Skocz do zawartości
Nerwica.com

Świat rozwodzi się na potęgę [mapa]


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

iiwaa, owszem, nie jesteśmy zdeterminowani i alkoholik ma odpowiedzialność moralną. Ale weź pod uwagę, że dziedziczy się określoną reakcję na alkohol (dla jednych jest silniej uzależniający niż dla innych), poza tym ważne w jakiej rodzinie się wychowujesz, w jakim środowisku żyjesz, są środowiska gdzie jest bardzo duże przyzwolenie na picie. Wreszcie radzenie sobie z problemem zależy od zasobów, jakie mamy. Ktoś kto jest np. wykształcony ma raczej większą elastyczność w postrzeganiu swojego życia, większą autorefleksję. Ktoś kto mieszka w mieście ma lepszy dostęp do pomocy, leczenia i jest bardziej anonimowy. Ktoś starszy prędzej będzie miał taką mentalność, w której się nie mieści pójście do psychologa czy psychiatry, tak samo jak jego otoczeniu, może w ogóle nie istnieć w jego świadomości taki sposób radzenia sobie, zresztą nie każdy ma dostęp do specjalistów, a małej miejscowości jak pójdzie, to wszyscy się mogą dowiedzieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale moja ciotka uważała że to bóg zgotował jej taki los, to osoba dziś blisko 80 letnia, w jej wieku wiele jest podobnych i motywacja religijna tkwienia w takim związku jest bardzo silna.

 

Jak dla mnie to nadbudowa, ale jeśli widziała w tym sens, to kto jej zabroni. Może coś to dało i mąż się np. nawrócił, kiedy umierał.

Mąż chodził do kościoła w każdą niedzielę, podobnie jak jego synowie bezrobotni alkoholicy nawet większe zakały rodziny niż ja. :mrgreen:

Moja ciotka mówi że to że przyszło jej spędzić życie z pijakami to krzyż pański ale musi to znosić bo bóg tak chciał, ona ciągle ich utrzymuje a jeden ma rodzinę i też na nią łoży. Nikt tam nie myśli o leczeniu, do tego to kurort nadmorski i pół miejscowości pije na umór bo latem tyle zarobią że mogą balować cały rok nie pracując.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba nie :mrgreen: rozumiem,że raz w tygodniu.Ale codziennie,ale może tyle grzeszą.Że codziennie muszą :D

Kaszubi to najwięksi katole w Polsce, tutaj mnóstwo osób chodzi do kościoła codziennie, kościoły są nawet w miejscowościach co liczą 100 osób. I wcale nie są za PiSem co ciekawe, woleli Tuska Kaszuba przynajmniej do nie dawna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

iiwaa, owszem, nie jesteśmy zdeterminowani i alkoholik ma odpowiedzialność moralną. Ale weź pod uwagę, że dziedziczy się określoną reakcję na alkohol (dla jednych jest silniej uzależniający niż dla innych), poza tym ważne w jakiej rodzinie się wychowujesz, w jakim środowisku żyjesz, są środowiska gdzie jest bardzo duże przyzwolenie na picie. Wreszcie radzenie sobie z problemem zależy od zasobów, jakie mamy. Ktoś kto jest np. wykształcony ma raczej większą elastyczność w postrzeganiu swojego życia, większą autorefleksję. Ktoś kto mieszka w mieście ma lepszy dostęp do pomocy, leczenia i jest bardziej anonimowy. Ktoś starszy prędzej będzie miał taką mentalność, w której się nie mieści pójście do psychologa czy psychiatry, tak samo jak jego otoczeniu, może w ogóle nie istnieć w jego świadomości taki sposób radzenia sobie, zresztą nie każdy ma dostęp do specjalistów, a małej miejscowości jak pójdzie, to wszyscy się mogą dowiedzieć.

 

Nie przekonuje mnie to, bo sama miałam "tatusia" alkoholika.

Przez pierwsze 5 lat od zwiania z domu nie sięgałam w ogóle po alkohol. Potem zrozumiałam, że jest dla ludzi - że nawet upić się można (choć ja już 1/3 kieliszka wina czuję w głowie, więc dla mnie pojęcie upić to wypicie ze 2 kieliszków, nie jak dla innych walnięcie pół litra), tylko trzeba wszystko robić świadomie i z umiarem. I raz na jakiś czas.

Alkohol nie uzależnia tak szybko, jak narkotyki. Nawet nie tak łatwo, jak papierosy. Kiedyś rozmawiałam z córką znajomej, która skończyła psychologię. Głównie dlatego, że alkohol kojarzy nam się z piciem okazyjnym, a przede wszystkim - że chlanie ma konsekwencje.

Uzależnia się latami. Świadomie, z wyboru.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba nie :mrgreen: rozumiem,że raz w tygodniu.Ale codziennie,ale może tyle grzeszą.Że codziennie muszą :D

Kaszubi to najwięksi katole w Polsce, tutaj mnóstwo osób chodzi do kościoła codziennie, kościoły są nawet w miejscowościach co liczą 100 osób. I wcale nie są za PiSem co ciekawe, woleli Tuska Kaszuba przynajmniej do nie dawna.

 

Nie znam Kaszubów,u nas na Mazowszu też.Zresztą,jak mnie tu wszyscy atakują od ateuszy.To chyba zacznę w coś wierzyć.Może Wiara Słowiańska :smile: Sława !!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślałam, że coś innego :D

Zmień repertuar, przynudzasz ;)

 

Przyznam Ci się skrycie, że ja też biorę w naturze. Płeć mi obojętna. Razem z mężem zrekrutowaliśmy cały harem.

 

Ech, ta zawiść :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

iiwaa, owszem, nie jesteśmy zdeterminowani i alkoholik ma odpowiedzialność moralną. Ale weź pod uwagę, że dziedziczy się określoną reakcję na alkohol (dla jednych jest silniej uzależniający niż dla innych), poza tym ważne w jakiej rodzinie się wychowujesz, w jakim środowisku żyjesz, są środowiska gdzie jest bardzo duże przyzwolenie na picie. Wreszcie radzenie sobie z problemem zależy od zasobów, jakie mamy. Ktoś kto jest np. wykształcony ma raczej większą elastyczność w postrzeganiu swojego życia, większą autorefleksję. Ktoś kto mieszka w mieście ma lepszy dostęp do pomocy, leczenia i jest bardziej anonimowy. Ktoś starszy prędzej będzie miał taką mentalność, w której się nie mieści pójście do psychologa czy psychiatry, tak samo jak jego otoczeniu, może w ogóle nie istnieć w jego świadomości taki sposób radzenia sobie, zresztą nie każdy ma dostęp do specjalistów, a małej miejscowości jak pójdzie, to wszyscy się mogą dowiedzieć.

 

Nie przekonuje mnie to, bo sama miałam "tatusia" alkoholika.

Przez pierwsze 5 lat od zwiania z domu nie sięgałam w ogóle po alkohol. Potem zrozumiałam, że jest dla ludzi - że nawet upić się można (choć ja już 1/3 kieliszka wina czuję w głowie, więc dla mnie pojęcie upić to wypicie ze 2 kieliszków, nie jak dla innych walnięcie pół litra), tylko trzeba wszystko robić świadomie i z umiarem. I raz na jakiś czas.

Alkohol nie uzależnia tak szybko, jak narkotyki. Nawet nie tak łatwo, jak papierosy. Kiedyś rozmawiałam z córką znajomej, która skończyła psychologię. Głównie dlatego, że alkohol kojarzy nam się z piciem okazyjnym, a przede wszystkim - że chlanie ma konsekwencje.

Uzależnia się latami. Świadomie, z wyboru.

 

Co Cię nie przekonuje, że są genetyczne i rodzinne uwarunkowania alkoholizmu? Tylko że takie są fakty, a przynajmniej taki jest aktualny stan wiedzy o problemie. Oczywiście żaden czynnik nie determinuje absolutnie, tylko zwiększa ryzyko. Wrzuć sobie w google "geny a alkoholizm".

 

Alkohol uznano za drugą (po heroinie) najbardziej uzależniającą substancją na świecie, silniejszą niż marihuana, kokaina i nikotyna. Pomyśl sobie, z iloma osobami uzależnionymi od alkoholu zetknęłaś się w życiu, a z iloma od narkotyków.

 

Uzależnienie ma kilka faz i rzeczywiście nie następuje natychmiast, do pewnego momentu jest możliwość wyboru, nie powiedziałabym jednak, że ktoś świadomie się uzależnia. Kiedy przychodzi świadomość, to nałóg już jest mocno przytwierdzony do człowieka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

iiwaa, owszem, nie jesteśmy zdeterminowani i alkoholik ma odpowiedzialność moralną. Ale weź pod uwagę, że dziedziczy się określoną reakcję na alkohol (dla jednych jest silniej uzależniający niż dla innych), poza tym ważne w jakiej rodzinie się wychowujesz, w jakim środowisku żyjesz, są środowiska gdzie jest bardzo duże przyzwolenie na picie. Wreszcie radzenie sobie z problemem zależy od zasobów, jakie mamy. Ktoś kto jest np. wykształcony ma raczej większą elastyczność w postrzeganiu swojego życia, większą autorefleksję. Ktoś kto mieszka w mieście ma lepszy dostęp do pomocy, leczenia i jest bardziej anonimowy. Ktoś starszy prędzej będzie miał taką mentalność, w której się nie mieści pójście do psychologa czy psychiatry, tak samo jak jego otoczeniu, może w ogóle nie istnieć w jego świadomości taki sposób radzenia sobie, zresztą nie każdy ma dostęp do specjalistów, a małej miejscowości jak pójdzie, to wszyscy się mogą dowiedzieć.

 

Nie przekonuje mnie to, bo sama miałam "tatusia" alkoholika.

Przez pierwsze 5 lat od zwiania z domu nie sięgałam w ogóle po alkohol. Potem zrozumiałam, że jest dla ludzi - że nawet upić się można (choć ja już 1/3 kieliszka wina czuję w głowie, więc dla mnie pojęcie upić to wypicie ze 2 kieliszków, nie jak dla innych walnięcie pół litra), tylko trzeba wszystko robić świadomie i z umiarem. I raz na jakiś czas.

Alkohol nie uzależnia tak szybko, jak narkotyki. Nawet nie tak łatwo, jak papierosy. Kiedyś rozmawiałam z córką znajomej, która skończyła psychologię. Głównie dlatego, że alkohol kojarzy nam się z piciem okazyjnym, a przede wszystkim - że chlanie ma konsekwencje.

Uzależnia się latami. Świadomie, z wyboru.

 

Co Cię nie przekonuje, że są genetyczne i rodzinne uwarunkowania alkoholizmu? Tylko że takie są fakty, a przynajmniej taki jest aktualny stan wiedzy o problemie. Oczywiście żaden czynnik nie determinuje absolutnie, tylko zwiększa ryzyko. Wrzuć sobie w google "geny a alkoholizm".

 

Alkohol uznano za drugą (po heroinie) najbardziej uzależniającą substancją na świecie, silniejszą niż marihuana, kokaina i nikotyna. Pomyśl sobie, z iloma osobami uzależnionymi od alkoholu zetknęłaś się w życiu, a z iloma od narkotyków.

 

Uzależnienie ma kilka faz i rzeczywiście nie następuje natychmiast, do pewnego momentu jest możliwość wyboru, nie powiedziałabym jednak, że ktoś świadomie się uzależnia. Kiedy przychodzi świadomość, to nałóg już jest mocno przytwierdzony do człowieka.

 

Moim zdaniem uzaleznionych od alkoholu jest znacznie wiecej niz uzaleznionych od narkotyków dlatego, że jest tak latwo dostepny, względnie tani i daje szybki efekt.

Uzaleznionych od papierosow rowniez jest znacznie, znacznie, znacznie wiecej niz uzaleznionych od heroiny. To znaczy, ze nikotyna bardziej uzaleznia? Nie. Ino jest powszechnie dostepna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do artykułu: http://www.nowosci.com.pl/a/maleje-liczba-malzenstw-przybywa-rozwodow-singli-i-heteroseksualnych-par-zyjacych-bez-slubu,10911569/

Ludzie nie chcą mieć obowiązków wynikających z małżeństwa, a chcieliby mieć prawa (np. wspólne rozliczanie się), dla mnie to postawa roszczeniowa. Równie dobrze mogłabym wtedy zawrzeć "związek partnerski" z kolegą albo koleżanką, bo on/ona nie chciałyby wpadać w wyższy próg podatkowy. Mało zarabiam, więc mogę zaoferować za część zysku wspólne rozliczanie. Jeśli będą związki partnerskie, kto nam zabroni?

Nie jest prawdą, że tylko mąż/żona ma dostęp do informacji o leczeniu w szpitalu, ale każdy, kogo dana osoba upoważni czyli udzieli ustnej zgody.

Nawet w artykule jest napisane, że większość tych spraw da się załatwić umowami u notariusza.

Rozbawił mnie "zarzut" z artykułu, że przez brak związków partnerskich po rozpadzie związku nie można się domagać alimentów, jeśli sytuacja jednego z partnerów się pogorszyła. Przecież ludzie, którzy nie chcą małżeństwa, chcą uniknąć zbyt dużych zobowiązań, więc nie będą zainteresowani regulacjami, które również nakładają zobowiązania, chyba że ustalimy różne typy związków np. partnerskie light, partnerskie premium, partnerskie "razem żyjesz i jesz", pakiet "oddzielna kasa, wspólny grób" itd.

Ogólnie absurdalny jest pomysł stwarzania regulacji dla par, które nie chcę swojej sytuacji uregulować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do artykułu: http://www.nowosci.com.pl/a/maleje-liczba-malzenstw-przybywa-rozwodow-singli-i-heteroseksualnych-par-zyjacych-bez-slubu,10911569/

Ludzie nie chcą mieć obowiązków wynikających z małżeństwa, a chcieliby mieć prawa (np. wspólne rozliczanie się), dla mnie to postawa roszczeniowa. Równie dobrze mogłabym wtedy zawrzeć "związek partnerski" z kolegą albo koleżanką, bo on/ona nie chciałyby wpadać w wyższy próg podatkowy. Mało zarabiam, więc mogę zaoferować za część zysku wspólne rozliczanie. Jeśli będą związki partnerskie, kto nam zabroni?

Nie jest prawdą, że tylko mąż/żona ma dostęp do informacji o leczeniu w szpitalu, ale każdy, kogo dana osoba upoważni czyli udzieli ustnej zgody.

Nawet w artykule jest napisane, że większość tych spraw da się załatwić umowami u notariusza.

Rozbawił mnie "zarzut" z artykułu, że przez brak związków partnerskich po rozpadzie związku nie można się domagać alimentów, jeśli sytuacja jednego z partnerów się pogorszyła. Przecież ludzie, którzy nie chcą małżeństwa, chcą uniknąć zbyt dużych zobowiązań, więc nie będą zainteresowani regulacjami, które również nakładają zobowiązania, chyba że ustalimy różne typy związków np. partnerskie light, partnerskie premium, partnerskie "razem żyjesz i jesz", pakiet "oddzielna kasa, wspólny grób" itd.

Ogólnie absurdalny jest pomysł stwarzania regulacji dla par, które nie chcę swojej sytuacji uregulować.

 

Piękne zaprzeczenie samemu sobie i zrujnowanie całego sensu zdania.

Aż dwie osoby siedzą przed monitorem i się obśmiewają.

:lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ty nie widzisz bezsensu.

Bo zauważ, jeżeli jakaś grupa chce wprowadzenia regulacji, to znaczy, że chciałaby jakoś swoją sytuację uregulować.

Ty apriorycznie uważasz, że jedyny sposób uregulowania sytuacji dla pary, jaki powinien być dozwolony, to zawarcie związku małżeńskiego.

Moim zdaniem należałoby zastanowić się, jak miałaby wyglądać instytucja związku partnerskiego - poza rzeczą oczywistą - dostępności również dla związków jednopłciowych (ale nie tylko). Ale ja myślę nad kształtem regulacji prawnej i jej skutkami, a Ty nad ideałami pt. "związek to tylko kobieta i mężczyzna".

 

PS Zanim padną jakieś słowa o adopcji dzieci, to na wstępie przypomnę, że przysposobić nieletniego może nie tylko małżeństwo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

iiwaa, powiedziałam, że nie ma sensu wprowadzać regulacji dla osób, które nie chcą regulacji. Z tego zdania nie wynika, że to te same osoby chcą wprowadzać, co nie chcą. Litości. Nie pisz więcej o logice.

 

To że ktoś chce stworzyć regulację dla X nie znaczy, że X z niej skorzysta i chce skorzystać. Jeżeli X nie chce "papierka" (ślubu), to bardzo możliwe, że przerasta go też podpisanie wspólnie z drugą osobą jakiejś innej umowy. Przypuszczam że taki X, chciałby mieć ewentualne przywileje na słowo, to znaczy np. wspólnie się rozliczamy i zaznaczamy w jednym kwadraciku, że razem mieszkamy lub mówimy to urzędnikowi przy składaniu PIT i wystarczy. Żeby istniał związek partnerski też potrzebne by były chyba formalności, więc nie ma to sensu jako rozwiązanie dla osób, które ich nie chcą. Z kolei jak zaczniemy przyjmować wszystko na słowo, to się mogę rozliczać z sąsiadem z dołu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ty apriorycznie uważasz, że jedyny sposób uregulowania sytuacji dla pary, jaki powinien być dozwolony, to zawarcie związku małżeńskiego.

 

Byłabym jak najbardziej za tym, żeby związki, które nie są małżeństwami, tak się nie nazywały. Nie miałabym też nic przeciwko, żeby ludzie, którzy razem żyją, mieli jakieś prawa, np. dziedziczyli po sobie (to się chyba zresztą da ustalić). Problem jest taki, że we wszystkich krajach Europy, gdzie pojawiły się związki partnerskie, zaraz pojawiła się kwestia, że nie wolno ich "dyskryminować" i w rezultacie te pary dostają takie same prawa jak małżeństwa, łącznie z adopcją dzieci. I w ten sposób pary homoseksualne mogą adoptować dzieci. Dlatego konserwatyści i myślący ludzie w Europie są przeciwko związkom partnerskim, które same w sobie nikomu by nie przeszkadzały, ale dopóki panuje terror "równości", będzie to miało zły koniec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pytanie tylko, kto nie chce regulacji? :lol:

Oczywiście, że chcą. Taka regulacja dobra byłaby nawet dla narzeczonych - których sytuacja obecnie nie jest nijak uregulowana. Mogliby się wspólnie rozliczać czy należeć do pierwszej lub chociaż drugiej grupy podatkowej przy podatku od spadków i darowizn.

Wymogiem mogłoby być np. wspólne pożycie (na wszystkich trzech płaszczyznach) - na płaszczyźnie ekonomicznej bardzo łatwo to zweryfikować (wspólne prowadzenie gospodarstwa domowego). Albo wspólne zamieszkiwanie.

W procesie karnym nie mamy jakoś problemów, żeby konkubentów nie uznawać za osoby obce i przyznawać im prawo np. do odmowy składania wyjaśnień. Jeżeli oskarżony ma konkubinę i dziecko, to określamy ich jako rodzinę - tę parę również, nie tylko kombinacje ojciec+dziecko, mama+dziecko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×