestety to tak nie działa. Ale zgadzam się intrygujący jest umysł człowieka.

Ja jeszcze bardziej nie mogę wyjść z podziwu dla mózgu samego w sobie.

Tego, w jaki sposób chroni nas abyśmy przetrwali jako dzieci, kiedy warunki, w których dorastamy są dla nas toksyczne, a w dorosłości przez tę ochronę potrzebną dawniej, mamy problemy. 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@HerShadow zgadzam się , nie jest łatwo zmienić przyzwyczajenia , w końcu przyzwyczajenia to całe nasze życie . A umysł , ma świetną zdolność do adaptacji , niedogodność tkwi w tym , że jak nasz umysł tworzył się w patologicznym świecie to i taki ma teraz obraz świata jako normalny i w nim umie funkcjonować , cała sztuka jest w tym , żeby zmienić przyzwyczajenia na inne , takie które nam służą w obecnym świecie . 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, Robinmario napisał(a):

@HerShadow zgadzam się , nie jest łatwo zmienić przyzwyczajenia , w końcu przyzwyczajenia to całe nasze życie . A umysł , ma świetną zdolność do adaptacji , niedogodność tkwi w tym , że jak nasz umysł tworzył się w patologicznym świecie to i taki ma teraz obraz świata jako normalny i w nim umie funkcjonować , cała sztuka jest w tym , żeby zmienić przyzwyczajenia na inne , takie które nam służą w obecnym świecie . 

Racja zgadzam się , jestem 5 lat w zaburzeniach lękowych depresyjno , ciężko się zmienie te automatyzmy które są w tych stanach , wtedy nawet leki nie mają jak zadziałać zbytnio ;))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, Robinmario napisał(a):

@HerShadow zgadzam się , nie jest łatwo zmienić przyzwyczajenia , w końcu przyzwyczajenia to całe nasze życie . A umysł , ma świetną zdolność do adaptacji , niedogodność tkwi w tym , że jak nasz umysł tworzył się w patologicznym świecie to i taki ma teraz obraz świata jako normalny i w nim umie funkcjonować , cała sztuka jest w tym , żeby zmienić przyzwyczajenia na inne , takie które nam służą w obecnym świecie . 

 

To prawda. Nawyki silnie siedzą w nas, zwłaszcza te nieuświadomione. 

Dlatego pracuję nad samoświadomością i wielokrotnie w życiu wyszło mi to na dobre. Zwłaszcza raz. 

Jednak zmiana łatwa nie jest. Nasz mózg, to jednak leniwy jest i robi to, co przychodzi łatwo. 

Zastanawiam się jak rozpoznać moment, którym coś będzie nie do zmiany a do nauczenia się z tym żyć. Boję się go bardziej niż sądziłam, bo to ograniczenie. Nie zakładałam nigdy, że ich nie mam, ale boję się, że są bliżej niż z jakiegoś powodu myślałam.... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@HerShadow , w jaki sposób pracujesz nad samoświadomością ? 
A co do ograniczeń to myślę , że każdy je ma , większe albo mniejsze , mnie często gubią moje wyobrażenia o sobie , jaki to powinienem być . Tutaj uczę się świadomości i akceptacji siebie , takiego jakim jestem i żeby przestać się bać . Lęk , który w wielu przypadkach tak skutecznie nas broni , teraz jest uruchamiany nadmiernie , nieadekwatnie do sytuacji , uczę się nie bać . 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 2.07.2023 o 11:39, Robinmario napisał(a):

@HerShadow , w jaki sposób pracujesz nad samoświadomością ? 

 

Zwracam uwagę na swoje reakcje, na okoliczności, które je wyzwoliły. Szukam skąd mogło się to wziąć, analizuje. 

To nie jest równoznaczne z taką neurotyczną koncentracją na sobie. 

Dużo daje mi terapia. Po latach chodzenia na nią, chyba jestem teraz na odpowiedniej drodze, bo bardzo dużo odkrywam lub oswajam.

 

Jeżeli chodzi o lęk, to rozumiem. Ja zaczynam dochodzić do wniosku, że większość rzeczy, która się dzieje jest spowodowana lękiem a nawet przerażeniem przed wyjściem ze skorupy. 

 

Te wyobrażenia o sobie, o których piszesz to takie narzucone społecznie lub z najbliższego otoczenia? Coś wypada, że coś nie wypada? 

Ja mam kilka takich rzeczy, które podburzyły moje poczucie wartości i pewności siebie, zaufania do siebie. Oczywiście nie tylko wychowanie mi to wpoiło. 

 

W budowaniu samoświadomości pomaga mi też większe zwracanie uwagi na ciało - co się dzieje kiedy się zestresuję, kiedy dopada mnie lęk. Gdzie to czuję. 

I czasem piszę. Za propozycją terapeutki i nawet pomaga. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, HerShadow napisał(a):

Te wyobrażenia o sobie, o których piszesz to takie narzucone społecznie lub z najbliższego otoczenia? Coś wypada, że coś nie wypada? 

Narzucone przez wychowanie , otoczenie , cywilizacje , że mam być jakiś bo inaczej to nie pasuje do ogólnego planu cywilizacji , że coś muszę ,że mam nie sprawiać problemów , że cały system ma być taki jak jest i ma być niepodważalny , że niektórzy ludzie dali sobie prawo bycia lepszymi a ja uważałem , że jeśli są lepsi to ja jestem gorszy , nauczyłem się dostosowywać do potrzeb , zatraciłem swoje potrzeby , a teraz wiem , że wszyscy jesteśmy równi , z tej samej gliny ulepieni , ta sama krew w nas krąży i jesteśmy tylko kawałkiem ziemi powołanym do życia , jakże skomplikowanym i cudownym organizmem zbudowanym z zasobów ziemi i dzięki niej żyjemy , i tylko myśli mamy różne , każdy organizm ma swój świat myśli i te myśli pozwalają mu czuć się jakimś , kimś innym niż reszta istot żyjąca na tym świecie , dla mnie szkodliwe było ciągłe porównywanie się , traktowanie innych ludzi w kategoriach lepszy , gorszy a nie równy z innym zasobem myśli . Teraz wiem , że sami nadajemy znaczenie życiu , słowom , czynom , tu nie ma wyroczni dobra i zła , jest tylko nasza umowa na „nie czyń drugiemu co tobie niemiłe” .  Taki tekst który którego zmodyfikowałem ale podoba mi się , żyj tak jakby wszystko zależało od Ciebie a oceniaj tak , jakby wszystko zależało od Boga” , Boga w rozumieniu całego wszechświata z ludźmi włącznie . 

 

Dostałem umysł i uczę się go używać , tak żeby nie generował cierpienia a myśli kierował w stronę spokoju i zadowolenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podobnie do mnie. Ja mam kłopot z autorytetami. Jeżeli mowa o stanowisku, wieku itd. ustawiam się niżej i trudno mi być swobodną, a wiadomo, że obecnie w środowisku pracy jest tak, że z przełożonym będziesz na "Ty", to ja i tak się spinam. To jeden z elementów, który utrudnia mi życie w pracy bardzo. 

Poza nią nawet nie jest tak źle. Z jakiegoś powodu wszystko się u mnie w tej pracy odbija. 

 

20 godzin temu, Robinmario napisał(a):

Teraz wiem , że sami nadajemy znaczenie życiu , słowom , czynom , tu nie ma wyroczni dobra i zła , jest tylko nasza umowa na „nie czyń drugiemu co tobie niemiłe” .  Taki tekst który którego zmodyfikowałem ale podoba mi się , żyj tak jakby wszystko zależało od Ciebie a oceniaj tak , jakby wszystko zależało od Boga” , Boga w rozumieniu całego wszechświata z ludźmi włącznie . 

 

To mi się kojarzy z podejściem, które podpowiedziała mi kiedyś pewna znajoma. Podobno jest to znana wśród katolików metoda - żeby w momencie, kiedy ma się problem jak postąpić w jakieś sytuacji zadajesz sobie pytanie "Co zrobiłby Jezus?". Faktycznie ułatwia podejście do problemu w przypadku jakiegoś życiowego dylematu albo sytuacji związanej bezpośrednio z konfliktem jakimś. 🙂 

 

Gdybym miała odnieść to do swoich codziennych trudności, to moją odpowiedź byłaby taka, że pewnie byłby pewny siebie i nie kurczył ze strachu przed ludźmi. Tylko wiedzieć to jedno, zrobić już inna bajka. Nie tak łatwo znaleźć i puścić swoje nawyki i pewnie skutki wielu traum. :( 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, HerShadow napisał(a):

Tylko wiedzieć to jedno, zrobić już inna bajka. Nie tak łatwo znaleźć i puścić swoje nawyki i pewnie skutki wielu traum. :( 

Zgadzam się , sam często się łapię na tym , że traktuję przełożonych w pracy jakby ich zdanie było ważniejsze , trudno mi jest być w konfrontacji i zabiegać o swoje interesy . Pocieszające jest to , że powoli mi się to poprawia , małymi kroczkami drążę skałę . Tu pojawia się schemat , że lepiej dbać o to co się ma niż zawalczyć o więcej . W końcu czyny świadczą , że bardzo dobrze sobie daje radę w pracy i jestem dobry w tym co robię . 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, Robinmario napisał(a):

Tu pojawia się schemat , że lepiej dbać o to co się ma niż zawalczyć o więcej . W końcu czyny świadczą , że bardzo dobrze sobie daje radę w pracy i jestem dobry w tym co robię . 

 

O tak. Zauważyłam, że podejście "Ciesz się tym, co masz!' jest typowe dla pokolenia PRL i wcześniej. To nie dziwne nawet, ale przecież człowiek może się zmieniać. Według mnie, to taka wyuczona bezradność powoduje, że ludzie nie zmieniali tego myślenia. 

Bardzo trudno mi było iść po więcej z takim podejściem mojej rodziny, która w dużej mierze nie rozumiała o co mi chodzi i "Czego ona by chciała?" Nie mogłam więc zwierzyc się nikomu z ewentualnych porażek, bo zaraz by było "A widzisz! Mówiłam Ci!" Ciężko było być na tyle mocną, z żeby zyjąc między innymi z tym utrudnieniem, się przekonać, że potknięcia się zdarzają. No ale wiedziałam zawsze jak nie chcę aby moje życie wyglądało i się nie poddałam. Zmieniam je i wiele już zmieniłam, ale wiele rzeczy mi tę drogę utrudnia. No z pracą, to jest jakiś koszmar :( 

Z rodziną już nie mieszkam od dawna, więc otoczenie jest teraz na ogromny plus i z zupełnie innymi komunikatami, jednak trudno zmienić fundamenty. 

 

To o czym piszesz, że fakty świadczą o czymś innym, niż to co o sobie myślimy, to jest tak trudne do skontrolowania w danym momencie. Przynajmniej dla mnie. Ale o to też chodzi między innymi, żeby temu wewnętrznemu głosowi przeciwstawić się innym komunikatem i powtarzac go aż w końcu sami siebie przekonamy do tego, co jest a nie do tego, co nam wmowiono. 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, HerShadow napisał(a):

Zauważyłam, że podejście "Ciesz się tym, co masz!' jest typowe dla pokolenia PRL i wcześniej. To nie dziwne nawet, ale przecież człowiek może się zmieniać

Cały system został tak stworzony , czym ludzie mniej wymagają tym łatwiej się nimi rządzi i ma się z nich większe profity . Jeśli urodziłeś się wśród ludzi przedsiębiorczych to i Tobie łatwiej o przedsiębiorczość , jak urodziłeś się wśród ludzi zalęknionych , to trudno zmienić przyzwyczajenia wyssane z mlekiem matki , jest taka książka „dlaczego zebry nie mają wrzodów” , fajnie opisuje zależności w procesach które zachodzą w dziecku , jeśli matka mocno się stresuje . 

 

Godzinę temu, HerShadow napisał(a):

No z pracą, to jest jakiś koszmar :( 

Dla mnie najwyższym problemem jest lęk który jest mi bardzo łatwo wyzwolić , dlatego próbuje sięgnąć głębiej , znaleźć powody dla których nie należy się bać , powiedzieć sobie w Twarz „nie lękaj się” 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słyszałam o tej książce. Może w końcu kupię. 

U mnie w rodzinie, to wyuczona bezradność w każdym kącie 😕 . Ja jestem jakimś dziwolągiem co to chce więcej. A więcej to inni, nie my. Trudno to wytępić. Wyprowadzka bardzo dużo pomogła. 

 

To kopanie głębiej jest męczące i to, co mu towarzyszy, ale też trochę fascynujące. 

Przy tym strasznym spadku nastroju i kolejny epizodzie depresji teraz, kiedy leki zaczynają działać, Ja się w sumie zaczynam cieszyć, że tyle się ostatnio dzieje, bo dowiaduję się o sobie i dostrzegam rzeczy, których wcześniej nie widziałam. 

Po raz pierwszy w życiu pomyślałam, że może i ja kiedyś zakończę terapię. Byłam pewna, że jeszcze dlugie lata przede mną, albo całe życie. 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, HerShadow napisał(a):

Ja jestem jakimś dziwolągiem co to chce więcej. A więcej to inni, nie my. Trudno to wytępić. Wyprowadzka bardzo dużo pomogła

Trudno , nawet bardzo ale nie jest to niemożliwe . Ja brałem leki w zeszłym roku i życie zrobiło się takie proste , poczucie własnych możliwości urosło , ostatnio jestem bez leków i ogólne samopoczucie mi spadło ale nie jest tak kiepsko jak było w zeszłym roku , nadzieja umiera ostatnia 🙂 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, HerShadow napisał(a):

Po raz pierwszy w życiu pomyślałam, że może i ja kiedyś zakończę terapię. Byłam pewna, że jeszcze dlugie lata przede mną, albo całe życie

Za mną trzy lata terapii , teraz już czuję , że ta terapia wyczerpała swoje możliwości i pora ją skończyć . Kto wie , może kiedyś przyjdzie pora na następną . 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×