Skocz do zawartości
Nerwica.com

nadopiekuńcza matka


Rekomendowane odpowiedzi

White Rabbit, zwana Króliczkiem :) . Niepotrzebnie filozujesz, bo za cholerę nie wiem o co Ci chodzi. Ja po prostu nie chcę by ktokolwiek z dobrych ludzi zadawał sobie ból, cierpienie czy śmierć. Ci ludzie są zbyt cenni i wartościowi, by ich tracić. Czułem kiedyś to samo co Ola, dlatego współodczuwam jej ból i naprawdę mi szkoda tej dziewczyny. To cholernie mocno boli kiedy ktoś dobry mówi, że jego życie jest nic nie warte i chce się zabić. Mój sąsiad z dołu, pieprzony patol, mógłby zdechnąć, ale nie ktoś taki jak Ola. Ona nie zasługuje na śmierć. Zasługuje na to by cieszyć się każdym dniem, po latach męki. Rozumiesz o co mi chodzi?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to git, wszak byt lepszy jest niż niebyt.

- Mobilki, mobilki! Jak tam drużka od Bytowa?

- Coś tam się zakorkowało...

Tak mi się przypomniało ze skeczu :D

 

Aleksandrynko żyj :) . Będzie dobrze :) . Idziesz w poniedziałek do Urzędu Pracy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aleksandrynko. To jest pierwszy krok. Najważniejszy pierwszy krok TIRIRIRIR TARARARA . Nie ważne czy to jest rozwiązanie wszystkich problemów. Ważne że zaczniesz działać w kierunku odcięcia się od rodziców. Podjęcie stażu da Ci jakiś cel i uniezależni Cię finansowo od rodziców. Poczujesz się lepiej, wyjdziesz między ludzi :) . Ja do pracy idę właśnie w takim celu, żeby spotkać się z ludźmi. A samo wykonanie pracy jest mniej ważne :D . Idź jutro do UP :) bo jak nie to przyjadę tam do Ciebie i wołami z domu wyciągnę :) .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, nie sądzę aby pójście do urzędu było rozwiązaniem wszystkich moich życiowych problemów :D

Znajdź mi człowieka, który rozwiązał wszystkie swoje życiowe problemy i skutecznie zapobiegł formowaniu się nowych. Może to być chyba albo oświecony budda albo umarlak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że na rozwiązanie problemu z nadopiekuńczą matką doradzacie wyprowadzkę.

 

Moja jest dodatkowo oziębła emocjonalnie, kontrolująca, wyśmiewa mnie, zaniża moją samoocenę wmawiając mi, że nic nie umiem. Mam tak wyprany mózg, że nawet boję się zrobić sobie samej herbatę, czy wyjść bez jej wiedzy z domu, bo boję się jej reakcji, komentarzy, pytań. Nie mam odwagi na postawienie się jej, bo to przyniosłoby kolejne przykre konsekwencje (np. przestałaby się do mnie odzywać i nie miałabym nawet do kogo gęby otworzyć, doszłyby kłótnie i dodatkowe napięcie między nami, odmówiłaby mi pomocy w sytuacjach, w których byłaby mi ta pomoc rzeczywiście potrzebna).

 

Jesteśmy od siebie zależne finansowo, zostałam wplątana w intrygę z mieszkaniem i nie mogę go opuścić (matka też nie), ponadto potrzebuję pomocy matki ze względu na chorobę fizyczną. I jak mam się wyrwać z takiej sytuacji?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że na rozwiązanie problemu z nadopiekuńczą matką doradzacie wyprowadzkę.

Wyprowadzka i ustalenie twardych granic. Nie wolno pozwalać matce na codzienne nękanie telefonami, jej inwazyjne opinie zbywać i odciąć się w miarę możliwości od jakiejkolwiek zależności od rodziców. Sam jestem jeszcze zależny finansowo, ale wierzę, że to się w niedługim czasie zmieni. Obecnie mam rentę, więc tylko część pieniędzy pochodzi od rodziców - daje mi to emocjonalną ulgę i silniejszą pozycję w walce z jej natarczywą nadopiekuńczością.

 

-- 30 sty 2015, 15:44 --

 

Jesteśmy od siebie zależne finansowo, zostałam wplątana w intrygę z mieszkaniem i nie mogę go opuścić (matka też nie), ponadto potrzebuję pomocy matki ze względu na chorobę fizyczną. I jak mam się wyrwać z takiej sytuacji?

Twój powyższy opis to chyba niestety klasyka ;). Mam tak samo, choć zazwyczaj moja matka jest miła, ciepła, za ciepła - spróbuj przykręcić trochę kaloryfer, to zacznie się awantura.

 

Potrzeba znajomych, przyjaciół, partnerów, ludzi na których można polegać, pracy nad sobą czy indywidualnie, czy w ramach psychoterapii. Nic nowego, ale oczywiście to nie jest takie łatwe, jak by się 'normalsom' wydawać mogło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychoanalepsja_SS Dzięki za odpowiedź. Niestety tak podejrzewałam, że radą będzie terapia i wsparcie znajomych :D tak to zazwyczaj jest na tym forum.

Ale nawet moja odwaga i podbudowanie wiary w siebie nic nie da, bo jestem od niej ze względów fizycznych zależna. I jak się zacznę stawiać a ona się obrazi to koniec, nikt mi nie pomoże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety tak podejrzewałam, że radą będzie terapia i wsparcie znajomych :D tak to zazwyczaj jest na tym forum.

Dlatego napisałem, że to nic nowego. Nie znam Twojej sytuacji, może ją tu opisałaś, może nawet czytałem, ale nie pamiętam. Gdybyśmy znali więcej szczegółów, choćby z tym uwikłaniem mieszkaniowym, to może konkretniejsze rady by poleciały.

 

Nikt nie pomoże? --> Pętelka do punktu, w którym mówiłem o ludziach, na których można polegać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychoanalepsja_SS nie, nie opisywałam wcześniej sytuacji. To wszystko jest pogmatwane.

W skrócie - jeśli w ogóle byłoby nas stać na samodzielne mieszkanie i utrzymanie się gdziekolwiek oddzielnie, to jeśli jedna z nas wyprowadzi się z mieszkania to druga też będzie do tego zmuszona chyba, że spłaci równowartość połowy mieszkania współwłaścicielowi. A na to też nas nie stać.

 

A co do ludzi, na których można polegać, to na rodzinę nie mogę liczyć, a już na pewno nie w takim zakresie, w jakim bym potrzebowała. A znajomych nigdy nie miałam. "Dorobiłam się" kilku w zeszłym roku, ale to agorafobicy (przypadkiem tak wyszło :D na serio), więc nie przyjdą do mnie ani nie zamieszkają ze mną, żeby mi pomagać na co dzień. A ja też rzadko ruszam się z domu.

 

Terapię (pierwszą w życiu) zaczynam w lutym, ale zanim doczekam się efektów (o ile w ogóle takie efekty będą) to pewnie jeszcze bardziej będę się wkurzać całą sytuacją.

 

W każdym razie, dzięki za zainteresowanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

devnull masz dużo racji. Często słyszę o nadopiekuńczej matce i braku ojca (jego obojętności, nieingerowaniu). A nawet jeśli nie jest tak dokładnie, to przynajmniej niewłaściwy stosunek, styl wychowywania, atmosfera w rodzinie bardzo znacząco wpływają na powstanie lub ujawnienie się i nasilenie zaburzeń.

To tacy rodzice powinni chodzić na terapię i nauczyć się szacunku do dzieci, jak się nimi prawidłowo zajmować. A nie, żeby potem dzieci cierpiały przez ich nieudolność, brak zainteresowania, złe traktowanie, apodyktyczność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nadopiekuńcza matka zwykle wychowuje dziecko na przysłowiowego lalusia,rolą ojca jest oswajanie dziecka z rzeczywistością taką jaką ona jest i jaka bywa.

 

Otóż to.

 

Jestem pizdą, mój ojciec jest też pizdą bo dał się związać w homonto własnej żonie.

Przypomina to syndrom sztokholmski, gdzie ojciec i syn stają się pionkami w życiu matki,

i idą tak przez życie jak takie konusy, buraki, bo do tego prowadzi ekstrema władzy kobiecej,

w której nie ma logiki, jest tylko zwierzęcy instynkt.

 

Winny jest chory system gdzie, kobieta ZAWSZE ma przewagę prawną nad opieką dzieci,

choćby była ich katem, co widzimy często w reportażach TV.

Gdy kobieta jest "cichym" katem rodziny to jest cisza, ale kiedy nie daj Boże,

ojciec jest alkoholikiem bo nie wytrzymał presji to robi się z niego potwora,

przerzuca się na niego 100% winy za wszystko, staje się kozłem ofiarnym,

nagłaśnia się w mediach i staje się to betonowym argumentem dla kobiety

by ta mogła realizować swoje egoistyczne cele.

 

A więc kobiety są największym pośrednikiem w zaburzeniach psychicznych,

nie dziwię się więc, że w niektórych krajach arabskich zakazują im chodzić

z odkrytą twarzą, muszą nosić te niesławne chusty.

 

A teraz humorystyczny przykład owej sytuacji, czemu kobiecie należy założyć homonto.

[videoyoutube=tpsP8LMuu_M][/videoyoutube]

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem nadopiekuńczość matki to przyczyna 80% zaburzeń/chorób psychicznych.

Zazwyczaj taka nadopiekuńczość jest za cenę ojcostwa - brak roli ojca w rodzinie, który

pod wpływem żony (matki), poddaje się takiemu systemowi.

Ojciec nie musi być pod wpływem żony, żeby ta była nadopiekuńczą matką.

U mnie w domu ojciec ogólnie był dominujący, ale po prostu nie miał ochoty ingerować w metody wychowawcze matki. Teraz ja i mój ojciec mocno różnimy się od siebie.

 

-- 30 sty 2015, 21:06:15 --

 

Są dwa typy nadopiekuńczych matek, zaborcze i usługujące. Zaborcze zawsze "wiedzą najlepiej", co jest dobre dla ich dziecka, natomiast usługujące są służącymi dla dziecka, wyręczą we wszystkim, co sobie życzy ich "jaśniepan/jaśniepani dziecko".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Są dwa typy nadopiekuńczych matek, zaborcze i usługujące. Zaborcze zawsze "wiedzą najlepiej", co jest dobre dla ich dziecka, natomiast usługujące są służącymi dla dziecka, wyręczą we wszystkim, co sobie życzy ich "jaśniepan/jaśniepani dziecko".

Moja matka jest typem zdecydowanie bardziej usługującym, niż zaborczym, chociaż cechy tego typu również czasami przejawia.

 

U mnie w domu to wygląda tak, że moja matka nie ma żadnych kolegów, żadnych koleżanek, nie prowadzi żadnego życia towarzyskiego, nawet nie utrzymuje kontaktów z sąsiadami czy dalszą rodziną. Jej życie od kilkudziesięciu lat polega głównie na chodzeniu do pracy i usługiwaniu w domu (robienie zakupów, pranie, prasowanie, sprzątanie, gotowanie, załatwianie różnych spraw itp.). Jest w ciągłym biegu, za wszystko się bierze, chce wszystko za wszystkich robić. Zresztą już i tak wszystko za wszystkich robi. Całe gospodarstwo domowe jest na jej głowie, wszystko. Każdego domownika wyręczy, zawsze znajdzie czas. Myślę, że ona chciałaby aby jej jeszcze więcej dowalić jakichś obowiązków. Raz sam chciałem umyć talerz to mi zabrała. Drugim razem prawie mocno nie pokłocliśmy się o to, że chciałem samemu szklankę wymyć, odberała to jako wtargnięcie na jej terytorium. Przecież dla mnie to nie problem, sam mógłbym sobie wrzucać rzeczy do pralki, prasować, sprzątać itd., to nic strasznego, nawet dobrze bym na tym wyszedł bo z tej bezczynności w dupie mi się już poprzewracało. Powiem szczerze, że nawet chciałbym zacząć robić to samemu. Problem jest w tym, że dla matki to zdecydowanie się nie podoba, ciągle są z tego powodu jakieś sprzeczki. Ona wie, że gdy przestanie mieć swoje obowiązki to wtedy zwiędnie i będzie musiała trzeźwo spojrzeć na to w jakie g*wno wdepnęła i co najlepszego narobiła, nie tylko ze swoim życiem ale również pośrednio z życiem reszty domostwa. Uważam, że to całe wyręczenie i pęd za coraz to nowszymi obowiązkami wynika z rekompensacji sobie problemów na gruncie społecznym i towarzyskim. Po prostu jako osobowość i rozmówca ma niewiele do zaoferowania, jest jakaś zaburzona i tym samym łapie się reszty uciekając przed problemami. Tak to widzę. Mówię jak jest, jak Mariusz Max Kolonko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nigdy nie przejawiałem żadnych chęci, żeby robić coś robić, wręcz mam awers do działania. Czasem matka chce, żebym coś zrobił, ale wtedy czasem mam ochotę za to "mordować". Muszę wtedy najpierw zastosować techniki uspokajające, żeby móc coś zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×