Skocz do zawartości
Nerwica.com

Natrętne myśli o powołaniu zakonnym.


stokrotka9507

Rekomendowane odpowiedzi

Bzdura, że to my wybieramy drogę. Obale to dwoma zdaniami.

 

Masz rację, drogi do Zbawienia nie wybieramy. Ale to kim jesteśmy księdzem, zakonnicą, mężem, żona czy osobą samotna - to już wynika z naszych decyzji i z naszego życia. To jest droga która kroczymy do głównego celu czyli Zbawienia i Boga. Jeszcze dodam że dla każdego z nas jest zapisana inna droga do Zbawienia, ile ludzi tyle dróg. Ale żeby jakaś iść trzeba zdecydować.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro tak, to dlaczego dziecko kótre w przedszkolu chciało zostać strażakiem, nim nie zostało?

 

Pewnie później wybrało coś innego, No jest normalne że zmieniamy swoje życiowe koncepcję, odkrywamy inne talenty, i też w tym decydujemy! I Bóg stawiając nas w jakiejś sytuacji daje nam wybór - albo go przyjmiemy albo i nie. Jak nie ty otwiera nam furtkę na inną drogę ale z tym samym celem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro tak, to dlaczego dziecko kótre w przedszkolu chciało zostać strażakiem, nim nie zostało?

 

Pewnie później wybrało coś innego, No jest normalne że zmieniamy swoje życiowe koncepcję, odkrywamy inne talenty, i też w tym decydujemy! I Bóg stawiając nas w jakiejś sytuacji daje nam wybór - albo go przyjmiemy albo i nie. Jak nie ty otwiera nam furtkę na inną drogę ale z tym samym celem.

 

ale dlaczego zmienił zdanie? chyba musiał to zrobić pod wpływem czegoś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Neon. Pozwól ludziom wierzyć.

 

Dziecko nie zostało strażakiem, bo ścieżki Pana są kamieniste.

Może za mało pragnął?

A może Pan natchnął go mistycznym zrozumieniem, gdzie jego wola przestała mieć znaczenie?

 

A praktycznie rzecz ujmując. Aby być strażakiem należy zdobyć określone wykształcenie. Szkoły to oferujące nie znajdują się w każdym mieście.

Różnie mogła wyglądać sytuacja materialna rodziców, dyskusyjny jest też wpływ ich autorytetu na akt woli. Strażacy to zawód będący zawodem zaufania publicznego i kontrolowany przez władzę państwową. W zależności od prowadzonej polityki na szczeblu nadrzędnym, a także regionalnym liczba strażaków, którzy są zatrudnieni może się wahać. Istnieje także bezrobocie strukturalne wynikające z wahań popytu i podaży na tym rynku pracy.

 

Winy można doszukiwać w wadach charakteru chłopca, który nie rozwinął w sobie wystarczająco zapału i motywacji. Mógł chociażby zatrudnić się gdzieś jako tania siła robocza, a odłożone pieniądze przeznaczyć na szkołę, zostając strażakiem w późniejszym wieku.

 

Inne znaczenie ma tzw. siła wyższa (niekoniecznie w rozumieniu religijnym). Brak odporności na określone choroby, ewentualnie wrodzone choroby, czy unikanie badań, ewentualnie zawinienie w sztuce przez pracowników służby zdrowia. Można winić brak odpowiedniego odżywiania i niezdrowy tryb życia. Śmierci często nie da się uniknąć, gdyż jest wpisana w nasz biologiczny byt.

 

:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ile ludzi tyle przypadków, drogą jest jedna i na niej można pełnić różne funkcje które mają nam pomagać w dążeniu do celu. Nikt nie powiedział że ta co za młodu sobie wymyślimy to tak będzie. Ale trzeba w teraźniejszości patrzeć na fakty i to co jest teraz żeby móc decydować o przyszłości. A jeśli ktoś ma nerwicę to nie ma wolności w żadnym wyborze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Proszę, osoby, które nie mają zaburzenia,, i które nie przechodzily przez co takiego jak autorka, nie piszcie takich rzeczy. Osoba z natrectwami wszystko ''łyka'', wszystkim sie przejmuje, i ze wszystkiego potrafi utworzyc lęk i obsesje, do tego tak delikatnie emocjonalnie jak autorka. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bzdura, że to my wybieramy drogę. Obale to dwoma zdaniami.

 

Tego tu jeszcze brakowało, zwolennika determinizmu, pewnie jeszcze "uzasadnionego" naukowo. Jak nie chcesz być podmiotem swojego życia, to nie bądź (tylko że zdrowie psychiczne=podmiotowość), ale nie uogólniaj tego na wszystkich. :hide: Swoją drogą, determinizm to jakaś plaga tego form, to chyba nie jest przypadek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Neon, chciałem być strażakiem w przedszkolu :D do dzisiaj nawet chcę, ale jest też druga sprawa a mianowicie bardzo lubię pirotechnikę :twisted::mrgreen: to się nie wiąże, bo co ? Będę podpalał i gasił hahahaha. Oczywiście nie mam na koncie żadnych podpaleń, jedynie to kiedyś umiałem przez cały rok rzucać petardami :twisted::lol: wszędzie, w miejscach gdzie absolutnie nie powinno się tego robić :oops: Do tego oczywiście race i świece dymne uwielbiam i mógłbym na nie patrzeć i patrzeć :twisted::D Od jakiegoś czasu, znowu chcę się nimi 'bawić' tymi petardami. Nawet już się wybierałem w stronę takich sklepów ale na tym się skończyło. Raz nawet byłem już prawie jedną nogą w hurtowni, ale okazało się, ze dokumenty z kasą się zagubiły :twisted::mrgreen: wściekły drę ryja aż parka koło mnie przechodząca robiła piękne spojrzenia w moją stronę :shock::mrgreen: Okazało się jednak, ze zostawiłem w Urzędzie :D Uff. Już raz zgubiłem dowód i nie chcę nigdy więcej :twisted: Ile ja to rzeczy zgubiłem w tym roku, to wie tylko Stwórca. Odjechałem od tematu, jak zwykle :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Determinizm to coś w rodzaju wiary w opatrzność.

Poczucie nieograniczonej woli często pojawia się w schizofrenii i jest to uciążliwe.

Poza tym wolność często się staje towarem, powierzamy swój los bogom, czy prawom przyrody.

Człowiek jest zbyt głupi, żeby wpływać na coś więcej niż siebie i otoczenie.

 

Koloru oczu nawet nie wybraliśmy. Nie wpływamy na procesy w organizmie. Ograniczają nas prawa fizyki. Jest też częściowo psychologiczny determinizm. Osoby z nerwicą znają problem, gdy próbują nie myśleć o problemie, a to tylko go wzmacnia. Cała psychologia szuka praw i prawidłowości w zachowaniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Osoby z nerwicą znają problem, gdy próbują nie myśleć o problemie, a to tylko go wzmacnia. Cała psychologia szuka praw i prawidłowości w zachowaniu.

 

Bo zdrowy sposób postrzegania siebie to poczucie bycia wolną osobą, która o sobie decyduje (mimo różnych ograniczeń). Osoby zaburzone mają właśnie to poczucie zaburzone, np. myślenie fatalistyczne, ale też poczucie, że choroba może przyjść w każdej chwili i mnie sparaliżować, że nie mogę dążyć do swoich celów, bo coś silniejszego ode mnie mnie blokuje. To powoduje cierpienie. Np. depresja boli, bo zabiera nam dostęp do naszych zdolności, zaburza realizację planów, ogranicza coś, co nazywamy "byciem sobą", z drugiej strony jeśli ktoś mimo stanów depresyjnych ma poczucie, że realizuje swoje marzenia, ma poczucie sprawczości, to działa jak osoba zdrowa i tak się może czuć.

Możliwość przewidzenia pewnych rzeczy czy znalezienie prawideł nie ogranicza naszej wolności. Psychoterapia powinna wyzwalać z nadmiernego poczucia bycia spętanym przez to, co nosimy w sobie, a nie potwierdzać, że nasz przypadek jest beznadziejny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam za pomoc ;) Jest ze mną jak na razie coraz lepiej, ale nie ukrywam, że wciąż jest we mnie ogromny lęk i strach, a pytania "a co jeśli..?" nie dają mi spokoju. Dziś byłam u spowiedzi, robiąc rachunek sumienia wyczytałam słowa w książeczce: "Duchu Święty naucz mnie abym mógł/mogła pełnić dobrze Wolę Bożą". Ominęłam szybko te zdania, bo po prostu od razu moje myśli podsunęły mi: "pełnić Wolę Bożą=iść do zakonu". I tak jest z wieloma sytuacjami. Przedwczoraj na przykład miałam wigilię klasową, koleżanka składając życzenia mówi mi: "wybrania dobrej drogi życiowej". Doznałam prawie paraliżu, bo skojarzyło się to tylko z jednym :why: Co do zakonnic na ulicy, już nawet nie czuję żadnego lęku, jest on delikatny, raczej są wątpliwości:"a może..?". I wtedy odniechciewa się żyć. Ja mam to natręctwo od września, to właśnie wtedy ta znajoma mi tak powiedziała. Dużym błędem (uważam tak z perspektywy czasu) była moja wizyta w zakonie. Ja nie wiedziałam do kogo się zwrócić, panicznie wszedzie i u wszystkich szukałam pomocy. Więc zdecydowałam, że pójdę porozmawiać z siostrą w zakonie. Uspokoiła mnie, powiedziała, że Bóg nie działa w ten sposób. Zwierzyłam jej się ze wszystkiego w sumie, nie wiem, co spowodowało, że tak jej zaufałam. Sądzę, ze bardzo potrzebowałam wtedy pomocy. Sumując, wyszłam z tego klasztoru w obłokach rzec można. Byłam taka spokojna i pełna radości i spokoju. Przez tydzień. Nawet chyba niecały ;) Potem wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Siostra zasugerowała mi potem rekolekcje u nich. Pojechałam, bo myślałam, że ktoś mi tam pomoże, uświadomi coś. Przeżyłam tam piekło. I to "niechciane chcenie"! :( Ja będąc tam, miałam już pewność, że klamka zapadła i nie ma odwrotu. Wracając, siostra, która mnie uspokajała, mówiła mi, żebym była spokojna, że to nie pochodzi od Boga, nagle odczułam, że ona mnie do tego zakonu chce przekonać. Rozumiecie? Piekło. I to trwa do teraz. Zaprosiła mnie na facebooku do znajomych, więc przyjęłam. Myślę, a co mi tam. Ostatnio, dzięki temu forum i wielu ludziom, jestem bardzo spokojna. I ta siostra potrafiła to zburzyć. Mianowicie, dodała zdjęcie (ogłoszenie) rekolekcji rozeznania powołania, oznaczając mnie i kilka innych dziewczyn, które również spotkałam na poprzednich rekolekcjach i wiedziałam,że one rozeznają swoje powołanie. Kiedy zobaczyłam to zdjęcie, wróciło piekło, wątpliwości, wszystko wróciło. Jest tu także kwestia dyskrecji jeśli chodzi o tą siostrę. Nie ma jej tu w ogóle. Kiedy byłam na tych rekolekcjach, ja płakałam w każdym możliwym kącie, a siostra na głos, przy wszystkich mówiła, żebym nie "podlewała". Ośmieszała mnie, jakby w moich odczuciach kpiła z tego, co przeżywam, zupełnie nie rozumiała moich uczuć. Mało tego, zwierzyłam jej się z tego wszystkiego a na rekolekcjach dowiedziałam się, ze o moich zwierzeniach wiedzą inne siostry. Podsumowując, odnosiłam i ODNOSZĘ nadal wrażenie, że siostra dosłownie chce mnie na siłę przekonać do zakonu ;) Wytłumaczyłam jej, że mam nerwicę, wytłumaczyłam jej wszystko, a ona nadal mnie nęka na tym facebooku :silence: A to doda jakieś zdjęcie, na którym mnie oznaczy, a to doda do jakiejś grupy, w ogóle nie rozumie, co przeżywam! Mało tego, byłam na tych rekolekcjach u spowiedzi (była taka możliwość, był też ksiądz na nich), powiedziałam mu, co przeżywam, dosłownie płakałam w tym konfesjonale, mówiłam, że mam intensywne myśli samobójcze i opisałam mu wszystko, a on opowiedział mi historię pary, która również planowała ślub, chcieli się pobrać, planowali wspólne życie, a Bóg powołał ich oboje na drogę życia zakonnego. Ja prawie wtedy zemdlałam. To był właśnie ten punkt kulminacyjny, w którym zdałam sobie sprawę, że klamka zapadła, że to koniec. To tak jakby opowiedzieć komuś, kto przypuszcza, że ma raka, historię jakiejś osoby, która chorowała na raka, walczyła, ale umarła na końcu. To idealne porównanie do moich przeżyć wtedy :-| Najgorsze w tej nerwicy jest wspomnienie o tych rekolekcjach. Ja wtedy nawet nie przypuszczałam, ze to zaburzenie, wszystko, dosłownie wszystko brałam na poważnie, kończyłam się psychicznie. Nikt nie umiał mi pomóc- słyszałam tylko,bedziemy sie za ciebie modlić, bądz cierpliwa, módl się, rozeznaj. Boże, co ja za piekło przeżyłam. Rozmawiałam też z pewną panią, która mówiła mi, a moze Bóg zmieni kiedyś twoje pragnienia. I tu zaczyna się piekło, że moje pragnienia się zmienią i zachcę iść do zakonu. To jest najgorsze- a co, jesli kiedyś moje pragnienia ulegną zmianie? Wtedy mam ochotę rzucić się pod kola samochodu. Podrawiam Was, proszę o pomoc ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stokrotko nie wiem czy nie dobrze by bylo odciąć się od tego wszystkiego... Mając nerwicę właśnie tak zrobiłam, wzięłam dystans, nie od wiary, Kościoła i Mszy, ale od wszystkiego co kojarzyło mi sie z moją nerwica (strony internetowe, jakieś własne posty na fb, deona,faceboga itp., gościa niedzielnego i innych gazet) bo to tylko mnie jeszcze bardziej dobijało. Moc autosugestii była ogromna! To pomogło się zdystansowac . I wiem że ty trudne ale spróbuj ignorować te myśli, żeby nie były natrętne bo tak to będzie tylko kółko! Po za tym musisz pamiętać że tylko Ty i Bóg tworzycie Twoje życie, inni ludzie nie znają Twojego życia, tego czego pragniesz, jaka jesteś nawet jak im opowiesz! Każdy patrzy przez pryzmat siebie, swoich przeżyć i nikt nie ma prawa Ci mówić kim będziesz w przyszłości. Bo to Ty je ksztaltujesz. Wybór Twojego życia nie powinien być zawistny czyli trudny. Jeśli chcesz być w Małżeństwie ale pomyślisz ale co jak Bóg powołał mnie do zakonu? Tak to nie działa. Jeśli chcesz mieć Męża Ti będziesz go mieć. Bóg nie bawi się z nami w ciuciubabke i pamiętaj że zawsze masz wolny wybór. Przeczytaj sobie świadectwo na internecie : jak nie zostałam Karmelitanka. Uważam że tam jest świetnie opisane to jak powinniśmy patrzeć na powołanie i wybór drogi życiowej. Mnie bardzo pomógł i w słabszych chwilach nadal tam zerkam. Będzie dobrze :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze tylko dodam przykład osoby o ten przykład był już dany na innym poście na tym forum: Szymon Hołownia był w seminarium i nagle zdecydowal się odejść. Sam podjął taką decyzję, nikt go do tego nie zmusił żeby tam był albo żeby stamtąd odszedł. Teraz również pomaga, jest sam, wykreował swoją drogę i jak go gdzieś powiedział że jeszcze nie spotkał odpowiedniej osoby. Także naprawde ile ludzi tyle dróg a tak naprawde Bóg może mieć wiele planów życia dla każdego człowieka i gdy zawali czy odrzuci plan A to on podaje plan B i zawsze daje wolną wolę wyboru, nigdy nie zamyka głównej drogi czy Zbawienia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam taką jazdę w kościele, że jak Ksiądz śpiewa i tylko on to czasami śpiewam z nim. Kilka lat temu, kiedy miałem naprawdę poważny problem z głową, to często miałem takie myśli, żeby wstąpić do Zakonu. W sumie tak z ciekawości, poszedł bym zobaczyć jak tam to życie wygląda. Może do kapucynów ? Tak się całkowicie wyciszyć, może by mi to pomogło w nerwicy. Jeszcze dawniej, to sobie bekę kręciłem z Księży ponieważ ten śpiew dla mnie był bardzo śmieszny. Sam przedrzeźniałem wielokrotnie, ale nie w Kościele tylko tak przy Rodzinie. Nie raz zostałem ochrzaniony z tego powodu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kontrast, od tego trzeba zacząć czy kiedyś w ogóle moja głowa była w miarę normalna ? Nie sądzę a lata stresu, alkoholu, złego odżywiania, bardzo mało spania itd daje mi kopa, jakbym jechał prawie cały czas na mefedronie. Owszem, bywają dłuższe chwile w których moje mózgowe wariacje są prawie nie odczuwalne. Dzięki Stwórcy i różnorakim ćwiczeniom wyciszającym się troszeczkę znormalniałem. Mogę iść prawie wszędzie i najwyżej czasami coś zgubię, albo mnie coś potrąci. Dzisiaj, by mnie auto przejechało :P Gościu wyszedł i zapytał czy jestem normalny ? Gada, że przecież by mnie przejechał. Coś mu głupio powiedziałem, ale nie obraziłem. Zdałem sobie sprawę, że ma rację. Na początku, jak się zatrzymał myślałem że chce mnie uderzyć . To ja już naładowany z rękami w kieszeni stoję w razie czego zdążę wyciągnąć ręce i dawaj, co będzie to będzie. Na szczęście było w miarę ok. Ręce trzymam też w kieszeni często dlatego, żeby komuś odruchowo coś nie pokazać i tym samym nie sprowokować awantury.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kontrast, Stwórca mi pomógł wyjść z domu po dobrych kilku latach siedzenia w nim na okrągło. Siedziałem kilka lat w domu, bo się bardzo bałem wyjść z domu. Narobiłem bigosu, do tego moje lęki się bardzo nasiliły i byłem w szoku, ze udało mi się tego dokonać, ze udało mi się wkońcu wyjść, bez żadnych specjalistów. Dzięki Stwórcy! Nie chciałem mu przyfandzolić, tylko ja myślałem, ze Gościu który się zatrzymał, zrobił to po to żeby mi przyfandzolić, więc już byłem bojowo nastrojony. Gościu się zatrzymał i to co powiedział miał rację, bo to była moja, tylko moja wina. Czy jestem niekontrolowany ? Od kilku lat, potrafię się powstrzymać od rękoczynów. W miarę, jakoś się kontroluję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kontrast, kilka miesięcy temu gubiłem rzeczy na potęgę. Do teraz mi się zdarzy coś dziennie zapomnieć, chociaż jedną rzecz :mrgreen: Dzisiaj na razie wziąłem wszystko co było potrzebne :D Przed snem się modlę i czasami w Kościele. Najgorsze były pierwsze razy, kiedy klękałem nogi mi się prawie rozlatywały. W środę natomiast w Kościele podczas mszy roraty, strasznie mi się trzęsły ręce kiedy miałem je złożone do modlitwy. Pierwsza myśl, taka że może opętany jestem. Potem myślę: może jakiś nerw uciskałem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Proszę Was,moglibyście założyć sobie własny wątek albo rozmawiać prywatnie? Ja potrzebuje tu pomocy i jestem wdzięczna osobom które mu tu pomagają. Refren,annoyed,adziulka,kasiula :) I wiele innych. wiec jeśli moglibyście to nie zasmiecajcie mojego wątku ;) pozdrawiam wszystkich i życzę wszystkiego dobrego z okazji Świąt Bożego Narodzenia:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×