Skocz do zawartości
Nerwica.com

Natrętne myśli o powołaniu zakonnym.


stokrotka9507

Rekomendowane odpowiedzi

Kiedyś zazdrościlem głęboko wierzącym, że mają tych swoich Bogów, Jezusa i inne Maryje. Że nie czują sie takie osamotnione i nawet jak nie mają żadnego bliskiego człowieka to mogą sobie z tym Bogiem pogadać. Słyszałem też o przypadkach że ludzie bardzo chorzy (np. rak), dzięki modlitwie uzdrowili się.

Ale jak czytam takie historie (ten temat) to wiem że religia może wyrządzić równie dużo szkody.

 

W mojej rodzinie była jedna zakonnica. "Baby" ogólnie w kościele mają cieżko. Dlaczego tylko mężczyźni zajmują najwyzsze stanowiska w kosciele? Kobiety robią za służące, sprzątaczki i kucharki. "Ciekawie" też wygladają sprawy finansowe u zakonnic... No i muszą sie opiekować starymi księdzami i im zmieniać pampersy i myć du##y. Kościół to jedno z miejsc gdzie kobiety są traktowane jak ludzie "gorszego sortu".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odnośnie religii/ zakonów itd jest jeden problem.

 

Ludzie lubią ze sobą realizować i piąć się po szczeblach kariery. Religia jest teoretycznie remedium na te zachowania. Mówi się o skromności, zwalcza egoizm. Częsty motyw to "rozczarowanie światem", gdzie wspomina się, że pieniądze, pozycja to nie wszystko. Ale to chyba wszyscy znacie, trudno się często z tym kłócić.

 

Jest jeden haczyk i nadal sobie nie radzę z tym. Chęć robienia kariery łatwo przełożyć na świat religii. Zdobywanie kościelnych punktów w hierarchii, zaliczanie nabożeństw i wisienka na torcie, czyli bycie bożym wybrańcem, świętym. Ostatecznie może to się niczym nie różnić od robienia kariery w korporacji czy zdobywania punktów w grze na PC.

 

Nie wiem czy się da jakoś to zmienić. Bo inaczej religia, wiara się staje parodią samej siebie. Bardziej podatna na krytykę niż korporacje, bo tam przynajmniej nikt nie udaje, że ma jakieś szczytne cele. Obłuda to odwieczna zarzut w stronę religii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej! Ja też mam nn i to od wielu lat, zaliczyłam już nie jednego psychiatrę i psychologa, obecna psychiatra powiedziała mi, że największy odsetek ludzi, którzy popełnili samobójstwo to ludzie z nn. Sama kiedyś miałam takie myśli ale dzięki Bogu mam 2 cudownych dzieci i myśl o nich jest silniejszza od tej drugiej. Moim zdaniem na pewno musisz iść do specjalisty, po przeczytaniu Twojej historii, chciałam Ci tylko podpowiedzieć żebyś może spróbowała poszukać księdza psychologa, masz wtedy szansę, że jednakowo będzie wiedział czym jest nerwica natręctw, i czym jest powołanie. Trzymaj się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej! Ja też mam nn i to od wielu lat, zaliczyłam już nie jednego psychiatrę i psychologa, obecna psychiatra powiedziała mi, że największy odsetek ludzi, którzy popełnili samobójstwo to ludzie z nn. Sama kiedyś miałam takie myśli ale dzięki Bogu mam 2 cudownych dzieci i myśl o nich jest silniejszza od tej drugiej. Moim zdaniem na pewno musisz iść do specjalisty, po przeczytaniu Twojej historii, chciałam Ci tylko podpowiedzieć żebyś może spróbowała poszukać księdza psychologa, masz wtedy szansę, że jednakowo będzie wiedział czym jest nerwica natręctw, i czym jest powołanie. Trzymaj się!

 

A czy przeżywałaś to w ten sposób jak ja, Alicze? Czy to co napisałam, jest Ci bliskie? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

obecna psychiatra powiedziała mi, że największy odsetek ludzi, którzy popełnili samobójstwo to ludzie z nn.

 

Jak dla mnie bzdura, najwięcej samobójstw, jeśli chodzi o zaburzonych psychicznie, popełniają osoby z depresją nawracającą i CHAD.

http://psychiatria.mp.pl/choroby/76122,samobojstwo

 

Natręctwa o powołaniu mijają w końcu praktycznie u każdego, kto je ma, gorzej, że potem się często pojawiają nowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Natręctwa o powołaniu mijają w końcu praktycznie u każdego, kto je ma, gorzej, że potem się często pojawiają nowe.

 

refren, powiedz mi, czy miałaś tak samo jak ja? Też się tak nakręcałaś, czytałaś swiadectwa, czułaś cos takiego, jak opisałam w watku i mialas podobne mysli? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stokrotka9507, napisałam Ci na pv jak było ze mną, akurat nie miałam takich natręctw tylko inne, ale możesz zauważyć pewien schemat. Moim zdaniem elementem Twojej nerwicy jest szuanie kogoś, kto ma dokładnie to samo co Ty, kropka w kropkę. Ale nawet nie ma dwóch identycznych przypadków grypy, a co dopiero nerwicy. Niemniej jest masa ludzi, która przechodzi przez coś podobnego. Wklejałam linki do wątków o nerwicy na temat powołania- bardzo podobne przeżycia do Twoich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stokrotka9507, napisałam Ci na pv jak było ze mną, akurat nie miałam takich natręctw tylko inne, ale możesz zauważyć pewien schemat. Moim zdaniem elementem Twojej nerwicy jest szuanie kogoś, kto ma dokładnie to samo co Ty, kropka w kropkę. Ale nawet nie ma dwóch identycznych przypadków grypy, a co dopiero nerwicy. Niemniej jest masa ludzi, która przechodzi przez coś podobnego. Wklejałam linki do wątków o nerwicy na temat powołania- bardzo podobne przeżycia do Twoich.

 

Najgorsze są wątpliwości i przeskoki emocjonalne. Pytanie a co jeśli,a co jeśli? I to mnie wykańcza. Raz mam euforię ze jestem powołana do małżeństwa i po prostu mam ochotę skakać z radości,a gdy pojawia się myśl o zakonie wraca depresja i dół. Nie umiem sobie z tym poradzić,chciałabym mieć taką wiarę głęboką i być w bliskości z Bogiem, ale NIE wiązać tego z taką formą życia. I to również jest wykanczajace.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pytanie a co jeśli,a co jeśli? I to mnie wykańcza.

 

Więc go nie zadawaj, skoro Cię męczy. Do niczego z nim nie dojdziesz konstruktywnego.

 

Raz mam euforię ze jestem powołana do małżeństwa i po prostu mam ochotę skakać z radości

 

Całkiem możliwe, że masz, ale nie ma alternatywy albo za mąż albo do zakonu. Są kobiety niezamężne, które nie są w zakonie i są spełnione, również jako chrześcijanki np. we wspólnocie czy przez pomaganie innym, przez pracę zawodową. Nie musisz mieć "usprawiedliwienia", aby nie iść do zakonu.

 

Źle rozumiesz powołanie, jako coś ustalonego odgórnie, bez Twojego udziału i zdeterminowanego. To bez sensu. Nawet dziewczyny, które idą do zakonu, nie są jeszcze pewne na 100%, mają czas, aby się przekonać już w zgromadzeniu czy to jest na pewno miejsce dla nich. Czyli mają poczucie wolności, wyboru. Nie każdy nawet kto myśli na serio o takiej ścieżce nadaje się do tego i będzie w tym spełniony. Nic na siłę.

 

Czasem się mówi, że Bóg lepiej wie, co dla nas dobre, ze nie zawsze daje to, co prosimy. Ale Ty doprowadzasz tę kwestię do absurdu, jakby Bóg chciał Cię ubezwłasnowolnić. Czasem Bóg dopuszcza coś, czego nie chcemy, np. chorobę, ale to nie znaczy, że sami mamy wybierać coś, czego nie chcemy. Rzeczy których nie chcemy spotykają nas bez udziału naszej woli. Absurdalne by było, jakbyś postanowiła wpaść pod samochód, bo może Cię to zbliży do Boga albo robiła coś wbrew sobie i szkodliwego dla siebie. To jest zachowanie nieracjonalne, którego Bóg od nas nie wymaga. Jeśli Bóg kogoś np. powołuje do małżeństwa, to nie przysyła mu listu, znaku z nieba ani innej formy oznajmiającej "Ty dziewczyno masz wyjść za mąż i nie obchodzi mnie jak to zrobisz i czy tego chcesz", tylko spotykasz kogoś, chcesz z nim być, zakochujesz się, zastanawiasz się czy to dobre, sama tego chcesz. Nie ma żadnego zewnętrznego od Ciebie wymagania. Sama to wybierasz, tylko myślisz nad tym czy to jest dobre w różnych aspektach.

 

Powołanie do zakonu obrosło w różne mity, ale to decyzja jak każda inna, przy której trzeba się przede wszystkim kierować rozumem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BratKat, ja dla mnie widać na kilometr, że u stokrotka9507 to zaburzenie. Nie wiem czy miałeś kiedyś natręctwa, chyba nie, bo byś nie pisał takich rzeczy. Bóg nie wskazuje drogi przez zaburzanie poczucia wolności i w jakimś chorym determinizmie. Człowiek ma taką naturę daną od Boga, że kieruje się wolnym wyborem, zgodnie z rozumem i własnym poczuciem sensu. Natręctwa to naruszają i dlatego sprawiają tyle cierpienia, wprowadzają w stan sprzeczny z naturą człowieka, dlatego trzeba robić wszystko tak, aby ten normalny stan odzyskać, bo bez niego człowiekowi ciężko jest żyć i rozwijać się. To co osoby z nerwicą interpretują jako znaki, to są przypadkowe i płytkie rzeczy, przynajmniej zaczyna się zwykle od jakiejś pierdoły, tak jak tu, że znajoma osoba powiedziała "a może będziesz zakonnicą". A potem lęk działa tak, że wszędzie się widzi znaki, w swoim wnętrzu również, ale dlatego że jest ono zmącone lękiem i każdy impuls może uruchomić system obsesyjnych myśli i rozważań. W takim stanie nie można dojść do żadnej prawdy o sobie, to tak jakbyś szedł w nocy ulicą i bał się każdego szelestu czy cienia. Idziesz np. do kościoła, słuchasz kazania i nerwica interpretuje wszystko tak, aby potwierdzić Twoje lęki.

 

stokrotka9507, staraj się złapać dystans, ucinaj dyskusje z natręctwami, każda godzina bez natręctw jest zyskiem. Pamiętaj, że są na to leki i terapia, może będziesz musiała skorzystać, ale będzie lepiej. Kiedyś się to cierpienie skończy. Święta to ciężki czas, bo to czas mocno związany z życiem religijnym, duchowym. Staraj się nie szukać ciągle potwierdzeń, że nie masz powołania (to karmienie nerwicy, pomaga na króko) nie odnosić wszystkiego do pytania o powołanie, zostawić to z boku, skupić na czymś innym - choć będą Cię atakować natręctwa i będą gorsze chwile- staraj się je przeczekać, nie wymagaj za dużo od siebie, odpoczywaj, sprawiaj sobie przyjemności.

 

A Ty, refren, jakie masz pragnienia?

 

Życia z ukochanym, co się akurat spełni. Żeby było spokojne i szczęśliwe, żebym się ogarnęła i miała czas dla drugiej osoby. Może dzieci, ale będzie co będzie. Zdrowia, ukończenia różnych spraw, które się za mną wloką, odnalezienia swojej ścieżki zawodowej, zmiany pracy. Jakiejś fajnej podróży na urlopie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piszę ostatnio wiersze, więc spróbuję tutaj. I tak moderacja śpi. Pisany na zasadzie improwizacji w formie wolnej.

 

Słodka śmierci

 

Na szczycie góry człowiek buduje twierdzę.

Kamienie do budowy bierze z podziemi.

Kopie lochy aż dotrze do piekieł, a księżniczka będzie miała piękną wieżę.

 

Wkrótce żelazne rusztowania zdobią miasto.

Palą się ciała w piecach, nieszczęsny ich los.

Los chciał by byli wrogami Panów tej Atlantydy.

 

Pod ciężarem bólu zmienia się węgiel w kryształ.

Aż ze szkła cały świat i tylko człowiek brudzi wszystko wkoło.

Łuszczy się mu skóra, włosy śmiecą na marmurach.

Na głowie roztocza i w butach odór.

 

Chodźcie moi przyjaciele! Pod ostrza!

Przeminął nasz marny czas.

Dusze zamknijmy w obwodach niebytu.

Znów będziemy piękni jak ogień, rubin i Słońce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Natla_Miness, jesteś pewna że to właściwy temat? Jest np. dział "twórczość".... tworczo-f37.html A to nie jest temat "wszelkie doświadczenia egzystencjalne, których ekspresji nie ma gdzie wrzucić" ;)

 

Wiersz w stylu Tadeusza Micińskiego ("W mroku gwiazd") albo Staffa, moim zdaniem spokojnie mogłabyś być poetką Młodej Polski, literacko bardzo ok.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie..dziękuję za pomoc. Nie wiem już, co robić. Rzeczywiście refren, masz rację. Wypowiedzi, które wykluczają moje urojone "powołanie" uspokajają mnie, mam ochotę skakać z radości,niestety trwa to krótko, ale wtedy chce mi się ŻYĆ. A gdyby ktoś napisał mi: "Być może masz powołanie, może kiedyś zapragniesz tego, rozeznaj to." Wtedy zaczęłoby się piekło. Umysłowe, wielkie piekło i mrowisko myśli. Nie wiem już co robic, nie da się wybić tych myśli z głowy, bo wtedy myślę sobie o świadectwie, które kiedyś czytałam "(..)Próbowałam uciąć te myśli, ale po kilku latach wróciły i zdecydowałam się na zakon". Na każde uspokojenie umysłu, nerwica ma na mnie haka. Na każde..Jestem wykończona, wpadam w depresję, najgorsze przeskoki emocjonalne euforia-depresja, męczą mnie bardzo takie epizody depresyjne, dół emocjonalny, niewiadomo czemu i skąd się pojawia, jak zobaczę zakonnicę na ulicy dostaję białej gorączki. To przerasta mój umysł. Szukam pomocy wszędzie, jedynie świadomość, że to tylko zaburzenie psychiczne pozwala mi funkcjonować. Mam chłopaka, którego kocham, ale z tym zaburzeniem BARDZO TRUDNO funkcjonować w związku, stałam się pesymistyczna i latwo się poddaję. Kocham go tak bardzo, ale nie żyję miłością, nie umiem się z tego cieszyć bo ciągle myślę- BÓG NA PEWNO NAS ROZDZIELI. I tak jest cały czas. Jestem wykończona psychicznie, zamiast się uczyć do matury, przewalam wątki o tej tematyce i karmię nerwicę w ten sposób, żeby dała mi spokój choć na chwilę. Jak ja sobie przypomnę, jaka byłam dawniej radosna, z wiarą i miłoscią do Boga. Teraz nawet odrobiny nie zostało z tamtego życia. Wywróciło się do góry nogami. :why::(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro to wszystko tak Cię dręczy, to z pewnością nie chcesz wstąpić do zakonu. I to jest stan na teraz. Myślenie, że może kiedyś zechcesz nie ma sensu. Kiedyś to będzie kiedyś. Przecież nie masz na to teraz wpływu. Teraz nie chcesz, więc katowanie się nie ma sensu, nie zechcesz przecież na siłę, a natręctwa tak dały Ci w kość, że jak pisałaś wolałabyś umrzeć niż pójść do zakonu, więc wizja pójścia do zakonu nie ma na ten moment szans, aby być dla Ciebie konstruktywna. To jest już wystarczające rozeznanie w kwestii powołania, poznałaś siebie. Dalsze rozważanie nie ma sensu, bo tylko Ci szkodzi. Nie staniesz się kimś innym niż jesteś. Dalej te myśli będą dla Ciebie tak samo przykre, a im dłużej wałkujesz, tym będą bardziej utrapieniem, więc nie jest to żadna droga powołania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powołanie to jest nic innego jak decyzja, a decyzja musi być podjęta świadomie i w wolności. Bóg nas do niczego nie zmusza, i nas nie męczy takimi myślami. Nie chcesz to nie chcesz. Dlaczego miałabyś takie silne pragnienie bycie żoną i matką i miałabyś do tego nie dążyć? Jak już to pisałam w innym wątku o tej samej tematyce to my wybierany drogę i to nie powinno być jakieś zawistne...Refren już bardzo często wiele świetnych tłumaczeń o magicznym rozumieniu znaków i miała rację. Bo do jest trochę pycha ze my robimy sobie autosugestie że znaków a później zwalamy to na Boga. Osobiscie kiedy to zrozumiałam i odpuściłam sobie tą tematykę i skupiłam się na tym co mam teraz to się udało zacząć żyć normalnie. Gdzieś to jeszcze we mnie jest ale już ten temat nie rusza mnie tak jak kiedyś. Niestety jak go nerwica odezwała się i pojawiła się w zupełnie innym temacie - chorób. Ale to już inna bajka :) jeszcze na koniec chciałam cię podnieść na duchu, że od samego początku nerwicy miałam oparcie w swoim chłopaku i bez niego bym z tego nie wyszła. A wiedział o co chodzi doskonale. I wytrwał ze mną do końca :) a teraz za 8 miesięcy w lipcu bierzemy ślub, od września jestem szczęśliwa Narzeczoną i przygotowuje się do tego jak najlepiej. Wybrałam drogę, powierzyłam ją Panu Bogu, i wierze że on pomoże mi iść nią jak najlepiej! Także głowa do góry, trzeba czasu i pozytywnego myślenia. I jeszcze jedno - najlepiej nie czytać w internetach bo to maci jeszcze bardziej i nie pomaga. A Twoje życie to Twoja decyzja i historia i nie musi być taka jak u innych. Twoim pierwszym i najważniejszym powołaniem jest droga do Zbawienia a to jak do niej dążysz to Twoja kreatywność byle by była zgodna z przykazaniami i napelniona miłością :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×