Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja a nauczanie indywidualne


socjopatia

Rekomendowane odpowiedzi

Witam

 

Przepraszam za powrót do tematu, ale chciałbym się wypowiedzieć w sprawie wcześniejszych postów o nauczaniu indywidualnym. Jestem w klasie 3 liceum i mam w tym roku maturę której na prawdę się boję. Nauczanie indywidualne mam już długo. Na początku przez kilka miesięcy w 3 gimnazjum, potem 1 klasa liceum też nie całą i 2 klasa liceum, ale już cała i teraz jestem w 3 liceum normalnie. W 1 i 2 klasie zdałem praktycznie przez te indywidualne tylko. Teraz w 3 jestem ogrom nauki i boję się szkoły. Bardzo chciałbym mieć znowu te indywidualne znowu, bo wiem, że na nich mogę się więcej nauczyć. 1 osoba i 1 nauczyciel to materiał idzie o wiele szybciej. Nie wiem czy dam sobie radę z maturą jak będę chodził do szkoły, dużym problemem są moje choroby i stres możliwe, że nerwica i depresja która się pogłębia przy szkole. W 2 klasie w pierwszym półroczu do listopada miałem aż 200 godzin nieobecnych, nie pamiętam dokładnie, ale 200 co najmniej było. Teraz gdyby takie coś się zdarzyło to będę pogrążony już. Przez to mam również spore braki z przedmiotów, teraz jest w już matura i nie mogę mieć takich sytuacji, jedynie indywidualne mogą mi pomóc. Nauczycielka wczoraj nawet mi powiedziała, żebym nie uczył się tego przedmiotu bo nie dam rady i nie dopuści mnie do matury. Rozmawiam z tatą i ciągle mi mówi, żebym nie myślał źle i to najlepsze, żebym się nie bał, to nie jest proste. Na indywidualnych jestem spokojniejszy trochę bo w szkole boję się uczniów i ich reakcji, nauczycieli i całej szkoły. Co możecie powiedzieć na ten temat?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

speedy nie przepraszaj za powrot do tematu. zaczal sie rok szkolny i wielu zaczelo nauczanie indywidualne wiec moze temat sie rozwinie.

ja kiedys tez mialam nauczanie indywidualne ( w 8 klasie i 1 liceum - to byl jeszcze stary system ;). nie wspominam tego okresu dobrze glownie z tego wzgledu ze nie mialam w ogole kontaktu z rowiesnikami a bardzo tego potrzebowalam. jednoczescie balam sie tam chodzic. zaczelo sie w 8 klasie, inni smiali sie z mojego wygladu i zaczelam uciekac z lekcji albo w ogole do szkoly nie chodzilam. w koncu mama "zalatwila mi" nauczanie indywidualne. potem zaczela sie nowa szkola - liceum, noi poprosilam mame zeby znowu miec indywidualne bo bylam przerazona szkola srednia. teraz troche tego żaluje bo nie spedzalam czasu z rowiesnikami tylko ciagle sama w domu... to byl koszmarny czas zaluje tego jak cholera. pod koniec 1 liceum aczelam juz chodzic do szkoly i tak do 4 liceum chodzilam juz normalnie, poznalam troche fajnych osob i bylo duuzo lepiej z moim samopoczuciem.

rozumiem ze u ciebie jest inaczej, sprawa jet powazniejsza wiec na pewno nie namawiam na powrot do szkoly. fajnie ze twoj tata ci pomoga i moze uda sie jakos skombinowac znowu te indywidualne, widze ze masz chec zeby skonczyc szkole zalezy ci na tym wiec nie rezygnuj

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że cały czas mnie obgadują, zresztą w rzeczywistości tak też jest, pewnie już robią zakłady kiedy zachoruję, kiedy pójdę na indywidualne i czy w ogóle wrócę, może nawet z jakimś nauczycielem gadają o mnie. Nie mam ochoty wracać tam, ludzie potrafią się pięknie uśmiechnąć, chwilę potem zagryźć. Nie mają szacunku do ludzi i jego prywatnych spraw, dziś nawet jedna nauczycielka powiedziała, że jeśli znowu będą takie cyrki ze mną jak przed rokiem, chodziło jej o indywidualne bezpośrednio to nawet nie ma zamiaru się wysilać i mnie wyrzuci z lekcji. Czy to jednak nie jest jej praca mnie uczyć? Nie chcę tej szkoły, tata pytał się czy chcę zmienić ją, nawet zgodziłem się, ale co to da. Jeszcze zostało pół roku do zakończenia. Jeśli będą indywidualne ten czas minie o wiele szybciej i przyjemniej. Pamiętam w gimnazjum trzecią klasę, też miałem nauczanie, ale klasa była fenomenalna, nauczyciele także. Koledzy i koleżanki martwili się o mnie, dzwonili do mnie, zapraszali chcieli żebym z nimi był. Nauczyciele też wiedzieli jaka jest sytuacja. Teraz to szkoda słów. Mogę być i mogę nie być, jak bym już nigdy nie wrócił do szkoły nawet nie zauważali by tego. To są ludzie nie warci tych nerwów, ale jednak ja nie potrafię tak obojętnie na wszystko spojrzeć. Szkołę chce skończyć bardzo, potem iść na studia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze ja tez cos opowiem.

Mam 18lat, aktualnie klasa maturalna profil mat-fiz. Myslalem, ze do tego czasu zrozumiem jak wazna jest dla mnie nauka, moja przyszlosc i zaczne sie po prostu uczyc jak powinnienem by zdac dobrze mature. W szkole jako-tako problemow nie mam, średnia w LO ponad 3.5 z minimalnym poziomem uczenia. Mysle, ze jestem bystry, ogarniam wiele rzeczy ale wiem, ze stac mnie na wiele wiele wiecej. Problem w tym, ze... nie moge.

Strasznie ciezko jest mi zmusic sie do uczenia sie, zwlaszcza w domu, gdy zaczynam o tym w ogole myslec zaraz lapie dola, wiekszosc mojej nauki to okienka/przerwy w szkole na 'ostatnia chwile'. Czesto opuszczam lekcje, w tamtym roku mi nawet czyms grozili, dokladnie nie wiem, ale nic nie wyszlo. Po prostu, sam nie wiem czemu czesto to robie. Mimo ze wiekszosc rzeczy w szkole moglbym latwo zalatwic (chwila nauki, chwila poswieconego czasu a potem swiety spokoj) to ja marnuje pare godzin na zamartwianie sie, co bedzie, czy zostane 1, jak zareaguje nauczyciel, jak ja szkole skoncze, gdzie na studia ple ple ple

Problemem moze tez byc to ze nadal nie wiem co chce w zyciu robic. Moja jedyna pasja jest tylko muzyka (gitara od 4lat) ale nie mam zadnego wyksztalcenia w ta strone, a bez tego chyba nic nie zrobie. Moglbym z latwoscia isc na jakis kierunek na politechnike czy cos, mam takie predyspozycje, ale to raczej nie jest to co chce w zyciu robic, boje sie ze skoncze robiac cos czego nie chce, a tak przezylem ostatnie pare lat szkoly.

Co rano się WRĘCZ zmuszam by wstac z lozka do tej szkoly, po drodze juz milion mysli po co, na co, i tak dalej, nie wiem jak dlugo to jeszcze zniose, caly czas tylko sie zamartwiam, nie potrafie wyluzowac...

 

Co byście mogli mi poradzic?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze ja tez cos opowiem.

Mam 18lat, aktualnie klasa maturalna profil mat-fiz. Myslalem, ze do tego czasu zrozumiem jak wazna jest dla mnie nauka, moja przyszlosc i zaczne sie po prostu uczyc jak powinnienem by zdac dobrze mature. W szkole jako-tako problemow nie mam, średnia w LO ponad 3.5 z minimalnym poziomem uczenia. Mysle, ze jestem bystry, ogarniam wiele rzeczy ale wiem, ze stac mnie na wiele wiele wiecej. Problem w tym, ze... nie moge.

Strasznie ciezko jest mi zmusic sie do uczenia sie, zwlaszcza w domu, gdy zaczynam o tym w ogole myslec zaraz lapie dola, wiekszosc mojej nauki to okienka/przerwy w szkole na 'ostatnia chwile'. Czesto opuszczam lekcje, w tamtym roku mi nawet czyms grozili, dokladnie nie wiem, ale nic nie wyszlo. Po prostu, sam nie wiem czemu czesto to robie. Mimo ze wiekszosc rzeczy w szkole moglbym latwo zalatwic (chwila nauki, chwila poswieconego czasu a potem swiety spokoj) to ja marnuje pare godzin na zamartwianie sie, co bedzie, czy zostane 1, jak zareaguje nauczyciel, jak ja szkole skoncze, gdzie na studia ple ple pleProblemem moze tez byc to ze nadal nie wiem co chce w zyciu robic. Moja jedyna pasja jest tylko muzyka (gitara od 4lat) ale nie mam zadnego wyksztalcenia w ta strone, a bez tego chyba nic nie zrobie. Moglbym z latwoscia isc na jakis kierunek na politechnike czy cos, mam takie predyspozycje, ale to raczej nie jest to co chce w zyciu robic, boje sie ze skoncze robiac cos czego nie chce, a tak przezylem ostatnie pare lat szkoly.

Co rano się WRĘCZ zmuszam by wstac z lozka do tej szkoly, po drodze juz milion mysli po co, na co, i tak dalej, nie wiem jak dlugo to jeszcze zniose, caly czas tylko sie zamartwiam, nie potrafie wyluzowac...

 

Co byście mogli mi poradzic?

 

Mam dokładnie tak samo jak w zaznaczonych fargmętach. Tagżę prosże o pomoc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze ja tez cos opowiem.

Mam 18lat, aktualnie klasa maturalna profil mat-fiz. Myslalem, ze do tego czasu zrozumiem jak wazna jest dla mnie nauka, moja przyszlosc i zaczne sie po prostu uczyc jak powinnienem by zdac dobrze mature. W szkole jako-tako problemow nie mam, średnia w LO ponad 3.5 z minimalnym poziomem uczenia. Mysle, ze jestem bystry, ogarniam wiele rzeczy ale wiem, ze stac mnie na wiele wiele wiecej. Problem w tym, ze... nie moge.

Strasznie ciezko jest mi zmusic sie do uczenia sie, zwlaszcza w domu, gdy zaczynam o tym w ogole myslec zaraz lapie dola, wiekszosc mojej nauki to okienka/przerwy w szkole na 'ostatnia chwile'. Czesto opuszczam lekcje, w tamtym roku mi nawet czyms grozili, dokladnie nie wiem, ale nic nie wyszlo. Po prostu, sam nie wiem czemu czesto to robie. Mimo ze wiekszosc rzeczy w szkole moglbym latwo zalatwic (chwila nauki, chwila poswieconego czasu a potem swiety spokoj) to ja marnuje pare godzin na zamartwianie sie, co bedzie, czy zostane 1, jak zareaguje nauczyciel, jak ja szkole skoncze, gdzie na studia ple ple pleProblemem moze tez byc to ze nadal nie wiem co chce w zyciu robic. Moja jedyna pasja jest tylko muzyka (gitara od 4lat) ale nie mam zadnego wyksztalcenia w ta strone, a bez tego chyba nic nie zrobie. Moglbym z latwoscia isc na jakis kierunek na politechnike czy cos, mam takie predyspozycje, ale to raczej nie jest to co chce w zyciu robic, boje sie ze skoncze robiac cos czego nie chce, a tak przezylem ostatnie pare lat szkoly.

Co rano się WRĘCZ zmuszam by wstac z lozka do tej szkoly, po drodze juz milion mysli po co, na co, i tak dalej, nie wiem jak dlugo to jeszcze zniose, caly czas tylko sie zamartwiam, nie potrafie wyluzowac...

 

Co byście mogli mi poradzic?

 

Mam dokładnie tak samo jak w zaznaczonych fargmętach. Tagżę prosże o pomoc.

 

 

 

identyko u mnie.... szkoda, kiedy potencjał się marnuje, ja też wiem, że mogę wiele. Jeszcze rok temu jakoś dawałam radę, z KAŻDEGO przedmiotu byłam najlepsza w klasie, po prostu się zawzięłam i już. Ogromną satysfakcję miałam, teraz jestem w samym środku nerwicy, ledwo wstaję z łóżka, częste paranoje, ataki lękowe, paniki itd itp. uczyć się nie ucze w ogole, wszystko traci sens.... ehh kiedy to minie :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to ja zacznę dla odmiany "radzić" - w cudzysłowie, bo dla każdego rada jest inna. Wiem o czym mówię, bo 99% moich problemów to wasze problemy ;) Kiedy ja mam takie trudne okresy, to po pierwsze - nie zgrywam bohatera i idę po leki. Wiem że niektórzy są im przeciwni, ale jak już się dobierze w miarę dobry lek, to wtedy ma się ogromne wsparcie i łatwiej opanować swój własny organizm przed "reakcją zwrotną" na szkołę. Po drugie, często, a nawet bardzo często rozmawiam z przyjaciółmi (tymi, którzy znają mój problem i mają w sobie sporo empatii) o tym jak się czuję, w najgorszym wypadku umawiam się na wizytę u psychologa. Po trzecie, mimo problemów w szkole, poświęcam dość dużo czasu na odpoczynek i rozwijanie pasji, spacery i leciutki wysiłek fizyczny (zbyt ciężki rozdrażnia jeszcze bardziej)... a na koniec wmawiam sobie że będzie dobrze. To mój sposób na "ciągnięcie" szkolnego życia - nie powiem żebym dzięki niemu miała 100% frekwencję, mimo tego że mam nauczanie indywidualne w szkole (już niedługo w domu - ze względu na chory kręgosłup), ale co roku udaje mi się wyciągnąć w porę na całkiem przyzwoite oceny. I tak już od 8 lat ;)

Pozdrawiam wszystkich i życzę powodzenia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

 

Nie wiem do końca, czy mam nerwicę, niemniej objawy choroby zgadzają się z moimi dolegliwościami, niemniej chciałbym nauczanie indywidualne, bo chcę zdać klasę maturalną i zacząć studia (mam rok w plecy ze względu na wyjazd za granicę - sytuacja rodzinna mnie do tego zmusiła)

W piątek mam wizytę u pedagoga, a za dwa tygodnie u psychiatry (chyba, że uda mi się dostać do niego poniedzieli).

 

Jeżeli ktoś ma chęci, to niech rzuci okiem na to poniżej i naprowadzi mnie, czy to faktycznie jakaś choroba psychiczna i jak z tym nauczaniem, na którym bardzo mi zależy.

 

 

 

Otóż, od zawsze byłem nieśmiały; jako dziecko jak bywałem u rodziny nigdy nie wziąłem ciastka, tylko szturchałem mamę, żeby mi podała, etc.

No, ale problemów szkolnych jako takich nie miałem - podstawówka - jeden z lepszych uczniów, w gimnazjum bez uczenia się trzymałem się w okolicach średniej 4, więc też nieźle. Potem przyszła pierwsza klasa liceum - tutaj wiadomo - wiek 16 lat, pierwsze imprezy z alkoholem, ogólnie high life, bo nieźle się bawiłem, chociaż nieśmiałość ciągle była, ale w stopniu nie utrudniającym mi przebywania ze znajomymi, czy też w uczeniu się.

 

Pod koniec pierwszej klasy, ze względów rodzinnych, wyjechałem na rok do anglii, tam początkowo mi się podobało, ale jednak nie umiałem się odnaleźć, nie umiałem zawrzeć nowych znajomości (ciągle byłem w kontakcie ze starymi znajomymi, którzy nie znali prawdziwego powodu mojego wyjazdu na wyspy). Po wakacjach zapisałem się do szkoły tam, ale tylko z językiem angielskim, ze wzgledu na wiek nie mogłem się zapisać do collegu. Dodatkowo zapisałem się do polskiej szkoły, gdzie miałem przysyłać pracę i 2 razy w roku egzaminy w Warszawie. Przez pierwsze 2-3 miesiące ogólnie ok, chodziłem do szkoły (2 razy w tyg) i pracowałem nad zadaniami do polskiej szkoły, oczywiście ciągle siedząc w domu. Po tym czasie wszystko się sypnęło, nie wiem, co się stało, ale rzuciłem tamtą szkołę, znacznie mniej czasu poświęcałem polskiej szkoly, którą też w końcu rzuciłem. Nie mogłem spać w nocy, bolała mnie głowa. Po powrocie do Polski rok później jakoś przebrnąłem przez wakacje, chociaż znajomi widzieli, że jestem nieco posmutniały i ogólnie przygnębiony, potem miała nadejść szkoła i cieszyłem się, że oderwe się od rutyny, poznam nowych ludzi i będzie ok. No niestety, nie podobało mi się, codziennie gdy miałem wstać do szkoły, to był dla mnie koszmar - nudności, zawroty głowy, ogromna senność, jak już wiedziałem, że na 100% nie pójdę do szkoły, wszystko mijało. W szkole ogólnie większość czasu chodziłem starając się unikać kontaków z innymi, bo każdy się na mnie patrzył dziwnie. Ogólnie pobladłem, wszyscy myśleli, że mam anemie, mam pełno czerwonych krostek na twarzy itp. No, ale jednak, nie była to anemia, bo robiąc badania m.in pobieranie krwi, to wszystko w normie, a wręcz idealnie.

 

Teraz rozpoczęła się trzecia klasa liceum, maturalna. Nie ma mnie w szkole od dwóch tygodni, boje się tam chodzić, te same objawy.

Zauważyłem, że nie potrafię wyrażać uczuć, gdyż teraz spotykam się z moją koleżanką, która może stać się kimś znacznie ważniejszym dla mnie (już jest) ale po prostu nie potrafię. Zamykam się w sobie. Mówię jej o tym, ale jednak nie chcę brnąć w związek, bo po prostu muszę najpierw uporządkować siebie.

 

Dodatkowo - często omijam większą grupkę ludzi (nie chodzi mi tu o 20 łysych, ale często są to zwyczajne rodziny, ludzie wracający z kościoła itp.), nie lubię wychodzić z domu za dnia, słońce i ogólnie światło mnie denerwuje, za to wieczorami bardzo chętnie - czuję się, nie wiem, bezpieczny.

 

Powiem jeszcze, że miewam coś w rodzaju złych dni (kiedy się boję) i dobrych (kiedy jest ok), tylko w 95% jest przewaga tych pierwszych. Na przykład - kiedy mam wyjść z domu i słyszę, że ktoś jest na klatce i będzie wchodził do windy, to patrze przez oczko w drzwiach kiedy wejdzie i dopiero wtedy wychodze. Również, jak wychodze z domu i widzę, że winda zjeżdza w dół i jest powiedzmy na 2 piętrze, czyli nie zdąże zamknąć drzwi i uciec, to wchodze z powrotem do domu.

 

 

Z góry dziękuję za pomoc, pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tylerisdead - z niektórymi Twoimi symptomami się mogę identyfikować, tyle że ja np nie blednę, tylko rzygam i nie mogę nic jeść, jak idę główną ulicą to jestem cała mokra, bo ogólnie nie lubię ludzi, tłumu, niemoc przy wstawaniu (plus ból brzucha, głowy, potworny dół, rzyganie itp). Miałam kilka takich miesięcy zimą, że w ogóle nie widziałam światła, całymi dniami spałam, a potem w nocy wychodziłam się najebać, naćpać i tak w kółko, później dostawałam drgawek jak musiałam wyjść w dzień. Latami to olewałam, nienawidzę lekarzy, psychiatrów, nie chciałam brać leków i myślałam, że jestem leniwa, ale 2 miesiące temu zmarł mi tata, musiałam iść do psychiatry i dowiedziałam się że mam depresję i nerwicę czegoś tam. Leków, które mi przepisała, nie mogę brać bo jestem po nich naćpana, mam jakieś zwidy i zasypiam na ławce, w szkole na korytarzu, na trawie, wszędzie, a muszę chodzić do szkoły, bo znów mnie wyjebią. Na szczęście 7 miesięcy temu, jak przyszłam do nowej (którejś z kolei) szkoły to poznałam zajebistego chłopaka, moje totalne przeciwieństwo i to on pomaga mi (raczej nieświadomie) przejść przez depresję, śmierć ojca, moją chorobę (mniejsza z nią) i inne osobiste rzeczy, o których, jako pierwszy, wie. Dlatego jak planujesz 'coś' z tą 'koleżanką' i jest dla Ciebie ważna to musi być z Tobą, w środku Twojej depresji. Jej problem to Twój problem i odwrotnie. Piszesz, że nie chcesz się wiązać, ale jak coś do niej czujesz to już jestes związany. Nie ma znaczenia, czy 'jesteście w związku' (zjebanie brzmi), chodzicie za rękę itd. Całe życie sceptycznie podchodziłam do miłości, ale teraz jest dla mnie jedynym (oprócz modlitwy) lekiem na depresję (tyle że modlitwa wymaga zaangażowania i wiary, a miłość po prostu jest, całkowicie bezwarunkowa) i bezsens wszystkiego. Tyle że trzeba mieć farta i trafić na odpowiedniego 'kolegę' :)

 

Powodzenia, Ola S.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam ;) mam pewien problem i chciałam się zapytać o wasze zdanie w pewnej sprawie-byłabym ogromnie wdzięczna :D Na depresję zachorowałam na początku II klasy gimnazjum, w III miałam już miałam nauczanie indywidualne. Udało mi się ukończyć gimnazjum z bardzo dobrymi wynikami. Włożyłam w to ogrom pracy, by wyjść z tego stanu i móc się uczyć. Myślałam, że już wszystko będzie ok, zacznę liceum i nowy etap w życiu. A depresja mnie już nie dosięgnie, odstawiłam leki i czułam się bardzo dobrze.

 

Na początku września było rewelacyjnie, świetnie mi szło, bardzo szybko zawiązałam nowe znajomości. Ale z każdym tygodniem czułam się coraz bardziej zmęczona i opuszczałam dużo godzin. Potem nie wyrabiałam się z nadrabianiem, przez co byłam coraz bardziej sfrustrowana i gorzej się czułam. Potem doszły inne objawy depresji m.in. derealizacja, bóle w klatce piersiowej, bezsenność, problemy z apetytem. Pewnego dnia wstała i poczułam, że nie mam nawet siły i ochoty się umyć i uczesać.

 

Nie mam się do kogo zwrócić. Moja mama ma sama mnóstwo problemów. Bardzo mnie wspierała w gimnazjum, a teraz powiedziała, że nie ma na to już siły. Ja sama nie mam zamiaru ją tym obarczać. Poza tym mam już 16 lat, niedługo 17 i powinnam być już całkowicie odpowiedzialna za siebie. Myślałam o nauczaniu indywidualnym, rozmawiałam z panią pedagog i muszę pojechać do psychiatry. Najgorsze jest to, że moja mama uczy mnie polskiego-jest nauczycielką. Także nauczanie indywidualne miałabym z jej kolegami/koleżankami z pracy. Moje rodzeństwo się przedtem uczyło w tej szkole, średnia powyżej 5, lubiani, popularni. Tylko ja, taka nieudana....

 

Zdecydować się na to indywidualne? Czuję, że dłużej nie pociągnę, chciałaby się uczyć, ale nie jestem w stanie. Choć dla mnie to trochę dezercja. Ludziom się przydarzają gorsze rzeczy, czuję się winna i mam wyrzuty sumienia :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam syna w III gimnazjum. Problem z odnalezieniem się w grupie trwa już od przedszkola. Na początku, gdy trafi do nowej grupy jest w porządku. Koleguje się. Potem z każdym miesiącem jest co raz gorzej, aż w końcu "odstaje od grupy". Tak było, jak poszedł do przedszkola, potem do podstawówki i gimnazjum. Nie znam drugiej osoby, która tak bardzo pragnie mieć kolegów i przyjaciół jak On. Mimo to, nie wychodzi z tego nic. Owszem. Pewnie swoim nie "skrępowanym" zachowaniem odpycha od siebie innych. Zwracamy Mu uwagę na to, że takie zachowanie odbierane jest jako "nienormalne". Od 2 lat jest w leczeniu, bierze lek. Chodzi na grupy integracyjne. Teraz staraliśmy się o indywidualne nauczanie. Zostały przyznane do końca kwietnia. Staramy się jak możemy pomóc Mu przebrnąć przez te problemy. Nie ma mowy o tym, że może nam zabraknąć sił na to. Jasne, że jesteśmy zmęczeni tym, ale trudno. Walczyć trzeba o poprawę do końca. Tylko takie jest wyjście z tej sytuacji.

@Sjenna:

"Nie mam się do kogo zwrócić. Moja mama ma sama mnóstwo problemów. Bardzo mnie wspierała w gimnazjum, a teraz powiedziała, że nie ma na to już siły. Ja sama nie mam zamiaru ją tym obarczać. Poza tym mam już 16 lat, niedługo 17 i powinnam być już całkowicie odpowiedzialna za siebie. Myślałam o nauczaniu indywidualnym, rozmawiałam z panią pedagog i muszę pojechać do psychiatry. Najgorsze jest to, że moja mama uczy mnie polskiego-jest nauczycielką. Także nauczanie indywidualne miałabym z jej kolegami/koleżankami z pracy. Moje rodzeństwo się przedtem uczyło w tej szkole, średnia powyżej 5, lubiani, popularni. Tylko ja, taka nieudana....

 

Zdecydować się na to indywidualne? Czuję, że dłużej nie pociągnę, chciałaby się uczyć, ale nie jestem w stanie. Choć dla mnie to trochę dezercja. Ludziom się przydarzają gorsze rzeczy, czuję się winna i mam wyrzuty sumienia :("

 

My też z żoną już nie raz mówiliśmy synowi, że nie mamy sił, ale to nie prawda. Wiemy, że nie możemy opuścić rąk i powiedzieć, że nic nie da się zrobić więcej. Twoja mama też to wie. I na pewno dalej stara się pomóc Ci.

Pamiętaj, że nie jesteś taka nieudana. Nie ma czegoś takiego. Wmawiasz to sobie.

W każdej rodzinie tak jest, że ktoś z rodzeństwa ma mniej lub więcej kolegów i przyjaciół, lub nie ma ich w ogóle.

Nie czuj się winna. Indywidualne nauczanie, to nie dezercja. Tak sobie wmawiasz, bo mama jest nauczycielem.

Wyobrażasz sobie przy tym, że mama będzie musiała się "spowiadać" przed innymi nauczycielami w szkole z tego powodu. Nie przejmuj się tym.

My z żoną nie ukrywamy przed światem, że syn bierze leki i chodzi do psychiatry. Nie każdy pacjent jest nie normalny.

To jest tylko stereotyp, że jak chodzisz do psychiatry, to jesteś "czubek".

 

Pokaż rodzicom swój wpis na tym forum, żeby mogli zaznajomić się z Twoimi obawami.

Potem zaproś ich na film "sala samobójców".

Ten film dobitnie pokazuje jak ważna jest pomoc rodziców i najbliższych.

 

Życzę Ci pokonania problemów i odzyskania wiary w siebie. Znam Cię tylko z jednego wpisu i widzę, że jesteś wspaniałą osobą. :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wtrącę swoje trzy grosze. Moja nerwica zaczęła się na początku liceum, wtedy też od razu marzyłem o czymś takim jak indywidualne nauczanie. Niestety ze względów organizacyjnych nie dostąpiłem tego i przez trzy lata chodziłem wraz ze swoimi (w większości uśmiechniętymi) rówieśnikami. Nie było mi łatwo, można powiedzieć że szkołę ukończyłem tylko dlatego że byłem odpowiednio motywowany przez swoją mamę. Nie będę twierdził, że kontakt z rówieśnikami nie jest ważny. Ale od tego kontaktu samego w sobie raczej bardziej wartościowa jest jakoś tych kontaktów. Co z tego że ma się 30 osób z którymi się chodzi do klasy, a żadnej bliskiej osoby. Teraz zamierzam uczęszczać do szkoły wieczorowej, pytanie tylko gdzie znajdę odpowiednie dla siebie towarzystwo. Fajnie popisać na forum, ale to jeszcze nie zastępuję zgranej paczki przyjaciół.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was.

Nie jest miło widzieć, że tak wiele osób ma ze sobą takie problemy, ale dobrze wiedzieć, że nie jest się sam, ponieważ przebywając w moim domu, lub po wiecznych problemach w szkole można odnieść takie wrażenie. Moje problemy zaczynały się już w gimnazjum. Wtedy akurat głównym moim koszmarem była matematyka... Ok, jakoś to przebrnąłem z myślą o lepszym początku w Liceum. Wtedy jeszcze nie myślałem, że dotknęła mnie depresja, wtedy tylko ciągle sobie wmawiałem różne rzeczy, że do niczego się nie nadaję, że mam po prostu "pecha", traciłem zupełnie wiarę w siebie, przez co problemy były, jakie były. Może jest jedna rzecz z roku 2010, która przyczyniła się do moich problemów z psychiką (beznadziejne zakochanie), lecz dość szybko o tym zapomniałem i się z tego bardzo cieszę, ale dla bardzo wrażliwych ludzi, jakiś tam mało widoczny uraz zostaje. Wrzesień 2011. Początek Liceum i jak do końca miesiąca wszystko dobrze wyglądało. Moja klasa wydawała się być bardzo fajna, wszyscy się ze sobą od razu zaprzyjaźnili. Ja zadowolony wróciłem do domu po rozpoczęciu roku szkolnego i myślałem, że wszystko będzie w porządku. We wrześniu jakoś dawałem radę zdobywać dobre oceny (nawet nie mogłem w to uwierzyć, że aż tak dobre oceny dostaje akurat w LO :o), nawet wpadła jedna "5" z mojego odwiecznego wroga - matmy (lol)... W październiku zaczęły się znów poważne problemy ze mną. Zacząłem być ciągle zmęczony, trzęsę się ciągle i za nic w świecie nie mogę usiedzieć w miejscu i się skoncentrować. Zaczęły mi wpadać "jedyneczki" a ja znów zacząłem tracić wiarę w siebie i traciłem chęć do życia. To pojawiło się tak nagle! Zaczęły się buntownicze reakcje obwiniające o wszystko system edukacji i program... Potem zaczęły się ataki płaczu i poważne myśli samobójcze. Potem moi rodzice niestety "zbankrutowali". Wielki interes upadł, a ja jak zwykle znalazłem sobie kolejny powód do załamania i nerwów. Nie wiedziałem, co teraz będzie... Jak będzie z utrzymaniem wielkiego domu, jak będzie w kwestii inwestycji w moje plany na przyszłość (moją pasją są wyścigi samochodowe i moje początki to karting). Później zaczęły się wręcz ogromne ataki agresji w stosunku do rodziców i siostry. Byłem w stanie bardzo skrzywdzić moimi słowami, nad czym nie mogłem zapanować, a później cały dzień żałowałem tego i jak zwykle poczucie winy... Rozwaliłem nawet w nerwach szafę (tak wiem, straszne, ale zamierzam być szczery i wszystko dokładnie opisać, bo w końcu to część mojego problemu ze sobą). Niedawno pojawiła się również bezsenność, co widać nawet po godzinie, o której "natchnęło" mnie napisać do Was. Od kilku tygodni planowałem nawet zaprzestać edukacji, bo nie mam pojęcia jak sobie z tym wszystkim poradzić. W klasie stosunki koleżeńskie są teraz "równe 0" i na dodatek byłem wielokrotnie tematem do nędznych plotek szkolno-klasowych. Zostałem wielokrotnie nazwany gejem lub emo, na co mam dowody. Niestety takie "cholery" chodzą po świecie i przy tobie są sztucznie uśmiechnięci a jak tylko Cię nie ma, to od razu obgadują. Już zaczął się drugi semestr, ja mam peeełno zaległości, mnóstwo nieobecności i nie mam pojęcia, co zrobić. Te wszystkie stany blokują mi całe życie, a zależy mi na studiach (w co wątpią moi "wspaniali" rodzice >:( ). Myślałem o Japonistyce. Wiem, że nie dam rady w tej szkole i boje się kolejnych dwóch lat... A matura... No właśnie! I to jeszcze z matmą... Studia chyba nie dojdą do skutku... A szkoda, że przez głupie problemy ze strony psychicznej mogą zepsuć plany.... Uwielbiam się uczyć języków, lubię bardzo poznawać świat (geografia)... A tu nagle? Zupełny brak chęci do życia i myśli o rzuceniu szkoły! No cóż... Przepraszam, że się tak rozpisałem, ale z moimi rodzicami (szczególnie teraz) nie da rady rozmawiać... Jakoś udało mi się ich namówić na wizytę u psychiatry i pierwszą odbyłem w Piątek. Przepisał mi coś, co może jakoś zapobiegnie takim stanom emocjonalnym, lecz cały pierwszy semestr w szkole jest jednym słowem "spaprany"... Nawet jak leki zaczną mi pomagać, to i tak nie poprawie wszystkiego, szczególnie ścisłych przedmiotów i boje się dalszych lat w fatalnej atmosferze w tej szkole. O zmianie szkoły nie chcę myśleć, bo może być gorzej... Kiedyś też się o tym przekonałem, po powrocie z zagranicy. Nie chcę być posądzony o Off topic (:D) więc teraz o nauczaniu indywidualnym... Właśnie pojawiła mi się taka myśl. Po wspólnej analizie mój tata uważa, że nie jest to zbyt zły pomysł, zaś mama uważa to za "kretyński" pomysł. Lecz to, to akurat tylko kwestia dogadania się, a to raczej nie będzie zbyt trudne. Tylko czy takie nauczanie w mojej szkole wypali :D... Heh. Nie wiem tego... Nie wiem również, czy to dobry pomysł, lecz chyba jedyny, żeby pierwszy okres w przyjmowaniu leków przeciwdepresyjnych wypalił bez stresów o atmosferę i chyba to jedyna opcja ze względu na moje problemy z przejściem do kolejnej klasy. Nie wyobrażam sobie, żeby nie zdać. To by tak pogłębiło moją depresję, że aż boje się myśleć, co by się działo... Wojna :mrgreen: ! Nie wiem tylko jak takie nauczanie można by było załatwić. Jakie są procedury? W końcu byłem u psychiatry i w lutym kolejna wizyta. Jakiego potrzeba zaświadczenia, żeby o to nauczanie się starać? I czy już nie jest za późno?? :( Bo chyba już jest. Jak tak, to nie wiem, co zrobić... Pozdrawiam Was i mam nadzieję, że ktoś tam odpowie :).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Ayahuasca18

Mój syn przeżywa to samo co Ty za każdym razem, gdy zmienia szkołę. Opisałem to, w pierwszym poście. Najpierw porozmawiaj z rodzicami o swoim problemie i poproś ich o przeczytanie (wszystkich bez wyjątku) postów na tym forum. Szczególnie uważnie muszą przeczytać Twój post. Po zapoznaniu się z tą "lekturą", zupełnie w inny sposób spojrzą na Ciebie i Twoje problemy. My też z początku bagatelizowaliśmy problemy syna. Niestety. Teraz jest od dłuższego czasu w leczeniu. Bierze Seronil. To najłagodniejszy lek na tłumienie emocji. Wychowawca parę razy sugerował zwiększenie dawki lub użycie silniejszego leku. Lekarz psychiatra kategorycznie odciął się od takich pomysłów. Dobrze, że poszedłeś po poradę do psychiatry. Musisz wiedzieć, że może to potrwać długo. Efekty nie przychodzą od razu. My z synem chodzimy od 2 lat. Od dzisiaj ma mieć nauczanie indywidualne, bo nagle zaczął łapać "1", a był do tej pory dobrym uczniem. Jednak na niektóre przedmioty będzie chodził do szkoły. Jest w klasie z rozszerzonym jęz. niemieckim i w tym roku ma egzamin z DSD. W tygodniu ma 6 godzin z tego przedmiotu i nie jest możliwe, aby nauczyciel mógł z Nim tyle godzin przepracować w domu. Uczył się dobrze, a nawet bardzo dobrze. I nagle ciach. Pięć "1" pod rząd z matematyki od początku roku szkolnego. Mimo, że był już w leczeniu, to jednak problemy nie pozwalały na spokojną naukę. Jak sam mówi. Bardziej myśli o Jego sytuacji w klasie, a nie skupianiu się na lekcji. Na semestr wybronił się na dopa. Cudem. Zauważyliśmy, że jak ma spokój, to nawet z tą "piętą achillesową" matematyką, potrafi bardzo ładnie sobie poradzić i zrozumieć ją. Nauczycielka od majcy nawet Mu powiedziała, że jakby tak od początku uczył się, to może nawet 4 na semestr miałby.

Jeżeli chodzi o nauczanie indywidualne, to mogą skorzystać z tej możliwości uczniowie, którzy chodzą do publicznej szkoły. Uczniów szkół prywatnych, ta pomoc nie obejmuje.

Trzeba posiadać opinię lekarską, opinię szkoły, wniosek rodziców o nauczanie indywidualne dziecka. Wniosek pobiera się w poradni psychologiczno - pedagogicznej, do której szkoła przynależy. Komisja poradni rozpatruje wnioski i złożone dokumenty o nauczanie indywidualne.

Na nauczanie nie jest za późno, bo komisja rozpatruje wnioski, co 2 tygodnie i można w każdym momencie dokumenty składać. Tylko na miesiąc przed końcem roku szkolnego nie ma sensu składać papierów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam zawalony semestr na studiach po raz enty.Mam urlop zdrowotny.I to i tak dzięki mojemu chłopakowi który dosłownie siłą zawiózł mnie na uczelnię zdobyłam się na pójście do dziekana na rozmowę .Dziś zdawałam egzamin do którego w ogóle się nie przygotowywałam bo nie miałam siły.Facet złapał się za głowę ale jakoś zdałam ledwo.Jak słyszę ,że mam się nie przejmować to myślę sobie ,że oni w ogóle nie mają pojęcia czym jest depresja.Jedyne co sensownego usłyszałam ,to że jest to sprawa też umysłu i się nie pogrążać w negatywnym myśleniu co zamierzam zastosować.Ale do niektórych wykładowców muszę zmuszać się do udawanego dobrego humoru (co mnie okropnie męczy)by cokolwiek załatwić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich.

Za nami miesiąc doświadczenia z nauczaniem indywidualnym. I trudno mi jednoznacznie ocenić wartość indywidualnego nauczania. Ponieważ możemy być zadowoleni, że syn zbiera oceny dobre z matematyki i b. dobre z innych przedmiotów. Czyli w ocenach wrócił do normy, do jakiej siebie i nas przyzwyczaił. Niektóre oceny uzyskał z zapowiedzianych sprawdzianów. Nas bardziej cieszą te uzyskane z niezapowiedzianego sprawdzianu ustnego lub pisemnego. W tamten czwartek, pani od matematyki była dużo dłużej niż wynikało to z harmonogramu i zrobiła Mu 2 sprawdziany. Jeden pisemny, a drugi ustny. Obydwa były nie zapowiedziane i poszło dobrze. Jednakże 3 przedmioty nie są objęte nauczaniem. Po prostu szkoła nie ma możliwości tak zorganizować pracy nauczycieli, żeby te przedmioty syn mógł się uczyć w domu. Ponadto na inne 3 przedmioty, syn chodzi do szkoły i uczy się razem z klasą. I, chyba dobrze? Nie wiem. W każdym razie nauczyciele, którzy odwiedzają syna w domu, chwalą Jego chęć uczenia się, aktywność na lekcji oraz wiedzę. Nawet pani ucząca matematyki. Wtrącę, że to nie jest nauczycielka, która w szkole uczy syna matematyki. Nie. Nie uważam, że tamta nauczycielka uczy gorzej, lub że nauczyła się, że syn jest słaby z matematyki i na więcej niż 2 nie zasługuje. Rozbieżność uzyskiwanych ocen, tłumaczę tym, że każdy ma swoje kryteria oceny. Wracając do tematu. W między czasie byliśmy razem z żoną i synem w liceum integracyjnym na rozmowie. Braliśmy pod uwagę, to liceum w dalszej edukacji syna. Długo rozmawialiśmy i wyjaśniliśmy przyczynę indywidualnego nauczania syna. Po spotkaniu odnieśliśmy wrażenie (a raczej ja takie odniosłem i widzę, że żona podziela to wrażenie), że szkoła raczej nie chętnie patrzy na pozyskiwanie uczniów, którzy mają indywidualne nauczanie. Moją szczególną uwagę przykuło zdanie. Czy syn w dalszym ciągu będzie korzystał z nauczania indywidualnego? Mieliśmy nowy problem. Co dalej w takim razie? Podjęliśmy decyzję, że nie będziemy starać się o przedłużenie nauczania indywidualnego syna. Nie wiemy jak inne szkoły mogą zareagować, gdy indywidualne nauczanie trwałoby do końca roku szkolnego. I teraz nie jesteśmy pewni, czy aby te 2 miesiące nauki w domu nie będzie powodem do nie przyjęcia syna do liceum. Na dwoje babka wróżyła. Z jednej strony fajnie, że syn zdecydowanie uwierzył w siebie, a z drugiej powstała niepewność dalszej edukacji. Tak sprawa wygląda. Może to nasze obawy na wyrost? Oby. Jakby powodem nauczania był np. uraz w wypadku, to sprawa jasna. Leczenie np. złamanej kończyny kończy się i uczeń wraca do szkoły. Cieszę się, że żadnemu wypadkowi syn nie uległ. Wspomniałem o tym, żeby pokazać jak różna może być perspektywa dalszej edukacji ucznia, ze względu na powód przyznanego nauczania indywidualnego. W syna przypadku może być tak, że pomimo spełnienia kryteriów rekrutacji przyszłej szkoły, to powód indywidualnego nauczania i obawa szkoły przed kontynuacją tego nauczania w przyszłości, może zdyskwalifikować Go i nie zostanie przyjęty. Najgorsze jest to, że wtedy nie będzie mógł rozwijać się w ulubionych przedmiotach humanistycznych. Ba. Nie wiadomo, czy nawet "załapie się" do technikum lub zawodówki, bo równie dobrze edukację może skończyć na gimnazjum. Wszak takie mamy prawo do edukacji, że po gimnazjum nie musisz już się uczyć i żadna szkoła nie ma obowiązku przyjąć ucznia. :bezradny: ale :szukam:

 

-- 15 lut 2012, 22:23 --

 

@sweethomealabama

 

Ciężko zrozumieć komuś, kto nie miał do czynienia z depresją osobę z tą chorobą. Szczególnie ciężko tym, którzy mają świadomość, że ktoś jest od ich decyzji lub od nich samych zależny. "Syty głodnego nie zrozumie".

Musisz być twarda, uparta i liczyć głównie na siebie. Dobrze, że chłopak Cię wspiera i na siłę popycha naprzód. Walcz. Walcz aż do skutku, który sobie założyłaś. Tylko tym sposobem nie będziesz miała do siebie żalu w przyszłości, że straciłaś czas bo nie walczyłaś do końca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×